• Nie Znaleziono Wyników

Naturalnie – kto? – nie wiem – ś w i a d c z ę t y l k o o   p r a w d z i e, której dla zewnętrznych drobnostek jak nerwowa kobieta nie opuszczam.

C y p r i a n K a m i l N o r w i d. 1850128.

Józef Ujejski Postscriptum wydawcy

Przypadek (odnalezienie przytoczonego powyżej artykułu Norwida właśnie teraz) sprawia, że w dyskusji toczącej się w „Wiadomościach Literackich” na temat „niezrozu-mialstwa” mógł zabrać głos jeden z tych wielkich

„nie-126 Solucja – daw. rozwikłanie, rozwiązanie jakiejś sprawy, zagad-nienia.

127 Mikołaj Kopernik (1473–1543) – polski astronom, twórca teorii heliocentrycznej.

128 Na pieczątce pocztowej: 13 listopada [przyp. wyd.].

zrozumialców” zmarłych, o których p. Irzykowski pisze, że „wytworzyli atmosferę tolerancji dla wszystkich zaro-zumiałych niezrozumialców”129 – późniejszych.

Czy zdoła przekonać szanownego autora Dziesiątej muzy130? Powątpiewam. Pewne niezrozumiałości, które sama ta apologia „mgieł i ciemności” zawiera, może go nawet bardziej jeszcze w awersji do nich umocnią.

Co do mnie, chciałbym jednak Norwida (przynajmniej jego) przed jednym możliwym zarzutem bronić.

„Każdy autor ma prawo do pewnego procentu nie-jasności, lecz usiłuje go chytrze powiększyć”  – mówi p. Irzykowski. Otóż nie wiem, czy drugą połową tego zdania obejmuje także Norwida, przypuszczam nawet, że miał na myśli: „lecz d z i s i e j s z y (z prądem obec-nym idący) autor usiłuje go chytrze powiększyć” – bo wszakże powszechność takiego zdania byłaby bezzasadna zbyt widocznie. Ale na wypadek, że i Norwida również p. Irzykowski, czy ktokolwiek inny zresztą, o „chytrość”

takową posądza, czyli, inaczej mówiąc, manierę jakąś, wręcz s z t u c z n ą p o z ę niejasności, byłby mu skłonny przypisywać – na ten wypadek chciałbym wyrazić moje najgłębsze przekonanie, że się myli i krzywdzi niewinne-go. Uogólniając zaś taki zarzut na wszystkich „niezrozu-mialców”, krzywdzi się zapewne także wielu innych, znaj-dujących się w podobnym do Norwidowego położeniu.

W położeniu mianowicie rzeczywistej, n i e u d a n e j n i e m o ż n o ś c i   w y p o w i a d a n i a   s i ę i n a c z e j.

129 Cytat z artykułu Irzykowskiego Niezrozumialstwo (zob. Teksty źródłowe, s.  98), w  którym autor powołuje się na autorytety

„niezrozumialstwa”, do których zalicza Norwida.

130 Tytuł opublikowanej w roku 1924 książki Irzykowskiego o fil-mie. Książka ukazała się w tym samym roku, w którym toczyła się na łamach „Wiadomości Literackich” dyskusja o „niezrozu-mialstwie”.

Co się tyczy Norwida – proszę przecież zważyć, że jego

„niezrozumialstwo” było źródłem niezmiernie bolesnej tragedii całego jego życia. „Po co mię próżno, srogi Apollo trapisz, który wieszczego ducha dawszy, nie dałeś wagi w słowiech; ale me wszytki proroctwa na wiatr idą, nie mając u ludzi więcej wiary nad baśni próżne i sny zniko-me!”131. Oto ciągły – wyrzucany z siebie lub tłumiony, ale ciągły – krzyk duszy Norwida, doprowadzonej przez ludz-kie wzruszanie ramionami na jego „ciemną” twórczość do stanu desperackiego zupełnie rozdrażnienia.

Czyżby duma tylko uporczywa nakazywała mu drę-czyć się raczej całe życie, niż na piędź odstąpić od raz przyjętej maniery – pozy? Dla kogóż ją zresztą przybrał?

Dzisiejszy rozmyślny („chytry”) niezrozumialec może za-wsze liczyć na snobizm, pozujący na to, że go rozumie (a przynajmniej „odczuwa”) i podziwia; ale Norwid bar-dzo rychło się przekonał, że nie może liczyć na nikogo (ze współczesnych) absolutnie.

Nie! Na pewno, gdyby był umiał pisać „jasno”, byłby pisał „jasno”!132

Że broni swej niejasności jako rzeczy dobrej? Że pró-buje nawet w ogłoszonym tutaj po raz pierwszy

artyku-131 Prozą przytoczone słowa Kassandry z dramatu Odprawa posłów greckich największego poety polskiego renesansu – Jana Kocha-nowskiego (1530–1584):

Po co mię próżno, srogi Apollo, trapisz, Który, wieszczego ducha dawszy, nie dałeś Wagi w słowiech; ale me wszytki proroctwa Na wiatr idą, nie mając u ludzi więcej

Wiary nad baśni próżne i sny znikome? (w. 508–512).

132 Jak to? A „Iuvenilia”? – Otóż 1) i „Iuvenilia” nie są tak wszę-dzie jasne, jak się to może na pozór wydaje; 2) takich niezrozu-mialców, którzy by nigdy nic zrozumiałego nie napisali, chyba w ogóle nie ma; tak jak nie ma może zrozumialca, który by ni-gdy czegoś niezrozumiałego nie napisał. Idzie tu przecież o dys-pozycje dominujące [przyp. – U.J.].

le tworzyć coś jakby teorię jej charakteru, nieledwie że mesjanicznego? Tak, i wierzę nawet, że nie sama tylko miłość własna (która tak często kieruje obroną oczywi-stych zupełnie błędów człowieka), że nie ona sama tylko dyktowała Norwidowi obronę ciemności słowa. Dykto-wała ją także głęboka i szczera wiara w własną prawdę wewnętrzną i zarazem w prawdy, które w ciemnościach jego mowy miały świecić społeczeństwu. Właśnie fakt, że ta prawda i te prawdy nie chciały, nie mogły jakoś, mimo jego wielkiego talentu i wysiłków, uzewnętrzniać się i wyrażać inaczej, niż się ostatecznie wyraziły – właśnie ten fakt rodził złudzenie, że owe ciemności są nieodłącz-nym otoczem prawdy na tym, w upadku grzechowym pogrążonym, świecie, że ona właśnie w ciemnościach tyl-ko może tu świecić, a świecić przecież, bo „ciemności jej nie ogarną”133.

Mam jednak często wrażenie, że to złudzenie nie cał-kowicie chroniło Norwida przed poczuciem, iż taka nie-możność przystępnego, tj. po prostu p e ł n e g o  (w przy-bliżeniu) wyrażania swych myśli, jest jego talentowi właściwym – defektem. Jego rozpaczliwa drażliwość na każdą aluzję w tym kierunku wyglądała często na tę zwy-kłą naszą s z c z e g ó l n ą drażliwość na przytyki do tych naszych ułomności, które sami odczuwamy s z c z e g ó l -n i e boleś-nie.

O tym zaś, że tutaj i w każdym wypadku analogicz-nym mamy do czynienia z wyraźanalogicz-nym defektem, z błędem organicznym talentu (nie zaś z pewnym znamieniem cha-rakterystycznym tylko i koniec) – czyż naprawdę może kto wątpić?

To inna rzecz, że talent skażony takim defektem może być mimo to wspaniały, że jasność, która się przedziera

133 Aluzja do słów: „światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła” (J 1, 4–5).

przez ciemności, może olśniewać czasem tak, że zwykłe pospolite jasności mogą się przy niej naprawdę „ciem-nościami zewnętrznymi” wydawać. Ale przecież znowu m i m o   to, nie d l a t e g o. Ciemności pozostają zawsze ciemnościami i  niech mi nikt nie mówi, że błądzenie wśród nich omackiem [!] jest przyjemnością.

Owszem – w zupełnej zgodzie tutaj z p. Irzykowskim – rozumiem doskonale przyjemność intelektualną bardzo mozolnego nawet pokonywania trudności tekstu literac-kiego, jeżeli jest w ogóle możliwość pokonania i jeżeli się na końcu pokazuje, że się trud opłacił. U Norwida bywa tak niewątpliwie bardzo często, i to z pewnością jedna z tajemnic jego dzisiejszego powodzenia. Ale z równą pewnością też można powiedzieć, że nie ma człowieka, który by z ręką na sercu mógł twierdzić, iż rozumie Nor-wida zawsze, a przeczyć, że wobec całego szeregu ustępów jego pism musiał skapitulować mimo najrzetelniejszych wysiłków i dobrego intelektualnego trainingu.

Nieraz przy tym bywa tak, że ustęp jakiś, czy cały utwór nawet, długo nierozumiany, zaczyna się wreszcie rozumieć przy pomocy dokumentów opublikowanych w wiele lat po śmierci poety. Bogu dzięki! Ale też wów-czas właśnie pokazuje się niekiedy oczywiściej jeszcze niż wprzód, że bez tych dokumentów utwór ten czy ustęp ro-zumiany być nie mógł. Ja rozumiem dziś nieźle np. Zwolo­

na134, ale chciałbym widzieć takiego, co mi go wytłumaczy w całości i w szczegółach, nie znając tego materiału

histo-134 Zwolon – dramat Norwida z 1851 roku, który uznawany był za bezsensowny i mętny. Julian Klaczko skwitował go złośliwym konceptem: „Promethidiony, Zwolony i inne androny” (idem, List XXVI, „Goniec Polski”, 12 XI 1851). Ujejski na temat tego dramatu będzie wygłaszał wykłady w roku 1851, tłumacząc między innymi niejasną kompozycję utworu jako celową (zob.

J. Ujejski, Wielcy poeci polscy w 1848 r. Mickiewicz, Słowacki, Krasiński, Norwid (skrypt), Warszawa 1925). Na temat trudnej

rycznoliterackiego, który umożliwił zrozumienie mnie.

Cóż się dziwić zatem, że się niecierpliwiły i zniechęcały (nie mogąc mieć takiej pomocy) współczesne Norwidowi intelekty, najtęższe nawet – jak owi A.C. i Z.K. (August Cieszkowski i Zygmunt Krasiński), do których się zwraca w przytoczonym wyżej liście-artykule. Nie rozumieli i nie mogli rozumieć.

Żeby zaś można podziwiać i tzw. „rozkosz” estetycz-ną odczuwać, nie rozumiejąc (w takim czy innym sensie tego słowa: rozumieć) czegoś, co właśnie ku rozumieniu – a przynajmniej t a k ż e i ku rozumieniu (skoro treść jakąś pojęciową zawiera) zostało napisane, tego też albo wcale zrozumieć nie można, albo… można, ale z odpowiednim

„znaczącym” uśmiechem.

I ci wszyscy, którzy dziś s z c z e r z e podziwiają i lu-bią czytać Norwida, na pewno to tylko podziwiają i lui lu-bią w jego twórczości, co rozumieją.

Na szczęście można tam już obecnie rozumieć bardzo dużo, i cześć niech będzie Z. Przesmyckiemu135, że „świa-tłość w ciemnościach świeci, a ciemności jej nie ogarnęły”.

warstwy znaczeń dramatu zob. M. Grzędzielska, Symbolika Zwolona, „Pamiętnik Literacki” 1968 nr 4, s. 81–96.

135 Zenon Przesmycki, pseud. Miriam (1861–1944) – polski poeta, tłumacz, krytyk literacki, odkrywca, wydawca i popularyzator twórczości Norwida.