• Nie Znaleziono Wyników

Zrozumialstwo

Co piękne, nie jest to, – mówił Maurycy, – Co się podoba dziś, lub podobało, Lecz co się winno podobać…

(Promethidion Cypr iana Nor wida)41. Zapewne nietrudno znaleźć w literaturze niemal każdej epoki myśl, którą wyraża Norwid w strofach wyżej przy-pomnianych. A jednak zawsze, gdy poczynają się ścierać idee dwóch twórczych pokoleń, powstaje spór o rzecz – zdawałoby się – dawno przesądzoną.

W tej czy innej formie odpowiada pokolenie, które ma jeszcze wiele do powiedzenia, swojej starszej siostrzycy, która mniej więcej już się wypowiedziała: „bo piękne nie jest to, co się podoba dziś, lub podobało; lecz co się winno podobać”42.

41 Promethidion – traktat filozoficzny Cypriana Kamila Norwida opublikowany w 1851 roku.

42 Nawiązanie do słów Norwida z  jego traktatu Promethidion:

„– Co p i ę k n e, nie jest to – mówił Maurycy – / Co s i ę p o -d o b a -dziś lub po-dobało, / Lecz co się winno po-dobać; jak niemniej / I to, co d o b r e, nie jest, z czym przyjemniej, / Lecz co ulepsza…” (C.K. Norwid, Promethidion, w: idem, Pisma wy­

brane, wybrał i oprac. J.W. Gomulicki, t. 2: Poematy, Warszawa 1968, s. 212).

Odpowiedź taka nie przekonywa tych, którzy już się wypowiedzieli, a którzy twórczych poszukiwań drugich odczuć nie umieją, bo skłonni są do upodobań na dziś lub wczoraj. I zdaje się, że tu na ogół dyskusja jest nieowocna.

Gdy zaś odpowiemy Karolowi Irzykowskiemu na jego artykuł, ogłoszony w nr. 38 „Wiadomości Literackich”

pt. Niezrozumialstwo, odpowiednikiem słów Norwido-wych43, usłyszy Irzykowski zdanie: „nie to zrozumiałe, co kto rozumie, – lecz to, co powinien rozumieć”.

Sądzę, że dziś już łatwiej znaleźć probierz twórczych wartości, których zrozumienie obowiązuje jeśli nie prze-ciętnego czytelnika, to krytyka w każdym razie, niż przed wiekami, kiedy to twórcza rozmaitość nie była jeszcze ujęta dość wyraźnie w pomocnicze ramy krytyki czy historii. Tu więc zawsze nasuwa się pytanie: „zrozumiane przez kogo?”.

W każdym razie pozostaje kwestia otwarta, czy wina niezrozumienia leży po stronie utworu, czy po stronie czytelnika, widza, słuchacza.

Nie jest więc pozbawione słuszności to, że ośmielę się zakwestionować właściwość tytułowego określenia Irzy-kowskiego „niezrozumialstwo”, bo określenie to obcią-ża wyłącznie autorów; słuszniejsze wydaje mi się, jeżeli określenie „niezrozumialstwo” postawimy na równi obok określenia „niezrozumienie”.

W ten sposób przygważdżamy dysputę i nadajemy jej ramy, poza które wychodzić nie powinna w celu uniknię-cia właśnie niezrozumienia lub „niezrozumialstwa” już nie w stosunku do utworów, ale do sporu samego.

Tu postawmy Irzykowskiemu pytanie – może nie dość istotne, ale przecież ważne ze względu na jego właśnie argumentację: jak wyobraża sobie autor Niezrozumial­

stwa procedurę pisarską poety pod względem obowiązku zrozumiałości?

43 Słów z Promethidiona, przywołanych w motcie do artykułu.

Gdyby poeta miał obowiązek pilnowania swego pióra, aby ono nie wyszło poza obręb zrozumienia Irzykowskie-go, to by może jeszcze jakoś uporał się z tym bądź co bądź krępującym obowiązkiem (z tym jednak zastrzeżeniem, że myśl i czucie autora nastawione są na ten sam stopień procedury wewnętrznej, co krytyka). Jednakże, gdyby au-tor posłuchał rad Irzykowskiego, stałby ustawicznie pod grozą, że zawsze może się znaleźć jeszcze ktoś, kto utworu jego nie zrozumie.

Wynika z  tego, że zarzut niezrozumienia utworów a „niezrozumialstwa” autorów nigdy słuszny być nie może;

dalej wynika z tego, że wartości dzieł sztuki nie mogą być pod żadnym pozorem mierzone lub odważane takimi po-jęciami, jak zrozumiałość lub niezrozumiałość; te pojęcia bowiem nie imają się twórczości, posiadając co najwyżej uboczne, praktyczne znaczenie.

Tu oto tkwi zasadnicza pomyłka rozważań Irzykow-skiego.

Jakże jednak wygląda jego stosunek do utworów lite-ratury?

Cztery wielkie imiona twórcze zdają się być Irzykow-skiemu onymi złymi siłami, które uświęciły w literaturze

„niezrozumialstwo”: Norwid, Wyspiański, Miciński, Brzo-zowski – (przepraszam: a czy Słowacki44, czy Berent45 – nie

44 Juliusz Słowacki (1809–1849) – jeden z najwybitniejszych twór-ców polskiego romantyzmu.

45 Wacław Berent (1873–1940) – powieściopisarz, eseista, tłumacz, autor między innymi powieści Próchno (na temat tej powieści pisze Irzykowski, zestawiając ją z powieścią Stanisława Anto-niego Muellera pt. Henryk Flis w tekście Jeszcze jeden Hamlet, w: idem, Czyn i słowo… (1913), s. 283–293; przedruk w: idem, Czyn i  słowo oraz Fryderyk Hebbel jako poeta konieczności.

Lemiesz i  szpada przed sądem publicznym. Prolegomena do charakterologii, wstęp A. Lam, oprac. Z. Górzyna, Kraków 1980, s. 512–522).

są tu zapomniani przypadkiem?) – „twórcy mgieł i ciem-ności” – jak pisze autor artykułu. (Tak, tak! czasem jasność jest tak wielka, że oślepia; czasem jasność i ciemność – to jedno!)

Jeżeli słuszna jest skarga Irzykowskiego, że młodej poezji polskiej „przyszły w pomoc cztery walne autory-tety”, to przedstawiciele tej dzisiejszej poezji mogą być spokojni i z zarzutu szczycić się raczej, zwłaszcza że mogą tych „autorytetów” wyliczyć znacznie więcej, bo niemal wszystkich twórców, których geniusz poważnie zaważył na szali zwycięstwa.

Czyż potrzeba jeszcze przypominać stanowisko kry-tyki ówczesnej, zajęte wobec największych twórców ery romantycznej?

Pominąwszy tę całą literaturę krytyczną owej doby, która chyba nie poetów, ale właśnie krytyków tak hanieb-nie kompromituje, wskażę na jeden z poważnych wówczas głosów, bo jedynego wtedy w Polsce i skądinąd cennego pisma literackiego. Otóż czytamy w „Tygodniku Literac-kim” (Poznań, 1840, t. III, str. 104): „W ogólności atoli nie można odmówić p. Słowackiemu zdatności na pisarza tragedyj…”. „Rzekłbym, że zbywa autorowi raczej na tech-nicznej zręczności odlewania dzieł tragicznych, aniżeli na zdolnościach” (Libelt)46. Str. 136: „P. Juliusza Słowackiego

46 Cytaty pochodzą z ostatniego akapitu artykułu Karola Libelta (1807–1875, polskiego filozofa mesjanistycznego), w którym ba-dacz analizuje Mazepę Słowackiego. W całości akapit ten brzmi:

„W ogólności atoli nie można odmówić Słowackiemu zdolno-ści na pisarza tragedii. Jest w nim poezja żywa, namiętna; umie w najdelikatniejszych odcieniach uchwycić i oddać charaktery ludzkie, zna się na grze uczuć, włada sercem i samą poetyczną treścią zachwyca. Bo wiersz jego, jak przytoczone próbki poka-zują, jest twardy i trudny. Rzekłbym, że zbywa autorowi raczej na technicznej zręczności odlewania dzieł tragicznych niż na zdolnościach” (K. Libelt, Mazepa. Tragedia w 5 aktach Juliusza

tragedia Lila [!] Weneda wyjdzie wkrótce z druku. Jest ona również jak pierwsze płody tego autora mało zrozu-miała dla czytającego”47 (Redakcja). – Str. 160: „Słowacki wydrukował nową tragedię Beata Cenci48. Trudno wy-obrazić sobie większego steku zbrodni, pominąwszy tę dążność, która dziś i samym Francuzom obrzydła. Cóż Polak ma wspólnego z Włochami?..,” – „… a Witwicki powiada o nim (o Słowackim), że ledwie się tytułu jednej jego tragedii na pamięć nauczy, to już druga wychodzi, stąd też wszystko mu przez głowę, a nic przez serce nie przechodzi, utwory jego nie absorbują mu jak innym pi-sarzom życia” (Redakcja)49.

Oto głosy krytyczne o Słowackim, drukowane w or-ganie poważnym Woykowskiego50, i pytać się trzeba, czy historia krytyki literackiej, a szczególnie tego jej momen-tu, który wciąż obraca się dokoła niezrozumiałości dzieł, nie jest dostatecznym ostrzeżeniem dla krytyków dzisiej-szych? – aby ich spowodowała choćby do większej ostroż-ności i powściągliwości. Krytycy o typie Maykowskich i Nowaczyńskich51 mogą sobie pozwolić na niepoważne bzdury, bo ich „rzemiosło sprężyste, na krótkiej czytelnika

Słowackiego, „Tygodnik Literacki Literaturze, Sztukom Pięk-nym i Krytyce Poświęcony” 1840 nr 13, s. 104).

47 Doniesienia literackie [rubryka], „Tygodnik Literacki Literatu-rze, Sztukom Pięknym i Krytyce Poświęcony” 1840, nr 17, s. 136.

48 Prawidłowa pisownia tytułu dramatu Słowackiego z 1932 roku to Beatrix Cenci.

49 Doniesienia literackie [rubryka], „Tygodnik Literacki Litera-turze, Sztukom Pięknym i  Krytyce Poświęcony” 1840, nr 20, s. 160.

50 Chodzi o „Tygodnik Literacki”, którego redaktorem naczelnym był Antoni Woykowski.

51 Stanisław Maykowski, pseud. Mieczyk (1880–1961)  – poeta, krytyk teatralny, autor podręczników szkolnych. Adolf Nowa-czyński, przydomek Neuwert (1876–1944) – publicysta, satyryk, dramatopisarz.

oparte pamięci”52 (Norwid) – ale Irzykowskiego krytyki bezsprzecznie przejdą do historii i dlatego tu właśnie pew-na ostrożność jest wskazapew-na.

Pomnijmy, że cokolwiek nowego pojawiło się w erze ro-mantyzmu spod pióra tych, którzy wyzwalali poezję z abso-lutyzmu sztuki klasycznej, wszystko to było niezrozumiałe, tak jak za czasów tzw. „Młodej Polski” i dziś – wszystko, co walczyło i walczy przeciw racjonalizmowi i realizmowi, również jest niezrozumiałe i zwalczane. A jednak zdaje się, że są szczegóły w poezji romantycznej, które i dzisiejszym jeszcze krytykom wydają się wysoce mgliste i ciemne. Są-dząc ze słów Irzykowskiego, do takich utworów należeć musi (precz ze złośliwością!) – Powrót taty53.

Zastanówmy się, czy tak nie jest: oto atakuje Irzykow-ski RostworowIrzykow-skiego za drugi akt Strasznych dzieci, zawie-rający rzekomo „mnóstwo ustępów niezrozumiałych”, na dowód czego przytacza: „Zamknę jej sztyletem paszczę”.

W takim razie równie niezrozumiałe są słowa: „Pierwszy bym pałkę strzaskał na twej głowie”54. Tu jest „niezro-zumialstwo” oczywiste, gdyż zbójcy zapewne chodziło o strzaskanie głowy kupca, nie zaś o strzaskanie pałki.

Jeżeli więc Powrót taty grzeszy „niezrozumialstwem”, cóż powiedzieć o Strasznych dzieciach, cóż w ogóle o twór-czości takich „niezrozumialców”, jak Rostworowski, Ze-gadłowicz, Iwaszkiewicz, Stur, obaj Hulewicze,

Brzęcz-52 Cytat z cyklu poetyckiego Norwida Pięć zarysów (Pisarstwo),

„Nie ma – bo jak krytyki rzemiosło sprężyste, / Na czytelni-ków krótkiej oparte pamięci; / Tudzież na smaku – dwie to bazy wiekuiste / Jak granit! – Chcesz krytykiem być? wystarcza chę-ci – / – Wczoraj jeźli sarkałeś na stylu zawiłość / Głośże dziś że niejasno tłomaczy się miłość”, w: C.K. Norwid, Poezje. Pierwsze wydanie zbiorowe, Lipsk 1863, s. 10.

53 Wiersz Adama Mickiewicza (1798–1855), najwybitniejszego poety polskiego romantyzmu, ze zbioru: Ballady i  romanse w: idem, Poezje, t. 1, Wilno 1922.

54 A. Mickiewicz Powrót taty, w: Ballady i romanse, s. 41.

kowski, Miller, Kozikowski i inni? Trzech jest w Polsce szczęśliwców, których rozumie Irzykowski: Tuwim, Le-choń, Wierzyński – ale ponieważ nam krytyk nie wyjawia, d l a c z e g o, więc i tu możemy mieć pewne wątpliwości.

Skoro więc w omawianym artykule nie znajdujemy uzasadnień, popróbujemy my ze swej strony uzasadnić istniejące nieporozumienie.

Wydaje nam się, iż istota nieporozumienia polega zgo-ła na czym innym; że niewzgo-łaściwie jest postawiony spór, jeżeli jedna strona zarzuca drugiej „niezrozumialstwo” lub niezrozumienie z winy niższości rozumowej lub uczucio-wej; a już w każdym razie wprowadzenie takich terminów, jak „brednie”, „głupiec” (w stosunku do autorów), a „mę-drzec” (w stosunku do siebie, tj. krytyka), bynajmniej nie wzmacnia argumentacji.

Pozostawiwszy więc tymczasem mędrców i głupców sądowi historii, zastanówmy się, na czym tu polegać może nieporozumienie między l u d ź m i.

Otóż twierdzę, że człowiek jako taki nie jest istotą całko-witą, nie posiada w sobie ani źdźbła absolutnego; że umysł jego i uczucie podlega jego właściwościom – a więc również w rozwoju swym nie są absolutne. W człowieku pracuje zresztą tylko część jego istoty; w jednym ta, w drugim inna.

Porozumienie jest możliwe wtedy tylko, jeżeli z różnych, często widocznych, ale często bardzo ukrytych przyczyn, działanie umysłowe i duchowe żłobi w duszach identyczne znaki. Lecz i wtedy musi być chęć porozumienia!

– Jeżeli sfera myśli i czucia danej jednostki jest inna, niż u drugiej jednostki, wtedy nie masz wzajemnego zro-zumienia – i być go nie może.

Śniadecki i Hoene-Wroński55! – Który z nich był (po-zostańmy w terminologii Irzykowskiego) mędrcem, który

55 Jan Chrzciciel Władysław Śniadecki (1753–1830)  – wybitny uczony polskiego oświecenia, członek Komisji Edukacji

Na-głupcem? Porozumienia żadnego ani wzajemnego zrozu-mienia ideowego nie było między nimi, bo każdy z nich w innej obracał się sferze myśli, czucia, idei, obydwaj mieli swoje racje, lecz żaden nie posiadł (jak człowiek w ogóle) prawdy absolutnej.

Jeżeli to zauważyć możemy u tytanów twórczych, cóż dopiero u zwykłych „mędrców” i zwykłych „głupców”?

O cóż więc chodzi? Nie o wyższość rozumu i uczucia, lecz o  i n n o ś ć sfery w danych indywiduach.

Niezrozumienie dzieła sztuki przypisać należy zawsze tylko sobie, a utworom można stawiać zgoła inne zarzuty;

można powiedzieć: autor wypowiedzieć chciał daną myśl, wywołać wrażenie, ujawnić dane drgnienie lub napięcie uczuciowe, zamierzenia swego jednak nie zdołał wyko-nać – itd. itd.

Jeżeli krytyk tak postawi kwestię, a zarzuty swe uza-sadni przekonywująco, wtedy dyskusja z nim jest możliwa.

Ogólnikowe jednak pomawianie, nie tylko poszczegól-nych autorów, ale całych kierunków i grup pisarskich, o „niezrozumialstwo” prowadzić musi do konfliktu kry-tyka np. z drugim aktem Strasznych dzieci.

Oto w ogólnych zarysach odpowiedź, która narzuca się po przeczytaniu artykułu Irzykowskiego. Na koniec zwrócić należy jeszcze uwagę na jeden charakterystyczny moment, któremu ulega Irzykowski.

Jeżeli odrzuca się dzieło sztuki, to należy je odrzucić dlatego, że wykazuje takie a takie braki, a nie dlatego, że należy do nieuznawanego przez krytyka kierunku arty-stycznego lub ideowego.

rodowej, krytyk idealizmu, zwolennik metod empirycznych, przeciwnik myślenia romantycznego (por. jego szkic O pismach klasycznych i  romantycznych, „Dziennik Wileński” 1819, t. 1, nr 1, s. 2–27). Józef Maria Hoene-Wroński (1776–1853) – filozof, jeden z głównych przedstawicieli mesjanizmu polskiego.

Bo jeżeli zwalczam dane hasło ideowe, społeczne, po-lityczne, rasowe, wyznaniowe…, to zwalczam je dlatego, że ono mnie nie przekonywa lub że uważam je za błędne, względnie zgubne, nie zaś dlatego (co tak często u nas się powtarza), że jest to hasło racjonalistyczne lub idealistycz-ne, reakcyjne lub demokratyczidealistycz-ne, polskie lub niemieckie, aryjskie lub semickie, katolickie lub kalwińskie…

Tak samo jeżeli krytyk walczy przeciw utworowi sztu-ki, próbując go pognębić, niechaj nie zwalcza go dlatego, że jest impresjonistyczny lub ekspresjonistyczny, klasycz-ny lub romantyczklasycz-ny, ale dlatego, że nie jest dziełem sztuki lub grzeszy poważnie pod względem twórczych wartości.

Rozumiem walkę poetów czy artystów danego kierun-ku przeciw kierunkowi przeciwnemu (zwłaszcza panują-cemu niepodzielnie), ale nie rozumiem wartościowania utworów według kierunku, któremu hołduje autor czy artysta; wiadomo, że każdy kierunek stwarza dzieła praw-dziwe, często epokowe – i równocześnie poronione.

Znane są to maksymy i nienowe – czemu wciąż je przypominać trzeba?

Mam nadzieję, że w tej odpowiedzi nie zgrzeszyłem

„niezrozumialstwem”; i choć poruszyłem tylko niektóre słabe strony artykułu Irzykowskiego, mniemam, iż one właśnie głównie charakteryzują jego kąt widzenia; dlatego na tym chcę poprzestać, przymrużywszy jedno oko na zwrot końcowy omawianego artykułu: „Ale ta niezrozu-miałość, która śmierdzi (!) w naszej literaturze”…

Zwrot ten jest istotnie zrozumiały i nie wymaga sub-telnych nozdrzy; ale co stałoby się z literaturą, gdyby za-czepieni autorzy oddali się niepodzielnie takiemu „zro-zumialstwu”?

Głos laika o artykule Irzykowskiego