sunęła się z pokoju, ja pośpieszyłam za nią i zaraz w przyle- głej bibliotece rzuciłam jej się na szyję. A wtem i mateczka nadeszła, miała łzy w oczach, wyciągnęła do Janki ramiona, mówiąc:
— Córeczko droga, poczciwe masz serce; choćbyś i nie wytrwała długo w swojem postanowieniu, zawsze ci serdecznie dziękuję, żeś nas tak pokochała.
— Mój Boże! jacy wy wszyscy dobrzy jesteście: — od rzekła Janka — dziękujecie mi za to, że was kocham, a prze cież ja to najhojniej jestem obdarzona waszą miłością.
Mama powróciła do saloniku bawić p. prezesa, my z Janką usiadłyśmy na małej sofce w bibliotece i rozmawiałyśmy gło sem przyciszonym.
— Ja tam wcale nie tęsknię za tym pałacem, — mówiła Janka — nie widziałem go nigdy w życiu i nie mam ochoty widzieć; co innego, gdybyśmy tam mogli razem mieszkać, z wami wszędzie mi będzie dobrze, bez was źle wszędzie. To tylko szkoda, że ojciec nie chce, abyśmy pojechali za granicę. Po dróżować, ach! podróżować, niema większej przyjemności w świecie. Najpierw na całe lato usadowilibyśmy się w Szwaj- caryi, w ślicznym szalecie nad brzegiem jeziora genewskiego. Nie masz wyobrażenia, co to za urocza miejscowość. Zrana jeździli byśmy na osiołkach po okolicy, wieczorem łódką po jeziorze, zbierałybyśmy kwiaty górskie, a kiedyniekiedy odbywalibyśmy wszyscy razem dalsze wycieczki w góry, oglądalibyśmy wspaniałe widoki, lodowce, wieczne śniegi, przepaściste doliny. Potem puści libyśmy się parostatkiem i przepłynębyliśmy Ren cały, a nie wiem, czy jest na całym świecie coś piękniejszego nad wybrzeża Renu. Jakie tam wzgórza, lasami i winnicami zarosłe, jakie malowni cze zwaliska zamków starożytnych, a jakie wodospady! Wi
działam to wszystko, ale raz jeszcze obojrzeć te cuda razem z tobą, cóżby to była za rozkosz, nieprawdaż, Kaziu?
— O, prawda! — potwierdziłam z zapałem, urocze te obrazy majaczyły mi przed oczyma i zawracały trochę głowę.
— Wypoczęlibyśmy sobie w Ostendzie, — mówiła dalej •Janka — kąpałybyśmy się w morzu, widok oceanu jest także w swoim rodzaju zachwycający. Sprawia to wrażenie jakiegoś ogromu, jakiejś potęgi niesłychanej; fale ogromne podnoszą się, z łoskotem uderzają o skały nadbrzeżne, rozbijają się, pie nią, szumi to, huczy nieustannie, jakby walka jakaś zacięta wrzała pomiędzy wodą i lądem. To znów uciszy się wszystko, jakby potwór wodny zdrzemnął się po nadmiernem znużeniu. Nieraz siedziałam tak godzinami nad morzem i patrzałam, słuchałam, zapominając o świecie całym. Z Ostendy pojecha libyśmy do Paryża, oprowadzałabym ciebie wszędzie, pokazu jąc muzea, galerye obrazów; po cudach przyrody podziwia łybyśmy tam znów najrozmaitsze cuda sztuki. W Luwrze możnaby błądzić bez końca z jednej sali do drugiej, a zawsze odkryłoby się jeszcze coś nowego. Tu starożytność zamierzchła, jakby różdżką czarnoksięzką z grobu wywołana, mumie egip skie, sarkofagi, z pod wiekowego pyłu odgrzebane, posągi, na które patrzysz z drżeniem tajemniczej grozy, przypominając sobie, ile to wieków upłynęło, ile pokoleń ludzkich legło w gro bie od tej chwili, gdy dłonie jakieś, wówczas pełne sił i życia, z bezkształtnej bryły wydobyły tę postać, ku podziwieniu i uwielbieniu współczesnych. Czasem szczególnego doznaje się wrażenia, zdaje się, że martwy głaz ożyje, a nieme usta posągu przemówią, przynosząc wieści z tych odległych, dawno minionych czasów. A malowidła, obrazy mistrzów włoskich, hiszpańskich, flamandzkich: Rafael. Corregio, Rubens; nie, ja tego wypowie dzieć nie potrafię, jaka to rozkosz podróżować i coraz nowe,
41 coraz piękniejsze rzeczy oglądać. Gdybym mogła, jeździłabym ciągłe, z Wenecyi do Rzymu, z Rzymu do Paryża, i tak bez końca, przez całe życie. To marzenie moje. A ty Kaziu?
Ja słuchałam, wpatrzona w nią jak w tęczę, z na wpół rozwartemi ustami, a przed oczyma mojej wyobraźni przesu wało się to wszystko, jakby różnobawna panoram a, i niebo tyczne szczyty Alp, i huczące fale oceanu, i wybrzeża Renu i za czarowane salony Luwru, zapełnione skarbami sztuki. Gdy Janka zwróciła się do mnie z zapytaniem , odrzekłam bez wahania:
— O, i jabym chętnie pojechała z tobą, bardzobym pra gnęła na własne oczy zobaczyć te cudne rzeczy. Tylko tego nie pojmuję, jak ty możesz mówić, że jeździłabyś tak ciągle, bez końca, przez całe życie. Mnie się zdaje, że i w Szwajca- ryi, i nad morzem, i w Rzymie, i w Paryżu, zawszebym my ślała o naszej kochanej Olszance i chciałabym kiedyś tu po wrócić, napatrzywszy się tam wszystkiemu dowoli. Nie wiem zresztą, jakby tam było, gdybym naprawdę kiedy podróżować miała, nigdy dotąd o niczem podobnem nie marzyłam nawet.
— A o czemże ty marzysz, moja Kaziu? Nie wiem, czy to tak każdy, ale ja zawsze lubiłam snuć sobie w wyobraźni, jakby sny na jawie; jeżeli pragnę czegoś, to zaraz w myśli roję o urzeczywistnieniu tych pragnień i tak mi się to czasem żywo przedstawia w duszy.
— O. i ze mną jest zupełnie tak samo; — zawołałam — nieraz wieczorem, nim usnę, te rojenia chodzą mi tak po głowie, jakby co prawdziwego; gdyby tak myśli kto mógł podsłuchać...
— Chciałabym twoje podsłuchać, siostrzyczko, chciałabym wiedzieć, co tam po tej główce chodzi, — mówiła Janka z u- śmiechem — ciekawe to muszą być marzenia, bo że nie dzie cinne, to pewna.
— Zadziwiłabyś się może, — odrzekłam — gdybym ci się zwierzyła, o czem najczęściej marzę.
— Zaciekawiasz mnie jeszcze więcej; czy to taka wielka tajemnica? — spytała.
-— Nigdym się jeszcze przed nikim z tem nie wynurzyła, ale tobie, siostrzyczko, powiem: — tu głos zniżyłam i mówi łam z uroczystą powagą — moje marzenia są bardzo zuchwałe, ja m arzę.. . o sławie, pragnę się wsławić znakomitym czynem,
wielką zasługą,
— Czernże ty się myślisz wsławić, moja Kaziu? czy masz talent do muzyki, do malarstwa, poezyi?
— E, nie, uczyła mnie mama gry na fortepianie, ale okazało się, że szkoda czasu, bo nie mam wcale zdolności, malarstwa nie próbowałam nawet, a co do poezyj, lubię bar dzo je czytać, nie sądzę jednak, żebym potrafiła dwa rymy złożyć.
— Więc o jakiejże sławie marzysz? Czy chcesz przywdziać strój męski, iść na wojnę?...
— Niechże Bóg broni! — mówiłam, śmiejąc się — czyż to tylko artyści i bohaterowie i poeci są sławni i zasłużeni? Ja całkiem co innego mam na myśli; zdaje mi się, że to musi być wielkie szczęście zostać dobroczyńcą ludzkości, jak powiada Jan Kochanowski:
Służmy poczciwej sławie, a jako kto może, Niechaj ku powszechnemu dobru dopomoże.
Ojciec nieraz o tem mówi, że w naszym kraju przyroda posiada skarby nieobliczone, które jednak niewiele korzyści przynoszą ludziom, bo nie umieją ich spożytkować. Szczególnie gospodarstwo kobiece po wsiach ogromnie jest zaniedbane, a jednak z owoców, warzyw, kwiatów, z mleka, drobiu, pszczół,
43