ŚWIAT i ŻYCIE
Ilustrowany dodatek tygodniow y
»D Z IE N N IK A ZACH O D NIEG O «
K a to w ic e , 24 g r u d n ia 1 9 4 8 - R o k 111
i pokój na ziemi
Winietę tytułową projektowo! i numer zdobi! Paweł Steller Zdjęcia: Czesław Datka, Katowice i Stanisław Mucha, Kraków
g
teły opłatek, strojna w szychy i świecidełka choinka, tradycyjna szopka, to akcesoria, podnoszące radosny nastrój, jaki ogarnia nas w okresie Świąt Bożego Narodzenia. Urok ich podnosi jeszcze sama natura, strojąca ziemię w szatę śnieżną niepokalanej bieli.Święta — dni wytchnienia dla starszych, po codziennej rzetelnej pracy, dni radości dla dzieci po długim okresie wyczekiwania na upragnioną „Gwiazdkę“.
Nadeszły Święta i obchodzić je będziemy, jak co roku, w gronie swoich rodzin, w gronie ludzi nam najbliższych.
Nad całą Polską, jak długa i szeroka, rozewrze w Noc W igilijną swoje promienne skrzydła Anioł Pokoju, głoszący Wielką Nowinę:
„Pokój ludziom dobrej woli!“. ..
Pokój, którego pragną! lud w latach w alki o prawo do życia, którego oczekiwaliśmy z dnia na dzień w mrokach okupacji i krw aw ej zamieci drugiej wojny światowej.
Pokój, który w mrokach kopalni wyrębuje nasz górnik, dla którego mozoli się w codziennym znoju hutnik, kolejarz, włókniarz, urzędnik i nauczyciel, inżynier i majster.
Pokój, do którego dążą wszyscy ludzie pracy na całym świecie.
Pokój, który jest nam potrzebny do zaleczenia ciężkich rap wojennych, do odbudowy miast i wsi, hut i fabryk, warsztatów pracy i domów mieszkalnych, szkól i szpitali.
Tego pokoju, pokoju po wieczne czasy, życzyć sobie będziemy wzajem wszyscy, łamiąc się białym opłatkiem przy uroczystej wieczerzy. Będzie to pierwsze i najważniejsze nasze życzenie, bo w nim zamyka się wszystko: nasze bezpieczeństwo, spokojny byt naszych rodzin, lepsza przy
szłość naszych dzieci i lepsze jutro dla całego narodu i całej znękanej wojnami ludzkości.
Spędzimy potem święta odpoczywając i weseląc się radością naszych dzieci, szczęśliwych i ro
ześmianych na widok strojnej, jarzącej się świecami choinki i prezentów pod nią złożonych.
Młodszych wywabi z domu śnieg, okrywający białą, migotliwą powłoką stoki Beskidów, K a r
konoszy i Tatr. Pojadą zaczerpnąć w płuca mroźnego ożywczego powietrza, napaść oczy szero
kim i, ośnieżonymi przestrzeniami, użyć nart i sanek. Napełnią się górskie ustronia radosnym śmiechem młodzieży, wyrwanej z ciasnych miejskich murów, z podziemi kopalni i hal fabrycz
nych, na dwa dni radości i beztroski.
Starsi będą się wzajem odwiedzać i pogadywać o sprawach świątecznych i sprawach dnia codziennego, od których trudno się oderwać.
A kiedy święta miną, znów wrócą wszyscy do codziennej pracy nad odbudową kraju i utrw a
laniem pokoju, -i
n DODATEK TYGODNIOWY „D ZIEN N IKA ZACHODNIEGO“ NR 51 (ŚWIAT I ŻYCIE)
O. Swoboda
Ludow e zw yczaje w ig ilijn e
y
eszcze brzask nic rozdarł cieni nocy w ig ilijn e j, a już w chatach poczynają błyskać świa
tełka, a po ch w ili na drogach u- kazują się ciemne postacie, dążą
ce na ostatnie w tym roku roraty, Po ukończonym nabożeństwie śpieszą wszyscy, by najrychlej do
stać się do domu, boć roboty dziś ogromnie dużo. Jutro bowiem roz
poczną się dwa wielkie święta, podczas których ustać w inny wszelkie prace, nawet takie, jak gotowanie jadła. Piecze się więc w ielkie ilości kołaczy, bab, strucli i pierników. Robi się m akówki z bułek i maku, tłucze się konopie na konopionkę, siemieniotkę, pie
cze się karpie i przygotowuje moczkę z rybiego sosu i śliwek.
Gotuje się również w małej ilości wszystkie potrawy, które się przez cały rok spożywało. Czas upływa szybko. Nawet dzieci w dniu tym starają się być grzeczne i poma
gają rodzicom w czym tylko mogą, bo kto dzień w ig ilijn y spędzi w lenistwie lub kłótniach, będzie próżnował i kłócił się przez cały następny rok:
„Jakiś w w igilię, takiś cały rok“ . Dziewczęta pomagają pilnie przy gotowaniu i pieczeniu, zaś te, któ
re są na wydaniu, starają się o to, by właśnie ona, a nie inna otrzy
mała mak do mielenia, bo która w dniu w ig ilijn ym wykonuje tę czynność, wyjdzie niechybnie do roku za mąż.
Minęło południe.
Obiadu dziś nie ma. Nawet dzie
ci i starcy wstrzymują się dnia tego od jedzenia.
Synowie gospodarscy zebrali się po południu w środku wsi z po- węglikami, przymocowali je do k i
jów, rozstawili się w półkolu i po
czynają głośno strzelać ze sporzą
dzonych w ten sposób karbaczy (bieży). Strzelają przed dworem, strzelają przed probostwem. Resz
tę swej siły wyładowują na czte- trach końcach wsi, po czym w ra cają do domów.
W izbie tymczasem wszystkie roboty i przygotowania dobiegają
końca. Już okrywa się stół śnież
nobiałym obrusem, pod którym rozłożono cienką warstwę siana na pamiątkę narodzin Dzieciątka w stajence. Na środek stołu po
stawiono k ilka dużych świec do oświetlenia izby, gdyż w ten świę ty wieczór nie godzi się używać innego światła. Obok nich położo
no pudełko z suszonymi ziołami i prochem strzelniczym, służącym potem przez cały następny rok do leczenia ludzi i bydła przez ka
dzenie, tozgl. „podstrzelenie” . By ustrzec się od złodziei, kładzie się na stół także dużą kłódkę. Obok kłódki dużą główkę cebuli.
Zapada wieczór.
Dzieci z niecierpliwością ocze
kują na progu chaty ukazania się pierwszej gwiazdy, tego widome
go znaku, zezwalającego na roz
poczęcie wieczerzy. Gospodarz tymczasem z synami górnikami czynią ostatnie przygotowania przy własnoręcznie sporządzonych
„ moździerzach", przeznaczonych do godnego powitania „Pana nad Pany".
— O! Piertosza gwiazda zaświe
ciła — krzyczą dzieci. H uk z moź
dzierzy i ju z ji rozdziera powie
trze. To górnicy w itają Dzieciąt
ko, dając znak do rozpoczęcia uczty w ig ilijn e j tym, którzy pierwszej gwiazdy jeszcze nie do
strzegli.
Ojciec rodziny wyszedł przed chałupę na drogę, rozglądnął się czy nie ma kogoś, kto zabłąkał się w tę noc, by móc go zaprosić do w ig ilijn e j wieczerzy, jak nakazu
je staropolski zwyczaj. Nie zauwa
żywszy nikogo, przyniósł do izby cztery snopy słomy i rozstawił je po czterech kątach izby, by upo
dobniła się do stajenki betlejem
skiej. Gospodyni wraz z córkami podają do stołu, pilnie zważając, by wszystkie potrawy znajdowa
ły się na stole przed rozpoczęciem wieczerzy, gdyż odchodzenie od stołu w czasie jedzenia wróży nie
szczęście. Pod największą misę położył gospodarz pieniądze, po to, by się cały następny rok w domu trzymały, zaś pod nogi położył so
bie kawał blachy i siekierę, co mu miało zapewnić zdrowie i siię. Po takich przygotowaniach zmówio
no, stojąc, wspólny pacierz.
Teraz zasiadła cała rodzina do stołu i poczęto się łamać opłat
kiem, życząc sobie nawzajem zdro wia, szczęścia i błogosławieństwa bożego. Siemieniotką rozpoczęto właściwą wieczerzę, po czym na
stępowały w m,ałych porcjach wszystkie potrawy, jedzone przez cały rok. Wieczerzę spożywano w zupełnym milczeniu, jak tradycja z dziada pradziada nakazywała, a każdą potrawę rozpoczynał jeść ojciec, następnie matka, a potem dopiero reszta rodzeństwa według starszeństwa.
M odlitwą ukończono wieczerzę, po czym obdarowywano się poda
runkami. Wybuchom radości, za
chwytu i wesela nie było końca.
Przerwał je dopiero ojciec, gdy o-
J ó z e f B a r a n o w s k i
£ / s f z opiciłfciem
Posyłam ci wigilijnym Listem — słowo z oddali — Mróz je pąkowiem śnieżnym N a oknach rozkrysztalił.
Rozrasta się we mnie życiem W spóźniony wieczór grudniowy, Wymalowany witrażem
Zachodu kolorowym.
Nie wiem, skąd powróciło — Z dni dawnych wędrówką
tułaczą — Z pożaru kolczastych zasieków, Gdzie wichry zbłąkane płaczą.
Może z koszmarnych obozów Po krwawych wróciło śladach — Nie znam wiodących dróg
wspomnień, Śnieg zatarł ślady — śnieg pada.
W poszumach kart dziejowych Odsłania mi przeszłość nową — Proste, z najprostszych myśli Zrodzone myślą mą — słowo!
Pisząc ten list w ig ilijn y , Dzielę się z Tobą o p ła tk ie m ...
Ja k cząstką słowa, które Słyszałem kiedyś z ust m atki.
Posyłam Tobie z oddali Zbłąkane, proste słowo, Żeby ta k samo ja k w e mnie Odżyło w Tobie na nowo.
Jest przecież ta k braterskie O w iane blaskiem m iłym , Jak tylko zrodzić się może W noc św iętą — grudniow a
m iło ś ć. .
N ieraz — gdy chropowatą Cząstką sm utku Clę zrani, To wiedz, że odżyto na krótko Przed blaskiem
zm artw ychw stania.
Niech będzie ziarnem rzuconym N a naszą Z iem ię Piastow ą — Proste — z najprostszych myśli Zrodzone myślą m ą — słowo!
Odległym smutkom, wykrzesanym Iskrą i krzykiem ludzkiej doli.
— — pokój!
Ludziom dobrej weMt
tw orzył starodawne kantyczki i zaintonował:
„W żłobie leży“
„Któż pobieży".. . podchwyciła reszta rodziny i zrobiło się jeszcze weselej, jeszcze radośniej.
Gospodyni tymczasem pozbie
rała z obrusa okruszyny, zebrała siano spod obrusa, zmieszała z po
żywieniem dla bydła i drobiu i odniosła to do chlewa. W tak uro
czystym dniu nawet zwierzę po
winno otrzymać niecoś ze stołu wigilijnego. Gospodarz zawołał do izby psa i dał mu z prawego ko
lana kawał chleba z czosnkiem, mówiąc:
„T u masz obiad z prawego ko
lana, Służ w iernie, a nie opuszczaj
swojego pana, A ja k ci się co złego stanie, Id ź precz od domostwa 1 ode
m nie“
Gdy pies zjadł chleb, otrzymał dopiero sutą wieczerzę, ja k na dzień dzisiejszy należało.
Wróżenie przerywało śpiewanie kolęd. Pod trzy garnuszki, odwró
cone dnem ku górze podłożono monetę, okruszynę chleba i odro
binę ziemi. Osobom, które nie w i
działy, co podkładano pod gar
nuszki, kazano je podnosić. Kto znalazł pod garnuszkiem monetę
— tego czeka bogactwo lub spa
dek, kto chleb — zdrowie, a kto ziemię — tego spotka zaniedlugo nieszczęście lub śmierć. Chłopcy powsadzali sobie na nogi po jed
nym buciku i przerzucali je przez głowę w stronę drzwi. Jeśli bucik wskazał końcem drzw i lub okno, wróżyło to danemu chłopcu ry chłe opuszczenie domu rodzinnego przez ożenek, przez wyjazd, albo śmierć. Gdy bucik upadłszy, obró
cił się obcasem do drzwi lub ok
no, oznaczało, że dana osoba pozo
stanie do następnej w ig ilii w do
mu.
Ze słomy, stojącej w kątach iz
by, ukręcił gospodarz powrósła i wyszedł do sadu obwiązywać drze
wa owocowe, żeby w następnym roku lepiej obrodziły. Wyszło także starsze rodzeństwo. Dziew
czyny pobiegły ku płotom i trzę
sąc n im i pytały:
„Trzęsą cie płotku Odzywaj sie chłopku“ , lub:
„Plocie, płocie Trzęsą cie!“
i nasłuchiwały z której strony da się słyszeć szczekanie psa — z tej bowiem przyjdzie je j przyszły mąż. Nie obyło się i bez żartów chłopców; o ile udało się któremu uprzedzić dziewczynę i ukryć się pod płotem, odpowiadał grobo
wym głosem:
„A jo diabeł W ezna cle!"
inne znów brały duży kawał drzewa i rzucały nim na dach chałupy. K tórej drzewo do trze
ciego razu pozostało na dachu, dziewczyna ta będzie na pewno do roku kolebała własne dziecko.
Podobnie zabawiali się starsi chłopcy, rzucając miotłę na drze
wo. Ile razy musiał rzucić, zanim m iotła zawisła na drzewie, tyle lat dzieliło go od ożenku.
Skończywszy wróżby w sadzie, wrócono do ciepłej izby kolędo
wać i dalej wróżyć. Przyszła kolej na cebulę. Rozkrojono ją, wybra
no dwanaście największych łusek, porozkładano na stole i do każdej wsypano szczyptę soli. Dwanaście łusek oznaczało dwanaście m ie
sięcy nadchodzącego roku. Łuska, w której sól się roztopiła, ozna
czała miesiąc mokry, zaś łuska, w której sól pozostała sucha — mie
siąc suchy.
Zbliżała się północ. Rozkoły
sały się dzwony, wzywające na pasterkę.
Zapełniła się droga wiejska spieszącymi do starego kościółka, by usłyszeć wesołą nowinę, że
„Panna porodziła Syna“ . Ale na
wet i tu na drodze, lud nie zaprze
stał wróżby. Każdy z idących na pasterkę uważał, aby w drodze się nie pośliznął i nie upadł, gdyż to oznaczało bliską śmierć albo nieszczęście. Dorosłe dziewczęta także nie zaspokoiły jeszcze swej ciekawości i wzięły sobie pod pa
chę po jednym jabłku, by przy
powrocie z pasterki (o ile im w drodze lub w kościele nie upadnie na ziemię) mogły zapytać pierw szego spotkanego mężczyznę o imię; takie właśnie imię, jakie no
si pierwszy napotkany mężczyzna, nosić będzie je j przyszły mąż.
Powoli tłum w ypełnił po brzegi odświętnie przybrany kościółek.
Ozwały się dzwonki przy drzwiach zakrystii, huknęła muzyka i za
wtórowały głosy zebranych:
„Bóg się rodzi Moc truchleje . .
Pasterka się rozpoczęła.
Opustoszał kościół. Zgasły e- statnie świece na ołtarzu. Zapa
nował półmrok, tylko m alutkie czerwone światełko wiecznej lam pki rozświetlało mroczne wnętrze, ukazując na podłodze zgubione przez wiejskie dziewczy
ny jabłka — te ostatnie ślady po
gańskich zwyczajów, których nie nie zdołało z m yśli ludu wykoree- nić.
„Kolędnicy“ Grafito O. Swobody.
Aleksander Brueckner
Fragment z „mitologii polskiej
O
bok Sobótek letnich występuje, acz mniej znacząco, zi
mowa kolęda, znowu z obcą nazwą łacińską, od kolend stycz
niowych; pożyczka to prastara, wszystkim Słowianom spoina. My kolędą nazywam;’' pieśni śpiewane w Boże Narodzenie i dar;' rozda
wane młodzieży. Pierwotne „kolę
dy“ nie zawierały nic tyczącego się święta chrześcijańskiego, sła
w iły szczodrość gospodarstwa, które raczyło kolędników i życzy
ły powodzenia rodzinie, obfitych urodzajów w oborze, w sadzie i na polu; dopiero z czasem wplą
tały się w kolędy, całkiem świec
kie, owe religijne zwroty o pa-
| stuszkach, szopce i Betlejem, zna
ne już od X V wieku, chociaż pier- j wotniejsze długo jeszcze przetrwa I ły. Skupiało się tu wiele przesą-
j
dów, więc w „Sejmie piekielnym“i Rogalec, czarownik, cieszy się, że wtenczas różnych pokarmów na-
| działają,
K tórych wprzód i koniom, krow om , świniom udzielają, Wodzą bydło, konie, krowy w izbie po ko lęd zie. . . W ilk a wtenczas zakazują wspominać czeladzi, A potem pod m łyn po wodę czeladź w ysyłają, Rozkazawszy, niechaj w zębach podołki trzym ają.
W skok przypadłszy na oborę, będą kropić krow y, Podołki co w zębach m ie li w łożą zaś na głowy.
kami; gra w kostki (i karty) a na
wet obkradywanie się na próbo
wanie szczęścia — w „Sejmie“
czytamy:
Jeszcze liczniejsze były przesą
dy, które nic już pogańskiego w sobie nie miały. Wzajemne obda
rowywanie się i obsyłanie podar-
Jedn] się pow inni upić, drudzy k a rty grają.
N iektórzy w cudzych komorach fo rtu n y szukają.
Na „gody“ płacono też wszelkie długi i przykry bywał to termin.
Potrawy obrzędowe noszą na Rusi i Bałkanie osobliwe nazwy, z których jednak kucia, kutia (pszenica z makiem w miodzie) z greckiego poszła (?) jak i koliwo (to na pewno), podobna; obie po
traw y i przy stypie za umarłych podawano, i do cerkwi przynoszo
no. Ścisły post, wieczerzanie po ukazaniu się gwiazdy, ścielenie
■iam na stole itd. — to wszystko
praktyki chrześcijańskie, pogań
skie było palenie kłody w ig ilij
nej (bachjaka, od bachi — w igilii albo bożyca), z której popiół i wę
gle dla urodzaju w stajni i radzie rozrzucano. Zachodnia 1 wschod
nia Słowiańszczyzna nie znają je
dnak tego obrzędu, ogólnego na zachodzie u Germanów i Rumu
nów, który od nich do Serbów i Kroatów na Bałkan zawędrował.
W obchodzie z zabawami tj. tań oonsi, maskami, pieśniami^ wróżą
cymi przyszły urodzaj, uczestni
czyli wszyscy; z czasem za chrze
ścijaństwa przypadło to na mło
dzież i dziatwę, krążącą po do
mach, liczącą na „szczodry wie
czór“. Udzielano kolędy jej i księ
dzu z klechą, którzy odwiedzali parafian, ksiądz i klecha kropili, święcili, kolędnicy śpiewali i „ig
ra li“, poprzebierani (chłopcy, bo dziewcząt nie dopuszczano) za ko
biety i zwierzęta, a bywało, źe i różne partie kolędujących się spo
tykały i obijały, tak że synod po
znański z r. 1420 wyraźnie zaka
zał nocnego kolędowania dla o- wych bitek, zabójstw nawet i kra dzieży. Wszelkie zimowe igrzyska ściągnęło chrześcijaństwo do pew
nych dni świątecznych a przez przymusowe narzucanie postu wielkiego, przed którym w mięso
pust szaleć nie dozwalano, przer
wano doszczętnie jednostajny ciąg dni, wyodrębniając z nich te a nie inne.
Jak „kolędy“ bez pierwiastków chrześcijańskich wyglądały, może pouczyć skomponowana okeło r.
1615 „kolęda chłopska“, która za
czyna od życzeń pobożnych przy wzywaniu imienia boskiego a kończy:
D aro w ał nas P an gospodarz Bardzo hojnie I przystojnie, Choć onacznie, Przecię baczniej Łasztem sieczki;
Cetnar brzeczki, D ym u komin, Żółtych słonin, Kiełhaśuice I jątrznice.
Wszyscy pejsem Pod tym cbyzem Boga proście, Niech mu roście N a mięsz pani, K onie w stajni, N a oborze I w komora«*,
Wszystko szumno, W ie lk ie gumno, Stogi, brogi, Jako rogi Stoją wszędzie Dobrze będzie A m en (!) *)■
Kolędy nie uosobniono jak rusa- lji i tylko w uczonych baśniach X V I I wieku prawiono o niebywa
łym bóstwie tej nazwy. Niewąt
pliwie obchodzili pogardę tę dobę i n,a własne obchody przenieś)!
nazwę świąt, na Bałkanie (jak całym świecie rzymskim) gwarno i tłumnie odprawianych, a przez kościół daremnie potępianych —1 w końcu więc uświęcił je kościół, podstawiając Chrystusa i Trzech K róli zamiast, Słońca. Cała ta do
ba od w ilii do Trzech Króli, jest świąteczna, nic sie w niej nie ro
bi, a zarazem najskuteczniejsza i najobfitsza we wszelakie wróż
by, gospodarcze (na urodzaj przy
szły), miłosne (które dziewczyny wydadzą się), ogólnej treści (P j śmierci itp.); wyliczanie ich ni®
miałoby celu, bo powtarzają się * drobnymi odmianami po cał«l Europie.
Nie zapominają w tym czasie 0 bydle, sadzie, ulach; z każdej per traw y przeznaczają coś i dla by
dła (to jego kolęda) a i drzewo«*
owocowym (np. opasywaniem sło
mą wigilijną) i ulom nie przepu
szczają. Wróżą też z wieprza, któ
rego zabijają, z posoki obficiej luj*
mniej płynącej, z części różnych ltd.; liczne do naszych podobn®
sposoby wróżenia podaje A. Bog
danowicz w książce, z której wis
ie korzystałem, „Przeżytki daw
nego poglądu na świat u BiałorU' sów“, Grodno, 1895 (po rosyjsku!
stron 82—90.
•) Dla nleznającego starej polszcżf.
zny. J ą trz m ic e — to samo co k ie ib a W c h y z — chałupa, dom; p e ze m — c h i' H e m ; t o m ię s z ro ś c ie — n ie c h g rtio * je; m ią s z y — g r u b y ; A m e n p s u je , r wiersz, j a k S owo Boga proście.
NE 51 (ŚWIAT I ZYCIE) DODATEK TYGODNIOWY „D ZIEN N IKA ZACHODNIEGO"
aaaaaay
m
Pom nik Adama M ickiew icza w K rako w ie , w trakcie burzenia go przez Niemców. Widoczne ju ż zniszczenia na cokole pomnika.
A r c h iw u m f o t . „ D z ie n n ik a Z a c h .'1
P ro f. d r J u lia n K rzy ża n o io s k i
Poeta w iecznie żyw y
(Ha 150 rocznicę urodzin Adama Mickiewicza)
E t â § J t J « a t * ç g 4 L # € ? f i » c A r #
Konsul nieistniejącej Rzeczypospolitej
n y M ic k ie w ic z o w i sposób spędzali życie, n a w e t w Polsce p ie rw s z e j p o ło w y ub ie głe go w ie k u b y ło w ie lu . Z n a ły ic h doskonale ra p o rty p o lic y jn e e p o k i „ś w ię te g o p rz y m ie rz a “ i czasów o g ó ln o e u ro p e j
skiego w rz e n ia re w o lu c y jn e g o , w y ła d o w a n e g o w „w io ś n ie l u d ó w “ . Z n a ły ic h ró w n ie dobrze k o szary i w ię z ie n ia ówczesne. B y w a li w ś ró d n ic h lu d z ie w ie lc y i lu d z ie m a li. M ic k ie w ic z zaś, n a leżący do pie rw s z y c h , nie b y ł je d n a k w y ją tk ie m a p rz y n a jm n ie j w ie lk o ś ć je go nie zawsze daje się m ie rz y ć m ia rą jego w ie lk ic h r ó - w ie ś n y c h . G dzie w ięc je j szukać?
Częściowo w ła ś n ie w ow ej w ie . rze współczesnych, w y s tę p u ją c e j b a rd z o w y ra ź n ie , gdy na szkico
w ane p o prze dnio ogólne ra m y ż y cia p o e ty w y p e łn ić fa k ta m i. Po
ko le n ie , do k tó re g o M ic k ie w ic z na leżał, n ie ła tw o u m ia ło re z y gnować. Jego p rz e d s ta w ic ie le n a j
w y b itn ie js i n ie d a w a li się ła m a ć prze ciw n ościom ; n a m ię tn ie w ie l
biąc w olność, p o s z u k iw a li je j i
Bojow nik o wolność n urottów U M ic k ie w ic z a , dostrzega się
je d n a k coś in ne go jeszcze. Jego m o d litw ę o „w o jn ę pow szechną za w o lno ść lu d ó w “ p o w ta rz a ły t y siące je go c z y te ln ik ó w we w s z y s tk ic h k ra ja c h e u ro p e js k ic h , n ie w ie lu je d n a k w ś ró d ró w ie ś n ik ó w jego, n a w e t n a jw ię k s z y c h , w y c ią gało z n ie j ta k nieu bła ga ne w n io s k i, ja k o n to c z y n ił. B o jo w n ic y w o ln o ś c i w je go p o k o le n iu szu
k a li je j i w a lc z y li o n ią , ja k w ie m y , p o d ró ż n y m i sztan dara m i, nie m a i zawsze je d n a k b y ły to sztan
d a ry ja k ie jś o k re ś lo n e j g ru p y społecznej, ja kie g o ś na ro d u . R zad
k o t y lk o ic h o b ro ń c y z d a w a li so
bie s p ra w ę z tego, że sam a ilość s z ta n d a ró w do w o dzi, iż w io d ą one k u w o ln o ś c i c zło w ie ka , k u w o ln e j ludzkości.
W id z ia ł to i ro z u m ia ł w ła ś n ie M ic k ie w ic z i to n a całe la ta przed o b ję c ie m re d a k to rs tw a „ T r y b u n y L u d ó w “ i rz u c e n ie m n a p a p ie r wcześniejszego od n ie j „S k ła d u zasad“ . W szak zasady te u s ta la ł ju ż w „K s ię g a c h n a ro d u i p ie l- g rz y m s tw a p o ls k ie g o “ , a w ię c w r. 1832, i ty m tłu m a c z y się fa k t, że bro szu ra ta s ta w a ła się p ro g ra m em w s z y s tk ic h narodów , w a lczących o zrzucenie ja rz m a n ie w o li, W p ra w d z ie na k a rta c h je j „ p ie lg r z y m i“ po lscy o trz y m y w a li m iejsce u p rz y w ile jo w a n e i
w a lc z y li o n ią bezustannie, choć
b y pod o s ta tn im i strzępa m i sztan
d a ró w . N ie w ie lu je d n a k b y ło w śró d n ic h ta k ic h , k tó rz y b y czy
n i l i to z ta k ą kon sekw encją, z ta k im uporem , ja k w ła ś n ie M ic k ie w ic z . R e d a k to r „P ie lg rz y m a P olskie go“ , p ro fe s o r lite r a t u r sło
w ia ń s k ic h w C ollege de France, o rg a n iz a to r le g io n u polskie go we W łoszech w r. 1848, re d a k to r
„ T r y b u n y L u d ó w “ , działacz wresz cie p o lity c z n y w T u r c ji, gdy zda
w a ło się, iż rozpoczął się zm ierzch po tę g i c a rs k ie j, zagrożonej przez w o jn ę k ry m s k ą — oto ła ńcu ch d z ia ła ń M ic k ie w ic z a , p o d e jm o w a n y c h ja k o eta py w a lk i z nie w o lą , ja k o dalszy ciąg a k c ji re w o lu c y j
ne j, wszczętej przez po w stan ie l i stopadowe i s tłu m io n e j w ra z z je go u p a d k ie m . W po d o b n y sposób w a lc z y li ró w n ie ż in n i, rzad ko je d n a k w a lk a ic h b y ła ta k d łu g o fa lo w a , ta k k o n s e k w e n tn a i u p o r
czywa, ja k w y s tą p ie n ia M ic k ie w i
cza. I to je s t pierw sza cecha, w y suw ają ca go przed szereg b o jo w n ik ó w w o ln o ś c i w jego p o koleniu.
ro z le g a ły się tu hasła, k tó re m o g ły stać się p u n k te m w y jś c ia d la b u d o w y system ów n a c jo n a lis ty c z nych, nad ty m w s z y s tk im je d n a k g ó ro w a ło głęb okie prześw iadcze
nie o w a rto ś c i id e a łó w , k tó re w h is to r ii up ow szechn iła re w o lu c ja fra n c u s k a , a k tó re , po w y k o rz e n ie n iu te n d e n c y j m o n a rc b is ty c z - n ych , m ia ły p rzyn ie ść w y z w o le n ie całej lu d z k o ś c i. P o g lą d y i te i późniejsze s p ra w iły , iż cło M ic k ie w ic z a n a w ią z y w a li chętnie p ó ź n ie js i m y ś lic ie le s o cja listyczn i, u p a tru ją c w n im swego poprzed
n ik a , ja k k o lw ie k re d a k to r „ T r y b u n y L u d ó w “ w y z n a w a ł p rz e k o na nia, k tó r y c h część ty lk o m ia ła w e jść do system u m y ś li s o c ja li
styczne j. P o k re w ie ń s tw a te je d n a k s ta n o w ią n a jle p s z y dow ód powszechności m y ś li M ic k ie w ic z a i świadczą, ja k ba rdzo b y ła ona nowoczesna.
M ic k ie w ic z o w s k a droga do w o l
ności n ie zawsze u m ia ła o m ija ć m anow ce, ń a k tó re , ściągało ją ż y cie. Zw łaszcza że poeta p o lity k ie m za w o d o w y m n ie b y ł, a c a ły m ser
cem z w ią z a ł się ze spra w ą , k tó r e j p o lity k a ówczesna n ig d y jasno p o s ta w ić n ie ch cia ła , ze spra w ą P o ls k i, i że z c a ły m p rz e k o n a n ie m o d rz u c a ł te zasady, k tó r y m p o li
ty k a ow a h o łd o w a ła . O w e zbocze
n ia i o d c h y le n ia , na da nym tle
S
zeroko ro z ro s ły się lip y , sadzone prze d la ty pięćd zie
się ciu po w s ia c h i m ia steczkach p o ls k ic h , dla u p a m ię t
n ie n ia setnej ro c z n ic y u ro d z in A d a m a M ic k ie w ic z a . Sadząc w r. 1898 m ło d e d rz e w in y , lu d z ie p o k o le n ia ówczesnego p ra g n ę li n a jp ro ś c ie j i n a jtr w a le j w y ra z ić sw ą m iło ś ć i sw ó j p o d z iw dla poe
ty , któ re g o w ie lk o ś ć d z is ia j od
s ła n ia się n a m da le ko szerzej i p e łn ie j, a n iż e li to b y ło prze d p ó ł
w ie k ie m . Ś w iadczą o n ie j p o m n ik i na placach w ie lk ic h s to lic e u ro p e js k ic h , w y m o w n ie j jeszcze p ra w ią o n ie j dzieła jego, u d o
stępnione w n o w y c h prze kła d a ch tam , gdzie je d y n ie im ię jego b y ło znane ze słyszenia. U s iłu ją ją ukazać obchody i uroczystości, urządzane wszędzie tam , gdzie ro z b rz m ie w a m ow a polska. A sko r c ta k , to ra z jeszcze narzuca się p y ta n ie , na k tó r e od la t s tu od
p o w ia d a n o w ie lo k ro tn ie i n a jro z - m a ic ie j: w czym t k w i is to ta w ie l
k o ś c i M ic k ie w ic z a ?
P o e tó w lu dzko ść c zciła od cza
sów p ra d a w n y c h , w ie lb iła ic h ja k u m ia ła , p o d z iw ia ją c ic h często ja k o n a tc h n io n y c h p ro ro k ó w , ja s n o w id z ó w , w ieszczów , p rz e n ik a ją cych w z ro k ie m ta je m n ice , z a k ry te oczom lu d z k im . Spoglądano w te n od w ie czny sposób i na A d a m a M ic k ie w ic z a , d o p a tru ją c się w n im wieszcza narodow ego, ja k k o lw ie k dośw iadczenia s tu le tn ie je go p rz e p o w ie d n i p o lity c z n y c h n ie s p ra w d z iły , i ja k k o lw ie k po
d z iw dla genialnego poety w y s tę p o w a ł i w y s tę p u je n ie ty lk o u nas, ale i u n a ro d ó w in n y c h , któ- nasze s p ra w y i tro s k i narodow e są obce. I w ła ś n ie dlatego n ie po
dobna zad ow olić się od po w ie d zia m i na ow o p y ta n ie , w czym t k w i i na czym polega p ra w d z iw a w ie l kość M ic k ie w ic z a .
M itr* w y M e s x f a l * i ż y c i a P odziw , k tó ry m ludzkość o ta cza w ie lk ic h poetów , s p ra w ia ł, iż d o koła ich życia o p la ta się za
z w y c z a j ja k a ś legenda, ota czają
ca ic h n im b e m na dzw yczajności, n ie m a l cudow ności. T a k stało się i z M ic k ie w ic z e m , k tó re g o życie is to tn ie toczyło się po szlakach rz a d k o w d zie ja ch oglądanych.
M ło dzie niec, pochodzący ze śro d o w is k a m ałom ia ste czkow eg o, za
w d z ię c z a ją c y w szystko, co osią
gnął, w ła s n y m zdolnościom i życz liw o ś c i lu d z k ie j, n ie m a l na p r o gu życia sta ł się „c a rs k ie j o fia rą prz e m o c y “ . U w ię z io n y i skazany na w y g n a n ie za u d z ia ł w p o d z ie m n y m sto w a rz y s z e n iu stud enc
k im , od m łodości w k ra c z a ł na d ro g i h is to rii. P rz y g o to w y w a ło go do n ic h W iln o , w p ro w a d z a ł na
n ie zaś p o b y t w R o sji, gdzie w ś ró d o ko liczn ości dla nas d o tą d n ie c a ł
k ie m ja snych , do strze gł p o ra z p ierw szy, ja k n a s k rz y ż o w a n iu p o lit y k i m o c a rs tw o w e j z dą żno
ściam i re w o lu c y jn y m i, tw o rz ą się nowoczesne dzieje eu rop ejskie. To też, gd y po opuszczeniu im p e riu m c a ró w zna la zł się w E u ro p ie za
c h o d n ie j, w e F ra n c ji, w rą c e j in te n s y w n y m życie m z b io ro w y m , rz u c ił się w n u r t d z ia ła ln o ś c i p o lity c z n e j, b y zakończyć ją po la tach przeszło d w u d z ie s tu w K o n s ta n ty n o p o lu , gdzie sp o tk a ła go śm ierć przedw czesna. Taki t r y b życia obcy b y ł hre c z k o s ie jo m p o l
s k im o w e j e p oki, ty m z n ic h n a w e t, k tó r z y na w o jen ce d a le k ie j z w ie d z ili k a w a ł ś w iata. Z ty m w s z y s tk im lu d z i, ¡którzy w p o d o b -
M
ożna bez przesady p o w ie dzieć, że d o p ie ro w o jn a 1914 ro k u p rz e rw a ła o statecznie w ie k X I X , k tó r y d łu ż y ł się i d łu ż y ł — i ja k b y p rz e trw a ł k ilk a n a ś c ie la t d łu ż e j, n iż m u b y ło sądzone. W k a ż d y m ra z ie p rz e tr w a ła jego atm osfe ra — a w id a ć to b y ło w y ra ź n ie j w P aryżu , n iż g d z ie k o lw ie k na świecie.
P o la k, p rz y je ż d ż a ją c y nad S ek
wanę, m u s ia ł oczyw iście m e ld o w a ć się w p re fe k tu rz e p o lic ji. J e ś li m ia ł p a p ie ry w po rząd ku, spo
ty k a ła go p rz y k ro ś ć zapisania w ru b ry c e p o dd an ych p ru s k ic h car s k ic h czy a u s tria c k ic h i nic nie p o m a g a ły żadne persw azje, ż ad
ne p o w ó ły w a n ia na u c h w a ły k o n gresu w iede ńskieg o, zachow ując p ra w n e po ję cie narodow ości p o l
s k ie j. O ile je d n a k n ie m ia ł pasz
p o rtu — a je ź d z iło się wówczas sw o bo dnie przez w s z y s tk ie g r a n i
ce E u ro p y zach od nie j — u rz ę d n ik fra n c u s k i w y m a w ia ł je d n o je d y ne n a z w is k o : M o n s ie u r M ik ie - w is z — trz e b a b y ło p rzyn ie ść lis t p o le ca ją cy od pana W ła d y s ła w a M ic k ie w ic z a , syna p o e ty — a te go ro d z a ju pism o sta w a ło się g ło j tem żelaznym i d a w a ło możność pozostania we F ra n c ji.
A ż do ro k u 1914 b y ły w P a r y żu t y lk o tr z y in s ty tu c je po płcie
— B ib lio te k a p rz y Q u a i d ‘ O rlé ans, na w ysp ie, p r z y tu łe k na B a - tig n o la c h , gdzie ongiś z m a rł N o r- w jcł — i p a ra fia p rz y u lic y St.
Honore. D y re k to re m B ib lio te k i P o ls k ie j, należącej do K r a k o w - s k ie j A k a d e m ii U m ie ję tn o ś c i, b y ł W ła d y s ła w M ic k ie w ic z . P e łn ił on
de facto funkcje konsula nie ist
niejącej Rzeczypospolitej Poi skiej, opiekował się rodakami wprowadzał do różnych instytu
cji naukowych i społecznych — a że miał ogromne stosunki i był obywatelem francuskim, siłą rze
czy odgrywał rolę pierwszego Po
laka w Paryżu. Toteż każdy nie
mal przybysz z Polski uważał za swój obowiązek złożenie w izy ty nestorowi kolonii polskiej w Paryżu. Jedni szli do Biblioteki
— by przy okazji zobaczyć małe muzeum Adama Mickiewicza, które pan Władysław tam uloki, wał — inni szli de jego mieszka
nia przy ulicy Guenegaud numer piąty — było bowiem wiadomo, że każdy Polak miłe tam był w i
dziany w poniedziałki po ósmej wieczorem.
Syn w ie lk ie g o o jc a
Pan Władysław Mickiewicz miał wygląd patriarchy — wysokiego wzrostu, 3 gęstą, białą bro
dą i bujną, długą, siwą czupryną.
Gościnny był, rozmowny, sypał anegdotami historycznymi, jak z rękawa i lubił nade wszystko wspominać swego genialnego oj
ca. M ów ił biegle po polsku z cha
rakterystycznym francuskim ak
centem, wymawiając „u“ zamiast
„r . Człowiek ten był istną skarb mcą wiadomości z ubiegłego w ie
ku. Zycie swoje poświęcił stu.
diom nad twórczością Adama i biografią poety, wydał kilka dzieł na ten temat, a działalność swoją zaczynał ja k o księgarz. Sięgał
pamięcią własną do 1850 roku i dalej wstecz, dzięki nagroma
dzonym materiałom mickiewi
czowskim. Daleka przeszłość by
ła w jego oczach czymś bardzo bliskim, niemal że wczorajszym Znał osobiście bodajże wszyst-
h is to ry c z n y m zup ełnie z ro z u m ia łe, czynią z M ic k ie w ic z a postać wysoce tragiczną , znaczenie ic h je d n a k m a le je i n a w e t zaciera się, gd y się zw aży na całość p rz e b y te j przezeń d ro g i i na og rom w y s iłk u , w łożonego w po kon an ie tru d n o ści, w k tó re na k a żd ym s w y m za k rę cie o b fito w a ła , choć na k a żd ym o tw ie ra ła rozległe w id o k i na p rz y szłość.
G e n i a l n y p o e i n A je d n a k c a ły tru d M ic k ie w i- cza-działącza nie w y d a w a łb y się czym ś ta k w y ją tk o w y m , g d y b y
Z pom nika M ickiew icza w Warsza
wie, ocalała ty lk o głowa Wieszcza.
F o t. ,,K a le n d a r z W a rs z a w s k i 1946'*
ten, co go p o d ją ł, b y ł ty lk o bo
jo w n ik ie m w olno ści, re d a k to re m pism re w o lu c y jn y c h , o rg a n iz a to re m w o js k o w y m czy profesorem , głoszącym hasła w olnościow e.
P od ob nych lu d z i p o k o le n ie ó w czesne zna ło w ś ró d F ra n cu zó w , Rosjan, W łoch ów , P olakó w . W ie l
kość M ic k ie w ic z a polega na tym , że b o jo w n ik 'w o ln o ś c i b y ł ró w n o cześnie g e n ia ln y m poetą, uzna
n y m z m ie jsca n ie m a l w Polsce, a ry c h ło p o d z iw ia n y , choćby ze s ły szenia ty lk o , ró w n ie ż poza je j obrębem , zwłaszcza w R o s ji i F ra n c ji.
N a z w a n ie zaś M ic k ie w ic z a ge
n ia ln y m poetą — to nie p u s ty f r a zes. Poeci, p o z b a w ie n i geniuszu, ry c h ło id ą w zap om n ien ie u sw o
ich , rz a d k o zaś d o c ie ra ją do ob
cych, jeszcze zaś rz a d z ie j w z b u d z a ją u n ic h stałe uznanie. S tu lecie zaś o sta tn ie dow odzi, iż za
in te reso w an ie M ic k ie w ic z e m w św iecie poza p o ls k im n ie ty lk o nie słabnie, ale w rę c z p rz e c iw n ie — stale rośnie. M ic k ie w ic z n a le ż y do rzęd u k la s y k ó w , p isa rzy, k tó ry c h p rz e k ła d a się w c ią ż n a now o, k t ó rego dzieła i k tó re g o życie budzą stale zainteresow anie. Poeta, k tó r y tw o rz y ć p rz e s ta ł bardzo wcześ
nie, je s t poetą ż y w y m , d zie ła jego
kich wybitnych ludzi ostatniego sześćdziesięciolecia Mówi! o nieb chętnie. W salonie jego mieszka
nia na trzecim p.ętrze starego, dość ponurego domu, obok Sek
wany i gmachu Mennicy, zbiera- (Dokończenie na stronie 4)
p o cią gają c z y te ln ik ó w , do k tó ry c h nie p rz e m a w ia to w szystko, czym M ic k ie w ic z c z a ro w a ł i c z a ru je c z y te ln ik a polskiego, poddającego się c h o ć b y sam em u c z a ro w i m o w y p o e ty c k ie j „D z ia d ó w “ czy „P a n a Tadeusza“ . Na czymże w ię c p o lega u ro k poezji M ic k ie w ic z o w sk ie j, d z ia ła ją c y ró w n ie ż na c z y te ln ik a , k tó r y o trz y m u je dzieło poety, po zbaw ione ty c h w szyst
k ic h u ro k ó w , co w ią ż ą się n ie ro z łącznie z sam ym d ź w ię k ie m słów przezeń stw orzo nych ?
Ś w i a t o w y k / t i + t t h O dpow iedź na to p y ta n ie dać można, gd y się p a m ię ta zdanie samego M ic k ie w ic z a , gdyż ja k o tw ó rc a nie u z n a je on k ra jó w , k tó r y c h nie m a na m apie. M ic k ie w ic z m ia n o w ic ie , poeta, k tó r y w dzieła ch s w ych chę tnie w iedzie c z y te ln ik a w k r a in y , stw orzone przez zd u m ie w a ją co bogatą k r : - nę w y o b ra ź n i w ła s n e j, k ro ; r . w k tó r e j p a n u je fa n ta s ty k a . — je st re a lis tą n a jw y ż s z e j kla sy. W y tw o r y sw ej b u jn e j fa n ta z ji w id z i on ta k , ja k g d y b y b y ł ob serw atorem z ja w is k , p re c y z y jn ie dostrzega
n y c h w la b o ra to riu m na uk ow ym , czy p ra c o w n i m a la rs k ie j. D z ię k i te m u je s t rzeczą o b ojętną , czy p rz e d m io te m jego w iz ji p o e ty c k ie j są z ja w y , opisyw a ne w pieśniach lu d o w y c h , czy w y d a rz e n ia , znane z k r o n ik ś red niow iecznych , czy w s p o m n ie n ia z życia własnego, czy ob razy przeszłości, oglądane oczym a dziecka, czy w iz je p rz y szłości, — w szystko to pod p ió re m M ic k ie w ic z a n a b ie ra p la s ty k i i w y ra z is to ś c i, k tó r ą p o d z iw ia m y w opisach n a u k o w y c h ‘ łu b na p łó tn a c h m a la rz y -re a lis tó w . I ta w ła ś n ie p la s ty k a , dająca się za
chow ać ró w n ie ż w ję z y k a c h ob
cych. szczególnie s iln ie zaś w y s tę p u ją c a dla czło w ie ka, czytającego M ic k ie w ic z a w o ry g in a le , działa ną każdego, k to bierze dzieła M ic k ie w ic z a w rę kę , i ona to w ła ś n ie spra w ia , iż a u to r ..Pana T ade u
sza“ z po ety polskie go p rz e k s z ta ł
ca się w k la s y k a św iatow e go : Do tego zaś p rz y łą c z a s.ie_ s p ra w a d ru ga . M ic k ie w ic z działacz i M ic k ie w ic z poeta — to je d n a i ta sam a osoba. S tąd c a ły żar p o li
ty c z n y , k t ó r y poecie p o z w o lił u trz y m a ć się na szla kach b o jo w n ik a w o ln o ś c i, p ro m ie n ie je w jego w iz ja c h p o e ty c k ic h . W szak Mac
k ie w ic z je s t tw ó rc ą je d y n e j w s w o im ro d z a ju po staci c z ło w ie k a - m ilio n a , je d n o s tk i, k tó r a w ż y c iu w ła s n y m p rz e ż y w a tra g e d ię g ru p y społecznej, do k tó r e j należy, postać K o n ra d a , b o jo w n ik a o te same s p ra w y , o k tó r e w a lc z y ł jego tw ó rc a . D z ię k i te m u w d zie ła ch M ic k ie w ic z a p a n u je k lim a t bo ha
te rs tw a społecznego i o n to w ła śnie s ta n o w i o ic h czystej a tm o sferze, p e łn e j w y m o w y dla ka ż
dego, k to ż y w o odczuw a swe z w ią z k i z g ru p ą społeczną, do k t ó re j należy.
I w ła ś n ie ta a tm o sfe ra s p ra w ia , iż M ic k ie w ic z je s t poetą n o w o czesnym i że św ięto jego je a t św iętem c z ło w ie k a dzisiejszego.
K rako w ski pom nik Wieszcza tuż przed zniszczeniem i w momencie w alenia jego górnej części. Foto
g r a f ie powiększone z m aleńkich, m igaw kow ych zdjęć, dokonanych z ukrycia. A r c h . f o t . „ D z . Z a c h .1*