• Nie Znaleziono Wyników

Er. Popiołka.)

w ieży gotyckiej i te o rły na jej naroż­

nikach, które b y ły godłem pierw szych książąt piastow skich. Zbudow ał go p ra ­ w dopodobnie książę Kazimierz I, któ ry um arł w roku 1385. M ieszko, pierw szy książę cieszyński, nie m ieszkał jeszcze stale w Cieszynie, w ięc m ógł się obejść bez stałej rezydencji.

Zam ek składał się z trzech kondygna- cyj, z k tó ry ch dw ie b y ły r a powierzchni,

70

trzecia pod ziemią, „gdzie jednak byio dosyć św iatła. Pokoje b y ły piękne, do­

brze urządzone, niektóre bardzo w y so ­ kie“. iak przy stało na rezydencję w iel­

kiego pana. na pom ieszczenie książęcego dworu i licznej służby, na przyjęcie go­

ści, zw yczajnych, jak szlachta, k tóra tu odbyw ała sw e zjazdy i sąd y ziem skie i obrady, oraz nadzw yczajnych, p rz y b y ­ w ających z zagranicy, w odw iedziny do książąt, z których niektórzy zajm owali w ybitne stanow iska w dziejach Śląska.

Zajmował całe w zgórze i składał się z 2 części: zamku górnego i dolnego. O ta­

czały w m ury, w niektórych m iejscach potrójne; obok nich biegł rów i palisady, do obrony jego słu ży ły nadto dwie w ie­

że, jedna okrągła od stro n y północnej, druga „w ielka“ w środku, z której obser­

wowano zbliżającego się nieprzyjaciela, a od strony najłatw iej dostępnej znajdo­

w ały się baszty-przyczółki, na których stały „liczne, potężne działa“, jak pisze sekretarz księżnej Lukrecji (Schickfus).

Zamek nie u trzym ał sw ej pierw otnej postaci, ani sw ego stylu. N aw iedzały go dosyć często pożary, najpierw w r. 1484, potem w 1552 ' 1570. kiedy „w ygorzał zupełnie“, w reszcie w r. 160,3.

W tedy odbudow ano go po raz ostatni.

Stało się to praw dopodobnie w r, 1611, o czerń św iadczyłyby przedm ioty p rze­

chowane w muzeum m iejskiem : jedna z szyb zam kow ych z orłem piastow skim i data 1611 i zaopatrzony tą sam ą d a tą k a­

mień, pochodzący praw dopodobnie z b ra ­ my zamkowej.

Jeżeli te przedm ioty istotnie w skazują na czas odbudow y zamku, to przy p ad a cna na rządy księcia Adama W acław a.

Po spaleniu się zam ku książę przeniósł się do zakupionych na S ta ry m T argu bu­

dynków, tam m ieszkał, a rów nocześnie budował zamek. Zam iłow any w zbytku, nie mógł się zadow olić m ieszkaniem w skromnej kam ienicy m ieszczańskiej. Styl nowej budow y niew yraźny, w każdym razie nie gotycki, budow niczy nieznany.

Rachunki z budow y, płacone najczęściej z pieniędzy pożyczonych, jeżeli nie za­

ginęły w czasie najazdów , to zo stały w yw iezione do M oraw przez m ęża o sta­

tniej księżnej piastow skiej, Lichtensteina.

Miejscem w ażnych w y d a rzeń dziejo­

w ych stał się zam ek cieszyński w ra z z

m iastem w czasie w ojny trzyd ziesto let­

niej. Kilkakrotnie w ciągu niej dostaw ał się w ręce wojsk, w alczących z H absbur­

gami. Na krótki czas zajął go Jan Jerzy brandenburski, potem (1626) usadow ił się w nim Mansfeld, dow ódca protestantów niemieckich, skąd go w ypędził W allen- stein. W roku 1643 zagrażali mu S zw e­

dzi z M oraw . K siężna Elżbieta L ukrecja uciekła przed nimi do Kęt w ra z z dw o­

rem swoim. Po roku w ró ciła stam tąd, ale gdy Szw edzi podstąpili w następnym ro­

ku pod C ieszyn, ona znowu schroniła się do Polski, udała się do Kęt w ra z ze szlachtą, uciekającą przed najazdem .

P odczas oblężenia Szw edów , p rz eb y ­ w ających w Cieszynie, został zam ek po­

w ażnie uszkodzony. Księżna po pow rocie z Kęt zam ieszkała w 2 izbach drew nia­

nych, które sobie kazała przygotow ać jeszcze w r. 1637, podczas pobytu sw ego w Jabłonkow ie, gdzie rozbudow yw ała szańce dla zam knięcia drogi z W ęgier^

na Śląsk.

W tych izbach drew nianych m ieszkał potem, po śm ierci Elżbiety Lukrecji i po w ygaśnięciu P iastów , naczelny zarząd ca książęcych dóbr habsburskich jeszcze w r. 1722, z którego m am y p ierw szy opis szczegółow y zam ku cieszyńskiego (spis m ieszkańców w si kam eralnych i ich po­

w inności z r. 1722).

M ieszkanie to miało jeszcze dw a w ięk­

sze pokoje m urow ane i jeden m ały, mie­

ściło się nad bram ą. P od nią było mie­

szkanie odźw iernego, obok dw ie izby sklepione i więzienie dla poddanych Ko­

m ory. S tam tąd w w ieżyczce prow adziły schody kręcone na górę do wielkiej „izby urzędow ej, zaopatrzonej w dobre okna i piec“ i do pokoju służby. Dalej sta ła ku­

chnia, kancelarja w łaściw a, archiw um i buchalteria, poza niemi stajnia dla koni i bydła, zbudow ana z drzew a, w reszcie m ieszkanie dla brow arnika i piw niczne­

go, słodow nia i brow ar, k tó ry w ów czas w chodził w skład zabudow ań zam ko­

w ych (oddzielny, dzisiejszy b ro w a r po­

staw iono dopiero na nowo w roku 1846).

Na w zgórzu zam kow em znajdow ała się ponadto studnia i zbiornik na w odę, do którego szła w oda ruram i z W inogradu.

Obok stał zam ek górny, „praw ie zu ­ pełnie zrujnow any, ze sterczącem i gołe- mi m uram i“, gdzie b y ły tylko dw ie iz­

71

debki, opodal w ielka w ieża ż zegafeni, bijącym godziny i kw adranse, dalej izby sklepione, w k tórych przechow yw ano słód oraz p rz y b o ry gorzelniane i b ro w a r­

niane. Z lewej strony tychże p rzy kapli­

cy b y ła kom órka na przechow yw anie amunicji, przeznaczonej dla szańca ja­

błonkowskiego. Te w szy stk ie ubikacje mieściły się w obrębie m urów zam ko­

wych, otoczonych rowem , ponad którym most zw odzony otw ierał w ejście do zam ­ ku dolnego.

Późniejsze przeróbki zam ku polegały na w ym urow aniu m ieszkania dla naczel­

nego zarząd cy dóbr kam eralnych, k tóre odtąd składało się z 2 stary c h i 5 no­

w ych pokojów, w ra z z należnem i ubika­

cjami, postaw ieniu nowej stajni na bydło i konie, w iększej i mniejszej, oraz now e­

go zbiornika na wodę, obok którego nie­

daleko sta ła studnia z łańcuchem i 2 w ia­

drami. To b y ły zabudow ania w zam ku dolnym. Z niego p row adziła bram ka na Wał zam kow y, obok starej stajni. (P rzy kopaniu fundam entów pod piwnicę bro­

w arną około 1669 roku znaleziono ślady tej stajni w postaci ostróg, podków i w a r­

stw y nawozu.

W zam ku górnym , k tó ry „został zru j­

now any przez ogień“, m ieściły si.ę — w edług opisu z roku 1755 — p rz y bram ie składy na w ódkę i rosolis, nad niemi w ie­

ża o k rągła z zegarem , lodownia, izba, w której przechow yw ano p rz y b o ry do w iercenia ru r w odociągow ych (drew nia­

nych), spichlerz na zboże, a obok w iel­

kiej w ieży piw nica na wino, należąca do zarządcy dóbr, i skład d rzew a pańskiego.

Komórkę z amunicją przem ieniono na skład narzędzi roboczych (urbarz z roku 1755, muzeum miejskie). Nie sta ły już też w te d y działa na m urach. Nie zd ały się już w ów czas na nic. C ieszyn p rz estał być punktem obronnym . C zęść ich w y ­ wieziono na szańce jabłonkow skie (1703), gdzie utw orzono silną w arow nię, resztę przelano w hucie ustrońskiej (założonej w roku 1772) na inne, bardziej użyteczne przedm ioty.

Na górze zam kow ej m ieściło się zatem aż do XIX w ieku kom pletne gospodar­

stw o folw arczne, ze w szystkiem i należą- cemi do niego budynkam i, różniące się

od innych folw arków tent, że tu m ieszkał także, oprócz d y rektora, którem u podle­

gał zam ek, także naczelny zarząd ca dóbr książęcych, obejm ujących 19 folw arków i (od drugiej połow y XVIII wieku) 65 w si kam eralnych. Z daw nego zam ku przecho­

w a ły się tylko m ury, podpierające w zgó­

rza, ale już nie potrójne, i oprócz kaplicy zam kow ej, k tó ra jest najstarszy m ko­

ściółkiem Śląska C ieszyńskiego, wielka w ieża, na której usunięto szczyt, grożący zaw aleniem , oraz p odstaw a drugiej, okrą­

głej w ieży.

Zam ek p rz estał być siedzibą książąt, k tó rzy nie mieli gdzie m ieszkać. Gdy za­

tem za w ita ł tu król Jan Kazimierz w po­

w rocie swoim ze Ś ląska do Polski, dnia 20 grudnia 1655 o godz. 10 z 2.000 ludzi na koniach, to śniadanie jadł nie na zamku, lecz w „dom ach re prezentacyjnych“, po­

czerń sankam i pojechał przez Jabłonków ku W ęgrom . G dy Albrecht, książę sasko- cieszyński, królew icz polski i litewski (syn A ugusta III) p rz y b y ł do C ieszyna w ucieczce z W iednia przed Napoleonem, to zam ieszkał nie w zamku, ale w naj­

okazalszym domu cieszyńskim , w pałacu kr. L ary sza, dzisiejszem muzeum miej- skiem. G dy ks. Józef Poniatow ski prze­

chodził przez C ieszyn w drodze na z a ­ chód, to zam ieszkał w gospodzie pod

„złotą koroną“ (dzisiejszy dom na Placu Króla Sobieskiego nr. 9).

A lbrecht sasko-cieszyński zam ierzał od­

budow ać zam ek; plany nowej budowli b y ły już gotow e, lecz gdy mu um arła żo­

na, osiadł na stałe we W iedniu. Dzisiej­

szy zam ek p ostaw ił jego następca, arcy - książę Karol (1873), na miejscu daw nego zam ku dolnego. Ale i w nim dalsi na­

stępcy, arcyks. A lbrecht i F ry d ery k , przebyw ali bardzo rzadko. R ezydow ali w nim natom iast stale za rząd cy Komo­

ry , a za ich rządów sta ła się ta góra zam kow a sym bolem ucisku, srogiego i nieodpartego, ludności polskiej w si kam e­

ralnych, ucisku społecznego, polityczne­

go i narodow ościow ego. W czasach kon­

stytucyjnych ucisk społeczny i polityczny zm alał, choć nie u stał nigdy, ale kuźnia germ anizacyjna, jakiej ośrodkiem był za­

m ek cieszyński, istniała aż do pogromu H absburgów w roku 1918.

72

Z dalekich k ra jó w .

Kongo.

W samym środku Afryki, po obydwu stronach równika, rozciąga się olbrzymia kraina, zwana Kongo. Przeważną jej część, bo obejmującą 2 miljony 241 tysięcy, 250 kilometrów kwadratowych, zajmuje tak zwane Kongo belgijskie, resztę tej krainy mają w swem posiadaniu Fran­

cuzi, Anglicy i Portugalczycy, a do cza­

sów wielkiej wojny światowej mieli tam swe p osiadłości również Niemcy.

Państwo Kongo zawdzięcza powstanie swoje pom ysłowej, cywilizacyjnej dzia­

łalności króla belgijskiego Leopolda II,

Dwaj wojownicy z Kongo.

który żywo zajęty odkryciami geografi- cznemi, dał bodziec do założenia T ow a­

rzystwa geograficznego celem zbadania środkowej Afryki i jej ucywilizowania.

Prezydentem tego Towarzystwa został Leopold II. Kierował badaniami słynny podróżnik Stanley Skutek tego był taki, że założono państw o Kongo i uznano je za niezaw isłe na konferencji berlińskiej w 1885 roku. Państwo stało się w ła sn o ­ ścią Leopolda II, który je w roku 1890 przekazał testamentem swemu państwu belgijskiemu. Belgja zobow iązała się w przeciągu lat 10 użyczyć państwu Kongo pożyczki bezprocentowej w kwocie 25 miljonów franków. W e­

d ług umowy now outw orzo­

ne państwo miało za to podlegać Belgji, a gdyby się temu sprzeciwiło, zo b o ­ wiązane było w przeciągu następnych 10 lat pożyczkę tę Belgji zwrócić. Wskutek takiej umowy Kongo stało się w rzeczywistości p osiad­

ło ścią belgijską, choć p o ­ zornie posiada pew nego ro­

dzaju niezaw isłość.

W obec pretensyj Francji i Portugalji olbrzymie to państwo m ogło uzyskać tyl­

ko 37 kilometrów wybrzeża m orskiego i sw obodny wjazd w ujście rzeki Kongo, która niemal od samych źródeł, aż po sw e ujście byłaby spław na, gdyby nie olbrzy­

mie wodospady, które utru­

dniają na niej żeglugę. Bel­

gow ie założyli u ujścia Kon­

ga port Banana, do którego jednak tylko w czasie przy­

pływ u morza jest dostęp dla wielkich okrętów.

O l b r z y m i ten kraj jest jednakowoż rzadko zamie­

szkały, gdyż liczy ledwie 14 m iljonów m ieszkańców, przeważnie murzynów ze

śzcżepu Śantu. W śród olbrzymich lasów wschodu mieszka lud karłów. Na w y­

brzeżu i wzdłuż rzeki Kongo osiedliło się trochę Europejczyków ; w dalszych okolicach z pow odu tropikalnych upa­

łów i panującej tam stale febry mieszka­

nie dla Europejczyków jest tam niemo­

żliwie.

Rząd belgijski nietylko zapanował nad Kongiem, ale p ostanow ił go ucyw ilizo­

wać. W tym celu popiera bardzo żywo działalność m i s j o n a r z y , a urzędnicy belgijscy idą z nimi ręka w rękę. Aby dokonać tej cywilizacji, r z ą d belgijski potworzył niemal n a c a ł y m obszarze Konga tak zwane kolonje szkolne. Są to zakłady przeznaczone dla biednych, opuszczonych dzieci murzyńskich, bądź to dla małych niewolników, uwolnionych z ręki Arabów. Zakład taki ma za zada­

nie przedewszystkiem dać dzieciom w y­

chowanie religijne, a następnie, w edłu g okazanych zdolności, dalej ich kształcić, albo w ychow yw ać na żołnierzy, rzemieśl­

ników, rolników, tak, aby każdy z nich okazał się później zdolnym do jakiejś zawodowej pracy. — C i e k a w e m jest przyjęcie nowych murzynków do takiej szkoły. Gdy ich uzbierają wśród dalszej i bliższej okolicy kilkudziesięciu, odsyłają ich do szkoły. Murzynięta wystraszone początkowo, ale wnet się oswajają, znaj­

dując tam już innych towarzyszy, którzy dawniej przybyli. Po przybyciu i pewnym odpoczynku w szyscy muszą się wykąpać i natrzeć olejem palmowym, co dla mu­

rzynów wszystkich jest rzeczą nadzwy­

czaj przyjemną. Odświeża to ich ciemną

skórę, nadaje gibkość członkom i p ow ­ raca siły, zużyte wsktek zmęczenia Wre­

szcie wprowadzają ich do sali, gdzie cze­

kają na nich stoły, zastawione ryżem, rybami, bananami, ziemnemi orzechami i winem palmowem Każdemu z nich w oln o z tych potraw dow oli korzystać.

M ożna sob ie wyobrazić radość dzieci, które dotąd głód cierp iały ! W szystkie te dania podają im na talerzach, lśniących czystością, przygotowane są także widelce, ale tych jeszcze z początku nie używają, bo im dużo wygodniej p osłu giw ać się palcami.

Nim jednak zasiędą do w sp ólnego stołu, muszą się wpierw wystroić, bo dotych­

czas byli nadzy. Dwaj mali ch łopcy kra­

w ieccy przynoszą dla nich ubrania: nowe zupełnie porteczki, bluzki marynarskie i piękne czerw one fezy Biedacy sp oglą­

dają najpierw z podziwem na te piękno­

ści, a gdy się dowiedzą, że to dla nich, rzucają się na otrzymane dary. Zdarza się, że w pośpiechu któryś tam wciągnie spodenki na ręce, a marynarkę na nogi, ale ci którzy już dawniej są w tej szkole, uporządkują wkońcu w szystko na nich.

W tedy odzyw a się dzwonek, a na g ło s jego starsi otaczają stó ł a na polecenie klękają, aby się pom odlić. N owoprzybyłe murzyniątka naśladują ich w e wszystkiem, co sprawia bardzo humorystyczny widok.

Po modlitwie jednego ze starszych mu­

rzynków, już poduczonego i ochrzczo­

nego, następuje k o m e n d a : s i a d a ć ! a w ów czas zajmują w szyscy miejsca, je­

dząc dow oli i śmiejąc się przytem i żar­

tując, czego ich już uczyć nie trzeba.