• Nie Znaleziono Wyników

39 I znowu rozmowa przeszła na rzeczy obojętne. Janka wy

sunęła się z pokoju, ja pośpieszyłam za nią i zaraz w przyle- głej bibliotece rzuciłam jej się na szyję. A wtem i mateczka nadeszła, miała łzy w oczach, wyciągnęła do Janki ramiona, mówiąc:

— Córeczko droga, poczciwe masz serce; choćbyś i nie wytrwała długo w swojem postanowieniu, zawsze ci serdecznie dziękuję, żeś nas tak pokochała.

— Mój Boże! jacy wy wszyscy dobrzy jesteście: — od­ rzekła Janka — dziękujecie mi za to, że was kocham, a prze­ cież ja to najhojniej jestem obdarzona waszą miłością.

Mama powróciła do saloniku bawić p. prezesa, my z Janką usiadłyśmy na małej sofce w bibliotece i rozmawiałyśmy gło­ sem przyciszonym.

— Ja tam wcale nie tęsknię za tym pałacem, — mówiła Janka — nie widziałem go nigdy w życiu i nie mam ochoty widzieć; co innego, gdybyśmy tam mogli razem mieszkać, z wami wszędzie mi będzie dobrze, bez was źle wszędzie. To tylko szkoda, że ojciec nie chce, abyśmy pojechali za granicę. Po­ dróżować, ach! podróżować, niema większej przyjemności w świecie. Najpierw na całe lato usadowilibyśmy się w Szwaj- caryi, w ślicznym szalecie nad brzegiem jeziora genewskiego. Nie masz wyobrażenia, co to za urocza miejscowość. Zrana jeździli­ byśmy na osiołkach po okolicy, wieczorem łódką po jeziorze, zbierałybyśmy kwiaty górskie, a kiedyniekiedy odbywalibyśmy wszyscy razem dalsze wycieczki w góry, oglądalibyśmy wspaniałe widoki, lodowce, wieczne śniegi, przepaściste doliny. Potem puści­ libyśmy się parostatkiem i przepłynębyliśmy Ren cały, a nie wiem, czy jest na całym świecie coś piękniejszego nad wybrzeża Renu. Jakie tam wzgórza, lasami i winnicami zarosłe, jakie malowni­ cze zwaliska zamków starożytnych, a jakie wodospady! Wi­

działam to wszystko, ale raz jeszcze obojrzeć te cuda razem z tobą, cóżby to była za rozkosz, nieprawdaż, Kaziu?

— O, prawda! — potwierdziłam z zapałem, urocze te obrazy majaczyły mi przed oczyma i zawracały trochę głowę.

— Wypoczęlibyśmy sobie w Ostendzie, — mówiła dalej •Janka — kąpałybyśmy się w morzu, widok oceanu jest także w swoim rodzaju zachwycający. Sprawia to wrażenie jakiegoś ogromu, jakiejś potęgi niesłychanej; fale ogromne podnoszą się, z łoskotem uderzają o skały nadbrzeżne, rozbijają się, pie­ nią, szumi to, huczy nieustannie, jakby walka jakaś zacięta wrzała pomiędzy wodą i lądem. To znów uciszy się wszystko, jakby potwór wodny zdrzemnął się po nadmiernem znużeniu. Nieraz siedziałam tak godzinami nad morzem i patrzałam, słuchałam, zapominając o świecie całym. Z Ostendy pojecha­ libyśmy do Paryża, oprowadzałabym ciebie wszędzie, pokazu­ jąc muzea, galerye obrazów; po cudach przyrody podziwia­ łybyśmy tam znów najrozmaitsze cuda sztuki. W Luwrze możnaby błądzić bez końca z jednej sali do drugiej, a zawsze odkryłoby się jeszcze coś nowego. Tu starożytność zamierzchła, jakby różdżką czarnoksięzką z grobu wywołana, mumie egip­ skie, sarkofagi, z pod wiekowego pyłu odgrzebane, posągi, na które patrzysz z drżeniem tajemniczej grozy, przypominając sobie, ile to wieków upłynęło, ile pokoleń ludzkich legło w gro­ bie od tej chwili, gdy dłonie jakieś, wówczas pełne sił i życia, z bezkształtnej bryły wydobyły tę postać, ku podziwieniu i uwielbieniu współczesnych. Czasem szczególnego doznaje się wrażenia, zdaje się, że martwy głaz ożyje, a nieme usta posągu przemówią, przynosząc wieści z tych odległych, dawno minionych czasów. A malowidła, obrazy mistrzów włoskich, hiszpańskich, flamandzkich: Rafael. Corregio, Rubens; nie, ja tego wypowie­ dzieć nie potrafię, jaka to rozkosz podróżować i coraz nowe,

41 coraz piękniejsze rzeczy oglądać. Gdybym mogła, jeździłabym ciągłe, z Wenecyi do Rzymu, z Rzymu do Paryża, i tak bez końca, przez całe życie. To marzenie moje. A ty Kaziu?

Ja słuchałam, wpatrzona w nią jak w tęczę, z na wpół rozwartemi ustami, a przed oczyma mojej wyobraźni przesu­ wało się to wszystko, jakby różnobawna panoram a, i niebo­ tyczne szczyty Alp, i huczące fale oceanu, i wybrzeża Renu i za­ czarowane salony Luwru, zapełnione skarbami sztuki. Gdy Janka zwróciła się do mnie z zapytaniem , odrzekłam bez wahania:

— O, i jabym chętnie pojechała z tobą, bardzobym pra­ gnęła na własne oczy zobaczyć te cudne rzeczy. Tylko tego nie pojmuję, jak ty możesz mówić, że jeździłabyś tak ciągle, bez końca, przez całe życie. Mnie się zdaje, że i w Szwajca- ryi, i nad morzem, i w Rzymie, i w Paryżu, zawszebym my­ ślała o naszej kochanej Olszance i chciałabym kiedyś tu po­ wrócić, napatrzywszy się tam wszystkiemu dowoli. Nie wiem zresztą, jakby tam było, gdybym naprawdę kiedy podróżować miała, nigdy dotąd o niczem podobnem nie marzyłam nawet.

— A o czemże ty marzysz, moja Kaziu? Nie wiem, czy to tak każdy, ale ja zawsze lubiłam snuć sobie w wyobraźni, jakby sny na jawie; jeżeli pragnę czegoś, to zaraz w myśli roję o urzeczywistnieniu tych pragnień i tak mi się to czasem żywo przedstawia w duszy.

— O. i ze mną jest zupełnie tak samo; — zawołałam — nieraz wieczorem, nim usnę, te rojenia chodzą mi tak po głowie, jakby co prawdziwego; gdyby tak myśli kto mógł podsłuchać...

— Chciałabym twoje podsłuchać, siostrzyczko, chciałabym wiedzieć, co tam po tej główce chodzi, — mówiła Janka z u- śmiechem — ciekawe to muszą być marzenia, bo że nie dzie­ cinne, to pewna.

— Zadziwiłabyś się może, — odrzekłam — gdybym ci się zwierzyła, o czem najczęściej marzę.

— Zaciekawiasz mnie jeszcze więcej; czy to taka wielka tajemnica? — spytała.

-— Nigdym się jeszcze przed nikim z tem nie wynurzyła, ale tobie, siostrzyczko, powiem: — tu głos zniżyłam i mówi­ łam z uroczystą powagą — moje marzenia są bardzo zuchwałe, ja m arzę.. . o sławie, pragnę się wsławić znakomitym czynem,

wielką zasługą,

— Czernże ty się myślisz wsławić, moja Kaziu? czy masz talent do muzyki, do malarstwa, poezyi?

— E, nie, uczyła mnie mama gry na fortepianie, ale okazało się, że szkoda czasu, bo nie mam wcale zdolności, malarstwa nie próbowałam nawet, a co do poezyj, lubię bar­ dzo je czytać, nie sądzę jednak, żebym potrafiła dwa rymy złożyć.

— Więc o jakiejże sławie marzysz? Czy chcesz przywdziać strój męski, iść na wojnę?...

— Niechże Bóg broni! — mówiłam, śmiejąc się — czyż to tylko artyści i bohaterowie i poeci są sławni i zasłużeni? Ja całkiem co innego mam na myśli; zdaje mi się, że to musi być wielkie szczęście zostać dobroczyńcą ludzkości, jak powiada Jan Kochanowski:

Służmy poczciwej sławie, a jako kto może, Niechaj ku powszechnemu dobru dopomoże.

Ojciec nieraz o tem mówi, że w naszym kraju przyroda posiada skarby nieobliczone, które jednak niewiele korzyści przynoszą ludziom, bo nie umieją ich spożytkować. Szczególnie gospodarstwo kobiece po wsiach ogromnie jest zaniedbane, a jednak z owoców, warzyw, kwiatów, z mleka, drobiu, pszczół,

43