2 6 . Warszawa, d. 26 Czerwca 1887 r. T o m V I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUM ERATA „ W S Z E C H Ś W IA T A ."
W W a rs za w ie :
rocznie rs. 8 kw artalnie „ 2
Z p rz e s y łk ą poc zto w ą :rocznie „ 10 półrocznie „ 5
Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechświata i we w szystkich k sięgarniach w k ra ju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. D r. T. C hałubiński, J. A leksandrowicz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, W ł. K wietniew ski, ź . N atanson,
D r J . Siem iradzki i mag. A. Ślósarski.
„W szechśw iat" przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść
m a
jakikolw iek zw iązek z nauką, na następujących w arunkach: Za 1 w iersz zwykłego druku w
B z p a l c i ealbo jego m iejsce pobiera się za pierwszy ra z kop. 7*/2, za sześć następnych ra z y kop. 6, za dalsze kop. 5.
uf^dres IRed.a,lsc3ri: K lr a .łs o -^ s ls ie -I F r z e d .n a ie ś c ie , IbTr ©S.
TRZE CIE OKO
II ZWIERZĄT KRĘGOWYCH.
W edług d ra Eug. K ors<helta ')•
W mózgu człow ieka i zw ierząt kręgo
wych znajduje się organ zw any szyszką mózgową (Epiphysis cerebri s. glandula pinealis), którego znaczenie długo pozosta
wało zagadkowem , pomimo licznych badań różnych uczonych. D zięki badaniom w osta
tn ich czasach dokonanym , znaczenie szyszki mózgowej, jeżeli nie zostało całkowicie wy- jaśnionem , to przynajm niej kw estyja ta zna
cznie postąpiła. Nowsze bowiem prace wy
kazują, że u gadów (rep tilia) zn ajduje się szczególny organ, któ ry przedstaw ia budo
wę podobną do budow y oka uproszczonego,
<) Eugen Korschelt, Priv. doc. in Freiburg: U eber die E ntdeckung eines d ritte n Augens beiW irbelthie- ren. Kosmos. Z eitsch rift f. d. gesam te E ntw icke- j lungslehre. 3. Hf. 1886 r.
| a który to organ, ze względu na swoje po
chodzenie, odpowiada szyszce mózgowej czło
wieka i zw ierząt kręgow ych, czyli je s t or
ganem hom ologicznym z szyszką.
W celu łatw iejszego zapoznania się z wy
nikam i badań, w yjaśniających znaczenie
J
szyszki mózgowej, przytaczam y tutaj w tre ściwy sposób budowę tego zagadkowego o r
ganu, oraz czynności przyznaw ane mu przez różnych uczonych.
Szyszka mózgowa u człowieka przedsta- j wia się jak o ciało małe, wydłużone, stożko
wate, około 8 m m długie, które leży w środ-
! ku mózgu, z przodu t. zw. w zgórków czwo- raczych i je st p rzy k ry te przez półkule móz
gu. Zw ierzęta ssące posiadają szyszkę m óz
gową zbudow aną podobnie ja k u człowieka, u pozostałych zaś kręgow ych jest ona dale
ko silniej rozw inięta, ja k to poniżej zoba
czymy.
Szyszka mózgowa człow ieka budziła ju ż dawno żywą ciekawość fizyjologów i filozo
fów, a ja k na organ tak drobnych rozmia- [ rów posiada obszerną historyją. W epoce, gdy fizyjologija nie istniała jeszcze, a n ie
dokładna znajomość anatomii nasuw ała fan
tastyczne domysły o przeznaczeniu różnych
przyrządów , D escartes przypisał tój szyszce
W SZECHŚW IAT.
N r 26.
znaczenie przew ażne w organizm ie człow ie
ka: uczynił z niój siedlisko duszy. Ja k k o l
wiek dusza, m ówił on, zostaje w połączeniu z całem ciałem , działania sw oje w yw iera ona ściślej w szyszce m ózgow ej, aniżeli gdziekolw iekbądź indziej, dusza bow iem je s t pojedyncza, a poniew aż winna ona po rządkow ać w rażenia przybyw ające od róż
nych organów zm ysłow ych, w ogólności p a
rzystych, musi przeto zam ieszkiw ać organ pojedynczy i nieparzysty.
Pom ysłow i znakom itego filozofa śm iało
ści przynajm niej odmówić nie można. F i- zyjologowie dzisiejsi starają, się oznaczyć rolę każdej oddzielnie części mózgu, b ada
nia te wszakże przedstaw iają tyle trudności, że ciekawe na tem polu p race stanow ią dziś zaledw ie pierw sze kroki w dziedzinie fizy- jo lo g ii mózgu. Szyszka w szczególności
Oif.VHEp.ZU UH HII NU
Fig. 1. Przecięcie podłużne mózgu zarodka k rę gowego zw ierzęcia (schem atycznej, według W ioders-
heim a (L erb. d. v. A natom ie d. W ibl. T.).
V II n ózg przedni; ZH międzymózg; MH mózg ś r o d kowy; E H mózg tylny: K W mózg dodatkow y; Ep.
szyszka mózgowa (Epiphyais): H yp. P rzysadka móz
gowa (H ypophysis); Olf. nerw węchowy; Opt. nerw wzrokowy.
opierała się wszelkim usiłow aniom , dążącym do w yśw ietlenia je j roli; ani usunięcie tego organu, ani pobudzanie go środkam i mecha- nicznem i lub elektrycznem i, ani żadne inne m etody nie m ogły zadania tego wyjaśnić.
W szystko to wskazuje, że szyszka, u czło
wieka przynajm niej, nie ma żadnego ju ż znaczenia, że jestto organ szczątkowy. D o m ysł ten potw ierdzają zupełnie badania, o których tu mówimy.
W stanie zarodkow ym mózgu szyszka w ystępuje rów nież bardzo wyraźnie, o czem może nas przekonać um ieszczony rysunek (fig. 1), przedstaw iający schem atycznie móz- i go wie zarodka jed n eg o ze zw ierząt kręg o wych. Szyszka m ózgowa ma tutaj postać j workow atego u tw o ru , w ystępującego na
igranicy pomiędzy mózgiem przednim i środ kowym i przedłużającego się ku przodowi.
U ry b chrząstko w atych np. u rekina (A canthias) szyszka m ózgowa przedstaw ia się jak o organ w'oreczkowaty, długi, n a ko ń
cu pęcherzow ato wydęty; podobny kształt posiada też ten organ u ry b kościstych.
U zw ierząt ziem nowodnych ( A m phibia) szyszka je st dość wyraźnie rozw iniętą, u s a lam an dry np. przedstaw ia się jak o ciałko okrągłe, dość widoczne, osadzone bespośre- dnio na błonie miękiej mózgu. Jeszcze u ga
dów (R eptilia) w ystępuje szyszka w yraźnie i n a górnej pow ierzchni mózgu. Dopiero, w skutek silniejszego rozw inięcia się p rz e
dniego mózgu (późniejszych półkul mózgo
w ych), ja k ie spotykam y u ptaków , szyszka m ózgowa, pochylona z początku ku przo
dowi (fig. 1), zw raca się więcćj ku tyłowi.
U ssących wreszcie i u człow ieka, szyszka mózgowa po k ry w a się półkulam i mózgu i zam iast być położoną na górnćj pow ierz
chni mózgu, leży niejako w jego w nętrzu.
W ed łu g E h lersa szyszka mózgowa u A can
th ias bierze początek na górnój pow ierzch
ni mózgu, na granicy pom iędzy mózgiem środkow ym i tylnym , przechodzi w powłoki mózgowe, z którem i złączona przebiega na pewnćj przestrzeni, następnie zaś oddziela się od nich, rosszerza pęcherzow ato na koń
cu i łączy się swojem końcowem rosszerze- niem ze sklepieniem czaszki. W ydłużenie to pęcherzow ate szyszki dochodzi aż do po
łow y całćj długości mózgu; w ew nętrzna j e go ja m a łączy się z kom oram i mózgu. P o łączenie rosszerzenia końcowego szyszki ze sklepieniem czaszki przedstaw ia się u rek i
nów jak o przestrzeń okrągła, w yraźnie ob
rysow ana, położona w zagłębieniu czaszki chrząstkow atej, skąd można ją wyjąć. J a k kolw iek połączenie to szyszki ze sklepie
niem je s t bardzo ważnem, to jed n ak długo nie zw racano na nie uw agi z powodu ła twości, z ja k ą zostaje uszkodzone worecz- kow ate rosszerzenie szyszki przy otw iera
niu czaszki. W edłu g E h lersa należy postę
pow ać z wielką ostrożnością przy otw iera
niu czaszki, ażeby w idzieć podw ójne połą
czenie szyszki mózgowśj ze sklepieniem
czaszki i z mózgiem. W ykrycie stosunku
zachodzącego pom iędzy szyszką mózgową
u A canthias a sklepieniem czaszki je s t
WSZECHŚW IAT.
403 wielkiego znaczenia ze w zględu na zrozu
mienie faktu anatom icznego w ykrytego u żaby.
W roku 1865 znalazł S tieda u żaby na środkowej linii głow y, na wysokości oczów, plam kę jasną i zaledw o wzniesioną, którój odpow iadało ciało stałe, kom órkow ate, pod skórą, położone. Stieda nazw ał to ciało „gru
czołem czołowym podskórnym ” zamkniętym , n i e wy dzi e 1 aj ą cy m z a w a r t o ś ci.
L ey d ig , badając starannie ten organ (1868), przyszedł do przekonania, że jestto organ czucia specyjalny (zmysłów) wniosko
w ał zaś głów nie ze stosunku licznych ner
wów rozgałęziających się w tym w ątpliw ym organie. Nieco późnićj (1875) G otte w dzie
le swojem o rozw oju B om binatora w ykazu
je , że „gruczoł czołow y” je st końcową czę
ścią szyszki mózgowćj, która łączy się z móz
giem zapomocą cienkiej szypulki, przeb i
jającej błony mózgowie i sklepienie czaszki irosszerza się na zew nątrz czaszki pod skórą, tw orząc „gruczoł czołow y”. O rgan ten po znany u żaby w zupełności odpow iada szysz
ce mózgowćj rekina (A canthias).
W iedersheim , k tó ry zbadał dokładnie szyszkę m ózgową żaby, potw ierdza te zapa
tryw ania się, lecz utrzym uje, że szypulko- w ate zwężenie, łączące z mózgiem część po
łożoną. na zew nątrz czaszki pod skórą, nie jest nerw ow ćj natury, lecz utw orzone z tkanki łącznój. G otte znów uw ażał za
kończenie szyszki mózgowej u żaby jako miejsce, w którem k an a ł nerw ow y czyli ru r
ka nerw ow a najdłużój pozostaw ała w połą
czeniu ze światem zew nętrznym , czyli jak o t. zw. neuroporus. Jam a położona wewnątrz szyszki odpow iadałaby tym sposobem ka
nałow i, k tó ry przebiega w ew nątrz ru rk i nerwowej u zarodków Ascidii i Ainphioxus, rosszerzony zaś jćj koniec położony pod skóra, t. zw. „gruczoł czołowy S tie d y ” od
pow iadałby powolnie zam ykającem u się neuroporus.
Prace jed n ak różnych uczonych przeczą tym poglądom. W ed łu g prac V an W yhea, S trah la i Hoffm anna u żaby szyszka móz
gow a pow staje na pow ierzchni górnój móz
gu, na sklepieniu mózgu, pomiędzy móz
giem przednim i środkowym jak o nabrzm ia
łość pusta w ew nątrz, którćj koniec rossze- rzn się następnie w postaci małego pęcherza
| i tw orzy „gruczoł czołow y” Stiedy. O rgan ten znajduje się także jeszcze u niektórych
| jaszczurek dorosłych w postaci małego ciała soczewkowatego, płaskiego, położonego na końcu nabrzm iałym szyszki mózgowój tuż pod otw oj^m ciemieniowym.
Że szyszka mózgowa powstaje jak o wy- puklina ściany mózgu, potwierdzają, to jesz-
| cze prace E hlersa, A hlborna i R abl-Riick- harda. W edług prac tego ostatniego szysz
ka mózgowa u ryb kościstych przedstaw ia się jak o nabrzm iałość na sklepieniu trzeciej komory, k tóra przyjm uje następnie kształt woreczka słabo rosszerzonego na końcu. J a - [ ma w oreczka tego je st bespośredniem prze-
J
dłużeniem jam y kom ory trzeciój, w podobny sposób ja k to widać na figurze 1; ściany vvo-
j
reczka posiadają budowę jednakow ą z b u dową ścian mózgu, których są przedłuże- I niem, nadto w oreczkow ata szyszka mózgo
wa jest pokryta błona mięką mózgu. W e- 5 dług E h lersa u rekinów i płaszczek szysz
ka m ózgowa składa się z pokładu zostające-
j
go w ścisłym zw iązku z substancyją korową l mózgu. B adając je d n a k szyszkę mózgową
| u coraz wyższych zw ierząt, przekonyw am y się, że podlega ona wstecznej przem ianie i p rzy biera n atu rę tkanki łącz n ej, tracąc i własności tkanki nerwowźj. Odm iennego
! zdania są dwaj badacze R abl - R itckhard i A hlborn, którzy, opierając się na rozwoju, przyznają szyszce ważne znaczenie i u trzy mują, że z nićj ważny organ się roz
winął.
R ab l - R iickhard up atru je podobieństwo pom iędzy tw orzeniem się szyszki mózgowój i pierw otnem i pęcherzam i ocznemi i uważa, że podobnie ja k z pęcherzów parzystych rozw ijają się oczy parzyste, m ógł się rozw i
nąć z pęcherza nieparzystego organ zmysłu nieparzysty.
Do tych samych rezultatów doszedł i A hl
born w swoich pracach, a naw et poszedł nieco dalćj. N a podstawie podobieństwa w pow staw aniu szyszki mózgowej z tw o rzeniem się pęcherzów wzrokowych, połą
czenia tejże z okolicą mózgu wzrokową, ja k niem nićj z powodu położenia szyszki na ze
w nątrz czaszki, autor ten uważa szyszkę
mózgową jak o pozostałość nieparzystego
oka. Poprzednio ju ż L eydig przyszedł do
przekonania, że „gruczoł czołow y” jest o r
N r 26.
ganem zmysłowym, ale nie w ypow iedział tak stanowczo swój hipotezy.
P otw ierdzenie za p atry w a ń A h lb o rn a czy
li w ykazanie, że szyszka posiada rzeczyw i
ste znaczenie oka, nastąpiło w najnow szych czasach, praw ie jednocześnie, przez prace dw u m łodych badaczów H e n ry k a de G raafa z L eydy i W . B aldw ina S pencera z O xfor- du, k tó rzy zupełnie niezależnie jed en od drugiego znaleźli u rozm aitych gadów, m ia
now icie zaś u pew nej liczby jaszczu rek, ja k u H a tte ria (jaszczurka australska), kam e
leona i naszego padalca (A nguis fragilis) i t.
p. na m iejscu „gruczołu czołowego" o rg a -
Fig. 2. Podłużne pionowe przecięcie oka ciernie-
jniow ego H a tte ria p u n c ta ta (w edług Spencera).
1. w arstw a w ew nętrzna; 2. w arstw a pręcików ; 3. [ w arstw a ziarnista 1-a; 4. w arstw a jasn a, bezbarw na; ! 5. w arstw a ziarn ista 2-a; L soczewka; N nerw w zro
kowy; BI. G naczynia krw ionośne; Bg to re b k a o ta czająca oko.
n y , k tó ry ch budowa, bez żadnej w ątpliw o
ści, zbliża się do budowy oka.
T u taj przytoczym y opis budow y wspo
m nianego organu u H a tte ria punctata, po niew aż u tej jaszc zu rk i oko ciemieniowe je st najlepiej rozw inięte.
W e d łu g opisu Spencera, szyszka mózgo
w a u H a tte ria wznosi się ja k o pusta n a brzm iałość od sklepienia trzeciej kom ory.
N a przecięciu łatw o dostrzedz można, że część zwężona szyszki zostaje w bespośre-
dniem połączeniu z mózgiem, część zaś ros- szerzona je st utw orem woreczkowatym , składającym się z różnych w arstw . S pen cer odróżnił w organie przez niego w y k ry tym następujące warstwy: 1) W arstw ę we
w nętrzną, niezbyt wyraźnie odgraniczoną, k tó rą a u to r uw aża jak o pow stałą przez zgę
stnienie i stw ardnienie cieczy, w ypełniają
cej w nętrze pęcherza. 2) W arstw ę pręci
ków, ułożonych rów nolegle obok siebie i otoczonych ciem nobrunatnym barw nikiem . 3) W arstw ę utw orzoną z ziarn ułożonych dw om a lub trzem a rzędanli (w arstw a ziarn l-sza). 4) W arstw ę (pas) jasną, zupełnie bezbarw ną. 5) W arstw ę utworzoną, znow z ziarn ułożonych w dwa lub trzy szeregi (w arstw a ziarn 2-ga).
Fig. 3. Przecięcie poprzeczne oka ciem ieniow ego p adalca (Anguis fragilis) (w edług de Granfa).
1. Pokład pręcików; 2. kom órki walcowate, otoczo
ne barw nikiem ; 3. 4- i 5. w arstw y ziarn iste i pom ię
dzy niem i ja sn y pokład, ja k na fig. 2; L. soczewka;
Bg to reb k a z tk an k i łącznej.
D o woreczka czyli pęch erza utw orzonego z wyliczonych w arstw dochodzi nerw (N) (fig. 2), k tó ry dzieli się na liczne, delikatne n i
teczki i rozgałęzia się w tylnój części pę
cherza. Nerw ten je s t bespośredniem p rz e d łu żeniem, a raczój zwężeniem szyszki m ózgowej, zapomocą którego pęcherz oczny łączy się ze sklepieniem trzeciej kom ory. N a przeciw ko w ejścia nerw u do p ęc h e rz a ocznego leży soczewka (L), w której d aje się zauw ażyć w łóknisto-kom órkow atą budowę. O ko oto
czone je s t torebką, z tkanki łącznej (B g), w p rzestrzeni pomiędzy tą torebką i okiem rozgałęzia się naczynie krw ionośne (BI. G ), k tóre razem z nerw em w zrokowym wcho
dzi do torebki ocznej. C ały ten organ leży na środkow ej linii głowy zaraz pod otwo
rem ciem ieniowym (foramen parietale), p o -
I
Nr 26.
W SZECHŚWIAT.łożonym w sklepieniu czaszki powyżej oczu i ograniczonym przez k. k. ciemieniowe.
O tw ór ciemieniowy je st zaciągnięty błoną z tkanki łącznój, która zostaje w zw iązku z torebką otaczającą oko.
Zupełnie podobnie przedstaw ia się budowa oka ciemieniowego u padalca (A nguis fragi- lis) fig. 8; w edług opisu de G raafa, znajdują | się w oku padalca praw ie też same w arstw y, | które Spencer znalazł u H a tteria. G raaf je d n a k oznacza w ew nętrzną w arstw ę (1), uw ażaną przez S pencera za zgęstniałą część zaw artości płynnój pęcherza ocznego, jako | pokład pręcików , pod nim zaś leżąca w ar
stwa składa się, w edług G raafa, z komórek wydłużonych, walcowatych, k tó re w znacz- nój części są pokryte barw nikiem , tylko ich końce ku w ew nątrz zw rócone są pozbawio
ne barw nika (2).
Co do innych szczegółów budow y obadw a wspomnieni badacze zgadzają się z sobą.
Je d n a k pomiędzy okiem cieuiieniowem hat- teryi i padalca (Anguis) zachodzi ta n a j
ważniejsza i uderzająca różnica, że oko pa
dalca nie posiada nerw u optycznego, p rzy najm niej go G raai’ nie znalazł.
Jeżeli porów nam y nieparzyste oko gadów powyżej opisane, z oczami parzystem i róż
nych zw ierząt kręgow ych, to przekonam y się, że oko nieparzyste czyli trzecie, o ile dotąd jest wiadomem, nie odpow iada typo
wi oczów zw ierząt kręgow ych, ale więcej jest zbliżone swą budow ą do oczów zw ierząt bezkręgowych. W oczach bowiem zw ierząt bezkręgowych elem enty przyjm ujące (po
chłaniające) światło czyli pręciki, zwrócone są swemi końcami wolnemi do przy rządu załam ującego światło, także toż same poło
żenie m ają pręciki poznane w nieparzystem oku kręgow ych, co też stanowczo odróżnia trzecie oko kręgow ych od parzystych oczu tych zw ierząt.
G ra af porów nyw a nieparzyste oko zw ie
rz ąt kręgow ych, z oczami mięczaków gło- wonogich ( C ep h alopoda), skrzydłonogich (P teropoda) i wręgonogich (H eteropoda).—
Tym sposobem, w edług wywodów G raafa, u niektórych zwiex-ząt kręgow ych znajdują się oczy parzyste typu zw. kręgow ych ra zem z okiem nieparzystem typu zw. bezkrę-
jgowych.
O prócz tego G ra af badał także u ziemno-
j1 wodnych (żaby) „gruczoł czołow y” Stiedy, czyli część końcową rosszerzoną szyszki mózgowój, która leży na zew nątrz czaszki pod skórą i przekonał się, że ta zm ieniona część szyszki je st otoczona pow łoką z tk a n ki łącznój, która w ew nątrz przechodzi w tłuszcz. Na powłoce tćj rozgałęzia się nerw , k^óry je s t gałązką nerw u trójdzielnego i dość niestale w ystępuje. Z tego się pokazuje, że
„gruczoł czołow y” u zw ierząt dorosłych nie pozostaje w zw iązku z szyszką mózgową i że organ nieparzysty u ziemnowodnych (A m phibia) je st bardzo cofnięty w budowie, a szyszka mózgowa u tych zw ierząt podle
ga również zmianie wstecznej. Jeszcze więk- szój zmianie wstecznój ulega szyszka u p ta
ków i zw ierząt ssących; u tych ostatnich szyszka nietylko że się nie łączy z p okry
ciem zew nętrznem czaszki, ani naw et nie leży swobodnie na pow ierzchni grzbietowćj mózgu, ale je st całkowicie p o kry ta przez półkule mózgu. W ogóle je d n a k szyszka mózgowa i jćj przedłużenie, n a zew nątrz czaszki położone, mogą być uw ażane za części główne organu w zroku nieparzystego.
P aleontologija podtrzym uje niejako tę hipotezę i pozw ala przypuszczać, że oko nieparzyste istniało i było czynnem u pe
wnych zwierząt, których szczątki kopalne posiadamy, mianowicie zaś u jaszczurów tryjasow ych. U tych jaszczurów spotyka
my na głowie otw ór dosyć obszerny, odpo
w iadający otw orow i ciemieniowemu (fora- men parietale), otwór, którego resztki spo
tykam y u niektórych form żyjących i p rzy którym u tych ostatnich, leży organ niepa
rzysty (jak to w ykazał Spencer u H atteria).
Obszerność szcze ;ólna tego otw oru, u ga
tunków jaszczurek kopalnych, zdaje się wskazywać, że u nich organ nieparzysty był bardzo rozw inięty i że działał ja k o oko;
w każdym razie szyszka mózgowa była sil
nie rozwinięta, ja k to świeżo w ykazał Cope u jaszczura kopalnego Diadectes.
Jak ie znaczenie m iało trzecie oko (organ nieparzysty) dla zw ierząt i w ja k i sposób działało, trud no jest dzisiaj coś stanowczego wyrzec, gdy o ich sposobie życia tak mało wiemy. R abl - lilick hard przypuszcza, że organ nieparzysty był organem zmysłu cie
pła, którego przeznaczeniem było ostrzegać posiadaczów tego zmysłu o zbyt silnem na-
I
:
406
W SZECHŚW IAT.Nr 26.
tężeniu prom ieni zw rotnikow ego słońca, n a
jktórem lubiły się w ygrzew ać, wedle zw y
czaju zachowanego i dziś jeszcze przez ich potom ków ,m ianow iciejaszczurki i krokodyle.
R abl-R iickhard, staw iając to przypuszczę- [ nie, nie znał budow y złożonej organu niep a- , rzystego i właściwości, k tó re go zbliżają, do I organu wzrokowego zw ierząt bezkręgow ych.
E . K o rsch elt nie waha się przypisyw ać te mu organow i funkcyj w zrokow ych, ja k k o l
w iek zastrzega, że usługi, ja k ie oddaw ał ten i organ, m usiały być mniej zadaw alniającem i, aniżeli usługi oczów parzystych. Istnienie
Jjednoczesne dw u rodzajów organów różnej budow y, przeznaczonych do spełniania j e - | dnakow ych funkcyj, je st faktem bardzo z a dziw iającym . E . K orschelt to urządzenie porów nyw a z podobnem urządzeniem u ow a
dów, u których często, oprócz oczów złożo
nych parzystych, spotykam y oczy pojedyń-
jcze, prostsze, położone na ciem ieniu, budow y | i znaczenia odm iennego; służą one zapew ne jak o organy uzupełniające oczy główne.
K o rsch elt uważa, że podobne znaczenie m ogły mieć u zaginionych jaszczurów i u niektórych dziś żyjących (H a tte ria ) oczy nieparzyste czyli ciemieniowe. Jak k o lw iek oczy ciem ieniowe, u jaszczu rek żyjących po
znane, nie mogą służyć do dokładnego w i
dzenia, ja k o położone pod skórą, to je d n a k mogą służyć do otrzym yw ania w rażeń św ia
tła i ciemności. U gatu n k ó w kopalnych m usiały być dokładniej rozw inięte, a tem samem m ogły służyć ja k o w łaściw y organ w zroku.
Z punktu widzenia rodow ego czyli filoge
netycznego, w edług E . K orscholta, m ożna- by zrobić przypuszczenie, żo oko ciem ienio
we zostaje w zw iązku z n ieparzystą plam k ą barw nikow ą (zm ysłową) lancetnika (A m - phioxus lanceolatus) oraz larw A scydyj.
Są to jed n ak tylko dom ysły, w ym agające jeszcze potw ierdzenia przez gruntow ne b a
dania. A . Slosarski.
MIRAŻ AKUSTYCZNY,
Znakom ity fizyk francuski F izeau p rz ed staw ił niedaw no akadem ii n a u k w P a ry ż u
p racę o szczćgólnem zboczeniu, jak iem u ulegają fale głosowe, gdy przebiegają przez w arstw y pow ietrza, w nienorm alnych wa
run kach co do swej gęstości pozostające.
W podobnych w aru nk ach, ja k wiadomo, i św iatło ulega niepraw idłow em u przeb ie
gowi, pow odującem u objaw y obrazów po
w ietrznych czyli m iraży, o czem zresztą nie
daw no mieliśmy sposobność w piśmie n a
sze m wspomnieć; z powodu tej właśnie ana
logii nad ał p. F izeau rospatry wanemu przez siebie zjaw isku nazwę m irażu dźwięku czyli m irażu akustycznego. Uy^agę uczonego fi
zy ka na ten przedm iot zw róciły częste w y
p adk i w zajem nego o siebie uderzenia stat
ków, jak k o lw iek opatrzone były w potężne p rz y rząd y ostrzegawcze, obecnie na o k rę tach powszechnie używane, ja k syreny i p i
szczałki parow e.
Szybkość głosu w pow ietrzu, j a k wogóle wszelkiego ru c h u falowego rozbiegającego się w danym środku, zależna je s t od jeg o 1 sprężystości i gęstości: je s t mianowicie pro- p orcyjonalna do p ierw iastk u kw adratow ego i ze sprężystości, a odw rotnie proporcyjonal-
| na do pierw iastku kw adratow ego z gęstości tego środka. W w arstw ach zatem powie-
| trz a różnej gęstości głos z różną przebiega [ szybkością, w w arstw ach mianowicie rzad
szych roschodzi się prędzej. Otóż, w pe
w nych okolicznościach morze na pow ierz
chni je s t cieplejsze od sąsiednich w arstw atm osfery; w czasie zatem spokojnym , gdy w iatr nie zakłóca rów now agi pow ietrza, w arstw y jeg o najbliższe cieplejszej wody ogrzew ają się b ardziej, aniżeli w arstw y dal
sze, tak, że tem p eratura ich, a tem samem i gęstość m aleje aż do pewnój wysokości.
D aje się to dostrzedz najczęściej podczas nocy, a często też i za dnia w czasie m gły, a zatem w łaśnie w tych przypadkach, gdy najwięcój trzeb a się sygnałam i akustyczne- mi posługiw ać.
W takich przeto w arunkach prom ienie głosowe, które inają się roschodzić poziomo w w arstw ach pow ietrza sąsiadujących z mo
rzem , z pow odu różnic tem p eratu ry osięga- j ą niejednakie szybkości, — w w arstw ach najbliższych pow ierzchni wody głos roscho
dzi się prędzój, aniżeli w w arstw ach położo
nych w yżej.—W środku jednorodnym fale
głosow e stanow ią pow ierzchnie kuliste;
N r 26.
WSZECHŚWIAT.407 w przypadku zatem, który rozbieram y, fale
te będą przedstaw ione przez odcinki sfery
czne o prom ieniach coraz m niejszych, a p ła szczyzna styczna, do takiej złożonej fali po
prow adzona, pochylona będzie ku morzu.
K ierunek zaś, w jakim głos się roschodzi, dany je st przez prostopadłą do tćj p łasz
czyzny stycznej; w idoczna zaś, że prostopa
dła ta w tym razie podnosi się z dołu ku górze i głos zatem doznaje odchylenia ku górze od pierw otnego k ieru n k u pozio
mego.
W sąsiedztw ie punktu, gdzie głos bierze początek, zboczenie to prom ieni głosowych od poziomu będzie niewielkie, w zrasta j e dnak znacznie w m iarę, ja k się od źródła głosu oddalam y, a w odległości kilkuset m etrów powodować ju ż może odstępstwo bardzo silne, choćby naw et różnice w tem peraturze następujących po sobie w arstw pow ietrza były drobne.
Jeżeli przyjm iem y, że tem p eratu ra w arstw pow ietrza m aleje w stosunku jednej dzie
siątej stopnia na każdy m etr wzniesienia ponad pow ierzchnię m orza, to rachunek w ykazuje następne wysokości, w ja k ic h b y się umieścić należało, aby usłyszyć dźwięki roschodzące się pierw otnie w k ieru n k u po
ziomym:
Odległości poziome, W zniesienie pionowe licząc od źródła fal prom ieni głosu ponad
jgłosowych, pierw otny ich kier nek poziomy,
metrów m etrów
10 0,009165
100 0,9165
250 5,728
500 22,91
750 51,5
1000 91,6
W niektórych razach, w nocy lub podczas mgły i przy m orzu spokojnem , różnice być mogą znaczniejsze i należałoby podwoić lub potroić podane tu wzniesienia pionowe, g d y by spadek tem p eratu ry pow ietrza dochodził dwu lub trzech dziesiątych na każdy m etr wysokości.
A by więc w każdym czasie osięgnąć w ięk
szą doniosłość sygnałów akustycznych, nale
ży usunąć skutki tego przypadkow ego zba
czania prom ieni głosowych. Poniew aż ma
ono miejsce w k ierunku linii k rzyw ej, zw ró
conej wypukłością ku górze, byłoby zape
wne korzystnem umieszczanie w dosyć zna
cznej wysokości ponad dolnemi w arstw am i pow ietrza zarówno punktu wyjścia dźw ię
ków, ja k i punktu, dokąd mają przybywać;
nie będą wtedy wybiegać poza przestrzeń, w której mogą być słyszane.
Rozważania te są zresztą czysto teorety
czne; p. Fizeau w yraża też życzenie, aby rzecz ta poddaną została doświadczeniom, zarówno na pełnem morzu, ja k i przy b rze
gach, coby nauczyło, ja k najlepiej zastoso
wać w praktyce wskazówki, w ypływające z powyższej teoryi.
S. K.
ZE STA N O W ISK A
H I G I J E N I C Z N E G O .
Ze względu na żywe zajęcie, jak ie śród
j
ogółu naszego budzą obecnie spraw y higi- [ jeniczne, podajem y tu treść odczytu, w ygło
szonego w P ary żu przez p. C. M. G ariela, o higijenie oświetlania.
A utor dzieli swój tem at na dwie części.
W pierw szej zastanaw ia się n ad „w arunka
mi potrzebnem i do uskutecznienia sztuczne
go ośw ietlenia”, a w drugiej nad „w arunka
mi norm alnem i otaczającego ośrodka i zm ia
nam i wywoływanem i w nim przez różne rodzaje ośw ietlenia”, czyli, krócój mówiąc, w pierwszój części zastanaw ia się nad źró
dłam i św iatła, a w drugiej nad ich stosun
kiem do powietrza.
D la porów nania pom iędzy sobą rozm ai
tych źródeł św iatła wypada przypomnieć sobie, ja k i jest sk ład św iatła naturalnego, światła słonecznego. W iadom o, że światło słoneczne nie je st prostem, niezłożonem:
najprostsza napozór biała jego barw a jest rezultatem nałożenia się na siebie, zmięsza- nia różnych św iateł prostych, barw nych.
Można to okazać wielu sposobami, a głó
408
W SZECHŚW IAT.N r 26.
wnie, przepuszczając św iatło białe przez pryzm at szklany. O trzy m u jem y w tedy na zasłonie obraz w ydłużony, po w stały z u ło żonych obok siebie rozm aitych św iateł p ro stych czyli pojedynczych, tw orzących sze
reg ciągły w następującym p o rządk u barw:
czerw ona, pom arańczow a, żółta, zielona, niebieska, indygow a, fijoletowa.
Jednocześnie z tem rosszczepieniem świa
tła białego, zachodzi i zm iana k ierunku — zboczenie. Czerw one zbacza najm niej, fijo- letow e najw ięcej. W iększe lub m niejsze zboczenie charakteryzuje to, co nazyw am y łam liw ością. Możemy tedy powiedzieć, że św iatło białe je s t utw orzone z m ięszaniny prom ieni rozm aitej łam liw ości, z których każdy zdolny je s t do w yw ołania czucia o k re
ślonego koloru, a w szystkie, razem działa
jąc, sprawiają, w rażenie białości.
B arw a ciał, na k tó re patrzym y, zależy od składu św iatła oświetlającego je. U w aża
my za charakterystyczną b arw ę ciała, tę, k tórą widzimy, gdy przedm iot je s t oświe
tlony światłem słonecznem. B arw a ta mo
że się zmienić, jeśli przedm iot zostanie oświetlony światłem sztucznem , m ającem inny skład niż słoneczne. W ogóle mówiąc, wszystkie ciała otaczające nas zdają się mieć p rzy świetle sztucznem barw ę o tyle zmienioną, o ile to światło ma skład odm ien
ny od św iatła słonecznego.
P rz y pomocy term om etru czułego p rze
konyw am y się, że prom ienie słoneczne w y
w ołują podniesienie tem p eratu ry naw et na zew nątrz widm a, poza barwą, czerwoną.
Istn ieją więc prom ienie m niej łam liw e od czerw onych, niezdolne do w yw oływ ania w rażenia św iatła, lecz zdradzające swą obe
cność ciepłem: nazywam y j e prom ieniam i cieplikowem i ciemnemi lub prom ieniam i pozaczerwonem i. Z drugiej strony, zapo
mocą. p ły tk i fotograficznćj lub odpow iednie
go p ap ieru czułego, przekonyw am y się, że odbyw a się czynność fotochem iczna w n a j
bardziej łam liw ój części widma; działanie to naw et ro sp rzestrzenia się i poza fijolet.
F a k t ten uczy tedy, że w wiązce św iatła sło
necznego istnieją prom ienie jeszcze bardziej od fijoletowych łam liw e, niezdolne do w y
w ołania w rażenia św iatła lecz okazujące swą obecność przez działanie chemiczne;
nazywam y je prom ieniam i ciem nemi akty-
nicznem i (lub chemicznemi) albo prom ie
niam i pozafijoletowemi.
M ów iąc więc o świetle, o barw ach, trze
ba jed y n ie brać pod uw agę prom ienie za
w arte pom iędzy barw ą czerw oną a fijoleto- wą, prom ienie środkow e, ja k je nazyw ają.
Zm iany, które obserw ujem y w prom ieniach skrajn y ch , nie w pływ ają w niczem na w a ru n k i oświecenia. Jednakże te prom ienie sk rajn e nie są bez w pływ u i trzeba się z niemi liczyć, gdyż jed ne z nich mogą po
dnosić tem peraturę, drugie zaś, pozafijole- tow e, mogą się staw ać szkodliwem i dla o r ganu w zroku, gdy dojdą do odpowiedniego stopnia natężenia.
Z darza się niekiedy, że pew ne ciało w y syła prom ienie pośrednie, naw et przy tem p eratu rze zw yczajnej. Do takich należą ciała fosforyzujące, a przedew szystkiem sia
rek wapnia. C iała te, będąc uprzednio wy
staw ione na działanie prom ieni słonecznych, świecą potem w ciemności, Niewiadomo, w ja k i sposób następuje to zjaw isko, które, j a k się zdaje, nie zależy od czynności c h e m icznej '). P oniew aż ciało fosforyzujące nie zm ienia tem p eratury ani składu powie
trza, ze stanow iska więc higienicznego by
łoby bardzo pożądanem źródłem św iatła, — na nieszczęście je d n a k świeci ono bardzo słabo; je s tto raczej lśnienie niż światło. P o dobnież świecą niektóre istoty organizow a
ne: gnijące m ateryje roślinne i zwierzęce, robaczek św iętojański, pyrozom a i t. d.
A choć luciole i fulgorydy stre f zw rotnik o
w ych d ają tyle św iatła, że można ich użyć do ośw ietlenia, jednakże tru d n o przypuścić, aby m ogły zastępow ać nasze sztuczne źró
dła św iatła, naw et w owych strefach. D la tego też możemy je pominąć.
W ogólności ciało dopiero wtedy w ydaje prom ienie świecące, gdy tem p eratu ra jego podniesie się przynajm niej do 400 stopni.
P oniżej tej tem p eratu ry wysyła ono jed y n ie tylko prom ienie pozaczerwone, ciemne cie
plikow e. W idm o utw orzone przez wiązkę św iatła niezaw sze ma jednakow ą roscią- głość; zależy to od tem peratury źródła świa-
!)N a zasadzie b ad ań p ro f.B . Radziszewskiego, w ie
m y przeciw nie, że zachodzi tu powolne utlenianie.
N r 26. 409 tła. Część czerw ona zawsze istnieje, ku
barw ie fijoletowźj przedłuża się ono w mia
rę w zrostu tem peratury ciała, które wiązkę wysyła. Toż samo m a miejsce i poza fijo- letem, tak, że rosciągłość i natężenie części pozafijołetowój w zrastają w m iarę dalszego podnoszenia się tem peratury.
Jakość ciała wysyłającego światło ma w pływ na skład widma. Lecz, j a k zoba
czymy później, ciało świecące je s t zawsze
ru n k i środka otaczającego i wskażm y oko
liczności, jak ich unikać należy.
Pow ietrze, w którem żyjemy i którem o d dychamy, składa się z mięszaniny trzech ga
zów w stosunkach stałych i pary wodnej w stosunku zmiennym. Na 10000 o b ję to ści pow ietrze zaw iera średnio 2092 ob jęto
ści tlenu, 7 903 azotu i 5 dw utlenku węgla.
Stosunek p ary wodnśj zależy od licznych w arunków meteorologicznych. Ilość jój
PÓŁNOC
K arta nieba na m iesiąc Lipiec (do str. 415).
ciałem stałem , daje widmo ciągłe, nieoka- zujące żadnej przerw y od paska czerwone
go aż do fijoletowego. Z tego więc punktu widzenia, dla określenia pewnego sposobu oświetlania, należy określić jakość ciała do prow adzonego do żarzenia, tem peraturę do jakiej doszło, oraz sposób użyty do o trzy
m ania potrzebnego ciepła.
W eźmy teraz pod uw agę norm alne wa-
je st różna, ale przy danej tem peraturze nie może przechodzić granicy odpowiadającej stanowi nasycenia atmosfery.
W iadom o, że ciałem czynnem przy odd y
chaniu je s t tlen, który chłoniemy, a który, roznoszony przez krew, jest czynnikiem pa
lenia, odbywającego się w tkankach. S to
sunek jeg o w powietrzu może być znacznie
zm niejszony bez żadnej rzeczywistej szkody
410
w s z e c h ś w i a t.N r 26.
dla oddychania; następuje tylko pewnego rodzaju u trudzenie, k tó re pow iększa się w m iarę ubyw ania tlenu. G dyby zm n iej
szenie ilości tlenu było zbyt znacznem, od
dychanie doznałoby głębokiego zaburzenia i m ogłaby śm ierć nastąpić. Nie sądzim y je d n a k , aby w zw ykłych okolicznościach skutki obserw ow ane przypisać należało zm niejszonej ilości tlenu. — A zot z je d n ó j strony niem a udziału w spraw ie oddycha
nia, z drugiej zaś strony źródła św iatła nie w yw ierają dającego się ocenić w pływ u na stosunek azotu wchodzącego w skład po
w ietrza. Możemy więc go pominąć. I n a czej rzecz się ma z dw utlenkiem węgla, k tó rego zm iany co do ilości m ają bardzo w aż
ne znaczenie. P ochłanianie tlenu je st ty l
ko jed n y m z aktów oddychania, dru g i zaś polega na w ydychaniu d w u tlen k u węgla, pow stałego we krw i podczas jój przep ły w u przez organy. Otóż to w ydychanie je s t tem łatw iejsze, im mniej dw u tlen k u węgla zaw iera otaczająca atm osfera. P o w iększe
nie więc jeg o stosunku w pow ietrzu u tr u dnia oddychanie; należy więc usilnie unikać tw orzenia się lub nagrom adzania dw utlen- k u węgla w atm osferze m iejsc zam ieszka
łych.
Jak k o lw iek człowiek może oddychać i żyć w atm osferze nasyconej wilgocią, jednakże daleko je s t zdrow szą atm osfera, w której ilość p ary nie dosięga wysokości odpow ia
dającej nasyceniu, w przeciw nym bowiem razie ekshalacyja płucna i tran sp iracy ja skórn a daleko trudniej się odbyw ają. S tąd pożądaną je st rzeczą, aby sposoby ośw ie
tlania nie przyczyniały się do w ydaw ania znacznej ilości p ary wodnej. Z drugiej strony , zaznaczyć wypada, choć się to nie zdarza w praktyce, że żleby było, gdyby na- odw rót pow ietrze doprow adzone zostało do zbytniego stopnia suchości.
Samo się przez się rozumie, że trzeba uni
kać, aby pom iędzy produktam i w ydaw ane- mi przez źró d ła św iatła nie było ciał tru ją cych, ja k o to tlen k u w ęgla, siarkow odoru, zw iązków arsenu i t. d.
Są jeszcze i inne przyczyny psucia się a t
mosfery, lecz nie m ają one znaczenia w p rz y padku nas obchodzącym. I tak np. w sa
lach, gdzie je s t dużo osób mogą się rospra- szać organiczne p ro d u k ty lo tn e , rozm aite
zarodki, lecz choć zazwyczaj spotykam y jc w tych miejscach, gdzie się tw orzą i p ro d u kty spalenia, jednakże nie będziem y się nie
mi zajm owali, gdyż nie od źródeł św iatła pochodzą. Należy jed n ak pam iętać o czyn
niku zupełnie odm iennym od poprzednich — 0 tem peraturze. W ogóle tem p eratu ra sali pow inna być z początku norm alną albo też cokolw iek niższą od norm alnej, taką jed n ak , aby nie spraw iała WTażenia zimna. Nie p o w inn a ona wszakże z powodu źródeł św iatła podnosić się zbyt znacznie, gdyż organizm nie m ógłby ju ż funkcyjonow ać w w arun
kach norm alnych.
O statecznie więc oświetlenie odpowiadać pow inno przedew szystkiem następującym w arunkom higienicznym : Nie powinno wy
daw ać wcale dw utlenku węgla i p ary w o
dnej, albo też bardzo nieznaczną ich ilość;
nie pow inno obciążać atm osfery produktam i szkodliw em i; w ytw arzanie ciepła powinno być nieznacznem lub żadnem, a pochłania
nie tlenu ma być ograniczonem do m ini
mum.
N ad zm niejszaniem się ilości tlenu, k tó ra zresztą odpow iada w ytw arzaniu się dw u tlen k u węgla, nie będziemy się zastana
wiali.
(dok. nast.).
B . li.
O TK A N IN A CH
1 POWŁOKACH NIEPALNYCH.
P ożary teatrów i innych zabudow ań, na tłu m n e zgrom adzenia przeznaczonych, któ
re w ciągu niew ielu lat ostatnich spowodo
w ały tyle grozą przejm ujących klęsk, co
raz natarczyw iej nakazują obmyślenie śro d ków ochronnych. P rzedew szystkiem oczy
wiście nasuw a się tu oświetlenie elektrycz
ne, zapew niające bcspieczeństwo o wiele
znaczniejsze; h isto ry ja ośw ietlania wszakże
nas uczy, że wobec wszelkich nowych na
tem polu w ynalazków utrzym yw ały się
i środki daw niejsze. Gaz nie pokonał zu
pełnie lam py naftow ej lub olejnej, przy
lam pie argandzkiej p rzetrw ała i skrom na
lam pa starożytna choćby jak o lam pka noc
na, a świeca, z pow odu samej łatwości jćj użycia i na zaw ołanie zawsze gotowa, bę
dzie niezbędną zawsze przy wszelkich in nych, bardziej zaw iłych środkach oświetla
jących.
Jak k o lw iek więc powszechne w prow a
dzenie ośw ietlenia elektrycznego do teatrów jest bardzo pożądane, nie usuw a to wszakże potrzeby poszukiw ania innych dróg, do ochrony od pożaru prow adzących. P o d tym względem najw ażniejsze znaczenie p rzypada tkaninom i wogóle m ateryjałom niepalnym .
W jed n y m z ostatnich num erów Revue Scientifiąue p. B a rie zestaw ił środki tego rodzaju, jakiem i technologija dzisiejsza ros- porządza; są one u nas mało znane, a mniój jeszcze używ ane; pow tórzenie więc w piś
mie naszem wspomnianćj pracy może być przydatnem .
Z nielicznych na nieszczęście niepalnych m ateryjałów tkackich wymienić na cze
le w ypada znany m inerał krzem ionkow y, am iant czyli azbest. O piera się on w praw dzie dobrze ogniowi, ale na nazwę przędzi
wa niewiele zasługuje. Znali go dobrze starożytni i w yrabiali zeń obrusy i serw ety, k tó re dla wybielania rzucano w ogień: tym sposobem niszczono plam iące je nieczysto
ści; knoty am iantow e paliły się bez spłonię
cia. G łów nie zaś służyły tk an in y am ianto
we na prześcieradła dla trupów , których popioły chciano uchronić od pomięszania z popiołam i stosu. W yrabiano też z am iantu tuniki dla ludzi zajętych gaszeniem poża
rów, ale to w niew ielkiej ilości.
A m iant jestto substancyja m ineralna ju ż - to biała, ju ż zielona lub szaraw a, w ystępu
ją c a w masach włóknistych lub wełniastych, giętkich i jedw abistych, głów nie w szcze
linach serpentynu. Jestto krzem ian m a
g n e z ji, zaw ierający często w zw iązku wo
dę, zbliżony składem chemicznym do am- fibolu i piroksenu. N iegdyś rzadki, został w nowszych czasach odkry ty w dosyć licz
nych miejscowościach; S abaudyja posiada w łókna najdłuższe i najbardziej je d w a b i
ste. W niektórych okolicach nazyw ają go papierem kopalnym albo też płótnem skalnem.
A m iant daje się tkać i przerabiać na pa
N r 2 6 .
pier, na koronki i na inne tkaniny niepalne;
ceny tych m ateryjałów są wszakże dosyć wysokie, nie jestto bowiem m inerał bardzo rospowszechniony, a i p rzeróbka jego sta
nowi też robotę mozolną. W łókna bowiem są po większej części kruche; przy wycią
ganiu łam ie się i wydaje wlókienka bardzo krótkie.
Z tego powodu Nagel zaczął wyrabiać cienkie p łyty, zupełnie niepalne, złożone z am iantu sproszkow anego i tlenochlorku cynku, według następnego przepisu. U rabia się ciasto z 200 części tlenku cynku i 100 czę
ści am iantu sproszkow anego; rosciąga się je na gęstćj siatce żelaznój i ug niata w cien
ką warstwę. P o wysuszeniu m ateryjał na- paja się rostw orem chlorku cynku i poddaje znów spłaszczaniu, podczas gdy pow ierzch
nia p okryw a się cementem z chlorku i tle n ku cynku.
1*0powtórnem wysuszeniu tak otrzym anej płyty, napaja się znowu stężo
nym rostw orem chlorku cynku, a po zupeł- nem przeobrażeniu tlenku cynku w tlen o chlorek pozostawia się j ą przez dwa dni w wodzie, dla usunięcia pozostałych w nich części rospu8zczalnych; prod uk t dalój tw a r
dnieje a przez następne walcowanie o trzy muje pożądaną giętkość.
P ły ty te pochłaniają nieco wody, k tó ra ich wszakże nie przenika zupełnie. Można je uczynić zupełnie nieprzem akalnem i przez nasycćnie krzem ianem potasu i przez zanu
rzenie następnie w mleku oswobodzoncm od tłuszczu, — tw orzy się w tedy związek nierospuszczidny krzem ianu i kazeinu. Za pośrednictw em pum eksu pow ierzchnię p ły t można dokładnie wygładzić. W ynalasca zdołał też zastąpić chlorek cynku innem i chlorkam i m etalicznem i oraz siarczanem glinu; zamiast tlenku cynku można użyć ma- gnezyi, wapna, a naw et gipsu.
D rzew a pokrytego płytam i tak przygoto- wanemi ogień zgoła nie atakuje; płyty N a
gła zatem m ogłyby się nadaw ać przy wyro
bie rusztow ań teatralnych, do pokryw ania wagonów dróg żelaznych, kufrów i szaf d re wnianych, w biurach zwłaszcza, gdzie p rze
chow ują się akty stanu cywilnego i ważniej
sze dokum enty.
Skuteczność tych płyt potw ierdzono pró
bami. P ud ło równoległościcnne, o k ra w ę dziach 6,4 i 3 centym etrów, utw orzone z p ły t 411
WSZECHŚWIAT.
412
W SZECHŚW IAT.N r 26.
0 grubości ledwie 1,25 m ilim etra, trzym ane było przez pięć m inut w płom ieniu dw u silnych lam p B unsena, — nietylko ściany j nie doznały żadnego uszkodzenia, ale i ka
wałek papieru, um ieszczony w ew n ątrz pu dła, nie uleg ł naw et zbrun atn ien iu . Wy-
Jpływ a z tego, że znaczniejsza grubość p ły t zapew niłaby bespieczeństwo zupełne.
T ak ie tk an in y niepalne, j a k to ju ż wspo
m nieliśm y, są. wszakże dosyć rzadkie i kosz-
jtow ne; znamy je d n a k niektóre rostw ory lub pow łoki, k tó re mogą zabespieczać skutecz-
jnie od ognia tk an in y zwykłe.
P o w łoka bardzo p rosta i do otrzy m ania łatw a, a k tó ra służyć może zarów no do drzew a ja k do papieru i tk an in , w y ra bia się w sposób następujący: P rz y g o to w uje się na gorąco nalew kę drzew a osto- krzew u i chlorku sodu t. j. soli kuchennej 1 rostw ór ten odcedza się po godzinie w rze
nia; następnie dodaje się pew ną ilość siar
czanu cynku, chlorku am onu czyli salm iaku i ałunu. Ciecz tę ogrzew a się na słabym ogniu przez cztery godziny, unik ając w rze
nia, dodaje się k leju rybiego i w strząsa, by niięszaninę uczynić bardzo dokładną. P o przepuszczeniu wreszcie cieczy przez sito bardzo gęste, pow leka się nią zapom ocą p ę
dzla w dowolnej liczbie w arstw dany p rz ed miot; dw ie w arstw y w ystarczają dla p ap ie
ru i tkan in . D la ochrony tój pow łoki od u latn ian ia pokry ć ją m ożna w arstw ą ros- tw oru żelatynowego.
In n a pow łoka, k tó ra je st rostw orem szkła rospuszczalnego, może być w yrobioną, ja k następuje: T opi się w tyglu 15 części k w a r
cu lub piasku bardzo czystego, 10 części oczyszczonego potażu handlow ego i jednę część węgla bardzo drobno sproszkow ane
go. G dy utw orzone stąd szkło je st zupeł
nie stopione, zlewa się je , po oziębieniu proszku je i rospuszcza w czterech lu b pię
ciu n a wagę częściach wody w rzącej. Ros- tw ó r ten, ro sp o starty na jakiem k olw iek cie
le, na tkaninie, drzew ie i t. p., wysycha szybko i stanow i trw a łą pow łokę ochronną.
N astępna znów pow łoka bardzo je st p rz y datną do ochrony tkanin. W 75,25 czę
ściach wody rospuszcza się 8 części chlorku sodu, 2,25 podsiarczanu sodu, 10 siarczanu am onu i 4,5 boraksu i rostw ór ten rospro- wadza się zapomocą pędzla.
N iektóre z powyższych przetw orów n a
dają się zarówno dobrze do drzew a j a k 'i do tk an in ; dwa następne, które również ja k i ostatni z poprzedzających, są w ynalazku pp. Y endta i H órarda, mają n a celu głównie ochronę drzew a od ognia.
Je d n a z tych pow łok niepalnych składa się z 12 części ałunu, 2,5 podsiarczanu sodu, 5 boraksu, 10 siarczanu potasu i 70,5 części wody.
D ru g a przygotow uje się z L2 części oleju lnianego, 50 krzem ianu sodu, 15 am iantu, talk u lub kaolinu i 8 części wody, do czego, dla n ad an ia pożądanego koloru powłoce do
daje się 15 części substancyi barwiącej — g łó wnie tlenków — ołow iu, m iedzi, m an
ganu.
D o budow li, k tó re mają być starannie od pożaru ochronione, używ ają obecnie ame
rykanie nowego kam ienia sztucznego, zw a
nego azbestyną. M atery ja ł ten, bardzo ju ż rospow szechniony w S tanach Zjednoczo
nych, jestto krzem ian m agnezyi (zatem az
best), zmięszany ze sproszkow aną krzem ion
ką, potażem gryzącym i krzem ianem sodu.
C iastow ata ta masa przed użyciem mięsza się z piaskiem i otrzym uje substancyją, przylegającą silnie do wygładzonych nawet przedm iotów , na k tó re się nakłada. Jestto pow łoka bardzo tw arda, o p iśra się w ybor
nie działaniu ognia i nie pęka, gdy po roz
grzan iu polew a się j ą wodą.
P . B arró wspom ina dalej o m alowaniu kazeinow em , k tó re znacznie zm niejsza p al
ność m ateryjałów , dlatego zaleca się do de- koracyj teatralny ch i belek służących do urządzenia sceny. Sposób ten m alowania polega na zm ięszaniu trzech części białego j sera świeżego (kazeinu) z jed n ą częścią, t ł u stego w apna gaszonego; ilość barw nika, ja - I ką do m ięszaniny tój dodać trzeba, zależy
j
od w skazów ek p rak tyczny ch w danym I przy pad ku. Jak o substancyje barw iące używ a się tu m ateryj ziem istych albo m eta
licznych, ja k tlenk u żelaza do barw y czer
wonej i brun atnej, u ltram ary n y lub błękitu
kobaltow ego do barw y niebieskiej, tlenku
cynku lub siarczanu barytu do bieli, sadzy
zw ierzęcej do barw y czarnój. Nie można
się tu posługiw ać barw nikam i organiczne-
mi, ja k aniliną, ani też błękitem pruskim ,
cynobrem , ochrą błękitną, bielą, ołowianą,
N r 26.
WSZECH ŚWIAT.413 pod wpływem bowiem siarki, zaw artej w se
rze jakkolw iek w małej ilości, następow ało
by odbarw ianie, a w niektórych razach czer
nienie, przez tw orzenie się zw iązków siarko
wych. W apno kazeinowe należy przygo
towywać codziennie, a po nałożeniu każdej w arstw y farby pędzle należy oczyszczać.
M etoda ta nietylko je s t pożyteczną, dla ochrony od ognia, je s t ona nadto bardzo ekonom iczną przy m alow aniu m urów w ogól
ności.
W reszcie przytoczyć tu jeszcze można dwie ciecze, działające bardzo skutecznie przy gaszeniu pożarów i przytem dosyć ta
nie. P ierw szą stanow i rostw ór soli kuchen- nój, ałunu, szkła rospuszczalnego i tungsta- nu sodu. D ru g a polega na dodaniu do wo
dy zw yklój wody am onijakalnćj, odpływ a
jącej np. z fabryk gazu oświetlającego.
O szybkiem działaniu tój ostatniej cieczy podaliśm y niedaw no wiadomość w W szech - świecie (s tr. 159 r. b .); n ad aje się ona wszakże do użycia w tedy tylko, gdy nie trzeba się obaw iać duszącego w pływ u w y
w iązujących się z niój gazów.
T. R.
Towarzystwo Ogrodnicze.
P o s i e d
z e n i e j e d y n a s t e K o m i s y i t e o - r y i o g r o d n i c t w a i n a u k p r z y r o d n i c z y c h
p o m o c n i c z y c h .
(Dokończenie).
Przem ówienie p. Gosiewskiego „o budowie m ate.
r y i“ , podajem y w całości:
Dopiero po ukazaniu się sław nej rospraw y Helm- holtza, o ru ch ach w irow ych w płynie jednorodnym i nieściśliw ym , W iliam Thom son postaw i! kw estyją budowy m atery i na gruncie racyjonalnym .
Że tak długo po trzeb a było na to czekać, objaśnia
jsię tem , że udoskonalenie analizy nieskończonościo- wej uzbroiło n a d e r zw ycięskiem narzędziem tych, którzy, i lą c za przew odnią m yślą N ew tona, usiło
w ali w yjaśnić w szystkie zjaw iska n atu ry , na p od
staw ie wzajemnego działania ciał z odległości.
T ak pow stały praw a Coulomba i A m perea i duły się w nauce o elektryczności i m agnetyzm ie, z wiel-
jkim pożytkiem dla je j rozwoju, zastosować; ta k r ó wnież pow stała cała dziedzina m echaniki m oleku
larnej.
Ostatecznie, usiłow ania w ty m kierunku, poparte także w znacznej m ierze w ażnem i o dkryciam i na
polu doświadczalnem, doprow adziły do przyjęcia zasady zachowania energii, jak o najogólniejszego praw a natury.
Z am iast więc mówić, że ciała działają na się z od
ległości, mówi się, że każde ciało posiada zdolność poruszania się—pracow ania... i że zasób tej zdolno
ści, jeszcze na ru ch nie zużytej, w raz z w yczerpa
nym już, stanowi en erg iją ciała.
Jakkolw iek przez tak ie uogólnienie zasad N ewto
na wiedza skorzystała znacznie, ujm ując pod jedno praw o daleko w iększą rozm aitość zjawisk aniżeli p rzed tem , to je d n a k kw estyja przyczyny działania na się ciał z odległości pozostała na miejsou i zam ie
n iła się tylko na nową, m ianowicie na kw estyją przyczyny istnienia zdolności w ciałach do wyko
nyw ania pracy.
Dopiero W. Thom son, wziąwszy za motyw do określenia budow y m ateryi, prócz zdolności w yko
nyw ania pracy, niepodzielność i niezniszczalność atom u i w sparty odkryciem H elm holtza, że każdy w ir, raz pow stały w płynie jednorodnym i nieści
śliwym, nie może już, bez udziału siły tw órczej, ani się rozdzielić na inne, ani zaniknąć, p rzy jął taki w ir za atom.
N ależy przytem zauważyć, że w ir, jak o wytwór samego tylko ruchu i przezeń jed y n ie trw ający , nie może się wogóle nie odkształcać i nie poruszać; że więc jako tak i, posiada sam przez się zdolność p ra cow ania i ciągle, odkształcając się i poruszając, pracuje.
T ym sposobem istota i ostateczna przyczyna zja
wisk n a tu ry sprow adzonąby została do samego ty l
ko ruchu.
Czy jed n ak na tej ty lk o drodze do tego celu się { dochodzi, to jest, czy oprócz hipotezy Thom sona,
niem a jak iej innej, ogólniejszej, k tó ra b y rów nież do podobnego wyniku doprowadziła?
Aby na to pytanie módz odpowiedzieć stanowczo, należałoby rozw iązać zadanie odw rotne, to jest, po
staw ić kw estyją w te n sposób: ja k m a być zbudo-
j