• Nie Znaleziono Wyników

WIERZĘ W ŚWIĘTY KOŚCIÓŁ POWSZECHNY" (ciqg dalszy)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "WIERZĘ W ŚWIĘTY KOŚCIÓŁ POWSZECHNY" (ciqg dalszy)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

D o d a te k „ R o d z in y ” dla d zieci

Rok II____________ W a r s z a w a , 24. IX. 1961____________ Nr 39

„WIERZĘ W ŚWIĘTY KOŚCIÓŁ POWSZECHNY"

(ciqg dalszy)

Kościół czyli apostołow ie i ich następcy otrzym ali o d Pana Jezusa d ar nieom ylności w nauczaniu.

W to, że P an Jezus był nieom ylny w n auczaniu n ik t nie w ątpi; był przecież n ie tylko C złow iekiem , ale i Bogiem. Musiał je d n ak P an Jezus d a r ten dać ta k że sw oim następcom , jeżeli chciał, aby Jego n au k a p rz e trw a ła w szystkie czasy n ie n aru szo ­ na. Przecież tę naukę m ieli głosić ludzie; a ludzie są zaw sze omylni. G dyby uczniow ie P a n a Je zu sa i ich następcy nie posia­

dali d a ru nieom ylności, to skąd m ielibyśm y pew ność, że to, co n am głoszą, pochodzi od P ana Jezusa, że nie zostało to p rz e k rę ­ cone, zm ienione? P an Jezu s w iedział o tym . Dlatego, kiedy roz­

kazyw ał sw oim uczniom iść na cały św iat, to dodał: aby uczyli je d n ak tylko tego, co On nauczał. Oto słow a P a n a Jezu sa: „Idąc tedy nauczajcie w szystkie narody... nauczając je zachow yw ać w szystko, cokolw iek w am p rzykazałem ." A jako gw arancję, jako zapew nienie, że d aje im p rzyw ileje nieom ylności w n a u ­ czaniu, dal P an Jezus zaraz po tych słow ach n astęp u jące za­

pew nienie: „A oto ja jestem z w am i po w szystkie dni, aż do skończenia św ia ta (Mt. 28, 20). Ja k b y chciał P an Jezus pow ie­

dzieć: g w aran c ją, że głosić będziecie m oją naukę, będzie to, że ja z w am i pozostanę i to po w szystkie dni. O tym . że uczniow ie P ana Jezusa i ich n astępcy otrzym ali d a r nieom ylnego nauczania św iadczą jeszcze inne słow a P ana Jezusa: „K to uw ierzy (nauce przez nas głoszonej) i ochrzci się. zbaw ion będzie, a kto nie u- w ierzy. będzie potępiony" (Mk. 16, 16). Jeżeli P an Jezus grozi, że

(2)

na w ieki się potępi ten, kto nie przyjmie nauki Jego Kościoła, to znaczy, że ta nauka musi być prawdziwa i nieom ylna. Aposto­

łow ie tak byli przekonani, że to, co głoszą, jest nieomylne, że św. Paw eł w Liście do Galatów pisze: „a choćby... nawet anioł z nieba głosił wam coś ponadto, cośmy wam głosili, niech bę­

dzie przeklęty." Dlaczego? — bo mówi, że jest apostołem nie przez ludzi wybranym, ale przez samego Jezusa Chrystusa (Gal.

1. 8). KS. E. K.

JOZEF BARANOWSKI

A w teczkach skarby św iata

W iew iórki p rzy ku c n ęły na wiotkich gałązkach I zaśmiewa się wróbli ciekawska gromada, Jak za łobuziakami wiatr w podskokach pląsa I do pobliskiej szkoły p ark iem odprowadza.

Dawno poszły w niepamięć lody i lizaki, I bieganiny po trawie na udrękę stróża.

W rzesień już. Pierwsze liście zwiędłe, niby p tak iem Kołują, i p rze kw ita zapomniana róża.

I nagle w park u ty lko w iatr i krople deszczu.

Na ścieżkach arcyważne po sk akankach wzory...

Wśród kolorowych szkiełek — d rze w k a szelszcząc Przypominają, ry chłe jesienne wieczory.

A ż dudni w korytarzach od szkoln ej gromady.

Od „ach" i „och“ z klas p erw szy ch radosnych okr zyk ó w , A szklanych wazonikach postrzębione kwiaty.

Potem ju ż ty lko szelest książek i zeszytów.

Kasztan, stary em e ryt zagląda do okien J a k b y po szu m e m liści pragnął spłoszyć lekcję.

W spomin ają c ogniska nad leśnym poto kiem I rozśpiewane lipcem w ę d ró w k i harcerskie.

Lecz coraz to ciekawsze są stronice książek

l tak p rzy je m n ie pachną św ieży m , drobny m drukiem, Gdy myśl w bastiony wiedzy ja k św id er się w drąży I zdobyw a w mozole okopy nauki.

W czesnym rankiem w r ześn io w ym przez miasto wesołe, A w teczkach sk arby świata z wysp zaczarowanych...

Niczym ten w a żniak d u m n ie spieszy do sw ej szkoły, Przez deszcz szumią cy liści i wiatr rozśpiewany.

(3)

BOHATERZY WESTERPLATTE

M

ajo r w ezw ał do siebie k apitana D ąbrow skiego i porucz- n ika G rodeckiego

Bezdzw ięcznym i z ła m a n y m głosem za k o m u n i k o w a ł im s w o je o s t a tn i e na w o ln o ści p o s t a n o w i e n i e

Słuchacze zam ilkli. B untow ali się w sobie. Chcieli się bro ­ nić. chociaż doskonale rozum ieli sw oją sytuację

W sch ro n ie odezw ał się brzęczyk telefonu. M ajor uniósł słuchaw kę. S łuchał i coraz b ardziej bladł... O dłożył słuchaw kę n a w idełki i spoglądając n a m ilczących tow arzyszy, rzekł p ół- głosem:

— C horąży G ryczm an zam eldow ał, ze niem ieckie m iotacze płom ieni przeszły do akcji. P o d p ala ją jeden schron po d ru ­ gim.

O brońcy błysnaw icznie ocenili grozę sytuacji.

M ajor spojrzał n a tw a rz e oficerow . P rzeszedł się po ciasnym schronie, zaw ołał łącznika i polecił zw ołać na odpraw ę w szystkich oficerow i podoficerow.

W ezw ani w net się staw ili. M ajor z tru d em przełk n ął ślinę, spojrzał na zebranych i z głębokim bólem pow iedział:

— Z arządzam k apitulację. Dalszą bow iem obronę uw ażam za bezcelow ą Wy ra żam w am . w ierni tow arzysze broni, n a j- w yzsze uznanie w im ieniu całego narodu oraz w im ieniu w łasnym za dobrze spełniony obow iązek żołnierski, a poleg­

łym na polu chw ały — w ieczna cześć i chw ała

M ajor m ów ił z w ielkim trudem . Słow a r w a ły mu się. Był bardzo blady. K rople potu w ystąp iły mu na w ym ęczoną tw arz.

W oczach zabłysły łzy

Przy o statnich słow ach podniósł drżącą rekę do daszka czapki

Z ebrani oniem ieli z w rażenia. J a k to? M ają iść do niew oli?

P r zecież to nie o n i, ale N iem cy prosili k ilk a k ro tn ie o p rz e rw a ­ nie ognia. To Niem cy, a nie oni cofali się po każdym n a ta r­

ciu... I te ra z m a ją oddać w ręce niep rzy jaciela ich ukoch ane W esterplatte?...

M ajor opuścił ręk ę i zakom enderow ał:

— Rozejść się i w ykonać rozkaz! — i w yszedł do dyżurki te ­ legraficznej.

Z ebrani nie wyszli. S tali jeszcze ja k iś czas, bo w sercach ich w ezb rała bezgraniczna rozpacz T eraz dopiero po siedm iu dniach w alki nerw y w ypow iedziały posłuszeństw o. K ilku za­

płakało głośno K apitan D ąbrow ski ze zden erw o w an ia n ie m ógł

(4)

zap alić papierosa. Ł a m ał je d n ą zapałkę po d rugiej W reszcie rzucił papierosa i odw róciw szy się do ściany zakrył oczy

Z zew n ątrz słych a ć było rozkaz m ajo ra, który polecił zało­

dze dw ójki w yw iesić białą p łachtę i krzyknąć w stro n ę k a n a ­ łu. ze dow ódca W esterp latte postanow ił rozpocząć układy

Jeden z żołnierzy słysząc rozkaz swego przełożonego siadł na skrzyni z am u n icja i zaczął szlochać ja k m ałe dziecko.

P ozycje niem ieckie szybko dojrzały b iałą płachtę na schro­

nie nr II N aty ch m iast zaprzestały ognia I oni m ieli ju ż do­

syć tej straszn ej, zagadkow ej w alki

Po polskiej stro n ie łącznicy biegali od b u n k ra do b u n k ra i podaw ali do w iadom ości rozkaz m ajora. Nikt z załogi n ie chciał słu c h ać o kap itu lacji. N ik t n ie chciał w ykonać rozkazu.

Długo oficerow ie i podoficerow ie n ie mogli przekonać swoich chłopców o słuszności decyzji dowó dcy W esterplatte, o tym , ze to je st rozkaz, a ten trze b a wykonać.

Z ałam ani, obdarci, zarośnięci żołn ierze W e ste rp latte ze w szystkich stro n schodzili się do b u n k ra dowódcy. W yglądali strasznie. Ledw o pow łoczyli nogam i, ręce obw isły im w zdłu ż ciała, jakby oprócz k a ra b in u dźw igały ciężar tego strasznego tygodnia,

*

M ajor S ucharski w to w arz y stw ie tłu m acza ogniom istrza Piotrow skiego i S trzelca A niołka, z b ia łymi opaskam i na r ę ­ kaw ie, jako p a rla m e n ta r i usz szedł w stro n ę pozycji niem iec­

kich. Idąc patrzy li w ziem ię Szli przecież oddać w ręce nie­

m ieckie W esterplatte...

W m om encie gdy m a jo r S ucharski w tow arzystw ie asysty doszedł do niem ieckich pozycji, niespodziew anie spoza zasło­

ny krzaków w ypadli esesm ani i gdańska niem iecka policja (Schutzpolitzei) S zarpiąc i popychając zdarli z nich zakurzone, po d arte płaszcze, w b ru ta ln y sposób rozbroili, zabrali w szyst­

kie dokum enty i odznaki.

W to w arzy stw ie esesm anów szli w srod pogróżek i w rogich okrzyków .

Na drodze ukazało się niem ieckie dow ództw o sztabow e na czele z generałem E b erh ard te m

G en erał p opatrzył n a po lsk ich b o h a te r ó w , unió sł d ło n do czapki i zasalutow ał.

(5)

— Czy do k ap itu la cji zm usiło w as dzisiejsze b o m b ard o w a­

nie? — zapytał z zaciekaw ieniem

— Nie. N ata rcie zostało o d p arte — z dum ą w głosie odpo­

w iedział m ajor.

— Co zatem było przyczyną k ap itu la cji?

(c. d. n.) E. PARWULSKI

POZNAJMY SIĘ

Lucynka Kapralska, 10, razem ze sw oją laleczką H a­

linką" przesyła serdeczne po- zdrow ienia dzieciom i czytei- nikom .Słoneczka” .

Rów nocześnie p o d a je s wój adres (Jastkow ice n /S an e m po w.

T arnobrzeg), gdyż chce ko r e s p o n d o w a ć n a rożne te m aty k o ­ legam i i koleżankam i w kraju .

Jestem w yznaw cą K ościoła P o lsk o k a to lickiego Czytam ..Sło­

n e c z k o ' i bardzo sie nim interesuje. C hciałem prosić re d a k cję ..Słoneczka" . a b y red a k cja podała mi im ię i n a z w isk o ja k ie ­ goś chłopca w m oim w ieku z p ara fii w arsza w sk iej. B ardzo będę się cieszył, gdy będę m iał koiegę z obcej p a r a fii ja jestem z k rakow skiej parafii.

Pamuła Kazimierz ucz kl IV. Swoszow ice, 24 pow

(6)

Droga Redakcjo

Na w stęp ie mego listu chcę poprosić Drogą R edakcję o za­

m ieszczenie mego adresu i zdje- ca w ..Słoneczku”, bo bardzo chciałbym naw iązać korespon­

d encję z koleżanką lub kolegami z rożnych stron Polski i zagra­

nicy. którzy piszą i czytają w ję ­ zyku polskim .

Mam lat 17. chodzę do Z asa­

dniczej Szkoły M etalow ej w G rudziądzu K orespondencję na­

w iążę n a różne te m aty Jestem stałym czytelnikiem ..Słonecz­

ka" i bardzo ch ętn ie czytam .Ro- dzinę", w któ rej je s t bardzo du­

żo o naszych p ara fia ch w Pol­

sce i zagranicą.

Mój adres: CZARNECKI ED­

WARD, GRUDZIĄDZ ul. 15-go G rudnia 3.

Szanowna Redakcjo

B ardzo dziękuję za piękna na­

grodę, k tó rą przyjęłam z zado­

w oleniem W zbudziła ona we m n ie w iększą chęć czytania pism katolickich W dow ód w dzięcz­

ności zachęcam koleżanki i ko- legów do czytania „R odziny“. a ja tym bardziej będę sta łą czy­

telniczką i ty m będę chciała w y­

razie wdzięczność.

Dla re d a k c ji „Słoneczka"

przesyłam serdeczne pozdrow ie­

nia oraz d la w szystkich duszpas­

terzy Kościoła Polskokatolickiego.

Za pośrednictw em ..Słonecz­

ka" przesyłam sw oja podobiznę, gdyż chcę n aw iązać koresponden­

cję z koleżankam i i kolegam i w Polsce

CIN A L JAD W IGA, ucz. kl. III la t 10. W IEPRZ 426. pow W ado­

w ice

*

(7)

T R E N I N G

P

Na zdjęciu w idzicie syl w etki dziesięciu sp o rto w ­ ców tren u jący c h każdy w sw ojej dyscyplinie. Ale w ja k ie j? Na tym w łaśnie po- lega zagadka, aby po przyj- r zeniu się poszczególnym sylw etkom odpow iedzieć ja k i rodzaj sportu u p raw ia każdy z przedstaw ionych

sportow ców .

W

O dpow iedzi należy przy­

syłać do red a k cji „Rodzi­

ny" w ciągu dwóch tygodni od daty u k az an ia się tego n u m e ru „Słoneczka", dopi­

sując na kopercie „TRE­

NING".

M iędzy autorów p ra w i­

dłow ych odpow iedzi zosta­

ną rozlosow ane p ięk n e i ciekaw e książki m łodzieżo­

we.

T R E N

N

G

(8)

NA G R O D Z E NI

Nagrodzeni za konkurs spostrzegawczości „Oko“ nagrody drogą losowania otrzymują:

Pogorzelska B arbara, Pniawa, ul. P oznańska 2/3, pow. S zam o­

tuły, woj. P oznań. Rafacz S tanisław , Jaworzno, O siedle stale bl.

42/12. Ju rk iew ic z R om an, Pruszcz Gdański, ul. C hopina 201 5.

Jedynak W iesław . Szkoła Podstawowa w Hucisku, p -ta S tąp o r­

ków. pow. K ońskie, w oj. K ielce. W oźniak Janusz, Warszawa, ul. N oakow skiego 8 m 2. B rukw icki H enryk, Bydgoszcz, ul. So­

w ińskiego 10/2. P orzak Jerzy Lublin, ul. N arutow icza 35 m 1.

H ajd u ła S tanisław a, Bolesław , ul. C hm ielna 13, pow. Olkusz, woj. K raków .

Nagrody za logogryf obrazkowy „Ptaki" drogą losowania otrzymują:

M. U rbanow icz, Poznań, ul. C hraliszew o 73 m 3. Ż m uda Teresa, Kopanica, pow. W olsztyn, w oj. Poznań. E jbin A ndrzej. Wosow- skie, ul. D zierżonia 12. pow. S trzelce Opolskie. S taniszew ski Józef, Barlinek, ul. P ełczycka n r 1, pow. M yślibórz, woj. Szcze­

cin. Paszkiew icz K atarzyna. Krosno n/W isłokiem, ul. K rakow ska 31 b.

D O B R Y K S I Ę Ż Y C

Tylko Ewa gw iazdek nie ma, bo się księżyc na nią gniewa,

że pobiła lalki.

A gdy rano słonko wstaje dobry księżyc w inny ch krajach grzecznym dzieciom g w iazdki daje.

MAREK REGEL

Cytaty

Powiązane dokumenty

Augustyn w Toska­ nii piszący księgi o Trójcy Świętej, malowidło ścienne Zacha­ riasza Dzwonowskiego, druga ćwierć w.. Kazimierz, obraz wileński,

Kraków, kościół dominikanów, fragm ent fryzu podokapowego 201. Sandomierz, kościół dominikanów, fragm ent fryzu

serw acji w odniesieniu do K siężyca daje jego terminator (linia, gdzie przylegają do siebie oświetlona przez Słońce i nie ośw ietlona część tarczy). Istnienie

czas całej podróży był wóz restauracyjny, nie tylko dlatego, że w każdej chwili można było posilić się w nim różnymi smakołykami wybor­.. nej kuchni

powiednio przez wyrazy: emisya i ondu- lacya, które znów, ja k to wskazał Bur- ton, mogą być ostatecznie identyczne, jeśli materya składa się z figur wysiłu

giej grupy peryodycznej tylk o sole berylu okazały się czynnem i, lecz w stopniu nie­.. jednakowym : preparat, najmocniej działający na p ły tk ę uczuloną,

rane przez rostw ór na w ew nętrzne ścianki naczynia, nie zrów now aży się z ciśnieniem , w yw ieranem zzew nątrz przez cząsteczki wody, starające się pod

chow yw ał swą zdolność rozm nażania się, natom iast p rzy bespośredniem działaniu prom ieni zdolność ta znacznie się zm niej­.. szyła po czterech tygodniach,