• Nie Znaleziono Wyników

Wspomnienie o Irenie Kotorowicz - Elżbieta Gralewska - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wspomnienie o Irenie Kotorowicz - Elżbieta Gralewska - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

ELŻBIETA GRALEWSKA

ur. 1955; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe Lublin, PRL, dzieciństwo, szkoła Urszulanek, Irena Kotorowicz

Wspomnienie o Irenie Kotorowicz

W szkole u Urszulanek była taka pani profesor ze starej kadry. Bo jak się zrobiła ta szkoła już nie urszulańska, tylko upaństwowiona, to siostry nie uczyły, ale u sióstr uczyły też osoby świeckie. Między innymi pani profesor Irena Kotorowicz, polonistka, łacinniczka, francuski też chyba znała, taka stara szkoła. Samotna osoba, mówiono, że miała pilota narzeczonego i on zginął. Ona nam taki dawała wycisk. Nam przez 4 lata wychowawczynie się zmieniały, ona nas wzięła w piątej klasie jako najgorszą klasę z całej szkoły, najniższą we wszystkim, i jak skończyliśmy ósmą, to byliśmy najlepszą klasą. Ale co ona z nami robiła. Zatrudniła pana Wasikowskiego, który pracował w ognisku muzycznym, i zrobił z nas chór, i to taki chór, że myśmy wszystkie ludowe pieśni z Lubelszczyzny znali, i to na głosy, i te takie niepopularne.

Powiedziała, że my tu mieszkamy, to powinniśmy umieć. On z nami to ćwiczył i też był taki ostry gość. Kiedyś był festiwal powiatów w domu kultury na Peowiaków, co tydzień jeden powiat i pani profesor kazała nam chodzić co tydzień, obejrzeć wystawę, notatki zrobić i potem wszystko to mieć napisane w zeszycie. Albo nas wysyłała do szpitala, jakiego chcemy, na wywiad, kiedy szpital powstał, jaki oddział, ilu pacjentów i byłam na Jaczewskiego, taki nowy wtedy szpital. Czytałam też we wspomnieniach na stronie Urszulanek, że dziewczyny urszulańskie, czyli starsze ode mnie, z panią Kotorowicz na Dejmka jeździły do Warszawy. A pani Kotorowicz to do Teatru Osterwy bez przerwy wysyłała i nie to, że siedzisz i oglądasz, tylko potem za kulisy, program trzeba najpierw sobie kupić, i poprosić o podpisy. Więc myśmy na pamięć znały wszystkich aktorów wtedy. Już wiedziałyśmy który to który i potem patrzymy, matko, ja go znam, a był innym. Po prostu otwierała przed nami ten świat i nie było przeproś. Wzięła też kogoś od kaniorowców, był akompaniator, a druga pani uczyła nas tańców ludowych. My miałyśmy taką grupę młodzieżową i liceum też nie odpuściła, liceum też miało grupę. Kiedyś na koniec roku te licealistki i my zatańczyłyśmy taniec łobuzów warszawskich, to pamiętam, że trzeba było łaty sobie naszywać na kolana, to mi się podobał rezultat. Ale nas tak męczyła, że myśmy o niej

(2)

mówiły Kotorówa. Jak szła korytarzem, o matko, idzie Kotorowa, więc wszystkie cichutko i na baczność, tak nas wyćwiczyła. To jest osoba, której jestem wdzięczna za wiele rzeczy.

Potem sobie przypominam, jak uczyłam w szesnastce i miałam dzieci niesforne, 5-6 klasa, to się nie dało tak wejść i nauczyć, tylko musiałam to ogarnąć i chyba byłam taką Kotorówą wtedy, bo przez pierwszy miesiąc nauczania doprowadziłam do tego, że miałam to, co u nas w klasie było, jak wchodziła pani profesor Kotorowicz. Bardzo ją kochałam, tylko trudna to była miłość. Więc jak ona otwierała drzwi, to my wszystkie na baczność, ona podchodziła do biurka, siadała i dopiero my, czyli jakby hierarchia i taka podstawowa grzeczność też. Zresztą u nas w domu też tak było, mama opowiadała, że jak rozmawiała ze swoimi synami, to oni nigdy nie siedzieli, tylko na baczność stali, także u nas była jakaś taka kindersztuba.

Data i miejsce nagrania 2018-07-04, Lublin

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zbyszek, który zajmował się bardziej sprawami merytorycznymi jak tylko zobaczył, że coś się sypie, to momentalnie wszystkim się zajął.. Wydaje mi się, że organizacyjnie nie

Czesław Maj: Ja się zetknąłem z tym, że koń tłuk się, znaczy przewracał się po stajni, no to konie się tak tłuką czasem, ale koń miał później warkoczyk taki, zawiązany

przedwojenni mieszkańcy kamienic nr 46 i 48 na Krakowskim Przedmieściu, Zadjamanowa, wkroczenie Niemców, Fiszman, "Mój Lublin", relacje polsko-żydowskie, życie codzienne..

Słowa kluczowe Lublin, II wojna światowa, ulica Kapucyńska, szkoła pani Arciszowej, Stefan Stefanowiz, Kołaczkowski, Wacława Arciszowa, Arbeistant, wywozy do Niemiec, edukacja

Szkoła miała warunki bardzo złe jeśli chodzi o wyposażenie, bo ławki były stare, podłoga z desek i smarowana była, chyba dla celów higienicznych po prostu ropą naftową, bo

Tam była taka dziewczyna, Rosa po mężu, potem się z nią trochę kolegowałam, a w głębi mieszkała pani Tarachowa.. To jest postać

Także, trzeba było sobie przynieść, potem zużytą się wylewało – przechodziło się przez ulicę, w stronę glinianek gdzieś, ale niedaleko, z brzegu zaraz. Takie były

Jak te sklepy znikły, to najbliższy był na Wieniawskiej, więc jak trzeba było ziemniaki przynieść albo mleko z butelką szklaną – były kapsle żółte albo czerwone, czerwone