• Nie Znaleziono Wyników

Znowu wstęp? Ktoś powiedział, że wszystko, co piszę, są to tylko wstępy. Jest w tym trochę słuszności – ale pocze-kajmy: może przyjdzie i „rzecz właściwa”.

Proszę zrozumieć psychologię człowieka, który, mając coś do powiedzenia, milczał przez czas dłuższy, słuchając jak inni, mówiąc o sztuce (i o nim też), błądzą po bezna-dziejnych manowcach, stwarzają mylne pseudo-syste-my, lub po prostu bredzą, zastępując krytykę artystyczną rozważaniem treści lub wyładowując w niedoskonałych pojęciach ten wir odczuć i przeczuć, który stwarzałby w ich życiowych wymiarach działające na nich dzieła sztuki. Problemy naprowadzają się, przeplatają się wza-jemnie i trudno zaprowadzić ład w ich ujęciu, tym bar-dziej nie pisząc „dzieła”, tylko oderwane skrawki. A zresz-tą najistotniejsze czasem rzeczy mówi się we wstępach, a rozbabruje się to dopiero w grubych tomach. Czasem zamierzenia nie dają się wykonać z powodu niemożno-ści opanowania całoniemożno-ści materiału, przechodzącego miarę jednego umysłu, szczególniej w naszej epoce rozrostu wszystkich dziedzin – stają się tylko dopingiem dla in-nych, będących na tej samej linii. Na jednej linii ze mną nie ma na razie nikogo, ale mam jeszcze nadzieję, że kie-dyś coś się takiego wytworzy. Czy nie będzie za późno?

Czy ten koniec sztuki, który przewiduję nie na mocy

lekkomyślnych przeczuć, tylko na podstawie wniknięcia w całokształt artystycznych zjawisk w związku z kierun-kiem nieodwracalnych przemian społecznych, nie nastąpi tak szybko, że nawet na żywą, mającą w teraźniejszości teorię, nie będzie już miejsca w ogólnym „krachu” i czy estetyka, w początku swego istnienia, nie stanie się nauką o martwej sferze niedościgłej przeszłości? Nikt w to nie wierzy i większość śmieje się wprost z tych „chiliastycz-nych” (o ile mi się zdaje, tak się to nazywa, ale nie jestem pewien) poglądów, opierając się na niczym nieudowod-nionym dogmacie, że sztuka jest wieczna. Są widać różne stopnie tej „wieczności”, podobnie jak różne stopnie nie-skończoności w matematyce. W stosunku do „względnej wieczności” istnienia naszej planety – zbyt wielkie okre-sy czasu przyjmujemy za praktycznie nieskończone, aby móc żyć na pewnym poziomie – jeśli wolno użyć nieściśle pojęcia z Teorii Mnogości – daleko większą „liczność” niż wieczność sztuki.

Pisałem kiedyś dawno, że chodzi o stworzenie takiej atmosfery, aby koniec sztuki był w swych objawach naj-istotniejszy i żeby zjawiska te były należycie steoretyzowa-ne, co pomoże dalej do polepszenia tej właśnie atmosfery.

Obserwując ostatnio objawy w różnych dziełach sztu-ki powojennej, twierdzę i dziś, że niczego lepszego nie można wymagać. Ale i to jest widać, szczególniej u nas, zbyt wiele. Zjawiska społeczne przerabiają sztukę, która w swych ostatnich podrygach na tle wyczerpania wszel-kich środków działania i stępienia wrażliwości potomków dawnych odbiorców staje się tylko ostatnim narkotykiem ginących klas – bo nowi ludzie zdają się sztuki nie po-trzebować wcale. Mam wrażenie, że chęć przeflancowa-nia tego rozkładającego się nowotwora w innej postaci na przychodzące do głosu, obejmujące twórczość życia, warstwy, jakkolwiek szlachetne może być to dążenie, jest

złudą optymistów par force162, nie mogących się pogodzić z tym, że czymś trzeba zapłacić za ogólne szczęście – sztu-ka, jako wytwór par excellence163 indywidualny, zniknąć musi. Wmawianie nadchodzącym, raczej tworzącym się nowym uwarstwowieniom, że m u s z ą stworzyć kulturę podobną w istocie do tej, która zapada teraz w mrok de-generacji i obłędu, wyrasta na podstawie braku odwagi spojrzenia prawdzie przyszłości w oczy.

Nie było krytyki i estetyki i było dobrze – była sztuka, której pełnymi, harmonijnymi, zdrowymi formami na-sycała się nieświadomie, wzbogacała swoje wewnętrzne życie ludzkość, raczej część jej, na tle potwornych niepra-wości i zbrodni, popełnianych na jej drugiej części, też za ludzkość praktycznie, a dawniej nawet teoretycznie nie-uznawanej. W naszych oczach przewala się świat na dru-gą stronę. Jako uboczny produkt powstaje w związku ze zróżniczkowaniem aparatu pojęciowego i postępu psycho-logii nowa świadomość wszystkiego, a jednocześnie formy sztuki degenerują się, wkraczając w sferę perwersji, to jest osiągania przeżyć metafizycznych na tle formalnym przez tworzenie i pojmowanie konstrukcji, opartym na dyshar-moniach jakościowych, sprzecznych napięciach kierunko-wych i dynamicznych, na nierównowadze i koniecznej dla tych celów formalnych deformacji świata zewnętrznego i procesów psychicznych. Dlatego sztuka oddala się od przeciętnej powszechności, staje się coraz bardziej ero-tyczna164, mimo programowych wysiłków w kierunku jej

162 Par force (fr.) – siłą, przemocą.

163 Par excellence (fr.) – w całym tego słowa znaczeniu, w najwyż-szym stopniu.

164 Por. sprostowanie Witkiewicza w ostatnim zdaniu jego artykułu O wstrętnym pojęciu „niezrozumialstwa” (zob. Teksty źródłowe, s. 195): sztuka staje się nie erotyczna, ale ezoteryczna.

uspołecznienia, przystosowania do nowych warunków.

Ta sprzeczność jest też powodem głębokich konfliktów u poszczególnych twórców i całych grup, i u ideologów, nie uświadamiających sobie symptomatycznego znaczenia zjawisk w sferze sztuki, zwiastujących prędki koniec i my-ślących, że sprzeczności nie do wyrównania dadzą się po-godzić z ich niemożliwymi do urzeczywistnienia ideami.

Nie zawsze pozornie wielkie i szlachetne koncepcje mogą znaleźć punkt zaczepienia w urągającej wszelkim „wyśnio-nym rajom” rzeczywistości. Lepsza jest okrutna prawda niż przyjemne złudzenia. Indywiduum, mimo pewnych pozorów, przestało tworzyć życie. „Cezaryczne” postacie naszych czasów, mimo dowodzeń Spenglera165, są zupełnie innym gatunkiem ludzi niż takież typy z czasów upadku Rzymu, są emanacjami społeczeństwa, jego sługami i wła-dzę trzymają w rękach jedynie w imię społecznych idei, których są mścicielami. Dzisiejsi władcy pieniądza, kró-lowie giełdy są zdegenerowanymi potomkami dawnych władców prawdziwych, ale i oni nie oprą się wzrastającej przyczepności i organizacji społecznej. Ten kryzys indy-widuum objawia się właśnie bezpośrednio w sztuce. A jeśli ta sztuka i jej teoria nie zginęły jeszcze całkowicie, niechże będą najdoskonalszymi w ostatnich swych chwilach.

Czytając krytyki dzisiejsze (z uporem godnym lepszej sprawy niż malarstwo, podkreślę ostatni raz przed walką wyjątkowość, jedyność nawet, p. Stefanii Zahorskiej166)

165 Według filozofa katastrofisty Oswalda Spenglera (1880–1936), autora Der Untergang des Abendlandes. Umrisse einer Morpho­

logie der Weltgeschichte, t. 1, Wiedeń 1918, t. 2, Monachium 1922, dzieje powszechne stanowią panoramę ośmiu kultur, będących wyrazem trzech rodzajów dusz: magicznej, apollińskiej (kultura grecko-rzymska), faustycznej (kultura zachodnioeuropejska).

166 Por. artykuł Witkacego Et tu Zahorska Stefania contra me? (Daw­

ny porachunek), „Zet” 1935, nr 4, s. 6 (pisany, jak wskazuje adno-tacja odautorska umieszczona pod tekstem, w latach 1925–1928).

malarskie, rzeźbiarskie, poetyckie i teatralne167, może na-prawdę dojść łatwowierny przedstawiciel publiczności do wniosku, że, wobec takiej większości za realistycznym poglądem, wszystko inne jest blagą, wymysłem chorego mózgu i że przeprowadzenie linii demarkacyjnej między usługiwaniem do stołu i szyciem butów a twórczością ar-tystyczną, jest z powodu płynności granic niemożliwym.

Niedawno zaczął umysł ludzki n a p r a w d ę porać się z tym zagadnieniem, bo nie miał odpowiednich środków kiedy je zdobyć, nie mogą wyrzekać się ich właśnie ci, któ-rzy „poświęcili się” temu trudnemu zadaniu. Narodzona w czasach zupełnego upadku sztuki – nie rozwydrzenia form, tylko ich zaniku – estetyka zrobiła, co mogła, aby genetycznymi rozważaniami zagmatwać beznadziejnie problemat różnicy sztuki od wszystkiego innego. Jakkol-wiek między żółtym a zielonym kolorem jest cała ciągła gama przejść złożona z barw żółto-zielonych, tym nie-mniej dwa te kolory są j a k o ś c i o w o   różne. Nikt nie zwrócił uwagi na mój system szeregów ciągłych168, która to teoria daje według mnie na razie rozwiązanie tej pozor-nie beznadziejnej sprawy. Do kwestii jedynych rozwiązań i postępu w estetyce powrócę w osobnym artykule.

Stefania Zahorska (1884–1961) – historyk literatury, krytyk. W la-tach 1924–1925 prowadziła dział Sztuki plastyczne w „Przeglądzie Warszawskim”, od 1926 roku współpracowała z „Wiadomościami Literackimi”. Wypowiedzi Zahorskiej na temat poglądów este-tycznych Witkacego stanowiły w dwudziestoleciu międzywojen-nym ważną pozycję w ocenie pisarza jako teoretyka sztuki.

167 Wyłączam muzykę, zamkniętą z  powodu właściwości: n i e -o k r e ś l -o n y c h uczuć, jak-o materiału nieist-otneg-o dla tw-o- two-rzenia konstrukcji dźwiękowych, w  istotnym systemie pojęć, z powodu niemożności rozprawiania o tych uczuciach [przyp. – S.I.W.].

168 Patrz, jeśli chcesz, Szkice estetyczne, Krakowska Spółka Wydaw-nicza – można dostać u Hoesicka, jak również i Teatr [przyp. – S.I.W.].

Brak nastawienia artystycznego w stosunku do dzieł sztuki, wskutek czego wrażenia artystyczne, nawet o ile są, giną w chaosie pochodnych od nich uczuć życiowych i myśli, od którego żadne dzieło sztuki wolne nie jest, jest podstawą do pominięcia elementów czysto-artystycznych w pojęciowym ujmowaniu zjawisk sztuki i na odwrót, to ostatnie wyklucza możność nauczenia czegokolwiek pu-bliczności na ten temat. Błędne koło.

Ale czymże różni się to, co nazywamy sztuką, od wszelkiego innego, jak nie formą, Czystą Formą169, tj. kon-strukcją działającą jako taką, bez względu na wszelkie życiowe związki? Proszę ukazać ten nowy, nieznany ele-ment, a upadniemy wszyscy na brzuchy. Według mnie pod wpływem skondensowanego poczucia jedności oso-bowości (tej zanikającej w rozwoju społecznym) z mate-riału wszystkich swoich uczuć, świadomych i podświa-domych, myśli i wyobrażeń, tworzy artysta konstrukcje formalne, będące symbolami bezpośrednimi tej jedności, którą zresztą wszystko inne, tylko w innym stopniu, nie w tej czystości i abstrakcyjności posiada – w sztuce jest ona jedynym celem. Konstrukcja taka działa na odwrót na widza czy słuchacza, wywołując w nim to spotęgowanie jego jedności osobowości, w następstwie czego widzi on inaczej siebie i świat, doznaje poczucia Tajemnicy Meta-fizycznej Istnienia. Można to osiągnąć i na innej drodze, ale to, co w sferze sztuk zjawisko to wywołuje, jest właśnie Czysta Forma – tym różni się ona od dziwnego snu, nie-zwykłych wypadków, pięknych widoków i diabli wiedzą czego jeszcze. Krytyka mówi o materiale do twórczości formalnej i stąd to pochodzi szkodliwe pojęcie „niezro-zumialstwa”, które puszczone nieopatrznie w obieg stało

169 Por. napisany w 1925 roku (adnotacja odautorska pod tekstem) artykuł Witkiewicza O „Czystej Formie”, „Zet” 1932, nr 7, 9, 10, 11, 12.

się pancerzem dla nieuctwa, lenistwa i braku artystycznej wrażliwości.

Jakkolwiek niedługo może będzie sztuka martwą dziedziną przeszłości, zbiorowiskiem już utworzonych przedmiotów aktualnych potencjonalnych zjawisk, jed-nak dziś jeszcze, o ile się ma o tym mówić, trzeba dążyć do Prawdy, a nie zadawalać się łatwymi, popularnymi, sfałszowanymi przez brak pojęciowego aparatu pogląda-mi, przy pomocy których dąży się do przedwczesnego ukatrupienia jedynego Piękna ginącego świata. Rozważa-jąc z istotnego punktu widzenia problem sztuki dzisiejszej, rewelacyjnej dla teorii, z powodu wyraźnego rozdźwięku między jej nieistotną treścią a rzeczywistością, wytłacza-my poza obecną chwilą170 – jesteśmy w stanie zrozumieć całą sztukę dawną w prawdziwym oświetleniu, zrozumieć istotę sztuki w ogóle. Tego życzę z całego serca krytykom, inaczej będą mieli na swych sumieniach zbrodnię nie do darowania. Tu dopiero mógłbym zacząć mówić o proble-mie niezrozumialstwa. Uczynię to w następnym artykule.

170 Zapewne pomyłka w druku, powinno być raczej: „wykraczamy poza obecną chwilę”.