• Nie Znaleziono Wyników

Żuki – dzieje parafii

Do ważniejszych wydarzeń we wsi Żuki zaliczamy troskę o rozwój umysłowy i duchowy jej mieszkańców, więc w tym opracowaniu zwrócimy uwagę na szkolnictwo i duszpasterstwo, a w szczególności na okoliczności związane z budową obiektów do tego służących: szkoły i kaplicy. Bóg w swojej Opatrzności zrządził, by tych dzieł podjęli się rodzeni bracia:

Tadeusz – nauczyciel i Czesław – ksiądz katolicki, pochodzący z Terebeli koło Białej Podlaskiej.

Wieś Żuki

Wieś Żuki powstała w XVI w., podobnie jak okoliczne wsie, na czele z Tuczną, podczas kolonizacji w byłym powiecie brzeskim. Z dokumentów historycznych wiemy, że wieś Żuki w drugiej połowie XVII w., należała do folwarku Rzeczyca, dóbr kodeńskich. W 1827 r. liczyła 39 domów, zamie-szkałych przez 258 osób.

O zorganizowanym szkolnictwie, ze względu na to, że to był czas rozbiorów Polski, a te tereny należały do zaboru rosyjskiego, nie mogło być mowy, zaś katolicy należeli do parafii Huszcza. Gdy władze carskie, w 1877 r., zlikwidowały parafię łacińską w Kodniu, w latach 1879-1882, dzięki staraniom właścicieli Kodnia, hrabiów Krasińskich i wielkiemu wysiłkowi katolików – mieszkańców Tucznej i okolic, wzniesiono wspaniały murowany kościół w Tucznej i wyposażono w sprzęty przeniesione z przekazanego na prawosławie kościoła św. Anny w Kodniu. Kościół ten, w dniu 15 sierpnia 1882 r., poświęcił ks. Jan Jackowski, z Huszczy. Do nowopowstałej parafii dołączono katolików mieszkających w Żukach, gdzie również było dużo unitów, w 1875 r. włączonych do Cerkwi prawosławnej. Po ukazie cara Mikołaja II, z kwietnia 1905 r., który dawał wolność religijną, w parafii Tuczna swą przynależność do Kościoła rzymskokatolickiego potwierdziło 218 osób z Żuków. Teraz wszyscy czekali na wolność Ojczyzny – Polski. Ta przyszła dopiero po pierwszej wojnie światowej, w 1918 roku. W okresie międzywojennym (1918-1939) w Żukach istniała szkoła I stopnia, a wieś należała do gminy i parafii Tuczna. Mieszkańcy Żuków utrzymywali się ze swoich gospodarstw rolnych, uprawiając zboże, ziemniaki i hodując różne zwierzęta. Podstawą utrzymania była hodowla krów, trzody chlewnej, owiec i ptactwa domowego. Krowy wypasano na wspólnym pastwisku. Już wtedy

Czesław Maziejuk 68

Nauczyciel Tadeusz Maziejuk

pastuch, opiekujący się dużym stadem żukowskich krów, przysiadając pod maleńką drewnianą kapliczką, z obrazkiem św. Antoniego, przepowiadał, że przyjdzie czas, że tu będzie stał kościół.

Szkoła w Żukach

W latach powojennych (1947-1950), na terenie gminy Tuczna, w: Tucznej, Mazanówce, Międzylesiu, Bokince Pańskiej, Dąbrowicy Dużej, Choroszczynce, Ogrodnikach i Żukach, sportem uprawianym przy szkołach, szczególne zainte-resowanie wykazywał Podinspektor Szkolny z Białej Podlaskiej, Władysław

Drozd. Na swoim motocyklu SHL, wskórza-nej pilotce na głowie, dojeżdżał do każdej wsi i tam organizował walkę z analfabety-zmem i prowadził doszkalanie społeczeń-stwa w zakresie szkoły podstawowej. Dla podniesienia zamożności ludzi wiejskich, rozwoził sadzonki morwy i propagował ho-dowlę jedwabników. Wspomagał w szcze-gólności młodych nauczycieli, pracujących na wsi, wyznaczając im nowe zadania lokalnego patriotyzmu. Przede wszystkim interesował go masowy sport. Źródłem działalności Ludowych Zespołów Sporto-wych w gminie Tuczna, stała się wieś Żuki. W sierpniu 1954 r. przybył tu nowy nauczyciel, tegoroczny absolwent Pań-stwowego Liceum Pedagogicznego w Leś-nej Podlaskiej, rozpalony przez swego leśniańskiego profesora, Wincentego Ba-naszkiewicza, prawie że fanatyk wiejskiego masowego sportu, Tadeusz Ma-ziejuk z Terebeli. Zastał małą szkołę podstawową, funkcjonującą w pry-watnym domu państwa Kuszneruków, z klasami I-IV. Nowy nauczyciel, mając już pewne doświadczenie organizacyjne, zdobywane od 1952 r., gdy był współzałożycielem LZS w Jagodnicy, wspierając wysiłki swego krew-nego, Henryka Maziejuka z Jagodnicy, ówczesnego jeszcze ucznia leśniań-skiego Liceum Pedagogicznego, jak i gdy widziano go jako dobrze zapowiadającego się zawodnika w różnych dyscyplinach sportu, teraz podjął pierwszą swoją wielką decyzję – dzieło budowy szkoły w Żukach. Wówczas rozpalił się entuzjazm miejscowej ludności. Na plac szkolny przeznaczono ok.

1,5 ha ziemi, będącej wspólnotą wiejską, przy granicy z posiadłościami państwa Protasów, mających wielkie uznanie w środowisku, jako działacze społeczni. Mieszkańcy wsi bezpłatnie dostarczyli drewno budowlane.

Wznoszeniem budynku i zakładaniem boisk przyszkolnych żywo zajął się

Żuki... 69 przewodniczący Komitetu Rodzicielskiego Szkoły Podstawowej w Żukach, Władysław Kondraszuk, ojciec najzdolniejszych i najlepszych uczennic:

Marysi i Feli. Tymi inicjatywami poważnie zainteresował się Podinspektor Szkolny w Białej Podlaskiej Władysław Drozd, więc Wydział Oświaty w Białej Podlaskiej, z Inspektorem Szkolnym mgr Bronisławem Sęczykiem, podjął się roli inwestora od projektu do nadzoru nad wykonaniem.

Projekt i nadzór, z ramienia Wydziału Oświaty, realizował Stefan Djaczuk. Budynek szkolny powstał w tempie błyskawicznym, bo w czasie niespełna roku oddano do użytku: mieszkanie dla nauczyciela, salę lekcyjną z szerokim korytarzem, i jeszcze w stanie niewykończonym, duże pomiesz-czenie na świetlicę. I już w 1955 r. nauczyciel w Żukach realizował swoje dalsze plany, na wzór LZS „Orły” Jagodnica. Zorganizował LZS „Orły”

w Żukach. Osobiście wykonał w gumie pieczątkę z napisem: LZS „Orły” Żuki.

Na nowym placu szkolnym wyznaczył boisko do siatkówki i koszykówki oraz skocznie LA, współdziałając z nowymi działaczami LZS: Józefem i Czesławem Wojtczukami, Józefem i Czesławem Falkowskimi, Janem Kłoczko i innymi mieszkańcami wsi. Od tej pory, w niedziele i święta, popołudnia wiosenne i letnie oraz wakacyjne, spędzano na nowych boiskach. Teraz, poza pracą zawodową, jakby jedynymi były zajęcia na boiskach, zabawy taneczne i przedstawienia, czym byli zainteresowani wszyscy mieszkańcy. To było życie wsi bez nudy, z godziwą rekreacją dla wszystkich. Drużyna piłki siatkowej LZS „Żuki” uczestniczyła w meczach: w Tucznej, Międzylesiu, Żeszczynce, a nawet z LZS „Wisznice” reprezentowanymi przez znakomitych siatkarzy, jak: Marian Kowalski, Stefan Zawadzki, Tadeusz Szarzyński, Henryk Wołowik, Jaroszkiewicz i inni – czołówka siatkarzy Lubelszczyzny.

Działalność LZS wspomagały szczególnie rodziny z Żuków: Protasowie,

Dawna szkoła w Żukach (stan obecny)

Czesław Maziejuk 70

Kamińscy, Kłoczkowie (2 rodziny), Falkowscy, Kusznerukowie, Kondraszu-kowie, Matysiukowie. W październiku 1956 r. wezwano nauczyciela Maziejuka do zasadniczej służby wojskowej w marynarce wojennej, więc wspaniale zapowiadający się, musiał dotychczasową pracę pożegnać. Tym zajęli się jego następcy. Sam zaś został odroczony ze służby wojskowej i znalazł się na Bernard Waszczuk i swą opieką duszpasterską objął również wieś Żuki. W dniu 13 grudnia 1981 r. generał Jaruzelski wprowadził, ze względu na występujące w wielu miastach strajki robotnicze, stan wojenny w całej Polsce. W 1982 r., rządzący w Polsce, dla złagodzenia okropności stanu wojennego, m.in. stworzyły możliwość budowania punktów katechetycznych dla zabezpieczenia nauczania religii w poszczególnych parafiach. Wówczas biskup ogłosił, by proboszczowie, w razie potrzeby, wystąpili do kurii biskupiej z rozsądnymi propozycjami, więc proboszcz parafii Tuczna, ks. Bernard Waszczuk, poczynił odpowiednie starania o budowę punktu katechetycznego w Żukach, oddalonych o ok. 10 kilometrów od kościoła parafialnego w Tucznej. W dniu 20 września 1982 r. zwrócił się do Wydziału do Spraw Wyznań Urzędu Wojewódzkiego w Białej Podlaskiej z prośbą o zezwolenie na przejęcie wskazanej działki, przeznaczonej na punkt katechetyczny w Żukach, na rzecz parafii, w celu sporządzenia aktu notarialnego.

To było podyktowane wcześniejszą prośbą mieszkańców Żuków do Wojewody Bialskopodlaskiego o zezwolenie na budowę kaplicy w ich miejscowości. Wów-czas, bez przeszkód spisano akt notarialny na rzecz parafii rzymsko-katolickiej w Tucznej, dotyczący działek: działki o pow. 0,04 ha, będącej dotychczas własnością Aleksandra i Adeli Kamińskich z Żuków oraz działki o pow. 0,10 ha stanowiącej dotychczas własność wspólnoty wsi Żuki. Proboszcz proponował budowę pięknej drewnianej kaplicy, z punktem katechetycznym, ponieważ miesz-kańcy Żuków byli właścicielami wspaniałych działek leśnych. Jednak miejscowi działacze w swej wyobraźni widzieli kaplicę murowaną, dużą, wyróżniającą się swoim pięknem spośród innych. Nie wyrazili na to zgody i po stworzeniu Komitetu Budowy Kaplicy, sami szukali projektantów. Takich spotkali w Białej Podlaskiej, gdzie realizowali swój projekt przebudowy Placu Wolności. Architekt kurialny ks. mgr Tadeusz Kulik wyraził na to zgodę, więc do opracowania projektu budowy kaplicy w Żukach, przystąpili architekci z War-szawy, panowie: Ryba, Skiba, Lupa i Makaruk. Mieszkańcy wsi z wielkim zapałem przystąpili do przygotowania drewna budowlanego, zabezpieczając go na placu budowy. Zdecydowali się również na organizowanie zbiórek

Żuki... 71 pieniężnych na terenie parafii: Tuczna, Piszczac, Łomazy, nawet dotarli z gwiazdą bożonarodzeniową do parafii Swory za Białą Podlaską, jednak musieli tego zaprzestać, gdy na początku 1984 r. dyr. Wydziału do Spraw Wyznań Urzędu Wojewódzkiego w Białej Podlaskiej, A. O. wydał zakaz takiej zbiórki. Wówczas liczyli na dobrowolne ofiary ludzi dobrej woli, spośród swoich znajomych i życzliwych obcych.

By zdobyć odpowiednią ilość dobrze wypalonej cegły, której trzeba było bardzo dużo, z radością, po kilkanaście osób dziennie, dojeżdżali na cegielnię w Chotyłowie do ciężkiej pracy przy produkcji tej cegły. Za swoją pracę nie otrzymywali pieniędzy, lecz cegłę. Dopiero wtedy mogli dokupić brakującą ilość. Uzyskane pieniądze, całkiem roztropnie, przechowywali zabezpieczone na prywatnej książeczce bankowej skarbnika Komitetu Budowy Kaplicy, który regulował wydatki związane z rozpoczętą budową. Nie wiadomo dlaczego stan zapasów pieniężnych nie był znany przez proboszcza. Okazało się, że proboszcz ks. Waszczuk nie mógł znaleźć wspólnego języka ani z Komitetem Budowy Kaplicy, ani z projektantami, jak również musiał poddać się intensywnemu leczeniu, więc poprosił biskupa o zmianę parafii.

Dalszy ciąg budowy kaplicy

Teraz, Drodzy Czytelnicy, bądźcie cierpliwi, i jeżeli chcecie, zapoznajcie się z dalszym przebiegiem budowy kaplicy w Żukach. Tak piszę, bo wiele cierpliwości, opanowania i odpowiedzialności wszystkich wymagały okoliczności nadarzające się przy wznoszeniu tego, jakby nie było, Domu Bożego: od mieszkańców, od Komitetu Budowy, od projektantów, od wykonawców, od biskupów i pracowników kurii biskupiej w Siedlcach, od

Kaplica w Żukach, stan obecny

Czesław Maziejuk 72

wikariuszy parafii, no i od proboszcza, który zawsze znajdował się między młotem a kowadłem. A ileż trudu musiały ponosić gospodynie domowe, zabezpieczające wyżywienie i nocleg robotnikom trudzącym się przy bu-dowie. Do wszystkich odnoszę się z wielkim podziwem, uznaniem i wdzięcz-nością, że wytrwali aż do zwycięskiego końca, mimo nieraz złośliwych prze-ciwności. Od tamtych wydarzeń mija już 30 lat, a piękna kaplica w Żukach służy ludziom jako Dom szczególnego spotkania z Bogiem, a z krzyża stoją-cego obok niej Chrystus każdego człowieka nawołuje do wzajemnej miłości i zgody, co zawsze możemy osiągnąć przez życzliwy dialog.

***

A teraz moje wspomnienia: Po czterech latach mego pobytu w parafii Jeleniec k. Łukowa, biskupi siedleccy zaproponowali mi dokończenie kaplicy z punktem katechetycznym w Żukach, parafii Tuczna, uważając, że już mam pewne doświadczenie pod tym względem z pracy w poprzednich parafiach, a w szczególności w Jeleńcu, gdzie przy wysiłku dobrych ludzi, pomogłem w wykonaniu niełatwych prac, jak remont i odnowienie spękanego, starego murowanego kościoła, budowa murowanej kaplicy w Sarnowie, budowa dużego budynku gospodarczego (po rozbiórce siedmiu), wykończenie nowej plebanii, remont starej plebanii oraz założenie i ogrodzenie nowego cmentarza grzebalnego. Nie znając warunków, podjąłem się tego zadania, bo byłem w pełni sił – dopiero 25 lat kapłaństwa, w dobrym zdrowiu i pełny zapału do pracy dla dobra wiernych i na chwałę Bogu. Tak w dniu 28 sierpnia 1984 r., gotowy do racjonalnego dialogu ze wszystkimi, jako proboszcz parafii Tuczna i jako inwestor, przyjąłem na siebie obowiązek dokończenia budowy kaplicy w Żukach, czując na sobie odpowiedzialność przed Bogiem, biskupami siedleckimi, władzami cywilnymi, społecznością Żuków i Komitetem Budowy Kaplicy. Najpierw musiałem w szybkim tempie rozejrzeć się w sytuacji.

Przeprowadziłem więc rozmowy z władzami diecezjalnymi, z odchodzącym proboszczem, Komitetem Budowy Kaplicy, mieszkańcami wsi Żuki oraz z projektantami kaplicy – panami: Rybą i Skibą. Nie mogłem ulegać rodzącym się różnym emocjom i wpływom zainteresowanych stron. Między innymi zauważyłem działania Komitetu Budowy zmierzające do zdobycia mojej przychylności, co dawało nadzieję pomyślnego rozwiązania problemu.

Projektanci zaś, przedstawili swoją wersję, nie rozwiązaną do końca. Biskupi naciskali, bym jak najszybciej uporządkował narosłe niejasności. Mieszkańcy wsi Żuki z tęsknotą i nadzieją oczekiwali dokończenia budowy, gotowi do wszelkich poświęceń i ofiar. Nie tylko mężczyźni, ale i kobiety, przez parę tygodni pracowali jako pracownicy fizyczni przy produkcji cegły palonej na cegielni w Chotyłowie, a na placu budowy nigdy nie brakowało pomocników.

(Stoi mi w pamięci pewien ubogi, spokojny, zawsze trzeźwy, w starszym wieku mężczyzna, mieszkający w starym, drewnianym domu, w którym

Żuki... 73 zamiast podłogi była glinobitka, w odległości paru domów od placu budowy.

On codziennie robił porządki na placu, a kiedy nie miał tego zajęcia, prostował gwoździe… Po pewnym czasie znaleziono go w najgłębszym miejscu zbiornika wodnego obok kaplicy, o porządku przy której zawsze pamiętał). Nie mogłem nikogo zawieść, ale oczekiwań wszystkich nie mogłem spełnić, bo niektóre były nierealne z wielu względów, a nawet nielogiczne. Wtedy, z kłębowiskiem myśli, stawałem przede wszystkim przed biskupami i architektem kurialnym, ale i ci ostateczną decyzję zostawiali otwartą. To ja, za ich radą musiałem je podejmować. Wkrótce na plebanii w Tucznej zjawili się projektanci z Warszawy: panowie Ryba i Skiba.

Naczelny projektant, p. Ryba, przedstawił swoją wizję: Ta kaplica, to moje najpiękniejsze dziecko. To obiekt wkomponowany w otaczającą go przyrodę:

rozłożyste łąki, zbiornik wodny, lasy i skrzyżowanie dróg przez wieś, przy których od dawna stoi mała drewniana kapliczka, przy której mieszkańcy wsi gromadzą się na nabożeństwa majowe. To olbrzymi masyw betonowo-ceglany, na wysokich palach, widziany z góry jako krzyż. Pola między krzyżownicami, to: 1. Kaplica, 2. Punkt katechetyczny, 3. Pergola i 4. Stu-dzienka. Oświetlenie wnętrza budowli ma pochodzić z okien w dachu, umieszczonych przy występujących do góry masywach ceglanych i przez zwisające u stropu kaplicy i pergoli kratownice o długości 4 metrów, spływać na modlący się lud, zgromadzony na posadzce obniżonej o parę schodków od poziomu otoczenia budynku. To ma tworzyć załamania światła, dające mrok odpowiedni dla modlitewnego skupienia. Z zaciekawieniem słuchałem tej opowieści, lecz na zakończenie dowiedziałem się, że panowie architekci przyjechali po pieniądze na „komputerowe obliczenia więźby dachowej”, którą mieli komuś zlecić. Dowiedziałem się, że p. Lupa doskonale wywiązał się z projektu i wykonania żelbetowych konstrukcji kaplicy, a projekt więźby dachowej został tylko fantastycznie naszkicowany, bo panowie Ryba i Skiba nie dokonali jeszcze obliczeń wytrzymałości konstrukcji drewnianej. I dlatego parę razy już przyjeżdżali do mego poprzednika a teraz przyjechali do mnie po pieniądze na „obliczenia komputerowe”. Nie wiem, czy wcześniej otrzymali na ten cel jakiekolwiek fundusze, bo teraz, zamiast pieniędzy, otrzymali prośbę o jak najszybsze dopracowanie projektu budowy ścian więźby dachowej, z uwzględnieniem niektórych zmian: 1. Naświetlenie wnętrza budowli przez zamontowanie okien nie w dachu, lecz w ścianach; 2. Roz-wiązanie projektu więźby dachowej bez zwisającej drewnianej kratownicy;

3. Ulokowanie posadzki w kaplicy bez wkopywania się w głąb gruntu;

4. Zastosowanie jakiegoś znaku podkreślającego sakralność obiektu. (Nie mogłem dowiedzieć się, kim był p. Makaruk). Przez dłuższy czas nie miałem konkretnej odpowiedzi, więc zdecydowałem się na zorganizowanie „wizji lokalnej”, na którą (za wiedzą biskupów) zaprosiłem zainteresowanych projektantów: panów Rybę i Skibę, biskupa ordynariusza Jana Mazura, biskupa

Czesław Maziejuk 74

pomocniczego Wacława Skomoruchę, referenta kurialnego do Spraw Budowlanych ks. mgr Tadeusza Kulika oraz Komitet Budowy Kaplicy w Żu-kach. Po stwierdzeniu faktycznego stanu budowy kaplicy i po burzliwej wymianie zdań, biskup ordynariusz zobowiązał głównego projektanta, p. Rybę (który miał również jakieś kontrakty zagraniczne), by w ciągu paru miesięcy (do lipca 1985 r.), dostarczył proboszczowi parafii Tuczna poprawiony pro-jekt budowy kaplicy.

Ponieważ p. Ryba nie wywiązał się ze swego zadania, biskup ordy-nariusz, po trudnej rozmowie z referentem diecezjalnym do spraw budowni-ctwa sakralnego, jak i po zasięgnięciu opinii biskupa pomocniczego (mają-cego nadzór nad budownictwem sakralnym), polecił mi, bym wyszukał innego projektanta więźby dachowej i nowy projekt przedstawił w kurii biskupiej. Natychmiast, dzięki pomocy mego brata Tadeusza, wyszukałem w Białej Podlaskiej inżyniera p. Władysława Niczyporuka, który w ciągu dwu tygodni (na dzień 12 lipca 1985 r.) przygotował nowe rozwiązania więźby dachowej. Wkrótce nowy projekt otrzymał afirmację w kurii biskupiej i zaczął się ruch na placu budowy. Górale wznosili ściany z czerwonej, palonej cegły, cieśla zbijał z desek bindry (krokwie) i przy pomocy mieszkańców Żuków, stawiał rusztowania dachu i obijał deskami do czoła.

Już jesienią 1985 r., nad kaplicą i punktem katechetycznym dach pokryto papą. W międzyczasie stolarz Kazimierz Osipowicz z Tucznej, przygotował futryny drzwiowe i okienne według nowego planu, a górale powstawiali je w odpowiednie otwory. Już można było przygotować budynek do przerwy zimowej. Gdy nasz obiekt był już odpowiednio zabezpieczony i nastały pierwsze przymrozki, wezwał mnie do Urzędu Gminy w Tucznej ówczesny Naczelnik Gminy i dał mi do przeczytania skargę skierowaną do władz wojewódzkich w Białej Podlaskiej. Okazało się, że nowe porządki nie podobały się niektórym z Komitetu Budowy Kaplicy i ten, który spośród jego członków uznał siebie za najważniejszego, podrobił podpis projektanta Skiby i oskarżył proboszcza, że prowadzi budowę niezgodnie z projektem. Efektem tego było pismo władz wojewódzkich do Naczelnika Gminy Tuczna, wstrzymujące budowę kaplicy. Naczelnik Gminy, człowiek myślący i odpowie-dzialny, znający doskonale problem, polecił, bym wystosował pismo do władz wojewódzkich, wyjaśniające zaistniałą sprawę, a z nastaniem wiosny, nie pytając nikogo o zdanie, kontynuował prace budowlane. Powiedział: Ja z wezwaniem księdza czekałem, aż kaplica zostanie pokryta papą i przygotowana do przerwy zimowej. Po konsultacji z głównym architektem p. Rybą, w dniu 23 stycznia 1986 r., w Warszawie, przesłałem do Urzędu Wojewódzkiego w Białej Podlaskiej wyjaśnienie sprawy, wraz z nowym projektem. Teraz Komitet Budowy Kaplicy miał niewielkie możliwości pozyskania ofiar na budowę, dlatego prawie cały ciężar finansowania spadł na odpowiedzialność proboszcza z Tucznej, jako głównego inwestora. Muszę stwierdzić, że

Żuki... 75 Opatrzność Boża nas wspomagała. Nie dokuczał brak funduszów, które na moje ręce spływały kiedy były potrzebne, a były to przede wszystkim ofiary z parafii – zbierane na tacę podczas: pasterki, rezurekcji, ślubów i pogrzebów;

oraz ofiary zagraniczne przekazywane przez biskupa. Ofiary te, za pokwito-waniem, przekazywałem Komitetowi Budowy, lub sam opłacałem materiał lub robociznę (zawsze za pokwitowaniem).

Od wczesnej wiosny 1986 r. górale kończyli ściany działowe, stolarz wstawiał oszklone ramy okienne. Niezadługo blacharze kryli dach blachą ocynkowaną, a stolarz układał przybitkę z wąskich desek na suficie, Kazimierz Kamiński układał posadzkę i budował, z betonu i czerwonej cegły, ołtarz, a ja zawiadomiłem biskupa, że zapraszamy na poświęcenie kaplicy w dniu św.

Antoniego, 13 czerwca 1986 roku. Wówczas było widać niesamowitą radość i zadowolenie uwijających się na placu budowy mieszkańców, pracujących w czynie społecznym, w prawdziwym pocie czoła. A tu ktoś przybiega do nas, kręcących się przy kaplicy i mówi, że przed chwilą wróciła delegacja z Żuków do biskupa (przewodniczący Komitetu Budowy Kaplicy i parę innych osób).

I zdaje relację z przebiegu rozmowy tej delegacji z biskupem ordynariuszem.

Gdy delegaci prosili biskupa, by odłożył termin poświęcenia kaplicy, bo nie zdążą z wykończeniem, biskup miał zapytać: A, co tam się dzieje? Gdy odpowiedzieli, że jedna grupa kryje blachą dach, a druga wewnątrz przybija podsufitkę, inni kręcą się na dole, odpowiedział: A, wy, co tu robicie – pomagać im, a ks. proboszcz niech dzisiaj wieczorem do mnie zadzwoni i sprawę przedstawi. Wieczorem więc, zapewniłem biskupa, że bez najmniejszych obaw, terminu dotrzymamy.

W końcu nastał dzień upragniony – poświęcenia kaplicy i wysokiego, drewnianego krzyża przy niej, z wyrytym napisem: Gdzie miłość wzajemna i zgoda. Poświęcenia dokonał biskup ordynariusz Jan Mazur, w obecności referenta diecezjalnego do spraw budownictwa sakralnego ks. mgr Tadeusza Kulika, w otoczeniu duchowieństwa dekanatu terespolskiego, głównego projektanta p. Ryby, wielu gości, mieszkańców Żuków i okolicznych wsi. Była to podniosła uroczystość, bo ukoronowanie tęsknot i wysiłków wielu wspaniałych ludzi, pierwszy w dziejach odpust św. Antoniego w Żukach. Za ołtarzem, na ścianie wisiał dużych rozmiarów obraz św. Antoniego, namalowany przez nieznaną mi malarkę, na wzór obrazu, jaki spotkałem podczas wizyty duszpasterskiej w domu jednego z gospodarzy w Żukach, który

W końcu nastał dzień upragniony – poświęcenia kaplicy i wysokiego, drewnianego krzyża przy niej, z wyrytym napisem: Gdzie miłość wzajemna i zgoda. Poświęcenia dokonał biskup ordynariusz Jan Mazur, w obecności referenta diecezjalnego do spraw budownictwa sakralnego ks. mgr Tadeusza Kulika, w otoczeniu duchowieństwa dekanatu terespolskiego, głównego projektanta p. Ryby, wielu gości, mieszkańców Żuków i okolicznych wsi. Była to podniosła uroczystość, bo ukoronowanie tęsknot i wysiłków wielu wspaniałych ludzi, pierwszy w dziejach odpust św. Antoniego w Żukach. Za ołtarzem, na ścianie wisiał dużych rozmiarów obraz św. Antoniego, namalowany przez nieznaną mi malarkę, na wzór obrazu, jaki spotkałem podczas wizyty duszpasterskiej w domu jednego z gospodarzy w Żukach, który