• Nie Znaleziono Wyników

Rocznik Mariański. R. 13, nr 2 (1937)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rocznik Mariański. R. 13, nr 2 (1937)"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

R O C Z N I K M A R I A Ń S K I Cudowny Medalik

CZASOPISMO MIESIĘCZNE ILUSTROWANE

Redakcja i Administracja: -raków, Stradom 4

(XX. Misjonarze) 0. Nr. 404.450

Rok X III Luty 1937

„ W s z y s c y , k t ó r z y b ę d ą n o s il i C u d o w n y M e d a lik , d o s t ą p i ą w ie lk ic h l a s k “ .

„ ...C i k t ó r z y w e M n ie u f a j ą , w ie lu l a s k a m i ic h o b d a r z ę " .

S ło w a N iepokalanie Poczętej do S io stry K at. Laboure.

r-:r---

(2)
(3)

C E N T R A L N Y K RA JO W Y O R G A N KRU CJATY C U D . MEDALIK A S T O W . C U D O W N E G O M EDALIK A I DZIEC I MARII W P O L S C E Rok X III R e d a k to r X. P iu s P a w e lle k , M isjo n a rz L u ty 1937

L U T Y

Już minął pierwszy miesiąc nowego roku. Oddarłyśmy już 31 k artek z naszego kalendarza, minęło 31 dni. O tyle jesteśmy star­

sze, o tyle dni zbliżyła się do nas chwila śmierci. A teraz za łaską Bożą zaczynamy nowy miesiąc, w którym możemy pracować nad tym, żeby ta ostatnia godzina życia naszego była godziną szczę­

śliwą, a nie straszną i ciężką. Przysłowie mówi: „Jakie życie, taka śm ierć“ Starajm y się więc o prawdziwie dobre, ciche życie, k tóre po szczęśliwej śmierci doprowadzi nas do wiecznego szczęścia w nie­

bie. Zaraz drugi dzień tego miesiąca znaczony jest czerwoną kartką, święto! Matki Boskiej Gromnicznej! Ofiarowanie Pana Jezusa w ko­

ściele! Przypatrzm y się bliżej temu obrazkowi, który nam tak ślicz­

nie przedstaw ia Ewangelia na ten dzień przeznaczona.

U Żydów było prawo, że o ile pierwszym dzieckiem w rodzi­

nie był synek, to należał do Pana Boga w sposób szczególny. Ro­

dzice mieli go przynieść do kościoła, tam ofiarowawszy Panu Bogu,

wykupić dla siebie. Ubodzy na ten okup składali parę synogarli-

czek lub gołąbków, a równocześnie m atka dziecięcia otrzymywała

błogosławieństwo kapłana, co się zachowało w Kościele św. jako

wywód aż do naszych czasów. Gdy więc minęły przepisane prawem

40 dni od narodzenia Pana Jezusa, Matka Najśw. ze sw. Józefem

poszli do Jerozolimy, by dokonać przepisanego obrzędu. Niosąc

Syna Bożego na swych rękach, wniosła Go Maria N iepokalana do

kościoła. Jaka to była uroczysta chwila, gdy Bóg w ludzkim ciele

wstępował w m ury domu Swego. Kościół ten przeznaczony na Dom

(4)

30

Boży, zbudowany z najdroższego m ateriału, ozdobiony jak można najpiękniej, od wieków czekał na tę chwilę uroczystą, gdy Pan przyjdzie do Swego mieszkania. Ale ludzie przechodzili obok Pana Jezusa, nie widząc nic nadzwyczajnego, widzieli tylko matkę, która przyniosła synka, by go ofiarować Bogu i otrzymać błogosławień­

stwo kapłana, dając za okup dwa gołąbki. Jednak nie wszyscy byli tak zaślepieni, tak niegodni łaski, by poznać Zbawiciela w tym Dzie­

ciątku, a Niepokalaną w tej Młodziutkiej Matce! Oto nadszedł stary Symeon, on czekał z utęsknieniem na przyjście Zbawiciela, i obie­

cał mu Bóg, że nie umrze, aż zobaczy wpierw Zbawiciela. Gdy więc wnosili rodzice Dzieciątko do kościoła, poznał w Nim Syna Bożego, Zbawcę swojego, i wziąwszy Go na ręce, prorokował, mówiąc: „T e­

raz puszczasz Panie sługę Swego w pokoju, bo oczy moje oglądały zbawienie Twoje... światłość na zbawienie poganów i chwałę ludu Twego izraelskiego".

I Anna prorokini, staruszka 80-letnia, która już 40 lat była przy kościele, służąc Bogu w postach i modlitwach, ona też poznała Zbawiciela i opowiadała o Nim wszystkim, którzy czekali odkupie­

nia. Jakaż radość była tych dwojga staruszków, jaka nagroda za ży­

cie świątobliwe przy świątyni na służbie Bożej spędzone, gdy oglą­

dali spełnienie obietnicy Bożej, danej Izraelitom, gdy kończyli swoje życie „pełni natchnienia44, jak mówi kolęda.

A ludzie obojętni wchodzili i wychodzili ze świątyni, zajęci swoimi sprawami, przechodzili obok Pana Jezusa jak ślepi, nie wie­

dząc nic o łasce, która była tak blisko. Strzeżmy się \ my tej oho- jętności! a tak o nią łatwo! O laskę Bożą trzeba się starać, trzeba się interesować sprawami Bożymi, bo inaczej przejdziemy przez ży­

cie jak ślepe, nie widząc tych cudownych spraw Bożych, których tak wiele dzieje się kolo nas i w naszych własnych duszach.

Przypom ina mi się przykład słyszany w dzieciństwie. Zaczyna się jak wszystkie cudne bajki: Był raz król, a ten król miał cudowną szkatułę złota, która napełniała się sama w m iarę, jak z niej czerpał.

Przychodził do niego kto chciał, dostawał tyle, ile potrzebow ał, a szkatuła była zawsze pełną. Między innymi przyszedł raz ubogi człowiek, żebrak. Gdy go wpuszczono do wspaniałych sal królew ­ skich, najprzód zdziwił się niezm iernie tem u przepychowi, który widział wkoło siebie. Potem zaś zapatrzył się na muchy spaceru­

jące bezkarnie po twarzy jakiejś postaci ślicznie wykonanej z k o ­ lorowego szkła w oknie nad tronem królewskim. I tak był tym za­

jęty, że gdy stanął przed królem , nie wiedział co odpowiedzieć na

zapytanie czego żąda? Odszedł więc, nie otrzymawszy nic, równie

biedny, jak przyszedł. Przypuściwszy, że taki człowiek w ogóle

istniał, przedstawm y sobie jego rozpacz, gdy wrócił do domu z p u ­

(5)

31

stymi rękom a, że zmarnował taką okazję, jedyną do popraw ienia swego losu.

Ale z pewnością nie było nigdy ani takiego króla, do którego miałby każdy wstęp, ani takiej cudownej, niewyczerpanej szkatuły, ani tak głupiego dziadka. Ale pomimo to przykład jest dobry i warto o nim wspomnieć, gdy wchodzimy do kościoła. Bo bardzo wiele osób tam wchodzi i wychodzi z takim usposobieniem, jak ten dziadek, — bez myśli, bez celu, bez korzyści.

Ale my, Dzieci Marii, nie! My jesteśmy postępowe, każdy nasz ruch, każda myśl musi być celowa. Idąc do kościoła, wzbu­

dzamy intencję, wiemy po co idziemy. W chwilach pracy czy za­

bawy nie tracim y z oczu swojego celu, którym jest chwała N iepo­

kalanej i przyciąganie przez Nią dusz do Boga. Apostolstwo. P a­

m iętajm y o tym, urządzając przedstawienia tak teraz na czasie, niech nigdy publiczność nie wyjdzie ze sali bez jakiejś głębszej myśli, bez uczucia wznioślejszego.

A gdy tak celowo spędzać będziemy życie ku chwale Bożej, gdy Królestwo Chrystusowe będziemy rozszerzać w naszych wła­

snych duszach i w duszach naszego otoczenia, to bez obawy, owszem z pewną tęsknotą będziemy myśleć o chwili śmierci, do której nas nieubłaganie zbliża każda ubiegła godzina, każdy przeżyty dzień, który znaczymy oddzierając k artk i w naszym kalendarzu.

Oczyszczenie Najśw. Marii P a n n y

Dzień M atki Boskiej Gromnicznej, to jedno spośród świąt, cieszących się u ludu naszego szczególniejszą czcią i które przeto z wielkim nabożeństwem i skupieniem ducha od dawnych czasów było w Polsce obchodzone. Już wielki kaznodzieja Skarga wołał:

„Święty był obyczaj przodków naszych, który jeszcze i sam pomnę, iż gdy grzmoty wszczynały się, każdy gospodarz przed obrazem M atki Boskiej, który na ścianie zawdy mieli, wezwawszy wszystkich domowników do modlitwy, zapalali świecę, którą gromnicą od tego zwali. Te gromnice bowiem w kościele przeżegnane taką moc biorą, iż zapalone gromy i pioruny odganiają".

I dziś tak samo jak niegdyś na całych ziemiach Rzeczypospo­

litej Polskiej święto M atki Boskiej Gromnicznej równie uroczyście

bywa obchodzone, poważnie bowiem ludzi nastraja i o śmierci i zni-

komości spraw ludzkich zastanowienie budzi.

(6)

32

Na wsi już wczas rano wychodzą ludzie do kościoła, biorąc ze sobą świece większe lub mniejsze, zależnie od zamożności go­

spodarza. Dawniej świece te musiały być z wosku pszczelnego i ro­

bili je sobie albo sami gospodarze, albo tzw. cechmistrze wiejscy.

Świece takie przystrajają w kokardy, sztuczne kwiaty, niekiedy w kwiaty, a w niektórych okolicach owijają grubą świecę cienkimi i długimi stoczkami, które od niepam iętnych czasów lud nazywa

„Błażejkami“, ponieważ stoczki owe zapalają na drugi dzień, tj. 3 lu­

tego, w dniu św. Błażeja przy święceniu jabłek i gruszek, których lud używa jako cudownego lekarstwa na ból gardła.

W okolicach Lublina świece woskowe okręcają lnem czesa­

nym, na to dopiero kładą korale i inne paciorki. Z tak przygoto­

wanymi świecami udają się ludzie do kościoła.

Już idąc do kościoła, wnioskują starsi gospodarze z tego, czy w dniu tym jest odwilż czy mroźna pogoda, jak długo trw ać będzie zima i jakie będą urodzaje. Jeśli np. długie sople lodu zwisają z da­

chów, świadczy to o niezwykłym urodzaju na marchew w tym roku, a jeżeli szron pokrywa drzewa, będzie niezawodnie obfity plon owoców w sadach. Jeżeli na Matkę Boską Gromniczną mróz, to nie­

dźwiedź burzy swoją budę, a jeżeli łagodnie i odwilż na polu, to ją poprawia, bo długa jeszcze zima będzie. Dlatego lud mówi:

„Jak na Gromniczną mróz, Ładuj chłopie wóz!

A gdy na Gromniczną z dachu ciecze, To się długo zima przewlecze".

Przed rozpoczęciem sumy kapłan w szatach liturgicznych ko­

loru fioletowego przystępuje do ołtarza, aby dokonać ceremonii po­

święcenia świec kościelnych, a potem gromnic ludu. Odmawiając modlitwy nad świecami, prosi kapłan, aby ci, którzy świecami tymi posługiwać się będą, byli pod szczególniejszą opieką Bożą i aby w świetle Ducha św. od ślepoty grzechu uwolnieni, mogli przez ciemności świata tego dojść do niegasnącej nigdy świałości wiecznej.

Wszyscy starsi, zebrani w kościele, mając w ręku gromnicę, są uczestnikami światła Chrystusa Pana i z zapalonymi gromnicami biorą potem udział w procesji, która się odbywa na pam iątkę pierw ­ szego zjawienia się Chrystusa Pana w świątyni jerozolimskiej.

Podczas całej procesji i następnie kazania, a nawet i sumy starają się wszyscy, aby płonąca ich świeca nie zgasła; zgaśnięcie bowiem świecy jest uważane za zły znak. wróżący, że drugiej Matki Boskiej Gromnicznej człowiek ten już nie doczeka.

Po skończonej sumie ludzie gaszą gromnicę, gdyż z powodu

znacznej odległości od domów i takby płonącej nie donieśli; jeśli

(7)

33

jednak mieszkają w pobliżu kościoła, to otulają świecę starannie i płonącą starają się przynieść do domu. Skoro przyjdą do domu, zapalają gromnicę i płonącą robią krzyże na stragarzu w drzwiach i oknach; chroni to dom od grzmotów i piorunów, a płonącą świecą błogosławione pola zabezpieczone są przed nawałnicami, gradem i błyskawicami, których światło ma być szczególniej szkodliwe dla kwitnącej hreczki. Po zgaszeniu gromnicy, wszyscy domownicy sta­

rają się wciągnąć w siebie dym ze zgaszonej świecy: ma to bowiem być najlepszym sposobem, chroniącym przed bólem gardła. W nie­

których okolicach z płonącą gromnicą obchodzą stajnie i pola. czy­

niąc nią krzyże nad bydłem, końmi, błogosławiąc ogniem gromnicz­

nym ludzi i wszystkie domowe kąty.

Taką poświęconą świecę przechowuje się przez cały rok za obrazami albo w skrzyni, by ją w razach bardzo ważnych można było wyjąć i użytkować. A więc jeśli najdzie nad wieś wielka bu­

rza, jeśli grzmi straszliwie lub grad pada, wstawiają w niektórych wsiach zapaloną gromnicę do kom ina, częściej jednak stawiają ją w oknie lub na stole przed obrazem Matki Boskiej i odmawiają głośno modlitwę o odwrócenie nieszczęścia.

W okolicach Leżajska i Niska (pow. niżański) podczas bu­

rzy, gdy grzmi i pioruny biją, wygarnia gospodyni ogień z pieca piekarskiego, a potem tę łopatę, na której się chleb do pieca wsa­

dza i pociask, którym się węgle rozżarzone wygarnia z pieca, wy­

noszą przed dom. Te dwa sprzęty nie tylko chronią dom przed piorunam i, lecz i grzmoty rozpędzają.

Powszechnie znany jest obyczaj, że konającemu podają w rękę gromnicę na znak wielkiej jego miłości do Matki Boskiej, której wstawiennictwo wyjedna um ierającem u Królestwo Niebieskie.

W niektórych okolicach wychodzą z gromnicą do sieni, by powitać kapłana niosącego Ostatnią Pociechę umierającemu. Także zapa­

loną gromnicę wynoszą przed dom, gdyż pożar na wsi wybuchnie.

Z dniem tym złączone są niektóre przysłowia i dowcipne cha­

rakterystyki. Tak np. mówiono o nabożnisiu i faryzeszu: „Trzech mszy słuchał, zmówił cztery różańce i na gromnicę dm uchał11. Chcąc wydrwić odwagę i sprawność czyjąś jako żołnierza, mówiono: „D a­

wny to jest żołnierz, dobra Polski nadzieja — od Gromnic służył aż do świętego B łażeja11 (3 lutego). Albo: „K iedy grzmiało, czołem biła i gromnicę w ręku trzym ała, gdy strach minął, na nowo klęła i oszukiwała11.

Do skąpców mówiono: „Dołóż Bogu na ofiarę, nie gromnicz- kę, albo Błażejka, ale ona niewinną synogarliczkę i czystość myśli i poczynań11.

A łatwo się domyśleć do kogo się to odnosi: „Nadzieję ma

(8)

34

w kadzidle, w kropidle, w ziółku, w głowience, w gromniczce i w bła- żejku“ .

Ponieważ „od Gromnic wilcy stadem chodzą“, przeto od da­

wien dawna dzień ten uważano w Polsce za święto wilków, a Matkę Boską Gromniczną za ich opiekunkę. W dzień ten lud nie wycho­

dził nigdy do lasu, bojąc się napadu wilków, którym w dzień ten napadać ludzi wolno i dlatego szczególnie są zuchwałe.

Św. Szymon, Apostoł i Męczennik

Święty Szymon miał wielkie szczęście należeć do rodziny Pana Jezusa. Byl on synem Kleofasa, brata św. Józefa, Piastuna Syna Bożego i z tego powodu poczytywano go za stryjecznego brata Chry­

stusa Pana, a nawet stosownie do ówczesnego zwyczaju u Żydów, nazywano go bratem Pana Jezusa.

Matka jego miała imię Maria, i według pisarzy Kościoła, była siostrą Najświętszej Marii Panny.

O niej to właśnie wspomina Ewangelia święta, iż, towarzysząc Matce Boskiej na Kalwarię, obecną była przy ukrzyżowaniu Zbawi­

ciela. Będąc przeto synowcem św. Józefa, z pokolenia Dawida zro­

dzonego, pochodził św. Szymon z królewskiego rodu. Lecz co dla niego było najszlachetniejszym, należał do liczby uczniów Pana Jezusa, a później stał się biskupem i pozyskał koronę męczeńską.

Zbawiciel powołał go wraz z pierwszymi na ucznia Swego.

Pod Boskim więc ćwiczony Mistrzem, jakiż postęp na drodze zba­

wienia musiał uczynić! Byl on świadkiem większej części cudów, dokonanych przez Syna Bożego, a także Jego Zmartwychwstania i Wniebowstąpienia, a że należał do błogosławionego grona, stano­

wiącego podówczas cały Kościół, więc przy zstąpieniu Ducha Świę­

tego na apostołów w W ieczerniku i on otrzymał Go w wielkiej obfi­

tości. Miał jeszcze i tę wielką pociechę, iż Matkę Boską jako prze­

czystą oblubienicę jego stryja św. Józefa Oblubieńca, mógł nazywać swoją ciotką.

Gdy tak apostołowie jak inni uczniowie Pańscy, rozeszli się

byli po całym świecie dla głoszenia wiary świętej, Szymon pozostał

w Jerozolimie przy św. Jaikóbie, swoim bliskim krewnym, który tego

miasta był pierwszym biskupem. W roku 62-im od Narodzenia

Chrystusa Żydzi zamordowali św. Jakóba. W chwili, gdy go męczyli

(9)

35

św. Szymon był tam obecny, a słysząc, jak św. Jakób modlił się za swych katów, wołał do nich głośno:

— Co robicie! wszak m ordujecie człowieka bożego, który się modli za was.

Był jednak u Żydów w takim poszanowaniu, iż pomimo tego nie targnęli się na jego życie tym razem

Po kilku miesiącach, gdy apostołowie, uczniowie Pańscy i wierni, korzystając z chwili, gdy nieco ucichło prześladowanie, zgromadzili się w Jerozolim ie, gdzie św. Szymon jednogłośnie zo­

stał obrany za następcę po św. Jakóbie na biskupstwo jerozolim ­ skie. Wielka jego pobożność i niezmordowana praca apostolska przymnażała liczbę nowych chrześcijan, a jak w wierze świętej, tak i w wysokiej świątobliwości ich utwierdzała.

Po kilku latach zarządu tą diecezją przez św. Szymona, We- spazjan i Tytus, cesarz rzymscy, nadciągnęli do Ziemi żydowskiej dla zdobycia i zniszczenia Jerozolimy. Św. Szymon, stosując się do tego, że P. Jezus nakazał uczniom Swoim, aby uchodzili z tego miasta, gdy je wojska nieprzyjacielskie będą miały otaczać, wyszedł stam tąd ze wszystkimi chrześcijanami. Udał się z nim nad rzekę Jordan do miasta zwanego Pełła.

W roku 70-ym, po zburzeniu Jerozolimy przez Rzymian, wierni przeszli napow rót rzekę Jordan i przybyli na miejsce daw­

nej siedziby, gdzie już tylko zwaliska zostały po pięknej Jerozoli­

mie. Tam w krótce wznieśli nowe miasto, mniej od dawnego oka­

załe, lecz bogate w cnoty chrześcjańskie, którym i wierni tych pier­

wszych czasów w znacznej liczbie tamże osiadłych się odznaczali.

Owszem, pod pieczą Szymona, ich świętego biskupa, który wraz z nimi wrócił, nawet przewyższali pod tym względem innych chrze­

ścijan. N ieustannie bowiem czuwał ten gorliwy Pasterz nad ludem swoim, przyświecając mu przykładem , karm iąc Słowem Bożym, i gorliwie powstając przeciw odszczepieńcom, z którym i święty bi­

skup mężnie walczył aż do śmierci. Stawiał ciągłe w obronie prawd chrześcijańskich, których wyuczonym był z Boskich ust samego Chrystusa Pana.

Niezmordowana pasterska gorliwość jego w rozszerzaniu chwały Bożej, praca nieustająca około zbawienia dusz jego pieczy poruczonych, męstwo, z jakimi mimo niebezpieczeństw, na które ciągle był wystawiony, stawił czoło wszelkiego rodzaju nieprzyja­

ciołom wiary objawionej, — wszystko to wysłużyło mu w końcu i tę wielką łaskę, iż dostąpił korony męczeńskiej.

Opatrzność Boska oszczędziła go przez czas długi, w ciągu

którego zarządzał owieczkami swoimi z największym dla ich dusz

pożytkiem i wielką liczbę Żydów i pogan nawrócił. Ponieważ zaś

(10)

-

36

był szczególnie potrzebny nowo zawiązującemu się Kościołowi, a na­

rażonemu na prześladowanie już to Żydów, już Rzymian, Pan Bóg tak zrządził, iż gdy Wespazjan, a następnie Domicjan nakazali wy­

śledzenie wszystkich z pokolenia Dawidowego pochodzących, aby ich wytępić, o Szymonie jakby zapomniano. Lecz gdy T rajan te same poszukiwania z większą jeszcze ponowił surowością, św. Szy­

mon oskarżony został nie tylko jako potomek Dawida, lecz jako ten, który wszystkim chrześcijanom dodawał ducha, stał na ich czele jako biskup, i wielu Żydów i Rzymian do Wiary świętej na­

wrócił. W skutek tego, mając już lat 120, schwytany i przed wielko­

rządcę Syrii, nazwiskiem Attyla, a podówczas znajdującym się w ziemi żydowskiej, jako należącej do jego wielkorządztwa, sta­

wiony został. Ten, na widok tak poważnego starca, litością został zdjęty. Najprzód więc namawiał go, aby odstąpił W iary św. i cześć oddał bożkom cesarskim. Św. Szymon odpowiedział mu jednak w wyrazach pełnych namaszczenia Ducha św., dowodząc, iż jeden jest tylko Bóg i więcej być nie może; że Jezus Chrystus był tym Bogiem jedynym, i że ci wszyscy bogowie, którym Rzymianie cześć oddają, byli niczem innym, tylko zbrodniarzam i, których czczenie zakałę narodowi ludzkiemu przynosi.

Wielkorządca, widząc, iż przemowa świętego starca na zgro­

madzonych wielkie wrażenie zrobiła, kazał go najprzód okrutnie ubiczować, a potem przez dni kilka zadawał mu najsroższe m ęczar­

nie. Wśród mąk niezachwiana stałość jego wszystkich dziwiła: tru ­ dno było pojąć, jak ciało jego, podeszłym wiekiem nadzwyczaj już zwątlone, mogło przenieść tak srogie katusze. Gdy w jednej z nich pokazał szczególniejsze męstwo i swobodę ducha, pomimo najcięż­

szych cierpień, jakie przenosił, sami poganie poczęli głośno wo­

łać, iż to było cudem Bożym. Wtedy tyran kazał go przybić do krzyża. Szymon nie posiadał się ze szczęścia, iż mu P an Bóg nie tylko daje łaskę umrzeć za wiarę, ale przypuszcza go do uczestnic­

twa w rodzaju śmierci, jaką sam Pan Jezus poniósł. Zdawało się, że jakby odmłodniał, i pełen radości w ręce katów się oddał. Na krzyżu zawieszony, dziękując Zbawicielowi, iż mu dozwala tak wier­

nie Go naśladować w chwili nawet swojej śmierci, oddał ducha w ręce Jego. Poniósł śmierć męczeńską dnia 18 lutego roku 107, a po czterdziestoletnim piastowaniu biskupstwa jerozolimskiego.

©o©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©

W o d ą z c u d o w n e g o ź r ó d ł a w L o u r d e s w r a z z n o w e n n ą do N ie p o k a ­ la n ie P o c z ę te j w y s y ła m y n a k a ż d e z a m ó w ie n ie . D ro b n e o f ia ry p r z e z n a c z a m y

n a c e le k o śc ie ln e .

A D R E S : .R O C Z N IK M A K IA Ń S K I« , K R A K Ó W — S T R A D O M 4

©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©©

(11)

ram 13*c 3 :♦ [ X 3-»-t JM T jy c łf-t 3 * C 3 «-C 3-»'C IX ETł«C gjgl 3 j mę Jmę J» p gacę ]« £ JjuS ł»:Ę jfrrf

G R O M N I C A

Gromnico ty moja na ścianie m ej chaty, O, jak cię ukochać, wysławić?

Jabym cię chciał w świecie przystrajać wciąż kwiaty,

Jabym cię chciał w złoto oprawić. Q

Tyś m oim klejnotem rodzinnym , a drogim, Ty m ieszkasz i czuwasz wciąż razem.

Zwieszona spokojnie nad krzyżem ubogim I M atki Najświętszej obrazem.

Gdy z rannym świtaniem m nie budzą wesoło Ptaszęta rozkosznym świergotem,

A słońce podnosi prom ienne swe czoło I światłem obłeu-a m nie złotem:

T y w blaskach m i słońca wskazujesz na ścianie K rucyfiks i M atki oblicze,

Jak siłę do pracy, do walki wezwanie, Cel życia i życia słodycze.

Gdy słońce zaś gaśnie, a zorze wieczorne Pagórki szkarłatem odzieją,

T y szepczesz: „Czy widzisz te błyski pozorne?

Za chwilę wśród nocy zmarnieją.

Tu w szystko zniszczeniu tak samo ulegnie:

Błysk szczęścia i jasność słońc złota;

Lecz wiecznie szczęśłiicy, kto Bogu zabiegnie W dniu śmierci z światłością żyw ota“.

Wołają wciąż na mnie wśród pracy, zamętu, W śród serca i świata ciemności,

By gorzeć i świecić i spłonąć do szczętu, Jak wielka pochodnia miłości.

A kiedy przy śmierci zaświecisz w m ej dłoni.

Gdy ciemne obiegną m ię mary:

Tive światło —■ gromnico niech w duszy m ej dzwoni:

W ierz, kochaj i uf aj bez miary!

A wtedy?... O w tedy, gromnico ma droga, Gdy ciało się w grobie położy,

Za jasność żywota, za pracę dla Boga, Bóg niebo m i jasne otworzy!...

1+1

g ę OMi-C g * X c 3 +iĆ OacŁ31*:C C Oittfc J -♦ C 33*? C 55ćF3j». C J:* X l 3 +-J 3ang3C3

(12)

Najsilniejsze pańs two na świecie

W atykan jest najmniejsyzm państwem świata. Obejmuje on bowiem pół kilometra kw. obszaru i liczy tylko 800 obywateli. Nie wszyscy pielgrzymi i turyści, napływający tło Wiecznego Miasta, zdają sobie sprawę z tego, że po przejściu bramy W atykanu, znaj­

dują się już na terytorium tego przed ośmiu laty powstałego pań­

stwa.

Ta nowa organizacja państwowa, w sposób godny podziwu wykorzystała pierwsze lata swego istnienia. Mądry, a przewidujący gubernator, Camillo Serafini, z niezwykłą energią zajął się zmo­

dernizowaniem wszelkich urządzeń, mocno już przestarzałych wsku­

tek długoletniego odcięcia W atykanu od świata. W ykorzystał on wszelkie środki nowoczesnej techniki, aby wyposażyć państwo wa­

tykańskie godnie, zarówno dla celów wewnętrznych, jak i rep re­

zentacyjnych.

Nie należy również zapominać, że W atykan stanowi sto­

licę niewidzialnej olbrzymiej monarchii, rozciągającej się na cały świat i liczącej setki milionów poddanych, wszelkich ras i wszel­

kich odcieni skóry. Kiedy do W atykanu zawita turysta-cudzozie- miec, znajduje on tam wszystko, co widuje w stolicach świata, oczy­

wiście W' m iniaturze. Wprawdzie do samego W atykanu można do­

jechać pociągiem tylko w tym wypadku, jeżeli przybywa się z więk­

szą grupą pielgrzymów. Zazwyczaj linia kolejowa, ciągnąca się na przestrzeni 220 metrów przez terytorium W atykanu, oddzielona od niewatykańskiej części olbrzymią bramą, pięknie wykonaną z że­

laza, która bywa otwierana jedynie podczas wielkich uroczystości.

Sam dworzec kolejowy jest gmachem niezwykle imponującym.

W spaniała jest również radiostacja, wybudowana pod osobistym dozorem Marconiego i urządzona przezeń według ostatniego słowa techniki radiowej. Z tej to stacji Papież wygłasza swe orędzia do świata.

Turyści z łatwością odróżniają obywateli watykańskich od

„cudzoziemców41, spotykając ich w wąskich, charakterystycznych

ulicach miasta, ponieważ watykańscy prawie wszyscy noszą u n i­

(13)

39

formy. U bram miasta, jak przed wiekami, stoi na straży dzielna szwajcarska gwardia w swej barwnej odzieży landsknechtów, którą zaprojektow ał swego czasu Michał Anioł, z halabardam i w rękach.

Ci dumni potomkowie W ilhelma Telia służą jednak głównie dla dekoracji, tak jak pałatyńscy gwardziści, oraz członkowie feudal­

nej szlacheckiej gwardii ubrani w hełmy, ozdobione końskimi ogo­

nami. Właściwą straż stanowią starannie dobrani żandarm i papiescy w malowniczych strojach z epoki napoleońskiej.

W atykan posiada również m iniaturowy ośrodek przemysłowy, skąd czerpie energię świetlną i cieplną. Robotnicy, których jest około tysiąca, są bez w yjątku „cudzoziemcami'4. Ciekawe i nieby­

wałe prawie dziś zjawisko stanowi fakt, że budżet państwa waty­

kańskiego nie jest deficytowy, a państwo nie wie prawie, co to tru ­ dności finansowe. Budżet ten obejmuje około 200 milionów lirów, a są w nim tak poważne pozycje, jak utrzym anie papieskiego k o r­

pusu dyplomatycznego, licznych misyj i szkół. W przychodzie fi­

guruje poważna suma, zabezpieczona Watykanowi konwencją z Wło­

chami, wpływają też pieniądze, składane jako ofiary przez wier­

nych, tzw. „św iętopietrze44. Wprawdzie i tutaj kryzys daje się już odczuwać, tak że gubernator Serafini zmuszony był zaprowadzić pewne oszczędności i zredukować niektóre wydatki, lecz ogranicze­

nia te pozwalają wykazać budżet bezdeficytowy.

Nie po ka lana z Lourdes k ró lo w ą Kleparza

Fakt królowania N iepokalanej z Lourdes na K leparzu w K ra­

kowie ma swoje wielkie znaczenie nie tylko dla Ks. Ks. Misjonarzy, którym Matka Najśw. przyrzekła specjalną opiekę i już nieraz n a­

macalnie potwierdziła Swą obietnicę, lecz także dla wszystkich czci­

cieli M arii; dla Krakowa, który na szpaltach czasopism coraz wię­

cej się dziwi kościółkowi św. W incentego; a nawet — śmiemy po­

wiedzieć — dla całej Polski ze względu na dzieła, jakie powstały pod płaszczem opiekuńczym Najśw. Dziewicy przy tym kościółku.

K leparz — to odrębne i samoistne do końca X V III w. m ia­

sto, graniczące z dawnym Krakowem.

„De sancto F loriano44 i „Florentia m inor44 — oto pierwotne

jego nazwy. „De sancto F loriano44 — główny bowiem kościół w tym

m ieście nosił to imię. P iękne ogrody i bujne łany rozpościerały się

tu wokół, przypom inając malowniczą i kwietną Florencję włoską —

stąd „F lorentia m inor44. Kleparzem zwie się ta mieścina dopiero

(14)

40

w XV, a urzędowo w XVI w. W tym czasie bowiem na kartach historii tego ośrodka ludzkiego zapisał się złotymi literam i niejaki magister St. de Cleparzs.

Między innymi stał na tym terenie mały kościółek św. Fi­

lipa i Jakuba, który zniesiono w r. 1801. Nie należy zatem błęd­

nie utrzymywać, jakoby on był zaczątkiem kościoła św. W incen­

tego. Od dawna na to miejsce padają cienie akacji, znanej każdej Siostrze Miłosierdzia. Jedynie rok rocznie Bóg przechodzi tu w p ro ­ cesji.

Zawiązkiem kościoła św. W incentego a Paulo na Kleparzu stała się kaplica domowa Ks. Ks. Misjonarzy. Poświęcił ją w roku 1863 O. Generał Etienne. Dla publiczności otwarto ją w r. 1872.

Datą przełomową w historii kościoła kleparskiego stał się rok 1874, kiedy to w kaplicy domowej Ks. Ks. Misjonarzy postawiono pierw ­ szy w Polsce ołtarz Niepokalanej z Lourdes. Najśw. Dziewica tak pociągała do Siebie wiernych, iż kaplica była ustawicznie po brzegi wypełniona, a lud mimo braku miejsca coraz liczniej napływał do’

stóp Królowej Nieba. To stało się przyczyną, że podniosło się ogólne wołanie o większą świątynię Bożą. Zrozumieli jej potrzebę Ks. Ks.

Misjonarze, a Ks. W izytator Soubieiłle przystąpił do zrealizowania tej idei. Fundusze przyszły po większej części z Francji, a resztę dołożyli wierni. Dnia 25 kwietnia 1876 r. Ks. W izytator położył kamień węgielny pod budowę. Kościół ukończono w lipeu 1877 r.

Niepokalana znalazła tu ołtarz — co jest niesłychanej wagi w histo­

rii kościoła kleparskiego. W arto zaznaczyć, że ołtarz ten był este- tyczniejszy od dawnego. Konsekracji dokonał Ks. Arcybp. Ludwik Jakobini, nuncjusz apostolski przy dworze wiedeńskim, zaproszony z okazji przejazdu przez Kraków. Kościołowi nadano tytuł św. W in­

centego a Paulo. Spotkali się więc tutaj i podali sobie ręce Niepo­

kalana i gorący Jej Wielbiciel.

W skutek otrzymywania różnych łask za pośrednictwem Ma­

rii — gorąca miłość tak ludu, jak i Ks. Ks. Misjonarzy ku swej ko­

chanej Królowej wzrastała coraz silniej. Uzewnętrzniło się to w ak ­ cie koronacyjnym Niepokalanej. Dn. 30 kwietnia 1898 ks. w izytator Soubielle po nieszporach, a przed nabożeństwem majowym doko­

nał tego aktu wśród potężnego śpiewu „Regina coeli“ . Lud ze łzami w oczach i sercem pełnym nieba brał udział w tej podniosłej ce­

remonii.

Powstała idea upiększenia świątyni, odmalowania jej. F un­

dusze się znalazły. Wierny lud, gromadzący się u stóp Królowej Nieba, nie szczędził ofiar na ten cel, a pobożny brat Bartłom iej Voss — wielbiciel ukrytego Zbawiciela w Najśw. Sakramencie i go­

rący czciciel Najśw. z Lourdes —- pilnie zbierał te obfite dary do­

(15)

41

brego ludu. M alarską dekorację powierzono artyście-malarzowi Ste­

fanowi Matejce. Pracę ukończył w 1900 r. przed uroczystością na cześć błog. Regis Cleta.

Wśród ogólnego zadowolenia wysławiano Marię, skupiano się tłum nie koło Jej ołtarza, z gorącą miłością zwracano się ku Niej, a Ona również miłością za miłość stokrotnie odpłacała. Świątynia pańska pow tórnie okazała się za małą. Stąd to postanowiono jej powiększenie. Królowa K leparza nareszcie doczekała się kaplicy.

A ponieważ zebrano się do jej budowy, przystąpiono także do wy­

budowania nawy krzyżowej, presbiterium , zakrystii, sluchalni dla głuchych i korytarzyka, łączącego zakrystię i słuchalnię z przekształ­

conym skarbcem. Kamień węgielny położył ks. Kiedrowski 18 marca 1912, a poświęcenia dokonał ks. wizytator Słomiński 1 listopada tego samego roku.

Nastąpiła wojna, lud tłumnie się gromadził i powierzał wszyst­

kie swoje bóle Niebieskiej Lekarce. Kościół zawsze był przepeł­

niony. Przybywali tu wielcy i mali, tu u stóp Marii szukali pokoju w ewnętrznego i szczęścia.

Za superiorstwa ks. Karola Michalskiego pomyślano o ołtarzu Królowej. Słusznie! Dawniej nisza była za wielka, a w niej na m u­

rowanym filarku ustawiona figura, po bokach której umieszczeni byli w skrzynkach dwaj aniołowie. Kwestię ołtarzową więc już trzeba było nareszcie stosownie do sił rozwiązać. Uczyniono to.

Do drugiego rozwiązania doszło w 1934 r. A rchitekt Fr. Mą- czyński skomponował ołtarz z żórawieńskiego m arm uru. Niszę zmniejszono, uczyniono grotę alabastrową, sporządzono cokół zdo­

bny w trzy korony, na nim ustawiono figurę Niepokalanej. Ołtarz poświęcono 27 listopada 1934 r.

Za odnowieniem ołtarza Królowej K leparza poszło wymalo­

wanie kaplicy Niepokalanej. Pracę tę powierzono artyście-mala- rzowi Janowi Januszewskiemu, który umieścił z religijnym pietyz­

mem cztery kompozycje na ścianach: widzenie św. Bernadetty, Lourdes -—• trzy kościoły, objawienie cudownego medalika bł. K a­

tarzynie Laboure i widok jasnogórskiego klasztoru: Stolice Łask

■wymalowane w Stolicy Łask. Poświęcenia kaplicy dokonano w roku 1935.

Matka Boża nie mogła jednak pozwolić na to, by Ona miała pałace, a Syn Jej mieszkał ubogo. Wybudowano więc nowy wielki o łtarz także z m arm uru żórawieńskiego, śliczne nowe tabernaku­

lum; kupiono m onstrancję. Obniżono teren prezbiterium , a ściany jego ozdobiono portretam i błog. Jana Perboyra, św. Kazimierza, wiel. de Jacobis i św. Stanisława. Poniżej umieszczono dwie kom ­

pozycje fryzu aniołów, którzy spadają na ołtarz w adoracji Najśw.

(16)

42

Sakramentu. Ponad stallami zaś widnieje „H ołd 3 K róli’4 i „Zwia- stowanie“ . Wreszcie p. Piotr Przęczek odnowił polichromię całego kościoła również gustownie jak i artystycznie. Dzieła więc doko­

nano, a to dzięki niestrudzonemu ks. sup. Józefowi Krausemu. Jego Eksc. ks. bp. Rospond uwieńczył pracę Ks. Ks. Misjonarzy i ofiar­

ność wiernych przepięknym obrzędem konsekracji kościoła 15 li­

stopada 1936 r.

Myśl Boża więc z całą oczywistością przewija się w historii tej świątyni. Niepokalana stała się jej ośrodkiem, a równocześnie źródłem nowych łask i nowych myśli Bożych. Tu chce mieć swój tron i roztaczać na jak najszersze przestrzenie Polski swoje łaski.

Narzęd zia męki Pańskiej

Narzędzia męki Pańskiej przechowały się do dziś pod opieką wiernych w różnych miejscowościach.

Slup biczoiuania Pana Jezusa zachowany jest w trzech czę­

ściach. Jedna jest w Jerozolimie, w kaplicy Grobu św. za żelazną kratą, którą otwiera się w Wielki Piątek na godzinę tylko. Druga część jest od 600 lat w Rzymie w kościele św. Praksedy, w bocznej kapliczce. Część ta ma żelazny pierścień, u którego Jezus był przy­

mocowany. Ludzie ocierają tam paciorki. Trzecia stoi w kaplicy

„Sancta Sanctorum “, przeciw kościoła Lateraneńskiego w Rzymie.

Cierniowa korona była z początku w posiadaniu pierwszych cesarzy chrześcijańskich w K onstantynopolu; gdy groziło niebez­

pieczeństwo od Turków, podarował ją cesarz Baldwin w r. 1237 św. Ludwikowi, królowi francuskiem u. Opowiadają, że kiedy po­

selstwo z koroną cierniową Zbawiciela było w oddaleniu pięciu mil od miasta Sens, wyszedł jej naprzeciw sam król z królową, całą ro ­ dziną i dworem, otoczony książętami i biskupami. Boso i wśród ra­

dosnego łkania złożył ją w katedrze, a dnia 11 sierpnia 1239 r. prze­

niósł z Sens do Paryża, gdzie go lud witał okrzykami: — „Błogosła­

wiony, który przychodzi ku chwale P ana!“ Koronę złożono w osob­

nej nowowybudowanej kaplicy. Tu spoczywała do r. 1793, tj. do czasów wielkiej rewolucji we Francji. Niedowiarkowie złamali ją na trzy części, poczem zanieśli na ratusz. Opatrzność jednak czu­

wała nad tą świętą relikwią i w r. 1804 złożono ją w kościele N otre Dame w Paryżu. Kolce jednak z biegiem czasu rozesłano do róż­

nych kościołów w różne miejsca. Ciernie te były długie i gęste, we­

dług tradycji było ich siedemdziesiąt dwa.

(17)

X. A n to n i W e iss, o b e c n y d y r e k to r Z g ro m a d z e n ia S ió str M iło sie rd z ia

p r o w . K r a k o w sk ie j

X. J a n R z y m e łk o , S u p e rio r XX. M isjo ­ n a rz y i p ro b o sz c z p a r a f ii św . K rzy ża

w W a rs z a w ie

X. J a n D ih m C. M., o b c h o d z ił 50-lecie sw ego p o w o ła n ia .

(18)

44

Płaszcz Pana Jezusa podzielono później na części i rozdano na pam iątkę czcicielom męki Pańskiej, oraz różnym kościołom na własność. Skarbiec wiedeński ma też jedną, oraz kościół pokłasz- torny w Gladbachu w Westfalii.

Trzcina, na której podano Panu Jezusowi gąbkę żółcią i octem nasyconą, też podobno tam jest.

Włócznia spoczywała z krzyżem i gwoździami długi czas w zie­

mi na górze Kalwaryjskiej. Po odnalezieniu włóczni przechowano ją w Jerozolimie. Z obawy jednak przed Turkam i zabrano ją do Antiochii, gdzie przez krzyżowców odnalezioną została przed wiel­

kim ołtarzem tegoż kościoła. W r. 1238 podarował cesarz Baldwin II grot, tj. ostry koniec włóczni, miastu Wenecji, skąd przeniósł go św. Ludwik, król francuski, do Paryża, gdzie do dziś spoczywa obok cierniowej korony w kaplicy św. Drugą część włóczni, tj. drze­

wiec, odesłał sułtan turecki 1492 r. papieżowi Innocentem u V III, zamkniętą w bogatej skrzyni. Papież przyjął z radością tę relikwię świętą i z uroczystością przeniósł ją do kościoła św. Piotra.

Gwoździe były przez 300 lat prawie w ziemi na górze Gol­

gocie do czasu, gdy je odkryła cesarzowa Helena. Było ich cztery, bo stopy Pana Jezusa miały być podobno przebite dwoma gwoź­

dziami. Cesarzowa Helena darowała dwa gwoździe synowi swemu Konstantynowi, który je umieścił w swej koronie. Gwóźdź trzeci św. Helena, będąc na statku, rzuciła w morze podczas burzy i bu­

rza ucichła. Podają to św. Hieronim i św. Grzegorz jako zdarzenie prawdziwe. Czwarty gwóźdź darowała kościołowi św. Krzyża, który sama w Rzymie fundowała. Do dziś gwóźdź ten znajduje się w skarb­

cu tegoż kościoła.

Święta relikwia Oblicza Pańskiego jest dziś przechowywana w wydrążeniu ściany w Oratorium , umieszczonym we wnętrzu jed­

nego z czterech wielkich filarów, podpierających wielką kopułę św. Piotra od strony Epistoły ołtarza papieskiego. Widok tej dro­

giej relikwii przejm uje serce czcią,głębokim współczuciem i skruchą.

CHRYSTUS Z NAMI

Konferencje o Najśw. Sakram encie O łtarza otrzym ają jako prem ię wszyscy abonenci, którzy pospiesznie złożą prenum eratę za Rocznik M ariański. Pam iętajm y zawsze się przyczyniać do rozwoju naszego pisma

m ariańskiego!

(19)

Dla n a szyc h k ó łe k teatraln ych

Kwitnące róże!

(Ciąg d alszy ) Akt III S cen a I.

(D e k o ra c ja t a sa m a co w a k ta c h p o p rz e d n ic h , ty lk o p o są g b o g in i w y su n ię ty n a m ie jsc e w id o czn e, p rz e d n im u sta w io n y tr ó jn ó g z p ło n ą c y m o g n iem , s z k a tu łk a z k a d z id łe m i p u c h a r z w in e m , k tó r e m o g ą tr z y m a ć n ie w o ln ic e sto ją c e o b o k p o są g u . W c h o d z ą : C e sa rz o w a z o rsz a k ie m , L o llja i M axim a.

W c h o d z ą d rz w ia m i ś ro d k o w y m i w g łęb i sc e n y i z a tr z y m u ją się. O ile ty lk o to m o ż liw e u r z ą d z ić ta m p o d w y ż sz e n ie , n a k tó ry m c a ły o r s z a k się z a tr z y ­ m u je , tw o rz ą c r o d z a j m a lo w n ic z e g o ży w eg o o b ra z u , ja k o tło do ta ń c a r y t ­

m iczn eg o , k tó ry te ra z n a p rz o d z ie sc en y w y k o n u ją n ie w o ln ic e L o liji).

P o sk o ń c z o n y m ta ń c u :

C e s a r z o w a : Ś liczne p rz y ję c ie z g o to w a ła ś n a m L o lljo . O czy z a ­ c h w y c a ją się p ię k n y m w id o k ie m , a słu c h d ź w ię k a m i m u z y k i.

L o l l j a : C h c ia ła m p rz e z to u czcić tw o ją g o d n o ść D o m in a , gdy r a ­ czysz n a w ie d z ić m o je m ie sz k a n ie .

C e s a r z o w a (z u z n a n ie m ): T o ślicz n e! N ie w o ln ic e ta k p ię k n ie t a ­ n ie c w y k o n a ły , a sa la j a k g u sto w n ie u d e k o ro w a n a ! T e n p o są g to z d a je się C y p ry d a ?

L o l l j a : Czyż n ie słu c z n ie je j n a le ż y się p ie rw sz e m ie jsc e w n a sz y c h s z a lo n y c h z a b a w a c h ?

C e s a r z o w a : D o b rz e m ó w isz L o lljo , z a c z n ie m y w ięc o d u c z c z e ­ n ia te j b o g in i.

L o l l j a (b ierze p u c h a r z r ą k n ie w o ln ic y i p o d a je c e s a rz o w e j): O to p u c h a r o fia rn y .

C e s a r z o w a (p rz y jm u je od L oli ji, p o d n o si go k u p o są g o w i, m ó ­ w ią c ): O C y p ry d o , k tó r a p rz e w o d z isz n a m w z a b a w a c h , b ą d ź p o z d ro w io n a ! (W y lew a w in o n a o g ień i o d d a je p u c h a r L oli ji, k tó r a ro b i to sa m o m ó w iąc).

L o llja : O d w ra c a j o d n a s s m u tk i i o b sy p u j n a s k w ia ta m i sz częścia!

P o z d ra w ia m cię! (O d d aje p u c h a r M ax im ie, k tó r a p o w ta r z a ru c h L o llji o b o ­ ję tn ie . L o llja p ro w a d z i C e sa rz o w ą do k a n a p y i sia d a w ra z z n ią . M axim a p o o d d a n iu czci b o g in i p r z y b liż a się d o n ich ).

M a x i m a (do C e sa rz o w e j): M ów ią D o m in a , że je d n a z tw o ic h n ie ­ w o ln ic m a g ło s c u d n y , p rz y p o m in a ją c y d ź w ię k c z y ste g o k r y s z ta łu . Czy n ie z e c h c ia ła b y ś k a z a ć je j z a śp ie w a ć p ie ś ń n a cześć b o g in i?

C e s a r z o w a (n ie d b a le ): N iezła m y śl! (w oła) H e lc ja ! (H elcja p r z y ­ b liż a się) U czc ij C y p ry d ę p ie ś n ią p o c h w a ln ą !

M a x i m a (n a s tr o n ie z ło śliw ie ): T e ra z zo b a c z y m y ! H e l c j a (k ła n ia się C e sa rz o w e j a le m ilczy ).

C e s a r z o w a (z d z iw io n a m ilc z e n ie m n ie w o ln ic y ): I có ż?

H e l c j a : W y b a c z D o m in a , n ie m ogę!

C e s a r z o w a : A to d la c z e g o ?

H e l c j a (z p r o s to tą ) : Bo je s te m c h rz e ś c ija n k ą , i n ie b ę d ę śp ie w a ć k u c h w a le fa łsz y w y c h bogów .

(20)

46

L o 11 j a: O n ie b a !

C e s a r z o w a : J a k śm iesz p rz y z n a w a ć się do tego w m o je j o b e c n o ­ ści! Czy n ie boisz się m o je g o g n ie w u ?

H e l e j a (m ów i z a w sze z w ie lk ą p r o s to tą ): J a się b o ję ty lk o K róla n ie b a i ziem i.

C e s a r z o w a : H a r d a d ziew cz y n o ! C hcesz m i u b liż y ć ? Z obaczym y c z y w o b ec k a ta b ę d z ie sz ró w n ie śm ia łą !

H e l e j a : B ędę w ó w cza s sz częśliw ą ! A tw o ic h p o g ró ż e k w cale się n ie boję.

C e s a r z o w a : T eg o n a d to ! N ie w o ln ic e p o c h w y ć c ie ją i o d d a jc ie s tra ż y ! (N iew o ln ice c h w y ta ją H e lc ję i k r ę p u ją ).

L o l i j a (rz u c a się k u n ie j i b r o n i ją ) : S tó jc ie to m o ja sio stra ! M a x i m a (na stro n ie ) : P rz e k le ń stw o !

C e s a r z o w a (z d u m io n a ): T w o ja s io s tra ? T o n iem o żliw e!

L o l i j a : T a k ! T o m o ja s io s tra ! W o ła m to p r z e d w s z y stk im i, ta n ie ­ w o ln ica! T a c h rz e ś c ija n k a ! T o m o ja s io s tra !

M a x i m a (p rz y p a d a do L o llji, w z ło śc i): M ilcz!

L o l i j a (do M a x im y ): Nie b ęd ę m ilczeć! Za d łu g o cię słucham ! T e ra z się cieb ie ju ż n ie b o ję! Je ste m c h r z e ś c ija n k ą i n ig d y n ią być nie p rz e sta ła m ! P ra w d a z a p a r ła m się w ia ry p rz e z sła b o ść , zc s tr a c h u przed to b ą. P o d tw o im w p ły w e m d o ra d z iłe m p rz e ś la d o w a n ie c h rz e ś c ija n , m oich b ra c i, a le w ia ra n ig d y nie w y g a sła w m o je j d u sz y , w y rz u ty su m ie n ia m ę­

czy ły m n ie zaw sze. Ale te ra z , k ie d y H e lc ja p o k a z a ła m i d ro g ę p o w ro tu do Boga, d ro g ę p o k u ty , p o sta n o w iła m p o rz u c ić to g rz e sz n e życie, które m n ie trz y m a z d a ła od p ra w d z iw e j w ia ry ! T y ch cesz z n o w u m n ie p rz y w ią ­ z a ć d o tw o ic h bo g ó w fa łsz y w y c h , b o m a sz w ty m sw o je cele. Ale ja ju ż tym g a rd z ę , i z ry w a m sta n o w c z o z ty m ż y ciem w y s tę p n y m . Je ste m c h rz e śc ija n k ą !

H e l c j a : B ło g o sław d u sz o m o ja P a n u !

C e s a r z o w a (le k k o m y śln ie ): P ię k n a L o lljo , n a p r a w d ę , że m iew asz n ie z ró w n a n e p o m y sły .

M a x i m a : P rz e b a c z , D o m in a, te j sz a lo n e j, m ło d e j g ło w ie, o n a się u sp o k o i i p o w ró c i d o ro z u m u .

C e s a r z o w a : D o b rze, a le w iesz, że g d y b y n ie sz c z e g ó ln a m iłość, k tó r ą m am d la L o llji, u k a r a ła b y m ją su ro w o za p o d o b n e z u c h w a lstw o !

M a x i m a : W s z y stk ie m u w in n a ta n ie w o ln ic a ! K aż ją stra c ić , a L o llja b ę d z ie zn o w u n aszą!

C e s a r z o w a : T o m o żliw e! (do H elcji) T y n ę d z n a n ie w o ln ic o , czy trw a sz w sw o im u p o rz e ? Z łóż o fia rę b o g in i, bo in a c z e j zg in iesz!

H e l c j a : J a w ie rz ę w B oga J e d y n e g o S tw o rz y c ie la n ie b a i ziem i!

W iem , że w asze bogi u p a d n ą , a n a ich gruzac.li p o w s ta n ie K ró le stw o C h ry ­ stu so w e!

C e s a r z o w a : D ość! Z ejd ź m i z o czu i n ie c h k a t sp e łn i sw o ją p o ­ w in n o ść .

H e l c j a (długi u śc isk z L o llją ): M oja n a jm ils z a ! Z o sta ń z Bogiem ! L o l l j a : O H elcjo ! T a k się ro z s ta je m y !? (T rz y m a się H elcji).

H e l c j a : O d w ag i L o lljo ! T a m w n ie b ie n ie m a ju ż ro z łą k i! O dw agi!

K o ro n a ju ż w n ie b ie g o to w a ! D o w id z e n ia w n ieb ie!... (O d ry w a od siebie rę c e L o llji i w y ch o d zi).

L o l l j a (w y ciąg a k u n ie j rę c e ): O H elcjo ! J u ż k o n ie c ! (rz u c a się z p ła c z e m n a p o d u sz k i n a k a n a p ę i k r y je tw a rz w d ło n ia c h ).

(M axim a z b liż a się do C e sa rz o w e j i m ó w i d o n ie j p o cich u ).

C e s a r z o w a (do n ie w o ln ic ): O d d a lc ie się n ie w o ln ic e , I r a s ty z o sta ń i p a tr z n a eg z e k u c ję . D asz m i zn a ć , gdy b ę d z ie p o w s z y stk ie m u .

(N iew o ln ice w y c h o d z ą , I ra s s ta je p rz y w y jśc iu ).

S c e n a II

M a x i m a (zbliża się d o L o ll ji i m ó w i z u d a n ą w e s o ło ś c ią ): P rz e ­ s t a ń ju ż p ła k a ć L o lljo , C e sa rz o w a ci p rz e b a c z a !

L o l l j a : N iech m i o d d a H elcję!

(21)

47

'

M a x i m a (z u d a n ą tro s k liw o ś c ią ): n ie d r a ż n ij je j d z ie c k o , u w a ż a j!

L o l i j a : P rz e s ta ń ju ż do m n ie ta k o b łu d n ie p rz e m a w ia ć ! J u ż się iia ty m p o z n a ła m ! J u ż n ie w ie rz ę !

M a x i m a (sz o rstk o ): T w ó j są d o m n ie je s t m i z u p e łn ie o b o ję tn y ! Z a d o b rz e się z n a m y , żeb y u d a w a ć ! (Do C e sarzo w ej) G d y b y ś z e c h c ia ła , b o ­ sk a , p rz y jść m i z p o m o c ą , m o że p rę d z e j d a ła by się n a m ó w ić !

C e s a r z o w a (zb liża się do L o llji): N iech ta k b ęd zie...

M a x i m a : L o lljo , b o s k a A u g u s ta ra c z y z b liż a ć się d o ciebie.

C e s a r z o w a : L o lljo , rz u ć tr z y g ru d k i k a d z id ła n a cz e ść b o g in i, a m ó j n a s z y jn ik b ę d z ie tw o im . (S to ją o b ie z M a x im ą n a d k a n a p ą , n a k tó re j leży p ła c z ą c a L o llja i k u sz ą j ą n a p rz e m ia n ).

L o 11 j a : O d m a w ia m !

C e s a r z o w a : O ja k a ś ty p rz e b ie g ła L o lljo ! C hcesz się ze m n ą ta rg o w a ć ? Czegóż w ięcej ż ą d a s z ? Co ci s p ra w i p r z y je m n o ść ?

M a i i m a : M oże p a ła c F la w iu sz ó w ? C e s a r z o w a : A lbo w illa w K a m p a n ii?

M a x i m a : M oże 50 ty się c y s z tu k z ło ta ?

C e s a r z o w a : D a ję ci w ięc 50 ty się c y a u re u s ó w , p a ła c i w illę w K a m p a n ii i m ó j n a s z y jn ik ! Czy je s te ś z a d o w o lo n a , L o lljo ?

L o l l j a : Cóż m i z n a c z ą te w sz y stk ie b o g a c tw a bez H e lc ji?

M a x i m a (ze z ło śc ią ): Je sz c z e t a n ie w o ln ic a !

C e s a r z o w a : M oja c ie rp liw o ść się w y c z e rp u je ! D la ja k ic h ś z a b o ­ b o n ó w o d rz u c a ć k ró le w s k ie d a ry , a w y b ie ra ć śm ie rć o k r u tn ą ! W ie d z L o lljo , ż e c e sa rz ju ż b a rd z o ro z g n ie w a n y n a c h rz e ś c ja n , o k a ż e się bez lito śc i d la

•dam y sw ego d w o ru .

M a x i m a : N a jo k ro p n ie js z e m ę k i cię c z e k a ją ! L o l l j a : Bóg d a m i siłę w c ie rp ie n iu !

M a x i m a : D a rc ie ż e la z n y m i p a z u ra m i, og ień , ła m a n ie k o łem , a n a k o n ie c lw y w a m fite a trz e . W s z y stk o to c z e k a cię je ż e li n ie p o słu c h a sz !

L o l l j a : T o b ę d z ie p o k u ta !

M a x i m a (z n ie n a w iś c ią ): T o w sz y stk o te ra z c ie rp i H e lcja!

L o l l j a : O B oże! J a k ie to s tra s z n e ! N iech b ę d ą p rz e k lę c i, k tó rz y n a m ę k i s k a z u ją !

M a x i m a: P rz e k lę c i, k tó rz y je d o ra d z a li!

L o l l j a : T y p o tw o rz e !

M a x i m a : K ogo tw o ja s io s tra m o ż e o s k a rż a ć o sw ó j b ó l?

L o l l j a : Ach d o sy ć , do sy ć! Czy c h cesz m n ie d o b ić sw y m i sło w a m i?

C ie rp ię , a c h ja k c ie rp ię ! S z a rp ie m n ą b ó l i żal! C zym p o w s trz y m a ć k a ta ? J a k r a to w a ć s io s trę ?

M a x i m a : B a rd z o ła tw o ! Z łóż o f ia rę b o g o m ! L o l l j a : A m o ja s io s tra b ę d z ie w o ln ą ? M a x i m a (do C e sa rz o w e j): P o z w o lisz b o sk a ?

C e s a r z o w a : R ób, j a k u w a ż a sz ! Życie je d n e j n ie w o ln ic y je s t ta k m a łe j w agi!

M a x i m a (do L o llji): WTięc?

L o l l j a (sm u tn o ): N ie m o g ę, to b y ło b y n o w y m o d stę p stw e m ! M a x i m a : M asz d z iw n ą m iło ść d la sw ej s io s try . P ła c z e sz tu i ro z p a c z a s z , a g d y m o żesz j ą u r a to w a ć je d n y m ru c h e m rę k i, ty się c o fasz ! Ale m o że w id o k je j m ę k i w ię k sz e w ra ż e n ie n a to b ie z ro b i. C h o d ź i p a tr z n a sw o je d zieło ! (P o c ią g a ją k u d rz w io m ).

L o l l j a : H e lc ja ! O ch ja k ie to stra s z n e ! K rew p ły n ie stru m ie n ie m ...

J a k a m ęk a... I j a je d n y m ru c h e m r ę k i m o g ę ją w y b a w ić ? U ra to w a ć ? Nie, n ie. n ig d y teg o n ie z ro b ię ! O n a sa m a b y n a to n ie p o z w o liła ! Je d n a k ... (P a d a n a k o la n a p rz e d C e sa rz o w ą i M axim ą) O łask i... d la n ie j, D o m in a... Ma- x im a ...!

M a x i m a ( n ie w z ru s z o n a ): O fia ru j!

L o l l j a (z a ła m u je rę c e ): N ie m ogę... N ie m ogę!

M a x i m a : M usisz, in a c z e j H e lc ja zg in ie w m ęce!

L o l l j a : K ad zid ło !... D ajcie... O p ie k ło zw y cięż a!

(22)

*48

M a x i m a (p o d aje p u sz k ę z k a d z id łe m ): M asz!

L o l i j a : K ości rz u c o n e ! (Zbliża się do tró jn o g a ).

I r a s (o d w ra c a się od d rz w i i d o n o si): U m a rła ! S k o ń c z y ło się!

L o l i j a (z a trz y m u je się): U m a rła ? T o Bóg z rz ą d z ił! T e ra z ju ż m n ie n ic n ie w iąże. Je ste m w o ln a! H e lc ja m n ie w o ła! C zuję w so b ie n o w y z a p a ł, n o w a ła s k a z a sila m ą d u sz ęf M a tk a i s io s tra w o ła ją m n ie d o n ie b a ! N iczego się ju ż nie b o ję! G ard zę w aszy m i g ro ź b a m i! N ie b o ję się m ą k ! J e ste m c h r z e ­ śc ija n k ą !

C e s a r z o w a : Ach, co za z u c h w a lstw o !

M a x i m a : B ędzie też u k a ra n e ! J a sa m a ją u k a rz ę ! (W y c ią g a sz ty le t i g ro zi L o liji) O fia ru j! bo...

L o l i j a (ra d o śn ie ): N igdy!

M a x i m a: W ięc giń! (P rz e b ija ją i je d n y m p c h n ię c ie m rz u c a ją na p o d n ó ż e k u stó p p o są g u . T rz e b a żeb y p o d n ó ż e k b y ł d o sy ć w y so k i, żeb y p u ­ b liczn o ść m o g ła L o llję d o b rz e w idzieć).

L o l i j a (p a d a ją c ): P o k u ta , cz e rw o n e ró że, m ę c z e ń stw o ! P a d a z u śm ie c h e m try u m f u n a tw a rz y ).

M a x i m a (ze zło ścią o d rz u c a sz ty le t): P rz e k le ń s tw o C h ry stu so w i!

C e s a r z o w a : O d d a lm y się stą d ! M axim o, w n a g ro d ę za tw ą g o r li­

w ość z a jm ie sz m ie jsc e L oli ji p rz y n a s z e j osobie! (W y c h o d z i n ie p a tr z a c n a L ollję).

M a x i m a: D zięki, b o sk a ! E h , eh, je j śm ie rć n a d o b re m i w y c h o d z i!

(W zru sza ra m io n a m i) L e p ie j, że z n ią sk o ń c z y ła m ! (W y ch o d zi. S cen a się śc iem n ia ).

S cen a III (W ch o d zi L a o d ic e a ).

L a o d i c e a : U c ich ły o d g ło sy u c z ty ! Ś w ia tła p o g a sły ! W ie ń c e z w ię ­ dły. w sz y stk o tc h n ie sm u tk ie m ! P rz y je m n o ść sz y b k o m ija , a le s m u te k z o ­ sta je ! L o lljo ! G dzież o n a ? Czy z a s n ę ła z ła m a n a ty m stra s z n y m w ie c z o re m ? (G łośniej) P łaczesz n a d śm ie rc ią s io s try u k o c h a n e j? P rz y jd ź b ę d z ie m y r a ­ zem p ła k a ły ! Co za d z iw n a cisza... Ale ta m , n a p o d u sz k a c h ja k a ś p o sta ć ? ...

T o o n a?... N ie śm iem się zb liży ć! P rz e c z u w a m n iesz c z ę śc ie ! (P o c h y la się n a d n ią) Co za str a s z n a r a n a ! K rew je szcze p ły n ie ! L o llja ! D zieck o m o je ! J a k a o n a b la d a !... G d y b y m śm iała!... (C ału je ją w czoło).

L o l l j a (b u d ząc się z o m d le n ia ): M am o! (P rz y to m n o ś ć je j w ra c a , m ów i szeptem ) T o ty , L ao d ic e o ! N iech ci o d d a m te n p o c a łu n e k . (Z tru d e m z a rz u c a rę c e n a sz y ję p ia s tu n k i. L a o d ic e a p ła c z e z r o z rz e w n ie n ia i ż a lu ).

Nie p łacz! C zuję, że u m ie ra m ! G dybyś w ie d z ia ła ja k a to ra d o ść ! Cóż z n a c z ą c ie rp ie n ia c ia ła wro b ec s p o k o ju d u sz y ? Ś m ierć je s t m i ra d o ś c ią , b o to o k u p za złe życie! Ale o k u p m u si b y ć zu p ełn y . P o w ie d z w ięc cioTce, że je j p r z e ­ b acza m ... w szy stk o ... złe, k tó r e m i u c z y n iła ... W n ie b ie b ę d ę się za n ią m odlić!... M am d o c ieb ie p ro śb ę...

L a o d i c e a : M ów d ziecię m o je n a jm ilsz e ! W s z y stk o d la c ie b ie zro b ię!

L o l l j a : K o ch am cię i c h cę cię w id z ie ć w n ie b ie . Id ź d o C h ry stu s a , ty lk o ta m je s t szczęście!

L a o d i c e a : P rz y się g a m ci to!

L o l l j a (sła b n ą c y m g ło se m ): W sz y stk o ju ż d o b rz e ! M a tk o ! C z em u n ie p rz y c h o d z isz p o sw o ją c ó rk ę ! P rz y jd ź ju ż , p rz y jd ź ! Co to ? B o ję się...

C ierpię... H e lc ja ra tu j... Mgła... C iem n o ... H e lc jo !... (C hw ila ciszy p o te m z d a la sły c h a ć d ź w ię k i m u zyki) J a k ie c u d n e g ra n ie ... R óże p a c h n ą i lilie...

A n io ło w ie z la tu ją ... P o m n ie p rz y c h o d z ą ... Z b liż a ją się... Ju ż są ... (S c en a się ro z ja ś n ia , u k a z u je się H e lc ja w g ro n ie a n io łó w z lilia m i, u w ie ń c z o n a ró ż a m i b ia ły m i i c z e rw o n y m i, a n io ł p o d a je L o li ji w ie n ie c z ró ż c z e rw o n y c h ).

M oja sio stra !

H e l c j a : Chodź! (Śpiew. K u rty n a sp a d a ).

K oniec.

O p ra c o w a n e w ed łu g te k s tu f ra n c u sk ie g o z „L a vie au P a tr o n a g e 4'.

(23)

Z życia i działalności Stow. Dzieci Marii

S praw ozdanie z P rz e w o rsk a

Cześć M arii!

J u ż d a w n o n ie d a w a ły ś m y z n a k u ż y c ia o so b ie , lecz ż y je m y i p r a c u ­ je m y j a k m o żem y . P rz e z te d w a la ta d u ż o p rz e ż y ły śm y , m ia ły śm y d u ż o r a ­ d o śc i, ale i sm u te k , te n sta ły to w a rz y sz c z ło w ie k a i n a s n ie p o m in ą ł.

N a jb o le ś n ie j o d c z u ły śm y ś m ie rć C z cig o d n eg o Ks. P r a ła ta G o n d elo w - sk ie g o , D y r e k to ra n a sz e g o S to w a rz y sz e n ia . Śp. Ks. D y re k to r b y ł o d d a n y d u sz ą n a sz e m u S tow . B ro n ił p rz e d lu d ź m i, w s p ie ra ł ra d a m i m ą d ry m i i p r o ­ sty m i. D la k a ż d e g o D z ie c k a M a rii m ia ł se rc e o jc a , n ig d y n ie w id z ia ły ś m y n a sz e g o Ks. D y re k to ra z n u d z o n e g o lu b z n ie c ie rp liw io n e g o , zaw sze m ia ł c z a s n a w y s łu c h a n ie n a s , in te re s o w a ł się z a w sze żyw o s p ra w a m i S to w a rz y -

D zieci M arii w P rz e w o rs k u .

sz e n ia . C h o ro b a siln e b r a ła p o stę p y i u tr u d n ia ła w c h o d z e n iu , lecz n ig d y n ie o d m ó w ił n a m p r z y jś c ia Sw ego n a z e b ra n ie m iesięc zn e.

N a u k i śp. Ks. D y r e k to ra b y ły p r o s te i ja s n e , ja k całe ży cie Jego.

K a ż d a z n a s w s łu c h iw a ła się c a łą d u sz ą w te w sk a z ó w k i w y c h o d z ą c e z u st Je g o , ry ły się g łę b o k o w se rc a c h i p o z o s ta n ą n a zaw sze.

U m a rły 4 D zieci M arii, je d n a z n ic h w w io śn ie życia.

W ty m ro k u , tj. 1936, 2 lu te g o m ia ły śm y p o św ię c e n ie c h o rą g w i Stow . D zieci M arii. P rz e d św ię te m o d p ra w iły w s z y stk ie D zieci M a rii re k o le k c je . Z n a u k a m i p r z y je c h a ł Ks. K a n o n ik M a rc in B o s a k , p ro b o sz c z m a r ia m p o ls k i, w d z ie ń M a tk i B o sk ie j w s z y stk ie s to w a rz y s z o n e p r z y s tą p iły d o K o m u n ii św.

P o p o łu d n iu b y ło u r o c z y s te p o św ię c e n ie c h o rą g w i. Ś lic z n a p o s ta ć N ie p o k a ­ la n e j p o r a z p ie rw s z y p r o w a d z iła sz e re g i D zieci M a rii n a p r o c e s ji B ożego C ia ła .

By z e b ra ć p ie n ią d z e n a n o w ą c h o rą g ie w o d g ry w a ły ś m y k ilk a te a t r z y ­ k ó w . P o s ta r a ły ś m y sę o lo te r ię f a n to w ą . Co r o k u u rz ą d z a m y g w ia z d k ę d la b ie d n y c h d z ie c i, n a d k tó r y m i D zieci M a rii p r a c u ją . Z eszłeg o r o k u , tj. 1935, m ia ły d rz e w k o , d z ie c i b y ły 35, k a ż d e z n ic h d o s ta ło u b r a n k o . T eg o ro k u , tj. 1936, b y ły z a p ro s z o n e n a d z ie ń św . M ik o ła ja . D zieci b y ły b a r d z o u r a d o ­ w a n e z p o d a rk ó w , a d la n a s b y ła r a d o ś ć ta , że o n e się cieszą, teg o r o k u m ia ły ś m y m n ie j d z ie c i, b o 22, n a w ię c e j n a s sta ć n ie b y ło , b y z e b ra ć p ie ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Najśw. Marji Panny wspólnem przystąpieniem do Sakramentów św. 3-ciej zebrały się wszystkie Sodaliski i aspirantki przed plebanję, skąd wyruszyły w procesji do

Zarazem serdecznie dziękujemy wszystkim ludziom dobrej woli za życzliwe i gorliwe serce, jakie nam w tych ciężkich czasach okazywali i bardzo prosimy, aby i w

Przy tej sposobności przypatrzyłem się p rocesji sm oka.. Sm ok ten sporządzony jest z papieru różn ok

Z wspólnym śpiewem «Kto się w opiekę» kroczyły za sztandarem Niepokalanej 13 Aspirantek i 3 Kandydatki w bieli, jak anioły przed tron Najwyższego, to jest

Zwłaszcza dziś, gdy tyle „ciężkich k am ie n i41 spada zewsząd na biedne serca ludzkie, dobrze jest wskazać światu na Najsłodsze i Najmiłośeiwsze Serce

W bieżącym jubileuszow ym roku kanonizacji św.. Paw ła

Tym czasem Piękna P ani zaczęła się usuw ać wgłąb... Następnie P an i oświadczyła: «Przyrzekam tobie, że będziesz szczęśliwą nie na tym, aile w przyszłym

Niemkiewicza z okazji 15-ej rocznicy założenia Stowarzyszenia Dzieci Marji przy kośe... d ek laracje, o św iadczające w ysokość ofiary, ew en tu aln ie pożyczki