• Nie Znaleziono Wyników

Nasz Przyjaciel : dodatek tygodniowy "Głosu Wąbrzeskiego" poświęcony sprawom oświatowym, kulturalnym i literackim 1929.12.15, R. 7 [i.e. 6], nr 43

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nasz Przyjaciel : dodatek tygodniowy "Głosu Wąbrzeskiego" poświęcony sprawom oświatowym, kulturalnym i literackim 1929.12.15, R. 7 [i.e. 6], nr 43"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

w

Doaatek tygodniowy „Głosu Wąbrzeskiego" poświęcony sprawom oświatowym kulturalnym i literackim.

Nr. 43 Wąbrzeźno, dnia 15 grudnia 1929 r. Rok 7JIHGFEDCBA

Wąż.

W łesie, tocząc na trawie pozłociste koła,

Uciekałeś przed ludzką, wrzaskliwą gromadą — Jeden z tych, co przyjaźnie w kolebki się kładą, W wianek z włosami dziecka plotąc się u czcią.

Posiekany, drżał będziesz do słońca zachodu Bolesną tajemnicą gadziego konania —

Cóż znaczy, że dziesięćkroć minęła cię łania — Mogłeś być jadowity boś ze żmiji rodu.

Słodycz woni, jad struty — są w całym wszech- święcie, Od słonecznych do ciemnych rozparle aniołów.

W sercach ludzi mieszkają, u zwierząt i w kwie­

cie —

— Choć trujących u zębów nie miałeś gruczołów Zginąłeś zaplątany w braci-katów wmę — Cicho — ofiara twoja oczyści ich ślinę.

Abel Aqui.

oo s q < - > o o > o ■-

Ewangelja

św. Jana rozdz. I, wiersz 19—28.

Posłali żydowie z Jeruzalem kapłana i lewity do Jana, aby go spytali: Ktoś ty jest? I wyznał, a nie zaprzał, żem ja nie jest Chrystus. I spytali go:

Cóż tedy? Jestetś ty ELasz? I rzeki im: nie jestem.

Jesteś ty prorok? I odpowiedział nie. Rzekli mu tedy: Ktoś jest, żebyśmy dali odpowiedź tym,- któ­

rzy nas posłali? Co powiadasz sam o sobie? Od- rzekł; Jam głos wołającego na puszczy. Prostujcie drogę Pańską, jako powiedział Izajasz prorok. A którzy byli posłani, byli z Faryzeuszów, i pytali go, a mówili mu: Czemuż tedy chrzcisz, jezli żeś ty nie jest Chrystus, ani Eliasz, ani prorok? Odpowiedział im Jan, mówiąc: Jać chrzcę wodą, ale wpośrodku was stanął, którego wy nie znacie. Ten jest, który za mną przyjdzie, który przede mną stał się: któ- regom ja nie godzien, żebym rozwiązał rzemyk u trzewika jego. To się działo w Betanii za Jcrda- nem, kędy Jan chrzcił.

Nauka

Przygotujcie serca...

Chrystus - Bóg - Człowieik ma zstąpić na zie­

mię. Ten król nieba i świata całego przychodzi do nas Judzi upadłych, by nas podnieść, pocieszyć, by nam pomóc. Jak my Go przyjmiemy ?

Gdy najwyższy dostojnik kraju przyjeżdża cio nas, ile dokładamy starań, pracy i mozołu, by go­

dnie go powitać. Jednak i ten dostojnik — to tyko człowiek, może grzeszny, jak i my; to tylko pod­

dany ustaw ludzkich; to tylko ludzie go wynieśli tak wysoko. A Chrystus-Król? To Pan nad pany, od którego potężniejszego dostojnika nie znajdziesz na świecie całem, bo to człowiek, ale zarazem i Bóg, bo nie ludzie Go wybrali, ale Niebo Go zsyła, bo nad prawo, które On nam dał, większego nikt na świecie dać nie może!

Pomyśl, drogi czytelniku, fego Pana nad pany ty masz powitać, bo On przychodzi nietylko do możnych i wielkich, ale i do najmniejszych, do wszystkich ludzi, więc także do ciebie, Czem Go powitasz, jak przystroisz dom, do którergo On wejdzie? Ten Król swoje przybycie już ci zapowie­

dział, by nie zastać cię nieprzygotowanym. To Kościół ci głosi, że za tydzień rozgłoszą dzwony światu całemu, że przyszedł jego Pan, Zbawca i Sędzia. Tydzień ma jeszcze świat przed sobą, by o tym czasie godnie wszystko przygotować na przyjęcie swego Pana.

Dostojników tego świata staramy się przyjąć jaknajlepiej, by z naszego przyjęcia byli zadowo­

leni. Dlatego wpierw pilnie dopytujemy się, jakie oni mają upodobania, zwyczaje, co im najlepszą ra­

dość sprawić potrafi, i o samo zróbmy przy przy­

gotowaniu przyjęcia Królowi świata całego.

■Posłuchaj uważnie, powiem ci Jego upodoba­

nie, zdradzę ci tajemnicę, którą sprawisz Mu ra­

dość najwyższą. Oto On sam każę świat przystroić w szatę białą, kryje pola czarne, łąki zżółkłe, drze­

wa bezlistne, pokrycia pałaców i strzechy słomia­

ne powłoką bielusieńką — śniegiem. Świat więc już przygotowany. Ale Ten Król wszystko prze­

nika; przenika też całego człowieka, nawet naj-

(2)

177 — skrytsze tajniki serca i najgłębsze zakątki duszy jego. R adość w ielką spraw ia M u człow iek, którego serce, dusza czysta jest jak kryształ, gdzie brudu, ani naw et pyłu żadnego nie spostrzeże. U cho T ego Pana jest tak delikatne, że ono podchw ytuje naw et głos m yśli i serca, a m ile słucha, gdy to serce bije m iłością najw yższą ku N iem u, m iłością nie podda­

nego do sw ego zw ierzchnika, ale m iłością syna do ojca, brata do brata, przyjaciela do przyjaciela;

a głow ę skłania przyjaźnie ku tem u, kto z nadzieją silną, jak m iłość sam a, patrzy ku N iem u, że O n na- pew no w yzw oli, pocieszy, pom oże. Przy takiem przyjęciu zm ienia O n sw e oblicze w ładzcy i sę­

dziego na O jca kochającego i ukochanego. W tedy

ręka Jego szeroko rzuca skarby niezliczone ku sw oim poddanym , a obecność Jego przynosi w szy­

stkim spokój, w esele, szczęście. T akim jest i takim tylko być potrafi nasz K ról, gdy poddani m y słu­

dzy Jego stosow ne do Jego życzeń przyjęcie M u zgotujem y.

Przygotuj, czytelniku drogi, duszę T w oją, ułóż starannie w szystkie jej spraw y, oczyść najm niejszy jej zakątek, bo przyjdzie K ról tw ój i Pan. Jego przybycie już dziś ci oznajm ia K ościół w ołaniem : ,,G otujcie drogę Pańską , bo Pan jest blisko. A czem ty na to w ołanie odpow iesz?

Czech.

M A T K A .

Prom ieniem słońca dla dom u jest dobra, poboż­

na m atka. Pokój i zgoda panuje w rodzinie, w któ­

rej rządzi taka m atka. M ąż pow raca po ukończo­

nej pracy dziennej z radością do sw oich dzieci i pośw ięca im w olne sw oje godziny. D zieci rosną i rozw ijają się pięknie, jak kw iaty w rosie niebie­

skiej. Z baw ienną bojażń Pańską i szczere zam iło­

w anie dobrego w paja pobożna, cnotliw a m atka w ich serca w rażliw e. T chnienie zatrute grzechu i złego nie znajduje przystępu do serc ich pilnie strzeżonych. M atka to w łaśnie trzym a w ręku przyszłość sw ych dzieci.

C zem jest m atka dla sw ych dzieci, m ów i nam o tern w ielu sław nych ludzi. I tak w ielki cesarz Francuzów , N apoleon I., tak się w yraził o sw ej m atce L etycyi: „M ojej m atce i jej zasadom za­

w dzięczam m oje pow odzenie i w szystko, co uczy­

niłem dobrego". Św iadectw o to potw ierdza jego brat Józef, m ów iąc: „Silna, dzielna niew iasto, m at­

ko nad m atkam i, jakże dłużnem i tobie dzisiaj jeszcze tw oje dzieci za przykład, jaki im daw ałaś!"

L etycja była głęboko religijną, w ielkoduszną kobietą, pełną surow ego poczucia obow iązku, m at­

ką ubogich, chrześcijanką nie unoszącą się pychą w szczęściu i nie upadającą w nieszczęściu. N a sw eni w ygnaniu na w yspie św . H eleny opow iadał N apoleon o sw ojej m atce: „M oja m atka posiadała w ielki charakter, siłę ducha, w iele podniosłości i dum y. C zuw ała ona z niezrów naną troskliw ością nad pierw szem i w rażeniam i dzieci. N iskie uczucia usuw ała, obrzydzała i dopuszczała tylko przystępu do serc ich dla tego, co było w ielkie i szlachetne.

T ajem niczy zakonnik.

W tych dniach otrzym ał, jak z R zym u donoszą, św ięcenia kapłańskie były dziennikarz rzym ski i korespondent turyńskiego dziennika „Stam pa", E ttore Libri. Pierw szą m szę św . odpraw ił daw ny dziennikarz św iatow ej sław y w klasztorze na M on­

te C asino.

Już o dszeregu m iesięcy szeptano na ucho licz­

nym dziennikarzom , którzy w tym roku jubileuszo­

w ym zakonu B enedyktynów zw iedzili klasztor, iż w śród nich znajduje się pew ien ich daw niejszy ko­

lega. Pew nego dnia w reszcie ujrzano go. N iektórzy daw ni koledzy jego poznali go odrazu, m im o czar­

nego habitu benedyktyńskiego i przypom nieli so­

bie w ytw ornego św iatow ca, którego tak często

M iała w stręt do kłam stw a, jak do w szystkiego, co tylko m iało pozór niższego uczucia. U m iała karać i w ynagradzać i śledziła w szystko bacznie u sw oich dzieci". W sam otności dalekiej w yspy w ięc znow u żyw o stanął m u w pam ięci niezatarty obraz m atki.

T egoż N apoleona zapytał ktoś pew nego razu:

C zego głów nie braknie narodow i francu­

skiem u?

— D zielnych m atek! — brzm iała krótka, lecz w ym ow na odpow iedź,

I dzisiaj m ożnaby staw ić pytanie: „C zegóż po­

trzeba tej rodzinie, aby stała się poboźniejszą i lepszą?" — „D zielnej m atki!"

Z nany założyciel niem ieckich tow arzystw ka­

tolickiej czeladzi, X . K olping, zw rócił się pew nego razu do m atek: „W iecie, m atki — rzekł — co m ię utrzym ało w śród w szelkiego zepsucia? M iałem biedną m atkę, ale m atkę, u której nie w idziałem i nie słyszałem nic, czegobym nie byś m usiał sza­

now ać. A gdy pokusa zbliżyła się do m nie, w ten­

czas pom yślałem o m ojej m atce, a kusiciel pierzchł odem nie. O dkąd um arła, tern w iększego jeszcze dla niej nabrałem szacunku, w tenczas dopiero jasno poznałem , co m am do zaw dzięczenia jej m odlitw ie.

Tej m odlitw ie zaw dzięczam , że stoję tu dzisiaj i że nie zginąłem w śród niebezpieczeństw , które m ię otaczały, a jej m odlitw a także dopom oże m i do szerzenia czci B oga w edle słabych sił m oich". G dy- byż to w szystkie m atki tak żyły i postępow ały, aby dzieci ich m ogły to sam o pow iedzieć o nich!

stw ach, w sali prasow ej, podczas obchodów i pod­

czas w yścigów . E legancki dziennikarz, który przed laty znikł nagle bez śladu, stał w pokornej posta­

w ie zakonnika, z pochyloną głow ą, ale z pogod­

nym uśm iechem na ustach, w śród daw nych sw ych tow arzyszy, którzy go otoczyli zw artem kołem .

E ttore L ibri zaw ędrow ał w lipcu 1924 r. — był to okres okropnego zam ieszania i w alk politycz­

nych po zam ordow aniu M atteottiego — na W zgó­

rze M onte C asino i poprosił przeora zacisznego klasztoru o gościnę, o nieco spokoju i ciszy. B ene­

dyktyni udzielili m u gościny, której nikom u nie od­

m aw iają. T utaj w zaciszu klasztornem , dokonał się zw rot w usposobieniu dziennikarza. Pobyt w klasz­

torze, zezw alający na pełne oddanie się życiu du­

chow em u, w ydaw ał się dziennikarzow i rajem i w y-

(3)

178 — Zwoleniem . Ettore Libre już nie opuścił m urów klasztoru, lecz w stąpił do klasztoru jako nowicjusz.

Tutaj daw ny oficer i doktór praw zaczął studjować teologję. Pięć lat trwały studja i czas próby. Teraz stanął daw ny dziennikarz u grobu wielkiego zało­

życiela, św. Benedykta i w obec daw nych kolegów po piórze odpraw ił uroczyście pierw szą swoją m szę św.

Essggga Rozmaitości ze Świata

Syberja posiada największe pokłady węgla.

Specjalna kom isja, która z ram ienia rządu so­

w ieckiego badała w północnej Syberji nowo-od- kryte tereny węglowe, stwierdziła na podstaw ie, dłuższych poszukiwań, iż węgiel znajduje się w tych okolicach Syberji w bardzo dużych ilościach i tworzy jedno z najbogatszych zagłębi węglowych na całym świecie. Prow izoryczne obliczenia w y­

kazały, iż nowo stworzone kopalnie będą m ogły dostarczać przeszło 450 m iljardów ton doskonałego węgla. Poniew aż nowe tereny węglowe iznajdują się w bardzo dostępnych okolicach i leżą w pobli­

żu w ielkich portów na rzece Jenissej, liczą się po­

wszechnie z tern, iż rząd sow ietów przystąpi w krót­

ce do silnego eksportu węgla na rynki zagraniczne.

W arto tu rów nież zaznaczyć, iż inna sow iecka ko­

m isja naukow a, która badała tereny na półw yspie Kola, znalazła tam bardzo bogate pokłady w arto­

ściowych sort fosforycznych.

Angielski następca tronu wybiera się znowu do Afryki.

Pism a londyńskie donoszą, iż książę W alji w y­

jechać m a z początkiem przyszłego roku znowu do Afryki, aby ukończyć swą w ielką podróż politycz­

ną, którą przerw ał w bieżącym roku z powodu ciężkiej choroby króla angielskiego. Pierw szym etapem podróży angielskiego następcy tronu bę­

dzie K apstadt, skąd rozpocznie się dalsza rutą przez w szystkie kolonje angielskie w południowej i centralnej Afryce.

Silna burza nad wybrzeżem francuskiem.

Nad zachodniem w ybrzeżem francuskiem sza­

lała w ostatnich dniach bardzo silna burza, która w yrządziła w licznych nadbrzeżnych m iastach bar­

dzo silne spustoszenia. I tak w Lille zawaliła się ściana nowobudującego się dom u, grzebiąc pod gruzam i kilka osób. W w ielu m iejscowościach w y­

rw ane zostały dachy, oraz stare drzew a w raz z ko­

rzeniam i. Najsilniejsze straty poniosły liczne osa­

dy rybackie, gdzie zatonęło kilka łodzi wraz z za­

łogą. O kręty, znajdujące się w porcie Brest, mu- siały dla ochrony przed rozszalałem! falami m or skiem i zarzucić podwójne kotwice.

Anglja zamierza produkować wielojęzyczne filmy dźwiękowe.

W Londynie zaw iązało się w ostatnich dniach specjalne towarzystwo film owe, które zam ierza rozpocząć produkcję wielojęzycznych film ów dźwię kowych. I tak poszczególne filmy wyposażone m ia­

łyby być w kilka rodzaje taśm dźwiękowych, tak, że m ożna będzie otrzymać te same film y z djalo- gam i angielskimi, francuskimi, niem ieckim i, w ło­

skim i i t. d. Pierw sze film y sporządzone m ają być w sześcu językach. Czy język polski zostanie rów­

nież uwzględniony — trudno na razie przewidzieć.

Miasto bez kościołów.

W ładze sowieckie w m ieście Chersoniu posta­

nowiły ostatecznie skonfiskować na rzecz państwa

w szelkie kościoły, tak, że w najbliższym już cza­

sie będzie Chersoń jedynem m iastem na całym świecie, pozbaw ionem kościołów. W skonfiskow a­

nych kościołach i synagogach pow stać m ają kino­

teatry, oraz kluby sowieckie.

PIERWSZA KOBIET A-ADWOKAT NA WĘGRZECH.

Przed sądem budapeszteńskim w ystąpiła w o- statnich dniach pierw sza kobieta, której zezw olo­

no odbywać praktykę adw okacką. Pierw szy w y­

stęp kobiety-adwokata w yw ołał oczywiście w w ę­

gierskich kołach praw niczych żywe zainteresow a­

nie, które zwiększyło się jeszcze bardziej, gdy no­

wej adw okatce udało się uwolnić sw ą klientkę od grożącej jej kary śm ierci. Niewiadom o jednak, ozy pom yślny w yrok był zasługą zdolności adw okatki, czy też w ydany został przez wzgląd na pierw szy debiut obrońcy w.... sukience!

AMERYKA WOBEC GROŹBY BRAKU BENZY­

NY I NAFTY.

N iezw ykłe w rażenie w am erykańskich kołach gospodarczych w yw ołał ostatnio raport, który z ram ienia specjalnych rzeczoznaw ców naftow ych złożony został do rąk prezydenta H oovera. Raport rzeczoznaw ców stwierdza, iż źródła nafty, które znajdują się na cały terenie Stanów Zjednoczo­

nych są już bardzo nieliczne i że w najlepszym ra­

zie jeszcze najwyżej sześć lat w ydobyw ać będzie m ożna z nich naftę. N ależy bow iem liczyć się z tern, że A m eryka izużywa obecnie rocznie prze­

szło 1 m iljard beczek benzyny — a poniew aż za­

potrzebow anie ustaw icznie zw iększa się, przeto źródła nafty am erykańskiej, które oszacow ane zo­

stały na około 10 m iljardów beczek, starczyć m o­

gą przeciętnie jeszcze na sześć lat. Jeśli się w eź­

m ie pod uwagę jak olbrzym ią rolę odgrywa dziś benzyna w rozwoju technicznym A m eryki, nic dzi­

wnego, iż tak pesym istyczne obliczenia w yw ołały w am erykańskich kołach gospodarczych żywe za­

niepokojenie. Rzeczoznaw cy naftow i wzywają prezydenta Hoovera, by zechciał otoczyć należy­

tą opieką am erykański przem ysł naftowy i w pły­

nął na silną oszczędność w zużyw aniu benzyny.

W przeciw nym bowiem razie A m eryka będzie m usiała uzależnić się od dostaw y benzyny z in­

nych państw .

WŚRÓD NOWYCH WYDAWNICTW

_ „Księgowość uproszczona*’ dla średnich i mniejszych kupców, przem ysłowców, rzem ieślników, właścicieli nieru­

chomości i zawodów wyzwolonych. Opracował M . Pacoszyń- ski, zaprzysiężony rewizor ksiąg handlowych na obwód I- zby Przem ysłowo - Handlowej w Grudziądzu, Grudziądz, 1930. W ydanie drugie rozszerzone.

Praca powyższa, jak wskazuje tytuł przeznaczona jest dla mniejszych i średnich przedsiębiorstw, pragnących pro­

wadzić buchalterię racjonalną, dostosowaną do wymagań Kodeksu Handlowego oraz Ustaw Skarbowych. Om awiana książka traktuje nietylko o prowadzeniu prawidłowej ra­

chunkowości, ale także podaje wskazówki, tyczące się or­

ganizacji przedsiębiorstw, kalukulacji, wypełniania i obli­

czania weksli, kontrolowania rachunków bankowych i t. p.

W ykład utrzym any jest na poziomie popularnym , liczne zaś tablice i wzory ułatwiają każdem u czytelnikowi zaznajo­

mienie się z treścią książki i zastosowania nabytych wia­

domości w praktyce.

(4)

1 7 9 —

O D R E D A K C JI.

D alszy ciąg o p isu „P o d ró ż p o sło n eczn ej Italji' z p o w o d u b rak u m iejsca zm u szen i jesteśm y o d ło ­ żyć do n astęp n y ch n u m eró w , za co n aszy ch S za­

n o w n y ch C zy teln ik ó w jak an jm o cn iej p rzep rasza­

m y.

»» : --L- --- - m-yg*** WF-lffWWW

aura, wra-r

WSZĘDZIE NUMER.

Z b ro d n iarz za szereg k rad zieży d o stał się n a p iętn aście lat za k ra tk i w ięzien n e. N ig d y w ty m czasie n ie u sły szał sw eg o n azw isk a. W o łan o go zaw sze n u m erem celi; w k tó rej sied ział. Z b ieg iem lat zap o m n iał p raw ie, że m a n azw isk o .

W reszcie sk o ń czy ł się term in w ięzien n y . W y ­ p u szczo n o go n a w o lno ść. R ad o w ał się z niej, raz, że m u w y p łacon o zn aczn ą su m ę p ien ięd zy za p ra­

ce w ięzien ne, a p o w tó re, że o d zied ziczy ł m ajątek p o zm arłej cio tce.

— D zięk i B o g u — w estch n ął sw o b o d n ie. — C zło w iek p rzestan ie n areszcie b y ć n u m erem .

W ty m celu p o stan o w ił so b ie n ab y ć p rzed e- w szy stk iem p o rząd n e u b ran ie. —

— P ro szę o k ap elu sz — zag ad n ą sp rzed aw a- cza w sk ład zie k ap eluszy .

K tóry n u m er? — p y ta ten że.

B y ły w ięzień o słu p iał, tak , że b y łb y o m ało zd rad ził n u m er celi, w k tó rej sied ział. W ró cił je­

d n ak n ieb aw em d o ró w no w agi i z u śm iech em p o ­ d ał n u m er o b jęto ści g ło w y . P o k ap elu szu p rzy ­ szła k o lej n a ręk aw iczk i.

_ K tó ry n u m er? — p u ta sp rzed aw aczka.

N aszego „n o v /eg o czło w iek a0 jak b y o sa u k łu ­ ła, g d y to u słyszał. A le u p am iętał się i p o d ał rę­

k ę d o p rzy m iark i. S tam tąd p o szed ł do sk ładu b ie­

lizn y po zak u p n o k o łn ierzy k ó w .

D o b rze, zaraz — o d p o w iad a u słu żn y k u ­ p iec _ ale p ro szę p o p rzed nio o p o d an ie n u m eru . B y łem u w ięźn io w i k rew u d erzy ła do giow y, tak, że to p o d p ad ło n aw et k u p co w i.

— P an w id o czn ie cierp i n a reu m aty zm — p o ­ w iad a z p o lito w an iem . A le k u p u jącem u w u szach d u d n ieć p o częło i rad b y ł, g d y się n ieb aw em zn a­

lazł n a św ieżem p o w ietrzu . P rzez ch w ilę b łąd ził, jak o szo ło m io n y . W k o ń cu , g d y p rzy szed ł do sie­

b ie, p o stan o w ił k u p ić so b ie b u ty . W ch o d zi z a­

tem d o sk ład u o b u w ia, ale zaled w ie w y p o w ied ział sw e ży czen ie, zad źw ięczały m u w u szach sło w a:

— K tóry n u m er, P an ie?

W ięźn io w i w ło sy zjeży ły się n a g ło w ie. Z tru ­ d em w y trzy m ał n a m iejscu .

W y czerp any n a ciele i d u ch u rzu cił się n a ło ­ że, g d y się w m ieszk an iu zn alazł. C zy w e śnie, czy n a jaw ie, o w o „k tó ry n u m er p rześlad o w ało go jed nak b ezu stan n ie. C zy n ab y w ał o k u lary , czy u b ió r, czy ch ciał ro zm aw iać telefo n em , czy n o ­ co w ał w h o telu , w szęd zie p y tan o go o n u m er.

O k ro pn o ść! — w estch n ął w k o ń cu , g d y p o - w ięzien n ym . — W ięzień jest n u m erem , ale czło­

w iek w o ln y sk ład a się z sam ych n u m eró w .

PRZEDŚWIĄTECZNA PRZYGODA PANA ROZTARGNICKIEGO.

P an K leo fas R o ztarg n ick i (w raca już o zap a­

d ający m zm ierzch u w w ig ilję B o żeg o N aro d zen ia do dom u, o b ład o w an y p aczk am i). U l, zm ach ałem

się, ale m am ju ż w szy stk o ! T eraz m o żn a w stąp ić do h an d elk u . Jed n ą lam p eczk ę, p an ie S tan isła­

w ie, an i tro chę w ięcej! Z ona czek a, d zieciak i cze­

k ają, o, w id zisz p an , ile p aczek ... jed na, d ru g a, trzecia.,.. C o, u lich a, p o w in n o b y ć sied em , a jest sześć. Z p ew n o ścią zo staw iłem w sk ład zie. C o się n ależy ? — m u szę b iedź co p ręd zej.

(W sk ładzie): — p rzep raszam , czy n ie zo sta­

w iłem tu taj jed neg o p ak iecik u !

O w szem jest, słu żę p an u .

N o, n areszcie! T eraz trzeb a w siąść do tram w aju , b o n ie zd ążę (siad a do tram w aju i ro z­

k ład a p aczk i). Jed n a, d ru g a, trzecia.... A żeb y cię!

zn o w u sześć. W id o czn ie jed n ę zo staw iłem w h an ­ d elk u , trzeb a w y siad ać.

(W h an d elk u ): — P an ie S tan isław ie, d o b ro ­ d zieju , m u siałem tu u w as zo staw ić p aczk ę z za­

b aw k am i!

Jest, jest, szan o w n y p an ie, sch o w ałem u m y ­ śln ie p o d k ram n icę. O , słu żę p an u !

— W iesz p an co, m o żeb y jed n ą lam peczk ę?

T ak em się zm ęczy ł. B o n ie u w ierzy p an , jak i to k ło p o t z tem i p aczk am i. A tu ich aż sied em : laz, d w a, trzy . A b o d ajcie n ajsiarczy stsze p io ru n y ! p io run y ! Z now m sześć. M u siałem u p u ścić jed ną w sk lep ie z zab aw k am i! A już w iem . T u zin ch u ste­

czek d la M ary si... P an ie S tan isław ie, jeszcze je­

d n ą lam p eczk ę, b o m zły. A teraz tu w szy stk o i b io rę d o ro żk ę. Ja k p o w ró cę, zab io rę resztę.

(W sk ład zie): A ch to p an ! W ied ziałem , że p an p o w ró ci. U p u ścił p an tę m ałą p aczk ę, o to jest!

(W d o ro żce): — N o, n areszcie trzeb a w racać.

Jó żem się d o b rze sp ó źn ił. A tę p rzek lętą p aczk ę zaw ieszę so b ie u g u zik a. A tak ! d w a razy zak ręcę, żeb y n ie p rzep ad ła.

(W h an d lu ): — U f, g o rąco ! P an ie S tan isław ie, p ręd k o , d w ie lam p eczk i i n iech tam k to o d n iesie p aczk i do d o ro żk i (rach u je). Z n o w u sześć! C zy ja­

k ie czary ? A h a, jed n ę m am n a g u zik u . N o, ch w a­

ła B ogu! C o tam żo n a p o w ie? D o w id zen ia p a­

n ie S tan isław ie!

(W d o ro żce): — A p o p ęd zaj p rzy jacielu , bo p rzy jed ziem y p o w iiji.

(W d o m u ): — B ój się B o g a czło w iek u , co ty w y p raw iasz! W szy stk o w y sty g ło , d zieci p łaczą z g ło d u . M ary sia aw an tu ru je się w k u ch n i.

P rzep raszam cię d u szk o , ale m iałem ty le sp ra­

w u n k ó w d o załatw ian ia. W y o b raź so b ie, siedem p aczek . T u jed n a. A żeb y cię, jak się zap lątała!

N o już. T o ch u steczk i d la M ary si.

A reszta? A p raw da, g d zie reszta? A żeb y to p io ru n y ! R esztę zo staw iłem w d o ro żce (p ęd zi do o k n a). O d jech ała!....

o zjed n an iu n am ch o ć jed n eg o a b o n e n ta n a N O W Y K W A R T A Ł

Cytaty

Powiązane dokumenty

A bardzo rano pierwszego dnia z Szabatów przyszły do grobu, gdy już weszło słońce, i mówiły między sobą: kto nam odwali kamień ode drzwi

Obleczcie się w zupełną zbroję Bożą, abyście mogli stać przeciwko zasadzkom diabelskim.. Albowiem nie

A jeśliż i szatan jest rozdielon przeciw sobie, jakoż się stoi króle­..

Odpowie ­ dzieli tedy mu żydowie i rzekli mu: Iżali my nie dobrze mówimy żeś ty jest Samarytan i czarta masz.. Odpowiedział Jezus: Ja czarta nie mam ale czczę Ojca Mego

Rzekł Mu je-, den z uczniów Jego, Andrzej brat Szymona Piotra: Jest tu jedno pacholę, co ma pięcioro chleba jęczmiennego i dwie ryby: ale co to jest na tak

tra, Jakóba i Jana brata jego i wprowadził ich na górę wysoką o- sobno, i przemienił się przed nimi.. A oblicze Jego rozjaśniało, jako słońce, a szaty Jego stały się białe

Onego czasu wziął Jezus z sobą uczniów dwunastu i rzekł im: Oto wstępujemy do Jeruzalem, a skończy się wszystko, co napisano jest przez proroki o Synie czło ­

Inne podobieństwo powiedział ludowi Jezus, mówiąc: Podobne jest Królestwo niebieskie ziarnu gorczycznemu, które wziąwszy czło ­ wiek wsiał na roli swojej..