• Nie Znaleziono Wyników

Świat i życie. Ilustrowany dodatek tygodniowy Dziennika Zachodniego, 1948.12.24 nr 51

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Świat i życie. Ilustrowany dodatek tygodniowy Dziennika Zachodniego, 1948.12.24 nr 51"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

ŚWIAT i ŻYCIE

Ilustrowany dodatek tygodniow y

»D Z IE N N IK A ZACH O D NIEG O «

K a to w ic e , 24 g r u d n ia 1 9 4 8 - R o k 111

i pokój na ziemi

Winietę tytułową projektowo! i numer zdobi! Paweł Steller Zdjęcia: Czesław Datka, Katowice i Stanisław Mucha, Kraków

g

teły opłatek, strojna w szychy i świecidełka choinka, tradycyjna szopka, to akcesoria, podnoszące radosny nastrój, jaki ogarnia nas w okresie Świąt Bożego Narodzenia. Urok ich podnosi jeszcze sama natura, strojąca ziemię w szatę śnieżną niepokalanej bieli.

Święta — dni wytchnienia dla starszych, po codziennej rzetelnej pracy, dni radości dla dzieci po długim okresie wyczekiwania na upragnioną „Gwiazdkę“.

Nadeszły Święta i obchodzić je będziemy, jak co roku, w gronie swoich rodzin, w gronie ludzi nam najbliższych.

Nad całą Polską, jak długa i szeroka, rozewrze w Noc W igilijną swoje promienne skrzydła Anioł Pokoju, głoszący Wielką Nowinę:

„Pokój ludziom dobrej woli!“. ..

Pokój, którego pragną! lud w latach w alki o prawo do życia, którego oczekiwaliśmy z dnia na dzień w mrokach okupacji i krw aw ej zamieci drugiej wojny światowej.

Pokój, który w mrokach kopalni wyrębuje nasz górnik, dla którego mozoli się w codziennym znoju hutnik, kolejarz, włókniarz, urzędnik i nauczyciel, inżynier i majster.

Pokój, do którego dążą wszyscy ludzie pracy na całym świecie.

Pokój, który jest nam potrzebny do zaleczenia ciężkich rap wojennych, do odbudowy miast i wsi, hut i fabryk, warsztatów pracy i domów mieszkalnych, szkól i szpitali.

Tego pokoju, pokoju po wieczne czasy, życzyć sobie będziemy wzajem wszyscy, łamiąc się białym opłatkiem przy uroczystej wieczerzy. Będzie to pierwsze i najważniejsze nasze życzenie, bo w nim zamyka się wszystko: nasze bezpieczeństwo, spokojny byt naszych rodzin, lepsza przy­

szłość naszych dzieci i lepsze jutro dla całego narodu i całej znękanej wojnami ludzkości.

Spędzimy potem święta odpoczywając i weseląc się radością naszych dzieci, szczęśliwych i ro­

ześmianych na widok strojnej, jarzącej się świecami choinki i prezentów pod nią złożonych.

Młodszych wywabi z domu śnieg, okrywający białą, migotliwą powłoką stoki Beskidów, K a r­

konoszy i Tatr. Pojadą zaczerpnąć w płuca mroźnego ożywczego powietrza, napaść oczy szero­

kim i, ośnieżonymi przestrzeniami, użyć nart i sanek. Napełnią się górskie ustronia radosnym śmiechem młodzieży, wyrwanej z ciasnych miejskich murów, z podziemi kopalni i hal fabrycz­

nych, na dwa dni radości i beztroski.

Starsi będą się wzajem odwiedzać i pogadywać o sprawach świątecznych i sprawach dnia codziennego, od których trudno się oderwać.

A kiedy święta miną, znów wrócą wszyscy do codziennej pracy nad odbudową kraju i utrw a­

laniem pokoju, -i

(2)

n DODATEK TYGODNIOWY „D ZIEN N IKA ZACHODNIEGO“ NR 51 (ŚWIAT I ŻYCIE)

O. Swoboda

Ludow e zw yczaje w ig ilijn e

y

eszcze brzask nic rozdarł cieni nocy w ig ilijn e j, a już w cha­

tach poczynają błyskać świa­

tełka, a po ch w ili na drogach u- kazują się ciemne postacie, dążą­

ce na ostatnie w tym roku roraty, Po ukończonym nabożeństwie śpieszą wszyscy, by najrychlej do­

stać się do domu, boć roboty dziś ogromnie dużo. Jutro bowiem roz­

poczną się dwa wielkie święta, podczas których ustać w inny wszelkie prace, nawet takie, jak gotowanie jadła. Piecze się więc w ielkie ilości kołaczy, bab, strucli i pierników. Robi się m akówki z bułek i maku, tłucze się konopie na konopionkę, siemieniotkę, pie­

cze się karpie i przygotowuje moczkę z rybiego sosu i śliwek.

Gotuje się również w małej ilości wszystkie potrawy, które się przez cały rok spożywało. Czas upływa szybko. Nawet dzieci w dniu tym starają się być grzeczne i poma­

gają rodzicom w czym tylko mogą, bo kto dzień w ig ilijn y spędzi w lenistwie lub kłótniach, będzie próżnował i kłócił się przez cały następny rok:

„Jakiś w w igilię, takiś cały rok“ . Dziewczęta pomagają pilnie przy gotowaniu i pieczeniu, zaś te, któ­

re są na wydaniu, starają się o to, by właśnie ona, a nie inna otrzy­

mała mak do mielenia, bo która w dniu w ig ilijn ym wykonuje tę czynność, wyjdzie niechybnie do roku za mąż.

Minęło południe.

Obiadu dziś nie ma. Nawet dzie­

ci i starcy wstrzymują się dnia tego od jedzenia.

Synowie gospodarscy zebrali się po południu w środku wsi z po- węglikami, przymocowali je do k i­

jów, rozstawili się w półkolu i po­

czynają głośno strzelać ze sporzą­

dzonych w ten sposób karbaczy (bieży). Strzelają przed dworem, strzelają przed probostwem. Resz­

tę swej siły wyładowują na czte- trach końcach wsi, po czym w ra ­ cają do domów.

W izbie tymczasem wszystkie roboty i przygotowania dobiegają

końca. Już okrywa się stół śnież­

nobiałym obrusem, pod którym rozłożono cienką warstwę siana na pamiątkę narodzin Dzieciątka w stajence. Na środek stołu po­

stawiono k ilka dużych świec do oświetlenia izby, gdyż w ten świę ty wieczór nie godzi się używać innego światła. Obok nich położo­

no pudełko z suszonymi ziołami i prochem strzelniczym, służącym potem przez cały następny rok do leczenia ludzi i bydła przez ka­

dzenie, tozgl. „podstrzelenie” . By ustrzec się od złodziei, kładzie się na stół także dużą kłódkę. Obok kłódki dużą główkę cebuli.

Zapada wieczór.

Dzieci z niecierpliwością ocze­

kują na progu chaty ukazania się pierwszej gwiazdy, tego widome­

go znaku, zezwalającego na roz­

poczęcie wieczerzy. Gospodarz tymczasem z synami górnikami czynią ostatnie przygotowania przy własnoręcznie sporządzonych

„ moździerzach", przeznaczonych do godnego powitania „Pana nad Pany".

— O! Piertosza gwiazda zaświe­

ciła — krzyczą dzieci. H uk z moź­

dzierzy i ju z ji rozdziera powie­

trze. To górnicy w itają Dzieciąt­

ko, dając znak do rozpoczęcia uczty w ig ilijn e j tym, którzy pierwszej gwiazdy jeszcze nie do­

strzegli.

Ojciec rodziny wyszedł przed chałupę na drogę, rozglądnął się czy nie ma kogoś, kto zabłąkał się w tę noc, by móc go zaprosić do w ig ilijn e j wieczerzy, jak nakazu­

je staropolski zwyczaj. Nie zauwa­

żywszy nikogo, przyniósł do izby cztery snopy słomy i rozstawił je po czterech kątach izby, by upo­

dobniła się do stajenki betlejem­

skiej. Gospodyni wraz z córkami podają do stołu, pilnie zważając, by wszystkie potrawy znajdowa­

ły się na stole przed rozpoczęciem wieczerzy, gdyż odchodzenie od stołu w czasie jedzenia wróży nie­

szczęście. Pod największą misę położył gospodarz pieniądze, po to, by się cały następny rok w domu trzymały, zaś pod nogi położył so­

bie kawał blachy i siekierę, co mu miało zapewnić zdrowie i siię. Po takich przygotowaniach zmówio­

no, stojąc, wspólny pacierz.

Teraz zasiadła cała rodzina do stołu i poczęto się łamać opłat­

kiem, życząc sobie nawzajem zdro wia, szczęścia i błogosławieństwa bożego. Siemieniotką rozpoczęto właściwą wieczerzę, po czym na­

stępowały w m,ałych porcjach wszystkie potrawy, jedzone przez cały rok. Wieczerzę spożywano w zupełnym milczeniu, jak tradycja z dziada pradziada nakazywała, a każdą potrawę rozpoczynał jeść ojciec, następnie matka, a potem dopiero reszta rodzeństwa według starszeństwa.

M odlitwą ukończono wieczerzę, po czym obdarowywano się poda­

runkami. Wybuchom radości, za­

chwytu i wesela nie było końca.

Przerwał je dopiero ojciec, gdy o-

J ó z e f B a r a n o w s k i

£ / s f z opiciłfciem

Posyłam ci wigilijnym Listem — słowo z oddali — Mróz je pąkowiem śnieżnym N a oknach rozkrysztalił.

Rozrasta się we mnie życiem W spóźniony wieczór grudniowy, Wymalowany witrażem

Zachodu kolorowym.

Nie wiem, skąd powróciło — Z dni dawnych wędrówką

tułaczą — Z pożaru kolczastych zasieków, Gdzie wichry zbłąkane płaczą.

Może z koszmarnych obozów Po krwawych wróciło śladach — Nie znam wiodących dróg

wspomnień, Śnieg zatarł ślady — śnieg pada.

W poszumach kart dziejowych Odsłania mi przeszłość nową — Proste, z najprostszych myśli Zrodzone myślą mą — słowo!

Pisząc ten list w ig ilijn y , Dzielę się z Tobą o p ła tk ie m ...

Ja k cząstką słowa, które Słyszałem kiedyś z ust m atki.

Posyłam Tobie z oddali Zbłąkane, proste słowo, Żeby ta k samo ja k w e mnie Odżyło w Tobie na nowo.

Jest przecież ta k braterskie O w iane blaskiem m iłym , Jak tylko zrodzić się może W noc św iętą — grudniow a

m iło ś ć. .

N ieraz — gdy chropowatą Cząstką sm utku Clę zrani, To wiedz, że odżyto na krótko Przed blaskiem

zm artw ychw stania.

Niech będzie ziarnem rzuconym N a naszą Z iem ię Piastow ą — Proste — z najprostszych myśli Zrodzone myślą m ą — słowo!

Odległym smutkom, wykrzesanym Iskrą i krzykiem ludzkiej doli.

— — pokój!

Ludziom dobrej weMt

tw orzył starodawne kantyczki i zaintonował:

„W żłobie leży“

„Któż pobieży".. . podchwyciła reszta rodziny i zrobiło się jeszcze weselej, jeszcze radośniej.

Gospodyni tymczasem pozbie­

rała z obrusa okruszyny, zebrała siano spod obrusa, zmieszała z po­

żywieniem dla bydła i drobiu i odniosła to do chlewa. W tak uro­

czystym dniu nawet zwierzę po­

winno otrzymać niecoś ze stołu wigilijnego. Gospodarz zawołał do izby psa i dał mu z prawego ko­

lana kawał chleba z czosnkiem, mówiąc:

„T u masz obiad z prawego ko­

lana, Służ w iernie, a nie opuszczaj

swojego pana, A ja k ci się co złego stanie, Id ź precz od domostwa 1 ode

m nie“

Gdy pies zjadł chleb, otrzymał dopiero sutą wieczerzę, ja k na dzień dzisiejszy należało.

Wróżenie przerywało śpiewanie kolęd. Pod trzy garnuszki, odwró­

cone dnem ku górze podłożono monetę, okruszynę chleba i odro­

binę ziemi. Osobom, które nie w i­

działy, co podkładano pod gar­

nuszki, kazano je podnosić. Kto znalazł pod garnuszkiem monetę

— tego czeka bogactwo lub spa­

dek, kto chleb — zdrowie, a kto ziemię — tego spotka zaniedlugo nieszczęście lub śmierć. Chłopcy powsadzali sobie na nogi po jed­

nym buciku i przerzucali je przez głowę w stronę drzwi. Jeśli bucik wskazał końcem drzw i lub okno, wróżyło to danemu chłopcu ry ­ chłe opuszczenie domu rodzinnego przez ożenek, przez wyjazd, albo śmierć. Gdy bucik upadłszy, obró­

cił się obcasem do drzwi lub ok­

no, oznaczało, że dana osoba pozo­

stanie do następnej w ig ilii w do­

mu.

Ze słomy, stojącej w kątach iz­

by, ukręcił gospodarz powrósła i wyszedł do sadu obwiązywać drze­

wa owocowe, żeby w następnym roku lepiej obrodziły. Wyszło także starsze rodzeństwo. Dziew­

czyny pobiegły ku płotom i trzę­

sąc n im i pytały:

„Trzęsą cie płotku Odzywaj sie chłopku“ , lub:

„Plocie, płocie Trzęsą cie!“

i nasłuchiwały z której strony da się słyszeć szczekanie psa — z tej bowiem przyjdzie je j przyszły mąż. Nie obyło się i bez żartów chłopców; o ile udało się któremu uprzedzić dziewczynę i ukryć się pod płotem, odpowiadał grobo­

wym głosem:

„A jo diabeł W ezna cle!"

inne znów brały duży kawał drzewa i rzucały nim na dach chałupy. K tórej drzewo do trze­

ciego razu pozostało na dachu, dziewczyna ta będzie na pewno do roku kolebała własne dziecko.

Podobnie zabawiali się starsi chłopcy, rzucając miotłę na drze­

wo. Ile razy musiał rzucić, zanim m iotła zawisła na drzewie, tyle lat dzieliło go od ożenku.

Skończywszy wróżby w sadzie, wrócono do ciepłej izby kolędo­

wać i dalej wróżyć. Przyszła kolej na cebulę. Rozkrojono ją, wybra­

no dwanaście największych łusek, porozkładano na stole i do każdej wsypano szczyptę soli. Dwanaście łusek oznaczało dwanaście m ie­

sięcy nadchodzącego roku. Łuska, w której sól się roztopiła, ozna­

czała miesiąc mokry, zaś łuska, w której sól pozostała sucha — mie­

siąc suchy.

Zbliżała się północ. Rozkoły­

sały się dzwony, wzywające na pasterkę.

Zapełniła się droga wiejska spieszącymi do starego kościółka, by usłyszeć wesołą nowinę, że

„Panna porodziła Syna“ . Ale na­

wet i tu na drodze, lud nie zaprze­

stał wróżby. Każdy z idących na pasterkę uważał, aby w drodze się nie pośliznął i nie upadł, gdyż to oznaczało bliską śmierć albo nieszczęście. Dorosłe dziewczęta także nie zaspokoiły jeszcze swej ciekawości i wzięły sobie pod pa­

chę po jednym jabłku, by przy

powrocie z pasterki (o ile im w drodze lub w kościele nie upadnie na ziemię) mogły zapytać pierw ­ szego spotkanego mężczyznę o imię; takie właśnie imię, jakie no­

si pierwszy napotkany mężczyzna, nosić będzie je j przyszły mąż.

Powoli tłum w ypełnił po brzegi odświętnie przybrany kościółek.

Ozwały się dzwonki przy drzwiach zakrystii, huknęła muzyka i za­

wtórowały głosy zebranych:

„Bóg się rodzi Moc truchleje . .

Pasterka się rozpoczęła.

Opustoszał kościół. Zgasły e- statnie świece na ołtarzu. Zapa­

nował półmrok, tylko m alutkie czerwone światełko wiecznej lam pki rozświetlało mroczne wnętrze, ukazując na podłodze zgubione przez wiejskie dziewczy­

ny jabłka — te ostatnie ślady po­

gańskich zwyczajów, których nie nie zdołało z m yśli ludu wykoree- nić.

„Kolędnicy“ Grafito O. Swobody.

Aleksander Brueckner

Fragment z „mitologii polskiej

O

bok Sobótek letnich wystę­

puje, acz mniej znacząco, zi­

mowa kolęda, znowu z obcą nazwą łacińską, od kolend stycz­

niowych; pożyczka to prastara, wszystkim Słowianom spoina. My kolędą nazywam;’' pieśni śpiewane w Boże Narodzenie i dar;' rozda­

wane młodzieży. Pierwotne „kolę­

dy“ nie zawierały nic tyczącego się święta chrześcijańskiego, sła­

w iły szczodrość gospodarstwa, które raczyło kolędników i życzy­

ły powodzenia rodzinie, obfitych urodzajów w oborze, w sadzie i na polu; dopiero z czasem wplą­

tały się w kolędy, całkiem świec­

kie, owe religijne zwroty o pa-

| stuszkach, szopce i Betlejem, zna­

ne już od X V wieku, chociaż pier- j wotniejsze długo jeszcze przetrwa I ły. Skupiało się tu wiele przesą-

j

dów, więc w „Sejmie piekielnym“

i Rogalec, czarownik, cieszy się, że wtenczas różnych pokarmów na-

| działają,

K tórych wprzód i koniom, krow om , świniom udzielają, Wodzą bydło, konie, krowy w izbie po ko lęd zie. . . W ilk a wtenczas zakazują wspominać czeladzi, A potem pod m łyn po wodę czeladź w ysyłają, Rozkazawszy, niechaj w zębach podołki trzym ają.

W skok przypadłszy na oborę, będą kropić krow y, Podołki co w zębach m ie li w łożą zaś na głowy.

kami; gra w kostki (i karty) a na­

wet obkradywanie się na próbo­

wanie szczęścia — w „Sejmie“

czytamy:

Jeszcze liczniejsze były przesą­

dy, które nic już pogańskiego w sobie nie miały. Wzajemne obda­

rowywanie się i obsyłanie podar-

Jedn] się pow inni upić, drudzy k a rty grają.

N iektórzy w cudzych komorach fo rtu n y szukają.

Na „gody“ płacono też wszelkie długi i przykry bywał to termin.

Potrawy obrzędowe noszą na Rusi i Bałkanie osobliwe nazwy, z których jednak kucia, kutia (pszenica z makiem w miodzie) z greckiego poszła (?) jak i koliwo (to na pewno), podobna; obie po­

traw y i przy stypie za umarłych podawano, i do cerkwi przynoszo­

no. Ścisły post, wieczerzanie po ukazaniu się gwiazdy, ścielenie

■iam na stole itd. — to wszystko

praktyki chrześcijańskie, pogań­

skie było palenie kłody w ig ilij­

nej (bachjaka, od bachi — w igilii albo bożyca), z której popiół i wę­

gle dla urodzaju w stajni i radzie rozrzucano. Zachodnia 1 wschod­

nia Słowiańszczyzna nie znają je­

dnak tego obrzędu, ogólnego na zachodzie u Germanów i Rumu­

nów, który od nich do Serbów i Kroatów na Bałkan zawędrował.

W obchodzie z zabawami tj. tań oonsi, maskami, pieśniami^ wróżą­

cymi przyszły urodzaj, uczestni­

czyli wszyscy; z czasem za chrze­

ścijaństwa przypadło to na mło­

dzież i dziatwę, krążącą po do­

mach, liczącą na „szczodry wie­

czór“. Udzielano kolędy jej i księ­

dzu z klechą, którzy odwiedzali parafian, ksiądz i klecha kropili, święcili, kolędnicy śpiewali i „ig­

ra li“, poprzebierani (chłopcy, bo dziewcząt nie dopuszczano) za ko­

biety i zwierzęta, a bywało, źe i różne partie kolędujących się spo­

tykały i obijały, tak że synod po­

znański z r. 1420 wyraźnie zaka­

zał nocnego kolędowania dla o- wych bitek, zabójstw nawet i kra dzieży. Wszelkie zimowe igrzyska ściągnęło chrześcijaństwo do pew­

nych dni świątecznych a przez przymusowe narzucanie postu wielkiego, przed którym w mięso­

pust szaleć nie dozwalano, przer­

wano doszczętnie jednostajny ciąg dni, wyodrębniając z nich te a nie inne.

Jak „kolędy“ bez pierwiastków chrześcijańskich wyglądały, może pouczyć skomponowana okeło r.

1615 „kolęda chłopska“, która za­

czyna od życzeń pobożnych przy wzywaniu imienia boskiego a kończy:

D aro w ał nas P an gospodarz Bardzo hojnie I przystojnie, Choć onacznie, Przecię baczniej Łasztem sieczki;

Cetnar brzeczki, D ym u komin, Żółtych słonin, Kiełhaśuice I jątrznice.

Wszyscy pejsem Pod tym cbyzem Boga proście, Niech mu roście N a mięsz pani, K onie w stajni, N a oborze I w komora«*,

Wszystko szumno, W ie lk ie gumno, Stogi, brogi, Jako rogi Stoją wszędzie Dobrze będzie A m en (!) *)■

Kolędy nie uosobniono jak rusa- lji i tylko w uczonych baśniach X V I I wieku prawiono o niebywa­

łym bóstwie tej nazwy. Niewąt­

pliwie obchodzili pogardę tę dobę i n,a własne obchody przenieś)!

nazwę świąt, na Bałkanie (jak całym świecie rzymskim) gwarno i tłumnie odprawianych, a przez kościół daremnie potępianych —1 w końcu więc uświęcił je kościół, podstawiając Chrystusa i Trzech K róli zamiast, Słońca. Cała ta do­

ba od w ilii do Trzech Króli, jest świąteczna, nic sie w niej nie ro­

bi, a zarazem najskuteczniejsza i najobfitsza we wszelakie wróż­

by, gospodarcze (na urodzaj przy­

szły), miłosne (które dziewczyny wydadzą się), ogólnej treści (P j śmierci itp.); wyliczanie ich ni®

miałoby celu, bo powtarzają się * drobnymi odmianami po cał«l Europie.

Nie zapominają w tym czasie 0 bydle, sadzie, ulach; z każdej per traw y przeznaczają coś i dla by­

dła (to jego kolęda) a i drzewo«*

owocowym (np. opasywaniem sło­

mą wigilijną) i ulom nie przepu­

szczają. Wróżą też z wieprza, któ­

rego zabijają, z posoki obficiej luj*

mniej płynącej, z części różnych ltd.; liczne do naszych podobn®

sposoby wróżenia podaje A. Bog­

danowicz w książce, z której wis­

ie korzystałem, „Przeżytki daw­

nego poglądu na świat u BiałorU' sów“, Grodno, 1895 (po rosyjsku!

stron 82—90.

•) Dla nleznającego starej polszcżf.

zny. J ą trz m ic e — to samo co k ie ib a W c h y z — chałupa, dom; p e ze m — c h i' H e m ; t o m ię s z ro ś c ie — n ie c h g rtio * je; m ią s z y g r u b y ; A m e n p s u je , r wiersz, j a k S owo Boga proście.

(3)

NE 51 (ŚWIAT I ZYCIE) DODATEK TYGODNIOWY „D ZIEN N IKA ZACHODNIEGO"

aaaaaay

m

Pom nik Adama M ickiew icza w K rako w ie , w trakcie burzenia go przez Niemców. Widoczne ju ż zniszczenia na cokole pomnika.

A r c h iw u m f o t . „ D z ie n n ik a Z a c h .'1

P ro f. d r J u lia n K rzy ża n o io s k i

Poeta w iecznie żyw y

(Ha 150 rocznicę urodzin Adama Mickiewicza)

E t â § J t J « a t * ç g 4 L # € ? f i » c A r #

Konsul nieistniejącej Rzeczypospolitej

n y M ic k ie w ic z o w i sposób spędzali życie, n a w e t w Polsce p ie rw s z e j p o ło w y ub ie głe go w ie k u b y ło w ie ­ lu . Z n a ły ic h doskonale ra p o rty p o lic y jn e e p o k i „ś w ię te g o p rz y ­ m ie rz a “ i czasów o g ó ln o e u ro p e j­

skiego w rz e n ia re w o lu c y jn e g o , w y ła d o w a n e g o w „w io ś n ie l u ­ d ó w “ . Z n a ły ic h ró w n ie dobrze k o szary i w ię z ie n ia ówczesne. B y ­ w a li w ś ró d n ic h lu d z ie w ie lc y i lu d z ie m a li. M ic k ie w ic z zaś, n a ­ leżący do pie rw s z y c h , nie b y ł je d ­ n a k w y ją tk ie m a p rz y n a jm n ie j w ie lk o ś ć je go nie zawsze daje się m ie rz y ć m ia rą jego w ie lk ic h r ó - w ie ś n y c h . G dzie w ięc je j szukać?

Częściowo w ła ś n ie w ow ej w ie . rze współczesnych, w y s tę p u ją c e j b a rd z o w y ra ź n ie , gdy na szkico­

w ane p o prze dnio ogólne ra m y ż y ­ cia p o e ty w y p e łn ić fa k ta m i. Po­

ko le n ie , do k tó re g o M ic k ie w ic z na leżał, n ie ła tw o u m ia ło re z y ­ gnować. Jego p rz e d s ta w ic ie le n a j­

w y b itn ie js i n ie d a w a li się ła m a ć prze ciw n ościom ; n a m ię tn ie w ie l­

biąc w olność, p o s z u k iw a li je j i

Bojow nik o wolność n urottów U M ic k ie w ic z a , dostrzega się

je d n a k coś in ne go jeszcze. Jego m o d litw ę o „w o jn ę pow szechną za w o lno ść lu d ó w “ p o w ta rz a ły t y ­ siące je go c z y te ln ik ó w we w s z y ­ s tk ic h k ra ja c h e u ro p e js k ic h , n ie ­ w ie lu je d n a k w ś ró d ró w ie ś n ik ó w jego, n a w e t n a jw ię k s z y c h , w y c ią ­ gało z n ie j ta k nieu bła ga ne w n io ­ s k i, ja k o n to c z y n ił. B o jo w n ic y w o ln o ś c i w je go p o k o le n iu szu­

k a li je j i w a lc z y li o n ią , ja k w ie ­ m y , p o d ró ż n y m i sztan dara m i, nie m a i zawsze je d n a k b y ły to sztan­

d a ry ja k ie jś o k re ś lo n e j g ru p y społecznej, ja kie g o ś na ro d u . R zad­

k o t y lk o ic h o b ro ń c y z d a w a li so­

bie s p ra w ę z tego, że sam a ilość s z ta n d a ró w do w o dzi, iż w io d ą one k u w o ln o ś c i c zło w ie ka , k u w o ln e j ludzkości.

W id z ia ł to i ro z u m ia ł w ła ś n ie M ic k ie w ic z i to n a całe la ta przed o b ję c ie m re d a k to rs tw a „ T r y b u n y L u d ó w “ i rz u c e n ie m n a p a p ie r wcześniejszego od n ie j „S k ła d u zasad“ . W szak zasady te u s ta la ł ju ż w „K s ię g a c h n a ro d u i p ie l- g rz y m s tw a p o ls k ie g o “ , a w ię c w r. 1832, i ty m tłu m a c z y się fa k t, że bro szu ra ta s ta w a ła się p ro ­ g ra m em w s z y s tk ic h narodów , w a lczących o zrzucenie ja rz m a n ie w o li, W p ra w d z ie na k a rta c h je j „ p ie lg r z y m i“ po lscy o trz y m y ­ w a li m iejsce u p rz y w ile jo w a n e i

w a lc z y li o n ią bezustannie, choć­

b y pod o s ta tn im i strzępa m i sztan­

d a ró w . N ie w ie lu je d n a k b y ło w śró d n ic h ta k ic h , k tó rz y b y czy­

n i l i to z ta k ą kon sekw encją, z ta ­ k im uporem , ja k w ła ś n ie M ic ­ k ie w ic z . R e d a k to r „P ie lg rz y m a P olskie go“ , p ro fe s o r lite r a t u r sło­

w ia ń s k ic h w C ollege de France, o rg a n iz a to r le g io n u polskie go we W łoszech w r. 1848, re d a k to r

„ T r y b u n y L u d ó w “ , działacz wresz cie p o lity c z n y w T u r c ji, gdy zda­

w a ło się, iż rozpoczął się zm ierzch po tę g i c a rs k ie j, zagrożonej przez w o jn ę k ry m s k ą — oto ła ńcu ch d z ia ła ń M ic k ie w ic z a , p o d e jm o w a ­ n y c h ja k o eta py w a lk i z nie w o lą , ja k o dalszy ciąg a k c ji re w o lu c y j­

ne j, wszczętej przez po w stan ie l i ­ stopadowe i s tłu m io n e j w ra z z je ­ go u p a d k ie m . W po d o b n y sposób w a lc z y li ró w n ie ż in n i, rzad ko je d n a k w a lk a ic h b y ła ta k d łu g o ­ fa lo w a , ta k k o n s e k w e n tn a i u p o r­

czywa, ja k w y s tą p ie n ia M ic k ie w i­

cza. I to je s t pierw sza cecha, w y ­ suw ają ca go przed szereg b o jo w ­ n ik ó w w o ln o ś c i w jego p o koleniu.

ro z le g a ły się tu hasła, k tó re m o g ły stać się p u n k te m w y jś c ia d la b u ­ d o w y system ów n a c jo n a lis ty c z ­ nych, nad ty m w s z y s tk im je d n a k g ó ro w a ło głęb okie prześw iadcze­

nie o w a rto ś c i id e a łó w , k tó re w h is to r ii up ow szechn iła re w o lu c ja fra n c u s k a , a k tó re , po w y k o rz e ­ n ie n iu te n d e n c y j m o n a rc b is ty c z - n ych , m ia ły p rzyn ie ść w y z w o le ­ n ie całej lu d z k o ś c i. P o g lą d y i te i późniejsze s p ra w iły , iż cło M ic ­ k ie w ic z a n a w ią z y w a li chętnie p ó ź n ie js i m y ś lic ie le s o cja listyczn i, u p a tru ją c w n im swego poprzed­

n ik a , ja k k o lw ie k re d a k to r „ T r y ­ b u n y L u d ó w “ w y z n a w a ł p rz e k o ­ na nia, k tó r y c h część ty lk o m ia ła w e jść do system u m y ś li s o c ja li­

styczne j. P o k re w ie ń s tw a te je d ­ n a k s ta n o w ią n a jle p s z y dow ód powszechności m y ś li M ic k ie w ic z a i świadczą, ja k ba rdzo b y ła ona nowoczesna.

M ic k ie w ic z o w s k a droga do w o l­

ności n ie zawsze u m ia ła o m ija ć m anow ce, ń a k tó re , ściągało ją ż y ­ cie. Zw łaszcza że poeta p o lity k ie m za w o d o w y m n ie b y ł, a c a ły m ser­

cem z w ią z a ł się ze spra w ą , k tó r e j p o lity k a ówczesna n ig d y jasno p o s ta w ić n ie ch cia ła , ze spra w ą P o ls k i, i że z c a ły m p rz e k o n a n ie m o d rz u c a ł te zasady, k tó r y m p o li­

ty k a ow a h o łd o w a ła . O w e zbocze­

n ia i o d c h y le n ia , na da nym tle

S

zeroko ro z ro s ły się lip y , sa­

dzone prze d la ty pięćd zie­

się ciu po w s ia c h i m ia ­ steczkach p o ls k ic h , dla u p a m ię t­

n ie n ia setnej ro c z n ic y u ro d z in A d a m a M ic k ie w ic z a . Sadząc w r. 1898 m ło d e d rz e w in y , lu d z ie p o k o le n ia ówczesnego p ra g n ę li n a jp ro ś c ie j i n a jtr w a le j w y ra z ić sw ą m iło ś ć i sw ó j p o d z iw dla poe­

ty , któ re g o w ie lk o ś ć d z is ia j od­

s ła n ia się n a m da le ko szerzej i p e łn ie j, a n iż e li to b y ło prze d p ó ł­

w ie k ie m . Ś w iadczą o n ie j p o m ­ n ik i na placach w ie lk ic h s to lic e u ro p e js k ic h , w y m o w n ie j jeszcze p ra w ią o n ie j dzieła jego, u d o­

stępnione w n o w y c h prze kła d a ch tam , gdzie je d y n ie im ię jego b y ­ ło znane ze słyszenia. U s iłu ją ją ukazać obchody i uroczystości, urządzane wszędzie tam , gdzie ro z b rz m ie w a m ow a polska. A sko r c ta k , to ra z jeszcze narzuca się p y ta n ie , na k tó r e od la t s tu od­

p o w ia d a n o w ie lo k ro tn ie i n a jro z - m a ic ie j: w czym t k w i is to ta w ie l­

k o ś c i M ic k ie w ic z a ?

P o e tó w lu dzko ść c zciła od cza­

sów p ra d a w n y c h , w ie lb iła ic h ja k u m ia ła , p o d z iw ia ją c ic h często ja ­ k o n a tc h n io n y c h p ro ro k ó w , ja s n o ­ w id z ó w , w ieszczów , p rz e n ik a ją ­ cych w z ro k ie m ta je m n ice , z a k ry ­ te oczom lu d z k im . Spoglądano w te n od w ie czny sposób i na A d a ­ m a M ic k ie w ic z a , d o p a tru ją c się w n im wieszcza narodow ego, ja k ­ k o lw ie k dośw iadczenia s tu le tn ie je go p rz e p o w ie d n i p o lity c z n y c h n ie s p ra w d z iły , i ja k k o lw ie k po­

d z iw dla genialnego poety w y s tę ­ p o w a ł i w y s tę p u je n ie ty lk o u nas, ale i u n a ro d ó w in n y c h , któ- nasze s p ra w y i tro s k i narodow e są obce. I w ła ś n ie dlatego n ie po­

dobna zad ow olić się od po w ie d zia ­ m i na ow o p y ta n ie , w czym t k w i i na czym polega p ra w d z iw a w ie l kość M ic k ie w ic z a .

M itr* w y M e s x f a l * i ż y c i a P odziw , k tó ry m ludzkość o ta ­ cza w ie lk ic h poetów , s p ra w ia ł, iż d o koła ich życia o p la ta się za­

z w y c z a j ja k a ś legenda, ota czają­

ca ic h n im b e m na dzw yczajności, n ie m a l cudow ności. T a k stało się i z M ic k ie w ic z e m , k tó re g o życie is to tn ie toczyło się po szlakach rz a d k o w d zie ja ch oglądanych.

M ło dzie niec, pochodzący ze śro ­ d o w is k a m ałom ia ste czkow eg o, za­

w d z ię c z a ją c y w szystko, co osią­

gnął, w ła s n y m zdolnościom i życz liw o ś c i lu d z k ie j, n ie m a l na p r o ­ gu życia sta ł się „c a rs k ie j o fia rą prz e m o c y “ . U w ię z io n y i skazany na w y g n a n ie za u d z ia ł w p o d ­ z ie m n y m sto w a rz y s z e n iu stud enc­

k im , od m łodości w k ra c z a ł na d ro g i h is to rii. P rz y g o to w y w a ło go do n ic h W iln o , w p ro w a d z a ł na

n ie zaś p o b y t w R o sji, gdzie w ś ró d o ko liczn ości dla nas d o tą d n ie c a ł­

k ie m ja snych , do strze gł p o ra z p ierw szy, ja k n a s k rz y ż o w a n iu p o lit y k i m o c a rs tw o w e j z dą żno­

ściam i re w o lu c y jn y m i, tw o rz ą się nowoczesne dzieje eu rop ejskie. To też, gd y po opuszczeniu im p e riu m c a ró w zna la zł się w E u ro p ie za­

c h o d n ie j, w e F ra n c ji, w rą c e j in ­ te n s y w n y m życie m z b io ro w y m , rz u c ił się w n u r t d z ia ła ln o ś c i p o ­ lity c z n e j, b y zakończyć ją po la ­ tach przeszło d w u d z ie s tu w K o n ­ s ta n ty n o p o lu , gdzie sp o tk a ła go śm ierć przedw czesna. Taki t r y b życia obcy b y ł hre c z k o s ie jo m p o l­

s k im o w e j e p oki, ty m z n ic h n a ­ w e t, k tó r z y na w o jen ce d a le k ie j z w ie d z ili k a w a ł ś w iata. Z ty m w s z y s tk im lu d z i, ¡którzy w p o d o b -

M

ożna bez przesady p o w ie ­ dzieć, że d o p ie ro w o jn a 1914 ro k u p rz e rw a ła o sta­

tecznie w ie k X I X , k tó r y d łu ż y ł się i d łu ż y ł — i ja k b y p rz e trw a ł k ilk a n a ś c ie la t d łu ż e j, n iż m u b y ­ ło sądzone. W k a ż d y m ra z ie p rz e ­ tr w a ła jego atm osfe ra — a w id a ć to b y ło w y ra ź n ie j w P aryżu , n iż g d z ie k o lw ie k na świecie.

P o la k, p rz y je ż d ż a ją c y nad S ek­

wanę, m u s ia ł oczyw iście m e ld o ­ w a ć się w p re fe k tu rz e p o lic ji. J e ­ ś li m ia ł p a p ie ry w po rząd ku, spo­

ty k a ła go p rz y k ro ś ć zapisania w ru b ry c e p o dd an ych p ru s k ic h car s k ic h czy a u s tria c k ic h i nic nie p o m a g a ły żadne persw azje, ż ad­

ne p o w ó ły w a n ia na u c h w a ły k o n ­ gresu w iede ńskieg o, zachow ując p ra w n e po ję cie narodow ości p o l­

s k ie j. O ile je d n a k n ie m ia ł pasz­

p o rtu — a je ź d z iło się wówczas sw o bo dnie przez w s z y s tk ie g r a n i­

ce E u ro p y zach od nie j — u rz ę d n ik fra n c u s k i w y m a w ia ł je d n o je d y ­ ne n a z w is k o : M o n s ie u r M ik ie - w is z — trz e b a b y ło p rzyn ie ść lis t p o le ca ją cy od pana W ła d y s ła w a M ic k ie w ic z a , syna p o e ty — a te ­ go ro d z a ju pism o sta w a ło się g ło j tem żelaznym i d a w a ło możność pozostania we F ra n c ji.

A ż do ro k u 1914 b y ły w P a r y ­ żu t y lk o tr z y in s ty tu c je po płcie

— B ib lio te k a p rz y Q u a i d ‘ O rlé ­ ans, na w ysp ie, p r z y tu łe k na B a - tig n o la c h , gdzie ongiś z m a rł N o r- w jcł — i p a ra fia p rz y u lic y St.

Honore. D y re k to re m B ib lio te k i P o ls k ie j, należącej do K r a k o w - s k ie j A k a d e m ii U m ie ję tn o ś c i, b y ł W ła d y s ła w M ic k ie w ic z . P e łn ił on

de facto funkcje konsula nie ist­

niejącej Rzeczypospolitej Poi skiej, opiekował się rodakami wprowadzał do różnych instytu­

cji naukowych i społecznych — a że miał ogromne stosunki i był obywatelem francuskim, siłą rze­

czy odgrywał rolę pierwszego Po­

laka w Paryżu. Toteż każdy nie­

mal przybysz z Polski uważał za swój obowiązek złożenie w izy ­ ty nestorowi kolonii polskiej w Paryżu. Jedni szli do Biblioteki

— by przy okazji zobaczyć małe muzeum Adama Mickiewicza, które pan Władysław tam uloki, wał — inni szli de jego mieszka­

nia przy ulicy Guenegaud numer piąty — było bowiem wiadomo, że każdy Polak miłe tam był w i­

dziany w poniedziałki po ósmej wieczorem.

Syn w ie lk ie g o o jc a

Pan Władysław Mickiewicz miał wygląd patriarchy — wyso­

kiego wzrostu, 3 gęstą, białą bro­

dą i bujną, długą, siwą czupryną.

Gościnny był, rozmowny, sypał anegdotami historycznymi, jak z rękawa i lubił nade wszystko wspominać swego genialnego oj­

ca. M ów ił biegle po polsku z cha­

rakterystycznym francuskim ak­

centem, wymawiając „u“ zamiast

„r . Człowiek ten był istną skarb mcą wiadomości z ubiegłego w ie­

ku. Zycie swoje poświęcił stu.

diom nad twórczością Adama i biografią poety, wydał kilka dzieł na ten temat, a działalność swoją zaczynał ja k o księgarz. Sięgał

pamięcią własną do 1850 roku i dalej wstecz, dzięki nagroma­

dzonym materiałom mickiewi­

czowskim. Daleka przeszłość by­

ła w jego oczach czymś bardzo bliskim, niemal że wczorajszym Znał osobiście bodajże wszyst-

h is to ry c z n y m zup ełnie z ro z u m ia ­ łe, czynią z M ic k ie w ic z a postać wysoce tragiczną , znaczenie ic h je d n a k m a le je i n a w e t zaciera się, gd y się zw aży na całość p rz e b y te j przezeń d ro g i i na og rom w y s iłk u , w łożonego w po kon an ie tru d n o ści, w k tó re na k a żd ym s w y m za k rę ­ cie o b fito w a ła , choć na k a żd ym o tw ie ra ła rozległe w id o k i na p rz y szłość.

G e n i a l n y p o e i n A je d n a k c a ły tru d M ic k ie w i- cza-działącza nie w y d a w a łb y się czym ś ta k w y ją tk o w y m , g d y b y

Z pom nika M ickiew icza w Warsza­

wie, ocalała ty lk o głowa Wieszcza.

F o t. ,,K a le n d a r z W a rs z a w s k i 1946'*

ten, co go p o d ją ł, b y ł ty lk o bo­

jo w n ik ie m w olno ści, re d a k to re m pism re w o lu c y jn y c h , o rg a n iz a to ­ re m w o js k o w y m czy profesorem , głoszącym hasła w olnościow e.

P od ob nych lu d z i p o k o le n ie ó w ­ czesne zna ło w ś ró d F ra n cu zó w , Rosjan, W łoch ów , P olakó w . W ie l­

kość M ic k ie w ic z a polega na tym , że b o jo w n ik 'w o ln o ś c i b y ł ró w n o ­ cześnie g e n ia ln y m poetą, uzna­

n y m z m ie jsca n ie m a l w Polsce, a ry c h ło p o d z iw ia n y , choćby ze s ły ­ szenia ty lk o , ró w n ie ż poza je j obrębem , zwłaszcza w R o s ji i F ra n c ji.

N a z w a n ie zaś M ic k ie w ic z a ge­

n ia ln y m poetą — to nie p u s ty f r a ­ zes. Poeci, p o z b a w ie n i geniuszu, ry c h ło id ą w zap om n ien ie u sw o­

ich , rz a d k o zaś d o c ie ra ją do ob­

cych, jeszcze zaś rz a d z ie j w z b u ­ d z a ją u n ic h stałe uznanie. S tu ­ lecie zaś o sta tn ie dow odzi, iż za­

in te reso w an ie M ic k ie w ic z e m w św iecie poza p o ls k im n ie ty lk o nie słabnie, ale w rę c z p rz e c iw n ie — stale rośnie. M ic k ie w ic z n a le ż y do rzęd u k la s y k ó w , p isa rzy, k tó ry c h p rz e k ła d a się w c ią ż n a now o, k t ó ­ rego dzieła i k tó re g o życie budzą stale zainteresow anie. Poeta, k tó ­ r y tw o rz y ć p rz e s ta ł bardzo wcześ­

nie, je s t poetą ż y w y m , d zie ła jego

kich wybitnych ludzi ostatniego sześćdziesięciolecia Mówi! o nieb chętnie. W salonie jego mieszka­

nia na trzecim p.ętrze starego, dość ponurego domu, obok Sek­

wany i gmachu Mennicy, zbiera- (Dokończenie na stronie 4)

p o cią gają c z y te ln ik ó w , do k tó ry c h nie p rz e m a w ia to w szystko, czym M ic k ie w ic z c z a ro w a ł i c z a ru je c z y te ln ik a polskiego, poddającego się c h o ć b y sam em u c z a ro w i m o w y p o e ty c k ie j „D z ia d ó w “ czy „P a n a Tadeusza“ . Na czymże w ię c p o ­ lega u ro k poezji M ic k ie w ic z o w ­ sk ie j, d z ia ła ją c y ró w n ie ż na c z y ­ te ln ik a , k tó r y o trz y m u je dzieło poety, po zbaw ione ty c h w szyst­

k ic h u ro k ó w , co w ią ż ą się n ie ro z ­ łącznie z sam ym d ź w ię k ie m słów przezeń stw orzo nych ?

Ś w i a t o w y k / t i + t t h O dpow iedź na to p y ta n ie dać można, gd y się p a m ię ta zdanie samego M ic k ie w ic z a , gdyż ja k o tw ó rc a nie u z n a je on k ra jó w , k tó r y c h nie m a na m apie. M ic ­ k ie w ic z m ia n o w ic ie , poeta, k tó r y w dzieła ch s w ych chę tnie w iedzie c z y te ln ik a w k r a in y , stw orzone przez zd u m ie w a ją co bogatą k r : - nę w y o b ra ź n i w ła s n e j, k ro ; r . w k tó r e j p a n u je fa n ta s ty k a . — je st re a lis tą n a jw y ż s z e j kla sy. W y tw o ­ r y sw ej b u jn e j fa n ta z ji w id z i on ta k , ja k g d y b y b y ł ob serw atorem z ja w is k , p re c y z y jn ie dostrzega­

n y c h w la b o ra to riu m na uk ow ym , czy p ra c o w n i m a la rs k ie j. D z ię k i te m u je s t rzeczą o b ojętną , czy p rz e d m io te m jego w iz ji p o e ty c k ie j są z ja w y , opisyw a ne w pieśniach lu d o w y c h , czy w y d a rz e n ia , znane z k r o n ik ś red niow iecznych , czy w s p o m n ie n ia z życia własnego, czy ob razy przeszłości, oglądane oczym a dziecka, czy w iz je p rz y ­ szłości, — w szystko to pod p ió ­ re m M ic k ie w ic z a n a b ie ra p la s ty k i i w y ra z is to ś c i, k tó r ą p o d z iw ia m y w opisach n a u k o w y c h ‘ łu b na p łó tn a c h m a la rz y -re a lis tó w . I ta w ła ś n ie p la s ty k a , dająca się za­

chow ać ró w n ie ż w ję z y k a c h ob­

cych. szczególnie s iln ie zaś w y s tę ­ p u ją c a dla czło w ie ka, czytającego M ic k ie w ic z a w o ry g in a le , działa ną każdego, k to bierze dzieła M ic ­ k ie w ic z a w rę kę , i ona to w ła ś n ie spra w ia , iż a u to r ..Pana T ade u­

sza“ z po ety polskie go p rz e k s z ta ł­

ca się w k la s y k a św iatow e go : Do tego zaś p rz y łą c z a s.ie_ s p ra ­ w a d ru ga . M ic k ie w ic z działacz i M ic k ie w ic z poeta — to je d n a i ta sam a osoba. S tąd c a ły żar p o li­

ty c z n y , k t ó r y poecie p o z w o lił u trz y m a ć się na szla kach b o jo w ­ n ik a w o ln o ś c i, p ro m ie n ie je w jego w iz ja c h p o e ty c k ic h . W szak Mac­

k ie w ic z je s t tw ó rc ą je d y n e j w s w o im ro d z a ju po staci c z ło w ie k a - m ilio n a , je d n o s tk i, k tó r a w ż y c iu w ła s n y m p rz e ż y w a tra g e d ię g ru ­ p y społecznej, do k tó r e j należy, postać K o n ra d a , b o jo w n ik a o te same s p ra w y , o k tó r e w a lc z y ł jego tw ó rc a . D z ię k i te m u w d zie ła ch M ic k ie w ic z a p a n u je k lim a t bo ha­

te rs tw a społecznego i o n to w ła ­ śnie s ta n o w i o ic h czystej a tm o ­ sferze, p e łn e j w y m o w y dla ka ż­

dego, k to ż y w o odczuw a swe z w ią z k i z g ru p ą społeczną, do k t ó ­ re j należy.

I w ła ś n ie ta a tm o sfe ra s p ra w ia , iż M ic k ie w ic z je s t poetą n o w o ­ czesnym i że św ięto jego je a t św iętem c z ło w ie k a dzisiejszego.

K rako w ski pom nik Wieszcza tuż przed zniszczeniem i w momencie w alenia jego górnej części. Foto­

g r a f ie powiększone z m aleńkich, m igaw kow ych zdjęć, dokonanych z ukrycia. A r c h . f o t . „ D z . Z a c h .1*

Cytaty

Powiązane dokumenty

Front domu Switalskiej z oknami wychodzącymi na ulicę Sienkiewicza został ubezpieczony przez „Sprytnego“ , „K a m il“ zaś zajął stanowisko przy drzwiach

Przy zanurzaniu się będzie on musiał przekroczyć strefę niebezpie­.. czeństwa dla zanurzających się łodzi podwodnych, oraz

Franciszek zajął się rzeczami z k a ju ty kapitańskiej i ślepym kotem, przede wszystkim kotem, o co przełożony spe­.. cjalnie go

„Święte Przymierze“ trzech mocarstw, które rozebrały Polskę, oraz Francji i szeregu państw drugorzędnych, uważało się za chrześcijańską ligę narodów, w

Wraz z'w yb itn y m rozwojem prawa międzynarodowego po pierwszej' wojnie światowej i- narodzeniem Ligi Narodów idea internacjonalizacji winna była, zdaniem wielu

dają życie nowemu pokoleniu lu ­ dzi urodzonych w mieście. To nowe pokolenie kształtowane jest w danym wypadku przy pomocy prawa rozszczepienia mieszańców

wa ludność nie zajmowała się oczywiście rybołówstwem, ani też nie spełniała żadnych funkcji, związanych z przyja­.. zdem turystów czy gości do miejscowego

sie turystycznej, dla wciągnięcia w ramy turystyki atlantyckiej również uczącą się młodzież Pomysł ten jednak nie utrzymał się na dłuższą metę.. W