• Nie Znaleziono Wyników

Katarzyna Młynarczyk

...imię twe Kobieta

była to wystawa nadzwyczaj interesująca i przykuwająca uwagę.

Arcyciekawa i przeosobliwa. Zapadająca w pamięć i sprawiająca głę-bokie wrażenie. Pozostawiająca niezatarte wspomnienia i skłaniająca do przemyśleń. budząca różnorakie refleksje i przywołująca pytania.

A także lekko prowokacyjna – bo niebanalna, wielce niekonwencjonalna, unikająca konstatacji czy rozwiązań znanych, spodziewanych lub ocze-kiwanych. I dlatego właśnie zachęcająca do stawiania pytań - również i takich, których urok, sens i znaczenie polega na tym, że nie ma na nie odpowiedzi. bowiem odpowiedzi te nie istnieją. Albo nie zostały jeszcze odkryte.

Powodów niezwykłości wystawy jest kilka – a może nawet więcej niż kil-ka. Któż to wie... Po pierwsze – jest to wystawa zbiorowa. A wszyscy bywalcy wystaw i galerii, miłośnicy sztuki (wielcy, średni, a nawet zupełnie przypad-kowi) i znawcy malarstwa zdają sobie sprawę, że ekspozycja prezentująca dzieła wielu autorów to zawsze cudowny kalejdoskop. to barwna, różnoko-lorowa, mieniąca się i lśniąca refleksami, smugami światła i cienia, napo-mknieniami kolorystycznymi uczta dla oczu. Zresztą – nie tylko dla oczu.

także dla wyobraźni, uczuć, myśli i duszy. Poza tym nie trzeba chyba i nie należy poszukiwać dla oglądanych obrazów tego, co nazywa się wspólnym mianownikiem, jednością przesłania lub przenikającą wszystko jedną myślą tutaj przecież różnorodność jest zamierzona. Pożądana. Oczekiwana.

Rzec można – programowa.

bogactwo form wciąga i osacza widza. Przykuwa uwagę. Angażuje emocje. Nie pozwala oderwać wzroku. Prowadzi wciąż dalej, głębiej, a pewnie i wyżej. Oczy wędrują wśród kształtów, linii, kresek, plam, per-spektyw. bywa, że zatrzymują się na chwilę. bywa, że oczy wracają do rzeczy, motywu, kompozycji oglądanej przed minutą, kwadransem lub godziną. A może się też zdarzyć, że chcą odpocząć – zamknąć pod powie-kami coś ujrzanego przed sekundą. bo trzeba owo „coś” zabrać z sobą, zapamiętać, przeanalizować, może umieścić w odmiennym kontekście.

Z czymś porównać. Ale nie zawsze takie działanie jest możliwe – przecież nowe wrażenia, nowe doznania i spostrzeżenia nie pozwalają odetchnąć ani na chwilę. Skupienie i zamyślenie przegrywają z zachwytem. tutaj dają się słyszeć okrzyki – nie westchnienia. Każde „Ach!” i „Och!” odbija

się echem wśród ścian. ram i smug farby. Oczywiście, owa czarująca, urzekająca widza różnorodność ma swoje źródło w bogactwie tempe-ramentów artystycznych. W różnym sposobie widzenia, pojmowania i opisywania świata przez twórców uczestniczących w wystawie – a jest ich (wraz z gośćmi specjalnymi i prezentacjami autorskimi) ponad sześć-dziesięciu – jeśli dobrze policzyłam.

Sądzę wszakże, że o niezwykłym charakterze i uroku wystawy de-cyduje w ogromnej mierze jej temat. A raczej tytuł. brzmi on: „Kobieta oczami artysty” & „barwy rzeczywistości”. tylko tyle. Aż tyle... bo nawet najbardziej trzeźwo myślący człowiek na świecie, stąpający po ziemi twardo, mocno i stanowczo, pozbawiony wyobraźni (oj nie, to niemoż-liwe! – nikt nie jest pozbawiony wyobraźni, może się tylko zdarzyć, że bywa ona specjalnego lub specyficznego rodzaju) zdaje sobie doskonale sprawę, że możliwości i sposobów postrzegania i interpretacji fenomenu kobiecości przez artystę może być więcej niż ziarenek piasku na pustyni.

A przez wielu artystów? – och, w takim przypadku ilość ziarenek wydać się może ograniczona i znikoma.

I jeszcze jedna istotna kwestia: mnogość prezentowanych dzieł spra-wiała, że wystawa przypominała stare i wypróbowane metody i sposoby eksponowania obrazów w galeriach XVIII- i XIX-wiecznych: blisko siebie, niemal bez przerw i wolnych miejsc, tak, aby każdy centymetr kwadrato-wy ściany był kwadrato-wykorzystany i zajęty. tego rodzaju sztukę aranżacji znamy z dawnych przekazów: opisów w listach i pamiętnikach, wspomnień, sprawozdań w pożółkłych dziennikach, gazetach i katalogach oraz – z ob-razów przedstawiających wnętrza galerii. A to jest źródło najpewniejsze, niezawodne i w pełni godne zaufania.

Derby Artystyczne Śląsk–Małopolska 2015 fragment ekspozycji

Najbardziej znane i z pewnością najpiękniejsze tego rodzaju świadec-two pozostawił znakomity malarz Antoine Watteau. Omawiana wystawa była więc naprawdę i w pełni muzealna, także dzięki charakterowi i spo-sobowi ekspozycji.

Joanna Babula, robert Bareja, Maria Baster-Grząślewicz, Marcin Bochenek, ryszard Budnik, Longina Bujas, Katarzyna cabała, Honorata chajec, Anna cichoń, Bożena chłopecka, Dorota chomko, Adam czech, Zofia Dubiel, edward Duda, Jo-anna Dudziak ps. Ostoya, JoJo-anna Dyląg, Urszula Gawron, Bogdan Gorczyca, Maria Grzeszczyszyn-Budziosz, Wolfgang Hofer, Miłosz Horodyski ps. Milo, rafał Huczek, irena Kolenda, Małgorzata Kołcz, Michał Kwarciak, elżbieta Ledecka, Lech Ledecki, Anna Lewińska, Sylwia Lis-persona, irena Lorenc, Joanna Łącka-Knapik, Katarzyna Małek, Beata Mycek, Bogumiła pacyna, Anna papiernik, Małgorzata pfisterer, edyta piłat, Maria posłuszna, Władysława Semczyszyn, Agnieszka Sieroń, Barbara Sitek, Urszula Sobczak, Magdalena Stelmaszyńska, Grażyna Stępniewska-Szynalik, Maria Sularz, Anna Szarwiło, renata Szułczyńska, Anna troczyńska ps. Ana Flover, Maria twardoch ps. tM ratka, Anna tylka, Natalia Urant ps. Nati, Aneta Urbanek, Małgo-rzata Waboł, Barbara Walczak-Matyjewicz, Barbara Zyski-Leśniak

oraz gOŚCIE SPECJAlNI: Jan Norbert Dubrowin, Damian Lechoszest, Dariusz ślusarski

PREZENtACJE AUtORSKIE: renata Brzozowska, Halina Kaźmierczak, ryszard Kalamarz, pola Minster, Barbara rabiega, ryszard rosiński, Andrzej Sznejweis

PREZENtACJA DODAtKOWA: rafał Olbiński „Kobieta oczami artysty” & „Barwy rzeczywistości”

23 iX – 15 X 2015 r., wernisaż 23 iX 2015 r.

galeria „Po Schodach”, muzeum miejskie w Siemianowicach Śląskich

Z kronikarskiego obowiązku przypomnijmy, że Antoine Watteau (1684–1721) to zna-komity malarz francuski, twórca malarstwa rokokowego, doskonały kolorysta. Jego naj-bardziej znane dzieła to „Odjazd na Cyterę”, „Obojętny”, „gilles” oraz liczne kompozycje nastrojowo-rodzajowe nazywane „les fetes galantes”. Wnętrze galerii z początku XVIII w. pełnej obrazów i zwiedzających to słynny „Szyld handlu dzieł sztuki gersainta”. Zdol-nym i znającym swój fach kupcem być musiał ów gersaint (imienia nie znamy), skoro sklep jego ozdobił najwybitniejszy malarz epoki!

Derby Artystyczne Śląsk–Małopolska fragment ekspozycji2015

Katarzyna Młynarczyk

...o KroK dalej

Zasiadając do pisania – a raczej do spisywania wrażeń – o wystawie Adama Wiatrowskiego wzdycham sobie cichutko. Doprawdy, bardzo ci-chutko, ale za to w sposób niejako „ukierunkowany”. bo równocześnie spo-glądam ukradkiem na niewielką podobiznę Charlesa baudelaire’a. może Karolek zechce pomóc...? Dlaczego liczę właśnie na niego? Przecież nie zamierzam tworzyć nowej wersji „Kwiatów zła” ani „Paryskiego (ani ka-towickiego, mysłowickiego czy siemianowickiego) spleenu”. Jednak imię wielkiego poety nie zostało tu wcale przywołane nadaremno, bez potrzeby i zastanowienia. Wszak Charles baudelaire to znakomity znawca i krytyk sztuki, doskonały publicysta, jeden z najlepszych, najbardziej głębokich i kompetentnych interpretatorów dzieł plastycznych, jakich znam. Powiem więcej – jacy w ogóle istnieli. Jacy pojawiali się od czasu, gdy Denis Dide-rot stworzył – a może wynalazł? – krytykę sztuki jako formę wypowiedzi i gatunek literacki. to baudelaire wymyślił, wypowiedział i zapisał słynne zdanie, że – „trzeba postradać wszelkie poczucie ścisłości, aby opisać ro-mantyzm”. A ja z przekonaniem dodaję – pełna zgoda!

bardzo lubię tę baudelairowską konstatację i z lubością przypominam i powtarzam ją sobie dość często. Ale nigdy nie czynię tego ot tak, bez powodu i przyczyny. Choć zdarza się, iż owa przyczyna nie jest – przy-najmniej na pierwszy rzut oka – oczywista i naturalna. I być może tak właśnie dzieje się w tym przypadku. W przypadku wystawy Adama Wia-trowskiego, jednak chwila refleksji, skupienia i zastanowienia – a może też próba przekornego myślenia nie-wprost – pozwala na stwierdzenie, że twórczość Adama Wiatrowskiego wyrasta z ducha romantyzmu. Jest to bo-wiem sztuka gwałtowna i namiętna – a przy tym precyzyjna i przemyślana.

Odwołująca się do serca i rozumu, uczuć i intelektu, faktów i wyobraźni.

Wyrasta z bystrej obserwacji rzeczywistości. Ale nie jest to opis, zapis czy nawet prosta interpretacja. Poczynione obserwacje stanowią punkt wyjścia twórczych rozważań, nowego, świeżego i osobliwego spojrzenia na otaczający świat, do swobodnej gry fantazji, wyobrażeń i skojarzeń.

Przedmiot, kształt, znana i wielokrotnie widziana rzecz staje się ciekawa i tajemnicza. Zmienia się w zagadkę. A może w metaforę...? Z łaski i fanta-zji artysty jest już czymś nowym, innym, niespotykanym, nigdy dotąd nie oglądanym. Czy też raczej – nie widzianym. Nie dostrzeżonym.

Ileż razy zdarzało nam się przechodzić obok placu budowy, ileż razy patrzyliśmy na znajdujące się tam mniej lub bardziej (zazwyczaj – bar-dziej) skomplikowane zestawy i zespoły metalu, betonu, szkła, żelaznych prętów, drewna szalunkowego, wszelkich mas, substancji, tworzyw i ma-terii, których często nie znamy nazw, a prawie nigdy – przeznaczenia. „Coś tu budują” – myślimy sobie wtedy. A teraz spójrzmy na „galerię Katowice III” Adama Wiatrowskiego. to przecież może być krajobraz księżycowy.

A jeśli nie księżycowy – to w każdym razie z innej planety. to może być nieznany ląd, nieodkryty kontynent albo – Ziemia Obiecana. fantazja konstruktywistyczna lub wizja kolorystyczna. Rozważania, docieka-nia i wariacje na temat perspektywy. Albo głośny, wzniosły i patetyczny hymn na część ludzkiej pracy. ludzkiej mądrości i geniuszu. Strofy eposu o tytanach.

Oto „Kanapon” – ustronny zakątek salonu, bezpieczna przystań dla marzycieli, melancholików, zakochanych i poetów. A może siedlisko do-mowych demonów? Duchów pamiętających przeszłość? może dziwnego blasku i tajemniczego lśnienia poduszkom użyczyły bezcielesne istoty z ektoplazmy? Przecież tak się działo i dzieje – nawet w całkiem nowych mieszkaniach. Romantyczne bestiarium lubi ruch i zmiany...

Dalej „Komar”, a zwłaszcza „Olfa”. Pozornie martwe natury. Dosko-nale zakomponowane, oszczędne, mądre i spokojne. Ale czy na pewno?

Przecież od metafory, symbolu, ekspresji dzieli je tylko cieniutka ścianka, wąziutka granica, prawie niezauważalna. Oto wspaniały dowód na to, iż ludzki strach, trwogi, niepokoje wyrażać można różnie. Na tysiąc sposo-bów. Wcale niekoniecznie poprzez zawiłą alegorię, nie zawsze czytelną, a przy tym bardzo literacką i całkowicie nie plastyczną.

Adam Wiatrowski instalacja

I wreszcie instalacja. Ściany, podłoga, wnęka w murze, stolik, krzesła, półka, etażerka, jeszcze jakieś drobiazgi – wszystko czarno-białe, wszyst-ko pokryte starannie, równo, bardzo con amore siateczką? szachownicą?

dekoracją? złożoną z małych, regularnych kwadracików. Ktoś powie – kody komputerowe. Ano, pewnie tak. Ale może to jest coś innego. może to nowa, zupełnie nowa, XXI-wieczna wersja artystycznej pracowni.

może to tajemny i tajemniczy azyl artysty? Współczesny mały ermitaż?

Świątynia dumania młodego pokolenia? miejsce, w którym zbuntowany i chmurny artysta chciałby się schronić przed tłumem wielbicieli? Prze-praszam – fanów. to także jest bardzo romantyczne.

Dziękuję, Karolku. bardzo mi pomogłeś – nie pierwszy raz zresztą.

I z pewnością spodobałaby ci się wystawa Adama Wiatrowskiego. Charles baudelaire uśmiecha się tajemniczo i melancholijnie – jak to ma w zwyczaju.

Adam Wiatrowski – „Na granicy rzeczywistości – o krok dalej”

galeria multimedialna „Piwnica”, muzeum miejskie Siemianowice Śląskie luty–kwiecień 2016 r., wernisaż 25.II.2016 r.

Autorka w swych rozważaniach czuła się wspierana przez:

Charlesa baudelaire (1821–1867) – francuskiego poetę, krytyka sztuki i dandysa, pre-kursora symbolizmu i poezji nowoczesnej, łączącego doskonałość formalną z bogactwem przemyśleń i pesymistycznym widzeniem rzeczywistości, twórcę „Kwiatów zła”, „Paryskie-go spleenu”, licznych esejów o sztuce XIX wieku oraz fascynujących „Dzienników”

orazDenisa Diderot (1713–1784) – francuskiego filozofa, pisarza, publicystę, pamflecistę, krytyka artystycznego, współtwórcę i redaktora słynne „Wielkiej Encyklopedii francu-skiej”, wybitnego przedstawiciela europejskiego Oświecenia, autora powieści, opowiadań, powiastek filozoficznych („Kubuś fatalista i jego pan”, „Kuzynek mistrza Rameau”), a na-wet sztuk teatralnych („Ojciec rodziny”).

Katarzyna Młynarczyk

środKowa Sala mUZeUm wYobraŹni

W moim prywatnym, doprawdy bardzo prywatnym, „muzeum wyobraź-ni”, na wprost wejścia, w sali środkowej (nad drzwiami napis: „Dręczące zagadki, niepokojące tajemnice, pytania bez odpowiedzi”) umieściłam pewną znaną wielu miłośnikom malarstwa kompozycję: skalista wyspa, jakby wyrastająca z pustego, nieruchomego, martwego morza. Nad wyspą i morzem równie puste, nieruchome i martwe niebo. Skały są brązowo-białe – ale i biel i brąz zdają się powleczone jakimś dziwnym, ciężkim, po-zbawionym określonego koloru (czarno-brunatnym? antracytowo-szarym?

granatowo-popielatym? upiornie różowawym?) ołowianym pyłem. A może mgłą... Jest tam jeszcze wyniosła i groźna ściana ciemnych cyprysów i drobna postać w białym całunie (rzeźba? mumia? człowiek żywy czy umarły?), stojąca w łodzi dobijającej do stromych, niegościnnych, ostrych, kamienistych i odpychających brzegów tej wyspy ze złego snu. A niebo i woda mają różne podcienie tej niezwykłej barwy wynalezionej przez ma-larzy-wizjonerów, by najlepiej oddać i przedstawić wygląd i nastrój miejsc, o których nie wiadomo, czy na pewno istnieją – ale w których może wydarzyć się wszystko. to takie zakątki wybrzeży morza Śródziemnego zapomniane przez bogów, duchy i ludzi. tak – to „Wyspa Umarłych” Arnolda bocklina – choć można by ją też nazwać Wyspą Przeklętych Samotników, Wyspą Potępionych Zdrajców albo Wyspą Zadżumionych. Przecież w każdym

„muzeum wyobraźni” znajdują się – bo muszą się znajdować – takie lub podobne ponure ballady i przesmutne opowieści. Dlaczego jednak zaczy-nam od czarnych cyprysów i zapomnianej wyspy na końcu świata, skoro mówić mam o malarstwie małgorzaty Danuty Wiatrowskiej? Cierpliwości – wyjaśnię. Chociaż zdaję sobie sprawę, iż zestawienie w pierwszej chwili robi wrażenie nieoczekiwanego, zaskakującego, a nawet szokującego. bo twórczość małgorzaty Danuty Wiatrowskiej jest radosna! Jest pogodna, pastelowa i liryczna. Jasna jak promień wiosennego słońca wpadający do pracowni. Swobodna, lekka i zwiewna jak przestrzeń i powietrze. Łagod-na, kolorowa, zachęcająca do marzeń. ma w sobie wdzięk trzepoczących skrzydeł motyla, urok melodii granej na pianinie w letnie popołudnie, spokojna mądrość refleksyjnego wiersza.

Artystka tworzy pejzaże (np. „Drzewa I”, „Drzewa II”), sceny figu-ralne (np. „Dzieciak”), motywy o charakterze religijnym i sakralnym,

ale najczęściej i najchętniej maluje martwe natury (np. „martwa natura z kiścią winogron i kieliszkiem wina” czy „Zielona karafka”). Oto wielki stół w malarskiej pracowni: sporo miejsca zajmują na nim pędzle, ale są też filiżanki, kubki, mniejsze i większe talerzyki, wreszcie lniane szmatki - skromne i niezbędne, bo to dzięki nim usunąć można niepożądany nad-miar lub przypadkowy i niepotrzebny ślad farby. Jest tu otwarta książka, patera z owocami (ciepły karmin, delikatna zieleń, żółcień nieco fioletu) i kryształowy kieliszek – smukły i elegancki (i proszę zauważyć, jak pięk-nie pozuje – bo przecież przedmioty pięk-nieożywione potrafią być znakomity-mi modelaznakomity-mi!).A obok niego pyszni się lśniącą czerwienią powszechnie znany kubek, nazywany zwykle termicznym. I czy ktoś odważy się odmó-wić mu szlachetnego wdzięku i wytworności? Urzekają cudowne kształty instrumentów muzycznych. to gitara, a obok niej pewnie cytra. A może viola da gamba lub jakiś inny czarujący przedmiot istniejący tylko na tej kompozycji. Stworzony dla potrzeb tylko tego obrazu.

W pobliżu stołu widać kilka taboretów i taborecików, kawalet i sztalugę.

tak właśnie wygląda kosmos malarskiej pracowni – mały wszechświat w ar-tystycznym nieładzie. Z innym światem – innymi światami i wszechświatami –łączy pracownię okno. Duże, bardzo duże okno, jasne niczym dwa słońca, niezbędne, konieczne, celowe i pożądane w każdej malarskiej pracowni.

Za oknem – zagadki koloru, tajemnice światła, poetyckie misteria pór roku (czterech? – a może sześciu... ależ tylko nudni pedanci katalogują radosne zdziwienia, inwentaryzują zachwyty).

Małgorzata Danuta Wiatrowska Drzewa II

Oto las wiosenny – jeszcze bez liści. Słońce szuka drogi między nagimi konarami. Nieco dalej – ten sam las pokryty śniegiem. Zimne światło zimowego słońca oświetla zaskakujące kolory – kobalt, błękit, niebieskawe cienie, odrobinę żółcieni w tle. temperatura i natężenie kolorów zmienia się nie tylko wśród drzew. morze i jego brzegi zimą są czarno-szaro-zimnobłękitne, latem – niebiesko-biało-żółte z czarują-cymi akcentami delikatnej zieleni i ciepłego różu. Po szybach spływają krople wody, smutne i pełne wdzięku. Za szybami dostrzec można stary zamek. Widać wyraźnie fosę, krużganki, kolumienki, załamania murów, ale skąd wzięła się tu ta budowla? Z jakiego czasu, stylu i wymiaru przywędrowała? Nie wiadomo...

Nad zamkiem chmury tajemnicze i groźne – ale na tym właśnie po-lega ich piękno. bo przecież trudno odmówić urody chłodnym błękitom, opalizującym żółcieniom i niezwykłym szarościom.

I wreszcie ten pejzaż. Pejzaż śródziemnomorski. Cyprysy, krzewy bia-łych magnolii. żółto-zielona łąka – smugi brązu i ciemnego, wytwornego różu podkreślają, jakby budują tę zieloność. Przestrzeń jasna i kolorowa.

Złote niebo – złote od słońca. ten pejzaż nie wisiał na widocznym miej-scu. Przeciwnie - był nieco z boku, jakby ukryty. taki trochę świadomie wycofany, trochę nieświadomie zagubiony - niczym fiołek w trawie (jak powiedziałyby nasze babki). Ale gdy już pozwolił, by go odkryć i dojrzeć – przyprawiał widza o zachwyt, zadumę i zdziwienie.

Światło słoneczne – i wiatr. Dźwięczna lekkość kolorów – i powaga cyprysów. Niepokój wśród kiści białych kwiatów, nerwowość kwitną-cych gałązek, niepewność rozkwitająkwitną-cych magnolii. Zresztą - czy to na pewno magnolie? bo ta niezwykła plama złożona z wielu, zadziwiająco wielu, odcieni bieli może być wszystkim. Kwiatami, chmurą, wirem, ruchami powietrza, szałem, zamętem, zapowiedzią szczęścia – lub katastrofy. Śladem anielskich skrzydeł. Drobinkami bieli przyniesio-nymi przez wiatry z całego świata do małego, nieznanego zakątka nad ciepłym morzem.

Przyglądam się pejzażowi śródziemnomorskiemu małgorzaty Danuty Wiatrowskiej długo. bardzo długo. Jeszcze chwilę, jeszcze trochę... Potem po raz kolejny przechodzę wzdłuż szeregu martwych natur, widoków wnętrz, kwiatów i pejzaży leśnych. I znowu staję przed burzą białych kwia-tów na kolorowej łące. Zamykam oczy. to mój sposób na przeniesienie obrazu do mego prywatnego, doprawdy bardzo prywatnego, „muzeum wyobraźni”. będzie wisiał w środkowej sali. tej, nad której drzwiami widnieje napis: „Dręczące zagadki, niepokojące tajemnice, pytania bez odpowiedzi”. Obok „Wyspy umarłych” bocklina. Jako jej dopełnienie – i za-przeczenie. Jako jej nieoczekiwana, niespodziewana i bardzo przewrotna – bo radosna – wersja.

Od dawna wiem, że kolory położone w określonym porządku na płaskiej powierzchni kryją w sobie wiele tajemnic. można je podziwiać, można starać się je zrozumieć – albo próbować rozwikłać ich zagadki.

A można też po prostu z pokorównie pochylić głowę przed ich nieodgad-nionym czarem. tak właśnie czynię w środkowej sali mego prywatnego

„muzeum wyobraźni”.

Małgorzata Danuta Wiatrowska – „poezja Barw” – malarstwo galeria „Po Schodach”, muzeum miejskie, Siemianowice Śląskie 18 XI – 12 XII 2015 r.

małgorzata Danuta Wiatrowska jest absolwentką Wydziału malarstwa i Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu (studia licencjackie). W roku 2010 założyła grupę Artystyczną

„gama”. Uprawia malarstwo, grafikę, także komputerową. Zajmuje się również fotografią.

Autorka powyższego tekstu jest pewna, że wszyscy bywalcy galerii „Po Schodach”

mają w pamięci postać i twórczość autora „Wyspy umarłych” - zatem tylko z kronikar-skiego obowiązku przypomni, że Arnold bocklin to szwajcarski malarz i rzeźbiarz, żyjący w latach 1827–1901. był przedstawicielem akademizmu i symbolizmu. tworzył kompozycje mitologiczne i fantastyczne, pełne nereid, trytonów, syren i innych postaci z podwodnego świata. Jest też autorem portretów, nastrojowych pejzaży oraz malowideł ściennych. Nie jest zapewne przypadkiem, iż tytuł bardzo znanego dzieła bocklina „Cisza leśna” (piękna bogini na jednorożcu wyjeżdżająca z tajemniczych ostępów gęstego lasu) posłużył marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej do nazwania tomu lirycznych i refleksyjnych wierszy, wyda-nego w Warszawie w 1928 roku.

Małgorzata Danuta Wiatrowska Zielona karafka

Katarzyna Młynarczyk