• Nie Znaleziono Wyników

Po tym badaniu przez dygnitarza śledztwo przyjęło bardziej inteligentny charakter. Przestano ode mnie żądać spisu agentów

W dokumencie W CIENIU KATYNIA (Stron 149-153)

natomiast zaczęto twierdzić, że ja robiłem dla polskiego wywiadu oraz dla Ministerstwa Spraw Zagranicznych analizy sytuacji gos­

podarczej i ogólnej Związku Sowieckiego. Odpowiedziałem na

to, że ani ja osobiście, ani I nstytut Europy Wschodniej , takich

periodycznych przeglądów nie robiliśmy, i, o ile wiem, nikt tego

od

nas nie żądał. Nie kryłem jednak, że robienie takich

prze-glądów uważałbym za logiczne. Instytut Europy Wschodniej , był częściowo finansowany ze źródd publicznych. Nie byłoby więc nic dziwnego gdy te instytucje, które okazywały nam pewną pomoc, zażądały usług w formie takich sprawozdań. Lecz fak­

tem jest, że tegośmy nie robili. Jeżeli chodzi o mnie osobiście to nie miałbym na to czasu ze względu na swoje wykłady teorii ekonomii na dwóch wydziałach w uniwersytecie. Lecz nigdzie nie powiedziałem, że miałbym jakieś zasadnicze obiekcje prze­

ciwko robieniu takich sprawozdań, gdyby tego ode mnie zażą­

dano. Moja zasadnicza postawa była: jestem lojalny wobec państwa polskiego, szczególnie dzisiaj , gdy naród polski prowadzi śmiertelną walkę o swój byt oraz żywię nadzieję, że może przyjść dzień, że Związek Sowiecki będzie nas w tej walce popierać;

chociaż szczerze mówiąc co do możliwości tej ostatniej sytuacji byłem dość sceptyczny. Lecz to odpowiadało ogólnej linii przy­

jętej w Kozielsku.

Pewnego dnia śledztwo przyjęło zupdnie nietypowy, jak dla sowieckiego dochodzenia, obrót, bo sędzia śledczy zamiast mnie oskarżać zaczął mówić raczej komplementy. Mianowicie, zapytał mnie o moje kontakty z wywiadem japońskim. Wiedziałem od współlokatorów mojej celi, że oskarżenie o współpracę z wywia­

dem japońskim należało również do standartowych chwytów sowieckiego śledztwa. Przeciwko każdemu z moich rosyjskich współwięźniów ten zarzut był w pewnym momencie wysuwany, lecz potem wycofywany. Oczywiście zaprzeczyłem tej współ­

pracy. Wówczas sędzia zapytał mnie grzecznie:

"A

dlaczego odwiedzał Pana japoński attache wojskowy? ". W tej chwili przypomniałem sobie, że istotnie w moim biurze w Instytucie Europy Wschodniej miały miejsce wizyty kilku oficerów japoń­

skich, którzy interesowali się naszymi studiami nad gospodarką sowiecką. Odpowiedziałem : "Instytut Europy Wschodniej w Wilnie nie był instytucją prowadzącą tajną działalność. Przycho­

dzili tam do mnie różni ludzie, którzy się interesowali naszymi pracami ; przychodzili komuniści, którym udostępniałem różną literaturę; przychodzili również oficerowie japońscy ; a nawet przysyłali potem upominki w postaci obrazków z życia japońskiego malowanych na jedwabiu. Nie znaczy to jednak abym współ­

pracował z wywiadem japońskim".

Ku memu wielkiemu zdziwieniu

sledowatiel

nie wybuchnął pogróżkami, lecz odpowiedział uprzejmie: "Ja Panu wcale nie zarzucam, że Pan współpracował z wywiadem japońskim, a py­

tam jedynie o kontakty co nie jest to samo. Mamy tu dosta­

tecznie materiałów, które świadczą, że Pan osobiście pomimo dużego nacisku nie dał się zwerbować do wywiadu japońskiego.

1 5 1

Lecz muszę Panu powiedzieć, że pomimo to pańska sekcja badań gospodarczych, pracowała dla tego wywiadu". Zachnąłem się i powiedziałem, że ostatecznie wiem, co się u mnie w Instytucie działo. "Nie bądź Pan taki pewny siebie" - powiedział

sledo­

watiel

i dalej dodał, że kiedy ja odrzuciłem propozycję współ­

działania z wywiadem j apońskim, to niektórzy moi współpra­

cownicy i asystenci, podjęli się, za moimi plecami, robić regu­

larne sprawozdania o sytuacji gospodarczej w Sowietach dla wy­

wiadu japońskiego. Tę nocną konwersację zakończył mój

sledo­

watiel

półżartobliwym i raczej w przyjacielskim tonie wypowie­

dzianym stwierdzeniem, że ci "Japońcy to nachały", po czym zawołał straż aby odprowadziła mnie do mojej celi.

Gdy wróciłem do celi długo nie mogłem zasnąć i starałem się wydobyć z pamięci wszystkie szczegóły dotyczące wizyt japoń­

skich. Otóż, prawda była następująca. Na kilka lat przed wojną, zdaje się że to było w roku

1936,

zgłosił się do mnie pułkownik japoński, którego nazwiska dziś już nie mogę sobie przypomnieć, a który był japońskim attache wojskowym w War­

szawie i zaproponował, że oni, tzn. japońskie przedstawicielstwo dyplomatyczno-wojskowe, gotowi są przyczynić się do rozwoju prac badawczych Instytutu nad gospodarką Sowiecką przez wyz­

naczenie nam dodatkowego pracownika, który by pozostawał pod moim kierownictwem. Podziękowałem mu za zainteresowanie oraz łaskawą ocenę naszej działalności, lecz powiedziałem że nie mogę dać odpowiedzi bez porozumienia się z zarządem Instytutu . Poszedłem więc do Prezesa Zarządu, którym był profesor Ehren­

kreutz, późniejszy Rektor Uniwersytetu Wileńskiego i odpowie­

działem mu o swojej rozmowie z japońskim attache wojskowym.

Dla nas obydwóch było jasne, że sprawa wykracza poza zakres międzynarodowych stosunków naukowych i że, według wszelkiego prawdopodobieństwa, ten nasz ewentualny pracownik byłby ofi­

cerem japońskiego sztabu generalnego, którego musiałbym kształ­

cić w problemach gospodarki sowieckiej . Prof. Ehrenkreutz po­

wiedział, że nie możemy w tej sprawie powziąć żadnej decyzji bez porozumienia się z odpowiednimi czynnikami w Warszawie.

Przy najbliższej okazji, kiedyśmy byli obydwaj w Warszawie, poszliśmy do Wydziału Wschodniego w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Szef tego wydziału, p. Kobylański, powiedział nam że sprawa należy do kompetencji Sztabu Głównego i radził, abyśmy się tam udali . W sztabie głównym przyjął nas płk Eng­

licht, zastępca szefa Oddziału I I-go, który też dość stanowczo odradził nam akceptowanie propozycji japońskiej. O ile mogłem zrozumieć czuł się on w pewnym stopniu dotknięty tym, że wywiad japoński bez porozumienia się z odpowiednimi

czynni-karni polskimi, usiłował lokować swoich ludzi w polskch insty­

tucjach . Gdy wkrótce potem zgłosił się do mnie zastępca attache wojskowego, major japoński, zakomunikowałem mu w jak naj­

bardziej uprzejmy sposób naszą odpowiedź odmowną i uważałem sprawę za skończoną. Możliwie, że Japończycy poczuli się dotknięci i potraktowali to jako moje osobiste wrogie ustosunko­

wanie się, tym bardziej , że było w Polsce sporo ludzi, którzy widzieli w moich zainteresowaniach sowieckich jakąś ukrytą sym­

patię do systemu komunistycznego. I to była wersja tej sprawy, która trafiła w ręce wywiadu sowieckiego.

W kilka miesięcy potem przy okazji jakiejś innej rozmowy prof. Ehrenkreutz wspomniał, że miał znowu wizyty japońskie i że ostatecznie zostało ustalone, że jeden ze stypendystów Insty­

tutu, pracujący pod moim kierownictwem, zgodził się - za wiedzą Oddziału I I-go - robić dla attachatu japońskiego opra­

cowania sowieckiej sytuacji gospodarczej na zasadzie swojej pry­

watnej umowy z czynnikami japońskimi, nie angażując w to Instytutu. Przyjąłem to do wiadomości bez większego zainte­

resowania; byłem w owym czasie pochłonięty pisaniem książki o polityce gospodarczej Niemiec hitlerowskich i niewiele czasu poświęcałem studiom sowieckim w Instytucie. Potem o tej rozmowie z prof. Ehrenkreutzem w ogóle zapomniałem, aż dopiero sowiecki sędzia śledczy przypomniał mnie cały ten incydent. Wyglądało to jednak tak jakby istotnie chdpliwe twierdzenie enkawudystów, że NKWD wie wszystko

(NKWD wsio :r.na;et)

było słuszne. W danym wypadku istotnie wiedziało ono więcej rzeczy o mnie, niż ja sam pamiętałem .

Podczas całego śledztwa miałem jednak wrażenie, że z tych dwu zarzutów, które postawiono mi na początku - szpiegostwo przeciwko Rosji oraz rzekome szpiegostwo przeciwko Niemcom - to drugie interesowało moich

sledowatieli

o wiele więcej niż pierwsze. Twierdziłem, że zbieranie materiałów do mojej książki o niemieckiej polityce gospodarczej było oparte na stosunkach czysto naukowych, że podczas swego pobytu w Berlinie oraz w

Institut fur Weltwirtschaft und Seeverkehr

w Kieł nie robi­

łem niczego, o czym bym nie mógł swoim niemieckim kolegom powiedzieć.

Sledowatiel

odpowiedział, że wywiad sowiecki jed­

nak stwierdził, że w tym samym czasie utrzymywałem stosunki z płk . Pełczyńskim , który był wówczas szefem Oddziału II-go w polskim Sztabie Głównym. Nie przeczyłem temu , lecz twier­

dziłem, że znajomość ta miała charakter osobisty, prywatny i nawiązała się wówczas, gdy płk Pełczyński dowodził

5

p.p.

legionów stacjonującym w Wilnie, a ja byłem docentem wykła­

dającym ekonomię na Uniwersytecie Wileńskim. Zresztą, jeżeli

1 53

płk Pełczyński interesował się moją książką - mimo iż nie zawierała ona żadnych poufnych materiałów - było to zupełnie naturalne. Polska była krajem niedozbrojonym i przestudiowanie gospodarczego podłoża zbrojeń niemieckich, było dla wyższych oficerów polskiego sztabu głównego po prostu nakazem życia.

Z tych wszystkich badań, zresztą prowadzonych w tonie dość

W dokumencie W CIENIU KATYNIA (Stron 149-153)