• Nie Znaleziono Wyników

Rocznik Mariański. R. 13, [nr 5] (1937)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rocznik Mariański. R. 13, [nr 5] (1937)"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

RO CZNIK MARIAŃSKI

| C E N T R A L N Y K RAJOW Y O R G A N KRU CJATY CUD. MEDALIKA i I ST OW . C U D O W N E G O MEDALIK A I D ZIEC I MARII W P O L S C E | I Rok X III R e d a k to r X . P iu s P a w e lle k , M isjo n a rz Maj 1937 \

M I E S I Ą C MARII

Miesiąc Marii jest jednym z licznych sposobów oddawania czci Marii, Matce Boga. Początek tego nabożeństwa, rozpoczął się we Włoszech r. 1835 i od tej chwili rozpowszechnił się po całym świecie. W Polsce M isjonarze zaprowadzili je w r. 1847 w swoim parafialnym kościele św. Krzyża w Warszawie, jednocześnie w K ra­

kowie u Panny Marii, a w krótce zostało zaprowadzone i po innych dzielnicach Polski. Pobożność i miłość ku N. Marii Pannie, wy­

stępuje w tak dziwnie wdzięczny sposób, że w arto nad tym się zastanowić.

Pomimo uwielbienia cnót Marii w chrześcijaństwie ku uczcze­

niu Marii liczne stawiano świątynie, Kościół liczne postanowił uro­

czystości.

Zgromadzenia tak męskie jako i żeńskie zawiązały się, by czcić M arię; a modlitwy Kościoła są napełnione modlitwami do N. Marii Panny, soboty są wyłącznie dla Marii poświęcone; po­

mimo tych licznych nabożeństw, a nawet świąt, pobożność i mi­

łość serc chrześcijańskich postarały się, by to nabożeństwo zapro- wadzonem zostało wszędzie i w tym celu obrali miesiąc maj, jako czas, gdzie okazuje się przejrzysty błękit nieba, a pola, łąki, ogrody, lasy, zachwycają ozdobą i pięknością natury. Ale te piękności są znamionami nadziemskiej piękności N iepokalanej Marii, k tóra jest lilią między cierniami, jako róża ogrodów, jak Palm a w Kades,

(4)

114

jak oliwa polna, jak platan, którego wiszące gałęzie mokną w wo­

dach strumienia.

Maj jest miesiącem nadziei, bo pokrywa się zielenią, a polom zapowiada plon obfity i urodzaje; lecz Maria jest podobnie naszą nadzieją. Kościół mówi: Bądź nadzieją naszą. Sw. Efrem powiada, że Maria dla tych, którzy się niczego spodziewać nie mogą, jest przystanią, także dla tych co rozbili się na morzu.

Maj jest miesiącem radości i wesela. W tym bowiem mie­

siącu i ptaszek w krzewdnie wyśpiewuje i kw iatek na łące i pastu­

szek przy trzódce i rolnik chodząc za pługiem, są przepełnieni wszelką radością i weselem. Do niej wszyscy odzywają się: „Przy­

czyno naszej radości". Rzeczywiście Jej samo imię jest wdzięczną wonią dla duszy naszej, wspomnienie na Nią przynosi ulgę i jest źródłem najsłodszej pociechy.

Maj jest miesiącem zmartwychwstania i życia. W tym mie­

siącu cała natura zmienia się. Topnieją lody, a zamieniają się na sączące strumyki, wszystko się budzi i wszystko przypomina Ma­

rię. Czyż nie jest Ona życiem naszym. Kościół modli się do Marii:

Bądź pozdrowiona Ty, coś życiem naszym, które spłynęło przez św. Sakramenta i najdroższą krew i mękę P. Jezusa.

Czcijmy więc szczególnie Marię w tym miesiącu.

[ ! E B B 3 B a o a B 3 3 E O C 2 S 3 3 3 a X X S a 3 £ a ^ O C G ^ 2 K 3 a S rX S g 3 C S :a E g 3 3 !a D

Zdania pobożne na miesiąc maj

W tym zwłaszcza miesiącu poświęconym czci Najśw. Marii Panny winniśmy czcić Najśw. Marię Pannę z całego serca i wzy­

wać Ją z dziecięcą ufnością, chociażby z następujących powodów, wyjętych z dzieł Świętych Pańskich.

1. Kiedy Maria zezwroliła stać się Matką Słowa przedwiecz­

nego, od tej chwili zasłużyła być ogłoszoną Królową świata całego.

Św. Bernard Seneński.

2. Ojciec przedwieczny zlecił Synowi urząd sądzenia i k ara­

nia, a Matce współczucia i pocieszania. Ernest z Pragi.

3. P. Jezus rad uiścić się z długu wdzięczności jaką winien Najśw. Matce Swojej, spełniając wszystkie Jej pragnienia.

Św. Jerzy z Nikom . 4. Jeśli Jezus Chrystus jest Ojcem dusz naszych, Maria jest icli M atką; albowiem dając nam Jezusa, dała nam życie prawdziwe.

Św. A lfons Liguori.

5. Kiedy Syn umierał na krzyżu, Matka przedstawiała się mordercom, ofiarując również życie swoje dla naszej miłości.

Św. A mbroży.

(5)

115

6. My jesteśmy wielce umiłowanymi dziećmi Marii, ponieważ wiele boleści wycierpała dla nas. Św. Alfons.

7. Jezus Chrystus odkupił wszystkich ludzi, a więc wszyst­

kich Maria miłuje. Św. Alfons.

8. Maria umie rozpoznać tych, którzy Ją więcej miłują.

Św. Bernard.

9. Tylko za wstawiennictwem Marii odbieramy odpuszczenie

grzechów. Św. Jan Chryzostom.

10. Maria Swoim przykładem i ratunkiem łączy Swe sługi.

Ryszard od św. Wawrzyńca.

11. Kiedy słudzy Marii bliscy są śmierci, posyła im na po­

moc św. Michała z jego Aniołami. Św. Bonawentura.

12. Gdy Maria została wyniesioną na godność Królowej Niebios, moc piekła nad ludźmi zmalała i zniszczała.

Św. Bernard Seneński.

„I d ź m y , tulmy się jak d z ia t k i! “

O tak — idźmy — idźmy do Marii, do Matki! Idźmy wszy­

scy, bo wszyscy mamy prawo do Jej Serca; bośmy wszyscy Jej dziatki, bo wszystkich kocha i pragnie; ale przedewszystkiem my, wybrane Jej dzieci... Idźmy, lecz nie same, idźmy razem zwartą gromadą, a gdy są wśród nas takie, które się ociągają i wahają, nie wiedząc co wybrać, czy może zawrócić do złudnego świata...

Zabierzmy je z sobą. Niech radość bijąca z naszej twarzy powie im, że nigdzie nie znajdą większego szczęścia i zadowolenia, jak w miłości i służbie Marii.

Idźmy, bo już maj zawitał; bo ziemia cała przystroiła się na Jej przyjęcie i wyścieliła Jej cudny kobierzec zieleni i kwiecia, a powietrze napełniło się przesłodką muzyką ptaszęcą, na powi­

tanie swej Pani i Królowej.

Idźmy i tulmy się do Jej Serca, bo każda z nas pragnie się gdzieś przytulić; pragnie serca kochającego, by ją zrozumiało, od­

czuło i utuliło słodko. Zwłaszcza w tym wieku młodocianym, peł­

nym m arzeń i tęsknoty, ale i zdolnym do najtkliwszych uczuć go­

rącej miłości i poświęceń, jakże potrzeba nam serca, któreby nas zrozumiało i wskazało świetlaną drogę, aby nie zabłądzić. A może już przykre zawody zraniły serce nasze? O! tym bardziej spiesz­

my do Niej, bo to Serce dobroć sama... jest otw arte w każdy czas... A jak nas wzywa miłośnie — „Pójdźcie do mnie dziatki moje...“ Idźmy więc i nie dajmy się wyprzedzić nikomu — niech

(6)

116

pierwsze brzaski zorzy majowej zastaną nas gotowymi, by śpiewać Jej chwalę, wraz rannym skowronkiem. Niech każda praca, modli­

twa, czy zabawa, będzie poświęcona Marii w intencji, by więcej była znaną i kochaną. Niech każdy Jej tron w kościele, czy ka­

pliczce przydrożnej i w domach, ozdobi ręka nasza kwieciem.

Niech miłość gorąca prowadzi nas tam, przy zorzy wieczornej i blaskach księżyca, by Ją wielbić hymnami majowymi, klóre po­

płyną po rosie wieczornej polską ziemicą, głosząc Ją „Błogosła­

wioną między niewiastami44 i Królową Korony Polskiej. Niech ciche i pokorne modły nasze unoszą się do Jej stóp, jak woń ka­

dzielna z polskich macierzanek... a wreszcie z Jej Imieniem na ustach i i w sercu, zasypiajmy błogo, utulone przy Sercu Marii.

Szarotka.

M A J Z A W I T A Ł !

0 witaj uroczy, zielenią odziany Rozkoszny w świeżości, rozkwicie;

W jasności słonecznych prom ieni skąpany, Co radość wprowadzasz nam w życie!

0 witaj młodością i krasą dziewiczą Rozkw itłą w kolorów tysiąca,

Zefirem w ietrzyka i pieśnią słowiczą, Co fale powietrza roztrąca.

1 szmerem strum yka, co płynie tam w gaju l leśną przerzyna polanę.

0 witaj uroczy, rozkoszny nam maju, Ju ż w szatą zieleni odziany,

Ozdobną w brylanty, cudnymi perłami, Co w rosy kropelkach się mieni, Na zbożu i trawach; pod ludzi stopami, Wśród słońca złocistych promieni.

0 witaj w zapachu fiołka wonnego 1 w śnieżnej białości konwalii

I w skrom nej piosence skowronka szarego, Co rannym pieśniarzem jest Marii.

0 witaj w hejnałach, co przez polską ziemię, Tam z wież Mariackich bije

Do stóp swej Królowej; i głosi Jej Imię, Uwielbia Dziewicę Marię!

Szarotka,

(7)

Symbolizm Cu downeg o Med alika

Bóg nie czyni nic bez powodu. Każdy znak pochodzący od Niego wskazuje na wielkie rzeczy. Cudowny Medalik sam przez się jest tylko kawałeczkiem m etalu; — i krzyż walecznych nie jest niczym więcej, a jednak jak wymownym jest krzyż ten na piersi żołnierza. Sztandar sam przez się to tylko kawałek m aterii, a je­

dnak skupia on w sobie pojęcie Ojczyzny. CudowTiy M edalik musi więc też mieć swój symbol. Jest on jasno wyrażony w In tro it Mszy św. o Cudownym M edaliku: „To będzie znak w rękach wa­

szych, jako pom nik przed oczami waszymi, ażeby Praw o Boże zawsze było w ustach waszych" (Eklezjast. 13).

Z n a k w r ę k a c h w a s z y c h . Istotnie, znak, zadatek, do­

wód przynależności. Znak przynależności do Marii N iepokalanej, której barwy nosimy, pewny zadatek Jej opieki i obietnica sku­

tecznej pomocy, wreszcie przynależność dziecka do swej M atki, przynależność do Tej. która daje swemu dziecku Medalik na znak przybrania.

P o m n i k p r z e d o c z a m i w a s z y m i . To jest wzór do naśladowania. Cóż za horyzonty otwierają się przed nami! Tym wzorem jest Maria. „Każ wybić Medalik według tego w zoru“ — rzekła N iepokalana. Jest on więc żywym wzorem życia nadprzy­

rodzonego, Bożego! Naśladowanie cnót Marii zapewnia nam życie łaski, k tóre jest zadatkiem i obietnicą życia wiekuistej chwały.

P r a w o B o ż e . Czyż na M edaliku nie jest wyryte krótkie streszczenie całej naszej religii? Czyż dogmat Niepokalanego P o ­ częcia, tak jak jest wyobrażony na M edaliku, nie zawiera głów­

nych prawd naszej świętej wiary, począwszy od dogmatu grzechu pierworodnego, aż do święta, tak niedawno ustanowionego na cześć Marii „Pośredniczki wszystkich łask“ . Czyż nie widzimy na nim najskuteczniejszych środków zbawienia, jakimi są: modlitwa- i cierpienie przyjmowane po chrześcijańsku?

(8)

118

Czyż można się dziwić, że w rozważaniu dobrze zrozumia­

nym Cudownego Medalika znaleziono prawdziwie opatrznościowe lekarstwo na rany m oralne naszego wieku?

Gdyby lekarstwo to lepiej było znanym, jakże szybko stałoby się powszechnym, łatwym do zastosowania i wszechmocnym. P o- w s z e c h n y m : jest przystępnym dla wszystkich, nawet dla naj­

mniejszych i najbiedniejszych. Ł a t w y m d o z a s t o s o w a n i a : ono może i powinno być w użyciu codziennie. W s z e c h m o c ­ n y m : jest pochodzenia nadnaturalnego, Boskiego. Czyż poszli­

byśmy za daleko, nazywając Cudowny Medalik, jak to już ktoś uczynił, Sakramentem Marii? Czyż nie jest on także znakiem wi­

dzialnym i jakby niebiańskim kanałem, przez który spływają na nas łaski obiecane przez Najśw. Pannę Marię tym, którzy z wiarą i miłością nosić będą .Tej Medalik?

I jeżeli w ciągu wieku, który upłynął od chwili objawienia, jeżeli zwłaszcza dzisiaj Cudowny Medalik nie jest jeszcze dosyć oceniany i wykorzystany, jako lekarstwo opatrznościowe, czyż nie wyraziła tego na swym łożu śmiertelnym powiernica Marii w fo r­

mie łagodnej wymówki: „Najśw. Panna jest zasmucona, gdyż nie dość cenią skarb, który Ona dała w nabożeństwie do Niepokala­

nego Poczęcia; nie umieją z niego korzystać44 (Aladel, str. 45).

Symbolizm Cudownego Medalika wraz z obowiązkami jakie z niego na nas spływają, jest więc piękny i pouczający. Żaden szczegół w nim zawarty nie jest bez znaczenia. Sama Najśw. Panna dala nam to do zrozumienia, mówiąc S. K atarzynie, która pytała, jaki podpis należy umieścić na drugiej stronie Medalika: „Znaki, które się tam znajdują, dość o tym mówią44.

Znaki te są więc bardzo wymowne, gdyż: „mówią o tym do­

syć44. Trzeba starać się tę mowę zrozumieć. Przede wszystkim nie zapomnijmy, że Medalik jest nam dany na to, aby pomóc nam ożywić wiarę w nas samych i w drugich. Powinien więc być sym­

bolem apostolstwa, a zatym uczyć nas, do jakiego celu marny dą­

żyć i jakich środków używać.

1) C e l e m jest ratować i uświęcać dusze i doprowadzać je do tego stopnia doskonałości, jakiego Bóg od każdej z nich wy­

maga. Lecz przede wszystkim dusza powinna być wolną od wszel­

kiej skazy, jeżeli chce się stać świętą. Dlatego Medalik ukazuje nam Marię bez grzechu poczętą, jako wzór świętości, który naśla­

dować powinniśmy.

2) Ś r o d k i są dwojakiego rodzaju: oświecać umysły i po­

ruszać serca.

(9)

119

A b y o ś w i e c a ć u m y s ł y , trzeba im wskazać: 1) w co trzeba wierzyć: wielkie tajem nice Trójcy Przenajśw. Wcielenia i Odkupienia, 2) co trzeba czynić, by dojść do świętości: kochać, modlić się, cierpieć i walczyć.

K o c h a ć . Czyż serca Jezusa i Marii, uwidocznione na d ru ­ giej stronie Medalika, nie pouczają nas w sposób wymowny o mi­

łości? Modlić się. O modlitwie poucza nas przykład Najśw. Panny, która jest nam przedstawiona z rękam i pełnymi łask wyproszo­

nych Jej wszechmocną modlitwą, oraz wezwanie, które sama nam przekazała.

C i e r p i e ć . Krzyż i dwa serca, jedno otoczone koroną cier­

niową, a drugie przebite mieczem, mówią nam dostatecznie, że przez cierpienie zadośćczynimy za nasze grzechy i nabywamy zasługi.

W a 1 c z y ć. Z kim mamy walczyć? Najpierw z szatanem, k tó ­ rego głowę Maria starła. Z światem, który depcze Swą stopą. Z po­

żądliwością, od której Ona była wolną i którą powinniśmy poskra­

miać i ujarzm iać w sobie przez umartwienie.

Wreszcie, jeżeli chcemy poruszyć serca i pobudzać wolę, trzeba nam jeszcze modlitwy, przykładu, czynu i cierpienia.

A p o s t o l s t w o m o d l i t w y , jak już widzieliśmy, znaj­

duje swój symbol w modlitwie samej Najśw. Panny.

A p o s t o l s t w o p r z y k ł a d u wyrażone jest przez sym­

bol trzech cnót teologicznych: Wiary przedstawionej przez Krzyż, Nadziei przez literę „M“, gdyż Kościół pozdrawia Marię słodkim imieniem „Nadzieja nasza“ , wreszcie Miłości wyrażonej przez dwa serca.

A p o s t o l s t w o c z y n u znajduje symbol w dwunastu gwiazdach, k tóre przypom inają dwunastu apostołów, gdyż dusze apostolskie powinny się skupiać około Jezusa i Marii.

A p o s t o l s t w o c i e r p i e n i a wyrażone jest przez Krzyż i dwa serca.

Jak widać z tego krótkiego rysu, mały Medalik na pierwszy rzut oka tak niepozorny, zawiera w sobie cały kurs teologii i wiele cennych nauk. Gdyby je chciano pobożnie rozważyć i w pro­

wadzić w życie, odkryłoby w nich kopalnię cennych praw d, silną sprężynę ku lepszemu postępowaniu i dźwignię potężną, która rzu­

ciłaby nas w płomień miłości Bożej i miłości dusz.

Jak mamy dziękować Marii za to, że dała nam tyle nauki i tyle nadziei? W. Cudownym M edaliku ukryta jest cudowna moc;

(10)

_ 120

mógłby on być w rękach naszych opatrznościowym narzędziem zibawienia, gdybyśmy umieli g° dobrze używać.

C u d o w n e n a w r ó c e n i e . Z końcem listopada roku 1894 pisano z Turynu:

Dnia 26 przybyła z okolic Turynu do szpitala Zbawienia, kobieta, której dusza była w stanie opłakanym. Nie przychodziło jej nawet na myśl zaprowadzić tam porządek.

Lecz Ta, która jest „Ucieczką grzesznych41, czekała tu na nią. Jedna z sióstr dowiedziawszy się o smutnym stanie duszy bie­

dnej grzesznicy, ofiarowała jej Medalik, który ona przyjęła raczej z grzeczności, aniżeli z pobożności.

Miała nazajutrz wracać do domu, lecz zgodziła się wysłu­

chać przed odjazdem pierwszą Mszę św. w dniu 27 listopada. Była to chwila, którą Maria Niepokalana wybrała, by wzruszyć serce zbłąkanej owieczki... Co do niej mówiła?... Co dała jej odczuć?...

Jest to tajemnica Jej macierzyńskiego serca i szczęśliwej nawró­

conej. Dosyć, że w czasie Mszy św. owa kobieta zalała się łzami, a wyszedłszy z kaplicy cała odmieniona i przeistoczona, mówiła, że już nie ma mowy o natychmiastowym wyjeździe, gdyż chce się pojednać z Bogiem przez dobrą i szczerą spowiedź. Uczyniła ją rzeczywiście tego samego dnia z oznakami prawdziwej skruchy.

M o d l i t w a .

Dzięki Ci Boże, że dałeś nam w tym małym Medaliku stresz-

«zenie całej religii i wskazówki naszych najważniejszych obowiąz­

ków chrześcijańskich. Przyznajemy, że dotychczas nosiliśmy go jako godło, lecz nie przejmowaliśmy się dosyć jego nauką i sku­

tecznością. Odtąd chcemy przy pomocy naszej Matki niebieskiej starać się lepiej zrozumieć jego naukę, ażeby ją lepiej wprowadzić w nasze życie. Amen.

P rz e d ru k w z b ro n io n y — P raw o w c ało ści z astrzeżo n e.

D z i e ń Mariański S t o w a r z y s z e n i a Dzieci Marii

odbędzie się w Krakowie u SS. M iłosierdzia w dniu 2 m aja.

P R O G R A M :

Rano o godzinie 8-ej Msza św. z kazaniem , K om unja św. g en eraln a.

Po południu o 4-ej Nabożeństwo m ajow e z procesją.

0 godz. 5'30 Akadem ia M ariańska przy ul. W arszaw skiej 5.

(11)

P a n n a M oż na — Królowa Św ia ta

Od lipca 1936 r. Roczniki M ariańskie nie podaw ały już w iadom ości 0 postępie budow y katedry w P ort-Said w Egipcie. Obecnie nadeszły stam tąd bardzo in teresu jące szczegóły, któ re niezaw odnie Dzieci Marii otrzym ają z zadow oleniem , tym więcej, że w uroczystościach, k tó re się tam odbyły dnia 13 stycznia 1937 r., b rała udział cała nasza pielgrzym ka polska u d ająca się na Kongres E u charystyczny do Manilii, a więc w śród nich jak to w szyst­

kim czytelniczkom Rocznika M ariańskiego w iadom o, znajdow ali się nasi N ajprzew . Księża Biskupi z naszym N ajdostojniejszym A rcypasterzem K się­

ciem Adam em Sapiehą na czele i oni też, ja k J. E. Ks. Ks. Biskupi Kubina z Częstochowy i Biskup P rzeździecki ze Siedlca p o d an i są jako tw orzący świtę J. E. K ard y n ała Legata. Dzienniczek K anału Sueskiego, p odaje te ilu ­ stracje w raz z uroczystością pośw ięcenia k ated ry ku czci P anny Możnej,

„Królowej Św iata 4.

J. Św. Ojciec Św. Pius XI o fiarow ał Jej drogocenny naszyjnik, lecz nadto polecił Sw ojem u Legatow i J. Em. K ardynałow i D ougherty udającem u się n a K ongres E ucharystyczny, aby, przep ły w ając przez K anał Sueski, d o ­ konał rów nocześnie pośw ięcenia tego nowego przy b y tk u P an a Zastępów, który tu taj, na granicy E giptu, zam ieszka u Swej M atki. W szyscy zg ro m a­

dzeni na ten pobożny obrzęd, sk ła d ając swe hołdy K rólowi, uczczą zarazem 1 Tę, z k tó rej się n aro d ził Jezus, którego zowią C hrystusem ! Oto niek tó re w yjątki z listu pasterskiego J. Eksc. B iskupa H iral pod datą d n ia 8 g ru d n ia 1936 r. W spom ina jeszcze, iż podczas p am iętn ej au diencji u Ojca św. w ub. r.

Jego Ś w iątobliw ość pozw olił Mu dodać w Jego W ik ariacie K anału Sueskiego w litanii po w ezw aniu do K rólow ej P okoju i to, ta k b ard zo potężne „K ró­

lowo św iata m ódl się za nam i!“ U dzielił mi w ów czas Ojciec św. tego u p o ­ w ażnienia a zarazem polecił, abym u w iadom ił o tym Świętą K ongregację Obrzędów, d o d ając: „żeby pozostał po tym śla d “. Z daw ało m i się wówczas, że te słowa Zastępcy C hrystusa były jak b y przebłyskiem nadziei, że n a d e j­

dzie dzień, w którym to w ezw anie „rozszerzone będzie na cały św iat“.

P rzystąpm y teraz do opow iadania, choć po krotce tej w ielkiej uroczy­

stości, w k tó rej b ra ła udział um yślnie w tym celu przybyła z P ary ża z Domu Macierz., jak o przedstaw icielka całego Z grom adzenia i zaproszona przez N. Ks. W ik a riu sza G eneralnego Ks. B iskupa H iral — daw na M atka Gene­

raln a S. S. M iłosierdzia M. L ebrun (czyt.: Lebrę), jak o też i kilka S ió str z tam tych okolic W schodu. Chodziło tu o pośw ięcenie św iątyni P anny Moż­

nej, k tó ra u k a za ła się B łogosław ionej naszej Siostrze K atarzynie. D ow iadu­

jem y się też, że prześliczna fig u ra tej w łaśnie „Virgo p o ten s“, któ rą Kościół wzywa wr litanii, była darem Zgrom adzenia S. S. Mił., tak ściśle zw iązanym z tym w łaśnie O bjaw ieniem , a w spaniałe a p a ra ta kościelne, których użył Legat papieski jak o też i drogocenna m itra podczas pro cesji i obrzędów p o ­ św ięcenia w ykonane były rów nież przez nasze S iostry w Chinach. W te piękne szaty m iał być p rzy b ran y n a za ju trz w ysłannik Ojca św., którego

(12)

122

kotw ica okrętu „Conte Rosso", jak to było już n ap rzó d zapow iedziane W dziennikach K anału, przybiła w nocy do brzegu Suezu. O godz. 6. z rana delegacja u d ała się złożyć hołd J. Em. K ardynałow i. Na pokładzie było 700 uczestników Kongresu E ucharystycznego. M atka L ebrun zdążała też spiesz­

nie od Aleksandrii, gdzie m orze okazało się podobno burzliw e, lecz jak się w yraża, pierzchło zmęczenie wobec prom iennego dnia try u m fu Najśw. Dzie­

wicy, Królowej W szechśw iata”. P odróż do P ort-S aid trw ała 7 godzin koleją, w śró d drzew pom arańczow ych i m andarynkow ych, a w ieczorem , stad a b ia­

łych ibisów w padły m iędzy szuw ary rzeki Nilu, jak b y szukając kolebki p ra ­ wodaw cy Izraela (tj. Mojżesza). T rochę dalej ziem ia Gessen, spichlerz Mem- fisu itd. —• M uzułm anie przyw ołali n as do rzeczyw istości, klęcząc na m a­

łych dyw anikach z ram io n am i w yciągniętym i ku niebu, w ołali: „Allah!

A llah !“ To ich m odlitw a w ieczorna. My też m odliłyśm y się nabożnie, a po 10. w ieczór stanęłyśm y w Port-Saidzie, u celu podróży. N azajutrz, pisze n a ­ sza P rzew ielebna podróżniczka, po kilkugodzinnym w ypoczynku i w ysłu­

chaniu wrcześnie 2 mszy św. pojechałyśm y do kated ry , gdzie przygotow yw ał się w sp an iały pochód m ający się udać w procesji, a sk ład ający się z nie­

zliczonych uczestników wrszelkich narodów i ras, a w pierwrszvm rzędzie w ysokich dygnitarzy kościelnych, tak duchow nych jak i św ieckich i w szyst­

kich obrządków , żeby tylko wspom nieć wMcegubernatora Egiptu Jego Eks.

K am zey-bey’a jak o przedstaw iciela sam ego K róla E giptu .Tego Majest.

F a ro u k I. — W śród św ity K ardynała-L egata, oprócz Mgra Ks. Testa, który postępow ał bezpośrednio przed baldachim em , znajdow ali się nasi Książęta Kościoła; po d o stojnikach byli przedstaw iciele Ziemi Świętej, duchow ieństw o obrz. grecko-katolickiego, m aronici, itd., rozm aite Zgrom adzenia i Zakony, tak męskie jak i żeńskie, oo. Franciszkanie, Ojcowie biali m isyj A frykań­

skich, Jezuici, D om inikanie, Ks. Ks. M isjonarze Św. W inc. a Paulo, B racia Szkół C hrześcijańskich i wielu wielu innych, przepom nianych niezaw odnie.

Tym czasem , w sam ym środow isku m uzułm ańskim , na ulicach P o rt-S aid ’u u trzy m u je p orządek policja w stro jach galow ych na koniach. Bije 7. rano.

L uksusow e au ta Tow, Kanału Sueskiego pow iew ając flagam i o barw^ach papieskich, kierow ane przez sam ych w łaścicieli, któ rzy nie chcieli odstąpić tego zaszczytu swym szoferom , suną w stronę pom ostu T o w arzystw a Że­

glugi M orskiej, gdzie stał już na kotw icy okręt „Conte R osso“. tj. stntek w ło­

ski w iozący K ardynała-Legata. W spaniałe auto m arkiza do Vogue (czyt.:

Wogiie) zatrzym uje się przed k ated rą, gdyż z powodu tłum ów tow arzyszą­

cych olbrzym iej procesji, zm uszone było zw olnić szybkości biegu i tylko zw olna p o suw ało się w zdłuż dwóch szpalerów p rzy b ran y ch w chorągiewrki o barw ach papieskich. Z a u ta w ysiada w reszcie K ardynał F iladelfii w o to­

czeniu 3 M isjonarzy am erykańskich, aby się p rzybrać w szaty pontyfikalne.

C hyba nigdy Egipt nie w idział nic podobnego: 60 m ałych m in istran tó w w su­

k n iach rozm aitej barw y, paziow ie św. Antoniego, w szystkie B ractw a i dzieła k atolickie z chorągw iam i, przeszło 100 Księży i Z akonników różnych ob­

rządków , lecz nade w szystko 17 A rcybiskupów , B iskupów i P rałatów , p o ­ m nażali orszak coraz to nowy, a coraz liczniejszy uczestników , przybiegłych nietylko z całego W ik a ria tu lecz i w szystkich stron E giptu. Zaiste sp raw ­ dzały się tu ta j słowa, któ re Ja n św. w ypow iedział w Ks. A pokalipsy (Obja­

w ienia), k tó rą odczytuje się w uroczystość W W . Świętych, że m ianow icie w idziało się tam rzeszę wielką, któ rej nie m ógł nikt przeliczyć, ze wszech n aro d ó w , i pokoleń, i ludzi i języków... Samo pośw ięcenie odbyło się jed y ­ nie w otoczeniu duchow ieństw a w form ie b ard zo uroczystej i zachow aniem w szystkich przepisów* liturgii. Gdy ukończono wrszystkie cerem onie wTe-

t

(13)

123

w nątrz, otw orzono podw oje k ated ry tłum om , oczekującym tej chw ili w po- dziw ieniu nad w idokiem , k tó ry przedstaw ił się jego oczom.

Oto ja k dzienniczek K anału Sueskiego opisuje to n iesłychane w raże­

nie, doznane ze zjaw u białej lśniącej figury N iepokalanej K rólow ej Świata, unoszącej się w blasku p o n ad chórem , błyszczącą złotem i drogocennym i kam ieniam i, p rz y b ra n e j w naszy jn ik p o d aro w an y Jej przez Jego Świąt. Ojca Św. — Pow róćm y rów nocześnie do o d d an ia piękności Tej. k tó ra m łodzień­

cza i świeża w szacie z różow ego m arm u ru , jest zaiste gotow a n a przyjęcie przedstaw iciela Papieża... Z ab rzm iała n ajsłodsza sym fonia bez słów, n a j­

b ard ziej m iłością dziecięcą w zruszająca, to pozdrow ienie Dziewicy N iepo­

kalanej, i po trzy k ro ć h e jn a ł m altań sk i błaga: „M atko błogosław iona p o ­ m iędzy w szystkim M atkam i, bądź nam łaskaw ą w godzinie niebezpie- czeństw a“.

Pełen uszan o w an ia tłum jest kosm opolityczny, ja k ty lk o być może i ja k pisaliśm y już o tym w yżej; stro je europejskie i egipskie różniące się w nieskończoność i m am y w rażenie, że z wysokości niebios M aria u kazuje się więcej niż kiedykolw iek K rólow ą W szechśw iata, tego w szechśw iata, który w pom niejszeniu, Ją za tak ą ogłasza, zebrany na tym m aleńkim sk raw k u kuli ziem skiej... m aleńkim , tak, lecz jedynym co do położenia!

Czyż fig u ra Królow ej Św iata nie stan ie w krótce n a szczycie kated ry , p o ­ m iędzy dw om a b ezkresam i: niezm ierzonym m orzem o falach często w zbu­

rzonych i niezm ierzoną p ustynią ze zw ałam i ruchom ych piasków ? Czyż tu nie więcej, niż gdziekolw iekindziej. jest m iejsce w łaściw e dla P an n y Moż­

nej, w obliczu starej E uropy, k tó rej ludy tak często w alczyły o panow anie nad M orzem Śródziem nym i p a n u ją c z lew ej strony nad A fryką z jej sta ro ­ żytnym i p am iątk am i, a z p raw ej nad Azją i św iętym i śladam i naszego o d k u ­ pienia. Czyż nie jest O na od tej godziny Tęczą N iebiańską, zadatkiem u fn o ­ ści i obietnicą tego pokoju, tak gorąco upragnionego przez w szystkie serca zespolone u stóp M atki Jezusa.

W kated rze wita nas nasza P an n a Można, o d znaczająca się swą bielą od tła. nieco poza ołtarzem , p rzybranym skrom nie żywym i kw iatam i, w śród różow ych barw kam iennych kolum n i całej budow li; nieno w szelako nie nadało Je j jeszcze całej w spaniałości, gdyż poranek 13 stycznia był za­

m glony jak b y trochę p rzysłoniony chm uram i, lecz oto p rzed arł się prom ień słońca i dzięki u m iejętnem u rozm ieszczeniu św iateł — z w itraży otoczyło Ją au reo lą pośw iaty n ieb iań sk iej jak zjaw isko unoszące się nad p rezb ite­

rium . gdzie 20 d y g n itarzy Kościoła, w p u rp u rze i fioletach przysłuchiw ało się przem ow ie S ek retarza Ks. B iskupa H iral, Cze. Ojca Yibert, w ygłaszanej w języku łacińskim . Po odpow iedzi Księdza K ardynała L egata zakończonej błogosław ieństw em papieskim , rozpoczęła się m sza św., ta m sza św. z 27 listopada o C udow nym M edalu z E w angelią o cudzie w Kanie G alilejskiej, gdy C hrystus uczynił pierw szy cud na prośbę obecnej tam Swej Matki. P o d ­ czas mszy. zjednoczone chóry Francuzów , W łochów i M altańczyków z um ie­

jętn o ścią i pobożnością w ielbiły Dziewicę N iepokalaną. Poniew aż, pisze dzienniczek Suezu, był to jeszcze okres Bożego N arodzenia, śpiew ano k aw a­

łek „P u er natus. Tu es P e tru s“ i w reszcie, ślicznie oddane: „Tota p u lch ra es“, a znaw ca śpiew ów kościelnych zapew nił J. Eks. Ks. B iskupa, że w Rzy­

m ie jedynie m ożna usłyszeć coś tak popraw nie w ykonanego; to też, gdy podczas śpiew u p salm u „Chwalcie P a n a “ (L audate D om inum ), a po skon- czcnym nabożeństw ie o d p ro w ad zan o K ardynała Legata do zakrystii, w szyst­

kie serca p rzejęte były niem ilknącą radością i uczuciem wdzięczności.

(14)

124

W szyscy uczestnicy trw ali w podziw u godnym skupieniu; w pierw ­ szym rzędzie w icegubernator m iasta Ramzy-bey, przedstaw iciel samego Króla, jakkolw iek m uzułm anin zachow ał się popraw nie, bez zarzu tu ; co p raw d a może dlatego, że n au k i pobierał u OO. Jezuitów . Obok niego cała A dm inistracja Kanału Sueskiego i architekt, projektodaw ca katedry. Po d ru ­ giej stronie konsulow ie w pełnym uniform ie, a żony ich bardzo chętnie pod­

jęły się kwesty, i jak tego m ożna było się spodziewać, okazała się bardzo owocną. Rozmaite zakonnice i Matka L ebrun (Lebrę) w pierw szym rzędzie.

J. E. Ks. Biskup H ilar pro m ien iał i był n apraw dę szczęśliwy, a chociaż nie łączyła nas wspólność języka, mówię bowiem po angielsku, serca nasze jednom yślnie zgadzały się z Ks. Ks. M isjonarzam i am erykańskim i, zwłaszcza z Ks. Skelly, w ielkim Apostołem Cud. M edalika w S tanach Zjednoczonych.

Ks. Biskup H ilar uniesiony był w prost radością i m iłością ku Najśw. P a n ­ nie. Przy przyjm ow aniu K ard y n ała Legata, gdy w chodząc do k ated ry oddał cześć Panu Jezusowi, pierw szym Jego odruchem następnie było podanie Mu do pocałow ania relik w iarza naszej Błogosł. Siostry K atarzyny. Na zanie­

sioną prośbę uzyskał też 200 dni odpustu, na w ezw anie „Królowo Świata, módl się za nam i", i to za zgodą Ojca św. um ieścił w swoim W ikariacie, ja k o tym już poprzednio pisano. Ks. Biskup otrzym ał też wiele listów i te­

legram ów z pow inszow aniem , że przytoczym y tu tylko list J. Em. K ardy­

nała Pacelli, S ek retarza Stanu, któ ry życzy, aby ta uroczystość była dniem radosnym i prom iennym . W izytator K lasztorów Cystersów Chin i Japonii, OO. Benedyktyni z Jerozolim y, Sekretarz Generalny OO. F ran ciszk an ó w Ma­

rii, ich Przełożona G eneralna i bardzo wiele innych, którzy nie mogąc w ziąć osobiście udziału, byli jed n ak złączeni m yślą i m odlitw ą i przeżyw ali z nam i te podniosłe chwile. Nie będzie to zbyt śm iałe pow iedzenie, gdy do­

dam y „z ufnością*4 i to z niezachw ianą ufnością, że Ten, k tó ry zapocząt­

kow ał tak cudow ne dzieło Boże, w zniesione ku Jego chwale, a pow iedzm y także i ku chw ale Marii, da i w ykonanie i przezw yciężenie trudności i cię­

żarów, które jeszcze będą nieuniknione w doprow adzeniu tej pracy do końca. Gdy prom ienie tęczy, rzucającym fundam enty tej św iątyni w stycz­

niu 1934 r. pod w ezw aniem P anny Możnej, ukazały się na w idnokręgu m inęły już trzy lata od tej pory, i dzięki w ytrw ałej pracy i niestrudzonym staraniom Ks. Biskupa H iral, tego praw dziw ego „Syna M arii“ zbliża się dzień i nadejdzie z pew nością, gdy i ta d ruga figura Przeczystej Dziewicy, zakróluje na szczycie katedry. W ówczas, jakże nam m iło będzie pozdrow ić Ją słowami naszej, tak pięknej, polskiej pieśni, zaczynającej się „O, któ rej b erła ląd i m orze słucha", i te następne: „lecz, gdy Ty spuścisz na m ą łódź prom ienie, świecić mi będą sam e nocne cienie“. Jeżeli gdzie, to tam n a szczy­

cie ośw iecona blaskiem prom ieni, świecić będzie M aria, P a n n a M ożna, że­

glarzom , podróżnym , m arynarzom , w szystkim w ierzącym , a nieraz i szu k a­

jącym tego św iatła, któ re ich zaprow adzi do C hrystusa.

A cóż na te w szystkie cuda łaski pow iedziałaby nasza Błogosła­

w iona? — Otóż dziw iłoby Ją to m niej niż kogo innego, bo przecież m ó­

w iła często, że M aria jest K rólow ą całego św iata i każdej osoby w szczegól­

ności, i że łaski będą obfite dla osób, które będą m iały ufność. Chyba więc uroczystości w Port-Said. któ re złączyły tyle narodow ości w jeden hym n do Królowej Św iata, przyczynią się niem ało do urzeczyw istnienia gorącego p rag n ien ia B łogosław ionej — aby K rólestw o Marii szerzyło się coraz więcej i żeby stała się w ładczynią w szystkich serc ludzkich. — Ojciec św. ta k b a r ­ dzo pragnie pokoju; i S iostra nasza w spom inając o tym, co m a się stać w przyszłości, ściśle i do k ład n ie przez nią w yczutej, lecz nieoznaczonej,

(15)

125

mówi, że będzie to czas pokoju, że M aria będzie obnoszona w procesji, że lubi te uroczystości, a chyba rąb ek ich był już obecnie uchylony.

D odajm y jeszcze, że po skończonej uroczystości K ardynał Legat w y­

słał Ojcu św. telegram następ u jącej treści: „D okonaw szy dziś ran o pośw ię­

cenia w spaniałej katedry, pod wezw aniem K rólow ej Św iata, w obecności D elegata Apostolskiego E giptu, W ik ariu sza K anału Sueskiego, licznie zgro­

m adzonych Biskupów, duchow ieństw a, pielgrzym ów , w ładz św ieckich i licz­

nych uczestników duchow nych i w iernych błagaliśm y Dziewicę N iepoka­

laną, aby darzyła pom yślnością W aszą Św iątobliw ość — i pro sim y pokornie o błogosław ieństw o Apostolskie. Podp.: K ardynał D ougherty“.

Pow róciw szy n a p o k ład o k rę tu „Conte R osso“, J. Em. K ard y n ał Legat przesłał też kilk a słów pożegnalnych J. Eks. Ks. B iskupow i H iral: „Wielce wdzięczny zaszczytow i, k tóry m nie spotkał, m ożności pośw ięcenia W aszej w spaniałej kated ry , proszę p rz y ją ć serdeczne w yrazy ode m nie i całej m isji papieskiej. Podp.: K ardynał D oug h erty “.

D odajm y jeszcze, że K om pania K anału p ragnęła uczcić przyjęciem K ardynała L egata w Ism ailia. Jego E m inencja przy jęły był n ajp ierw w k o ­ ściele, gdzie oczekiw ały przybycia Jego w ładza z m arkizem Vogue i p re ­ zydentem D oum ergue, jak o też i niezliczone m nóstw o w iernych. Po u d zie­

leniu błogosław ieństw a apostolskiego przy jęty był K ard y n ał z całą św itą na śn iad an iu w ydanym n a Jego cześć, a w któ ry m w ziął też u dział Ks. Biskup H iral. Około 4. po poł. Jego E m in en cja u d a ł się w śród podw ójnego szpaleru dzieci szkolnych i ludzi, prag n ący ch widzieć Go raz jeszcze, a pożegnaw ­ szy n astępnie w szystkich obecnych tam że, w stąpił n a przystań, gdzie ocze­

kiw ał Go o k ręt „Conte R osso“ na jeziorze T im sah i którego kotw ica n a ty c h ­ m iast odbiła od brzegu.

S z c z ę ś l i w e ż y c i e . . .

„Wszyscy ludzie pragną żyć szczęśliwie, ale poglądy ich gma­

twają się, gdy chodzi o określenie wyraźne w arunków szczęścia.

A jest rzeczą tak trudną osiągnąć życie szczęśliwe, że kto raz zmyli drogę ku niemu, tym prędzej odeń się oddala, im szybciej doń bieży, albowiem, gdy w stronę przeciwną idziemy, szybkość po­

większa tylko odległość14.

Tymi słowy rozpoczyna Seneka niezapomniany swój trak tat o życiu szczęśliwym. I w istocie, czyż nie daremnym byłby trud, aby wśród dzisiejszych zgłodniałych ludzi odszukać spory odsetek takich, którzy po dwóch m iliardach uderzeń pulsu w swych tę tn i­

cach, stojąc już nad grobem posiwiali i w poczuciu własnej nie­

mocy, zdołali powiedzieć sobie i światu, że zrodzeni i wychowani zostali do szczęścia. Praw da?... Nie liczni byliby ci, którzy, od chwili, gdy własną świadomością i wolą poczęli się rządzić — do późnej starości uprawiali największą ze sztuk, sztukę szczęśli­

wego życia.

(16)

126

Może łatwiej byłoby tego dokonać, gdyby człowiek po dwa- kroć się rodził, raz żyjąc na próbę tylko, a drugi raz ze świado­

mością ideałów życia na doświadczeniu opartą. Lecz rozum i do­

świadczenie wieków niemało nagromadziły m ateriałów, z których skorzystać można, a przeto dziwnym się wydaje, dlaczego szczę­

ście życiowe, stanowiące nieustający przedm iot trosk codziennych rodzaju ludzkiego, jest nierzadko obcym współczesnemu czło­

wiekowi.

Musimy szczerze powiedzieć, że człowiek bez wiary w wiecz­

ność, bez wiary w Boga, nigdy nie będzie się czuł szczęśliwym wśród pogłowia ludzkiego, będzie bowiem gonił za przyjemnościa­

mi życia, a nigdy za jego myślą... Przyjemność zaś nie jest samym szczęściem, nie jest jego łodygą lub korzeniem, ale rzadkim kwia­

tem szczęścia... Często bowiem dla zdobycia większego szczęścia dużo cierpień znieść wprzód wypada.

Szczęście zdobyć i wywalczyć może jeno człowiek pełnow ar­

tościowy, człowiek — nie dziecko, nie niewolnik i nie zwierzę.

Człowiek żądny rozkoszy zwierzęcych nie jest szczęśliwy, bo nie doświadcza rozkoszy wyższych, ludzkich. Myśl bowiem jest lepszą od trawienia, praca od gnuśności i nudów, wspaniałość duszy od służalstwa... Istnieje więc skała szczęścia od najwyższych do najniższych jego stopni.

Szczęście ludzkie spoczywa tam, gdzie znajduje się i cel ży­

cia człowieka, to jest w jego duszy... Człowiek jest sam w sobie, chociaż nie zupełnym celem. Szczęście w tym życiu jest czymś real­

nym, ale spoczywa w człowieku, a wypływa na próg ludakiej świa­

domości dopiero przy działaniu zgodnym z prawem naturalnym , z prawem Bożym. Szczęście jest owocem naszej doskonałości, owo­

cem szlachetnego człowieczeństwa.

Uszlachetnić duszę, to tyle, co uszczęśliwić własne życic. Ale działalność człowieka nie może ograniczać się li tylko około wła­

snej doskonałości i własnego dobra. Człowiek od wczesnego dzie­

ciństwa nie mógł się obejść bez pomocy innych ludzi, choćby np.

w sprawie swego wychowania. Każde pokolenie ludzkie korzysta z dorobku cywilizacyjnego i pracy poprzednich pokoleń. Wszyscy my, dzięki Opatrzności Bożej, to wszystko, co posiadamy w po­

rządku duchownym i m aterialnym , zawdzięczamy zmarłym i żyją­

cym jeszcze pokoleniom. Stąd płynie wniosek, że każdy człowiek w miarę możności jest obowiązanym odwdzięczyć się przez czyn altruistyczny za doznane dobrodziejstwa, które należy uważać za zaciągnięty dług. Ponieważ z długu, zaciągniętego względem zmar­

łych pokoleń, nie możemy się uiścić względem nich samych, więc

(17)

127

winniśmy go sptacać teraźniejszym i przyszłym pokoleniom , które są naturalnym i spadkobiercami tamtych pokoleń.

Jest to cel nadindywidualny, cel uszczęśliwiający i wyno­

szący jednostkę do godności prawdziwie ludzkiej.

Praca około dobra społecznego — to życiowa misja nasza!

Ale najwyższym i ostatecznym celem życia naszego — to Bóg! Bóg jest najwyższym dobrem, jakie możemy sobie pomyśleć.

I nic już nie ma poza Nim...

Prawdziwa służba Boża — to akord wszystkich celów życio­

wych. Wszystkie w Nim się spełniają i doskonalą, bo Bóg jest prawdziwym szczęściem i prawdziwie, wiekuiście uszczęśliwiającą człowieka Istotą.

Pam iętać jednak trzeba, że i praca nad własnym udoskona­

leniem, jak i praca społeczna — to również ofiarna służba dla Boga.

L. S.

P o d o p i e k ą Marii

Już od najwcześniejszych lat była oddaną pod opiekę naj­

droższej M ateńki.

Życie, które zawsze było dla niej pełnej nadziei szczęśliwej przyszłości, straciło zrazu swój blask, swój kierunek, i jak gdyby zabłądziło na rozhukanym morzu tego świata. Myśli Jej zawsze po­

godne, skrom ne i pełne życzliwości, odleciały pom aleńku od tego, co wyższe i wzniosłe, unikały tego, co było szlachetne, aż dusza przyszła w smutne i pożałowania godne pomroki. Na rozterce, na dogadzaniu sobie zapomniała o wszystkim, co kiedyś w pięknej Jej duszy było pełne czaru i upojenia, służąc zawsze Bogu w m i­

łości. Zapomniała również o Najdroższej Opiekunce swego życia.

Lecz świat swoim powabem m łodziutką Jej duszę już rwał w swe szpony, unosząc w krainę złudnych urojeń. I poszła — szła ocho­

czo, cóż? przecież była młoda i pełna sił. Cóż Jej się stać może?

Życie to jest tak pięknym, pełne radości, przecież to raj. Czyż miałaby być zacofaną lub różnić się od rówieśniczek? — Nie! Tak być nie może! I szukając szczęścia, doszła do ruiny, doszła do upadku. Dlaczego? Mężną była, siły miała, była odważną! A jed­

nak się załamała i znów pytanie —• dlaczego? Zapomniała o wyż­

szych ideałach, zbytnio ufała swej mocy, dlatego zboczyła z drogi prawdy. Teraz się okazało, że szczęściem Jej jest nieszczęście. Bo im dalej kroczyła ozłoconą drogą, tym smutniej i gorzej było w duszy, tym większa pustka w sercu, mało wyrozumienia dla bliź­

(18)

128

nich, aż w końcu nieznośnym stało się dla niej życie. W tej stra­

sznej chwili, któż poda zbawczą dłoń? Gdzie znajdzie ratunek?

Tylko Ta, która pam ięta miłości godziny, która czuwała, choć w oczach hyły gorące łzy.

Czyjaż to opieka taka troskliwa? Czyjeż, jeżeli nie Tej, która kiedyś została Jej M atką. To Maria! Choć ona zapomniała o Nie­

biańskiej Pani, Najdroższa Matuchna pam iętała o swym dziecię­

ciu. Serce Jej czułe nie mogło dopuścić ostatecznej zguby, pa­

miętała te modlitwy, które słała ta dusza u Jej stóp. Zranionym sercem i pełnym bólu wzywa pod swój sztandar tę duszę znękaną.

Rozrywa pęta —• rozrywa kajdany. Przeprasza Syna i błaga o li­

tość, i stało się zadość prośbom Królowej Nieba. Dusza dziecięcia przejrzała, lody topniały, zrazu odczuła tyle żalu i skruchy, a za­

razem szczęścia i łez. Maria położyła kres jej wędrówce. Siła tak wielka przyprowadziła Ją pod obraz Marii, niebieskiej opiekunki.

Widziała smutną Jej postać, ale zarazem pełną słodyczy. W głębi duszy uczuła, że ta Matka najlepsza pragnie ją mieć przy sobie.

Widziała, jak daleko odeszła, jak wielka pomiędzy nimi była prze­

paść. Żal szczery ogarniał biedną jej duszę, choć poprawa była w niej silna. Z ust wyrywały się słowa: Nie! Marii odmówić nie mogę i nie odm ow ę nigdy przez całe życie! Maria jedna znała swe dziecię i Ona je odnalazła. Ach, co to za radość! Przez tak długi czas stać znów u boku — ach, już nie u boku, lecz przy Sercu najukochańszej Marii. Ta Opiekunka prowadziła i pokazała jej Serce swego Syna. Pragnieniem Jej było, aby dziecię Jej szczęśli­

we zostało na wieki. I tak przywiodła ją pod swój sztandar, do­

dając pełno otuchy. Została ..Dzieckiem Marii" nie tylko z imie­

nia, lecz w czynie. Niepokalana zachęcała do dobrego, wskazała wyższy cel życia, wskazała najwyższy ideał, do którego dziś dąży.

Oby cześć Marii głoszona była, to jej pragnienie na całej przestrzeni tego ziemskiego wygnania. W niebo unosi z serca te słowa:

„Miłość najwyższa ogarnia mą duszę, Że choćby przyszły cierpienia, O krutne katusze,

Ja będąc Jej dzieckiem, Matce — Marii Niepokalanej Służyć muszę

Za Jej opiekę, za Jej ukochanie!

Tak mi dopomóż Chryste, Jezu Panie!“

Klara Kahsnerówna. Dziecko Marii Poznań —- Środka.

(19)

129

O

G d z i e m n i e w z y w a s z Pani e!

f %

Gdzie m nie wzywasz, m ój Panie? ‘W

Czy w daleki k ra j nieznany?

i

1

Gdzieś za góry, — rzeki —

Sti

By tam spocząć na wieki.

o

Czy w pogańskie wzywasz strony?

T am gdzie lud nie zna Ciebie.

i

1

••w Gdzie tęsknią za praw dą

O

I p rag n ą zbaw ienie. S 2

•w

1 O

Może tam gdzie z nienaw iścią O

P a trzą n a krzyż i z serc w yryw a się

Złość i b luźnierstw o przeciw Tobie? u

Ach gdzie, gdzie k to mi powie!

Tam serce zaw sze nie baw i

:•

i:

W d alekich k rań cach ziemi C

J

C} A Ty drogi P anie chcesz m nie mieć Między sw ym i wr Polskiej ziemi.

b Tu w śród sw ych sió str i braci *;£;f

Gdzie serca znają Cię

\(

Lecz w sw ej ślepocie, nie w idzą Cię.

Ty kroczysz w ciąż w śród nas x

ii s

W- N ieraz w potędze i chw ale

% VJ

:f 1: A sk o ro tylko chcesz

i }

Ó To i w H ostyjce m ałej.

Z kapłanem kroczysz wrraz i }

Tulisz się do Jego serca Na Jego dłoniach spoczywasz

I sm u tn o w koło spoglądasz.

v:

Każdy Cię m inie

Nikt nie słyszy Twych skarg fS.

Każdy spojrzy zim nym sercem

i .? Nikt Cię nie p rag n ie — tow arzyszyć nie chce. O

*

Oprócz serca K apłana.

Nie jed en zegnie kolana

■•'•'i-.-.-:---' Chcąc uw ielbić swego Pana.

? :• A któż w tej chw ili serce swe da?

Któż Cię w duszy upieści?

W Może n ik t o tym nie pomyśli. ‘W

o

Chcesz abym tu o Tobie zaw sze m ówiła f'%

W sercach włygasłych, Tw ój żar miłości w rzuciła '• : ' Z głodniałych do Ciebie po p o k arm posłała

Z pragnionym , T w oje źródło w skazała.

T ak Tw ą w olą w ypełnić chcę P anie f%

Chcę sercu Tw em u zawsze czynić radość

f ): I za w szelkie krzyw dy czynić zadość. ■'i .5

N iedaleko wzywasz mię Panie f %

Blisko przy Sercu Swem czynisz m ieszkanie.

Zaw sze gdzie Ty, tam serce jest me. —

f i W każdym zak ątk u najsk ry tszy m

Nikt od m iłości Tw ej oderw ać m nie nie jest w stanie.

o

K lara K ahsnerów na

(20)

Wesele chińskie

Zanim przystąpię do opisu wesela chińskiego, pozwolę sobie skreślić kilka uwag dotyczących małżeństwa pary chińskiej.

Młodzi w Chinach są w tym szczęśliwym położeniu — a może nieszczęśliwym — że sami nie wybierają sobie małżonek i mężów, lecz czynią to za nich rodzice. Młodzieńca chińskiego przyszła żona nic, a nic nie obchodzi — choć wie, że ją mieć będzie — jest tego pewien. Rodzice sami decydują o przyszłej małżonce syna, lub przyszłym mężu córki, a to dlatego, że według ich zdania, na zawarcie związku małżeńskiego, uczucie nie powinno mieć żad­

nego wpływu. Małżeństwo nie jest dla Chińczyka związkiem za­

wartym dla samej przyjemności —- ale sprawą, która dotyczy przodków, potomstwa oraz m ajątku rodzinnego. Nie jest zatym potrzebna zgoda młodzieńca i dziewicy, lecz wystarcza obustronne zatwierdzenie małżeństwa przez rodzinę pana młodego i panny młodej.

Nawiasem dodać należy, że często dzieci, które jeszcze na świat nie przyszły, już są zaręczone — ponieważ dwie rodziny b ar­

dzo się szanujące, chcą w przyszłości wejść w związki pokrew ień­

stwa. Oczywiście — takie zaręczyny przed czasem, wprowadzają do rodzin wielkie rozczarowanie — zwłaszcza, jeśli dzieci przycho­

dzące na świat są tej tej samej płci. Takie wypadki zwala się na kark złych duchów.

Nie wolno też Chińczykom zawierać małżeństwa między oso­

bami o tym samym nazwisku. Zakaz ten ma za sobą długowieczną tradycję. Został on wydany w roku 1122 przed Chrystusem, pod­

czas panowania Wuwanga, pierwszego cesarza dynastii Han. Wy­

dał go ówczesny m inister kultu. Od tego czasu, aż do dnia dzi­

siejszego, zakaz ten jest ściśle przestrzegany — bo Chińczyk to urodzony konserwatysta.

W Polsce dzień ślubu jest prawie zawsze dniem radości dla dziewicy. W Chinach odwrotnie —■ dniem sm utku. Panienka, za­

nim się przeniesie do domu męża, musi płakać przez trzy noce.

Pomagają jej w tym siostry, przyjaciółki i krewniaczki.

Zamążpójście odbywa się według rodowych zwyczajów.

W domu rodzinnym oblubienicy, w sali przodków, przez trzy dni

(21)

131

na ołtarzu leży imię panny młodej i jej przyszłego małżonka. Jeśli w obu domach przez ten czas będzie panował spokój — związek małżeński będzie zawarty, gdyby zaś padły słowa krytyki owego małżeństwa, k o n trak t zostaje zerwany.

Następnie rodzice oblubieńca przysyłają d ar zaręczynowy, dla przyszłej małżonki syna i wręczają go pani najwyższego auto­

rytetu (pierwszej żonie) — by ta oddała go oblubienicy.

Po oznaczeniu dnia ślubu, m atka narzeczonego przysyła czer­

wony kosz ciastek, przez nią upieczonych, k tóre noszą nazwę

„placków feniksa i smoka“ . Przynoszą go dwaj służący, odziani w płaszcze koloru czerwonego. Kosz ten obnoszą po głównych ulicach m iasta, by się wszyscy dowiedzieć mogli, o dokonanych zaręczynach i mającym odbyć się weselu.

Na każdym „placku smoku i feniksa“ jest wypisana data ślubu, cukrem zafarbowanym na czerwono. Przygotow uje się paczki po pięć ciastek i wysyła pocztą, lub przez służącego do tych wszyst­

kich, którzy mają wziąć udział w uroczystości weselnej.

W odpowiedzi nadchodzą dary od zaproszonych gości — w' postaci mebli, szat, naczyń kuchennych, biżuterii itd.

Znajomi i krewni przybywają na tydzień przed uroczysto­

ścią. Gościnność wymaga, by już wtedy wszystko było przy­

gotowane.

Wczesnym rankiem w dniu opuszczenia domu rodzinnego przez narzeczoną — tragarze w strojach weselnych koloru czer­

wonego, przenoszą meble, szaty, naczynia kuchenne itd., oprócz łóżka, k tóre sprawić musi narzeczony — do przyszłego domu oblu­

bienicy. Przed i za pochodem idą muzykanci.

Gdy to wszystko zostało dokonane, oblubieniec posyła do domu panny młodej lektykę, chorągwie weselne i muzykantów.

T ak wygląd lektyki, jak ilość chorągwi i grajków zależy od zamo­

żności rodzin. Panna młoda usadawia się w lektyce, a pani najwyż­

szego autorytetu (matka) opatruje ją pieczęcią ze swoim m ono­

gramem. Trąby dają znak wymarszu, a flety grają „skargę rozsta­

nia". W tym pochodzie należy zauważyć — dwie butelki wina i dwie gęsi, niesione na specjalnych noszach, które są symbolem zgody (wino) i przywiązania małżeńskiego (gęsi). Pan młody tym­

czasem z wielką niecierpliwością oczekuje w swym domu rodzin­

nym oblubienicy.

Kiedy panna młoda została przyniesiona, oblubieniec wy­

chodzi i puka w lektykę, k tóra natychm iast się otwiera, a oblubie­

nica zostaje uwolnioną. Udają się teraz do sali przodków, by oddać pokłon przed ich tablicą, a po tym przechodzą do sali jadalnej.

Cytaty

Powiązane dokumenty

stety jeszcze całe tysiące żyje podobnych do tej grom ady ludzi“... k rząta się koło

Łatwo nam bowiem w obec w iększej liczby kapłanów w domu naszym stra- dom skim spełnić każde życzenie

Wszyscy starsi, zebrani w kościele, mając w ręku gromnicę, są uczestnikami światła Chrystusa Pana i z zapalonymi gromnicami biorą potem udział w procesji,

Przy tej sposobności przypatrzyłem się p rocesji sm oka.. Sm ok ten sporządzony jest z papieru różn ok

Z wspólnym śpiewem «Kto się w opiekę» kroczyły za sztandarem Niepokalanej 13 Aspirantek i 3 Kandydatki w bieli, jak anioły przed tron Najwyższego, to jest

Zwłaszcza dziś, gdy tyle „ciężkich k am ie n i41 spada zewsząd na biedne serca ludzkie, dobrze jest wskazać światu na Najsłodsze i Najmiłośeiwsze Serce

W bieżącym jubileuszow ym roku kanonizacji św.. Paw ła

Krzyż jest bramą, przez którą Bóg wszedł ostatecznie w dzieje człowieka.. I trwa