Drugą ogólną cechą tych wycinków sowieckiego systemu lagieroego z którymi zetknąłem się, była przewaga niesłowiań
skich mniejszości narodowych imperium sowieckiego, jak również słowiańskich oraz niesłowiańskich elementów ze świeżo okupo
wanych terytoriów na Zachodzie ( tzn. państw bałtyckich, wschod
niej Polski , Besarabii i Bukowiny) , a także nieproporcjonalnie duża ilość cudzoziemców . W rażenie to odniosłem jeszcze podczas podróży z Moskwy do Kotłasu i Korni, gdzie, w naszym trans
porcie przeważali Kazachowie, Tatarzy, Azerbejdżanie oraz Fino
wie. W obozie zastałem bardzo dużą ilość Zydów polskich.
Rosjanie w latach
1 940-4 1
wywieźli ze Wschodniej Polski więcej niż milion ludzi, deportując ich częściowo do łagrów, częściowo na tzw.posiołki.
Otóż według obliczeń robionych w ambasadzie polskiej w Kujbyszewie około30 %
tej liczby stanowili Zydzi.W owym czasie antysemityzm był jeszcze oficjalnie potępiany w Związku Sowieckim. Zydów wywożono oczywiście nie z po
wodów rasistowskich, tylko jako "klasowo obcy element", ponieważ zajmowali się oni przeważnie pośrednictwem handlo
wym, co w marksowskiej terminologii stanowi pracę niepro
dukcyjną. Latem
1 94 1
roku, jeszcze przed atakiem niemieckim, przywieziono do naszego systemu łagrów duże transporty Ukraińców oraz Mołdawian ze świeżo zajętych terytoriów Rumunii . Na niektórych
lagpunktach (łagpunkt
zawierał przeważnie500
do1 .000
więźniów) stanowili oni absolutną większość. W łagrach też dowiedziałem się że w Rosji mieszkało sporo Greków, którzy uporczywie trzymali się swego obywatelstwa greckiego, chociaż wielu z nich nigdy w Grecji nie było. Mieszkali oni przeważnie na pobrzeżu morza Czarnego, a szczególnie w okolicach Odessy.Spotkałem również pewną ilość Persów pochodzących przeważnie z sowieckiego Azerbejdżanu. Pamiętać należy o tym, że ta sowiecka prowincja, do której należy także Baku , wielkie cen
trum przemysłu naftowego, oderwana została od Persji dopiero w pierwszej połowie XIX-go wieku .
Na osobną uwagę zasługują Chińczycy. W Rosji przedrewo
lucyjnej było wielu Chińczyków, którzy chodzili jako domokrążcy sprzedający przeważnie jedwab oraz różne gatunki herbaty. Do
chodzili oni w tych swoich wędrówkach aż na wschodnie tereny
1 8 1
dawnej Rzeczpospolitej . Parniętam ze swego dzieciństwa czasy , kiedy przed chińską rewolucją 1 9 1 2 roku mężczyźni nosili długie warkocze, a kobiety szerokie spodnie. W czasie rewolucji domo
krążcy zniknęli, lecz wielu Chińczyków poszło służyć w Czerwonej Armii jako sowieccy najemnicy, podkreślając często łamaną rusz
czyzną swój czysto handlowy stosunek do tej służby
(sowiet płotit moja strelajet),
lecz jednocześnie wykazując wiele żołnierskich zalet. Nasi uczestnicy Kampanii 1 9 1 9-20 roku muszą dobrze pamiętać te chińskie oddziały po przeciwnej stronie j ako poważnych przeciwników. W 1 940 roku zaczęła się wielka akcja mobilizowania przybywających w Związku Sowieckim Chińczy
ków do łagrów. W NKWD panowała opinia, że każdy Chińczyk był potencjalnym szpiegiem japońskim . Stąd prawie wszyscy z tych tysięcy Chińczyków znajdujących się w łagrach mieli j ako sentencje wyroku "podejrzany o szpiegostwo" . Osobiście skłonny jestem przypuszczać, że NKWD zabierało Chińczyków do łagrów przede wszystkim dlatego, że są oni doskonałymi pracownikami . Po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej utworzono w łagrach specjalne karne brygady, składające się ze szpiegów i dywersan
tów. Z natury rzeczy były to przede wszystkim chińskie brygady . Jako skazany za "szpiegostwo" zostałem również wcielony do takiej brygady. Brygada składała się z trzydziestu kilku osób pomiędzy którymi było tylko sześciu nie-Chińczyków. Bryga
dierem był Japończyk przewieziony z Dalekiego Wschodu. Poza tym było pięciu Europejczyków : dwóch Niemców, dwóch Węgrów oraz jeden Polak ( tzn. autor tych wspomnień). Jeden z Węgrów nazywał się Varga i był krewnym sławnego ekono
misty sowieckiego tego samego nazwiska. Nazwisko drugiego było Rakosi; był to późniejszy stalinowski dyktator Węgier.
Miałem z nim więcej wspólnego, niż z innymi członkami brygady ze względu na podobieństwo naszych zainteresowań i studiów . Z natury rzeczy spowodowało to pewne zbliżenie pomiędzy nami.
Opowiadał mi w różnym czasie o fragmentach swojej prze
szłości : o uczestnictwie w rządach Beli-Kun podczas rewolucji 1 9 1 9 roku, o kierownictwie w komunistycznej robocie konspi
racyjnej na Rusi Podkarpackiej, o stanowisku wice-dyrektora
"I nturista" w Związku Sowieckim, a potem o stanowisku prezy
denta Sowieckiej Akademii Architektury, chociaż nie miał przy
gotowania fachowego do tej ostatnej funkcji . Był tak samo jak ogromna większość członków brygady skazany jako "podejrzany o szpiegostwo", lecz na nieco mniejszy termin niż inni, bo na pięć lat . Patrzył jednak optymistycznie na swoją przyszłość w Związku Sowieckim. Zwierzał się mi, że był w Moskwie ktoś kto troszczył się o to, aby mógł przetrwać szczęśliwie te
doświadczenia łagierne. Istotnie, w niedługim czasie po tej naszej rozmowie, wyznaczono go na jedno z najbardziej bezpiecznych i wygodnych stanowisk dostępnych dla więźniów: zawiadowcy s tołówki dla technicznego i administracyjnego personelu łagrów.
Pożywienie, które temu personelowi dawano, chociaż byli to rownież skazańcy, było zupełnie przyzwoite. Zawiadowca tej s tołówki musiał więc mieć jedzenia w bród, pomimo głodu, który dokoła panował. Na tym stanowisku nie zapominał o mnie i przynosił mnie w wielkim sekrecie nieco jedzenia. Raz były to nawet autentyczne kotlety ; był to pierwszy wypadek od czasu mego pobytu w Smoleńskim więzieniu, że wpadło w moje ręce tego rodzaju luksusowe jedzenie. Emigranci węgierscy, którym opowiadałem o tym swoim doświadczeniu z Rakosim twierdzą, że jestem prawdopodobnie jedynym człowiekiem, który o nim mówi dodatnio.
W owej brygadzie wyniki pracy przy ścinaniu lasów były oceniane nie indywidualnie lecz na zasadzie wyników "ogniwa"
(zwieno)
do którego się należało. Praca polegała na ścinaniu drzew, oczyszczaniu z gałęzi, oraz przepiłowaniu w zależności od wartości użytkowej materiału (budulec, pokłady, kopalniaki, papierówka, drzewo opałowe) . Normy wykonanej roboty uprawniające do pełnej racji jedzenia były bardzo wysokie i tylko czło
wiek o wielkiej wprawie, lub wyjątkowej sile fizycznej, mógł je wykonać. Wyznaczenie do brygady pracującej przy zwalaniu pni równało się więc w wielu wypadkach wyrokowi śmierci.
W grupie rumuńsko-besarabskiej, którą przysłano do naszego łagru w sierpniu
1 94 1
roku, było około250
osób, przeważnie w wieku30-40
lat. Gdy w marcu1 942
roku robiłem nakazaną przepisami statystykę stwierdziłem, że w ciągu 7 miesięcy byłow tej grupie około 70 zgonów, co wynosiło więcej niż jedna czwarta. Ludzie ginęli przeważnie dlatego, że w wypadku nie
wykonania normy zmniejszano rację jedzenia. Głodny człowiek przy trzydziestostopniowym mrozie tym bardziej nie był w stanie wykonać normy i ginął w powodu niedożywienia. Chińczycy jednak, chociaż bardzo często drobni i pozornie słabi, odznaczali się tym, że z reguły wykonywali normy i mieli pełne racje żyw
nościowe. Ow Japończyk, nasz brygadier, bardzo szybko zorien
tował się w moich słabych możliwościach jako robotnika leśniego i przydzielił mnie do czysto chińskiego ogniwa. Praca podzielona została w ten sposób, że byłem używany przeważnie do oczysz
czania gruntu od śniegu (pokrywa śnieżna czasami dochodziła do dwóch metrów) , do oczyszczania pni z gałęzi , oraz okazyjnie do ścinania mniejszych drzew. Chociaż w tych warunkach trudno było obliczyć indywidualny wkład, było jasne, że mój udział
183
w dobrych wynikach naszego ogniwa był mmeJ niż proporcjo
nalny. Moich czterech chińskich towarzyszy musiało nie tylko wykonać pełne normy pracy, lecz również uzupełnić moje braki , które powstawały z powodu mojej mniejszej wprawy. Nigdy jednak nie słyszałem z ich strony żadnych wymówek z tego powodu. We wszystkich późniejszych moich doświadczeniach z Chińczykami te moje łagierne wrażenia zostały potwierdzone : doskonali robotnicy, bardzo sumienni, mało wymagający, bardzo wytrzymali na różne niewygody i doświadczenia losu, a przy tym bardzo dobrzy i lojalni towarzysze.
Pobyt w łagrach w
1 94 1 -42
roku zmusił mnie do zrewidowania mego wrażenia, które odniosłem podczas mego pobytu w Smoleńsku, że Związek Sowiecki przeżywał wówczas okres odprężenia po czystkach Jeżowa. Wrażenie to było prawdopo
dobnie słuszne jeżeli chodzi o tereny etnograficznie rosyjskie, do których należy okręg smoleński. Niesłuszne jednak jeżeli chodzi o tereny zamieszkałe przez nierosyjskie, a w szczególności niesło
wiańskie, narodowości, gdzie nacisk represyjny w stylu Jeżowa został w pełni utrzymany. W roku
1 940
NKWD w poszukiwaniu niewolniczej siły roboczej dla swoich przedsiębiorstw zwróciło się przede wszystkim na świeżo zdobyte, w porozumieniu z Hitlerem, tereny wschodnich ziem Rzeczpospolitej , krajów bałtyckich a również Besarabii i Bukowiny, oderwanych od Rumunii i Węgier. Poza tym do tego systemu łagrów, gdzie ja byłem, przy
chodziły przeważnie transporty z Kaukazu, a w szczególności z sowieckiego Azerbejdżanu.
Miałem wówczas wrażenie, że Rosja sowiecka przechodziła przez proces przetwarzania się w typowe państwo kolonialne, z nastawieniem na pewną względną tolerancję w stosunku do członków narodowości panującej , i na bezwzględną eksploatację w stosunku do ludów podbitych. Dziś, gdy myślę z perspektywy, uważam tę swoją ówczesną opinię, jakkolwiek słuszną, za znaczne uproszczenie. Sprawa narodowościowa w Związku Sowieckim ma wiele aspektów : historycznych, psychologicznych oraz ideolo
gicznych. Jej istota jest ogromnie zaciemniona przez pozornie liberalne ustawodawstwo oraz system hipokryzji oficjalnie zwany zastosowaniem dialektyki marksowskiej . Stalin osobiście bardzo poważnie przyczynił się do rozwinięcia tego systemu hipokryzji, gdy zaraz po rewolucji październikowej został mianowany komi
sarzem Spraw Narodowościowych. Kilka lat później , gdy byłem już poza granicami Związku Sowieckiego zaczęły nadchodzić wia
domości o deportacji całych grup narodowościowych : Tatarów krymskich, Czeczeńców, Karaczajów, Kabardińców, Bałkaszów, Kałmuków, Niemców nadwołżańskich. Według obliczenia R.