• Nie Znaleziono Wyników

Poetycki „humor zeszytów” nie jest szczególnie wesoły. Osiecka w tekście Na serwetkach monolog kobiety zwiedzionej przez mężczyznę kończy gorzkim wyznaniem:

I pomyśleć,

że chciałam ci oddać wszystkie grube książki wszystkie rzeczy po ojcach

i wszystkie kajety wypełnione „językiem polskim”, słupkami rachunków sumienia

i miłością47.

Zawartość zeszytów to treści szkolne i egzystencjalne równocześ-nie, „kajety” mają w sobie to, co mówi, czuje i przeżywa zakochana ko-bieta. Podobna emocjonalna metafora – chociaż bardziej optymistyczna – pojawia się w Jeszcze w zielone gramy Wojciecha Młynarskiego, gdzie to, co podyktuje nadzieja, zostaje zapisane „w serca kajeciku”48. Warto też w tym miejscu przypomnieć (przywołany w rozdziale pierwszym) Zeszycik z pierwszej klasy tego samego autora – historię polityczną opo-wiedzianą poprzez wierszyki z pierwszych stron szkolnych zeszytów (własnego, siostry, córki – uszeregowanych dodatkowo według stanu utrzymania i charakteru pisma). Ale zeszyt do pierwszej klasy jest

we-47 A. Osiecka: Nowa miłość. Wiersze prawie wszystkie. T. 1. Warszawa 2009, s. 310.

48 W. Młynarski: Moje ulubione drzewo, czyli Młynarski obowiązkowo. Kraków 2007, s. 40.

dług Młynarskiego miejscem także na poważniejszą twórczość. W tek-ście Kozłowski i anioł poetom, którzy mają „drukarki i komputery”49, znają dużo metafor i rymów, są syci i zadbani, przeciwstawiony zostaje tytułowy Kozłowski. On wprawdzie niepostępowo „gryzmoli swe wier-sze / w zeszycie do pierwwier-szej klasy”, ale za to może liczyć na natchnienie w postaci anioła, a w efekcie Kozłowski jest poetą lepszym.

Mniej optymizmu wobec notowanej w szkolnej zeszytach poezji wykazuje Herbert w utworze Do Ryszarda Krynickiego – list. „Niewiele zostanie Ryszardzie naprawdę niewiele”50 – tak autor Raportu z oblężo‑

nego Miasta pisze o dwudziestowiecznej poezji, która odrzuciła piękno na rzecz spraw publicznych, podjęła „walkę z tyranią kłamstwem za- pisy cierpienia”, mając przeciwników „nikczemnie małych”. Herbert w znanej frazie pyta: „czy warto zatem zniżać świętą mowę / do beł- kotu z trybuny do czarnej piany gazet”. I chociaż nie decyduje się na odpowiedź, jak pisać uniwersalnie, pięknie i afirmująco wbrew wyma-gającym interwencji czasom („ja tego nie wiem”), to nie ma złudzeń wobec oceny, jaką historia wystawi takiej doraźnej twórczości:

nasze zeszyty szkolne szczerze udręczone ze śladem potu łez krwi będą

dla korektorki wiecznej jak tekst piosenki pozbawiony nut szlachetnie prawy aż nadto oczywisty

Sam fakt, że poezja zapisywana jest w zeszytach, nasuwa myśl o drugim obiegu – być może to niedrukowane oficjalnie (lub pisane całkiem „do szuflady”) tomy wierszy? Równocześnie jednak pojawia się analogia z sytuacją ucznia, który wprawdzie wkłada wiele wysiłku w to, co robi, ale nie wychodzi poza prosty, „zadany” materiał. Zaanga-żowany poeta (niczym Brytyjczycy w ponurych obietnicach Churchilla) naznacza los i dzieło „śladem potu łez krwi”, jednak z perspektywy czasu jego wiersze pozbawione kontekstu („nut”) wydadzą się naiw- ne, oczywiste, właśnie „szkolne”. „Jeśli preferencja najważniejszych wartości przed równie ważnymi okazuje się klęską, zdradą, to zostaje tylko trudna, tragiczna zagadka […]”51 – zauważa Opacka -Walasek.

A Zagajewski podsumowuje: „Herbert chciał jednego i drugiego:

49 Ibidem, s. 129.

50 Z. Herbert: Wiersze zebrane…, s. 464–465.

51 D. Opacka -Walasek: „…pozostać wiernym niepewnej jasności”…, s. 87.

i piękna dawnych mistrzów, i reakcji na obrzydliwość świata, w któ-rym żył”52.

Często zeszyty mieszczą treści osobiste, niepolityczne. Droga opi-sana w Zeszycie Anny Kamieńskiej jest „jak proch w trumnie otwartej”53, okazuje się „wychodzona wymodlona”, widać na niej ślady stóp równo-cześnie dziecka i dorosłego („bose dziecinne pantofelki / na ślubnym obcasie”), które zostają przedstawione jako „pismo stóp pogmatwane”.

Wiersz kończy szkolne porównanie. Ślady na drodze wyglądają jak szkolny zeszyt w trzy linie pod płotem

błotem obryzgany kołem przekreślony

Droga ta wydaje się – w mało oryginalnej metaforze – ścieżką życia od dzieciństwa po śmierć, przez dobre momenty i trudy („osty przy

52 Jedyne, co mnie wtedy ratowało, to lektura Herberta [zapis rozmowy Adama Za-gajewskiego, Ryszarda Krynickiego, Andreasa Lawatyego i Marka Zybury 13 paź- dziernika 2016 roku podczas otwarcia konferencji Herr Cogito im Garten: Zbigniew Her‑

bert (1924–1998). Dichter und Intellektueller]. Http://magazyn.o.pl/2017/jedyne co mnie -wtedy -ratowalo -to -lektura -herberta [data dostępu: 27.02.2017]. Zob. także P. Śliwiń-ski: Poezja, czyli bunt. W: Poznawanie Herberta 2…, s. 154–156; pierwodruk: W: Czyta‑

nie Herberta. Red. P. Czapliński, P. Śliwiński, E. Wiegandt. Poznań 1995, s. 36–48.

Metaforę szkolnego zeszytu w mówieniu o poetyckiej twórczości wykorzystuje również Tymoteusz Karpowicz, pisząc o poezji Krystyny Miłobędzkiej: „Idąc za Novalisem bacznie zważa na to, by jej słowo »codzienne« było natychmiast baś-niowe i wyrwanie kartki z zeszytu szkolnego – krwawiło jako miejsce świeckiej epifanii. […] Zeszyt w kratkę, który przeistacza się w całą szkołę, jest zobowiązany do przypomnienia, co uczennica tamtych czasów już zapomniała” (T. Karpowicz:

Metafora otwarta. O poezji Krystyny Miłobędzkiej. Http://portliteracki.pl/przystan/

teksty/metafora -otwarta -o -poezji -krystyny -milobedzkiej/ [data dostępu: 27.11.2015]).

Karpowicz cytuje wiersz *** [zgubiona i przywiązana…] z tomu Wykaz treści (1984), ale warto zauważyć, że pojawia się w nim nie zeszyt szkolny, lecz zeszyt w kratkę, a klaustrofobiczny świat języka zapisywanego w zeszycie, w którym przebywa się jakby za kratkami, oddzielony jest od świata „rachunków” poza zeszytem – świata, w którego skład wchodzi między innymi szkoła („czy ktoś cię widział wchodzącą do zeszytu w kratkę po całym / dniu rachunków, co każda ma, co każda z nas ma i winna: / państwo dziecko mąż dom szkoła biuro” (K. Miłobędzka: Zbierane, gubio‑

ne (1960–2010). Wrocław 2010, s. 155–156). Z kolei tytuł utworu Jarniewicza Zeszyt do rachunków nasuwa myśl o zeszycie szkolnym. Rachunki okazują się egzystencjalne („Na co liczę? Co się / liczy? Co będzie mi policzone?”), ale treść wiersza nie doo-kreśla samego zeszytu – równie dobrze w zeszycie można wszak prowadzić budżet domowy (J. Jarniewicz: Woda na Marsie. Wrocław 2015, s. 21).

53 A. Kamieńska: Milczenia i psalmy najmniejsze. Kraków 1988, s. 38.

niej zakurzone ziele”). Wspomnienia nie układają się jednak w prostą opowieść, ślady są pogmatwane, zniszczone tym, co nastąpiło potem i je zatarło, także w pamięci. O czasie, z którym trzeba się liczyć wobec jego cierpliwej, ale niszczącej siły, traktuje również wiersz Z zeszytu do przyrody Jerzego Ficowskiego. Mieczysław Jastrun z kolei, za pomocą podobnej metaforyki, próbuje w Kredowych kołach unieważnić upływ czasu, różnicę między zapamiętanym i dawno utraconym latem a dniem dzisiejszym: „To nic, to przeoczenie, kleks w zeszycie, poprawka / W dacie iluś tam lat, na ławce jakiejś tam szkoły”54.

Życiorys zapisany w szkolnym zeszycie pojawia się też w utworze Z życiorysu Tadeusza Różewicza:

tak na tej kartce

ze szkolnego zeszytu syna mieści się mój życiorys zostało jeszcze trochę miejsca zostało kilka białych plam55

Spisana biografia pozwala wydobyć sensy polityczne – pojawiają się

„białe plamy”, czyli elementy życiorysu, o których pisać nie można, ale których istnienie na kartce widać jeszcze wyraźniej; a już samo pisanie życiorysu to charakterystyczny znak systemu socjalistycznego (wiersz pochodzi z tomu Twarz trzecia, 1968). Doraźne skojarzenia nie niwelują jednak zaakcentowanych w tym fragmencie sensów egzystencjalnych:

to, co chce się ze swojego życia ująć w słowa, okazuje się zaskakująco zwięzłe56. Zapis uświadamia, że „zostało jeszcze trochę miejsca”, tak

54 M. Jastrun: Poezje zebrane. T. 1. Warszawa 1984, s. 447–448.

55 T. Różewicz: Poezja. T. 2. Wrocław 2006, s. 307. Z kolei w Uśmiechach Różewicz przedstawia żartobliwe wykorzystanie zeszytów, prezentując cykl Portrety z ze‑

szytów szkolnych, na który składają się: Jul Słowacki, Nasz Wieszcz Adam, Nasz Trzeci Wieszcz i Cyprian K. Norwid.

56 Stanisław Burkot wiąże ten wiersz z Dociekaniami filozoficznymi Ludwiga Wittgensteina: „Odrzucenie koncepcji jednego języka, ścisłego, nazywającego jed-noznacznie rzeczywistość, sformułowanie zasady gier językowych, wielości języ-ków funkcjonujących w obiegu społecznym, staje się u Wittgensteina, jak u beha-wiorystów, równocześnie zachowaniem i działaniem. Egzystencja indywidualna i życie społeczne utożsamione zostają z »byciem w języku«, poprzez język. W wersji ironicznej tę zależność odnajdujemy u Różewicza już wcześniej w wierszu Z ży‑

ciorysu […]” (S. Burkot: Tadeusza Różewicza opisanie świata. Szkice literackie. Kraków 2004, s. 54).

jak zostało jeszcze trochę (ile?) czasu do śmierci, ale daje równocześnie nadzieję na dodanie czegoś do aktualnej wersji („po pewnym czasie / dorzucę parę słów”). To nietypowy życiorys, poza datą urodzenia nie ma w nim ważnych dat i wydarzeń („spytaj o to innych”), są za to możliwości korekt („tylko dwa zdania wykreśliłem / ale jedno dopisa-łem”) i liczne zakończenia („mój życiorys kończył się / już kilka razy”) o różnym wydźwięku („raz lepiej raz gorzej”).

Poważny problem ma ojciec z utworu Odrobinka Bohdana Zadury.

Wiersz należy do cyklu Z zeszytów do przyrody, historii i polskiego, ale jako jedyny dotyczy sytuacji dosłownie z zeszytem związanej – i to z ze-szytem szczególnym, dzienniczkiem lektur. Dziecko na początku nie wie, co dokładnie powinno wpisać. Zna tylko instrukcję przedstawioną przez panią („tytuł autora / i parę zdań”57). Ojciec podpowiada więc w dobrej wierze, żeby napisać „książka podobała mi się / dlatego że”, a odpowiedź córki mocno go niepokoi:

napiszę że mi się nie podobała

bo Odrobinka nie wyszła za mąż za syna Ropuchy tylko za księcia Elfów bo ta książka jest głupia bo zwyciężyło w niej dobro a nie zło

Jak zareagować na taką deklarację? Ucieszyć się, że dziecko myśli samodzielnie i nie dostosowuje się do wygodnej szkolnej formułki?

Czy raczej się zmartwić, że zło okazuje się bardziej fascynujące niż dobro? Zaskakujące w kontekście dziecięcej wypowiedzi zwycięstwo zła podkreśla dodatkowo wyeksponowanie go po przerzutni i oddanie mu w posiadanie całego wersu. A może to znak czasów i postępującego rozpadu wartości, skoro nie obowiązuje już moralne przekonanie, że dobro (Elfy) powinno zawsze zwyciężyć zło (Ropuchy)? Czy ojciec ma prawo z góry martwić się przyszłymi wyborami córki, która na miejscu Odrobinki pewnie inaczej „napisałaby” tę matrymonialną baśń? Te refleksje – od uniwersalnego problemu fascynacji złem, przez upadek wartości w kolejnym pokoleniu, aż do kwestionowania gustu dziec-

57 B. Zadura: Wiersze zebrane. T. 1. Wrocław 2005, s. 373. Zob. zestawienie tego utworu z Frontem T. Jastruna (T. Cieślak: „Głos to jest echo innych głosów i patrzenia”.

Sommer i Zadura. W: Idem: Nowa poezja polska wobec poprzedników. Lektura relacyjna.

Łódź 2011, s. 179–184).

ka – jeśli nawet przechodzą przez myśl ojcu z tekstu, nie znajdują rozstrzygnięcia. To córka, w charakterystycznym dla młodego wieku biało -czarnym (czy w tym wypadku raczej czarno -białym, bo z wyraź-nym przewartościowaniem tradycyjnych norm) widzeniu świata, wie, czego chce. I skonfundowany dorosły chyba trochę zazdrości jej braku dylematów, bo sam nie potrafi poradzić sobie w tej, sprowokowanej pracą domową, międzygeneracyjnej debacie etycznej:

moje dziecko

za trzy miesiące kończy dziewięć lat i wie już co chce napisać

a ja nie wiem co mu powiedzieć

Skoro mowa o determinowanym metryką podejściu do „lektur”, to warto przywołać wyrazistą metaforę z tego tomu Lipskiej. „Państwo przestało już być / lekturą obowiązkową mówią”58 – brzmią inicjalne wersy Buntu młodych. Różnica w postrzeganiu związków z ojczyzną przełożona zostaje na język szkolny, na odmienność kanonu tekstów.

Młodzi deklarują: „Zaczytujemy się w tym / w czym chcemy” – i wy-jeżdżają („i rozjeżdżamy się na wszystkie strony”). Także zmianę podej-ścia do przeszłości wyraża terminologia edukacyjna: „Możesz ale nie musisz / wkuwać bankructwa wieków”.

Szkolny tornister w wierszach jest pojemny, bo wszystko zależy od tego, jakie wątki poetyckie się do niego „włoży”. Na podobnej zasadzie pojemny jest zeszyt – znaczy tyle, ile wpisane w niego treści. A te są bardzo zróżnicowane: miłość, nadzieja, poezja (i ta „natchniona”, i ta zaangażowana) oraz historia, dotycząca kraju lub osobista. Zeszyty mają namacalną, przedmiotową formę, ale liczą się dzięki temu, co w środku. Tak jest również w przypadku kolejnego elementu szkolnej wyprawki: książek.