• Nie Znaleziono Wyników

o malarStwie ireneUSZa walcZaKa

gdyby nie posiadał talentu malarskiego, może zajmowałby się pisar-stwem na tematy społeczne. Jest bowiem Ireneusz Walczak najlepszym publicystą wśród malarzy. A oznacza to, że ma słuch na to co wokół niego się dzieje – poczynając od zwyczajnej codzienności, po tematy porusza-jące społeczność międzynarodową. ma też słuch historyczny – z pełną świadomością swojej przynależności do określonego biegu zdarzeń – od rodzinnych poczynając, jest komentatorem wydarzeń przeszłych. Stawia pytania, poszukując odpowiedzi w rozmaitych kontekstach, w jakich sytuuje swoich malarskich „bohaterów”. Zabiera głos w każdej istotnej sprawie. Ale czyni to, w jakże charakterystyczny dla siebie, sposób.

W twórczości Ireneusza Walczaka dominuje pytanie o tożsamość: kim jestem, dlaczego taki jestem? Co mnie obchodzi? mnie – jako cząstkę wielkiej społeczności, zakorzenionej w zdarzeniach minionych, ukształ-towanego przez ludzi, którzy mnie otaczali, wychowywali w kręgu okre-ślonych wartości, ale też niedopowie-dzeń i przemilczeń. Jest w obrazach Walczaka wiele niezgody na ten świat przemilczany, traktowany jako wzruszenie ramion, bo nie dotyczący mnie bezpośrednio, tylko dlatego, że nie mam wpływu na świat otaczający, na decyzje polityczne, na świat poza moim podwórkiem. Niezgoda na wyco-fanie jest widoczna w każdym prawie obrazie Walczaka. Pytania i brak na nie odpowiedzi, a także umiejętność obserwacji rzeczywistości stawia tego artystę w pierwszym szeregu

współ-czesnych publicystów (!). Ireneusz Walczak na tle pracy KOMIS, 2015, olej, akryl/płótno

Jego obrazy sprzed 2007 roku – najczęściej dwuwymiarowe, budowane były wokół tematyki tożsamości, dialogu, zrozumie-nia drugiej osoby. Wypracował też swój styl budowania obrazu – temat główny zwykle zajmują-cy centralną część obrazu i coś w rodzaju malarskich przypi-sów, komentarzy, dopowiedzeń, odnośników. to w nich lokuje te elementy, które współtworzą zasadniczy wątek, przedstawie-nie malarskie, najczęściej będące syntezą owych przypisów. Ale to nie tylko zdarzenia bliższe lub dalsze, ale i własne, bardzo oso-biste doświadczenia, wyznawane wartości, uwaga lub jej brak, jaką poświęcamy komuś drugiemu (obrazy Budowanie tożsamości). Owe didaskalia, przypisy uzupełniają, czasem stają w opozycji do obrazu głównego – jak w pracy Taki piękny dzień II, za który w 2007 roku otrzymał grand Prix w konkursie Praca Roku ZPAP w Kato-wicach (zresztą był wielokrotnie nagradzany podczas tych konkursów).

Idąc tropem poszukiwania tożsamości, dotarł Ireneusz Walczak do obrazu, który zatytułował My house is my castle. bo jak interpretować coś co dzieje się wokół, nie potrafiąc dookreślić samego siebie. tak oto powstał cykl obrazów zatytułowany My house is my language – bodaj najistotniejszy w dorobku twórczym artysty. Postanowił wprowadzić do obrazów słowa , których zrazu, jako dziecko urodzone w Świdnicy, nie rozumiał. to słowa i cały język śląski, jakiego słuchał w domu dziadków.

Obce, ale z czasem coraz bliższe. Przyswojone, a potem oddalane, bo wyśmiewane i niezrozumiałe dla innych, tych z zewnątrz, spoza śląskiej krainy dzieciństwa. Ale zapadłe w świadomość, którą te słowa śląskie kreowały, bo niosły ze sobą określone znaczenia, sposoby myślenia, trak-towania drugiego; niosły filozofię życia, pracy i wiary. W tej śląszczyźnie, o której mówi Walczak – zabrudzonej przez naleciałości prostactwa, pierwotnie brzmiącej pięknie, melodyjnie, bo wyrosłych z najstarszych, staropolskich korzeni, zawierało się wszystko, co do życia było potrzeb-ne. Dorastanie, nauka i studia dostarczyły nowych doświadczeń – także językowych. Kim zatem jestem? Wtopiony w śląskość, otoczony pol-skością, chłonący europejskość z jej angielszczyzną wszechobecną we współczesnym życiu.

Budowanie tożsamości II, 2006, olej, akryl/płótno

Słowa w obrazach Walczaka układają się w ściśle przysta-jące do siebie ciągi, stawiane są jedne obok drugich, czasem przeplatane polskimi, angiel-skimi, bez wnika w ich znacze-nie. Po prostu są – naturalnie i zwyczajnie, jak „żywe”, sły-szane w rodzimych Siemiano-wicach i wszystkich miejscach na Śląsku. Są jak mantra, która ma „pomóc w opanowaniu umysłu, zaktywizowaniu okre-ślonej energii, uspokojeniu, oczyszczeniu go ze splamień”.

Powtarzane wielokrotnie stają nasze własne – jak „Śląsk”,

„śląski”, „po śląsku”. Wypisuje

je bez specjalnego, naddanej hierarchii i znaczenia, jak z kolejnych rozdziałów słownika śląsko-polskiego. Stanowią tło tego wszystkiego, co dzieje się w pierwszym planie obrazu.

Kiedy znakomity fotograf Arkadiusz Ławrywianiec zaprosił Ireneusza Walczaka na sesję fotograficzną, która stała się fragmentem znanego cyklu „tajemnice pracowni”, powstało takie zdjęcie: artysta na tle owej ściany wielobarwnych słów. Oto ja, oto moje zaplecze, mój istotny frag-ment tożsamości – zdaje się mówić Walczak ze zdjęcia. I podobny, jest Autoportret autorstwa Walczaka – na tle ciągu słów – znajduje się postać – ale bezkształtna, niczyja, choć przypominająca postać artysty. Jakby zostało postawione pytanie: czy to ja? Czy to moja tożsamość? Zdjęcie Ławrywiańca daje na te pytania jednoznaczną odpowiedź. to ja, moja pracownia, moje miejsce na ziemi, moje otoczenie – to na wyciągnięcie ręki i to wokół pracowni, w tym bloku, w tej dzielnicy, wśród ludzi, któ-rych spotyka na co dzień, z którymi godo, i z którymi rozmawia.

Przy okazji prezentacji cyklu My house is my castel w Rondzie Sztuki Roman lewandowski – kurator wystawy pisał, że Walczak, niczym antro-polog i etnograf, kolekcjonuje i relacjonuje słowa, zwroty, obrazy i aneg-doty, pochodzące z przenikających się na Śląsku zasobów gwar oraz języków. Jak mówił przy tej okazji Walczak: ten język wszedł mi w krew.

Stał się więc niezbywalnym elementem jego tożsamości, która ciągle domaga się odpowiedzi na wiele pytań. „W końcu kimś trza być!” – jak mawiał teść artysty, o czym opowiadał Walczak przy okazji prowadzonej rozmowy z michaliną Wawrzyczek-Klasik z okazji katowickiej wystawy.

My house is my castle, 2009, olej/płótno

Czy zatem malarstwo Ireneusza Walczaka jest wyłącznie nasze, ślą-skie? gdzie uniwersalizm, którym żywi się sztuka? Śląskość Walczaka sama w sobie jest uniwersalna – słowa śląskie można zastąpić każdym innym językiem (co zresztą sam czyni zestawiając słowa śląskie, polskie i angielskie). te pytanie są uniwersalne i zadają je wszyscy, którzy osiedli w określonym środowisku, które ich przeniknęło, z którym się utożsa-miają, a jednocześnie mocno tkwią w rzeczywistości, która jak współ-środkowe kręgi po wrzuceniu kamienia do wody, roztaczają się wokół nich. Inne zatem jeszcze pytanie pojawia się tuż tego o tożsamość – kim jestem? to pytanie o to, co kształtuje moją tożsamość, na ile wchłaniam to, co jest wokoło. Na ile jestem sobą, rdzeniem i kręgosłupem, a na ile konglomeratem wszelkich wpływów.

Ireneusz Walczak – jak ów krąg wodny, zawładnął szerszym ob-szarem – sięgnął po to, w czym tkwimy jako Europejczycy, obywatele świata. Zestawia ze sobą to co jednostkowe z tym co uniwersalne. Przy okazji pokazuje, że obszary przynależne historii i kulturze są terenami nieustannych zmagań, że poddawani jesteśmy ciągłej indoktrynacji politycznej, która właśnie w tych obszarach odnajduje swój najlepszy poligon. tu też przeplata się to co bliskie z tym co dalekie, ale pojawia-Autoportret, 2015, olej, akryl/płótno

ją się pytania o nasz stosunek do wydarzeń w skali światowej – jak pamięć, patriotyzm, jak problem uchodźców.

Walczakowe Multikulti to znów kilkadziesiąt obrazów za-dających pytania, uświadamia-jących tego co niezauważalne, co postponowane bądź zalega-jące w niepamięci. Upomina się więc o henryka Sławika – bohatera, którym powinniśmy się szczycić przed światem, ale nie tylko lokalnie i okazjonal-nie. Ot, chociażby Etos pracy – gdzie na archiwalnym spisie nazwisk górników przypisanych do konkretnej, przed wojną ist-niejącej kopalni (bo ich już dziś nie ma!) postawił lalkę w stroju górniczym – taką ozdobę, jak

dziś traktujemy to, co Śląsk ukształtowało, co dawało pracę i chleb setkom tysięcy ludzi. Ale Walczak nie zarzuca nikomu likwidacji ko-palń – pokazuje zmianę, nieuchronną często, a jednak bolesną dla tych, których życie wyznaczał gwizd na szychtę czy hałas jeżdżą-cej w szybie windy. to Hart ducha, który stawia nam przed oczyma najzdrowszej piramidy kaloryczności i wartości odżywczej różnorod-nych produktów niezbędróżnorod-nych w zdrowym odżywianiu – kto nie zna tej piramidy zdrowia, a jednak – jak to u Walczaka z boku, niczym drobnym drukiem na umowach bankowych, jak zapisany niewielką czcionką przypis: chemicy w strojach odpornych na działanie substan-cji chemicznych rozpylają różnorodne preparaty, pewnie ulepszacze, poprawiacze i konserwanty owej pozornie „zdrowej” żywności. Świat obłudy marketingu, i naszej naiwnej wiary. Dokąd zmierzamy, jak da-leko posunie się światowe oszustwo, dwulicowość i pazerność. Czy reklamowany sport – zdrowy tryb życia – jak w Nowych golfistach – to tylko loga znanych firm produkujących sprzęt i odzież sportową, dysponujących gigantycznymi fortunami, a sedno sportu – rywalizację znaną ze śląskiego podwórka – traktują wyłącznie jako maszynkę do robienia pieniędzy… Czy doprawdy idzie o pomoc bliźniemu, kiedy mówimy o uchodźcach, dzieciach, kobietach i terrorystach, a tak na-prawdę boimy się obcego i chętniej o nim mówimy niż mu pomagamy.

Multikulti II, 2013, olej, akryl/płótno

Stąd żółty namiot z literami międzynarodowej pomocy humanitarnej UNhCA w obrazie Pierwsza pomoc zatopiony w otaczającej go czerni, jak szalupa na wzburzonym morzu u brzegów lampedusy.

Ale od spraw wielkich ucieka czasem Walczak do spraw mu bliskich – do miejsc, z którymi jest związany chociażby poprzez prezentację swo-ich prac – jak sosnowiecki Zamek Sielecki, jak uwiecznianie w obrazach postaci mu bliskich, jak grafik Krzysztof Kula, jak wypisane nazwiska śląskich artystów – malarzy, grafików, fotografów w obrazie Kuratorka, które tworzą – podobnie jak słowa śląskie – tło do działań ludzi, którzy organizują tę pracę. Przy okazji jakby upomina się o nich, przypomina o istnieniu artystów w społeczeństwie, którzy ciągle spychani są na mar-gines życia, wypierani przez doraźność polityczną, propagandową, przez tematy, które wyniosą wielu ludzi na listach wyborczych. Pamięta też o bohaterach swoich muzycznych upodobań – to swego rodzaju hołd zło-żony artystom, czasowi swojej młodości, niezależności ale i wartościom, którym byli wierni: tak więc w obrazach pojawia się Czesław Niemen i John lennon. to też jest widok kolejki linowej „Elka”, przemierzającej od dziesięcioleci także siemianowickie obszary, a więc bliskie artyście.

Pokazuje on w ten sposób swoje sympatie i jakby „spłaca” zaciągnięty dług, odnosząc się jednocześnie (jak w obrazie Listopadowi romantycy) z serdecznością do podejmowanych działań i myśli z uznaniem o ludziach, którzy przy pomocy tych instytucji tworzą ferment wysokich lotów w kul-turze, jak na przykład wokół tego, co pojawia się w działaniach instytucji Ars Cameralis. Jakby w kontraście do tego co masowe, tłumne, tylko prawdziwa sztuka rozświetla drogę w ciemności.

Przyzwyczaił nas Ireneusz Walczak do trójwymiarowości swoich prac, do malowania obrazów „z przypisami”. Wzbogacanie dwuwymiarowej powierzchni o dodatkowe pola malarskie, otaczające obraz – niczym pudełko, stwarza wrażenie, że owe komentarze, uzupełnienia, pozwalają na wielokierunkową interpretację podjętego tematu. tworzenie coraz to innych rzeczywistości tworzy narrację prowokującą podejmowanie dyskusji. Walczak stawia pytania, podsuwa nam tekst w postaci obrazu (czasem słownego), który każdy odczytuje zgodnie z własnym doświad-czeniem, poglądami, pochodzeniem. tworzy dzieło otwarte, podatne na różne odczytania, zmuszające do zastanowienia i do określenia własnego

„ja”. Kimś trza być! I „jakimś” trzeba być!

I jeszcze jedno zdjęcie z fotoreportażu Arkadiusza Ławrywiańca:

Walczak pochylony nad kolejnym obrazem – widoczna jest postać… ma-lująca jakiś obraz, on sam cyzeluje ramę, a z boku pojemniki z farbami, rozpuszczalnikami czy inną chemią, a wszystko to – przez przypadek pewnie – dzieje się na rozłożonej gazecie, na której do góry nogami widnieje fragment tytułu: „…wy rozkład jazdy”. motyw w sam raz na

ramę obrazu: każdy ma jakiś rozkład jazdy, a czy wsiądzie do takiego czy innego pociągu, to albo przypadek, albo starannie dokonany wybór.

Ireneusz Walczak wsiadł do zatłoczonego pociągu, którym podróżuje przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, a on sam zajął miejsce z ta-bliczką: artysta malarz. Podąża więc tym swoim pociągiem od stacji do stacji, oglądając z zaciekawieniem mijane obrazy, samemu będąc uczestnikiem tej wyprawy, w jej centrum. Opisuje więc za pomocą obrazów wszystko, co napotyka, w czym bierze udział jako pasażer, co dojrzy (czasem mimowolnie), a co pozwala mu na zupełnie inne spojrzenie na świat.

ireneusz Walczak – rocznik 1961, absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, Wydział grafiki w Katowicach (dyplom z wyróżnieniem w 1988 r.). Profesor zwyczajny, prowadzi Pracownię malarstwa w katowickiej ASP. Od 1989 roku namalował jedenaście cykli obrazów, m.in. Budowanie tożsamości, My house is my langague, Multikulti. brał udział w 270 wystawach zbiorowych w kraju i za granicą. laureat 30 nagród i wyróżnień krajowych i zagranicznych. mieszka w Siemianowicach Śląskich.

Loading, please wait ... II, 2016, olej, akryl/płótno