• Nie Znaleziono Wyników

Z życia Papieża Piusa X

D z ie ń 19 w rz e ś n ia 1 8 5 8 ro k u , b y ł | d n ie m n ie z w y k łe j u ro c z y s to ś c i w u b o g ie j p o d a lp e js k ie j w io s c e R ie se , p o ło ż o n e j n ie ­ o p o d a l W e n e c y i. O to w d n iu ty m J ó z e f M e lc h io r S a rto , s y n u b o g ie j sz w a c z k i, w d o w y p o m ie js c o w y m lis to n o s z u g m in ­ n y m , J a n ie B a p ty śc ie S a r t o , o d p ra w ia ł w p a ra fia ln y m k o ś c ió łk u p ie r w s z ą M s z ę ś w . , cz y li „ p ry m ic y ę " . R o d z in a p ry m i- c y a n ta , t. j. m a tk a , M a łg o rz a ta z e S a n - s o n ó w S a rto i o ś m io ro ro d z e ń s tw a , t u ­ d z ie ż p ra w ie w s z y s c y m ie s z k a ń c y w io s k i, w z ię li u d z ia ł w u ro c z y s to ś c i, a w io d ła ich tam i p o b o ż n o ś ć i ż y c z liw o ś ć d la w ie lc e z a c n e j i u c z c iw e j ro d z in y , a n ie m n ie j i c ie k a w o ść , ja k te ż w y g lą d a ja k o k a p ła n ó w m ło d z ie n ie c , o k tó r e g o u ro d z ie c z ę s to m ó w io n o w e w io sc e . O c z y w s z y s tk ic h z w ró c o n e b y ły to n a s y n a , to n a m a tk ę , k tó ra w z a c h w y c ie i ro z r z e w n ie n iu ro n iła łz y ra d o ś c i, iż u k o c h a n y je j sy n p ie r w o ­ ro d n y d o s tą p ił g o d n o ś c i, k tó ra b y ła i je j i s y n a S z czy tn e m m a rz e n ie m . P r z e d o c z y ­ m a u s z c z ę ś liw io n e j k o b ie ty , p r z e s u n ą ł się o b ra z , w k tó ry m w id z ia ła d z ie c ię sw e od p ie rw s z y c h je g o c h w il, a ż p o te u ro c z y ­ s te o b e c n e c h w ile i o d c z u w a ła te w s z y s t­

k ie ra d o ś c i, ja k ie je j z a w s z e s p ra w ia ł n a j­

d ro ż s z y , u k o c h a n y B e p p o .

N a d z w y c z a jn ą to b y ło ra d o ś c ią dla m a łż o n k ó w S a rto , g d y d n ia 2 -g o c z e rw c a 1 8 3 5 ro k u u ro d z ił s ię im sy n p ie rw o ro d n y . J u ż d r u g ie g o d n ia o c h rz c z o n o g o im ie ­ n ie m J ó z e f M e lc h io r, a m a tk a , p a ła ją c a s z c z e g ó ln e m n a b o ż e ń s tw e m d o c u d o w n e j B o g a ro d z ic y w C e n d ro le , z a ra z w c h w ili

,K al. M aryański".

p rz y jś c ia n a św ia t d z ie c in y p o le c iła j e . w g o rą c e j m o d litw ie ła s c e i o p ie c e T e j, k tó rą z o w ie m y P o c ie s z y c ie lk ą s tra p io n y c h i W s p o m o ż e n ie m w ie rn y c h . 1 n ie z a w io ­ d ła s ię M a łg o rz a ta w sw y c h m o d ła c h , k ie d y M a tk a N a jś w ię ts z a ta k s z c z o d r z e i o b fic ie n a g ro d z iła tę je j u fn o ś ć , ż e p ie r ­ w o r o d n e g o je j sy n a , p rz e p r o w a d z iw s z y p ó ź n ie j p rz e z w s z y s tk ie s z c z e b le h ie r a r­

ch ii k o ś c ie ln e j, a ż n a s to lic ę P io tro w ą z a w io d ła .

P ie r w s z e la ta J ó z e f a , lu b p o w ło s k u B e p p in a , to p o d o b n e d o ż y c ia w s z y s tk ic h b ie d n y c h w ie js k ic h d z ie c i. T rz e b a b y ło n ie r a z i k ró w k ę p o p a ś ć w p o lu i b a w ić w d o m u m a łe ro d z e ń s tw o , d rz e w a u rą b a ć i p o s łu ż y ć w n ie je d n e m , a g d y n a d s z e d ł c z a s n a u k i, ro d z ic e o d d a li s y n a d o w ie j­

sk ie j sz k ó łk i 2 -k la s o w e j, g d z ie n a u c z y c ie l F ra n c is z e k G e c h e rle , N ie m ie c z ro d u , ta c z ę ść b o w ie m W ło c h p o d ó w c z a s z o s ta w a ła p o d p a n o w a n ie m A u stry i, n a u c z y ł g o czy -

i

ta ć i p is a ć o ra z ra c h o w a ć , p o d c z a s g d y re lig ii u c z y li g o ro d z ic e w d o m u .

N a d z w y c z a jn e z d o ln o ś c i c h ło p c a n ie u s z ły u w a g i m ie js c o w e g o k a te c h e ty ks.

A lo jz e g o O ra z io , tu d z i e ż p ro b o s z c z a k s.

J ó z e f a F u s a r in i, k tó rz y p o d u c z y w s z y j e ­ sz c z e le p ie j c h ło p c a , w y m o g li to na o c ią ­ g a ją c y m się o jc u , iż p o s ła ł s y n a d o g im - n a z y u m w C a s te lfra n c o , o d le g ł e g o o 7 k im . o d R ie s e . P o n ie w a ż J a n B a p ty s ta S a rto , ja k o s łu g a g m in n y , p o b ie r a ł z a le - d w o c w a n c y g ie ra , c z y li o k o ło 6 0 h a le r z y d z ie n n ie , a o p ró c z k a w a łk a p o la , z k tó ­ re g o z b ie r a ł tro c h ę ja rz y n , in n y c h d o c h o

-5

66 Castelfranco, a chcąc zaoszczędzić rodzi­

com wydatku na obuwie - ile razy tylko było możebnem drogę tę odbywał boso. Czy potrzeba dodawać, że nieraz o suchym kawałku chleba szło chłopię na cały dzień nauki.

Ponieważ gimnazyunl w Castelfranco ,nie miało prawa wydawać uczniom swym świadectw na egzamina, więc musieli uczniowie jeździć do gimnazyum w Tre- viso. W katalogach tego gimnazyum za­

pisane jest, iż Józef Sarto zdał tam 8 egzaminów półrocznych z postępem celu­

jącym ze wszystkich przedmiotów. Po każdym egzaminie uszczęśliwiony wracał do domu, a nacieszywszy się z rodzicami, Opatrzności kieruje losami chłopca. Pro­

boszcz ks. Fusarini widząc, iż biedny li­

cem. Patryarcha, któremu przysługiwało prawo umieszczenia \v seminaryum du- chownem w Padwie bezpłatnie dwóch kleryków, czyni zadość prośbie Jana Sarto 1 w tak opatrznościowy sposób Józef Mel­

chior Sarto, w piętnastym roku życia, dostaje się do seminaryum duchownego w Padwie. Tu zaraz w pierwszym roku

zwraca na siebie powszechną uwagę nie- zwykłemi zdolnościami, pobożnością i skromnością, to też otrzymuje pierwszą nagrodę wraz ze świadectwem celującem, w którem dopisano : Nikomu nie ustępuje w zachowaniu przepisów, ogromnemi ob­

darzony zdolnościami i nadzwyczajną pa­

mięcią — rokuje bardzo wielkie nadzieje. gólnem odznaczeniem w naukach, kończy teologię i gotuje się do święceń kapłań­

skich, które otrzymał z rąk biskupa z Tre- viso ks. Jana Antoniego Farino w dniu 18 września 1858 roku. W następnym dniu już widzimy młodego księdza odprawiającego prymicye w rodzinnej wiosce Riese. pracy w winnicy pańskiej dla "dobra para­

fian, spowiadając, głosząc kazania, ucząc katechizmu i opiekując się szczególnie młodzieżą. A już nadewszystko podziwia­

no jego bezgraniczne miłosierdzie dla u- bogich. Wszystko co miał rozdzielał mię­

dzy biednych, pozostawiając sobie tyle, aby się okryć i z głodu nie umrzeć. Wi­ nawyczki do bluźnierstw i przekleństw.

Wkrótce odzwyczaił młodzież od złego

67

nałogu i odciągnął ją od karczmy. Ka­

zania ks. Sarto stały się rozgłośnemi da­

leko i szeroko. Okoliczni proboszczowie zapraszali go na misye i uroczyste świę­

ta dla wygłoszenia kazań, a że za nie płacili, więc ks. Sarto mógł teraz i matce swej dopomódz i biednych hojniej obda­

rzyć. Niejednokrotnie postanawiał sobie za otrzymane honoraryum kupić coś dla własnego użytku ; nigdy się to nie speł­

niło, bo nim dojechał do domu, już po drodze wszystko zabrali biedni i

potrze-kierunku wyznacza dla siebie pole dzia­

łania, a mianowicie : w kierunku duszpa­

sterskim i podniesienia ekonomicznego swoich parafian.

Oziębły stosunek pierwotny zamienił się wkrótce w gorące przywiązanie para­

fian do swego duszpasterza, a szczegól­

nie w czasie cholery w 1873 roku.

Ksiądz Sarto nie zważając na siebie, na każde zawołanie spieszy z ostatnią po­

sługą, czy to w dzień, czy w nocy i nie­

raz nawet w odległe miejsca zdąża

pie-Najbliższa rodzina P a p ie ż a ; pośrodku siostry jego.

Na uwagę i szacunek zasługuje to, że rodzina Piusa X. zachowała dawną prostotę i skromność w stroju i w całym sposobie życia.

bujący. Ta bezgraniczna ofiarność, to mi­

łosierdzie i serdeczność w obcowaniu z lu­

dem zjednały mu tak serca parafian, że gdy po 9 latach opuszcza Tombolo, prze­

nosząc się na probostwo w Salzano, wszyscy żegnają go z płaczem, nazywając go bratem, opiekunem, ojcem, aniołem pocieszycielem.

Parafia Salzano, którą ks. Sarto otrzy­

mał w r. 1867, liczyła około 6000 ludzi.

Nowi parafianie nie bardzo chętnie przy­

jęli swego proboszcza, lecz ten nie zra­

żając się zimnem przyjęciem, w dwojakim

szo, gdy koni nie przysłano. Gdy mu zwracano uwagę, że mógłby posłużyć się wikarym, odpowiadał: jego byłaby więk­

sza szkoda, bo on młody jeszcze. Aby łatwiej i prędzej dostać się do chorych, kupuje sobie konika i wózek — nie miał bowiem nawet swoich koni. Ale zazwy-

| czaj nie jeździł tym konikiem, bo konika

| nigdy w domu nie było, gdy bowiem tylko kto się poskarżył, że niema czem pola zaorać lub zasiać, ks. Sarto kazał mu zaraz wziąć swego konia i tak ten koń wędrował z domu do domu, dla u­

68 pieniędzy, ksiądz Sarto sprzedał konia z wózkiem, a nawet popadł w długi, bo I trzeba było powiększyć szpital i przytu- j lisko w Salzano. Nie mając pieniędzy dla i ubogich, zastawiał wówczas zegarek ni­

klowy i uzyskany grosz rozdawał. To też ks. biskup Zinnelli, słysząc o tem wszyst- kiem i znając zdolności, oraz niezmordo­

waną pracę ks. Sarto, powołał go po 9 latach proboszczowania do Treviso, mia­

nując go kanonikiem kapituły a zarazem zaniami ściągał tłumy wiernych, spowia­

dał i nauczał religii w liceum dla chłop­

ców. Wielką dobrocią serca wkrótce wszy­

stkich przyciągnął do siebie.

Mimo rozlicznych obowiązków, jako kanclerz i jako duchowny, znajduje je­

szcze na tyle czasu, że nieraz chwyta za pióro i artykułami swemi zasila katolickie pisma ludowe. Ta wszechstronność wy­

kształcenia, ta pracowitość, dobroć i mi­ miesięcy sprawuje ks. Sarto rządy regensa, a w odezwach, wydawanych do ducho­

mianuje ks. Sarto biskupem mantuańskim i powierza mu uporządkowanie dyecezyi, która przez szereg lat nie mając bisku- |

pów, w opłakanym była stanie. Ciężkie i tru­

dne było to zadanie — ale właśnie dla­

tego powierzono je ks. Sarto. Rozluźnio­

ne węzły dyscyplinarne pośród ducho­

wieństwa, mnóstwo parafii bez duszpa­

sterzy, brak nabożeństw nawet w najwięk­

sze święta, zupełny zanik etyki i moral­

ności, dzikie małżeństwa między ludem i rozwielmożniona masonerya, oto obraz stosunków w dyecezyi przy objęciu jej przez nowego biskupa. Trzeba było ol­

brzymiej, nieustannej i niezmordowanej pracy, aby złe wykorzenić. Ks. biskup Sarto osobiście stawia czoło tym trudno­

ściom ; zaczyna od podniesienia poziomu wykształcenia duchowieństwa, następnie dokonuje dwukrotnej wizytacyi całej dye­

cezyi, na której sam głosi po kilka ka­

zań dziennie, naucza katechizmu, spowia­

da, a swoją miodopłynną wymową działa tyle, że nawet ci, co już jakby straceni byli dla kościoła i katolicyzmu, nawra­

cają się i stają się żarliwymi katolikami. Za staraniem, wpływem i materyalnem po­

parciem biskupa, powstają liczne stowa­

rzyszenia katolickie i różne instytucye do­

broczynne i humanitarne. Gdy po 9 la­

tach ciężkiej pracy, Ojciec św. powołuje ks. Sarto na wyższe stanowisko kościelne, pozostawia on dyecezyę mantuańską pod każdym względem tak odrodzoną i upo­

rządkowaną, iż nawet protestanckie, nie­

mieckie pisma wspominają, iż „biskup Sarto uczynił Mantuę dyecezyą wzorową".

To uznanie chyba najlepszą pochwałą. się człowiek najbardziej przywiązuje, co wymagało największej jego pracy, co naj­

większą trudność sprawiało.

Rozgłośna sława wyprzedziła księdza Sarto, bo w Wenecyi czekało go powita­

nie prawdziwie królew skie; tysiące

lu-— 69 -dności wyszło naprzeciw Eminencyi, wzno­

sząc entuzyastyczne okrzyki przywitania, wszystkie pałace i domy wzdłuż Canal- grande, po którym płynął majestatyczny szereg parowców i gondoli, towarzyszą­

cych kardynałowi, ozdobione były flaga­

mi i dywanami, całe miasto przybrało od­ następne: naukowe i moralne podniesie­

nie stanu duchownego, rozbudzenie i wzmocnienie ducha katolickiego wśród swych owieczek i poprawa ich ekonomi­

cznych stosunków.

Miłosierdzie kardynała sprawiało, iż nieraz zachodził brak pieniędzy; wów­

czas nietylko zegarek, ale pierścień i krzyż brylantowy szły w zastaw, aby tylko ul­

żyć cierpiącym niedostatek. Siostry kar­

dynała, które mu prowadziły zarząd domu, musiały starannie zamykać jego bieliznę, bo inaczej poszłaby zaraz między biednych.

Ta dobroczynność kardynała stała się na­

jęczały żałośnie dzwony wszystkich kato­

lickich kościołów świata, a troska 'obsia­

dła wiernych, czy znajdzie się godny na­

stępca wielkiego Leona. W pięć dni po śmierci złożono do grobu zwłoki zmarłe- |

go papieża, a kardynałowie świętego Kol- :

legium rzymskiego wezwali wszystkich 64 kardynałów, czyli Papabillów do Rzy­

mu, celem dokonania wyboru następcy.

Dnia 26-go lipca kardynał Sarto żegnany przez tysiące ludu weneckiego odjeżdża do Rzymu, a dla oszczędności kupuje dla siebie i swego służącego bilety powrotne.

Konklawe, czyli wybór papieża rozpoczął się dnia 1 sierpnia po uroczystem nabo­

żeństwie do Ducha św.

W pierwszem głosowaniu patryarcha wenecki otrzymał ledwie 5 głosów, ale i inni kardynałowie nie otrzymali żądanej

j większości. Jeszcze trzy dni minęło, a pięć dalszych wyborów pozostało bez wyniku, aczkolwiek już przy szóstym wyborze pra­ trudne obowiązki, otrzymał odpowiedź:

„Czyż nie słuszna jest, by jeden umarł dla zbawienia wszystkich?". Zrozumiał Sarto, co znaczą te słowa, t o t e ż w dniu

Zabrzmiały niewypowiedziane radosne o- krzyki zebranego ludu, a w tej chwili dzwony całego Rzymu i okolicy potężną falą powitały nowego Namiestnika

Chry-— 70 stusowego. Równocześnie druty telegrafi­

czne i telefoniczne roznosiły na cały świat radosną nowinę, a za jej nadejściem zno­

wu wszędzie zadrgały dzwony kościołów całego świata katolickiego i płynęła po­

tężna muzyka od miasta do miasta, od wioski do wioski, aż hen daleko za mo­

rza na krańce świata ku czci Tego, który z syna ubogiego listonosza wiejskiego dostąpił najwyższej godności na ziemi.

Zaledwie przebrzmiały radosne okrzyki iudu zebranego na placu św. Piotra, a już ciśnie się on i zapełnia całą olbrzymią bazylikę, chcąc zobaczyć nowego papieża.

Za chwilę ukazuje się w środkowem o- knie nad bramą kościoła, w otoczeniu kardynałów i dworu papieskiego i głosem wzruszonym, ale potężnym, śle po raz pierwszy „urbi et orbi“, świętemu mia­

stu, całemu światu, bogatym i biednym, swoje papieskie błogosławieństwo.

Jeżeli Rzym przyjął z taką radością wybór ks. Sarto na papieża, to z ilekroć większą radością powitały tę wieść miej­

scowości, w których on tak długo działał. i A już wprost nie posiadała się z radości rodzinna wioska Riese. Ludzie nie mogli pogodzić się z tą myślą, że rodak ich do takiej doszedł godności. Ale lud wie, komu zawdzięcza najradośniejsze chwile.

Wieczorem tłumnie zapełnia świątynię Pańską, tam pada na kolana i dziękuje Stwórcy za wybór ich rodaka na Ojca ca­

łego świata i rzewną a gorącą modlitwą poleca go Jego opiece. A już szczytu dosięgną! entuzyazm, gdy sędziwy pro­

boszcz miejscowy ks. Bellicanta,

wyszedł-! szy na ambonę, drżącym od wzruszenia głosem rozpoczyna przemowę i urywa w połowie zdania a łzy i łkania tamują mu dalszą mowę. Zrywa się niedające się wypowiedzieć uniesienie. Na poły z pła­

czem lud bije w dłonie, powiewa chust­

kami i niemilknącymi okrzykami w oła:

Evviva, evviva Pio decimo! Niech żyje, niech żyje Pius dziesiąty!

Wieczorem cała wioska tonie w po­

wodzi świateł, a lud gromadząc się koło domu rodzinnego papieża, przypomina so­

bie szczegóły z jego życia i niejeden

; przyznaje się do pokrewieństwa, chlubiąc się, iż należy do rodziny, okrytej dziś

j chwałą. Rada gminna uchwala uroczysty obchód na miejscu, wysłapie deputacyi hołdowniczej w dzień koronacyi do Rzy-

j mu, wmurowanie tablicy pamiątkowej na

| domu rodzinnym Ojca świętego i zapo-

| wiada jako święto uroczyste dzień koro­

nacyi papieża. Podobnie uroczyście ob­

chodzono dzień koronacyi we wszystkich miejscach, gdzie przebywał Ojciec św.

Po ustaniu uroczystości papież z nie- mniejszym zapałem, niż za lat poprze­

dnich, zabiera się do pracy, a praca ta, to już nie dla jednej dyecezyi, nie dla jednego kraju, ale dla 300 milionów dusz całego świata. Idą więc w ten cały świat encykliki za encyklikami, a pełno w nich troski o wychowanie młodzieży, tej pod­

stawy lat przyszłych, pełno troski o od­

rodzenie w sercach żywej wiary, o po­

wrót do Boga, od którego odstąpiono, a więc nawoływa w nich : Wszystko na­

prawić w Chrystusie!

71