• Nie Znaleziono Wyników

nie decyzji katyńskiej . Gdy Niemcy na Ponarach pod Wilnem zorganizowali centrum mordowania Zydów, wiedział o tym każdy

W dokumencie W CIENIU KATYNIA (Stron 167-171)

pastuch w okolicy, każdy stróż domowy oraz każda kucharka w Wilnie. Gdy naszych oficerów wyładowywano przy stacji Gniezdowo nie zauważyłem ani jednej osoby cywilnej, ani jed­

nego kolejarza. Stacja była jak wymarła; teren był gruntownie oczyszczony, od wszelkich możliwych obserwatorów ; nawet okna autobusu, którym przewożono jeńców były zasmarowane wapnem, aby przypadkowo przejeżdżający kołchoźnik nie zauważył uni­

formu cudzoziemskich wojskowych .

Gdy ludzie którzy zajmowali stanowiska w administracji hitlerowskiej twierdzą, że nie wiedzieli o eksterminacji Żydów - nie wierzę temu. Jeżeli jakiś pracownik NKWD, będzie zapewniał, że nie wiedział o Katyniu, jestem skłonny mu wierzyć.

Tajemnica była znacznie lepiej strzeżona.

W y r o k

Z tego co sędzia śledczy mówił mi przy zakończeniu śledztwa wywnioskowałem, że sądzić mnie będzie nie "trybunał" , lecz jakaś odmiana wewnętrznych sądów NKWD. W końcu lutego

( 1 94 1 )

zabrano mnie z Pugaczowskiej baszty celem wysłuchania wyroku. Po przejściu podwórza więziennego wprowadzono mnie do jakiejś celi, gdzie było już zebranych około trzydziestu ludzi, czekających na rozstrzygnięcie ich losów. Wzywano ich kolejno do oddzielnego pokoju gdzie ogłaszano im wyrok. Przeważnie wyroki te opiewały na

8

lat łagrów, chociaż było również kilka wypadków kiedy kara wynosiła 5 lat. Nie miało to zresztą większego znaczenia, bo od bywalców sowieckich więzień i łagrów wiedzieliśmy, że więzień, któremu udało się przeżyć do końca terminu kary, zwykle otrzymywał pismo od wewnętrznych sądów NKWD przedłużające termin jego pobytu w łagrze na dalsze pięć-osiem lat.

Gdy mnie wezwano, względnie inteligentnie wyglądający j akiś enkawudzista, zakomunikował mi moje standartowe

8

lat, z zali­

czeniem czasu od chwili aresztowania, tzn. od chwili opuszczenia Kozielska, dodając że dla odbycia tej kary będę skierowany do kompleksu Ust'-Wymskich łagrów w sowieckiej autonomicznej Republice Korni w północno-wschodniej części europejskiej Rosji.

Powiedział jednocześnie że, jeżeli nie jestem zadowolony z tego wymiaru sprawiedliwości, przysługuje mi prawo skargi do Naj­

wyższego Sowietu. Odpowiedziałem mu, że nie mam zamiaru z tego prawa korzystać i uśmiechnąłem się. - "Czego się Pan śmieje? " - zapytał urzędnik. Odpowiedziałem mu że jestem cudzoziemcem, że na świecie toczy się wojna i że moje losy,

169

jeżeli w ogóle przetrzymam fizycznie, będą zależały nie od ilości lat wyroku a od możliwych zmian sytuacji międzynarodowej , które mogą przynieść mi przedterminowe zwolnienie i prawo opuszczenia terytorium Związku Sowieckiego.

Po zakomunikowaniu wyroku odprowadzono mnie do dużej celi gdzie było ponad sześćdziesięciu więźniów, którzy także świeżo otrzymali wyroki. Byli to wyłącznie cudzoziemcy, do których dołączono kilku wyższych, sowieckich urzędników po­

chodzących z mniejszości narodowych. Najliczniejszymi grupami byli Polacy i Finowie. Z Polaków : płk Wacław Koc, były szef Sztabu DOK Lublin ; Dr Stanisław Skrzypek, ekonomista, asys­

ten prof. Stanisława Grabskiego na Uniwersytecie Lwowskim;

a także Jan Adamus, docent Uniwersytetu Wileńskiego (później­

szy profesor Uniwersytetu Łódzkiego) na którego przewodzie habilitacyjnym swego czasu sekretarzowałem. Płk. Koca trybunał skazał na karę śmierci, którą mu w drodze łaski zamieniono na

1 0

lat więzienia. Poza tym było po kilku przedstawicieli różnych narodowości europejskich i azjatyckich.

Powszechne zainteresowanie wzbudzał autentyczny szpieg:

oficer japoński, który swoją misję w Rosji uważał za akt poświę­

cenia i był z tego dumny. Nie był traktowany gorzej niż szpie­

dzy z urojenia, których było wielu pomiędzy lokatorami tej celi . Mówił mi, że uważał prawie za pewne, iż wkrótce zostanie wymieniony na szpiegów sowieckich ujętych w Japonii. Jego perspektywy więc były lepsze niż szpiegów fikcyjnych.

Moje specjalne zainteresowanie wzbudzał jednak komunista niemiecki, członek Centralnego Komitetu Niemieckiej Partii Ko­

munistycznej , człowiek z wyższym wykształceniem, historyk dobrze obkuty w doktrynie marksowskiej . Przed kilku laty partia wysłała go do Rosji Sowieckiej na leczenie jako poważnie zagrożonego gruźlicą. Spędził dłuższy czas w sanatorium na K rymie, gdzie miał wspaniałą opiekę. Potem wykładał przez jakiś czas na Uniwersytecie Niemców Nadwołżańskich, bodajże w Saratowie. Gdy po wielkich procesach zlikwidowano szereg starych komunistów rosyjskich i rozpoczęto eksterminację przeby­

wających w Rosji komunistów zagranicznych, został aresztowany, spędził prawie rok w jakimś wilgotnym lochu gdzieś nad Wołgą, a obecnie czekał na wydanie go hitlerowskim Niemcom. Cieka­

wiło mnie bardzo jak widział swoje perspektywy. Był oczywiście bardzo zdezorientowany i wciąż jeszcze oszołomiony przeżyciami w owym lochu. Na ogół był skłonny do wiary, że jego zwy­

cięska ojczyzna po zgnębieniu Polski, Norwegii i Francji , okaże się wspaniałomyślna dla swego marnotrawnego syna, który zbłą­

dził na manowce marksizmu.

1 70

Nieraz wspominałem w latach późniejszych jego godną współ­

czucia sylwetkę. Jego szanse przeżycia nie były większe od naszych, j ego moralna sytuacja była o wiele gorsza. Myśmy byli członkami walczącej armii, on był bity i torturowany przez przed­

stawicieli doktryny, której poświęcił całe życie oraz przez tych pod których opiekę się oddał gdy ciężko zachorował na gruźlicę.

Ciekawiło mnie ogromnie jaka była jego analiza istniejących ten­

dencji rozwojowych. Wykształcony marksista musi zawsze zaczy­

nać od analizy istniejących sił i tendencji . Wysuwałem więc różne koncepcje i czekałem na jego reakcję. W moim rozumieniu rosyjski komunizm był w owym momencie na bardzo interesu­

jącym zakręcie. Stalin i jego najbliższe otoczenie zdawali się iść w kierunku nie tylko politycznego sojuszu z Hitlerem, lecz również pewnej ideologicznej syntezy, chociaż szeregowi człon­

kowie partii, według tego co mogłem wywnioskować z rozmów w celach moskiewskich więzień, zajmowali wciąż pozycje nieuf­

ności w stosunku do Niemiec. Głowy niemieckich komunistów miały stanowić dar cementujący przyjaźń dwóch totalizmów o ambicjach światowych.

U

podłoża tej przyjaźni leżały pewne koncepcje przekształcenia politycznej mapy świata. Jaka była koncepcja Hitlera wiedzieliśmy z

Mein Kampf.

Jeżeli chodzi natomiast o koncepcję Stalina przypomniałem sobie właśnie roz­

mowę, którą na kilka m iesięcy przed wojną miałem z Francisz­

kiem Ancewiczem, litewskim socjal-demokratą, który był asysten­

tem prof. W. Sukiennickiego w Instytucie Europy Wschodniej w Wilnie. Ancewicz uważnie czytał prasę światową oraz inte­

resował się analizami politycznymi, które wychodziły ze środo­

wiska trockistowskiego. Dowodził on, że dalekosiężnym celem polityki Stalina był podział Imperium Brytyjskiego pomiędzy Rosją Sowiecką a państwami Osi : Berlin-Rzym-Tokio. Ancewicz uważał że ten cel logicznie wiązał się z systematycznym wymor­

dowywaniem starych bolszewików oraz ideologów socjalizmu marksowskiego w Rosji Sowieckiej . Mój niemiecki rozmówca był z natury rzeczy bardzo ostrożny z zajmowaniem jakiegoś zdecydowanego stanowiska, lecz wyniosłem ogólne wrażenie, że był on przygotowany psychicznie do szukania kompromisu pomiędzy międzynarodowym marksizmem a hitlerowskim nacjo­

nalizmem .

Ta ewolucja stalinizmu została przerwana przez atak Hitlera w czerwcu

1 94 1 .

Stworzyło to sytuację w której akcje komu­

nistów niemieckich (a również innych komunistów Srodkowo­

europejskich) przebywających w Rosji, zaczęły iść w górę. Stalin musiał wrócić z powrotem na pozycję walki z faszyzmem i h itle­

ryzmem. Czy mój towarzysz z celi doczekał się tego ataku jako 1 7 1

więzień sowiecki czy też jeszcze przedtem przekazano go w ręce Gestapo, tego nie wiem.

W dokumencie W CIENIU KATYNIA (Stron 167-171)