• Nie Znaleziono Wyników

w grodzie z głową jana chrzciciela w herbie

Studia artystyczne odbył w latach 1955-1961 na Wydziale Architektury Wnętrz oraz Wydziale Ceramiki Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycz-nych we Wrocławiu (obecnie ASP). Jednak była to epoka niezbyt przyjazna artystom, ich niezależnemu duchowi. Co w prostych słowach wyraził poeta:

A młodość twoja? Nie górna i chmurna, lecz przede wszystkim ponura i durna.

Jeszcze cię teraz chwytają wymioty, gdy ZMP-owskie wspominasz bełkoty.

Wysoko świeci stalinowskie słonko, wciąż na trybunę straszne typy włażą, z owadzim okiem i pryszczatą twarzą, krzyczą, byś walczył z kułakiem i stonką.

Wtem cię za serce straszna chwyta trwoga, Bo wiesz, że wyraz tworzy masz nieszczery,

że pod tą maską klasowego wroga ktoś wnet rozpozna i skopią ci nery.

Więc patrzysz trwożnie, czy czujny towarzysz nie obserwuje twojej twarzy.

Studenci Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych jednak nawet w tych czasach potrafili uformo-wać specyficzną społeczność artystyczną, rodzaj wspólnoty, której członkowie razem żyją, bawią się, pracują, a przede wszystkim razem malują i prowadzą dyskusje i spory na temat sztuki.

Jednym z ogniw tego łańcucha był S. barnaś, który do Związku młodzieży Polskiej, wzoro-wanym na konsomole nie wstąpił. Na zajęciach studium wojskowego zaliczył takie wykrocze-nia, jak rysowanie, nucenie frywolnych melody-jek i brak munduru. We Wrocławiu był po raz pierwszy w życiu samodzielny, chodził, gdzie chciał, jadał obiady z kolegami z pracowni, mógł nawet w gronie przyszłych artystów wybrać się wieczorem do kawiarni na szklaneczkę czegoś mocniejszego, nie koniecznie musiała to być waza grzanego wina, zaprawionego zmielonym cynamonem i goździkami. miał wielu przyja-ciół, z którymi łączyło go poznawanie tajników sztuki, pasja tworzenia,

przeby-wanie w tym samym warsztacie artystycznym. Popołudniami spotykali się, by we dwóch lub trzech malować i rysować w ple-nerze. Dobrze czuł się wśród kolegów, którzy jeśli mieli przy sobie pieniądze, musieli je wy-dać, zanim poszli spać. Obcy był mu mieszczański komfort.

W gronie tym panowała zasada,

Staszek w studenckiej czapce

Z przyjaciółmi przed budynkiem uczelni

PONIŻEJ:

Inscenizacja w duchu Witkacego

jeżeli ktoś przyszedł bez obiadu, odgrzewano mu coś do zjedzenia, ścieśniano się, by zrobić miejsce przy stole, zawsze też znalazło się coś do palenia. miał wielu przyjaciół grających na gitarach, którzy muzyką umilali wolne chwile.

był przez nich bardzo lubiany. Prostolinijny, bezpretensjonalny, uwielbiał żarty i kawały. lu-bił także taniec. Na jednym ze studenckich bali, tańcząc z piękną tancerką, na koniec przykląkł i pocałował ją w odsłonięte kolano, a następ-nie skomentował swój gest słowami: „należy wielbić Stwórcę w jego dziełach”. mieszkał, jak wszyscy studenci ASP w Domu Studenta przy ulicy henryka Pobożnego. A jednak były to dobre czasy, szczególnie jeśli przypadkiem zdarzyło mu się robić jakiś portret za pieniądze.

malował i takie modele, na które nie dawało się nawet patrzeć, traktując zamówienie jako formę umartwienia. Z drugiej strony sądził, iż,

„malując twarze poznaje się ludzi”. Czasami było i trochę tak jak, mówił Józef Czapski75, cy-tując słowa młodego artysty w Paryżu: „trzeba malować śnieg – tej zimy będą kupować śnieg, wiem to od marszanda”76. Pewnym urozma-iceniem były próby i występy akademickiego chóru, w którym śpiewał. W jego repertuarze były m.in. utwory operetkowe77. Poruszając temat wrażliwości muzycznej i żywego słowa warto także nadmienić, iż należał do pokolenia jazzowego nazywanego również pokoleniem

„małego Księcia”.

bardzo dobrze czuł się w pracowniach uczel-nianych, po których nierzadko hulały przeciągi, bo rzadko uszczelniano okna, tam tłoczyli się adepci sztuki, a powietrze przesycone było opa-rami farb i rozpuszczalników, wszędzie unosił się pył z węgla do rysowania, węgla do palenia w piecu i z pajd miękkiego białego chleba, któ-rym studenci ścierali nieudane rysunki.

Podczas wykładów i ćwiczeń warsztatowych spotkał wielu wybitnych artystów i pedagogów.

We Wrocławiu na zajęciach „z rzeźby” zetknął Szkic portretu. Rys. S. Barnaś

Akt. Rys. S. Barnaś

Portret kobiety. Rys. S. Barnaś

się z Xawerym Dunikowskim78, który najczęściej przyjeżdżał na dyplomy, a z racji wieku podczas zajęć często zasypiał. Uczęszczał także na za-jęcia z historii sztuki prowadzone przez Karola Estreichera79, który w czasach PRl-u słynął z tego, że mówił co myślał. Do historii przeszły pisemne egzaminy u profesora, który zadawał studentom tematy do opracowania i udostęp-niał literaturę przedmiotu, a sam w tym czasie udawał się na targowisko przy placu biskupa Nankera, by poszukiwać kiczowatych makatek

„malowanych w łabędzie”, które pieczołowicie kolekcjonował80. lekcji rysunku i malarstwa udzielał Staszkowi młody Zbigniew Karpiński81, który wrócił ze stypendium w Rzymie. absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych we Wrocławiu (1952 r.), związany z nią przez wiele lat pedagog. był on malarzem »tworzą-cym przez ponad 50 lat w zakresie dwóch styli-styk – „realizmu wyobrażeniowego” i „realizmu bezkompromisowego”. Stosowanie w sztuce formuł kolorystycznych i ekspresjonistycznych oraz realistycznych, ze szczególną autorską wersją chromatycznego i materialnego „wibry-zmu” (często opisywanego jako indywidualna interpretacja pointylizmu), charakteryzowało Karpińskiego jako malarza, grafika i rysownika konsekwentnie postępującego zgodnie ze swo-imi wyborami autorytetów twórczych, celami artystycznymi oraz sumieniem. Znaczący jest tu fakt pozostawania tego malarza poza wszel-kimi wrocławswszel-kimi ugrupowaniami artystycz-nymi, ze Szkołą/grupą Wrocławską na czele.

[Stwierdzenie – Z.J.] zawsze wierny sobie, wier-ny malarstwu i obrazowi, uparcie poszukujący najtrafniejszych rozwiązań artystycznych oraz duchowych [...] dobrze charakteryzuje tego samotnika, dogłębnie przeżywającego sztukę Rembrandta, ekspresję van gogha i myśl Cézan-ne’a. Karpiński odebrał edukację podobną jak inni kształcący się we Wrocławiu twórcy, ak-tywnie uczestniczył w życiu miejscowego ZPAP,

Autoportret. Rys. Z. Karpiński

Zbigniew Karpiński

Portret mężczyzny.

Rys. S. Barnaś

regularnie brał udział w lokalnych pokazach, a także w wydarzeniu naj-ważniejszym dla wykrystalizowania się etosu miejscowego środowiska:

wystawie w warszawskim „Arsenale” w 1955 roku«82. Swoje umiejętno-ści i wiedzę usilnie starał się przekazać swoim uczniom wśród, których znalazł się również S. barnaś. Od swojego nauczyciela rysunku Staszek dowiedział się m.in. o mozaikach wczesnochrześcijańskich i bizantyjskich w torcello, Rawennie i monte maggiore pod Palermo. Na zajęciach było też kopiowanie głów z obrazów starych mistrzów, szkicowanie portreto-we żywych modeli, wreszcie portrety naturalnej wielkości całych posta-ci. Początkujących szczególnie starannie uczono techniki szkicowania, przygotowania zarysu portretu. taki szkic mógł posłużyć później jako podstawa do malowania obrazu, ale często był też traktowany jako dzieło samo w sobie. Z. Karpiński dla młodzieży był także wzorem patriotyzmu, działał w ruchu oporu, a w latach 1941–1944 był żołnierzem VI Wileńskiej brygady Armii Krajowej83. Pod pseudonimem „Czerniawa” uczestniczył m.in. w wileńskiej akcji „burza” pod kryptonimem „Ostra brama”, kiero-wanej przez gen. Aleksandra Krzyżanowskiego84, ps. „Wilk”. Stało się to powodem aresztowania i uwięzienia w styczniu 1945 r. na Łukiszkach, a następnie zsyłki Z. Karpińskiego w głąb Rosji. Ostatecznie osadzony został razem z 6326 Polakami w łagrach NKWD w okolicach Stalinogor-ska na Ukrainie i zmuszony do pracy w kopalniach węgla kamiennego.

funkcjonowały tam dla Polaków do 1950 r.: obóz kontrolno-filtracyjny nr 283 i obóz jeniecki nr 388 NKWD-mWD, skąd uciekł z dwoma kolegami i pociągami towarowymi przedostał się do Wilna. Stamtąd w 1946 r., w ślad za rodzicami, dotarł do stolicy Dolnego Śląska.

Na zajęcia z malarstwa sztalugowego i grafiki warsztatowej S. barnaś uczęszczał do pracowni marii Dawskiej85, żony Stanisława Dawskiego, rektora uczelni. Roczniki adeptów sztuki nie były liczne, nierzadko na zajęcia przychodziło dwóch studentów. Stąd prawie wszyscy się znali.

Najbardziej zdolnym kolegą S. barnasia był Jerzy Antkowiak86, który zo-stał wziętym polskim projektantem mody i sty-listą. W gronie tym wyróżniał się także młodszy o dwa lata od Staszka bronisław Wolanin87, któ-ry w 1962 r. uzyskał dyplom w pracowni prof.

Julii Kotarbińskiej88.

Z kolei na zajęciach u prof. Władysława Win-cze89, projektanta mebli i architekta wnętrz, studenci by uniknąć kontroli zadanych prac często chowali się pod stół, m.in. lucyna Sa-ternus, która odegrała ważną rolę w życiu S.

barnasia. We Wrocławiu Staszek poznał swoją pierwszą żonę, była nią właśnie wspomniana Jerzy Antkowiak – projektant

mody

lucyna90. Na studenckiej herbatce w akademiku po raz pierwszy umówił się z nią na św. Jadwigi, w październiku 1958 r. Podczas nadodrzańskich spacerów towarzyszyła im piosenka Wrocławskie gwiazdy znad Ratusza, śpiewana przez Janusza gniatkowskiego:

Noc majowa miasto snem otula, Drzewa w kwiatach okrył ciepły mrok,

Do ramienia twego się przytulę, W ciszy rym, głośny jest nasz krok.

Popatrz – miła – w górę, tam, nad wieżą Milion iskier złoci się wśród chmur.

Wszystkie gwiazdy do ciebie należą, Srebrny refren nuci gwiezdny chór:

Wrocławskie gwiazdy znad ratusza Sypnęły srebrem w oczy nam,

Padają cienie od wykuszy, Starego miasta spływa czar.

Wrocławskie lampy – miejskie gwiazdy – Migocą, jak w czarownym śnie,

Zapamiętałem światło każdej, Bo w nich odgadłem oczy twe.

ludwika Saternus była wówczas studentką pierwszego roku. Starszy kolega był dla niej cicerone po Wrocławiu i autorytetem mogącym obja-śnić zawiłości życia akademickiego wartko upływającego między sesją zimową a letnią. gotowali razem posiłki, a specjalnością ich kuchni były placki ziemniaczane, które wabiły tak wielu amatorów, iż często musiał trzymać klamkę, by uchronić dla siebie ostatnią porcję przed zjedze-niem przez szybszego intruza. W przerwach między zajęciami wracali do domu tym samym pociągiem, nazywanym „Widmem”. Pokonywał on trasę Szczecin–Przemyśl i zawsze był zatłoczony. Staszkowi zawdzięcza-ła też uczestnictwo w pierwszej w życiu zabawie dancingowej. Wcze-śniej bawiła się w gronie rodziny i znajomych ojca w siemianowickiej izbie rzemieślniczej, straży pożarnej lub „Pod Dwiema lipami” (później zmieniono nazwę na „Dom górnika”). Na sylwestry jeździli do rodzinnej bochni. tam poznała mamę Staszka, kobietę gościnną, pełną dobroci dla dzieci, religijną, która „lubiła pochwalić i znaleźć dobro w drugim człowieku”91. Również Staszek spotkał się z aprobatą w rodzinie Sater-nusów, gdzie szczególnymi łaskami cieszył się u pani domu. W tej sytu-acji lucyna przekornie stawiała pytanie: „zakochałeś się we mnie, czy

Lucyna Saternus

Martwa natura. Mal. Lucyna Barnaś

w mojej mamie?”92 Po kilku latach znajomości zdecydowali się na ślub, który odbył się 26 XII 1960 r. w siemianowickim kościele pod wezwaniem Krzyża Świętego. mimo dzielnicowych różnic i mentalnej odmienności obie rodziny potrafiły się dobrze porozumieć i dogadywać. Szczególnie przypadli sobie do gustu ojcowie, obaj pracowici i przywiązani do świata wartości: Józef barnaś i Stanisław Saternus93.

Przyszłość młodej pary rysowała się obiecująco. Stanisław barnaś za-liczywszy, jako akademik, studium wojskowe mógł poświęcić się kształ-ceniu swoich umiejętności pod okiem mistrza Rudolfa Krzywca94, który był dla niego największym autorytetem w tematyce związanej z sztuką stosowaną i uczęszczał na jego zajęcia od drugiego roku studiów. lubił panującą w pracowni profesora atmosferę, potrafił podporządkować się panującej tam dyscyplinie i wiele nauczyć. Dyplom artysty plastyka w zakresie ceramiki przemysłowej otrzymał 27 VI 1961 r. w pracowni R. Krzywca. Jako pracę dyplomową zaprezentował komplet obiadowy

„lucyna” („ISIA”)95 wykonany dla fabryki Porcelany w bogucicach-Kato-wicach. Równocześnie był to wyraz sympatii i uczuć żywionych do żony ludwiki, posługującej się także tym imieniem. Dla bogucickiej fabryki wykonał ponadto wzór kompletu śniada-niowego będącego połączeniem filiżanki z talerzykiem oraz wzór patery na ścianę.

Doświadczenie praktyczne zdobył dużo wcześniej. Jako student pracował nocami realizując projekt wystroju jednego z wro-cławskich kin, na który składało się „ma-larstwo z małych mozaik”. Odbył także praktyki w ćmielowie i innych zakładach ceramicznych – „tworzył piękne rzeczy”.

Rzeźba ceramiczna R. Krzywca

Dyplom ukończenia Wyższych Studiów Artystycznych Na szkoleniu wojskowym

„Znalazł tam wyrzuconą formę, przy której pomocy wykonał wiele intere-sujących prac, odlewów. także i dla nas zrobił piękne komplety do kawy”

wspominała siostra artysty96. Jego nazwisko widnieje także w katalogach zakładów w bolesławcu, jednym z ważniejszych ośrodków ceramicznych w Polsce o wielowiekowej tradycji, słynącym z wyrobów kamionkowych cieszących się renomą użytkową i artystyczną na europejskich rynkach.

miejscowe glinki, zawierające duże ilości topników, przede wszystkim krzemu, skaleni, nieraz domieszek kaolinu – w wyższych temperatu-rach spiekania (1100–1300°C) – dawały ceramikę o ścisłej i trwałej, częściowo zeszkliwionej strukturze, odpornej na działania temperatury i wilgoci oraz czynników zarazem chemicznych, jak i mechanicznych.

Wrocławska uczelnia, na której studiował S. barnaś, miała duże zasługi w uruchomieniu po drugiej wojnie zniszczonych zakładów. W 1958 r., gdy przyjechał do bolesławca na praktyki, odeszła do prywatnego Zakładu Ceramiki Szlachetnej „Puchalski i S-ka” w bolesławcu przy ulicy górne młyny – Izabela Zdrzałka. Kierownictwo artystyczne objęła wówczas Alicja Szurmińska-Krepowa, absolwentka wrocławskiej uczelni, także studentka Rudolfa Krzywca. Dzięki wcześniej podpisanym umowom na produkcję butelek do alkoholi, które

sta-nowiły 30% ogólnej produkcji poprawiła się kondycja finansowa zakładu i nie tylko. Na Okręgowej Wystawie Architek-tury Wnętrz i grafiki we wrocławskim bWA, były również pokazane prace Iza-beli Zdrzałki, a Wykaz wzorów wymienia:

Alicję Szurmińska-Krepową, Adama Sa-dulskiego, Stanisława barnasia,

leoka-dię bożek i mieczysława Porębskiego. Rzeźba ceramiczna S. Barnasia Wazony S. Barnasia Zestaw kawowy zaprojektowany podczas praktyk w Chodzieży

lucyna barnaś opisując profesjonalizm Staszka zwracała uwagę na jego umiejętność doboru kolorystyki farb do wypalanej cera-miki, co jest niezmiernie trudne, gdyż pod wpływem wysokiej temperatury i atmosfery w piecu zmienia się ich intensywność. Intere-sował się także sporządzaniem i ustalaniem własnych receptur na szkliwa. Potrafił także nadać swojej ceramice doskonałą fakturę zwaną krakelurą. Efekt spękania szkliwa na wyrobach ceramicznych bywa używany świadomie w celach dekoracyjnych. takie wykorzystanie krakelury w zdobieniu cera-miki do szczególnej doskonałości doprowa-dzili Chińczycy. S. barnaś potrafił z równym im mistrzostwem posługiwać się tą techniką zdobniczą. Umiejętności te miały wpływ na walory artystyczne jego mozaik i projektów ceramicznych97.

Równocześnie potrafił realizować inne pasje i zainteresowania. Zawsze lubiany w towarzystwie, zwracał uwagę wyspor-towaną sylwetką. Pływał98, uczestniczył w zawodach strzeleckich99 (uprawiał łucz-nictwo, strzelał z pistoletu i sportowego karabinku), jeździł na nartach100; połknął bakcyla żeglarskiego. Zaangażowanie w zajęcia sportowe pozwoliło przezwy-ciężyć ślady choroby płuc, jakiej nabawił się w dzieciństwie podczas trudnych lat okupacji niemieckiej. Z tego powodu był m.in. zwolniony ze służby wojskowej. Sport przywrócił mu nie tylko zdrowie, ale wy-robił dyscyplinę wewnętrzną. brał udział w różnych eliminacjach. Wygrał m.in. za-wody strzeleckie, jednak gdy oświadczono mu, iż wręczenie trofeum, którym był ze-garek, wiąże się z wstąpieniem do ORmO, odmówił przyjęcia nagrody. Pasjonował się również motoryzacją i był dumny ze swo-ich umiejętności kierowcy. toteż głęboko przeżył krytyczną opinię jednego z prze-Portret. Mal. S. Barnaś

Sportowa książeczka żeglarska

Patent sternika jachtowego

chodniów, który zwrócił uwagę na niedbale zaparkowane auto, mówiąc:

»ten kierowca to chyba ma prawo jazdy z „Przyjaciółki”«; był to tytuł ukazującego się od 1948 r. popularnego magazynu dla kobiet. Stojąc obok zawstydzony nie przyznał się, że to jego samochód.