• Nie Znaleziono Wyników

Czy metafora internetu jakoautostradyogranicza

W dokumencie Wolność w chmurze i inne eseje (Stron 37-41)

nasze myślenie? Załóżmy, że

opisujemy go jako „powszechny

system edukacji”. Zmiana

metafory musiałaby odbić

się na politycznym klimacie.

Przekazanie szkół publicznych

w ręce organizacji szukających

przestrzeni reklamowych,

sprawiłoby przecież, że

ktoś podniósłby kwestię

sprawiedliwości społecznej

i demokratycznego porządku

wybranym politykom, bez wątpienia ktoś podniósłby kwestię sprawiedli-wości społecznej i demokratycznego porządku, zaś prawnicy analizujący ustawę nie stroniliby od wskazywania szerszych skutków społecznych.

Nie przeczę, że niektóre problemy najlepiej rozwiązać, myśląc o nowych technologiach komunikacyjnych w kategoriach innych systemów trans-portu. Możemy wtedy dyskutować na temat wydajności i bezpieczeństwa frachtu, obowiązującego prawa o konkurencji, związkach z agencjami regulacyjnymi czy na temat kodeksu handlowego. Lecz metafora przewozu towarów sugeruje także, że przesyłane dobra są własnością nadawcy, przedmiotem sprzedaży. W ten sposób utrzymujemy tradycyjne podejście do praw własności intelektualnej, czyniąc olbrzymi prezent każdemu, kto straciłby na reformie tych mocno przestarzałych doktryn.

Skojarzenie z powszechną edukacją ma jednak większy potencjał. Od razu nasuwają się przecież kwestie równego dostępu, ośrodka kontroli nad treścią, rozwoju siły roboczej, a także wpływu nowej technologii na procedury demokratyczne. Nie zamierzam tu dowodzić, że stosowanie pewnych metafor uniemożliwia nam wyrwanie się spod ich władzy bez silnego bodźca. Mają one jednak niemały wpływ na sposób, w jaki myślimy o zachodzących na naszych oczach procesach.

Większość esejów [33] posługuje się wspólnym zestawem kategorii służących różnicowaniu podobnych systemów komunikacji międzyludzkiej [34]. Kategorie te często przewijały się w dyskursie publicznym na temat „reformy” telekomunikacyjnej. Mają też pewien ciężar polityczny, który bywa przez ekspertów przyjmowany w sposób całkowicie bezkrytyczny.

[33] Większość esejów — chodzi o artykuły zebrane w tomie Sympozjum: Ustawa

telekomunikacyjna: Rozszyfrowanie sygnałów, analiza przepisów, w którym pierwotnie

był opublikowany niniejszy tekst jako komentarz.

[34] Podobnych systemów komunikacji międzyludzkiej — w oryg. convergent systems of

in-terpersonal communication, co odsyła do szeroko opisywanego zjawiska konwergencji

czyli zbieżności współczesnych mediów, tj. zacierania się granic między nimi (np. to, czym dawniej były poczta, telefon, telegraf, prasa, radio i telewizja, dziś może łączyć się w jedno dzięki takim urządzeniom jak telefon komórkowy lub komputer osobisty), a także między gatunkami i funkcjami przekazu oraz między nadawcą a odbiorcą.

NIEWIDOCZNA BIESIADA 37

Podstawowe rozróżnienie, z którym mamy do czynienia, to podział na „telefonię” i „nadawanie”. Jednoczesna komunikacja dwóch osób uznawana jest za prywatną, każdy inny tryb — za publiczne nadawanie. Ta dychotomia wyraża pragnienie ukształtowania społeczeństwa informacyjnego na modłę przemysłową. Wszyscy możemy co prawda zadzwonić do ciotki Basi, lecz jedynie nieliczni są nadawcami, przemysłowymi producentami sygnału przeznaczonego do masowej konsumpcji.

To oczywiście jedynie metafora, lecz oddaje pewne aspekty rzeczywi-stości. A przecież jedną z najważniejszych właściwości nowej technologii jest eliminacja ogromnych kosztów, z jakimi wcześniej wiązał się kontakt z szerszą publicznością. Każdy z nas może za pomocą Sieci dotrzeć do więk-szej publiczności niż właściciel kilku pomniejszych stacji telewizyjnych. Nie wydając przy tym złamanego grosza. Forma komunikacji także prezentuje się inaczej i raczej nie mamy wątpliwości, że wiadomości na Usenecie [35] trudno porównywać z telewizyjną reklamą sportowych gadżetów. Ale metafora „nadawcy i konsumenta” sprawia, że akceptujemy skandaliczne wręcz nierówności jako naturalną konieczność. Za oczywiste uznajemy, że nieliczni mówią, a reszta jedynie słucha. Tymczasem rozwój nowej techno-logii komunikacyjnej unieważnił wiele argumentów mających zastosowanie do tradycyjnych mass mediów m.in. ten dotyczący ograniczonej liczby częstotliwości możliwych do wykorzystania przez nadawców.

Oczywiście model „nadawcy” promowany jest przez osoby, na korzyść których pracuje. Medialni baronowie i politycy mają sobie wzajemnie wiele

[35] Usenet (z ang. user network: sieć użytkowników) — ogólnoświatowy, internetowy system grup dyskusyjnych uporządkowanych w strukturę tematyczną, korzystający z serwerów tworzących sieć P2P, wymieniających automatycznie wiadomości między sobą; podstawowymi cechami Usenetu są: powszechność, ścisła klasy-fikacja grup tematycznych; publiczna własność całej usługi (jej dostarczycielem nie jest żadna firma ani organizacja); Usenet umożliwia wymianę poglądów z osobami z całego świata zainteresowanymi jakimś tematem, nie ma konieczności zapisywania się do grup dyskusyjnych, jedynym wymogiem jest przestrzeganie zasad netykiety; wiadomości (posty) użytkownicy wysyłają do serwerów, gdzie są one przechowywane i skąd można je ściągnąć za pomocą programu-czytnika wiadomości na swój komputer.

do zaoferowania i oczywiście unikają takich sposobów myślenia, które mogą popsuć ich interesy. Tak układa się listę gości zaproszonych do biesiadnego stołu. Naukowiec jednak ma obowiązek pokonać terminologiczne ograni-czenia uniemożliwiające dyskusję.

Nie ulega wątpliwości, że nadawców, podobnie jak kolej, postrzega się jako „instytucje związane z interesem publicznym”. Nie tylko dlatego, że instytucje te korzystają z państwowych gruntów czy publicznej przestrzeni, lecz przede wszystkim dlatego że świadczą podstawowe usługi społeczne. Nadawcy zapewniają główny kanał dostępu do treści informacyjnych prawie wszystkim obywatelom. Od 1934 r. próbowali sprostać tym spo-łecznym oczekiwaniom poprzez podejmowanie się roli dziennikarzy. Obec-ność nierentownego działu wiadomości nobilitowała całą sieć telewizyjną. Gwarantowało to, że stacja, rozumiejąc swoją pozycję, zamierza życzliwie odpowiadać na potrzeby zależnych od niej odbiorców. Ma się pewne przywileje, ale noblesse oblige [36].

Nadawcy byli dumni ze swej roli. Pierwszą poprawkę [37] uznawali za całkowitą gwarancję swoich praw jako „prasy” — odrębnych od praw zwy-kłych obywateli. Zupełnie jak w rozróżnieniu na „telefonię” i „nadawanie”. Metafora determinuje koncepcję.

A jaka jest alternatywa? Zmiany technologiczne, których doświadczamy, mogą doprowadzić do zniesienia lub zatarcia rozróżnienia na nadawców i konsumentów. Tak jak w przypadku wizji „powszechnego systemu edukacji”, alternatywna metafora w rodzaju „każdy sobie producentem” wskazuje na inny, lecz nie mniej ważny, potencjał, jaki niesie ze sobą nowa technologia.

Jeśli już za jedno pokolenie każda i każdy będą mogli uczestniczyć w pro-cesie informacyjnym i dyskursie publicznym bez żadnych pośredników, czy

[36] Noblesse oblige (fr.) — szlachectwo zobowiązuje.

[37] Pierwsza poprawka — pierwsza poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych, zapewniająca wolność religii, prasy, słowa, formułowania petycji i odbywania zgromadzeń, zabraniająca uchwalania przez Kongres uchwał ograniczających te wolności i prawa; została sformułowana w Karcie Praw Stanów Zjednoczonych Ameryki i weszła w życie 15 grudnia 1791 r.

NIEWIDOCZNA BIESIADA 39

Zmiany technologiczne,

W dokumencie Wolność w chmurze i inne eseje (Stron 37-41)