• Nie Znaleziono Wyników

CJ E

„O

pen City” w Lublinie to wystawa w przestrzeni miejskiej tkanki. Wy-stawa, która z jednej strony ciąży ku hansensowskiej formie otwartej, gdzie założenia artystyczne stanowią aktywne tło dla rozwoju społe-czeństwa nowoczesnego, a z drugiej ku otoczeniu, rozumianego tu jako środowisko życia, poddawane przemianom i egzaminowane domeny: prywatna i publiczna, co poniekąd spotyka się z ideami Roberta Smithsona, m.in. wyobrażeniem miasta ustrukturyzowanego jak wystawa.

Po Andzie Rottenberg i Monice Szewczyk, w tym roku kuratorską kuratelę nad festiwalem objął Łukasz Gorczyca, znany warszawski galerzysta, założyciel galerii i magazynu „Raster” (wspólnie z Michałem Kaczyńskim), który do współpracy za-prosił m.in. takich artystów jak Katarzyna Przezwańska, Anna Kutera, Anetta Mona Chişa i Lucia Tkáčová, Olaf Brzeski (który, co ciekawe, jako jedyny reprezentuje tu stajnię „Rastra”), Paulina Ołowska i Josh

Thorpe. Gorczyca zaproponował interesu-jące spojrzenie, nawet nie tyle na miasto, bo o Lublinie powiedziano tu niewiele, co na samą moc działania sztuki. Sztuki, przed którą, jak czytamy w tekście kuratorskim, postawiono jeden cel, wprowadzenia nowych

fantastycznych i nieuzasadnionych utylitar-nie form w przestrzeń miasta, które

rozbi-jając rytynę, wprowadziłyby do miejskiego pejzażu nową energię, witalność i potencjał jego aktywizacji. Co istotne, mamy tu do czynienia z kolejnym już, po „Co widać” zwrotem w kierunku plastyki, próbą jej odzyskania, tym razem jednak nie tyle dla samej sztuki, ale miejskiej przestrzeni,

ro-zumianej tu jako splot życia społecznego i urbanistycznej struktury. Pomysł rozbrajająco prosty, ale też jak się okazuje, zaskakująco chwytliwy. I chociaż każda z prezentowanych w Lublinie prac stanowi osobny mikrokosmos, wyrywają się one ku zmiennym porządkom, ciążą ku różnym dyskursom, i jak to zwykle bywa przy organizacji wy-staw zbiorowych, mamy tu do czynienia z pracami zarówno gorszymi, jak i lepszymi, to we wszystkich przypadkach wyczuwa się rękę, ale i kuratorski nos Gorczycy.

Jest więc świetna praca Pauliny Ołowskiej, zabawna i finezyjna

krówka, a więc zrekonstruowany neon Baru Mlecznego „Bambino” mieszczącego się przy ulicy Kruczej w Warszawie. I chociaż szkoda, że artystka, która od kilku dobrych lat kontynuuje swój projekt odzyskiwania nowoczesnych neonów PRL-u, nie pokusiła się o pogrzebanie w historii Lublina, to mimo wszystko sen się spełnia. Właściciele miejsca, gdzie artystka prezentowała swoją pracę, już zapowiedzieli powrót świetlnego kubka, który niegdyś zdobił wejście baru na Lubartowskiej.

Tego typu archeologiczne zacięcie ujawniają też prace Błażeja Pindora i Mar-cina Sudzińskiego. Ten pierwszy wykorzystując już istniejące wystawy komercyj-nych sklepów, umieścił wewnątrz nich, w podświetlokomercyj-nych kasetonach, fotografie--emblematy odnoszące się do Lublina, przede wszystkim do jego historii, na tyle świeżej, że ciągle jeszcze rzutującej na teraźniejszość. Detale socmodernistycznej architektury przeplatają się tu m.in. z wypchanymi zwierzakami z Muzeum Zoolo-gicznego. Z kolei Sudzińskiemu bardziej niż na stworzeniu socjologiczno-społecz-nego atlasu lublinian zależy na odzyskaniu fotografii. W zaułku uwiecznionym m.in. przez Edwarda Hartwiga prezentuje niestety dość klasyczną w formie wystawę plenerową. Ekspozycję zdjęć dokumentujących zanikającą profesję, jaką jest fo-tografia portretowa.

Dużo ciekawiej prezentuje się archeologia przeszłości, jedna z najciekawszych prac prezentowanych na tegorocznym „Open City”, Strip, Map & Samble Anetty

Mona Chişa i Lucii Tkáčovej, które na terenie developerskich inwestycji zaaran-żowały quasi-futurystyczne stanowisko archeologiczne, odkrywające współcze-sne wnętrze biura. Wnętrze, które po zakończeniu festiwalu zostanie zakopane, nie tyle unicestwione, co właśnie wizualnie zneutralizowane.

Równie ironiczne i zabawne są Gloria Amore Victis, konwencjonalny w kształcie pomnik poświęcony ofiarom miłości, wykonany przez Oskara Dawickiego, artystę, który tak do porażki, jak i pesymizmu zdążył nas już przyzwyczaić, oraz absurdal-na w wyrazie praca Olafa Brzeskiego, który ustawione między dwoma głośnikami młode drzewo wprawia w deliryczny taniec, powierzając jego uwiecznienie wy-najętemu przez siebie malarzowi. Jego dzieło będzie jedynym wspomnieniem, mimetycznym odwzorowaniem fantastycznej sceny. Podobną iluzyjnością bawią się również Eva Kotátkova, odwzorowując architekturę snu, uprzestrzennione

ry-sunki niczym klatki rozrzucone na przestrze-ni trawprzestrze-nika, przypominające opresyjny plac zabaw, Katarzyna Przezwańska, której pra-ca złożona z narzutowych głazów i meta-lowych rurek, ociera się o modernistyczne aksjomaty, wizje utylitarnej i estetycznej utopii oraz Mandla Reuter. Niemiecki arty-sta wzniósł w Lublinie betonowy słup kon-strukcyjny, sugerujący kryzys, ale nie kres. Przerwę, ale i obietnicę, potencjał kontynu-acji, o czym świadczą wznoszące się ku górze metalowe pręty.

I idąc dalej, Anna Kutera, mimo że wie-lowymiarowej Dżungli massmedialnej bliżej jest tu zdecydowanie do postmodernizmu. Sama praca skonstruowana z falujących me-talowych gazet, będąc z jednej strony obiektem mocno wyestetyzowa-nym, a z drugiej zajmującym krytyczne stanowisko wobec postępującej medializacji, ekspansji coraz bardziej tracącej na znaczeniu informacji, zbiera w sobie żywotność pełnej sprzeczności i wzajemnych antago-nizmów miejskiej tkanki. Jest plastyką o konceptualnej proweniencji i jednocześnie fantastycznym tworem, profetyczną przepowiednią, któ-ra otwiektó-ra się na społeczną rzeczywistość. Dżungla zdaje się zresztą świetnie łączyć i dialogować z pracą Ryana Gandera Place is everything, który dla odmiany, ze zniszczonych i nakładających się na siebie bilbo-ardowych reklam składa niby wiersze, pozbawione tak sensu, jak i treści. Slogany, które w sposób niemal niezauważalny nakierowują nas właśnie na entropię.

I wreszcie na samym końcu wypada wspomnieć o pracy Josha Thorpe’a

Wiatr i dwie twarze. Pracy charakteryzującej się banalnie prostym założeniem

i dość kuriozalnym sprzężeniem czysto formalnych proporcji. Flaga zawieszona na maszcie, z jednej strony biała, z drugiej czarna, o której Gorczyca pisze, że mogłaby służyć za wizualne motto festiwalu. Czy mogłaby? Pewnie tak. W końcu miasto jak wszystko ma dwie twarze i dwie strony medalu. Tyle tylko, że każ-da z tych stron się rozpakaż-da, rozbija się i rozplenia, i na końcu zawsze widzimy już wielowymiarowo.

„Open City 2015” to w gruncie rzeczy niezła wystawa. Zbalansowana. Zarówno jeśli chodzi o taki a nie inny dobór artystów, jak i same prace, które często wza-jemnie się dopełniają, czasem wizualnie, ale częściej na poziomie sensu. I chociaż Gorczyca wbrew zapowiedziom, tak naprawdę nie mówi nic nowego o tożsamo-ści miasta, powtarza prawdy dość uniwerslane, to mimo wszystko odkrywa dla niego plastykę, która może inspirować, działać jako ożywczy ferment, odsłaniając przed mieszkańcami przeszłość i wybiegając w przyszłość. Sztukę snującą fanta-styczne wizje, które wcale nie muszą się ziścić, by działać. Wystarczy, że wzbudza pragnienie nowoczesnej i estetycznej przestrzeni dla wszystkich. n

Artysta-plastyk w Lublinie. Open City 2015

Anna Batko

Anna Kutera, Dżungla massmedialna, fot. T. Kulbowski, materiały organizatora

139

F

estiwal w Linzu zadziwia swą ciągłą ekspansją i jeśli idzie o frekwencję zgło-szeń i hermetyczność treści przedstawianych dzieł, które niezmiennie podle-gają regule badania związków sztuki, nauki i ich wpływu na społeczeństwo. Oto najważniejsze prace, które otrzymały GOLDEN NICA w tym roku pokazujące najnowsze tendencje i kierunki rozwoju sztuki mediów elektronicznych.

KATEGoRIA ANIMAcJA

Golden Nica

TempsMort/Idle Times, Alex Verhaest (BE)

Prace belgijki Alex Verhaest – od początku jej działalności artystycznej – są wi-zualną eksploracją tematów: natury i granic języka, symbolicznej komunikacji spo-łecznej oraz potencjału współczesnego krasomóstwa. Scenariusz pracy TempsMort/

Idle Times działa jak oś wertykalna dla serii minianimacji mówiących o niejasnym

samobójstwie albo zabójstwie nieobecnego ojca rodziny, i o niezdolności pozostałych członków rodziny do komunikowania się i prawidłowego zachowania w obliczu tego tragicznego zdarzenia. Protagoniści – opłakujący nieboszczyka krewni – zostają przeprowadzeni przez serię pięciu portretów – studiów medialnych charakterów, które wizualizują ich wewnętrzną i emocjonalną walkę oraz ujawniają niezdolność do zaadaptowania odpowiedniego podejścia do zaistniałej sytuacji. Z jednej strony, bohaterowie wydają się działać w wymiarze bezczasowej albo nawet równoległej antyrzeczywistości, z drugiej strony estetyki narracyjne składowych dzieł odnoszą się formalnie do malarstwa Małych Mistrzów (Cranach Młodszy), co kontrastuje z technologią i informatycznymi nośnikami (iPa-dy), których użyto w tym dziele jako medium. Kombinacja tych aspektów nadaje pracy uniwer-salny, pozaczasowy i bardzo współczesny walor komunikacyjny.

INSTALAcJE INTERAKTyWNE

Golden Nica

The Augumented Hand System, Golan Levin (US), Kyle McDonald (US), Chris

Su-grue (US) jest natychmiastowo działającym systemem interaktywnym, który prezen-tuje zabawne, fantastyczne i niesamowite transformacje dłoni publiczności. Instala-cja składa się z pudełka, w które widz wkłada swoja dłoń, i ekranu, który prezentuje obraz jego ręki przemieniony przez różne dynamiczne i strukturalne transformacje. System używa realnego kształtu dłoni widza jako momentalnego wyjścia do procesu transformacji wirtualnej. W aspekcie świadomości krytycznej transformacje działają procesualnie wewnątrz logicznej przestrzeni kubicznej samej dłoni. Można powie-dzieć: dzieło wykonuje fenomenologiczną wizualizację świadomości ręki, przeno-sząc głęboką strukturę o tym, jak dłoń pojawia się w obszarze neomenów – i robi to wybiórczo, bynajmniej nie tak powierzchownie jak np. krzywe zwierciadło, które zaburza całe pole widzenia.

WyRóżNIENIE HoNoRoWE

Plantas Autufotosinteticas, Gilberto Esparza (Mx)

Ten symboliczny system rewitalizacji kanalizacji miejskiej przeobraża zarzą-dzanie ściekami w kierunku wykorzystania ich jako potencjalnego źródła energii. Osiowym elementem systemu-instalacji jest szklany zbiornik z modularnym, ko-mórkowym paliwem mikrobiałkowym użytym tu do rozwoju kolonii bakteryjnej, której metabolizm produkuje elektryczność i jednocześnie poprawia jakość wody. Submoduły systemu tworzą sieć hydrauliczną, która wtryskuje wodę po biofiltro-waniu do centralnego zbiornika, tworząc w ten sposób optymalne środowisko do produkcji consumer species z różnych poziomów ewolucji (protozoa, skorupiaki, mikroalgi, rośliny wodne) osiągające w nim homeostatyczną równowagę. Elek-tryczność produkowana przez bakterie przejawia się jako błysk energii świetlnej,

ARS ELECTRONICA 2015

Powyżej: Myconnect – Saša Spačal (SI), Mirjan Švagelj (SI), Anil Podgornik (SI)

140

R EL A CJ E 2 1

umożliwiający tym sposobem fotosyntezę przez rośliny żyjące w central-nym zbiorniku, który kompletuje ich procesy metaboliczne odnawiając cykl kołowy transformacji energii.

MUzyKA cyFRoWA

Golden Nica

Chijikinkutsu, Nelo Akamatsu (JP) jest neologizmem stworzonym

spe-cjalnie dla tej pracy przez połączenie dwóch słów japońskich chijiki i

su-ikinutsu. Chijiki znaczy geomagnetyzm. Z kolei Suikinkutsu jest obiektem

dźwiękowym wynalezionych w okresie Edo i umieszczanym w tradycyjnych ogrodach japońskich.

Chijikinkutsu jest zrobione z prostych materiałów – przy użyciu wody,

igieł krawieckich, szklanki, spirali miedzianego drutu. Igły pływające w wo-dzie w szklanych naczyniach są uprzednio namagnetyzowane, tak, że są pod działaniem geomagnetyzmu i kierują się w kierunku północ-południe. Kie-dy elektryczność zostaje podana do spiral dołączonych do zewnętrznych zacisków szklanek, to tworzy się czasowe pole magnetyczne, które wciąga igłę w spirale. I wtedy delikatny dźwięk igły uderzającej w szkło rezonu-je w przestrzeni dookoła. Do kontroli systemu zostały użyte urządzenia MIDI. Aplikacja Sequencer DTM działająca na iPadzie wysyła MIDI sygna-ły do kontrolerów, które zostasygna-ły specjalnie zaprojektowane do tej pracy i one rozsyłają dane szeregowe do każdego portu, włączając impulsowo prąd elektryczny do spirali.

HoNoRoWE WyRóżNIENIA

Lambeosaurine Hadrosaura, Courtney Brown (US), Sharif Razzaque (US)

Ta praca jest interaktywną instalacją i muzycznym instrumentem opar-tym o wyobrażone dźwięki dinozaura LAMBEOSAURINE HADROSAURA. Artyści wykorzystali badania naukowe jako punkt wyjścia do stworzenia anatomicznego układu produkcji dźwięków i odtworzenia systemów re-zonatorów, używając modelu 3D otrzymali ze skanującej technologii obli-czeniowej czaszkę dinozaura, wymiary jego grzebienia i komór nosowych.

ARS ELECTRONICA 2015

1. Do not touch / Moniker: Luna Maurer (DE), Jonathan Puckey (UK), Roel wouters (NL) 2. Second Body | Anarchy Dance Theatre X Ultra Combos

141

się wewnątrz każdego szklanego naczynia. Tony dźwiękowe są produkowane „na żywo” przez mikrofony piezoelektryczne, które zbierają dźwięk wewnątrz każdego szkla-nego naczynia. W rezultacie dźwięk zaczy-na migotać lekko i fluktuować w parametrze głośności. Zachodzące zjawisko akustyczne jest akcentowane przez światło LED, które każde naczynie iluminuje; jego jasność jest określona w relacji do głośności każdego re-zonującego dźwięku w naczyniu.

Charakter nagrodzonych prac dobit-nie wskazuje kierunek szlaku przemian sztuki elektronicznej – zakorzenienie w for-malnej tradycji sztuki i tworzenie systemów zamkniętych wejścia-wyjścia, bazujących na najnowszej wiedzy o materii. n

ve Strömungen”, „Redukta”, „Nulldimension” czy „Forum Sztuki Konkretnej” w Erfrucie na-sza sztuka zajmowała zawsze, jeśli nie szcze-gólnie eksponowane, to przynajmniej rów-norzędne miejsce obok ważkich osiągnięć sztuki światowej. Gerard prywatnie zapra-szał też polskich artystów na dłuższe u niego pobyty, zapewniając im warunki do pracy wraz z potrzebnymi do niej materiałami, a dzieła, stworzone przez nich w tym czasie, poszerza-ły jego kolekcję muzealną, służyposzerza-ły do realiza-cji wystaw indywidualnych i organizowanych przez niego ekspozycji międzynarodowych.

Do 1974 r. Gerard mieszkał i działał w Elblą-gu, gdzie pracował w Państwowych Zakładach Mechanicznych „Zamech” na etacie zakładowe-go plastyka. Szybko zyskał popularność i sła-wę dzięki mądrym i odważnym inicjatywom, które potrafił wprowadzać w życie i imponu-jąco rozwinąć. W 1956 r., wzorem Klubu Krzy-wego Koła w Warszawie, założył w Elblągu Klub Młodej Inteligencji pod nazwą „Czerwona oberża”. W 1961 r. zmobilizował młodych inżynierów z „Zamechu” do odrestaurowania w czynie społecznym jednego z najcenniejszych zabytków architektonicznych Elbląga: XIII-wiecznego kościoła po-dominikańskiego, po czym otworzył w nim galerię „Laboratorium sztuki” i prowadził ją 13 lat. Galeria ta – Galeria El – funkcjonuje do dziś. Dzięki organizowanym tu wystawom najwybitniejszych artystów polskich i zagranicznych, pierwszemu Biennale Form Przestrzennych, które zorganizował w 1965 r., następnym Biennale i Kinolaboratorium, powołanym do życia w 1973 r. Gerard i Elbląg zyskały międzynarodowy rozgłos.

Kwiatkowski był jednym z tych, niezwykle dziś rzadkich twór-ców, wierzących, że sztuka przeobraża, uszlachetnia człowieka. Jego niezwykła charyzma sprawiała, że potrafił wokół siebie i sztuki gro-madzić rzesze zarówno artystów, jak i odbiorców. Uczył ich malo-wać, rozumieć, odczuwać i żyć sztuką.

W 1974. Gerard wyjechał do Niemiec, gdzie powołał do życia ideę „Stacji sztuki” i zrealizował ją zakładając takie stacje w ośmiu miejscowościach Hesji. Organizował tu wystawy, akcje artystyczne, spotkania dyskusyjne i inne formy współdziałania artystów z miej-scową ludnością. Założył Wolną Akademię Sztuki, gdzie od 1985 r. prowadził zajęcia praktyczne z rysunku i malarstwa dla wszyst-kich zainteresowanych, niezależnie od płci, wieku, wykształcenia i uzdolnień. Był bowiem przekonany, że w każdym można rozbu-dzić upodobania dla sztuki i umiejętności posługiwania się ołów-kiem i pędzlem. Zrealizował Kunststrasse Rhön (Ulicę sztuki Rhön),

gdzie zaproszonych 14 artystów z różnych krajów postawiło wzdłuż drogi liczącej 60 km formy przestrzenne w pejzażu. Powołał do życia w 1990 r. i prawie do końca życia prowadził Museum of Mo-dern Art w Hünfeld. W Erfrucie zorganizował w średniowiecznym kościele Forum Sztuki Konkretnej – muzeum artystów, które po-mieściło dzieła blisko stu twórców z różnych krajów Europy. Po-dobną placówkę stworzył też w Polsce, w Świeradowie, w dawnym domu uzdrowiskowym. Z racji finansowych niedostatków i braku pomocy ze strony państwa szybko niestety zakończyła ona swo-ją działalność. Do rewelacyjnych i szczęśliwie zakończonych, jak zresztą większość podjętych inicjatyw Gerarda, należała akcja Das

offene Buch (Otwarta książka) w 2007 r. Oznaczała ona

umiesz-czenie na fasadach domów w Hünfeld wersów poezji konkretnej autorów z różnych krajów. Wśród tekstów uwiecznionych na ścia-nach 89 domów znalazły się wiersze Vaclava Havla, Shaloma Sechvi i Eugena Gromringera.

Gerard był artystą z kręgu postkonstruktywizmu. Tworzył obiekty przestrzenne, najczęściej ze spawanej blachy, złożone z wykrawanych form kwadratów lub trójkątów. W latach osiem-dziesiątych wciąż w procesie konsekwentnej redukcji, prowadzącej do form elementarnych, doszedł twórca do maksymalnej prostoty identycznych wymiarami, czarnych sześcianów, które rytmicznie i harmonijnie zestawiał ze sobą w powielane równoległe rzędy. Autor nadał im tytuł Konstelacje energii czasowych z cyklu „Ni-cość”. We wnętrzu każdego sześcianu umieszczał dzienną datę jego powstania. Wedle artysty czas miał wpływać na potęgowanie się w jego pracach napięć energetycznych, odbieranych przez wraż-liwych widzów.

Gerard-Jürgen był niezwykłym człowiekiem i artystą. Bez reszty oddany sztuce i jej upowszechnianiu, w skomercjalizowanym i ego-istycznym świecie, był całkowicie bezinteresowny, altruistyczny. Dość przypomnieć, że na wydatki związane z muzeum czy goszczo-nymi artystami – on, konstruktywista, a potem bliski konceptuali-zmowi – zarabiał malowaniem kolorowych pejzażyków na sprze-daż. Żyjący sztuką i rozważaniami o zagadnieniach uniwersalnych był nieobojętny na problemy ludzkiego życia. Starał się nie tylko umiłowanie sztuki, ale i swój niezmożony optymizm przekazywać innym. Wydawało mi się kiedyś – pisał – że to, co ja widzę i rozumiem

– to najpiękniejszy świat. Dziś wiem, że to świat ubogi i mały. Rozumieć i widzieć świat poprzez innych – to niewyczerpane bogactwo.

Gerard potrafił ludzi rozumieć, czynić lepszymi, mądrzejszymi i szczęśliwszymi. n

142

I N T E RP RE T A C J E , RE CE NZ J E

G

ęsta ściana zieleni skutecznie przesłania poniemiecki budynek dawnej szkoły rzemiosła artystycznego przy ul. Traugutta we Wrocławiu, który po II wojnie światowej był pierwszą siedzibą Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych (obecnie ASP im. Eugeniusza Gepperta). Nowoczesny parkan oddzielający skwer od ulicy idealnie współgra ze szklaną bryłą nowo wybudowanego gmachu uczelni. W zacienionym ogrodzie (który nie nosi jeszcze niczyjego imienia) jest cicho i bezludnie jak na cmentarzu, a porozrzucane w wielu zakątkach smętne dy-plomowe rzeźby (w różnych stadiach rozpadu) stoją jak nagrobki i potęgują to wrażenie. Zaprojektowane niegdyś z dużym

rozmy-słem sadzawki i kaskady nie cieszą dziś oka, gdyż są wyschnięte i zbierają tylko kurz, deszczówkę oraz jesienne liście. Na całym obszarze stoi jedna stara ławka. Niegdyś piękny ogród botaniczny był dumą i oczkiem w głowie prof. Mieczysława Zdanowicza. W wolnych chwilach w czynie społecznym pielęgnował kwiaty, przy-cinał, dosadzał i niczym leśny elf dbał o to magiczne miejsce, które w spadku, pod koniec lat 60. przekazał mu prof. Stanisław Dawski…

Warto przypomnieć, że to właśnie Dawski założył podwaliny pod obecnym ogrodem, który powstał w miejscu ruin po frontowej pierzei poniemieckich budyn-ków stojących równolegle do szkoły rzemiosł. Pierwszy rektor, Eugeniusz Geppert, zdążył jedynie trochę odgruzować posesję i przygotować ocalały gmach do zajęć dydaktycznych. Kolejny rektor, Stanisław Dawski miał rękę do roślin i duszę ogrod-nika. Za młodu był zatrudniony w majątku Alfreda Potockiego, ostatniego ordynata na zamku w Łańcucie. Jako jeden z licznych pomocników głównego ogrodnika dbał tam o wielohektarową posesję z ogrodem francuskim, angielskim, szklarnią z orchideami i warzywnikiem. Dawski sam zaprojektował uczelniany wrocławski skwer i osobiście obsadzał go młodymi krzewami i drzewkami. Mówiło się, że nawet kij od szczotki posadzony jego rękami wkrótce wypuściłby młode pędy…

Zielony teren przy uczelni wkrótce stał się miejscem spotkań towarzyskich. Szczególnie ceramicy i szklarze spędzali tam wiele godzin, gdyż ich pracownie są-siadowały z ogrodem. W tamtych czasach było znacznie mniej studentów niż obec-nie. Wszyscy się znali, gawędzili, ogród tętnił życiem. Profesor Dawski w ciepłe słoneczne dni lubił tam przeprowadzać korekty studenckich prac. W ogrodowym plenerze prezentowano dyplomy ceramików i rzeźbiarzy. Eksponaty były zazwy-czaj bardzo ciężkie i nikt nie kwapił się tego usuwać, więc latami przybywało ich

coraz więcej, a wszystkie były poddawane ciężkiej próbie słońca, deszczu i mrozu. Te staranniej wypalone długo pozostawały na swoim miejscu, inne – technologicznie niedopracowane – obracały się w proch. Ogrodnikowi- Zdanowiczowi takie lapidarium jed-nak nie przeszkadzało. Był bowiem powszechnie znany nie tylko ze słabości do roślin, ale też z upodobania do wszelkich rzeczy porzuconych i nikomu niepotrzebnych. Z taką „bałaganiarską” zieloną przestrzenią nie mogła się pogodzić kochająca ład i har-monię, prof. Krystyna Cybińska.

Uczelniany ogród, oczko w głowie Dawskiego i Zdanowi-cza, wszedł w XXI wiek bez stałego ogrodnika. Zajmowali się nim z doskoku portierzy i panie sprzątające, ale nikt nie wkładał w tę opiekę serca. Czyn społeczny niestety również wyszedł dawno z mody. Dziś skwer jest cmenta-rzyskiem brzydkich i nieudanych rzeźbiarskich eksponatów, które stoją w gąszczu smutnych cisów. Tabuny studentów ASP, którzy przelewają się przez uczelnię, chodzą ze słuchawkami na uszach oraz nosami utkwionymi w smartfonach i chyba nawet nie zauważają tego magicznego miejsca. Zielona oaza w centrum miasta

W dokumencie Format : pismo artystyczne, 2016, nr 72 (Stron 140-144)