• Nie Znaleziono Wyników

Więzienie w Krasnymstawie - Mieczysław Fik - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Więzienie w Krasnymstawie - Mieczysław Fik - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

MIECZYSŁAW FIK

ur. 1923; Turobin

Miejsce i czas wydarzeń Krasnystaw, okres powojenny

Słowa kluczowe Krasnystaw, okres powojenny, więzienie

Więzienie w Krasnymstawie

W Krasnymstawie w celi byłem sam. Było tam takich dwóch funkcyjnych. Jeden był piekarzem, a drugi korytarzowym. Syn z ojcem: syn był korytarzowym, a ojciec siedział za złodziejstwo, za kradzież. Ja byłem w trakcie śledztwa. Najpierw mnie wzięli na celę ogólną. Tam było ze trzydzieści osób, m.in. mój znajomy. Podszedł do mnie, trochę porozmawialiśmy i zauważył to klawisz. Zaraz musiałem zabrać manatki i przerzucili mnie na pojedynkę. Siedzę sam. Przychodzą po pracy, po godzinach, ten ojciec z synem. Szybko żeśmy się dogadali: oni pochodzili z Kaniowa, mój kuzyn był w Anglii i ożenił się z bratanicą tego człowieka. I już żeśmy się troszkę zaprzyjaźnili.

Ten młody mówi do mnie: „Może chce pan podać jaki gryps do domu czy coś?” – on ma wolność, nie jest śledzony, może podać. Ja głupi uwierzyłem w to i napisałem tę kartkę, ale nic takiego ważnego nie napisałem: że się nie boję, muszą mnie wypuścić, bo jestem niewinny. Siedzimy – już później zapoznaliśmy się bliżej, była między nami tolerancja, zaufanie – i ten ojciec mówi mi w końcu: „Żebyś tylko do niego nic nie mówił, bo on podaje wszystko do tych UB-owców i za to ma lżej”. Niedługo ich zwolnili.

Siedziałem w celi czteroosobowej, od strony cmentarza. Za więzieniem były sądy w Krasnymstawie. Patrzę, prowadzą jakiegoś pana. Widzę, że idą do więzienia, tą ulicą od cmentarza; prowadzili zresztą nie jednego. Słyszę gdzieś szczęk bram w więzieniu. Zeskoczyłem, bo spałem na pięterku, wyraźnie ich słyszałem: szczęk klucza, bramy się otwierały na mój oddział. Stanąłem koło pryczy na boku – w moim zamku klucz się otwiera. Patrzę, przyprowadzili tego pana do mnie. Spojrzałem na niego, już go poznałem, już wiem kto to. Klawisz zamknął drzwi, a ten się mnie pyta, gdzie może się ulokować. Mówię: „Tu jest wolne miejsce, tu jest dwóch funkcyjnych i ja, a tu dla pana”. Ale widzę, że on jest bardzo podenerwowany. Poznałem go, już czuję, co to jest, ale nie pytam. On zaraz zaczął tak chodzić. Po pewnym czasie mówi: „Ja pana skądś znam”. – Ja na to: „I ja pana znam”. Mieszkaliśmy po sąsiedzku, więc pytam: „Pan Jagodziński, tak?” – „Tak, tak”. – „No i co, panie, skąd

(2)

pan tutaj?” – „A miałem sprawę tutaj”. – I co? – „A karę śmierci dostałem”. Pracował w Arbeitsamcie, to było biuro, które wysyłało do Niemiec na roboty. On był sierżantem wojsk polskich w Krasnymstawie, tylko później poszedł do tej pracy.

Światło się świeciło po nocach. Klawisz co raz zaglądał. Siedzieć ze skazańcem, to coś strasznego! Chodził i modlił się tylko, a to taka wąska celka była. „Matka Boska mnie obroni”, i „Matka Boska mnie obroni” – takie słowa wypowiadał. Niesamowite wrażenie. Tak było przez miesiąc.

Złożył podanie do prezydenta o ułaskawienie, czeka. Sobota, już po apelu, szykujemy się do spania. Znowu słyszymy klucze. Idzie klawisz, naczelnik więzienia i jeszcze parę osób do naszej celi. To była dwudziestka, pamiętam jak dziś. Otwierają, wzywają go – to już było po miesiącu. A on się pyta: „Z rzeczami czy bez?”. „Bez rzeczy” – nie wiadomo było: albo już na wyrok, albo co? Jak poszedł, to ja sam dziwnie się czułem; siedziałem spłoszony, a ze mną był jeszcze taki jeden z Łopiennika. Potrwało to może 20 minut. Słyszę znowuż kroki i brzęczenie kluczy.

Otwierają się do naszej celi, on wchodzi – na jego twarzy już zauważyłem zadowolenie. Naczelnik mówi: „No, słuchajcie, jestem tu, żebym wam nie musiał szubienicy budować”. Zrozumiałem, że już z nim nie najgorzej. Zamienili mu wyrok na 10 lat więzienia. Później mi mówił, że miał córkę – bardzo ładna dziewczynka – poznała jakiegoś enkawudzistę. On był jakiejś wysokiej rangi – miał tam coś do powiedzenia – więc wstawił się w jego sprawie i mu to zamienili. Nie wiem, co z nim było dalej, bo pojechałem do więzienia na Zamek, a on został. W więzieniu w Krasnymstawie siedziałem trzy miesiące.

Data i miejsce nagrania 2009-03-02, Turobin

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski

Redakcja Monika Śliwińska, Elżbieta Zasempa

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

A ten Sowiet, może to też był Żyd w mundurze, wyjął pistolet i już chciał go zastrzelić, ale podskoczył drugi Żyd, taki stolarz, i mówi: „Nieprawda, ja też jestem Żyd, to

Oni mieli takie mary, jakby stół i po dwie rączki; kładli na to zmarłego i przykrywali jakimś płótnem. Jak nie miał kto płakać, to były wynajęte specjalne

Patrzymy, a z zachodu idzie masa ludzi piechotą – uciekali: policja, cywile, całymi dniami, może i nocami – uciekali przed Niemcami. Ktoś mówi: „O, jakieś wojsko idzie” –

Jeden ksiądz przed samą wojną chodził po domach i mówił: „Nie bójcie się Niemców, bo Niemcy to nie są źli ludzie”, dawał jeszcze jakieś obrazki.. A posterunek policji przed

Jak wojna wybuchła, zatrzymałem się na miejscu, w domu, byłem przy rodzicach.. W 1942 roku w sylwestra, 31 grudnia, zostałem zaprzysiężony do organizacji o nazwie

Wołało się: „Żydu, do Palestyny, parszywcu!”, a oni nam znowuż też dokuczali; to takie chuligańskie było trochę.. Był taki zadziorny Żyd, sąsiad mój, i chodził ze mną

Młody człowiek tak specjalnie się nie interesował tym, co było w środku; wiedzieliśmy tylko, że kult tu był, bo Żydów była duża masa. Data i miejsce nagrania

Słowa kluczowe Turobin, dwudziestolecie międzywojenne, Żydzi, święta żydowskie, Kuczki, szabas..