małych celkach w podziemiach Łubianki. W swoim późniejszym życiu tylko raz miałem reminiscencje tego co przeżywałem pod światłem owej żarówki. Było to w 1 945 roku w Londynie, kiedy zupełnie przypadkowo zdarzyło mi się oglądać film
skła-1 37
dający się z samej gry świateł
i
przeróżnych wzorów ; nazywał się "Fantazja".Jak długo w tym stanie przebyłem - trudno powiedzieć.
Wydaje mi się że cały okres mego pobytu w tej celi musiał wynieść nieco więcej niż 48 godzin. Nie miałem zegarka ani też nie dochodziło do nas światło dzienne. Straciłem poczucie pór dnia. Od czasu do czasu przynoszono mi jedzenie, które było zupełnie znośne. Zjadałem je szybko! potem pytano czy nie chcę "dobawki"? Zjadałem również "dobawkę", i szybko wali
łem się z powrotem na łóżko, zajmowałem ową przepisową pozy
cję na wznak, zamykałem oczy pod promieniami tej żarówki
-
i
pogrążałem się w stan pół snu - pół jawy, jakby w oparach jakiegoś narkotyku, aż w pewnej chwili przywrócony zos
tałem do rzeczywistości krótkim rozkazem :
"Sobirajteś"
i poprowadzono mnie do innej celi gdzie było światło dzienne i gdzie już byli jacyś ludzie. Dopiero potem, gdy nieco zaznajomiłem się z obyczajami i stylem śledztwa Łubianki, dowiedziałem się że to podziemie z małymi celami dla świeżo przybyłych więź
niów, nazywa się
prijomnik.
Traktowało się tam więźnia ze względną uprzejmością. Nie było tamparaszy
i na każde zawołanie prowadzono do ubikacji. Jedzenie było lepsze niż normalna kuchnia więzienna. Nie narzucało się żadnych godzin ·wypo
czynku. Nie zabierało się nieposłusznych do "karceru", lecz starano się na nich oddziaływać perswazją. Nie dawano jednak książek, co za moich czasów było na ogół na Łubiance dozwolone.
Głównym celem
prijomnika
jest doprowadzenie nowoprzyjętego więźnia do pewnego stanu równowagi psychicznej o tyle, o ile to jest potrzebne dla efektywnego śledztwa. Łubianka nie była więzieniem karnym lecz śledczym, tzn. że nie trzymało się tam więźnia po wyroku lecz jedynie podczas śledztwa. Teo
retycznie w Związku Sowieckim nie ma w ogóle więzień karnych, chociaż za moich czasów istniały tak zwane
politizolatory,
gdzie odsiadywali wyroki wyjątkowo ważni więźniowie, co do których nie chciano aby się oni mieszali w obozach pracy z masą łagierników. W 1 9 39-40 na przykład, w Politizolatorze siedzieli : Karol Raclek (na Uralu) oraz Bela-Kun (gdzieś na południu Rosji) ; Jeżow natomiast zdaje się że siedział w jednym z naj
bardziej ponurych więzień śledczych, mianowicie w Suchanowie, 40 km. od Moskwy. Łubianka była więzieniem śledczym o spe
cjalnym znaczeniu : trzymano tam tylko tych więźniów których zeznaniami szczególnie interesowały się władze centralne, i rylko tak długo, jak te specjalne zainteresowania trwały. Potem prze
noszono aresztowanych do innych więzień, przeważnie do olbrzy
miego więzienia na Butyrkach, gdzie zwykle więzień siedział aż 1 38
do zakończenia śledztwa i otrzymania wyroku. Według obliczeń moich rosyjskich towarzyszy niedoli, z którymi później siedziałem we wspólnych celach, na Łubiance było w tamtym okresie około 600 więźniów wówczas gdy na Butyrkach - około 20.000.
Przed wojną, czytając sprawozdania z sowieckich procesów pokazowych, wyrobiłem sobie wyobrażenie o sowieckim śledz
twie w latach trzydziestych jako o przygotowywaniu więźnia do tego przedstawienia jakim jest sowiecki proces pokazowy. Tak rzeczywiście było w tych wypadkach, kiedy daną sprawę do takiego procesu przygotowywano. Lecz tylko wyjątkowe sprawy przeznaczano do procesów pokazowych i wtedy każdy najdrob
niejszy szczegół musiał być wyreżyserowany. Większość jednak spraw, które za moich czasów były przedmiotem śledztwa na Łubiance, w ogóle nie szło przed trybunały, lecz załatwiało je we własnym zakresie NKWD przez tzw. "trójkę". Wrażenie jakie odniosłem ze swego ośmiomiesięcznego pobytu na Łubiance było takie, że głównym celem śledztwa w tym więzieniu było przeważnie nie tyle udowodnienie czyjejś osobistej winy, ile przede wszystkim zorientowanie się w różnych ruchach i nastro
jach opozycyjnych w kraju oraz w różnych siłach zagranicznych, które mogły stanowić niebezpieczeństwo dla państwa sowiec
kiego. Ogromną uwagę zwracano na stosunki w przemyśle i dla
tego też znaczna część, jeżeli nie większość sędziów śledczych, miała przygotowanie techniczne. Podobno NKWD przygotowy
wało ściśle poufne raporty dostępne tylko dla członków Polit
biura, gdzie dawano obraz rzeczywistej sytuacji w kraju. W tych warunkach rzeczą istotną było tak urobić więźnia, żeby przede wszystkim mówił prawdę. Pobyt w
prijomniku
był właśnie pierwszym etapem tego urabiania .Z tego co opowiadali c i sędziowie śledczy, którzy z biegiem czasu sami znaleźli się wśród więźniów, wynikało, że w 1 937 roku, za czasów czystek Jeżowa, NKWD straciło zdolność orien
towania się w tym co się w kraju działo, bo ludzie aresztowani z punktu przyznawali się do najbardziej fantastycznych zarzutów.
Stworzyło to stan psychozy, w której same władze bezpieczeń
stwa straciły możność odróżniania fantazji od rzeczywistości . Nie można na przykład było zorientować się jakie były prawdziwe niedociągnięcia pracy w przemyśle, gdyż każdy aresztowany dy
rektor sowieckiego przedsiębiorstwa, od razu przyznawał się do sabotażu i na żądanie pisał referat fachowo, w technicznych terminach, uzasadniający na czym jego wina polegała. Jeden z wybitnych inżynierów sowieckich, który ze mną siedział w tej samej celi, i sam zresztą taki referat pisał, mówił mi że podobno ten właśnie stan rzeczy był głównym powodem usunięcia Jeżowa 1 39
i wyznaczenie na jego miejsce Beru. Beria starał się wprowadzić do tego domu wariatów pewien ład i w tedy też uznano, że
w każdym razie na początku śledztwa, trzeba owych przestraszo
nych ludzi doprowadzać do pewnego stanu równowagi, aby w ogóle z nimi można było jakoś sensownie rozmawiać. Jak wnioskuję z opowiadań rosyjskich więźniów, którzy w okresie mego tam pobytu byli osadzeni na Łubiance, na początku śledz
twa w ich sprawach urzędnik śledczy z reguły tłumaczył im, że rząd sowiecki jest przede wszystkim zainteresowany w uzyska
niu prawdziwych wyjaśnień co do zakresu działalności
anty
sowieckiej .
Bywalcy Łubianki twierdzili, że w
priiomniku
dosypywano do jedzenia różnego rodzaju środki uspakajające, czego oczywiście nie sposób było sprawdzić. Podobno przeciętny okres pobytu w
priiomniku
dla sowieckich obywateli trwał od 4 do 6 dni . Mnie trzymano jednak tylko nieco ponad 48 godzin.Widocznie uznano, że byłem dostatecznie zrównoważony aby postawić mnie przed siędzią śledczym). Czy
priiomniki
istniały w innych więzieniach sowieckich, tego nie wiem. Nigdy o tym nie słyszałem. Miałem wrażenie, że był to eksperyment mający miejsce tylko w Łubiance.C e l a Nr
4 1Gdy rozkazano mi opuścić ową separatkę, dwóch strażników przytrzymując mnie z obydwóch stron poprowadziło jakimiś korytarzami i schodami. Schody były zaopatrwne w żelazne siatki. Podobno zaprowadwno je gdy w tym gmachu przed kilku laty, Borys Sawinkow popełnił samobójstwo przeskakując przez poręcz schodów. Potem jechaliśmy jakąś windą. Gdyśmy wyszli, kazano mi się zatrzymać. Jeden ze strażników podszedł do rogu korytarza, wydając klekocący sygnał oznaczający ostrzeżenie, że tędy mają prowadzić więźnia. W sowieckich więzieniach obo
wiązuje zasada, że więźniowie z różnych cel nie powinni widzieć siebie wzajemnie na korytarzach. Po chwili nadszedł trzeci straż
nik z kluczem ; szliśmy korytarzem znacznie szerszym niż w
pri
;omnikie;
po obu stronach były numerowane cele. Każde drLWi zawierały przykryty automatycznie zamykającą się pokrywką otwór dla obserwowania co się dzieje wewnątrz celi. Strażnik z kluczem otworzył jedne z tych drzw i ; kazano mi wejść i przekręcono znowu klucz. Stanąłem zaskoczony i niezmiernie zain
trygowany. Pierwszą moją myślą było, że jeżeli to jest ta 140
s t raszna Łubianka , to na pierwszy rzut oka wygląda ona na dość przyzwoite i dość kulturalne miejsce odosobnienia.
Miałem wrażenie że jestem w teatrze, że kurtyna się pod
niosła, że widzę dekoracje oraz aktorów i z zaciekawieniem czekam na rozpoczęcie się akcji . Wydawało mi się, że gdzieś i kiedyś podobny układ sceny i podobnych aktorów już widzia
łem. Znalazłem się i stałem w podłużnym pokoju, średniej wielkości, zakończonym dużym oknem; kraty nie rzucały się
w oczy, jedynic rodzaj żelaznego, na zielono pomalowanego koszyka, umieszczonego od zewnętrznej strony tak że zamykał widok w dół, nie zasłaniając jednak słońca i błękitu nieba.
Wzdłuż
ścian stały z każdej strony po dwa łóżka; piąte łóżko znajdowało się pod oknem przy 'cianie przeciwległej do drzwi.Po środku stał stół i kilka krzeseł. Zwracała uwagę stosunkowo duża ilość książek. Prawie na każdym łóżku leżała co najmniej jedna książka, kilka książek leżało na stole a również kilka
na oknie.
W pokoju znajdowało się czterech mężczyzn bez marynarek, bo było raczej gorąco, i oczywiście bez krawatów, bo krawat jt.�t w więzieniu niedozwolony jako możliwe narzędzie samo
bójstwa. Ich białe koszule z grubego płótna odzn:1czały się nad
zwyczajną, prawie błyszczącą czysto'cią . Nie wied;�iałem że do
piero co wrócili z łaźni , do której na Łubiance prowadzono więźniów co cbiesięć dni. Szczególnie uderzyła mnie sylwetka młodego v.•ysckiego blondyna, o energicznej twarzy, który '"' chwili gdy mnie \\'prow<łdl,mo chodził po pokoju czytając książkę. Cało:k: robiła raczej wrażenie internatu studenckiego niż celi więziennej . l\ lo ją pierwszą myślą było czy nie ma w tym wszystkim jakiejś inscenizacji aby mnie wyciągnąć na zwierzenia się z czegoś, co przypuszczano że ja wiem ; tak to wszystko ,,·ydawało mi sic n iewiarygodnc.
Lokatorzy celi wskazali mi wolne łóżko i z natury rzeczy
zaczęli
mnie rozpytywać jak ja tu taj trafiłem. Odpowiadałemz pewną rezerwa, starając się ze swej strony uchwycić czy jestem dla nich absolutną nowością czy też może już coś nie coś o mnie w iedzą. Wciąż podejrzewałem że może tu być jakaś inscenizacja.
Z tych czterech lokatorów skłonność do rozpytywania a jedno
cześnie mówienia o sobie, wykazy\\'ało trzech : ów wysoki blondyn który okazał się inżynierem-mechanikiem i specjalistą od budowy czołgów ; drugi wyraźnie semickim typie, o którym szybko dowiedziałem się że jest rartyjnym komunistą, że urodził się
w Bobrujsku i że ostatnio był zastępcą komisarza finansów w So
wieckiej Republice Kazachstanu skąd go przywieziono na Łubiankę, oraz trzeci więzień nieco star zy, siwawy, pod pięć-1 4 pięć-1
dziesiątkę, który był również inżynierem, specjalistą od budowy okrętów i który za czasów Tuchaczewskiego oraz admirała Orło
wa rozstrzelanego w związku ze sprawą Tuchaczewskiego, był osobą odpowiedzialną za planowanie rozbudowy sowieckiej floty wojennej . Czwarty natomiast, o wymizerowanej twarzy przy
glądał mi się spod oka, trzymał się na uboczu i nie odzywał się.
Gdy w końcu zagadnąłem, odpowiedział mi po polsku : "Przecież znamy się". Był to Bronisław Skalak, znany działacz pepesowski ze Lwowa. Poznaliśmy się istotnie dokładnie
18
lat przedtem na pierwszym konstytucyjnym zjeździe Związku Polskiej Młodzieży Socjalistycznej w dniach
7-9
maja1 922
roku. Na zjeździe tym referowałem program narodowościowy.W zjeździe tym brałem udział jako gość, gdyż nie byłem w Polsce członkiem żadnej organizacji socjalistycznej, chociaż w owym czasie istotnie byłem sympatykiem PPS-u i na tę partię głosowałem przy pierwszych wyborach do Sejmu w
1 922
roku . Udział mój w zjeździe powstał stąd, że organizatorzy zjazdu zdecydowali, że referat w sprawach narodowościowych musi być przygotowany przez wileńskie środowisko akademickie. Ponie
waż w owym czasie nie było na uniwersytecie wileńskim żadnej organizacji socjalistycznej , lecz jedynie organizacja skupiająca całą tzw. lewicę ( Filarecja, potem Związek Młodzieży F ostępowej) , więc zwrócono się do tej organizacji, która mnie wydelegowała abym wygłosił referat. W zjeździe tym wziąłem więc dość żywy udział, lecz na przyłączenie się do Związku 1ieza1eżnej :Mło
dzieży Socjalistycznej nie zdecydowałem się chociaż z niektórymi ludźmi, których tam poznałem , u trzymywałem przez pewien czas kontakt (np. z Zaksem-Zygfrydem, Stanisławem Kohnem) a innych spotykałem przy różnych okazjach (Wacław Bruner, Damięcki, Krystyn Zaremba) , lecz nigdy nie spotkałem Skalaka i nawet o nim zapomniałem.
Skalak potem opowiadał mi, że od razu mnie poznał lecz wolał zachować rezerwę ponieważ właściwie znaliśmy się bardzo niewiele i nie wiedział czy go sobie przypominam. Myślę rów
nież, że moja płynność w języku rosyjskim nieco go zaskoczyła . Zaprzyjaźniliśmy się potem bardzo. Skalak chorował na gruźlicę która była, jak się wydaje, '' dosyć zaawansowanym stadium.
Zabrano go z tej celi mniej więcej w jakieś dwa miesiące po moim przybyciu. Na jesieni
1 94 1
roku odwiedzałem go w szpitalu łagiernym w Republice Korni . Był wówczas, jak mi się wydawało, w niczłej forrnie chociaż lekarz łagierny twierdził że nic nadawał się jeszcze do transportu. Widywałem go jesienią
1 942
roku w Teheranie. Umarł wkrótce po wojnie w Londynie.Gdy wymienialiśmy ze Skalakiem pierwsze słowa powitania