• Nie Znaleziono Wyników

Oko Innego/cudzoziemca jako możliwa perspektywa poznawcza literatury polskiej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Oko Innego/cudzoziemca jako możliwa perspektywa poznawcza literatury polskiej"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Teresa Walas

Oko Innego/cudzoziemca jako

możliwa perspektywa poznawcza

literatury polskiej

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4 (112), 39-47

2008

(2)

O k o In n e g o /cu d zo zie m ca

ja ko m o ż liw a p e rsp e ktyw a po zn a w cza

lite ra tu ry polskiej

Zacznę od obrazu, k tó ry często przyw ołuję, gdy czytam ze stu d e n ta m i teksty Szkłowskiego - Wskrzeszenie słowa czy Sztukę jako chwyt - by uzm ysłowić im lepiej, jak m ożna rozum ieć m artw e słowo, czym jest autom atyzacja, czym chwyt, na czym polega różnica m iędzy w idzieć a w iedzieć. O to m ieszkam w c e n tru m pięknego m iasta, gdzie co krok n atra fić m ożna w zrokiem na arch itek to n iczn e dzieła sztuki. Idąc na zakupy, k ieru ję się k u płycie R ynku z w idocznym i z daleka S ukiennicam i, z praw a podsuw a się m ojem u sp o jrzen iu kościół św. W ojciecha, nieco głębiej w tle - Bazylika M ariacka. W iem , co m ijam , oko obejm uje i rozpoznaje znajom e k ształ­ ty, najczęściej jednak czyni to bezrefleksyjnie i b ezn am iętn ie, póki coś - na przy­ kład niezw ykłe ośw ietlenie - nie w ytrąci go z praktycznej rutyny. Z darza się jed­ nak, że oprow adzam po K rakow ie gości - z innych m iast lub, częściej, z innych krajów i p rzem ierzam z n im i tę sam ą trasę. M am p rze d oczyma te sam e budy n k i, kościoły, portale. Ale oko m oje nie tylko zatrzym uje się na n ic h i je ogarnia; ono już je w stępnie tak su je jako p rze d m io t cudzego spojrzenia, wydobywając z nich to, co ta m te m u sp o jrzen iu m oże być pokazane jako w artość, jako coś w zbudzają­ cego zaciekaw ienie lub podziw. To poten cjaln e cudze oko um ieszczone w m oim oku w łasnym m odyfikuje perspektyw ę p atrz en ia i treść sam ych spostrzeżeń: wy­ trąca je z oczywistości, p roblem atyzuje, uw rażliw ia na w artościow anie. Tym do­ m niem an y m cudzym okiem kierow ana dostrzegam rzeczy, które m i um ykały - jakieś n iezauw ażone d o tą d d etale, szczególnie p ię k n e arc h ite k to n ic z n e ujęcia; selekcjonuję tym okiem w idoki, wyszukuję n im m iejsca p od ta k im czy innym wzglę­ dem atrakcyjne. Ale też ostrzej niż zwykle w idzę n im w szelkie uchybienia este­ tycznej harm o n ii: b ru d , pospolitość, bałagan, kakofonię reklam .

3

9

(3)

4

0

Szkice

N ie tru d n o zgadnąć, k u jakiej analogii obraz te n m a prowadzić: lite ra tu ra oj­ czysta przysw ajana n ajp ierw w trak cie pierw otnego, na wpół św iadom ego z a n u ­ rzania się w k u ltu rz e, po tem zaś w procesie ukierunkow anego już jej n auczania, także wtedy, gdy poddaw ana jest głębszej profesjonalnej refleksji i wciąż p rz e ­ kształcana przez in terp retacje, zawsze stanow i rodzaj natu raln eg o otoczenia, w k tó ­ rym po ru szam y się w znacznej m ierze bezw iednie i z którym więź, jak w ięzi ro ­ dzinne, nie podlega negocjacji, choć oczywiście i lite ra tu ra ojczysta, p odobnie jak bliscy, z k tórym i związało nas pochodzenie, bywa przez nas różnie oceniana. N aw et jednak i wówczas, gdy w artość jej w ydaje się problem atyczna, gdy się ją kw estio­ nuje i odrzuca, dystans w zględem niej m a ch a rak te r w jakiejś m ierze inscenizow a­ ny, przyjm ow any jest bow iem wciąż we w n ętrzu danej kultury, która pro g ram u je zarówno pozytywne swoje treści, jak też sposoby i k ie ru n k i b u n tu w zględem siebie. K ształt lite ra tu ry ojczystej w jej zrośnięciu z d ziejam i n a ro d u jest czym ś oczywi­ stym , logicznym i w ytłum aczalnym , a zarazem czym ś niepozw alającym - podob­ nie jak w łasny język - w p e łn i ogarnąć swej racjonalności. Ona sam a, ta lite ra tu ra , jest p rzed m io tem p oznania, ale n ie wyboru, zw iązek z nią m a ch a rak te r organiczny, choć, co oczywiste, m ożna przedkładać n a d nią lite ra tu ry inne, gdy - jak pow iada M iłosz - „szukając w tajem niczeń najwyższego g atu n k u , w tw órczości p rzy n ależą­ cej do w łasnego języka ich nie z n a jd u je m y ” . Gdy uczy się lite ra tu ry ojczystej tych, dla których jest ona lite ra tu ra rodzim ą, jest się zabezpieczanym przez w spólnotę trad y cji nadzorującą proces sam orozum ienia i działającą jak rozbudow ana synek- docha, gdzie część zawsze odsyła do całości, a całość w ystępuje p o d postacią części.

W iadom o wszakże, iż m oże też zachodzić sytuacja inna, któ rą w ielu z nas zna dobrze z w łasnej p rak ty k i, a k tó rą także unaocznia ów przyw ołany na w stępie ob­ raz: że z naszą lite ra tu rą ojczystą zaznajam iać m am y kogoś, kto usytuow any jest na zew nątrz narodow ej i kulturow ej wspólnoty, do której lite ra tu ra ta przynależy. Pojaw iają się wówczas oczywiste kłopoty zw iązane z tym , co m ożna nazwać h am o ­ w aniem kom un ik acji, a co jest sw oistą odm ianą szum u i zazwyczaj w ynika zarów ­ no z b ra k u w spólnej encyklopedii, jak i odm ienności k u ltu r i historycznych do­ świadczeń. N ie te jed n ak kłopoty, an i sposoby rad zen ia sobie z n im i b ęd ą tu p rze d ­ m io tem m oich rozw ażań. N ie in te resu je m n ie także rutynow e d ziałanie, jakim rów nież bywa przekazyw anie w iedzy o własnej lite ra tu rz e obcem u odbiorcy, d zia­ łanie kierujące się p rostą efektyw nością i zm ierzające głównie do zm inim alizow a­ nia inform acyjnych strat. In teresu je m n ie postaw a p ro blem atyzująca owo działa­ nie, przejaw iająca się w szczególnej dialektyce afirm acji i dystansu, któ ra w stęp­ nie zakłada w artość w łasnej literatury, a zarazem przyjm uje, że ta w artość tra k to ­ w ana być m oże (musi?) jako nieoczyw ista, jako n ie u sta n n ie negocjow ana z innym p artn e re m , z cudzym okiem , z o dm ienną k u ltu rą . Że więc obraz tej lite ra tu ry m usi być także stale dynam izow any, wciąż na nowo poddaw any w eryfikacji; kształtow a­ ny nie tylko za pom ocą prostych zasad literaturoznaw czej profesjonalności, ale i poddaw any naciskow i innego k ry te riu m - dobrze rozum ianej atrakcyjności. Jeśli więc powrócić do wyjściowego obrazu zw iedzanego m iasta i rozw inąć go w szerszą m etaforę, w ykorzystującą podłoże tej analogii, pow iedzieć m ożna, że wykładowca

(4)

rodzim ej lite ra tu ry dla cudzoziem ców jest nie tylko w yspecjalizow anym p rzew od­ nikiem , su m ien n ie pokazującym obiekty zarów no skrom ne jak i szczególnie god­ ne w idzenia, ale i agencją turystyczną, która, chcąc zwabić jak najw ięcej gości, wytycza specjalne szlaki zw iedzania, ara n żu je przygody i atrak cje, by m iejsco­ wość, niem ogąca się poszczycić zbyt dużą ilością gw iazdek w p o p u la rn y c h bede- kerach, zyskała na w artości, a zw iedzający poczuł się w p ełn i usatysfakcjonow any swoim w yborem . Bo wybór te n - gdy o lite ra tu rz e mowa - często bywa p rzy p a d k o ­ wy lub spow odow any p raktycznym i czy też innym i, p o zaliterack im i czynnikam i. M iałam studentów , którzy zapisyw ali się na lite ra tu rę polską z konieczności, bo sprzedaw ano ją w jednym pakiecie z lite ra tu rą rosyjską; m iałam i tak ich , którym za zaliczenie k u rsu lite ra tu ry i języka polskiego babcia obiecywała 500 dolarów. By sprostać ta k im turystycznym w yzwaniom , nie zawsze w ystarczy być znawcą czy naw et en tu zja stą m iejsc, któ re się pokazuje. Trzeba być strategiem uw zględ­ n ia jąc y m n ie tylko tr u d y sam ego zw iedzania, ale i persp ek ty w ę obcego oka - rów nocześnie zdystansow anego i łakom ego w rażeń. O znacza to w yrobienie w so­ bie p o n ad to bliźniaczej perspektyw y, k tóra pod w zględem herm en eu ty czn y m jest odw róceniem tam tej: o ile oko zew nętrzne, oko przybysza zm ierza do względnego p o m niejszania d ystansu, oko przew odnika dystans te n sobie zadaje, szukając dla sam ego siebie innego niż zazwyczaj usytuow ania, co w sposób oczywisty pow oduje też, a na pew no m oże powodować, zm ianę k sz tałtu sam ego przedm iotu.

Oczywiście, lite ra tu ry - jak m iasta - m iew ają swoją u stalo n ą renom ę. Są takie (m ożna je określić jako m ocne), które bez tr u d u zdobyw ają zainteresow anie i stają się pow szechnie p rze d m io te m studiów, i są słabsze, któ re przyciągają m niej licz­ nych, a k ated ry im pośw ięcone pojaw iają się i z n ik ają lu b zm uszane są do zaw iera­ nia strategicznych sojuszów, by utrzym ać się przy życiu. W iadom o, że decydują tu różne czynniki: zasięg języka, h isto ria polityczna i gospodarcza, ogólna m oc k u l­ tury, stanow iącej endem iczne podłoże pojaw iania się i rozkw itu talentów. W iadom o też, że ak u ra t lite ra tu ra polska nie należy do lite ra tu r p o d w szystkim i tym i w zglę­ d am i dobrze wyposażonych: zajm ując w ysoką pozycję w k u ltu rz e i życiu własnej zbiorow ości narodow ej, n ie zyskała nie tylko porów nyw alnej, ale naw et w zględnie wysokiej pozycji na światowym rynku. Co tłum aczy się w ąskim zasięgiem języka, p e rtu rb a c ja m i politycznym i, długotrw ałym b rak ie m państw owości, ale i słabością samej kultury, raczej podatnej na wpływy niż inicjującej nowe p rąd y i k ie ru n k i w sztuce. Za przyczynę w reszcie fu n d a m e n ta ln ą owego niew ielkiego światowego rezo n an su uw ażana bywa, z p o p rze d n im i zw iązana czy wręcz z n ic h w ynikająca, lokalność lite ra tu ry polskiej, określana m niej życzliw ie jako zaściankow ość - jej nazbyt ścisły zw iązek z narodow ą p roblem atyką i jej p atriotyczne oraz edukacyjne zobow iązania. Czego św iadom i byw ali sam i tw órcy tej literatu ry , jak Ż erom ski, k tóry p isał w pow stałym w roki 1915 szkicu Literatura a życie polskie: „D la gustów cudzoziem skich nasza powieść w spółczesna, p rzepojona uczuciem p atrio ty zm u , nab rzm iała i przeładow ana kw estiam i n a tu ry społecznej, jest niezrozum iała i co gorsza - jałowa [...]. N ie przynosim y św iatu w iadom ości artystycznej o zaw iło­ ściach duszy człow ieka. M ów im y w ciąż o zaw iłościach duszy P olaka” .

41

(5)

42

Szkice

P rzy p o m in am te oczywiste sprawy, bo w ykładow ca lite ra tu ry polskiej staje p rze d koniecznością u św iadom ienia sobie tego sta n u rzeczy i zaprojektow ania postaw y swojego potencjalnego słuchacza. N ajłatw iejsza do zaprojektow ania bywa postaw a w spółodczuw ania po stronie odbiorcy. Z akłada się wówczas (i przyjm uje) niew ielki dystans poznawczy, uznając, że dyskurs prow adzony przez zaim ek „m y” oraz w ytw arzający się w słuchaczu jego rezonans, k tó rem u przysługuje zaim ek „oni”, m ają tę sam ą em ocjonalną tonację, te n sam k ie ru n e k identyfikacji. K ształ­ tow ana w horyzoncie tego założenia, pierw otna, sk ą d in ąd fu n d ato rsk a dla naszej w łasnej tożsam ości opowieść o lite ra tu rz e polskiej, jaką dysponuje na użytek ob­ cych p o te n cja ln y jej w ykładowca czy popularyzator, jest opow ieścią o szlachet­ nym upośled zen iu czy - by odwołać się p rzew rotnie do Sade’a - o cnocie niena- grodzonej („C hętnie chw alona, jed n ak rzadko czy tan a” - ta k zatytułow ał swoją przedm ow ę do w yboru polskich opow iadań M arcel R eich-R anicki, co przy p o m i­ na form ułę określającą kobietę - tyleż pozytywną, co deprecjonującą: szlachetna, ale niepociągająca). W tak ą opowieść, przedstaw iającą dzieje lite ra tu ry w służbie n aro d u i społeczeństw a, wyposaża go (wykładowcę) tradycja i pow szechne roze­ znanie, celem zaś jego sam ego m a być zdobycie dla tej opowieści chętnego i życz­ liwego słuchacza. Opowieść ta m oże m ieć c h a ra k te r m artyrologiczno-hagiogra- ficzny lub być pozytyw istycznym z ducha case study, w obu wszakże przy p ad k ach dom aga się od Innego herm eneutycznej tran slo k ac ji w często n ie zn a n e m u do­ św iadczenie h istoryczne oraz zaakceptow ania osobliwego system u w artości (na p rzy k ład poglądu, że obow iązek p atrio ty cz n y p isarza więcej jest w art niż arty­ styczny cel lite ra tu ry czy szukanie właściwego sposobu ekspresji swojej osobowo­ ści). By stać się fo rtu n n y m odbiorcą tej opowieści, zdolnym do przyjęcia owej współ- odczuw ającej postawy, w konsekw encji zaś - życzliwym czytelnikiem ta k ch a ra k ­ teryzow anej literatury, trzeba odznaczać się pew nym cecham i m ilcząco za k ła d a­ n ym i przez opow iadacza w głębokiej presupozycji: m ieć w yrobioną w sobie sym ­ p atię dla krzyw dzonych narodów , podziw dla lite ra tu ry m isyjnej oraz h erm eneu- tyczną gotowość do przekraczania w łasnego hory zo n tu historycznego.

N a to, że przyjęcie takiej postaw y wcale nie jest ta k pow szechne i oczywiste, jak m ogłoby się nam , upow szechniającym tę opowieść wydawać, zwraca uwagę M iłosz, gdy w szkicu O historii polskiej literatury, wolnomyślicielach i masonach przy­ tacza kom entarze, jakie na m a rg in esie k siążki Ju lia n a K rzyżanow skiego Polish Romantic Literature zostaw iali stu d e n ci z B erkeley („D obrze im tak!”, „B ili ich za m ało!” „K arły udające olbrzym ów !”); św iadectwo podobne przyw ołuje - z p rzy­ krością, ale i ze zrozum ieniem - w spom niany wcześniej Reich-R anicki, gdy w swoim podziękow aniu z okazji p rzyznania m u N agrody im. L indego cytuje o p inię o We­ selu W yspiańskiego w ystaw ionym w 1992 ro k u na F estiw alu w Salzburgu, w yrażo­ ną przez G erharda S tadelm aiera we „F ra n k fu rte r A lgem eine Z e itu n g ”: „D la nie- -Polaków niezro zu m iałe straszydło”, „nikogo to nic nie obchodzi; nie pow inno się tej sztuki przekładać na języki obce” .

P rzed form ow aniem i rozpow szechnianiem takiej opowieści o lite ra tu rz e p o l­ skiej sam M iłosz (skądinąd, jak w iadom o, autor Historii literatury polskiej) we wcześ­

(6)

niej cytow anym szkicu w yraźnie przestrzegał, pisząc: „Z ałożenie polskich p rofe­ sorów: że w ystarczy zaw iadom ić świat o szlachetności polskiej duszy, żeby wyzwo­ lić u tajo n ą m iłość, jest błędne. Ród lu d z k i n ie ceni porażki. Wyzwala ona raczej popędy sadystyczne” . I dalej, ko m en tu jąc p rzypadek K ridla jako autora angloję­ zycznego p o d ręcznika lite ra tu ry polskiej: „Być m oże K ridl jest dowodem , że p ro ­ fesor, zan im nie odzwyczai się od polskiej publiczności, n ie po trafi do cudzoziem ­ ców przem ów ić. M ity rodzinne, zakorzenione w języku i znajd u jące uczuciowy oddźw ięk, są dla n ic h m artw e” .

Czy znaczy to, że te n rodzaj opowieści o naszej literatu rz e jest dla cudzoziem ­ ca m ało atrakcyjny i snuć ją w ypada tylko we w łasnym gronie, jak ro d zin n e w spo­ m nienia? T rudno odm ów ić racji M iłoszow i, gdy pisze, że ró d lu d z k i nie ceni p o ­ rażki, ale n iem niej praw dziw e w ydaje się spostrzeżenie, że te n sam ró d w ykazuje jed n ak trw ałe zainteresow anie dla tragicznych h isto rii, a m it heroicznej klęski ro zp am iętu je rów nie chętnie, jak m it zwycięstwa. M uszę też przyznać, że m oje osobiste dośw iadczenia nie w p ełn i p otw ierdzały sceptycyzm M iłosza. D w u k ro t­ nie w swojej praktyce w ykładow cy lite ra tu ry polskiej dla am erykańskich słuchaczy odwoływ ałam się do w a ria n tu m artyrologicznego tej k anonicznej, tożsam ościowej opow ieści - raz, gdy p ro w a d ziłam zajęcia z now oczesnego d ra m a tu polskiego z uw zględnieniem d ram a tu rom antycznego, d ru g i raz - p rzy okazji ku rsu , który obejm ował m .in. problem : „ L iteratu ra polska wobec totalitary zm ó w ” . I w każdym z tych przypadków spotkałam się nie tylko z zainteresow aniem , ale i em ocjonal­ nym zaangażow aniem studentów , p ara d o k saln ie tym głębszym , im m niej m ieli w spólnego z po lsk im i k orzeniam i, a w ięc im b ardziej nie była to ich opowieść. Polski m esjanizm , k tóry M iłosz zgodnie z w łasną jego oceną w swym p o d ręczn ik u tak zręcznie zeskam otow ał, b u d ził ich zdum ien ie, więcej w n im jednak było życz­ liwej ciekaw ości n iż irytacji. D la m n ie sam ej n a to m ia st opow iadanie m łodym A m erykanom Dziadów pow ołało do życia zu p e łn ie nowe dośw iadczenie rodzim ej literatury. D zieło M ickiew icza uw alniało się nagle od dotychczasow ego ciężaru histo ry czn o literack ich kontekstów (jako że tylko niew ielki ich ułam ek m ogłam bez n aru sz an ia zdrow ego rozsądku zaktyw izow ać), uzyskiw ało jakąś nową p rze j­ rzystość, wciągało jak przygoda. Opowieść k anoniczna otrzym yw ała bow iem od­ m ie n n ą ram ę m odalną, k tó rą m ożna zaw rzeć w nasyconej żarliw ą zachętą frazie: „W yobraźcie sobie” . W yobraźcie sobie takie czasy, ta k ie konieczności, ta k ie losy, w yzw ania i odpow iedzi. Ta ram a m odalna tw orzyła coś w ro d za ju podw ójnego poznaw czego passe-partou, z jednej strony budow ała em ocjonalny dystans różny od czystego dystansu historycznego, z drugiej - kształtow ała in n ą form ę em ocjo­ nalnego zaangażow ania: w h erm en eu ty czn ą skuteczność aranżow anego spotkania z utw orem . Takie w yjście niejako na zew nątrz dośw iadczenia, które stanow i jądro jednego z najb ard ziej w yrazistych projektów tożsam ości narodow ej i kulturow ej, zm ienia nieco uczuciow o-poznaw czą perspektyw ę, u ru ch a m iając m ech an izm po ­ dobny do tego, jaki znany jest badaczom osobowości neurotycznych i opisyw any jako m ech an izm sam oalienacji czy depersonalizacji. W ydaje się jednak, że w p rzy ­ p a d k u badacza lite ra tu ry d ziałanie tego m e ch a n izm u jest b ardziej korzystne niż

43

(7)

4

4

Szkice

destrukcyjne, pom aga bow iem zobiektyw izow ać spojrzenie, rozbić u ta rte stereo­ typy, a także uzyskać do w łasnej k u ltu ry nowy dostęp uczuciowy, k tó ry nie jest już prostą id e ntyfikacją z tym , co w łasne, lecz z tym , co usytuow ane w obiektyw nym polu w artości.

M ożna jed n ak na lite ra tu rę polską jeszcze inaczej spojrzeć cudzym okiem , szu­ kając jej atrakcyjności. I ta k zbudow ać opowieść o niej, b y to, co pow szechnie uchodzi za jej defekt - więc lokalność, herm etyczność, zostało obrócone w zaletę, pokazane jako egzotyzm . Dość często w yrażane bywało i jest p rzekonanie, że lite ­ ra tu ra polska nie przyciąga uw agi obcych i nie p o trafi wywalczyć sobie własnego m iejsca w ich k u ltu rz e , poniew aż jest z jednej strony w tórna w sto su n k u do Z a­ chodu („Twórczość polska nie uku ła an i jednej nowej form y” - stw ierdzał stanow ­ czo Stanisław L am w szkicu O ideologię przyszłej literatury polskiej z 1917 roku), z drugiej - tru d n o przysw ajalna, ale nie dość egzotyczna. Jak p isał w la tac h trzy ­ dziestych ubiegłego w ieku cytowany przez H enryka M arkiew icza w jego ro zp ra­ wie Międzynarodowe znaczenie literatury polskiej w sądach krytycznych i historycznoli­ terackich W ładysław Jabłonow ski: „Jesteśm y m niej in teresu jący dla Z achodu niż społeczeństw a b ardziej prym ityw ne od nas, barw niejsze, w swych objaw ach tw ór­ czych b ezw iedniejsze, od reg u ł obow iązujących w olniejsze”. Jak więc tej egzotyza- cji lite ra tu ry polskiej, w rozsądnych rzecz jasna granicach, dokonać? W ym aga to dw u co n a jm n ie j zabiegów: p rzy m g len ia , z a ta rc ia o strości k s z ta łtu opow ieści kanonicznej, jej - że się ta k w yrażę - „d e n a tu ra liz a c ji” i w yeksponow ania jej n a j­ b ardziej zdum iew ających, ekstraw aganckich, by nie rzec - szalonych elem entów. Takie spojrzenie, w ychodzące n aprzeciw obcem u oku, a zarazem swojskość dla sam ego siebie w yobcowujące, pozw ala nieco inaczej zobaczyć polski rom antyzm . M esjanizm n ie będzie w tej opow ieści - jak u M iłosza - zatajany, lecz w yraziście wydobyty, także - jak chce tenże M iłosz - jako m o raln y skandal; na p la n ie pierw ­ szym pojaw i się Słowacki z d ra m a ta m i m istycznym i i z Królem-Duchem, przy k tó ­ rym b led n ie Legenda wieków. S pojrzenie to pozw ala w ykreślić linię od sarm aty- zm u przez rom antyzm ze Słow ackim w łaśnie, przez W yspiańskiego traktow anym nie jako czw arty wieszcz, lecz jako szaleniec w yobraźni, po W itkacego, Schulza, G om browicza, czyli zaprojektow ać o dm ienną opowieść o lite ra tu rz e polskiej: prze­ staje ona być h isto rią o tw órczości artystycznej uw ikłanej w obow iązek p atrio ty cz­ ny i dydaktyzm społeczny, a przybiera postać fabuły niesam ow itej i na swój spo­ sób ekscytującej.

Oczywiście, m ożliw a i upraw iana jest także strategia w jakiejś m ierze przeciw ­ na, polegająca na ta k im form ow aniu opowieści, by uległa p o m n ie jsz en iu nie tyle waga, co w idoczność tych elem entów , których przysw ojenie spraw ia oku Innego najw iększą tru d n o ść, uw zględnione zaś zostały p rzede w szystkim takie, któ re wy­ kazują w zględne podobieństw o do tego, co jest m u znane, bo m ieści się w kręgu szerszego dośw iadczenia historycznego i kulturow ego. O znacza to odsunięcie na pla n dalszy lite ra tu ry rom antycznej i całego polskiego n u r tu tyrtejskiego, a w yra­ zistsze ośw ietlenie tego, co łączyło i łączy lite ra tu rę polską ze św iatem w olnych E uropejczyków - czyli z jednej strony polskiego ren esan su i baro k u , ale nie b a ro ­

(8)

k u Potockiego czy Paska, lecz b aro k u M orsztynów i S ępa-Szarzyńskiego, z drugiej strony - m o d e rn izm u , choć nie tyle m o d e rn izm u polskich aw angardzistów i f u tu ­ rystów, w części naśladow czych w sto su n k u do Z achodu (acz i tu wciąż jeszcze sporo jest do pokazania), co raczej W itkacego, L eśm iana, Schulza i G om browicza. W arto podkreślić, że ta k i m anew r, nieobcy rzeczyw istym w ykładow com lite ra tu ry polskiej jak Jerzy P ietrkiew icz, au to r zbioru szkiców zatytułow anych Literatura polska w perspektywie europejskiej, okazuje się zbieżny z p o szukiw aniam i innych źródeł tożsam ości, a także z p ró b am i dokonania nowego w yboru z tradycji, jakie podjęto po ro k u 1989, gdy zadeklarow ane zostało jawnie (choć być m oże p o chop­ nie), że p aradygm at rom antyczny, kluczow y dla o statn ich 150 lat polskiej kultury, w zetk n ięciu z w spółczesnością tra c i swoją k u lturotw órczą energię. Pojaw iły się więc koncepcje, by w zbiorowej p am ięci i k u ltu rz e aktywizować te obszary, k tó ­ rych nie dotknęła niew ola - czyli lite ra tu rę przedrozbiorow ą, p rzede w szystkim renesansow ą, choć, jak wiemy, nie b rakło też orędow ników sarm atyzm u, oraz lite ­ ra tu rę now oczesną, w dzisiejszym , szerokim jej ro zu m ien iu . W te n sposób polskie oko w spółczesne sprzym ierzyło się w jakim ś sensie z okiem Innego, którego w olny Polak odkrył w sobie sam ym . O tym , że w spółbieżność taka rzeczywiście zachodzi, św iadczy choćby w ypow iedź R ogera S crutona, k tó ry w w yw iadzie udzielo n y m „A rcanom ” tak ą dawał P olakom radę:

Sądzę, że wasza [...] arcybogata tradycja oporu przeciw zagrożeniu ze wschodu, wobec w szelkich „słowiańskich pokus”, może być dziś mniej przydatna niż znacznie starsza tradycja waszych instytucji politycznych, ich sprawnego funkcjonowania - tradycja się­ gająca jeszcze Renesansu. Zasadniczą rzeczą jest odnalezienie żywych elem entów trady­ cji, tych, które dadzą się odnieść twórczo do problemów współczesnego świata i które będziem y mogli zastosować tu i teraz.

Scruton m a na m yśli przede w szystkim tradycję polityczną, polski rep u b lik an iz m , k tóry faktycznie stał się dzisiaj m arkow ą ideą m łodych konserw atystów , ale jego m yśl da się też zastosować do trad y c ji literackiej sensu stricto, czyli przełożyć na w skazanie, by eksponować - ta k wobec swoich jak i obcych - n a tu ra ln e w ięzi łą­ czące lite ra tu rę polską z E uropą, w spółcześnie zaś z rozleglejszym i także obszara­ m i kultu r. Taka in ten cja dw oistego adresu - rodzim ego i obcego czytelnika w i­ doczna jest, jeśli n ie szukać daleko, w p u b lik a cjac h A ndrzeja Borowskiego, zarów ­ no krajow ych, jak i tych przeznaczonych na eksport; rządzi ona także niedaw no w ydanym podręczn ik iem M ichała P. M arkow skiego, który tro p em Nycza rozw ija koncepcję polskiego m o d e rn izm u na użytek lokalnej, by ta k rzec, h isto rii lite ra tu ­ ry, a zarazem jako projektodaw ca studiów nastaw ionych na obcojęzycznego od­ biorcę odpow iada na zapotrzebow anie i tego k o n tra h e n ta , gotowego za in te re so ­ wać się tw órczością uw zględnionych przez autora pisarzy. Ten rodzaj opowieści przedstaw ia lite ra tu rę polską nie jako ew enem ent w yrosły z n ien o rm aln y ch oko­ liczności historyczno-politycznych, lecz jako pełnopraw ną, choć niew ątpliw ie swo­ istą, część europejskiej lite ra tu ry i kultury. To obraz łatw y do przyjęcia dla cudzo­ ziem skiego oka, a zarazem zm ieniający naw yki oka rodzim ego, zazwyczaj n a k ie ­

45

(9)

4

6

Szkice

row anego p rzede w szystkim na w iek X IX jako na najisto tn iejszy m om ent w k u ltu ­ rze polskiej.

In n y m w reszcie ro dzajem opowieści o polskiej lite ra tu rz e , mogącej przyw abić cudze oko, a zarazem nieco o dm iennie wym odelować pole i naw yki własnego jej w idzenia, opow ieści raczej rwanej i epizodycznej niż ciągłej i p łynnej, byłaby n a r­ racja rew indykacyjna, ukazująca różne polskie w ynalazki literack ie m niej lub b a r­ dziej artystycznie udane, któ ry m drogę do światowego re je stru u tru d n ił lub wręcz odciął ograniczony zasięg języka, czasem zaś też dodatkow o lokalność p ro b lem a­ tyki. Byłaby ona in n ą, m niej heroiczną, b ardziej jednak, jak się w ydaje, in te re su ­ jącą w ersją h isto rii o zaprzepaszczonych szansach, a da się ją zm ontow ać z m a te­ ria łu w k o m p en d iach uw zględnianego, choć niek ied y pozostającego poza n u rte m tytułów kanonicznych i obligatoryjnych. Za tego ro d zaju w ynalazek uznać m ożna niew ątpliw ie Dziady traktow ane jako szczególna form a d ra m a tu rom antycznego, ta k im w ynalazkiem jest Pałuba Irzykowskiego, są n im i także d ram aty W yspiań­ skiego, które w w iększości ze w zględu na historyczne odniesienia pozostaną za­ pew ne osobliwością przeznaczoną do narodow ego głów nie użytku, z jednym może w yjątkiem - Akropolis, m im o jego ta k głębokiego osadzenia w konkrecie rzeczyw i­ stej p rzestrzeni.

Tu pozwolę sobie raz jeszcze na odw ołanie się do osobistego dośw iadczenia. K ilkanaście lat te m u poproszono m n ie o serię w ykładów dla przebyw ającej w K ra­ kowie gru p y am erykańskich studentów szkoły te atraln ej i czynnych już zaw odo­ wo aktorów. T em atyka w ykładów była dow olna, m iały one jedynie w jakiś sposób w iązać się z K rakow em . W ybrałam więc W yspiańskiego jako najbliższego profesji m oich słuchaczy, a zarazem atrakcyjnego przez wielość upraw ianych sztuk. O czy­ wiście słuchacze ci n igdy w życiu o W yspiańskim nie słyszeli, nie zn a li języka polskiego, nie m ie li pojęcia o polskiej h isto rii. O pisyw anie dram atów W yspiań­ skiego na poziom ie abstrakcyjnych uogólnień wydawało m i się przedsięw zięciem dla obu stro n zabójczym , zdecydow ałam więc, że przybliżę im dwa d ram a ty - We­ sele bez nadm iern eg o w chodzenia w szczegóły oraz w łaśnie Akropolis. Wesele, ow­ szem, w zbudziło zainteresow anie, zaciekaw iło słuchaczy pow iązanie akcji fa n ta ­ stycznej z realistycznym podłożem , zwłaszcza że wycieczka do Bronowic podłoże to w p e łn i u k o n k retn iła. Ale streszczone Akropolis, jeszcze zan im skonfrontow ane zostało z żywą p rze strzen ią k ated ry w aw elskiej, było dla n ic h praw dziw ym olśnie­ niem . C hcieli to przeczytać po angielsku, p y ta li o detale, o dotychczasow e insce­ nizacje. I w tedy jaśniej niż kiedykolw iek zd ałam sobie spraw ę, jak zaprzepaszczo­ ny dla obcego oka jest te a tr W yspiańskiego. W tedy też po raz pierw szy przyszła m i do głowy idea rew indykującej h isto rii lite ra tu ry dla cudzoziem ców , któ ra zarazem byłaby opowieścią płynącą osobnym n u rte m w ew nątrz rodzim ych jej syntez.

Rzecz jasna strateg ią w ypróbow aną i zawsze zdającą egzam in w p rzy p a d k u w szelkich tran sferó w kultu ro w y ch n iezależn ie od narodow ej ich specyfiki, jest organizow anie przygód indyw idualnych - aranżow anie spotkań badaczy obcych z dziełem kon k retn y ch pisarzy. Ale i w tym w ypadku, gdy oku innego p rze d sta­ w iam y ich jako naszych dobrych znajom ych, w inniśm y to czynić z p rzekonaniem ,

(10)

czy m oże w ręcz z n adzieją, że ta m to oko pozw oli n am dostrzec nowe, niesp o d zie­ w ane ich rysy.

R ozw ażania te, co oczyw iste, m a ją c h a ra k te r teorety czn eg o p ro je k tu i nie uw zględniają an i d ynam iki, jaką w obraz lite ra tu ry polskiej w prow adza jej w łą­ czenie w k ontekst innych, k o n k retn y c h k u ltu r; an i rzeczyw istych wyborów, k tó ­ rych dokonało oko Innego w naszej literatu rz e, przysw ajając przez tłum aczen ia, ich w znow ienia, różne rodzaje w yróżnień tych a nie innych pisarzy i utw ory; ani interp retacy jn eg o w kładu, jaki w nieśli i w noszą do w iedzy o lite ra tu rz e polskiej realn ie istniejących cudzoziem scy jej badacze. Oczywiście, te opowieści jakoś we fragm entach istnieją, ale wciąż czekają na swoich kodyfikatorów. Ta ostatnia zwłasz­ cza na kodyfikatora szczególnie pracowitego.

Abstract

Teresa WALAS

Jagiellonian U n iversity (K ra k ó w )

The Eye of the Other/Alien as a Potential Cognitive Perspective

of Polish Literature

T h e article starts o ff fro m th e thesis holding th a t w h e re native literature becom es sub­ je c t to teaching ta rgeted at an alien recipient, shaped by a foreign national culture, th e perspective in w h ic h such literature is perceived changes and its o w n image is altered ac­ cordingly. T h e a u th o r suggests several versions o f a sto ry to be to ld o f Polish literature, p ro je cte d sub specie o f th e o ther's/alien's eye.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Z powyższego wynika, że okres pięcioletni praktyki zawodowej wymagany dla uzyskania uprawnień do kierowania robotami budowlanymi w specjalności konstrukcyjno-budowlanej w

darce nieruchomościam i (tekst jednolity Dz. gu na sprzedaż nieruchomości gruntowej niezabudowanej, położonej Turku przy ul. Generała W ładysława Andersa, oznaczonej

nin państwowych, językiem urzędow ym stał się język rosyjski, a eta t koni w stadninie ograni­.. czono do 140

Różnice pomiędzy średnimi wartościami badanych cech, oznaczonych jesienią i wiosną u pszczół z rodzin odmiennie zimujących, nie wykazały jak się wydaje jednoznacznych

Ryszard Krężołek, Elżbieta Krężołek, Małgorzata Krężołek-Tybon Firma Handlowo-Usługowa

Osoby skreślone z listy członków PKZP powinny odebrać swoje wkłady najpóźniej ciągu 6 miesięcy od dnia skreślenia. Jeżeli były członek PKZP nie odbierze swoich wkładów w tym

Wykorzystuje w pracy narzędzia, aplikacje i programy do komunikacji.

Wystawa oprawy książki.. alten