• Nie Znaleziono Wyników

Claude Lévi-Strauss

Inspirującego przykładu antropologicznej refleksyjności dostarczają dwa bliźniacze eseje Claude’a Lévi-Straussa zawarte w autobiograficznej pracy Smu-tek tropików. W krótkich Smu-tekstach, zatytułowanych kolejno Apoteoza Augusta i Szklaneczka rumu, Lévi-Strauss dzielił się swoimi przemyśleniami i wątpliwo-ściami odnośnie do zawodu antropologa. Spójrzmy na kilka fragmentów wybra-nych z tych dwóch esejów.

W Apoteozie Augusta uwagę zwraca szczerość autora, który nie obawia się mówić o trudzie swej pracy i lichej nieraz satysfakcji z osiągniętych rezulta-tów. Wspominając badania prowadzone wśród Indian w Campos Novos, Lévi-Strauss napisze:

[Fragment I.] Do przygnębienia wynikającego z klimatu Indianie przyczyniali się w inny sposób. Dwie nieprzyjacielskie gromady, które spotkały się w Campos No-vos, zawsze gotowe do ataku, żywiły pod moim adresem uczucia bynajmniej nie pełne sympatii. Musiałem mieć się na baczności, a praca etnograficzna była prak-tycznie niemożliwa. Nawet w normalnych warunkach ankieta w terenie była pracą wyczerpującą: trzeba było wstawać o świcie, czuwać, dopóki ostatni tubylec nie za-snął, a nawet czasem podpatrywać jego sen; starać się nie zwracać na siebie uwa-gi będąc ustawicznie obecnym; wszystko widzieć, wszystko spostrzegać; wszystko

notować; okazywać upokarzająca niedyskrecję, żebrać o informacje u smarkaczy, być w pogotowiu. By skorzystać z chwili łaskawości lub nieuwagi; albo też potrafić przez całe dni tłumić ciekawość, zachowywać rezerwę, jaką narzuca napływ złego humoru u plemienia (Lévi-Strauss 1964a, s. 347).

Dalej czytamy fragment jeszcze bardziej przejmujący:

[Fragment II.] Wykonując ten zawód badacz się dręczy: czyż naprawdę opuścił swe środowisko, przyjaciół, wygody, poczynił poważne wydatki, wysilał się i nara-żał na szwank swe zdrowie po to tylko, aby wyjednać przebaczenie za swą obec-ność u kilkudziesięciu nieszczęśliwców skazanych na bliski koniec, zajętych głównie iskaniem się i spaniem, od których kaprysu zależy jednak powodzenie lub klęska jego zamierzeń? Kiedy ustosunkowanie się tubylców jest po prostu złe, jak w Cam-pos Novos, sytuacja staje się jeszcze gorsza: Indianie odmawiają nawet swego wido-ku; bez uprzedzenia znikają na kilka dni na polowanie lub na jakieś zbiory. W na-dziei na ich powrót i na odzyskanie tak drogo okupionego sąsiedztwa czeka się, drepce w miejscu, kręci się w kółko; odczytuje się niedawne notatki, przepisuje się je; interpretuje; bądź też stawia się przed sobą zadania drobiazgowe i pozbawione znaczenia, prawdziwą karykaturę zawodu, na przykład zmierzyć odległość między ogniskami lub obliczyć gałęzie, jakie posłużyły do budowy opuszczonych szałasów (tamże, s. 347-348).

Opisywany przez Lévi-Straussa stan bezmiernej nudy, niepokoju i niewygo-dy przynosi w kolejnym akapicie efekt w postaci pytań, które dawni antropolo-gowie-idealiści z pewnością uznaliby za karygodne w ustach badacza pragnące-go nazywać się profesjonalistą:

[Fragment III.] Przede wszystkim zadaje się sobie pytania: po co się tutaj przybyło?

W jakiej nadziei? W jakim celu? Co to jest właściwie ankieta etnograficzna? Czy to jest normalne wykonywanie zawodu jak każde inne, z tą tylko różnicą, że biuro lub laboratorium dzieli od domu odległość kilku tysięcy kilometrów? Czy też jest to na-stępstwo bardziej radykalnego wyboru, za którym kryje się oskarżenie całego syste-mu, w jakim się człowiek urodził i wzrósł? Opuściłem Francję blisko pięć lat tesyste-mu, porzuciłem karierę uniwersytecką; w tym czasie moi rozsądniejsi koledzy pięli się w górę po jej szczeblach […]. A ja przebywałem pustynie w pogoni za szczątkami jakichś dawnych społeczeństw (tamże, s. 348).

Pomimo lat spędzonych na próbach zrozumienia kultur społeczeństw pry-mitywnych i pomimo setek stron, napisanych niezrównanym stylem takim choć-by, z jakim mamy do czynienia w Umyśle pierwotnym, Lévi-Strauss przyznaje, że uwikłanie w kulturę własną, uzmysławiane mu przez nawracające obsesyj-nie wspomobsesyj-nienia sztuki zachodobsesyj-niej, sprawiały, że ów świat, do którego wnętrza chciał się dostać, „rozłaził mu się w palcach”:

[Fragment IV.] Przez dziwny paradoks, zamiast otworzyć przede mną nowy świat, moje pełne przygód życie zwracało mi raczej mój dawny świat, podczas gdy ten, do którego chciałem się dostać, rozłaził mi się w palcach. Im bardziej ludzie i kraje, na których podbój wyruszyłem, traciły dla mnie, wraz z ich osiągnięciem, na war-tości, jakiej się spodziewałem, tym częściej te zwodne, choć obecne obrazy ustę-powały innym, zachowanym przez moją przeszłość i do których nie przywiązywa-łem żadnej wartości, kiedy związane były jeszcze z otaczająca mnie rzeczywistością.

W drodze przez krainy oglądane dotychczas przez niewiele oczu, […] nie spostrze-gałem już ani ludzi, ani otaczających krajobrazów, towarzyszyły mi pierzchające ob-razy wsi francuskiej, której się wyrzekłem, albo fragmenty muzyki lub poezji będą-cych najbardziej konwencjonalnym wyrazem cywilizacji Starego Świata, a przecież musiałem przekonywać samego siebie, że dokonałem wyboru przeciw niej, inaczej naraziłbym się na niebezpieczeństwo odwrócenia sensu, jaki nadałem memu życiu.

Na płaskowyżu zachodniego Mato Grosso byłem tygodniami opętany nie przez to, co mnie otaczało i czego już nigdy więcej nie miałem zobaczyć, lecz przez ograną melodię, którą moje wspomnienie jeszcze zubożyło: melodię Etiudy nr 3, opus 10 Chopina. Zdawało mi się […], że w tej melodii zawarte jest wszystko to, co pozo-stawiłem za sobą (tamże, s. 348-349).

W kolejnych fragmentach Lévi-Strauss wspomina o sztuce teatralnej, jaką pisał w wolnych chwilach z zamiarem oddania swych nastrojów i przemyśleń nasuwających mu się w związku z pracą antropologa. Jeden z bohaterów dzie-ła – Cynna, zajmujący się wdzie-łaśnie badaniami antropologicznymi i będący alter ego Lévi-Straussa – myśli,

[Fragment V.] […] że dokonał wyboru przeciwko cywilizacji, a odkrywa, że użył skomplikowanych środków, by do niej powrócić, lecz metodą unicestwiającą sens i wartość alternatywy, wobec której kiedyś się w swym przekonaniu znalazł. […]

Teraz, kiedy powrócił z ładunkiem nadzwyczajności; eksplorator, którego snoby wy-rywają sobie na obiady, sam tylko wie, że tak drogo okupiona sława opiera się na kłamstwie. Nic z tego, co w przekonaniu innych poznał, nie jest rzeczywiste; podróż jest oszustwem, wydaje się to prawdziwe tylko tym, którzy oglądali jedynie cienie tych podróży (tamże, s. 350).

Naukowa ambicja Cynny pchała go wciąż ku nowym doświadczeniom i wy-zwaniom:

[Fragment VI.] „Mówiłem sobie, że żaden umysł ludzki […] nie jest w stanie poznać nieskończonej rozmaitości wszystkich istniejących na świecie kwiatów i liści, a ja je poznam; że zaznam uczuć, jakie wzbudza niebezpieczeństwo, zimno, głód, zmę-czenie […]. Jadłem jaszczurki, węże i szarańczę, zbliżałem się do tych pokarmów, o których sama myśl przyprawia cię o mdłości, ze wzruszeniem neofity, przekona-ny, przekonaprzekona-ny, że stworzę nową więź między sobą a wszechświatem”. Lecz u kre-su swych trudów Cynna nie znalazł niczego (tamże, s. 352).

Przejmująca opowieść Lévi-Straussa posiada znaczenie hiperboliczne, jak bowiem sam autor pisze w następnym eseju, „Wyżej opowiedziana bajka ma tyl-ko jedno usprawiedliwienie: ilustruje wytyl-kolejenie, jakiemu podlega myśl podróż-nika pod długotrwałym wpływem nienormalnych warunków życia” (Lévi-Strauss 1964b, s. 353). To specyficzne „wykolejenie” przejawia się także w tym, co Lévi-Strauss nazywa wikłaniem się w „sprzeczność między dwiema postawami etno-grafa: krytyczną u siebie i konformistyczną gdzie indziej” (tamże, ss. 356-357).

Polega ona na tym, że etnograf, zamiast mierzyć obce mu obyczaje innych spo-łeczeństw obiektywną miarą zdystansowanego badacza, paradoksalnie zaczyna faworyzować i idealizować obiekt swych zainteresowań i odczuwać niechęć do społeczeństwa własnego wraz z konstytuującymi je wartościami:

[Fragment VII.] Jeśli [etnograf] jest szczery, staje wobec pytania: wartość, jaką przy-wiązuje do społeczeństw egzotycznych – tym większa, zdawać by się mogło, im są bardziej egzotyczne – nie ma własnych podstaw: jest ona funkcją pogardy, a cza-sem wrogości, jakie wzbudzają w nim obyczaje panujące w jego własnym środowi-sku. Etnograf, chętnie wywrotowy wśród swoich i buntowniczy wobec tradycyjnych zwyczajów, okazuje szacunek sięgający konserwatyzmu z chwilą, gdy chodzi o spo-łeczeństwo bardzo odmienne od jego własnego (tamże, s. 354).

Wynikająca z tej sytuacji trudność, która pod znakiem zapytania stawia za-równo obiektywizm naukowy etnografa, jak i podkopuje jego autorytet w sferze etycznej i politycznej, przedstawia się następująco:

[Fragment VIII.] Jeżeli [etnograf] chce się przyczynić do poprawy własnego ładu społecznego, musi potępiać wszędzie indziej warunki podobne do tych, jakie zwal-cza u siebie, a wtedy traci swój obiektywizm i bezstronność. I na odwrót, oderwa-nie, jakie mu narzucają skrupuły moralne i ścisłość naukowa, zakazuje mu kryty-ki własnego społeczeństwa, zakładając, że nie chce osądzać żadnego, aby poznać wszystkie. Działając u siebie pozbawia się zrozumienia innych, lecz chcąc wszystko rozumieć, wyrzeka się zarazem dążenia do jakichkolwiek zmian (tamże, s. 354-355).