• Nie Znaleziono Wyników

Dojrzałość nauki a metoda – argumentacja Rozina

KUMULACJA WIEDZY W PSYCHOLOGII

3.4. Dojrzałość nauki a metoda – argumentacja Rozina

Zanim przedstawię myśl Rozina, pozwolę sobie (nie pierwszy raz) na pewne osobiste refleksje. Kilka lat po studiach psychologicznych dostrzegam, że wykładowcy

olbrzymią większość czasu poświęcali omawianiu tzw. „teorii”. I to teorii dosyć wysokiego poziomu, a w bardzo niewielkim stopniu koncentrowali się na danych empirycznych, wspominając o nich marginalnie, albo wręcz w ogóle nawet ich nie wymieniając62 (modelowym przykładem takiego postępowania jest kultowy w pewnych kręgach podręcznik rozwoju patologii osobowości „Style charakteru” Stevena Johnsona). W pewien sposób trudno się dziwić – zebrać sporo solidnych danych potwierdzających daną teorię jest trudno, i na pewno jest to trudniejsze niż samo sformułowanie teorii i jej atrakcyjne przedstawienie (podobnie jak kariera polegająca na „dogłębnym rozumieniu Freuda” może z większą szansą zakończyć

62

Pamięć ludzka jest podatna na wielorakie zniekształcenia i być może w rzeczywistości nie było tak źle. Jednak przegląd sylabusów wiele lat po studiach wskazuje mi, że artykuły empiryczne są praktycznie niespotykane w nich, podobnie jak meta-analizy.

się sukcesem, niż kariera polegająca na poszukiwaniu dowodów na tegoż twierdzenia). Na tej samej zasadzie „Inteligencja emocjonalna” Golemana była dużym sukcesem komercyjnym, gdyby jednak Goleman podjął normalną pracę badacza uniwersyteckiego, żmudnie zbierającego dane, domyślam się, że efekty nie byłyby tak spektakularna, a jego sytuacja finansowa nie byłaby tak dobra.

Ta pewna „teoriocentryczność” może dotyczyć nie tylko wykładowców jednego z uniwersytetów, ale może się generalizować do psychologii w ogóle. Nie w takim sensie, że psycholodzy zapominają o danych. Oczywiście zbierają dane empiryczne i to monstrualną ilość. Wydaje się jednak, że olbrzymia większość danych powstała przez „testowanie” wcześniej wyartykułowanych modeli teoretycznych, a

przynajmniej tak jest przedstawiana. Często do niespodziewanych odkryć jest dorabiana ideologia post factum (Kerr, 1998). Jednak wydaje się, że nawet te niespodziewane odkrycia biorą się z testowania konkretnych hipotez, a nie obserwowania rzeczywistości w sposób bardziej eksploracyjny.

Spotkałem się w życiu uniwersyteckim z niepisaną zasadą, że prawdziwy psycholog-badacz musi mieć przed badaniem złożony model teoretyczny, który wyjaśnia

określoną badaną działkę. Model ten oczywiście może okazać się błędny, i to jest akceptowane, ale nie jest raczej mile widziane podejście na zasadzie „nie wiem jeszcze co wpływa na X, ale gdy poobserwuje to zachowania, mam nadzieję to wywnioskować”. Wydaje się, że ten sam przymus stoi też za zjawiskiem

przedstawiania wyników badań jako przewidzianych teoretycznie od początku, pomimo tego, że tak naprawdę teoria została dorobiona do nich, gdy badacz już znał wyniki, tym samym nadając „przewidującej” je teorii nieuprawnionej wartości (Kerr, 1998).

Dlaczego problemem może być posiadanie daleko idących teorii na wstępie i

program badawczy polegający na testowaniu kolejnych hipotez? Dlatego, że może to ograniczać pole widzenia rozumianego zjawiska (Greenwald, Pratkanis, Leippe, Baumgardner, 1986). Przystępując do badania korelacyjnego lub eksperymentu, siłą rzeczy wybieramy bardzo niewielki podzbiór wszystkich możliwych zmiennych. Jeśli wyniki są „istotne”, może to nas zwalniać z chęci szukania dalszych moderatorów, o próbach falsyfikacji nie wspominając. Oczywiście, jeśli dysponujemy dobrze

przetestowanymi teoriami i chcemy wyjaśnić jakieś nieścisłości eksperyment nie jest niczym złym. Ale w nauce o niższym stopniu rozwoju nie musi to być dobra strategia.

Darwin nie stworzył teorii doboru naturalnego poprzez projektowanie badań, które ją przetestują. Zbierał ogromną ilość danych (przede wszystkim z zapisu kopalnego, z efektów doboru sztucznego i biogeograficznego rozmieszczenia organizmów), po to, żeby znaleźć w tych danych wzór. Efektem była książka „O powstaniu gatunków”, jedno z najwybitniejszych ludzkich osiągnięć intelektualnych w dziejach (Darwin 1859/2009).

Myśl, że psychologia może wyprzedzać swój czas poprzez nadmierne polegania na eksperymencie i testowaniu formalnych teorii, stanowi istotę inspirującego artykułu, badacza o biologicznym „backgroundzie” Paula Rozina (2001). Rozin upatruje

słabości psychologii społecznej w nierobieniu tego, co jest podstawą mało rozwiniętej nauki, a więc szerokiej, dogłębnej obserwacji i opisu fenomenów (w rozdziale 3.10 przeanalizuje pewne nieścisłości związane z pojęciem „obserwacji” i „opisu” w postulacie Rozina, ale w tej chwili nie jest to istotne). Oczywiście, Rozin nie

kwestionuje roli eksperymentów i modeli jako takich, ale twierdzi, że psychologowie za szybko do nich zmierzają pomijając rzeczy bardziej podstawowe (przywołuje metaforę Ascha, który stwierdził, że nie można przyspieszyć czasu, przesuwając wskazówki). Oddając głos Rozinowi:

Przedwczesne próby sztucznego zwiększenia dojrzałości nauki ograniczają kreatywność, zamykają oczy na ważne nowe fenomeny, powodują, że dziedzina będzie się angażowała w długie programy badawcze, które ostatecznie będą miały niewiele wspólnego z podstawowym celem badań (tj. światem społecznym) oraz ogólnie odciągają badaczy od świata realnego świata, gdzie wszystko się zaczęło. (Rozin, 2001, s. 5)

Patrząc historycznie – zdaniem Rozina – badania w naukach przyrodniczych zwykle zaczynały się od próby systematycznego opisu odkrytego zjawiska, jego

uniwersalności (i anomalii), a dopiero potem następowały próby znalezienia

regularności, czy wreszcie praw. Jako przykład podaje sformułowanie prawa gazów Boyle’a i praw genetyki Mendla. Badania na których te prawa oparto nie były

pierwotnie motywowane chęcią weryfikacji określonego modelu, ale raczej próbą jak najdokładniejszego opisania interesujących fenomenów.

Rozin nie ogranicza się tylko do uwag o naturze historyczno-publicystycznej, ale też przeprowadza analizę zawartości kilku numerów JPSP oraz trzech czasopism biologicznych z górnej półki (Cell, American Jorunal of Physiology, Development). Wynika z niej, że w JPSP w około 70 % badań uczestniczą tylko studenci

amerykańscy; bardzo rzadko wymienia się religię, rasę, religię badanych, albo to w jakiej porze roku odbywało się badanie; większość badań inspirowanych jest

wyartykułowanym modelem lub hipotezą (70 % w obszarze poznania społecznego); posiada statystyki inferencyjne (100%!) i nie zawiera żadnych obserwacji. Dla porównania badania w czasopismach biologicznych bardzo rzadko są inspirowane modelem teoretycznym (ok. 20 %). Najczęstszą inspiracją jest chęć opisu procesu „jak X wpływa na Y” (np. 62 % artykułów w czasopiśmie Cell) lub „jak X zmienia się w czasie od t1 do t2” (43 % w Development). Statystyki inferencyjne spotyka się

relatywnie rzadko (0 % badań w czasopiśmie Cell, 14 % w Development, ale 85 % w

American Jorunal of Physiology). Dodatkowo czasopisma biologiczne regularnie

replikują określone prawidłowości na podstawie danych dotyczących wielu gatunków (biologiczny odpowiednik używania różnych grup społecznych i kulturowych w

psychologii).

Autor wytyka psychologii, szczególnie społecznej, inne dobrze znane błędy m.in. korzystanie w badaniach z bardzo jednorodnych i „niszowych” grup (studentów psychologii i członków cywilizacji zachodniej), które są następnie generalizowane na całą populację ludzką, nie uwzględnianie kontekstów i nie wymienianie ich w

badaniach z psychologii społecznej (np. pora dnia, pora roku, miejsce itd. itp.), tak jakby badania z tej dziedziny były oderwane od reszty rzeczywistości i te informacje nie miały żadnego znaczenia. Ponownie oddając głos Rozinowi:

W przeciwieństwie do odnoszących sukcesy nauk przyrodniczych czy psychologii percepcji, badania w psychologii społecznej nie zostały poprzedzonej gruntowną obserwacją i

zbieraniem informacji o istotnych fenomenach oraz opisem uniwersalnych stałych. W bardziej dojrzałych naukach, które psychologia chciałaby naśladować, większy nacisk kładzie się na opis fenomenów, jak również w mniejszym stopniu polega się na eksperymentach. Takie nauki, szczególnie nauki biologiczne, zwracają mniejszą uwagę na modele i hipotezy, a większą na dane, w przeciwieństwie do „dowodów” lub „badań definitywnie potwierdzających hipotezę”. W badaniach nad zachowaniem człowieka w sytuacjach społecznych, w których efekty kontestualne są liczne, a istotne procesy złożone, zebranie danych, które

jednoznacznie potwierdzą hipotezę jest niezwykle trudne (Rozin, 2001, s. 3). Uwagi Rozina skłaniają do refleksji. W nauce o zachowaniu zwierząt, nie ma możliwości, żeby rozdać „badanym” plik kwestionariuszy lub posadzić przed komputerem i kazać naciskać guzik. Badacze muszą więc obserwować i czasami spotykamy badania oparte na setkach lub tysiącach godzin obserwacji (przykładowo,

badanie transmisji kulturowej pewnych zwyczajów u makaków japońskich oparto na 2 tys. godzin obserwacji: Huffman, Nahallage, Leca, 2008). Analogicznych badań jest w psychologii jak na lekarstwo. Czasami się zdarzają np. badanie Fraley i Shaver (1998), w którym obserwowano pożegnania ludzi na lotnisku (analizowano je potem w kontekście teorii przywiązania), albo badanie Dabbs, Hargrove, Heusel, (1996), gdzie przy okazji innych badań opisano zaobserwowane różnice w zachowaniu członków bractw studenckich, uważanych za „kujonów” i „imprezowiczów”

(zasadniczo badano poziom testosteronu, ale raporty behawioralne też stanowią integralną część artykułu). Ale nawet w powyższych przypadkach nie można mówić o tysiącach godzin obserwacji. Ostatnio ukazało się kilka badań, w których na

podstawie danych z ich telefonów komórkowych analizowali wzory ludzkiego przemieszczania się (Song, Qu, Blumm, Barabási, 2010). Jest to niewątpliwie potężna ilość danych behawioralnych, ale badaczy zasadniczo w olbrzymiej większości pracy wyręczył komputer (podobne rzeczy można powiedzieć o rozlicznych badaniach, w których analizuje się zachowanie ludzi na portalach

społecznościowych: Wilson, Gosling, Graham, 2012). Brakuje w psychologii zwykłej, tradycyjnej pracy antropologicznej, a tego typu praca, która jest wykonywana w pokrewnych dyscyplinach (np. socjologii) nie przebija się do psychologów. Rzecz jasna, Rozin nie mówi „róbmy wszystko tak samo jak badacze komórek”. Zmusza raczej do zastanowienia, czy to co robimy teraz zawsze dobrze nam służy. Nie od dziś wiadomo, że nadmierne przywiązanie do modeli teoretycznych może ograniczać rozwój (Greenwald, Pratkanis, Leippe, Baumgardner, 1986; modelowym, wręcz „klinicznym”, przypadkiem takiego upośledzenia jest bodajże psychoanaliza). Podobnie trudno nie zgodzić się z Rozinem w stwierdzeniu, że stosowanie

eksperymentu, gdy wiemy mało o badanym zjawisku, zapewne niewiele poszerzy naszą wiedzę. Jeśli eksperymentalnie stwierdzimy, że X wywiera wpływ na Y (na ogół w badaniach psychologicznych ów „X” wywiera wpływ na kilka, kilkanaście procent wariancji „Y”), w dalszym ciągu niewiele wiemy co oprócz X może jeszcze wpływać na Y, w jaki sposób X wchodzi w interakcję z innymi zmiennymi

wywołującymi Y, nie mówiąc już o najbardziej elementarnym pytaniu: jaki

podstawowy proces powoduje, że X wywołuje Y. Jest zapewne możliwe, że jakiś genialny badacz wygeneruje i przetestuje wszystkie rozsądne hipotezy co do zmiennych wywołujących Y, choć przypuszczam, że jest to bardzo mało

prawdopodobne. Sądzę raczej, że etap gruntownego opisu określonego zachowania z większym prawdopodobieństwem zaowocuje trafnymi hipotezami, co do

potencjalnych moderatorów i zmiennych istotnie modyfikujących dany efekt niż sytuacja, gdy badacz angażuje się tylko w badanie eksperymentalne z celem

potwierdzenia lub falsyfikacji gotowego modelu, a wiedzę o efekcie czerpie „z głowy” i wcześniejszych teorii (które, jak wiadomo, w naszej nauce są różnej jakości). W innym tekście Rozin (2006) zauważa, że w podręcznikach akademickich niezwykle rzadko znajdujemy odpowiedzi na pytania typu: „o czym zwykle ludzie rozmawiają”, „w jaki sposób spędzają czas wolny”, „na co wydają pieniądze”, „jak są sposoby okazywania sympatii innym”, „jakie są typy argumentów używanych w dyskusjach” itd. Analizując skrupulatnie kilkanaście podręczników akademickich z psychologii społecznej, rozwojowej i wprowadzeń do psychologii, Rozin pokazał, że dużo więcej miejsca zajmuje w nich temat agresji i uprzedzeń niż temat jedzenia, religii czy czasu wolnego razem wzięte (tematy agresji i uprzedzeń są społecznie bardzo ważne, ale na pewno nie tak powszechne jak dalej wymienione). Mówiąc ściślej, te ostatnie tematy zwykle nie pojawiają się w ogóle. Problem oderwania psychologii od codziennych ludzkich zachowań jest logicznie patrząc inną kwestią niż kwestia metod, ale zapewne mającą wspólne źródła. Bez podstawowej pracy

obserwacyjnej trudno udzielić odpowiedzi na powyższe „banalne” pytania. Możliwe są co prawda ankiety, ale mają dobrze znane ograniczenia (rdz. 2.4). Sądzę, że solidna wiedza opisowa o podstawowych obszarach ludzkiego zachowania mogłyby stanowić użyteczny korpus dla budowania teorii na temat ludzkiego zachowania (coś na kształt korpusów językowych w językoznawstwie), zapewne będzie też łatwiej doprowadzić do uwspólnienia języka badając rzeczy tak podstawowe.

Wspominałem wcześniej o badaniu, w których zachowanie badanych nagrywano w ich domach (Wang, Repetti, 2014) oraz o badaniu, w którym analizowano reakcje na zdradę w programach rozrywkowych (Kuhle, 2011). Te dwa badania zainspirowały mnie do poszukania badań, w których ludzkie zachowanie byłoby systematycznie monitorowane przez dłuższy okres czasu (dni i tygodnie).

Teoretycznie, badacze nie musieliby nawet sami przeprowadzać takich badań, istnieje wszak sporo tzw. „reality show” i innych materiałów, w których monitorowano długotrwale zachowanie. Ludzie w takich programach mogą zachowywać się często w sposób mało naturalny, a i sama próba może mocno odbiegać od typowej w

populacji. Tym niemniej, jestem w stanie sobie wyobrazić dziesiątki hipotez dotyczących międzysytuacyjnej zmienności/stałości zachowania, które można by sprawdzić dzięki takim widowiskom. Zapewne nawet programy Ewy Drzyzgi mogłyby stanowić przebogate źródło danych behawioralnych na temat tego, jak ludzie

wyjaśniają swoje zachowanie itp.

Innym źródłem danych behawioralnych mogą być badania wykonywane w ramach badania kosmonautów. Jednym z takich projektów był Mars 500, gdzie grupa 6 mężczyzn spędzała 500 dni w warunkach, które miały symulować wyprawę na Marsa. Badani byli cały czas obserwowani i nagrywani. O tych badaniach

dowiedziałem się z popularnonaukowego filmu o planowanej wyprawie na Marsa, i od razu pomyślałem, że potencjalnie stanowi ono niewyczerpane źródło danych behawioralnych.

Tak więc przejrzałem bazę PsycINFO używając różnych kombinacji pytań63. Choć pojawiały się badania wokół niektórych programów (np. Oksanen, 2014 analizował jak jest przedstawiane uzależnienie w „show”, w którym uczestnicy wychodzili z nałogów), to nie znalazłem żadnych badań, w których wykorzystywano by

systematyczne dane obserwacyjne z reality show. W bazie PsycINFO znalazłem łącznie 8 artykułów z badaniami z projektu Mars 500. 5 z nich dotyczyło zmiennych fizjologicznych (np. wzory snu), 2 zmiennych poznawczych (np. percepcja

przestrzeni i rozwiązywanie zadań poznawczych), tylko jedno dotyczyło zmiennych stricte behawioralnych, a dokładnie (Tafforin, 2013). Wątpliwe przy tym, żeby dotarło do wielu psychologów, gdyż ukazało się w czasopiśmie Aviation, Space, And

Environmental Medicine. Żadne z tych badań nie ukazało się w czasopiśmie stricte

psychologicznym.

Te przykłady mają pokazać, że istnieją potencjalnie możliwości, żeby uzyskać dużo podstawowej, opisowej wiedzy na temat ludzkiego zachowania i pośrednio obejść wielorakie ograniczenia praktyczne i etyczne64 wynikające z badania studentów w dosyć krótkich sesjach laboratoryjnych. W ostateczności jestem w stanie sobie wyobrazić, że sami psycholodzy mogliby zorganizować eksperyment polegający na ciągłej obserwacji przez tydzień, dwa grupy dobrze opłacanych ochotników, który

63

M.in. „reality show”; „Big Brother” w połączniu z kombinacjami w rodzaju „data analysis”; „daily behavior”; „behavior analysis” itp.

64

„Reality show” są same w sobie wątpliwe etycznie, tym niemniej skoro już zostały przeprowadzone, moralny bilans się nie zmieni jeśli ktoś przeanalizuje dane.

kosztowałby promil tego, co wielkie projekty w naukach przyrodniczych jak CERN czy sekwencjonowanie ludzkiego genomu.

Brakuje mi szerokiej wiedzy z historii rozwoju nauk przyrodniczych i filozofii nauki, żeby z dużym stopniem pewności ocenić postulaty Rozina (2001) i ich ewentualny skutek dla rozwoju nauki. Ma on jednak prawdopodobnie rację, mówiąc, że mamy system badawczy, który jest oparty na testowaniu wyartykułowanych hipotez i nie wykonujemy pracy obserwacyjnej. Pomimo tego, że prawdopodobnie mamy takie możliwości.

Powiązane dokumenty