• Nie Znaleziono Wyników

W Warszawie; ro c z n ic r b . 8, k w a rta ln ie rb . 2.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "W Warszawie; ro c z n ic r b . 8, k w a rta ln ie rb . 2."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

NTs. 41 (1 4 2 7 ). W arsz a w a , dnia 10 października 1909 f. Tom X X V i i l .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".

W Warszawie; ro c z n ic r b . 8, k w a rta ln ie rb . 2.

2 przesyłką pocztową ro c z n ic rb . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d a k c y i „ W sz e c h św ia ta " i w e w sz y stk ic h k się g a r­

niach w k ra ju i za g ran icą.

R e d a k to r „W szech św iata'* p r z y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d z in y 6 d o 8 w ieczo rem w lo k alu re d a k c y i.

A d r es R ed a k cy i: W S P Ó L N A Jsfe. 37. T elefon u 83-14.

O Z A D A N I A C H I C E L A C H G E O G R A F I I R O Ś L I N .

Geografia roślin j e s t n a u k ą naw sk roś nowoczesną i niewiele można powiedzieć 0 h istory i jej pow stania. Zrodziła siQ w epoce niezm iern ie wytężonej pracy n a polu poznania flory całego obszaru globu ziemskiego, k tó rą zapoczątkow ał Lineusz 1 jeg o szkoła z p o czątkiem X I X wieku, zjaw iła się w nauce odrazu w formie w y ­ soce doskonalej w postaci dzieła Willde- no w a („G rundriss d e r K riiulerkunde zu V orlesung en e n tw o rf e n “, wyd. 1—1792, IV — 1805 r.). N ie ste ty , k ie r u n e k p ra c y ów czesnych b o ta n ik ó w tak był odległy od drogi, k tó rą w skazyw ał W ilłdenow , że dzieło j e g o poszło zfipełnie w zapo­

mnienie, a z niem r u n ę ły szerokie pod­

waliny stw orzone pod dalszy rozwój no ­ wej n au ki. I trz e b a dopiero było g e n iu ­ szu opisowego A. H um boldta, by powo­

łać do życia poraź w tó ry tę n o w ą gałęź w iedzy botanic zne j. Niedościgły w p ro st w sposobie m alow ania piękności ś w ia ta roślinnego, H um b o ldt potrafił pociągnąć wielu k u problem om rozm ieszczenia ro-

j ślin, a je g o „W idoki n a t u r y “, a wśród nich p rze d e w sz y stk ie m „Idee do fizyo- gnom iki roślin1', w skazyw ały drogę do nowej pracy. Chociaż pism a H u m bo ldta w sto p n iu doniosłym przy czy niły się do rozwoju geografii roślin, to przecież t a k sam H um boldt j a k i jego liczna szkoła (Schouw 1823, Meyen 1836) nie potrafili w y tk n ą ć w sz y stk ic h k ierunków p ra c y nauce nowej, k tó ra coraz to więcej z y ­ skiw ała zwolenników. To też ju ż w pierw ­ szej niem al chwili zjaw ienia się nowej d y sc y p lin y zaznaczyły się w niej bardzo w yraźnie dwa odrębne kierunki: je d e n , u k tó re g o początku stoi Hum boldt, d r u ­ gi, zrodzony p rzedew szy stkiem z pracy A. P. de Candollea (starszego) i później­

szej E. Po rb e sa (1846). Obadw a te k i e ­ ru n k i do dzisiaj zaznaczają się wyraźnie w nauce geografii roślin, a że rzadko ty l­

ko są um iejętnie w je d e n łączone, p rze ­ to działają często rozbieżnie i niezależnie od siebie i z tego też względu w in n y być dokładniej rozpatrzone.

Genezą pierwszego kieru n k u , któ ry na- zw aćby m ożna biologicznym lub ekolo­

gicznym , są p race Hum boldta, dla k tó ­

rych p u n k t w yjścia sta n o w i zależność

s tr e f czy pasów roślinności na ziemi od

(2)

642 W SZEC H SW IA T jSls 41

s tr o f klim atyczny ch . C z y n n ik ie m n a j ­ ważniejszym , r z ą d z ą cy m rozm ieszczeniem roślin, zdaniem H u m b old ta, j e s t ciepło, i niem też u siłuje tłu m ac z y ć w sz y stk ie fak ty , dotyczące rozm ieszczenia roślin n a ziemi. W śla d y j e g o w stąp ili Schouw i Mayen, a n a jw y b itn ie js z y m p rz e d s ta w i­

cielem tego k ie r u n k u był G risebach, a u ­ to r znanego dzieła p. t. „ V e g e ta tio n der E r d e “ (1872). W dzisiejszej dobie k ie ­ r u n e k biologiczny re p re z e n tu ją : W a rm in g („Z biorow iska r o ś lin n e 1* 1896, wyd. pol­

skie, 1900) i S c h im p e r („P flanzengeogra- phie a u f p h y siologisc h e r G r u n d la g e “, 1898, I wyd.). Dwaj ostatnio w y m ien ien i u c z en i rozszerzyli i pogłębili znacznie te n k ie ru n e k w geografii roślin, czyniąc z niego osobną gałąź biologii.

P r z y p a tr z m y się nieco dokładniej z a d a ­ niom, k tó re rozw iązać u siłu je e kologicz­

n a geografia roślin i je j m elodom b a d a ­ nia.

Dla ekologa - g e o g ra fa k a ż d a roślina sta n o w i pewien o kreślony typ biologicz­

ny, c h a ra k te r y z u ją c y się p e w n e m i c e c h a ­ m i swej morfologicznej i anatom icznej b u do w y i z a jm u ją c y od pow iednie ty m w łasno ściom m iejsce w ś ro d o w is k u życia.

S tą d w ynika, że dążen iem ekologa - g e o ­ g r a f a j e s t d o k ład n e poznanie w a r u n k ó w z e w n ę trz n y c h p a n u ją c y c h w d a n e m ś ro ­ dow isku i w prow adzenie ich w związek przy czy no w y i ko nieczny z w ła ściw o śc ia ­ m i organ izacyi roślin, z a m ies z k u jąc y c h owo środowisko. Czynniki k lim a ty c z n e o o b s z ern y m zak re sie dz ia łania w y c i s k a ­ j ą sw e piętno na całych obszarach r o ­ ślinnych, k tó re po zostają w ich zależno­

ści, s tw a rz a ją c s tre fy roślinne. C z ynniki lokalne k s z ta ł tu j ą w śró d t y c h w sp ólnych org an izacyj, w y w o ła n y c h d z ia łan ie m ogól­

nego klim atu , t y p y s p e cy a ln e, w y w o ła n e przez w p ły w y lokalne. T a k np. w ilg o tn y k lim a t tro p ik a ln y u trz y m u je przy życiu ogrom nie b o g a tą florę p a rn o r o s tó w (me- g a th e rm ó w de Candolea), p u s ty n n y żyw i suchorośla, t a k j e d n a k w śró d p ie rw s z y c h j a k d r u g ic h k s z ta ł tu j ą się pod w p ły w a ­ mi lokalnem i niezliczone fo rm y s p e c y a l­

ne, k tó ry c h k s z ta ł ty p rzeró żn e s ta n o w ią t e m a t b a d a ń specyalnej ekologii roślin.

W spó ln e ty p y biologiczne w y s t ę p u ją

w n a tu r z e zawsze razem , tw orząc z e s p o ­ ły n a tu r a ln e , zw ane z biorow iskam i ro- ślinnem i. Z grupow anie roślin w tak ie z biorow iska i w y ja śn ie n ie zw iązk u za­

chodzącego wśród danego zbiorowiska pom iędzy o rg an izacy ą form roślinnych a w a ru n k a m i z e w n ę trz n em i,— to je d n o zadanie ekologa - geo grafa. W spełnie­

niu tego zadan ia o piera się on n a obser- wacyi w naturze, a wesprzeć go może często także doświadczenie.

Nie dość j e d n a k stw ierd zić s to s u n e k zależności danej form y roślinnej od w a ­ ru n k ó w zew nętrznych; g e o g ra f - ekolog usiłuje zrozum ieć rozm ieszczenie k a ż d e ­ go pojedynczego g a tu n k u roślinnego, p o ­ znaje więc sposoby ro zszerzania się d a ­ nej fo rm y i b a d a ich w y d a tn o ś ć (efekt), a s tw ie rd z iw sz y d la każdej form y zoso- bna jej zasiąg n a tu r a ln y w przyrodzie, s t a r a się znaleźć pewne dane klim atolo­

giczne dla je g o w yjaśnienia. Z tego o s ta ­ tn ie g o źródła dociekań w y n ik ła osobna gałąź pomocnicza geografii, znana pod nazw ą fenologii. N ie ste ty ogrom ny n a ­ kład prac y włożonej w b a dan ia fenolo- giczne nie wydał ta k w ażny ch r e z u l t a ­ tów, j a k tego się spodziewano, bo cho­

ciaż bardzo wiele p rak ty c zn ie ważnych wniosków z d a n y c h fenologicznych w y ­ snuto, przecież zasadniczego swego z a ­ dania fenologia nie spełniła, gdyż nie rozw iązała n am pytania, k tó re za n a j ­ ważniejsze uważała: czy z ja w is k a rozw o­

j u rośliny od w yk iełkow ania jej do o k r e ­ su p ro d u k cy i nasiennej d ad z ą się w y j a ­ śnić ilością p rzerabianej energii cieplnej w czasie całego o kresu rozwojowego or­

ganizm u, czy ową energię można w y r a ­ zić ściśle, liczb j w o , czyniąc p om iary t e m ­ p e r a t u r y atm osfery, k tó ra otacza roślinę?

Dzisiaj trz e b a otw arcie w yznać, że p y ­ ta ń tych w zakresie o bserw acy j fenolo­

g icz n y c h nie podobna rozwiązać, a p rz y ­ zn ając to, obniżam y znaczenie sp o s trz e ­ żeń fenologicznych do p r a k ty c z n y c h j e ­ dy nie wniosków, k tó ry c h jed n a k o w o ż nie należy lekcew ażyć. T ak tedy poznajem y, że p u n k t w idzenia z d o b y ty przez H u m ­ boldta a uznany za podstaw o w y dla geo­

grafii roślin przez jeg o szkołę i b roniony

przez Grisebacha, że ilość ciepła w a r u n

(3)

M 41 W SZECH SW lA f 643

k u je areał rozm ieszczenia każdej formy, w o s ta te c z n y c h sw ych w y n ik a c h w po ­ staci spostrzeżeń fenologicznych okazał się zamało p r o d u k c y jn y m i n ie w y s ta r ­ czającym.

Zawód, k tó ry spotkał fenologię w osią­

gnięciu jej o s ta te cz n y c h celów, dzisiaj tłu m ac z y m y łatw o, pouczeni niezliczone- mi w p ro st doświadczeniam i z z ak resu ła ­ twej aklim a ty z ac y i roślin, z inn y ch s tr e f k lim a ty c z n y c h pochodzących. Dziś wie­

my, że c zy nn ikiem najw ażniejszym , k ł a ­ dą c ym tam ę n a d m ie rn e m u rozszerzaniu się j e s t dla każdej z form roślinnych w szech p o tężny czynnik walki o byt, że nie klim aty czn e w a ru n k i o k reśla ją z r e ­ guły wielkość z a siągu danej formy, lecz bardziej lub mniej zw ycięzka rywaliza- cya z innemi. P ierw szym , k tó ry zwrócił u w agę na to nad zw yczaj doniosłe prawo, w ładające rozm ieszczeniem form ro ślin ­ nych na ziemi, był C. Nageli, a k la s y c z ­ ne, przez niego podane p rz y k ła d y donio­

słości c z y n n ik a walki o te r e n pomiędzy form ami roślinnem i znane są dziś po­

wszechnie, np. owo w ykluczanie się wza­

j e m n e n a podkładzie krzem ion k ow y m i w ap ie n n y m w A lp ach zachodnich form:

A chillea a t r a t a i A. m osch ata. Dla w y ­ k a z an ia ważności walki o b y t w rozm ie­

szczeniu form ro ślin n ych w eźm y p r z y ­ k ład z flory naszej, k tó ry k a ż d y w n a ­ turze może łatw o oglądać.

Z dwu naszy ch pierwiosnków: P rim u ia elatior i P r im u ia offlcinalis, pierwszy j e s t ty p em bardziej h y g ro - d r u g i bardziej kserofilowym. W m yśl tych c h a r a k te ­ rów, w a r u n k o w a n y c h odm ienną budową morfologiczną, Pr. e la tio r z a jm u je naogół m iejsca wilgotniejsze w teren ie, k tó ry za- ! m ieszkuje, po zostaw iając m iejsca s u c h ­ sze i bardziej słoneczne dla swego s ą ­ siada, Pr. offlcinalis. T a k a ró w n o w ag a i w zajem ne w y kluczanie się dwu ty c h form j e s t j e d n a k tylko w te d y zupełne, g dy obiedwie obok siebie żyją. Stan rzeczy zmienia się w obszarach, w k t ó ­ ry ch tylko j e d n a z d w u form by tuje, - w te d y zajm uje ona zarów no s ta n o w is k a h y g ro - j a k i kserofllowe, w ykazując za­

dziw iającą w p ro s t zdolność zm ienian ia się w s k ra jn ie przeciw n y ch pod w zglę­

dem w a ru n k ó w życia stano w iskach. I t a k w w ielu bardzo okolicach Polski zachod­

n ie j—zarówno j a k całego Zachodu E u ro ­ py w ogóle—pa nuje niepodzielnie P rim u ia elatior, zajm ując s ta n o w isk a o bardzo nieraz w ielkich różnicach n aw odnienia i te m p e ra tu ry , p rzedstaw iając na s ta n o ­ w iskach wilgotnych typ hygrofilowy 0 dużych, p łask ich i praw ie na gic h liś ­ ciach, na s ta n o w isk a c h zaś suchszych, typ kserofilowy o liściach silnie z m n ie j­

szonych, pom arszczonych i uwłoszonych, t r a n s p ir u ją c y c h przez to daleko słabiej aniżeli formy na sta n o w is k a c h w ilg ot­

nych. Im dalej n a wschód, tern coraz c zęstszą s ta je się Prim uia offlcinalis (za­

pew ne w s k u te k ogólnej zm iany k lim atu n a bardziej k o n ty n e n ta ln y ), a przez to coraz d okładniejszem w y k luczanie się w za jem n e obu form w różnych śro do ­ wiskach. W końcu, u progu Podola, Pri- m ula offlcinalis s ta je się form ą ogólnie p a n u ją c ą , w y p ie ra jąc zdziesiątk ow aną w jej pierwotnej liczbie Pr. elatior coraz to bardziej, aż w końcu opanowuje cały tere n s am a je d n a , a nie mając ju ż ry- walizacyi ze s tro n y zostawionej za sobą n a zachodzie Pr. elatior, z a jm u je n a Po­

dolu s ta n o w isk a zarówno ksero - ja k 1 hygrofilowe, utrw aliw szy zaś swój byt w obu s k ra jn y c h środow iskach, s tw a rz a obok formy kseroiilowej stepowej drugą, przypom inającą ogrom nie Pr. elatior z Za­

chodu, w m iejscach c ien istych i w ilg ot­

nych Podola, formę ta k w ybitnie różną od m acierzystej, że, idąc za A. Kerne- rem, można j ą uważać za odrębn y g a ­ tunek: P rim u ia pannonica.

P rz y k ła d powyższy dość w yraźnie—ja k s ą d z ę —w ykazuje nam ważność czynnika walki o b y t w rozm ieszczeniu form ro ­ ślinnych — to też na tym j e d n y m po­

przestać możemy.

Mówiliśmy w yżej, że fenologia nie speł­

niła oczekiw ań ekologicznej geografii ro­

ślin. Ekologiczna geografia roślin m u­

siała ted y sz u k ać podstaw innych i nie

pozostało je j nic innego, j a k tylko o g ra ­

niczyć się do w y z y sk a n ia rezultatów b a ­

dań fizyologicznych i biologicznych w c e ­

lu zrozum ienia rozmieszczenia roślin na

ziemi i d latego widzimy, że o s ta tn i jej

(4)

644 W SZ E C H ŚW IA T

w y ra z , za k tó ry u w a ż a ć m ożem y k sią ż k ę Schim pera, w k w e s ty i z ro zu m ien ia p r z y ­ czynowego rozm ieszczenia ro ślin n a zie­

m i ogranicza się ty lk o do d a n y c h , z d o ­ b y ty c h przez fizyologię i biologię.

O ile na py tanie, d oty cz ą c e p rzy c z y n u k s z ta łto w a n ia się d zisiejszego zasiągów g a tu n k ó w ro ślinny ch , geografia ekolo­

giczna roślin nie daje n a m w y s t a r c z a ją ­ cej odpowiedzi, o tyle w k i e r u n k u r o z ­ szerzenia w iadom ości n a s z y c h w kwe- styach, d o ty cz ą c y ch sposobów rozprze­

s trz e n ia n ia się roślin n a ziemi, zdziałała bardzo wiele. N auce tej zaw dzięczam y bardzo owocne b a dania n a d związkiem pomiędzy rozm ieszczeniem zw ie rz ą t a r o ­ ślin, nad w pływ em człow ieka n a roz­

mieszczenie roślin, b a d a n ia n a d c ie k a w ą k w e s ty ą a k lim a ty z a c y i, a w końcu obser- w acye dotyczące wypływu c z ynników a t ­ m osferycznych (opadów a tm o sfe ry cz n y c h , w iatrów) i prąd ó w m orsk ich na ro zm iesz ­ czenie roślin. W e w sz y s tk ic h w y m ie ­ n iony ch k ie r u n k a c h geografia ekologicz­

na roślin doszła dzisiaj do bardzo w a ż ­ n y c h rez u lta tó w , k tó re — j a k się dalej okaże — nie pozostały bez w p ływ u na drugi, h is to ry c z n y k ie r u n e k geografii ro ­ ślin.

R e a su m u ją c w yniki, k tó ry c h do starcza n a m geografia ekologiczna roślin we względzie przyczy n ow eg o z ro zu m ienia roz­

mieszczenia roślin, pow iedzieć trzeba, że opierając się n a d a n y c h fizyologicznych i n a obserw acy i czy n n ik ó w dzisiaj w n a ­ tu rz e czy nny ch , daje n am ona zrozum ie­

nie ro ślin nych typó w biologicznych, w y ­ św ietlając ich zależność od c z y n n ikó w św iata z e w n ętrzn ego. W t e n sposób do ­ prowadzić ma n a s k ie d y ś do ekologicz­

nego zrozum ienia w s z y s tk ic h n a tu r a ln y c h zespołów roślin n a n a s z y m globie, za­

cząw szy od zro zum ienia pojed y nczej for­

m y w łonie form acyi, do k tó re j ona n a ­ leży, a sk o ńczyw szy n a ekologicznem zrozum ieniu w ielk ich sk u p ie ń ro ślin n y ch w ogólne zespoły, k tó ry c h o s ta te c z n y m w y ra z em są s tre fy roślinne. Te są o s ta ­ teczne cele, do k tó r y c h zdąża geografia ekologiczna roślin.

Odm ienny zgoła problem p r z e d s ta w ia k w e s ty a rozm ieszczenia roślin n a ziemi

M 41

dla historyczn ej geografii roślin. P u n k ­ te m w y jśc ia tej gałęzi geografii ro ślin ­ nej j e s t p y tan ie , j a k a j e s t przeszłość ro ­ ślinności naszego globu i czy n a p o d s ta ­ wie tej przeszłości m ożna zrozum ieć jej teraźniejszość oraz odwrotnie, czy n a p o d ­ s ta w ie d o k ła d n y c h zdjęć flo rysty czn ych z s z a ty roślinnej k r y ją c e j dzisiaj ziemię, można w y s n u ć j a k i e wnioski, dotyczące je j przeszłości? Ta więc gałąź geografii roślin j e s t wiedzą h isto ry cz n ą i, j a k o t a ­ ka, posiadać m usi d o k u m e n ty h isto ry c z ­ ne, k tó re je j pom agać m ają w ro zw ią z y ­ w a n iu zagadnień. D o k u m e n ty te z n a j­

duje w dw u źródłach. P ierw sze o d k r y ­ w a ją n a m dokładne zdjęcia florystyczne, k tó re w y k a z u ją zgodnie, że w biologicz­

nie jed n o lite zb iorow isk a roślinne g r u ­ pują się często bardzo różnorodne s k ła d ­ niki florystyczne, że więc w e w n ątrz g ru p biologicznych, k tó re odróżnia ekolog-ge- ograf, z n a jd u ją się często bardzo różn o­

rodno typy, lub całe n a w e t g ru p y flory­

styczne, mogące nam często w s k a ­ zać, j a k a była przeszłość zbiorowiska, h a rm o nizu jąceg o dzisiaj całym sw ym ekologiczny m zespołem zupełnie zgodnie ze ś w ia te m zew n ętrzny m . W n io sk i zdo ­ b y te na tej drodze porównań florystycz­

n y c h dzisiejszych zbiorowisk roślin n ych, chociaż są częstokroć ogromnej d oniosło­

ści, to przecież p raw d z iw ą pewność zy­

s k u ją dopiero wtedy, g dy oprą się na j e ­ dynie ro zstrz y g a ją c e j puściźnie h is to r y ­ cznej z a w a rte j w w y k o p a lis k a c h s z c z ą t­

ków daw niej żyjącej flory.

Z ty c h dwu źródeł czerpiąc w iadom o­

ści, geografia h istory czna roślin p ragnie o d tw o rz y ć histo ry ę rozw oju flory ziem ­ skiej, m a zrozumieć je j genezę.

W te n sposób określiw szy zad an ia g e ­ ografii historycznej roślin, w e jrz y jm y n ie ­ co bliżej w m etody je j badania, te nam bow iem dopiero w s k a z a ć są w stanie, czy w nioski w y s n u te z b a d a ń geografii h isto ry c z n e j roślin dość s z ero k ą m ają p o d sta w ę faktyczną, by uchodzić mogły za n a u ko w o uzasadnione.

Dla łatw iejszeg o osiągnięcia celu w e ź ­ m y p rz y k ła d y k o n kretne .

W iadom o, że dzisiejszy k lim at euro ­

(5)

JM® 41 W S Z E C H S W IA T C45

pejski nie żywi palm, dziko wśród n a ­ t u r y żyjących. J e d y n ie tylko połu dn io­

we cyple p ó łw y spu P ire n e jsk ie g o i S y ­ cylia posiadają wśród swej roślinności je d n ę palmę, C ham aerops hum ilis, której główne rozm ieszczenie p rz y p a d a na A fry­

kę północną. I dziwnie wobec tak ie g o a re a łu rozm ieszczenia tej palmy uderzyć nas m usi zna jd o w an ie się je j w stanie dzikim, więc n a s ta n o w isk u n a tu ra ln e m , n a Ryw ierze, gdzie żyje w je d n y m s k a ­ listym p u nkcie n a d Nizzą w małej ilo­

ści egzem plarzy. N iedostępność sta n o w i­

s k a i chorobliw y w y g lą d p alm y z nad Nizzy, p o tw ierd z ają c przypuszczenie, że stanow isk o to j e s t w samej rzeczy n a ­ tura ln em , dowodzą, że Cham aerops wśród ciepłych sk ał nicejsk ich j e s t pozostało­

ścią z daw n iejszego okresu k lim a ty c z n e ­ go, że j e s t p rze ż y tk ie m z bu jn ej flory m inionych czasów, g d y Ryw iery zbocza p okryte były roślinnością o in ny m c h a ­ ra k te rz e florystycznym i o innych w y ­ m aganiach ekologicznych. W te n sposób ten j e d e n f a k t znajdow ania się wspo­

m nianej p alm y pod Nizzą pozwala g e ­ ografowi roślin w chwili, g dy p a trz y nań z h isto ry cz n e g o p u n k t u w idzenia snuć z n a u k o w ą pew n ością wnioski ważne dla całej geografii, bo dotyczące k lim atu d a ­ w n y c h okresów rozw ojow ych ziemi. Z d r u ­ giej s tro n y ten j e d e n f a k t rzu ca odrazu św iatło n a genezę flory E u ro p y południo­

wej i pozwala n a m odrazu zrozumieć bardzo wiele faktów z rozmieszczenia ro­

ślin wśród flory europejskiej, faktów, któ ­ re bez zdo by teg o d ro g ą powyższą histo­

rycznego p u n k t u w idzenia pozostałyby n ieja sn e i zagadkow e. Teraz j a s n ą n am j e s t rzeczą, dlaczego znajd u jące się pod Montpellier ( F ra n c y a południowa): Eu- pho rb ia dendroides, A nthyllis B arba Jovis, A n a g y ris foetida, a przedew szystkiem m ir t (M yrtus communis), k tó ry tu ta j w j e d n y m ty lk o punkcie bytu je, t a k b a r ­ dzo cierpią od rzadko trafiających się przym rozków , dlaczego w sz ystk ie niem al w oczach naszych w ym ierają. Oto są one — podobnie j a k Cham aerops hum ilis pod Nizzą — przypadkow o, to zn. w s k u ­ tek k o r z y s tn y c h w aru nkó w k lim aty c z ­ n y c h okolic Montpellier, zachow anem i po-

| zostałościami z innego, m inionego o k resu rozwojowego roślinności europejskiej.

W ladysłnw Szafer.

(D ok. nast.).

Z A G A D N I E N I A Z A S A D N I C Z E E L E K T R Y C Z N O Ś C I A T M O S F E ­

R Y C Z N E J .

(C iąg dalszy).

Pom iary dokonane zapomocą opisanego

! (w JSIs poprzednim) p rzyrządu okazały w ielką zmienność ilości jo n ów z po rą ro-

| ku, s to s u n k a m i m eteorologicznem i i t d.;

średnio wynosi ona o krągło 1 0 0 0 jonów

| odjem n ych i tyleż do datnich w 1 cm 3 p o ­ wietrza, w regule je d n a k liczba jon ów dodatnich j e s t większa, niż liczba o d jem ­ nych, pow ietrze posiada zatem p rze­

strz e n n y dodatni ła d u n e k e lek try czn o ś­

ci — p otw ierdzenie re z u lta tu pomiarów z balonów, w sp om n ianeg o w rozdz. I.

Pow iedzieliśm y wyżej, że g a z —sam przez się izolator — s ta je się p rzew odnikiem w s k u te k działania jakiejś przy czy n y ze­

w nętrzn ej, wyw ołującej w nim joniza- cyę, j a k promienie R ontgena, promienie pozafiołkowe, promienie w y sy ła n e przez sub stancye promieniotwórcze i in.; czy n­

niki owe wywołujące jonizacyę ga z u n a ­ z y w a m y jonizatoram i. Gdy w y s ta w im y gaz n a działanie jo n iz a to ra , to jo n iz a cy a gazu szybko w z ra sta od z e ra do pewnej wartości, zależnej od siły działającego jonizatora, i z a trz y m u je j ą stale przefc cały czas ckspozycyi gazu; z chwilą gdy gaz usu niem y z pod działania jo nizatora, jo n iz a c y a szybko opada z owej w artości do zera. P rz ebie g ten tłum aczy m y w ten sposób: z jed n e j stro n y jo n iz a to r w y t w a ­ rza ustaw icznie j o n y obu znaków; przez q oznaczmy ilość w y tw a rz a n y c h pod w p ływ em j o n iz a to r a w 1 sekundzie p a r jonów; z drugiej stro n y jo n y ustaw icznie giną, ponieważ jo n y d odatnie sp o ty k a ją c się z odjem nem i łączą się z niemi i tw o­

rzą cząsteczki obojętne; ilość jonów gi­

n ą c y ch w ta k i sposób będzie proporcyo-

(6)

646 W S Z E C H Ś W IA T JM« 41

n a ln a do iloczynu z lic z by jo n ó w d o d a t ­ nich przez liczbę jo n ó w o d jem n y c h w g a ­ zie z a w a rty c h — z analogii do rea k c y j chem iczny ch p o d le g a ją c y c h t. zw. p ra w u działania m as; je ś li nd oznacza ilość j o ­ nów d od atn ich , n u ilość jo nó w o d j e m ­ n ych , a w sp ó łc zy n n ik proporcyonalności, to ilość jo n ó w g inąc y c h w s k u te k owego łączenia się napowrót, owej re k o m b in a - cyi, rów na się a?id n u ; je ś li n d = n u = n, to ilość ta = an2; a n a z y w a ją w sp ó łc z y n ­ nikie m rekom binacyi; w y p ra c o w a n o m e ­ to d y je g o pom iaru dla jo n ó w w ró żn y c h gazach, zmierzono go też i dla jo nó w w pow ietrzu a tm o sfe ry cz n e m . Je śli pod w pływ em jo n iz a to r a jo n iz a c y a g a z u p o ­ s ia d a s ta lą wartość, to j e s t to stan r ó ­ w n ow ag i dyn am icznej, ile jo n ó w jo n iz a - to r w y tw a r z a w 1 sekundzie, ty le też w 1 sek u n d zie przez re k o m b in a c y ę g i ­ nie; inaczej bow iem liczba jo n ó w w z r a ­ s ta ła b y lub malała, z a m ia s t posiadać w a r ­ tość stałą. W s ta n ie ró w n o w a gi m a m y zatem: ilość jo nó w w y t w a r z a n y c h w j e ­ dnostce q — an2, t. j. ilości jo n ó w g i n ą ­ cych przez rek o m bin acy ę. Z chwilą, g d y gaz u s u w a m y z pod działan ia jo n iz a to ra , jo n y szybko z n ik a ją w s k u t e k r e k o m b i ­

nacyi. I tu ta j n a rz u c a się d ru g ie p y t a ­ nie zasadnicze: po w ietrze a tm o s fe ry c z n e okazuje stale, we dnie i w nocy, p e w n ą jo nizacyę (choć je j w a r to ś ć liczeb n a u l e ­ ga p e w n y m wahaniom), widzieliśm y, że ciągłą jo niz a cyę może w yw oły w ać ty lk o ciągle d ziałający jo n iz a to r — gdzież j e s t jo n iz a to r w y w o łu ją c y jo n iz a c y ę p o w ie ­ t r z a atm osferycznego? J a k iż to cz y n n ik w y tw a rz a wciąż jo n y w atm osferze?

Różne jo n iz a to ry r o z p a try w a n o dla w y ­ tłu m ac z e n ia b e z u sta n n ej jo n iz a c y i p o ­ w ietrza. I tak ro z p r y s k u ją c a się w oda czysta w y tw a rz a w o taczającem po w ie ­ trz u j o n y odjem ne, ro z p ry s k u ją c a się wo- | da s ł o n a — jo n y dodatnie; w są sie d z tw ie w odospadów p ow ietrze z aw iera znaczn e ilości jo n ó w od jem nych, w pobliżu w y ­ brzeży m orskich, gdzie fale ro zbijają się o brzegi, — znaczne ilości jo n ó w d o d a t ­ nich; ale ja s n e m j e s t , że te źródła jo n ó w są w s ta n ie z a o p a try w a ć w j o n y tylko pow ietrze najbliższego otoczenia, tak , że ; ogólniejszej roli jonizacyi, a raczej elek-

j

tr y z a c y i (w ytw arzanie jonów j e d n e g o ty lk o znaku) przez r o z p ry s k u ją c ą się wo­

dę nie można przypisyw ać. W a ż n i e j ­ szym c zy nn ikiem j e s t ju ż jo n iz a cy a przez prom ienie słoneczne pozafiołkowe, ale r ó ­ wnież nie w ystarcza. Św iatło pozafioł­

kowe posiada niew ą tp liw ie zdolność j o ­ niza c y jn ą l), jed n a k o w o ż należy pam ię­

tać, że powietrze bardzo chciwie a b so r­

buje promienie pozafiołkowe, tak, że do ziem i dochodzi ty lk o m ały u łam e k silnie łam liw y c h promieni; w w yższych w a r ­ s tw a ch prawdopodobnie powietrze j e s t też dosyć silnie jo n iz o w a n e (zdają się t e ­ go dowodzić obserw acye z balonów), ale w p ły w owej jo n iz a cy i n a jo n iz a cy ę n a ­ szych w a r s tw m usi być znikomo m ały, gdyż p rąd y p ow ietrza pionowe p osia d a ją ta k m ałą szybkość, że zan im b y owe jo n y w gó rn ych w ytw o rzo ne w a r s tw a c h do n a s d osta ć się mogły, z a g in ę ły b y p r a ­ wie zupełnie w s k u te k rekom binacyi. Mo- żebna wpraw dzie, że istn ieje j a k iś zwią­

zek pomiędzy p e w n em i w ah aniam i j o n i ­ zacyi w n a szych w a rs tw a c h a p rądam i pionow em i po w ietrza (sprow adzającem i ew e n tu a ln ie nieznaczne ilości jo nó w z w a r s tw górnych), ale ogólnego z n a c z e ­ nia i to źródło jonów nie posiada, ju ż choćby i dlatego, że może być skutecz- n em ty lk o w dzień, a jo n iz a c y a powie­

trz a zachow uje i w nocy co do rzędu wielkości tę samę w artość, j a k w dzień.

D la te g o m ożna powiedzieć, że z chwilą, gdy E l s te r i Geitel w y k ry li w atm osfe­

rze i po w ietrzu z a w a rte m w p orach zie­

mi e m a n a c y ę rad u, a w ziem i sam ej sam rad , b a d a n ia elek try czn ości atm osferycz- , nej w s tą p iły w now ą fazę. O dkrycia te bow iem pozw alają na py tanie: co j e s t jo- nizatorem a tm osfery? dać z a d aw a la ją c ą odpowiedź. E m a n a c y a r a d u z a w a rta w atm o sferze j e s t czynnikiem decydującym o jo n iz a c y i atm osfery.

Zanim przejdziem y do p o dania dowo-

*) J o n iz a c y a p o w ie tr z a a tm o sfe r y c z n e g o przez p ro m ien ie p ozafiołk ow e j e s t su p erp o zy cy ą d w u spraw : e fe k tu fo to e le k tr y c z n e g o (t. z w . zja w isk a H a llw a c lisa ) na cząstk ach k u rzu i w o g ó le za­

w ie sin a c h w p o w ie tr z u i w ła śc iw e j jo n iz a c y i p o ­

w ie tr z a sam ego (B lo ch , J. J. T hom son),

(7)

Ma 41 WSZECH ŚW IAT 647

dów na to tw ierd z en ie , przyp o m n ijm y [ po krótce n iek tóre własności ciał promie­

niotw órczych, k tó re n a s tu szczególnie będą obchodziły. Zasadniczą w łasnością ciał p ro m ien io tw ó rczy ch j e s t to, że nie | są ciałam i trw a łe m i, ale samodzielnie ! i ciągle się r o zp a d a ją i p rzem ieniają się kolejno w coraz inne ciała p rom ienio­

twórcze, w y s y ła ją c p rz y te m promienie jo n iz u ją c e p ow ietrze (stąd n a z w a „pro­

m ie n io tw ó rc z y ”). T rz y są giów ne r o ­ dzaje tych promieni: prom ienie a, p, 7 . N ajsilniejszą jo n iz a cy ę w y w o łu ją promie­

nie a; są one zarazem n ajm niej p rze n i­

kliwe, po przejściu 4 —8 cm (zależnie od s u b s ta n c y i w y syłającej) w powietrzu dzia- i łanie ich nagle ustaje; bardziej przenikli­

we ale słabiej jon izu jące są promienie P;

najprzenikliw sze zaś są promienie 7 , ale też i najsłabiej jonizujące. Zdolności jo- nizacyi prom ieni a, (3, 7 m ają się do sie­

bie j a k 1 0 0 0 0 : 1 0 0 : 1 . Nie każde ciało prom ieniotw órcze w y s y ła w sz y s tk ie 3 ro- i dzaje promieni. Rad sa m w y sy ła tylko prom ienie a. J a k ju ż powiedzieliśmy, emi- sya prom ieni jo n iz u ją c y c h j e s t zja w is­

kiem to w arzy szącem rozkładowi atom u s u b sta n c y i prom ieniotw órczej, rad prze- j m ienia się u staw icznie w gaz z w any ema- n a c y ą r a d u *); p raw d a , że tylko znikomo m ała część r a d u u leg a w ten sposób prze­

m ianie i dotychczas nie zdołano s tw ie r ­ dzić zm ian y ciężaru p r e p a r a tu radow ego (w ciągu l 300 l a t rad się r o zp a d a do po­

łowy). Ilości pow stającej z r a d u emana- cyi są zatem również znikomo małe; mi­

mo to, m ożem y j e z w ielk ą d okładnością mierzyć, em a n a c y a s a m a bowiem również się rozpada i w y s y ła przy te m promienie a, jo niz ują c e powietrze, z k tó rem em a n a c y a j e s t zmieszana, jo n iz a c y a j e s t m iarą ilo­

ści em a na c y i w owem pow ietrzu z a w a r ­ tej. W około 3^ dniach d a n a ilość e m a ­ n acy i (np. z a m k n ię ta szczelnie w n a c z y ­ niu) rozp a d a się do połowy, po dalszych 3V 3 d niac h pozostaje jeszcze tylko ćwierć pierw otnej ilości i t. d., s u b s ta n ę y a w te ­ dy p o w s ta ją c a — to ciało stałe zwane

l) D r u g i produkt rozkładu: hel, k tó r e g o a to m y są id e n ty c z n e z czą stk a m i m niej nas tu ob­

ch odzi.

„rad A “ (znak Ra — A); oczyw ista, że i R a —A pow staje w znikomo m ałych ilo­

ściach: jeśli do naczynia napełnionego e m a n a c y ą rad u włożymy p rę t m etalow y, to po k ilku chw ilach będzie on p o k r y ty c ie n iu tk ą powloką Ra — A (t. zw. „osad prom ieniotw órczy"), ale ani zapomocą w a ­ gi nie m ożna stw ierdzić zw iększenia cię­

żaru p r ę t a z powodu tego osadu, ani pod m ikroskopem zauw ażyć je g o obecności, ani w reszcie zapomocą analizy s p e k tr a l­

nej wykazać nowego ciała. Mimo tego j e d n a k , możemy bardzo dokładnie m ie ­ rzyć p ow stające ilości Ra— A, Ra—A bo­

wiem również nie j e s t ciałem trw ałem , rozpada się (w przeciąg u 3 m in u t do po­

łowy) i w y s y ła p r z y te m promienie a, a j o ­ n izacya przez nie w yw ołana służy za m ia­

rę obecnej ilości Ra—A. Cząsteczki R a —A p ow stające z em anacy i p o sia d a ją jeszcze tę szczególną własność, że są dodatnio n aładow ane i b y w a ją przyciągane przez ciała odjem nie naładow ane. Je śli do n a ­ czynia napełnionego em a n a c y ą włożymy p rę t n aładow any odjemnie, to osiądzie na nim więcej R a —A niż g dyb y nie był n a ­ ładowany. Tem więcej R a—A osiada na pręcie, im wyższy j e s t jeg o poteneyał odjem ny. Z Ra—A pow staje Ra— B; Ra—B j e s t słabo prom ieniotwórczy: rozpadając się w y s y ła tylko słabe (mało przenikliwe, t. zw. „ m ię k k ie 11) promienie p i w y tw a ­ rza Ra - C; ciało to j e s t dla nas szczegól­

nie ważne: rozpadając się (w ciągu około

2 0 m in u t do połowy), w y syła ono oprócz silnie jo n iz u ją c y c h promieni a, także i przenikliw e p rom ienie p i 7; szczegól­

nie przenikliwe są promienie 7: 7 cm oło­

wiu, 19 cm żelaza, 150 cm wody p rzep u­

szcza jeszcze l ° / 0 ty c h promieni, w po­

w ietrzu mogą one oczywiście p rzeby ć jeszcze znacznie w iększe przestrzenie bez szczególnego osłabienia. Dalsze p ro d u k ty przem iany: Ra—D, Ra—E, R a —P, Ra - G (czyli polon) są w porów naniu z R a —A i Ra—C bardzo słabo prom ieniotwórcze i d latego mniej n a s t u obchodzą.

Jeśli do naczynia wpuścimy pew ną ilość czystej em a na c yi (bez jej pochod­

nych: Ra—A i t. d.), i naczynie zam k n ie ­

my, to jonizacya pow ietrza w naczyniu

wciąż w zrasta, z em anacyi p o w stają bo-

(8)

648 W SZ E C H SW IA T .Ne 41

w iem jej pochodne R a —A, R a—B, R a —C | i t. d., a jo n iz a c y a p rzez nie w y w o ła n a dodaje się do j o n iz a c y i zależnej od s a ­ mej em anacyi; po kilku (około 4) godzi­

nach jo n iz a c y a o s ią g a m ax im u m . P och o­

dzi to stąd: „osad prom ien iotw ó rczy "

(t. j. Ra—A, B, C) z je d n e j s tr o n y po­

w s ta je wciąż z em anacyi, z dru g iej zaś s tr o n y ustaw icznie się rozpada; z po ­ c z ątk u więcej się go w y tw a r z a niż g i ­ nie i dlatego jo n iz a c y a wzrasta, ale w r e ­ szcie ilość ro zp ad ająceg o się o sa d u s ta je się ró w n ą ilości w y tw a r z a n e g o osadu i w t e d y m a x im u m jonizacyi j e s t o s ią ­ g n ię te *); pow iadam y wówczas: em an a- cya z n a jd u je się w „rów now adze pro- j m ien io tw órczej" ze sw em i pochodnem i R a —A, R a —B, Ra— C, w te d y bowiem ilości p o je d y n c z y c h s u b s ta n c y j, a więc em anacyi, R a —A, Ra—B, R a —C z n a jd u ­ j ą c e się w n a c z y n iu są w zg lęd em siebie w ściśle określon y m s to s u n k u liczebnym , d a ją c y m się obliczyć z szy b k o ści ro zk ła ­ du pojedy nczych s u b s ta n c y j. S to s u n ek te n w ciągu n a s tę p n y c h dni, w k tó ry c h e m a n a c y a dalej się rozpada, zostaje z a ­ chowany: ilość o sadu p ro m ie n io tw ó rc z e ­ go j e s t wciąż p r o p o r c j o n a l n a do ilości obecnej jeszcze em an acy i, a w sp ó łczy n ­ nik pro porcyonalności j e s t d o k ła d n ie z n a ­ ny. Je śli zatem e m a n a c y a z n a jd u je się ze sw em i p r o d u k ta m i ro z k ła d u w r ó w n o ­ wadze pro m ieniotw órczej i j e ś li z n a m y obecną ilość j e d n e g o z ty c h produktów , to można obliczyć obecne ilości każdego z r e s z t y p ro d u k tó w i e m a n a c y i sam ej;

n a o d w r ó t też, g d y z n a n a j e s t ilość e m a ­ nacyi samej, a wiemy, że j e s t j u ż w ró ­ w n o w ad ze ze sw em i pochodnem i, można ilości t y c h pochodnych obliczyć. W a ż n e to dla n a s ze w z g lę d u na niżej p r z e d s t a ­ wione z a sto s o w a n ia do ilościowego ozna­

czenia z a w a rto śc i e m a n a c y i i jej po ch o d ­ n y c h w pow ietrzu atm osferycznem .

Odkrycie ciał p r o m ie n io tw ó rcz y c h w atm osferze zaw dzięczam y, j a k j u ż w spo­

m niałem , E ls te ro w i i Geitelowi 2). Za-

!) Ś c iśle jsz e u za sa d n ien ie n ie m o ż liw e w ra­

m ach n in ie jsz e g o referatu ; o d sy ła m do d z ie ł spe- c y a ln y c h , np. R u th erford a, „ R a d io a k tiv ita t“.

2) P or. w y ż e j c y to w a n y a r ty k u ł p. S t. Lan - daua w M 4 te g o p ism a z r. b.

uważyli oni, że jeżeli w naczyn iu szczel- nem z n a jd u je się za m k n ięte po w ietrze z piw nicy nie prze w ie trz a n ej, jon iz a cya p o w ie trz a w n aczy n iu wciąż w z ra sta i osią ga po pew n ym czasie m axim um . Po te m spostrzeżeniu można ju ż było przypuszczać, że zachow anie się to p rzy ­ p isać należy obecności j a k i e jś em anacyi, k tó ra e w e n tu aln ie w y dostaje się z ziemi przez pory drogą dyfuzyi w powietrze.

W n ieprzew ietrzan ej piw nicy mogło się na g rom ad zić stosunkow o dużo takiej e m a ­ nacyi. Dla spra w d ze n ia tego p r z y p u s z ­ czenia E ls te r i Geitel w yw iercili w zie­

mi o tw ór na kilka m głęboki i zapomocą pom py w essali do swego p rzyrządu po­

w ie trz e z aw arte w porach ziemi: pow ie­

trze to okazało się istotnie promienio- tw órczem . Sk ądże się bierze owa e m a ­ nacya w porach ziemi? W s z a k e m a n a ­ cy a wciąż się rozpada, musi być przeto w ziemi z a w a rty rad, k tó ry wciąż n a n o ­ wo do sta rc za em anacyi. W niosek ten udało się E lste ro w i i Geitelowi s p ra w ­ dzić doświadczalnie, w ykazali bowiem faktycznie z aw artość r a d u w ziemi, choć w ilościach m inim alnych. Na s k u te k t e ­ go o dkrycia badano w wielu m iejscach próbki ziemi, gliny, m inerałów i w s z y s t­

kie okazały zaw artość radu, ja k k o lw ie k w bardzo różnym stopniu ł). T u taj też m iejsce wspom nieć o bad an iach cieplic i źródeł m ineralny ch, z pomiędzy k tó ry c h n iek tó re okazują dość znaczną z a w a rto ść em anacyi. Także woda m orska zaw iera (nieznaczne) ilości radu. P ierw sza kon- sekw encya, j a k ą z ty c h rez u lta tó w w y ­ c ią g n ą ć możemy jest ta, że należy się em a na c yi spodziewać i w atmosferze.

Z łona ziemi e m a n a c y a m usi się wciąż przez dyfuzyę d o sta w ać w powietrze, zniżki b a ro m e try c zn e p o w inny mieć te n sam s k u te k 2), również ogrzanie pow ie­

1) N a jw ięcej radu za w iera ją sto su n k o w o sk a­

ł y w y b u c h o w e (g ra n ity , b a za lty )— na 1 g m in e ­ rału d o 5 .1 0 —12 g radu (w e d łu g Strutta).

2) I tak te ż stw ierd zo n o , że w ja sk in ia ch (z p o w ie tr z e m n ieru ch om em ) pod czas zn iżk i ba- ro m etry czn ej za w a rto ść em a n a cy i w p o w ie tr z u j e s t n a jw ięk sza i ż e n a o d w ró t ze zw ięk szen iem ciśn ie n ia a tm o sfery czn eg o m aleje z a w a rto ść em a­

n a c y i w p o w ietrzu .

(9)

No 41 W SZECHS W IA T 649

t rz a w ziem i z a w a rte g o przez słońce po­

w oduje u chodzenie tego po w ietrza z zie­

mi w atm osferę. A b y wykazać obecność em a n a c y i w t a k n iedu żych ilościach, j a ­ kich się m ożna w atm osferze spodziewać, E ls te r i Geitel użyli m eto dy pośredniej:

gdzie j e s t e m a n a c y a, ta m m u szą być i jej p r o d u k ty rozkładu, te zaś k o n c e n ­ t r u j ą się n a ciałach n a ła d o w an y c h od­

jem n ie . Rozpięli ted y w pow ietrzu długi dru t, u trz y m y w a n y (zapomocą m aszy n y influencyjnej) n a w ysokim potencyale od- je m n y m , n a stę p n ie, zw inąw szy go n a r a ­ mie, zbliżyli do e le k tro m e tru . D r u t ok a­

zał się rzeczyw iście p o k r y ty m osadem prom ieniotw órczym , którego szybkość roz­

p a d a n ia się św iadczyła o tem , że po­

w sta ł z em a n a c y i radu. Stw ierdzeniem tego j e s t n a s tę p u ją c e spostrzeżenie: ś w ie ­ żo spadły deszcz lub śnieg zaw ierają osad prom ien io tw ó rczy radu. Krople deszczu, spadając, zab ierają ze sobą m echanicznie cząstki m a te ry i promieniotwórczej; p rzy ­ łącza się do tego i ta okoliczność, że bardzo często krople deszczu posiadają ła d u n e k o d jem n y — niżej o tem będzie mowa — i d latego k o n c e n tr u ją na sobie c z ąstk i Ra—A. Zjawisko to w początku deszczu j e s t najsilniejsze, maleje w m ia­

rę p a d ania d e sz c z u —zupełnie j a k się t e ­ go należało spodziewać — osiąga zaś na- pow rót p ierw o tn ą w artość, skoro deszcz po dłuższej p rzerw ie znowu padać zaczy­

na (skoro więc by ł czas, by osad pro­

mieniotwórczy n a nowo w y tw o rz y ł się z emanacyi). W y p ra c o w a n o też m etody, którem i m ożna bezpośrednio m ierzyć za­

w a rto ść e m a n a c y i samej w powietrzu.

J e d n a z nich (Hofmana i Machego) pole­

ga na tem , że n a fta w —19°C ab sorb u je około 2 1/., raza więcej em an acy i niż w te m p e ra tu rz e pokojowej (-}- 17°); ozię­

bia się te d y na ftę 'do — 19° (zapomocą m ieszaniny lodu i soli), p rzepuszcza się przez nią s tr u m ie ń badan eg o p o w ietrza aż się n a fta e m a n a c y ą n a sy ci, a potem ogrzew a się n a ftę do te m p e r a t u r y poko­

jow ej, przy czem ona z w raca tyle e m a n a ­ cyi, ile odpo w iad a różnicy współczynnika absorpcyi w — 19° a -}- 17°. Ponieważ w sp ółczynniki absorpcyi em anacy i przez naftę w różnych te m p e ra tu ra c h są z n a ­

ne, można s tą d obliczyć zaw artość e m a ­ n acy i w l m 3 badanego powietrza. Ba­

d an ia te okazały niew ątpliw ie, że w a t m o ­ sferze naszej z aw arta j e s t e m a n a c y a r a ­ du ’) (choć jej stężenie ulega w ahaniom , zależnym od stosunków m eteorologicz­

nych), z n a jd u ją się również ja k o s u b t e l ­ ne zaw iesiny R a —A i R a —C a i po­

wierzchnia ziemi, ja k o ciała n a ła d o w a n e ­ go elektry c z n o ścią odjemną, j e s t pokryta cie n iu tk ą w a r s tw ą (m olekularnej g r u b o ­ ści) R a—A i Ra —C (szczególnie m iejsca wyniosłe, ostre końce, j a k wierzchołki drzew , źdźbła tra w m uszą być w więk­

sz y m stopniu p o k ry te osadem prom ienio­

twórczym); e m a n a c y a i R a —A w ysy łają promienie a, R a - C nadto i przenikliwe promienie 7 ; wszystkie one jo n iz u ją po­

wietrze, py tanie je d n a k , czy w y sta rc z a ją do w y tłu m a c ze n ia jonizacyi w ty m s t o ­ p niu, ja k i faktycznie o b serw u jem y . Kwe­

s ty ę tę j e s t e ś m y w s ta n ie ro zstrz y g n ą ć ek sp ery m en ta ln ie . Z doświadczeń w la- b o rato ry ac h wiemy, wiele jonów w y t w a ­ r za d a n a ilość em anacyi (i jej p ro d u k ty rozkładu); oznaczm y przez q ilość jonów, j a k ą w y tw a rz a e m a n a c y a i jej pochodne za w a rte w 1 cm 3 atm osfery, ilość jonów w 1 c m 3 a tm o sfe ry zm ierzoną aspirato- rem E b e r t a —przez n, a współczynnik re- kom binacyi jon ów atm o sfery — przez a;

na wypadek, g d y b y je d y n ie e m a n a c y a (i je j pochodne) były jo n iz a to ra m i a tm o ­ sfery, m usiałoby się u rze c z y w istn iać ró ­ wnanie: q = cm2. Te 3 wielkości < 7 , «, n w tem r ó w n a n iu z aw arte można w s z y s t­

kie równocześnie, oddzielnie i niezależnie od siebie oznaczyć doświadczalnie i w ten sposób sprawdzić, czy e m a n a c y a j e s t isto ­ tnie d e c y d u ją c y m czynnikiem dla j o n i ­ zacyi atm osfery. D otychczas mało po­

m iarów w ty m k ie ru n k u robiono: Kohl- ra u s c h o trz y m ał « = 6 0 0 , a 1/- i - = 420 2),

' Ot

') W arto te ż w sp om n ieć, że w n iek tó ry ch m iejscach stw ie r d z o n o w atm osferze obecność e m a n a cy i toru.

2) R ó w n a n ie q = ari2 j e s t id en ty czn o z ró-

(10)

650 W SZ E C H SW IA T JMś 41

a Kurz n = około 700, a 1/1 . = 550. Co

' a

do rz ę d u w ielkości ró w n a n ie się ziszcza;

że liczby jo n ó w obliczone z z a w a rto śc i e m a n a c y i są nieco m niejsze niż liczby o trz y m a n e bezpośrednio zapomocą aspi- r a to r a E b e r ta , to może s tą d pochodzi, że w obliczeniach nie uw zględ n io n o jo niza- cyi wyw ołanej przez promienie p rze n ik li­

we, w y s y ła n e przez s u b s ta n c y e p ro m ie ­ niotw órcze z a w a rte w ziemi i osad p r o ­ m ie nio tw ó rc z y na po w ie rz c h n i ziemi; nie uw zględ n io n o też e m a n a c y i to ru , k tó r a p raw dopodobnie j e s t rów nie rozpo w szech ­ n iona j a k e m a n a c y a r ad u , ty lk o w m n iej­

szych ilościach. Je śli n a d to zw ażym y, że w ielkości a (zm iennej ze s to s u n k a m i m eteorologicznem i) ani K o h lra u s c h ani Kurz nie mierzyli rów nocześnie z wiel­

kościam i q i n, to m ożna powiedzieć, że zgodność t e o r y i z d o św iad czen iem j e s t z a d a w a la ją c a 1).

Pow iedzieliśm y, że ziem ia i a tm o s fe ra z a w ie ra ją s u b s ta n c y e wry s y ła ją c e n a d e r przenik liw e promienie 7 ; j e ś l i t e d y n a ­ czynie jo n iz a c y jn e szczelnie z a m k n ie m y i poczekam y k ilk a n a ście dni, aż e m a n a ­ cya, k tó ra w niem była z a w a rta ro z p a d ­ nie się p raw ie zupełnie, to mimo tego jo n iz a c y a w n a c z y n iu nie p o w in n a b y — z powodu ow ych p r ze n ik liw y c h p r o m ie ­ ni — u s ta ć zupełnie. S t a r a n n e b a d a n ia (L ennana, Wooda, C am pbella) okazały, że jo n iz a c y a w n a c z y n iu szczelnie zam- k n ięte m (nie z a w iera ją c e m e m a n a c y i a t ­ m osferycznej) j e s t w y w o ła n a przez 3 cz y n ­ niki: przez prom ien io tw ó rczo ść ścian n a ­ czynia (czy to że z a w ie r a ją one j a k o za­

nieczyszczenia dom ieszki s u b s ta n c y j p r o ­ m ieniotw órczych, czy też że w sz e lk a ma- t e r y a j e s t prom ien iotw ó rczą), p o w tó re przez prom ienio w an ie przenikliw e pocho­

dzące z z e w n ą trz (i d a jące się p o w s trz y ­

') W o b e c w a ż n o śc i k w e s t y i n a le ż y się sp o ­ d z ie w a ć , że d o św ia d czen ia i p o m ia ry w ty m k ie ­ runku będą p o w tó r z o n e z w ię k sz ą p r e c y z y ą i u w z g lę d n ie n ie m w s z y s tk ic h c z y n n ik ó w , w p ły ­ w a ją c y c h sta n o w czo ; i ta k np. n ie u w z g lę d n io n o d o ty ch cza s w ty c h pom iarach t. zw . jo n ó w L an- g e v in a , k tóre w razie u ż y c ia aspiratora E b erta u su w a ją się z pom iaru.

m ać np. g ru b y m płaszczem ołowianym) i wreszcie przez p rom ienio w anie w tórne ścian n a c z y n ia w yw ołane przez owo pro­

m ienio w an ie przenikliwe. Owo p ro m ie ­ niow anie p rzenikliw e nie usta je całkiem ni w dzień ni w nocy, okazuje j e d n a k o ­ woż peryo dy czn e w a h a n ia w c ią g u doby, k t ó r e — co c ie k a w a —p o k r y w a ją się z w a­

haniam i dziennem i s p a d k u potencyału a tm osfery czno - elektrycznego. Zachow a­

nie się to będzie zrozumiałem, je ś li p rz y j­

miemy, że prom ieniow anie przenikliw e w znacznej części pochodzi od Ra — C atm o sfe ry i osiadłego n a powierzchni z ie ­ mi (i z e w n ę trz n y c h ścianach naczynia jo nizacyjnego ). W iem y, że osad p ro m ie ­ niotw órczy k o n c e n tru je się n a ciałach n a ła d o w a n y c h odjemnie, a to tem więcej im w iększa j e s t siła e le k try c z n a p rzy c ią ­ g a ją c a nała d o w an e dodatnio c ząstk i osa­

du; osiada on również n a ziemi, j a k o od­

j e m n ie n a ład ow an ej, i to w te m większej ilości, im j e s t w ię k sza siła e lektryczna, czyli im większy s pa dek potencyału . Z m ax im u m sp a d k u p o tencyału będzie rów noczesne m a x im u m gęstości osadu prom ieniotw órczego n a ziemi i w te d y też będzie na jsilniejsze prom ieniow anie p rze­

nikliwe. Że prom ieniow anie przenikliwe pochodzi w znacznej części od R a —C atm osfery, dowodzi też n a s tę p u ją c e cie­

kaw e spostrzeżenie Machego i Rimmera:

obserw ow ali oni prom ieniow anie przeni­

kliwo przed i po g w a łto w n y m ^ ‘g odzin­

n y m deszczu i otrzym ali tak ie liczby:

Czas o b so rw a cy i P rzed d eszczem Zaraz po deszczu, t. j . o g . 2 h 5 9 m

3 h 3 m 3 h 5 m 3 h 1 8 m 3 h 2 3 m 3 h 2 5 ra 3 h 3 7 m 3 h 4 8 m 3 h 5 1 m

P ro m ie n io w a n ie p rzen ik liw e w d o ­ w o ln y c h je d n o stk .

6 9 ,2 1 5 3 1 3 3 121 1 1 4 112 112 112 9 7 .8 9 5 .8

Silny deszcz sprowadził na ziemię z n a ­

czną ilość osadu prom ieniotw órczego

i s tą d silne prom ieniow anie przenikliw e

bezpośrednio po deszczu; że pochodzi

(11)

Jv® 41 W SZEC H SW IA T 651

ono fakty czn ie z R a —C, dowodzi szybkość, z j a k ą ono po deszczu malało, b y po kil­

k u godzinach wrócić do norm alnej w ar­

tości.

Nie należy taić, że b a d a n ia nad kwe- s ty ą , ja k i e czyn nik i są d e c y d u ją c e dla jo n iz a cy i a tm o sfe ry i s k ą d pochodzi pro­

m ieniow anie przenikliwe* nie są jeszcze do tego sto pn ia posunięte, by można było twierdzić k ate g o ry cz n ie , że je d y n ie sub- sta n c y e prom ieniotw órcze w atmosferze i ziemi z a w a rte w grę t u wchodzą. Nie­

k tórz y wolą przypuszczać istnienie w szech­

św iato w eg o d o ty ch c z a s nieznanego pro­

m ieniow ania przenikliw ego. By spraw ę całkowicie w y św ietlić, trz e b a jeszcze bę­

dzie w ielu s ta r a n n y c h badań; ty le j e d n a k ­ że m ożem y ju ż dziś powiedzieć, że w y b itn y udział w jo n iz a cy i atm o sfe ry m ają sub- s ta n c y e prom ien iotw ó rcze atm o sfery i ziemi.

J. L . Salpeter.

(D ok . n ast.)

G. S C H O T T.

M I Ę D Z Y N A R O D O W E B A D A N I A N A U K O W E O C E A N U A T L A N T Y C ­

K I E G O .

W czasie IX-ego m iędzynarodow ego k o ngresu geograficznego, k tó ry zbierał się w Genewie od 27 go lip ca do 6 sier­

pnia 1908 roku, s e k c y a oceanograficzna o trz y m ała od profesorów 0. P e tte r s s o n a z S tockholm u i G. S c h o tta z H a m b u rg a raport, d o tyczący n iezbędności m ię d z y ­ n a ro d o w y c h b a d a ń n a u k o w y c h oceanu A tlan ty c k ie g o . Z am iast nieobecnego J.

M urraya z E d y n b u r g a , 'stojącego od cza­

su w y p ra w y C h a lle n g e ra n a czele oce­

anografów wpółczesnych, d yskusyom , j a ­ kie się nad ty m rap o rtem wywiązały, przew odniczył prof. 0. Krtimmel z Kilo- nii. Niżej p od a je m y p u n k t y w y ty c z n e s praw ozdan ia i rezolucye k ongresu.

1) W a ż n o ś ć z b a d a n i a n a u k o ­ w e g o o c e a n u A t l a n t y c k i e g o . Oceanografia niezm iernie dużo sk o rz y s ta

ze zbadania A tla n ty k u północnego. Ba­

dania nowszo, w szystkie prawie, dotyczą A tlan ty k u południowego. Od 1890-ego r., część zachodnia A tla n ty k u półn. nie była przedm iotem ani je d n e j w y p ra w y n a u ko­

wej, je ś li nie będziem y liczyli kilku spe- cy aln y c h poszukiw ań księcia Monaco.

J a k ż e tedy można zrozumieć zjaw iska, zachodzące w części wschodniej i w wo­

dach europejskich, jeśli się nie zna c z ę ­ ści zachodniej, początków prądów Z ato­

kowego oraz Lab radorskiego ?

Brak nam wiadomości dotyczących a m ­ p litudy w ahań t e m p e ra tu ry i prędkości p rą d u Z atokow ego,—okoliczności, posia­

d a jących doniosły w pływ na k lim at E u ­ ropy zach. Otóż przyczyna tych w ahań tk w i w s a m y m prądzie; stąd konieczność z b a d an ia tego p rąd u n a Zachodzie, u j e ­ go źródeł. N iektóre spostrzeżenia u j a ­ w niły ju ż wpływ, j a k i w y w ierają w a h a ­ nia te m p e r a t u r y A t la n ty k u na klim at i o k resy życia roślinnego w k raja ch n a ­ szych. Zatem poszuk iw ania w ty m kie­

ru n k u m iałyby cel nietylko naukowy, ale i p raktyczny.

Ale rozszerzenie obszaru poszukiwań oceanograficznych dałoby no w y impuls

„ aerologii” czyli badaniom nad a tm o sfe ­ rą. Z tego p u n k t u widzenia, poznanie w a r s tw atm osferyczny ch m iędzy 40-ym a 50-ym stopnia m i szer. byłoby n a d z w y ­ czajnie pouczające; wiadomo bowiem, j a k w ażne dla k lim atu E u ro p y zach. są d r o ­ gi W — E i W S W — ENE depresy j baro- m etry cz n y c h , przem ieszczających się nad oceanem. D odajmy, że b a d a n ia w tym k ie ru n k u p rzyczyniłyby się do w y ś w ie ­ tle n ia zależności, istn iejącej niewątpli-.

wie m iędzy zjaw iskam i atm osferycznem i a m orskiem i.

Zyska wreszcie i biologia. W 1907 r.

w A tla n ty k u , n a zachód od Irlandyi, w głębokości 1 0 0 0 m znaleziono larw y węgorza, zam ieszkującego morza E u ro py półn. Podobnych obserw acyj dokonał J.

Hjort. Niepodobna przeprow adzać po­

w ażnych poszukiw ań nad faunam i n a ­ szych mórz brzeżnych, jeś li nie zwróci­

my u w a g i na owe w ędrów ki dalekie.

T a k ted y przedziw na organ izacy a s t a ­

łej Rady m iędzynarodowej poszukiw ań

(12)

652 W SZEC H SW IA T j * 41

w m orzach e u ro p e jsk ic h północnych i p ół­

nocno-zachodnich, p o w in n a by ć k o niecz­

nie u z u pełniona p rzez zorganizow anie b a ­ dań s y s te m a ty c z n y c h w A t l a n t y k u , z k t ó ­ ry m m orza te są w śc isły m związku, j a ­ ko części jedn ej całości.

2 ) W a ż n i e j s z e o b s z a r y d o z b a ­ d a n i a . Cztery części o ceanu A t l a n t y c ­ kiego p ow in n y p rz e d e w s z y s tk ie m z w ró ­ cić na siebie u w a g ę oceanografów:

a) Połać, położona m iędzy w y s p ą F a ir lub P e n tla n d P i r t h a cie śn in ą Belle Isle, g dy ż w ę d r u je przez n ią p rą d L a b rad o r- ski. W ci.jgu kilku lat o s ta tn ic h , rząd K a n a d y rozpoczął n a ty m obszarze w a ­ żne b adan ia. E k s p e d y c y a m ię d z y n a r o ­ dow a m ogłaby j e wziąć za p u n k t w y j ­ ś c ia i dopełnić.

b) W ie lk a d r o g a żeglow na, łącząca E urop ę zach. z A m e ry k ą m iędzy 40-ym a 50-ym sto pn iem szer. półn. T a część A tla n ty k u , t a k często odwiedzana, j e s t , nieledwie zupełnie nieznana, je ś li w y ł ą ­ czym y znajom ość rze ź b y d n a m o rskiego, co było niezbęd n e ze w zględu n a p rzy ­ tw ierd z en ie kabli t r a n s a tl a n t y c k ic h . T y m ­ czasem w id zieliśm y wyżej, j a k i ścisły związek istnieje m iędzy p r ą d e m Z a to k o ­ w y m a n a s z y m klim atem .

c) P a s A tla n ty k u , c ią g n ą c y się m ię ­ dzy M arokiem a St. Zjed n oczon em i — w szerokości p rz y lą d k a H a tte ra s . P a s te n przecin a „cold w a ll“ A m e ry k a n ó w , p r ą d Zatokowy, morze S a rg asso w e , oraz zim ne wody denne, k tó ry c h podnoszenie się do g óry stw ierdzono w zdłuż w y b r z e ­ ża a fry kańskiego .

d) K rzyżow ania w k i e r u n k a c h N — S lub NE — S W (np. od k a n a łu ła M anche do P a ra ) dopełniłyby w sposób p o ży tecz­

n y w y m ienione wyżej p r o je k ty badań . Zresztą nie n a le ż y zapom inać, że co dotyczę A t l a n t y k u połudn., to re p u b lik a A r g e n ty ń s k a oraz kolonia K a p la n d z k a dowiodły n ie je d n o k ro tn ie , że p o sz u k iw a ­ n ia naukow e w s ą sie d n ic h w o dach nie są dla nich obojętne. Nadto, p r o je k t u je się now a w y p ra w a szk ock a na morze W eddela.

3) M e t o d a i o r g a n i z a c y a o g ó l ­ n a . N a stęp u ją ce p rz e p is y m u sz ą być

p r z e s trz e g a n e przez w sz y s tk ic h w sp ó ł­

p rac o w n ik ó w organizacyi m ię d z y n aro d o ­ wej:

a) P e ry o d y cz n o ść obserw acyj (okres trzym iesięczny), — zasada, p r z y ję ta z p o ­ w odzeniem przez k o m itet europejski b a ­ d a ń n a d m orzami Północnem i Baltyc- kiem. N a p oczątek m ożnaby pracow ać na każdym wyżej w y m ien io n ym obszarze ty lk o w przeciąg u roku.

b) Obowiązek ścisły n o tow a nia slono- ści i t e m p e r a t u r y w ro zm a ity c h g łę b o ­ kościach, oraz zbieran ia p la n k to n u i p r ó ­ b ek dna m orskiego.

c) P rz y ję c ie j e d n a k o w y c h m iar i m e­

tod a n a lity c z n y c h : m etr, stopnie dzie­

siętne i t. d.

N ie k tó re poszu kiw an ia m ogłyb y być pozostawione do uznania, np. oznaczanie ilościowe gazów, zasadowości, rad yo ak- tyw ności. O ile to j e s t możliwe, b a d a n ia pow inny być w y k o n y w a n e i kończone na pokładzie.

Poza tem i trzym ieśięćzn em i w y p r a w a ­ mi, pożądane by łoby badanie nieprzery- w.ine p rą d ó w w n ie k tó r y c h p u n k t a c h in te re s u ją c y c h , np. w cieśninie F lo ry dy , n a w odach ław icy New -Foundlandzkiej, na grzbiecie W yville T hom sona, w c ie ­ śn inie G ib raltarsk ie j i t. d. N a d to na szlakach często uczęszczanych, wyżej wym ienionych, możnaby było z a p ro p o n o ­ wać k o m e n d a n to m okrętów, aby w cza­

sie po dróży czynili sp ostrz eż e n ia n a d t e m p e r a t u r ą powierzchni, słonością, p l a n k ­ tonem.

Dla zorg anizow ania po sz u k iw ań u tw o ­ rzenie stałeg o b iu ra nie byłoby rzeczą konieczną. Rządy uczestniczące, z po­

m ocą uczonych d anego k r a j u i swoim kosztem , u rzą d z a ły b y poszuk iw ania na ob sz ara c h oceanicznych, ja k ie j e n a jb li­

żej obchodzą. W celu u n ik n ię c ia po­

d w ó jn y c h poszukiw ań w je d n e j okolicy,

ko m isy a m ię d z y n aro d o w a rozdzieliłaby

z góry te r e n y badań m iędzy p a ń s tw a m i

uczestniczącem i. Podobnie, opracow anie

m a te ry a ló w i pu b lik a c y a w yników s p a ­

d a ły b y n a b a rk i oddzielnych państw ,

z te m je d n a k ż e ograniczeniem , że w y ­

d a w n ic tw a b y ły b y je d n e g o i tego samego

t y p u , przepisanego po uprzed n iem poro-

(13)

JSTs 41 W SZEC H ŚW IA T &&3

zum ien iu m ięd zy naro dow em . W podob- ! nych razach j e s t rzeczą ważną, aby w dziedzinie m eto d y i bad ań panow ała j e ­ dność, gdyż ty lk o ta o s ta tn ia umożliwia płodne porów nania.

P oza p a ń s tw am i, należałoby wzbudzić zain tere so w a n ie do badań, o k tó ry c h m ó­

wim y w śró d je d n o s te k , badaczów obsza­

rów p o d biegun o w ych, właścicieli wielkich sta tk ó w , a p r z e d e w s z y s tk ie m wśród w iel­

k ich T o w a rz y s tw tra n s a tla n ty c k ic h .

4) P o s t a n o w i e n i a k o n g r e s u . Po w y s łu c h a n iu powyższego spra w ozd a ­ nia, IX-y m iędz y n aro d o w y k o n g res g e ­ ograficzny w y ra z ił życzenie następujące:

„Kongres z a p a tru je się n a zbadanie fi­

zyczne i biologiczne oceanu A tla n ty c k ie ­ go j a k o na je d n o z n ajpilniejszych zadań w dziedzinie oceanografii. Sądzi, że ho ­ n o r n a k a zu je cyw ilizo w an y m p a ń stw o m Europy, A fryki i A m eryki, położonym na wybrzeżach A tla n ty k u , podjęcie tej p ra ­ cy, i to te m spieszniej, iż, niezależnie od in te res ó w b ezp ośrednich żeglugi po oce­

anie A tlan ty c k im , trz e b a również p a m ię ­ tać o niem niej w a żny ch potrzebach r y ­ bołów stw a i m eteorolo gii1* ‘). Kongres polecił n a d to p rze w o dniczącem u sekcyi oceanograficznej, a b y życzenie powyższe zakom unikow ał rządom , i ab y sam w y ­ brał p e w n ą ilość osób do t. zw. „komi- syi a t l a n t y c k i e j “. P oniew aż k ilka osób, w te n sposób w y b r a n y c h , było n a k o n ­ g resie nieobecnych, więc nowa kom isya nie m o g ła się narazie zebrać; ale z a s tr z e ­ żono, że m a ona prawo, o ile to u z n a za p otrzebne, po w ię kszy ć sw e grono zapo­

mocą kooptacyi.

Na propozycyę prof. V in c ig u e rra k o n ­ gres w yraził analogiczne życzenie w kwe- sty i zorgan izow ania b adań n au k ow y ch nad morzem ŚródzieTnnem, szczególnie w j e g o części zachodniej. Zdaje się, że p ro je k t ten m ożnaby połączyć z wyżej opisanym . W yznaczen ie Rzymu, jak o m iejsca przy szłeg o k o n g re s u geograficz­

nego w 1911 roku. zapew nia projektow i

') LX-y m ięd zy n a ro d o w y k o n g res g eo g ra ficz­

n y w G e n e w ie , R e z o lu c y e i ż y c zen ia , str. 23, 3.

prof. V in c ig u e rra szanse poważnej dy- skusyi i, co zatem idzie, powodzenia.

Tłum. L. H ,

K R O N I K A NAUKOWA.

Promieniowanie p pierwiastków zwykłych.

D ziedzina ciał prom ieniotw órczych stanow i obecnie sp ecyaln y dział chem ii fizycznej—

chem ię elektronów , gdzie elektrom etr zastą­

pił w agę— potężny w chem ii atom ów środek badania ilościowego; elektrom etr w tym ra­

zie je st narzędziem fizycznem znacznie czul- szem od najczulszej wagi precezyjnej, m ie­

rzy bowiem ruch mas 1012 rnzy m niejszych, niż najmniejsza masa, którą można ocenić na wadze. E lek trom etr w łaśnie był owem czułem narzędziem , które pozwoliło państw u Curie w ykryć i zm ierzyć w sm olistej rudzie uranowej zawarte n iezw yk le drobne iiośoi radu.

O ile chodzi o jakościow e i jednostronne tylk o stw ierdzenie prom ieniotw órczości, mia­

now icie, gdy chodzi o wykazanie w ydziela­

n ych przez substanoyę promieni p, można w ty m celu w yzyskać własność tyoh pro­

m ieni działania na czulą p ły tk ę fotograficz­

ną. ostatnią m etodą posługiw ali się w ostatnich czasach M. Levin i R. Ruer celem wykazania w łasności prom ieniotw ór­

czych pierw iastków zw y k ły ch . Um ieszczali oni badaną substanoyę na p ły tce fotogra­

ficznej, owiniętej w czarny papier, a po pół­

rocznej okspozycyi p ły tk ę w yw oływ ali.

W ten sposób przekonali się, że lit, sód, m iedź, srebro i złoto oraz ich sole nie dzia­

łają na p ły tk ę czułą na św iatło, sole zaś p o ­ tasu i dwie poddane badaniom sole rubidu I o k a la ły się czynneini; m ianow icie sole po­

tasu, pochodzące z Tyrolu, Ros3yi południo-

| wej i Chili, oraz preparaty kupne są prawie 1 000 razy mniej czynne niż promienie p ura­

nu, preparaty zaś rabidow e bardziej są ak­

ty w n e, niż uran. A zotan cezu i sole am o­

now e nie dają efek tu fotograficznego. Z dru­

giej grupy peryodycznej tylk o sole berylu okazały się czynnem i, lecz w stopniu nie­

jednakowym : preparat, najmocniej działający na p ły tk ę uczuloną, zaw ierał rad; własna aktyw ność p berylu musi być znacznie słab­

sza od aktyw ności potasu. Z trzeciego sze­

regu tylk o preparaty lantanu (wolne od ra­

du) działają na p ły tk ę fotograficzną. W ęgiel,

krzem, tytan , germ an, cyrkon i cyn a nie

dają efektu fotograficznego; cer również

zdaje się nie je st aktyw ny; obserwowane

dla preparatów ceru promieniowaiiio p po-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Badania nad rolą w biocenozie chrząszczy z rodziny biegaczowa- tych w yjaśniły ich znaczenie jako regulatora w rozradzaniu się szkodliwych

serw acji w odniesieniu do K siężyca daje jego terminator (linia, gdzie przylegają do siebie oświetlona przez Słońce i nie ośw ietlona część tarczy). Istnienie

Niedaleko tego wulkanu, porośniętego w części niższej obfitą roślinnością i lasami, znajduje się duże jezioro Kronockie ciągnące się do Oceanu

szych przestrzeni. Z tego też powodu, w obu działach, badania ześrodkowują się na poznaniu granic występowania, możliwie jaknaj większej ilości form i warunków,

powiednio przez wyrazy: emisya i ondu- lacya, które znów, ja k to wskazał Bur- ton, mogą być ostatecznie identyczne, jeśli materya składa się z figur wysiłu

jąć, że księżyce są meteorytami, które zakończyły swój b y t asteroidalny przez przyłączenie się do planet; obracając się zaś koło tych środków

na rozrywa się w pierścienie, między któ- remi powstaje nowy cylinder płynny, zwolna krzepnący znowu na powierzchni. Zjawisko to powtarzać się może ad infi-

ziowii w Kongo, Niemcy, Portugalczycy oraz Belgowie starają się zaprowadzić sztuczne plantacye drzew kauczukowych w swych koloniach; na Malacce, Sum a­. trze i