• Nie Znaleziono Wyników

Środowisko żydowskie w Lublinie po Marcu 1968 roku - Wanda Lotter - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Środowisko żydowskie w Lublinie po Marcu 1968 roku - Wanda Lotter - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

WANDA LOTTER

ur. 1939; Kryczylsk

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe projekt Lublin. Opowieść o mieście, Żydzi lubelscy, rodzina Sznajdmanów, Fajwel Fryd, emigracja 1968 roku

Środowisko żydowskie w Lublinie po Marcu 1968 roku

Po [19]68 roku cały szereg inteligencji żydowskiej niestety wyjechał. Mój ojciec, który był Polakiem, strasznie chciał wyjechać stąd, ale mama była przelękniona. I może dobrze, w sumie nie żałuję, że nie wyjechaliśmy stąd, zostaliśmy. Zresztą mnie osobiście nikt krzywdy nie robił, ja nie doznałam naprawdę jakiejś bezpośredniej niechęci od nikogo. Nie rozczarowałam się ludźmi. Chroniono mnie szczególnie mocno w tym czasie. Ponieważ nie zajmowaliśmy wówczas żadnych stanowisk, z których należało zrzucać, że tak powiem – mój ojciec był Polakiem, matka nigdzie nie pracowała – więc nie było tego przymusu wewnętrznego. Oczywiście był niepokój, ale to nie było tak, jak [z ludźmi], którzy byli na stanowiskach dyrektorskich. Ze mną uczyła się bardzo piękna dziewczyna, o niezwykłej urodzie, Zosia Sznajdman, której ojciec był dyrektorem gastronomii na cały Lublin, a matka dziennikarzem w „Kurierze Lubelskim”. Oni wyjechali do Szwecji. Ich syna, Michała, wyrzucili natychmiast z fabryki samochodów. On był inżynierem, pracował w fabryce samochodów i natychmiast go wyrzucono z pracy. Pana [Izydora] Sznajdmana wyrzucono ze stanowiska. I oczywiście panią [Różę Fiszman-]Sznajdman. Potem [ona] napisała bardzo ciekawą książkę – „Mój Lublin”. Więc musieli wyjechać i rzeczywiście wyjechali do Szwecji. Tam zmarła pani Róża. Umarł już ojciec, który przyjeżdżał do Lublina. Pan Sznajdman był bardzo przystojnym mężczyzną, wysokim, pięknie zbudowanym, przyjeżdżał do Nałęczowa co roku na kurację, ponieważ klimat sobie zmieniał i stać go było na to. Ten Michał też zmarł w Szwecji, natomiast Zosia ma się dobrze, była kiedyś w Polsce – piękna, elegancka pani. Była [to osoba] o urodzie zupełnie nieprawdopodobnej, to była piękność nad pięknościami.

Pan [Fajwel] Fryd*, Żyd z pochodzenia, mieszkał na Krakowskim Przedmieściu, zajmował bardzo niewielkie mieszkanko, miał ponaddziesięciotysięczny księgozbiór.

Był bibliofilem i bibliomanem z prawdziwego zdarzenia. Oprócz tego był to erudyta, znający kilka języków, zajmujący się tłumaczeniami, nie tylko z hebrajskiego i jidysz, ale również innych języków. Maleńki człowieczek, ale o niezwykłej duszy. Pochodził z

(2)

Chełma, śmiał się, tak jak wszyscy, z tych chełmskich przywar. Potrafił na każdy temat mówić anegdoty i cokolwiek by się nie powiedziało, to anegdota była zawsze i miała ręce i nogi.

Był pan [Szulim] Garen, który też był wykształconym człowiekiem, bardzo ciekawym.

[Byli] państwo Sznajdmanowie, państwo Izraelewiczowie. Została garstka, część wyjechała, część po prostu wymarła. Na Lubartowskiej był słynny pan [Józef] Honig, który był taką lubelską maskotką. Co ciekawe, pan Honig był w ogóle niepiśmienny, ale potrafił brylować w Lublinie i tutaj robić ogromne interesy. Był pan Drewniak, który wyjechał chyba do Danii. Najmniej ludzi wyjechało do Izraela. Ten Izrael był zawsze takim miejscem, gdzie bano się wyjeżdżać.

* – wł. Efraim Frid

Data i miejsce nagrania 2006-02-10, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Redakcja Piotr Krotofil

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ja myślę, że [żeby] być członkiem w jakiejś organizacji, trzeba być starszym aniżeli trzynaście [lat], bo [w tym wieku] to się więcej

Przede wszystkim pamiętam jak przyjechaliśmy tu [do Lublina], a mamusia gdynianka z dziada pradziada była, to na pierwszy spacer wyszłyśmy na Stare Miasto i ci Żydzi przede

Ale mój ojciec był taki jakiś też urodziwy, bo nawet był w takiej kompani reprezentacyjnej jak car jechał, to ta kompania jechała i oddawała honory i tak dalej, i jakiś tam

Lublin –zresztą Kraków też –był bardzo mocno poklejony [plakatami]. Powiedziałbym wręcz, że [istniała] konkurencja, kto więcej

Był niezwykłym człowiekiem, brzydkim, jak sobie trudno wyobrazić równie brzydkiego mężczyznę, ale kiedy zaczynał mówić, stawał się piękny.. [Kiedy] kogoś nie lubił,

Miałam taką jedną właśnie koleżankę jeszcze z tej podstawówki i ona miała matkę tylko i ciocię, ojciec był w Warszawie, jakiś bardzo dobrze sytuowany pan, ale matka pracowała

Po wojnie 70 tysięcy, potem się rozrastał, ale przecież nie było dzielnicy Czechów, to były pola, LSM to były górki, po których Lublinianie ślizgali się na nartach, na

No więc, pamiętam właśnie taki długi artykuł, jak on się tłumaczył ze swoich błędów.. A on, nawet jako ten szef kadr, to owszem, miał bardzo duże wpływy, dużą