• Nie Znaleziono Wyników

Kilka słów o gazach trujących

którego żniwo było straszne. Kilkanaście ty sięcy Anglików zostało zatru ty ch na polu najstraszniejszego z dotychczas znanych gazów, jakim jest tlenek w ęgla, czyli które działają drażniąco na poszczególne n arząd y organizm u ludzkiego, a w ięc po­ zabezpieczył się przed niemi.

Do bard zo groźnych należą gazy pa­

liżuje natychm iast dane zwierzę.

W reszcie ostatnia kategoria, to t nk zw.

oczy, nic jednakże nie widzi, gdyż nerw w zro k o w y nie przekazuje m ózgowi w ra ­ żeń. I nadal pracują całe sztab y chemi­

ków, przygotow ując coraz, straszniejsze środki, których zgrozę pokaże przy szła wojna.

Ktoś zapytany, jaki będzie obraz p rz y ­ szłej w ojny, odpow iada: „G azam i w y tru - ją w szy stk o co żyje i prędko będzie ko­

niec!" O tóż takie pow iedzenie pomimo w szystkiego nie jest ścisłe i ; należałoby je sprostow ać. Użycie gazów n a ' froncie jest bronią obosieczną i niezaw sze da się uskutecznić. K ażdy żołnierz zaopatrzony jest w m askę przeciw gazow ą i do d y s­

pozycji m a cały szereg urządzeń,, chro­

niących go przed gazami. Nigdy też w oj­

ska nie znajdują się w w iększych sku­

pieniach, n aw et w razie zaskoczenia nie będą w chodziły w grę wielkie ofiary.

Gorzej spraw a ta przedstaw ia się z lud­

nością cyw ilną w m iastach i wsiach. W y­

obraźmy. sobie miljonowe m iasta, gdzie taka m asa ludzi żyje na stosunkow o nie­

wielkim terenie, a gdy pod osłoną nocy dziesiątki sam olotów, zaopatrzonych w setki ty sięcy kilogram ów bcmb gazowych, zarzucą takie miasto, z jak wielkiemi ofia­

ram i będziem y mieli do czynienia? Tech­

niczną niem ożliwością jest zaopatrzyć ca­

łą ludność w m aski przeciw gazow e lub u brania ochronne, jak rów nież pouczyć w szystk ich o m etodach obrony. To też już w czasie pokoju pracuje się dużo na tem polu, urządza się odczy ty i pokazy w ojny chemicznej, a ludność powinna pil­

nie k o rz y sta ć z w szystkich tych imprez, gdyż dla niej to w najw iększym stopńu p rzy szła w ojna gazow a gotuje zniszcze­

nie.

Myśl.

Nigdy w życiu nie m yślałem , że bę.ię kiedyś dostaw cą — tym czasem , ożeniw­

szy się,, jestem dostaw cą strojów dla mo­

jej ukochanej małżonki.

Święcone.

M a ł y b o h a t e r .

gdyż odm awiają Pozdrow ienie Anielskie?

N iepraw daż, m am usiu?

— W szak to są rzeczy — rzekło dziec­

W skutek zbiegu tajem niczych okolicz­

ności, które zastępują praw dziw e zrzą­ cierpień był początkiem nieutulonego ich żalu i długich opłakiw ań. Piętnastoletni M iłosierdzia zaczęło śpiew ać miluchnym głosem ,.Z drow aś M arjo“.

jego życiu, a zaczęła drugą, św ietniejszą, ze w szechm iar szczęśliw szą.

P o skończonem nabożeństw ie poszedł bowiem do zakrystii, rozm aw iał z księ­

dzem m isjonarzem i wyllał przed nim sw o­

je zam ysły. Niedługo potem cz y sta dusza Janka usłuchała Ducha św „ stukającego

do niej raz po ra z natchnieniam i i w y ­ rzekła się odszczepieństw a w tym sam ym kościele w św ięto N arodzenia Najśw.

Marji Panny.

Kto w je, czy to nie ow e pierw sze

„Zdrow aś", pobożnie zmówione niewin- nemi usty, utorow ało mu przy stęp do p ra w d y ?

K ai. Z w .^Ś l. K atolików .

W szak nie m ało trudności miał Janek do pokonania, które mu w y trw a le staw ia­

ła siostra rodzona, fanatyczna p ro testan t­

ka. On zaś po jednej, drugiej, trzeciej nie­

udanej próbie nie dał za w yg ran ą, lecz modlił się nieustannie o naw rócenie za­

gorzałej w y zn aw czy n i w iary L utra. Nie­

kiedy szlachetny młodzian przem aw iał do niej jak najczulej, nam aw iał ją, aby po­

rzuciła protestanckie w yznanie, ale ona nie chciała o tem sły szeć i sprow adzała rozm ow ę zaraz na inny przedmiot.

Pew nego dnia tak dalece postąpiła, że odezw ała się do niego z zimną krw ią:

— W iesz co, Janku! W olałabym , aby

6 Św. S tanisław Kostka.

moje dzieci zaraz pom arły, niż ,żeby od­ swojem złorzeczeniem m acierzyńskiem ! Pozw ól mi przynajm niej, abym za nich zm ów ił „Z drow aś M arjo“.

Pani B . . . nie posiadała się z gniewu, lecz tym razem nie chciała się sprzeciw ić bratu, bo na cóż nie zdobędzie się m atka dla ratow ania ukochanych dziatek? Janek ukląkł p rz y łóżku dogoryw ających sio­

strzeńców i odm aw iał głośno pozdrow ie­

nie Anielskie, a ona mimowoli p ierw szy

raz w życiu p o w tarzała za nim duchowo słow a cudownej m odlitwy. Najśw. Panna, Pocieszycielka Strapionych, nie zawiodła też ufności, pokładanej w Jej pośrednic­

83

Dr. L e o n W o l f .

Ks. J ó z e f L o n d z i n .

Ks. Józef Londzin urodził sięi w Z abrze­

gu w pow iecie Bielskim 2 lutego 1863 r.

Rodzice jego byli niezamożni chałupnicy i aczkolw iek syn ich w y k azy w ał wielkie zdolności jako uczeń tam tejszej szkoły ludowej, długo trw ało nim się zdecydo­

w ali posłać go na studja do gimnazjum niemieckiego w Bielsku. Z początku po­

konać m usiał trudności nauczenia się ob­

cego języka, ale z czasem w yrobił się tak, że m ógł n aw et daw ać lekcje innym stu­

dentom, pochodzącym z zam ożnych ro­

dzin niem ieckich i w ten sposób umożli­

w ił sobie utrzym anie i chlubne ukończe­

nie studyj w gimnazjum.

P odczas tych studyj doznał w iele p rz y ­ krości, które później w p ły n ęły na jego życie. Nauka w gimnazjum była w ted y jeszcze przyw ilejem synów zniem czonych m ieszczan i synów urzędników lub w iel­

kich w łaścicieli ziemskich i p rzem ysłow ­ ców. N aw et w głow ach niektórych profe­

sorów nie mogło się pomieścić, jak mogą synow ie niezam ożnych chłopów sięgać po ten przyw ilej dla siebie. Dlatego by ł m ło­

dy Londzin, podobnie jak i inni studenci ze stanu chłopskiego, narażony na różne poniżenia i docinki, p iz y każdej sposob­

ności słyszał też pogardliw e przezw isko

„B auernjunge" z różnym i przym iotnikam i.

Dla wielu n iestety ta pogarda dla stanu

chłopskiego, b y ła bodźcem do zaparcia się sw ego ludu i do zgermanizowania się.

Józef Londzin był jednakże młodzieńcem am bitnym , w jego naw skroś chłopskiej, śląskiej duszy budziły te docinki, — jak czasem opow iadał, _ żądzę odwetu i już w te d y postanow ił sobie pracować dla tego ludu, podnieść go z poniżenia i ule­

głości i pokazać niemieckim panom, że ich stanow isko jest zależne od mas ludo­

w ych, a nie odw rotnie. Trzeba było tylko w ludzie sam ym w yrobić to poczucie siły przez z w a rtą organizację'.

T a m yśl nie opuszczała go w czasie je­

go studyj teologicznych w seminarium du- chow nem w Ołomuńcu i była mu prze­

w odniczką w całem jego życiu. Po w y ­ św ięceniu kapłańskiem w dniu 5 lipca 1889 o trzy m ał z razu posadę jako w ikary w Strum ieniu i M iędzyrzeczu. Począł tu p ra­

cow ać nad uświadom ieniem ludu, lecz za­

kres jego działania był dla jego szerokie­

go um ysłu za ciasny. Cieszyn był w tedy już centrem zbudzonego życia narodowe­

go, stam tąd trzeba było kierować graca­

mi w śród ludu na całym Cieszyńskim Śląsku, m arzeniem dla młodego wikarego było usadow ić się w Cieszynie.

Życzenia jego zostały spełnione, bo już w roku 1890 o trzym ał posadę starszego w ik areg o i duszpasterza więźniów w

Cie-L E Ć P I E Ś N I M O J A ...

Leć piosenko w k ra j daleki, Echem odbij się o bory,

Leć g d zie polskich p ó l zasieki, Leć j a k jeleń w biegu skory.

N a zaw ody leć z wietrzykiem, Z anuć tam m oją tęsknotą,

I z pierw szym słońca prom ykiem , S p ły ń na rosy krople złote.

Tam g d zie straszne boje wrzały, Tam g d zie legli bracia mili, O budził się p ta czek mały, Sm utnó nad ich dolą kwili.

Tam się rozpłyń moja pieśni, I o struny uderz lutni,

I niech ci się P olska przyśni, Je j rycerze dumni, butni.

— a

R u d o l f C h le b o w c zy k .

szynie. D ostał się odrazu w w ir pełnego życia społecznego i politycznego. Założony w r. 1883 Zw iązek Śl. Katolików, k tó ry już szczególnie na Zw iązek Śląskich Katoli­

ków, starając się obniżyć ruch polski w oczach ludu. Z drugiej stro n y szafowali pieniądzmi i przeciągali do renegackiego obozu kogo mogli. Szło o w y b o ry do R a­ Śląskich Katolików, M acierzy Szkolnej.

Z araz w roku 1890 został jej sekretarzem , organizacjam i kościelnym i i społecznymi w Cieszynie, p racow ał w Dziedzictwie

ganizacji polskiego ludu przeciw ówcze­

snem u liberalizm ow i niemieckiemu, prze­

ciw budzącem u się w ted y w gminach Za­

głębia m iędzynarodow em u socjalizmowi, oraz renegactw u, popieranem u moralnie i

m aterialnie przez naw skroś germ ańską Komorę A rcyksiążęcą. Ks. Londzin by ł w tym czasie p raw ą ręką ks. Świeżego, lecz w e wielu spraw ach przychodził sam z inicjatyw ą, a szczególnie organizow anie ludności było praw ie jego w yłączną za­

sługą. W obozie katolickim było w ted y wielu zacnych m ężów, pracow ników w śród polskiego ludu, jak: ks. P aździora, jeden z najdzielniejszych, ks. Janik, ks.

D ziekan H enryk, ks. Dudek, ale pod w zględem organizacyjnym w szy sc y od­

daw ali pierw szeństw o ks. Londzinowi.

P ra c a ta przyniosła też owoce. P rz y ­ szły w y b o ry do Sejm u O paw skiego w r.

1896. Aczkolwiek katolicy byli w

prze-szynie. Ks. Londzin znów jest duszą agi­

tacji. Z w ołany w dniu 1 sierpnia 1897 wiec, na k tó ry ze w szystkich stron Ślą­

ska przy b y ło przeszło 15.000 ludzi do G rabiny w Cieszynie, miał m anifestow ać za upaństw ow ieniem i rów noupraw nieniem polskiego ludu. N iestety, rozbili go sw em i burdam i i dzikiemi w rzaskam i „polscy1*

socjaliści z zagłębia. W tedy pokazało się, że dla ruchu narodow ego rośnie w Z agłę­

biu przeszkod a i że dla tych, któ rzy chcą w alczyć za polskość śląskiego ludu p rz y ­ by ł n ow y niebezpieczny przeciwnik.

L ata do 1900 upłynęły ks. Londzinowi w śró d nieustannej p ra cy w redakcji, w Zw iązku Śląskich Katolików i D ziedzic-85

w ażnej ilości na Śląsku, postaw iono znów na kandydatów dw u ew angelików : p. J.

Cieńciałęi i d ra Michejdę a tylko jednego, ks. Świeżego, jako katolika. Jest to zna­

kiem, że także w ów czas Zw iązek Ślą­

skich Katolików czynił w szystko, ażeby u trzym ać tylko zgodę dla dobra sp raw y narodow ej. W tej sam ej zgodzie przepro­

w adzono w y b o ry do R ad y P ań stw a w r.

1897 już w edług nowej ordynacji w y b o r­

czej, w prow adzającej V. kurję. W IV kurji przeszedł ks. Św ieży, w V-tej jednak w y ­ szedł zw ycięsko socjalista Cingr przeciw Cieńciale.

B ył to czas, kiedy ludność polska za­

częła w ielką agitację za upaństw ow ieniem p ryw atnego w ów czas gimnazjum w

Cie-twie. D ziedzictw o Błog. Jana Sarkandra, założone przez ks. Św ieżego i innych polskich księży w roku 1873, w ydało już c a ły szereg książek polskich i polskich kancjonałów , które krąży ły w śród ludu i przy czy n iły się wielce do rozbudzenia uśw iadom ienia narodow ego. W roku 1886 zakupiło ono dom na S tarym Targu, któ­

ry do dziś jest jego własnością. Ks. Lon­

dzin p racow ał w „Dziedzictwie" już w latach od 1890', lecz z początku inne w a­

żniejsze sp ra w y nie pozw oliły się mu za­

jąć niem intensyw nie.

P ra c a ks. Londzina nie uszła uwagi, zrozum ieli, jakim pow ażnym przeciwni­

kiem jest dla ich planów ks. Londzin. Dla­

tego też nieustannie szły skargi na niego, W idok ogólny Ligotki Kameralnej z filjalnym kościółkiem katolickim i zakładem wodoleczniczym.

przedew szystkiem do znanego ze sw ej nieprzyjaźni do Polaków ks. kard. Koppa, biskupa w rocław skiego, P rzychodziły stam tąd nagany i upomnienia, na które ks. Londzina przeniesiono z Cieszyna, spełzły na niczem, bo ks. Londzin stał się profesorem w gimnazjum polskiem.

W zrastające coraz bardziej znaczenie ks. Londzina, a tem sam em p ierw szeństw o w ruchu narodow ym Związku Śląskich Katolików, wzbudziło jednak także za­

zdrość w obozie ewangelickim narodo­ krakow skiej Nowej Reform ie insynuacje, jakoby Związek Śląskich Katolików miał pojaw iały się broszury, przedstaw iające stosunki na Śląsku w ujemnem dla katoli­

Klęska Związku Śląskich Katolików p rzy w y bo rach d ała powód jego przeciw ­ nikom do tem w iększych napaści. W’ p ra­

sie tak śląskiej, jak i galicyjskiej, przed­

staw iano katolików -P olaków jako masę nieuśw iadom ioną i obojętną, a przede­

w szystkiem w ystąpiono przeciw katolic­

kiemu duchow ieństw u.

P o ustąpieniu ks. Św ieżego w ybrany został prezesem Związku Śląskich Katoli­

ków ks. Tom asz Dudek, on też objął pre­

zesurę M acierzy Szkolnej. W łaściw ym szefem Związku, jak rów nież i duszą Ma­

cierzy Szkolnej stał się ks. Londzin. Na­

paści, prow adzone przez obóz protestanc­

ki, skiero w ały się także na teren Macie­

87

1

ł

Do o tw artego rozdw ojenia obozu n aro ­ dowego doprow adziła dalsza kam panja p rotestancka przeciw Zw iązkow i i kościo­

łowi. W odpowiedzi na to W alne Zgro­

m adzenie Zw iązku Śląskich Katolików w dniu lii lutego 1905 uchw aliło rezolucję, protestującą przeciw napaściom na w iarę i kościół i w zyw ającą do stanow czego o- poru. Na tem sam em zgrom adzeniu zapa­

dła druga w ażniejsza uchw ala, że Zw ią­

zek nie uznaje odtąd R ady Narodowej ja­

ko wspólnej reprezentacji narodow ej, od­

w ołuje z niej w szystkich swoich

repre-w iększą subrepre-w encję ks. kardynał Kopp, zajęły praw ie ca ły dom. T rzeba ich było rugow ać, one odw oływ ały się do ks. kar­

dynała,' k tó ry nakazał Dziedzictwu, aby je tam pozostaw iono. Nie uląkł się tego ks. Dudek i ks. Londzin i w drodze pro­

cesów je ostatecznie wyrzucono, pomimo protestów z ich strony i ze strony ks.

k a rd y n ała w roku 1906. Jeszcze długo potem pisał ks. kardynał listy, aby po­

zwolono na umieszczenie tych tow arzystw w domu Dziedzictwa, odpowiadano mu Rynek w Jabłonkowie.

Usunął się zupełnie ze Zarżądu M acie­

rzy Szkolnej, a z nim wycofali się w sz y ­ scy katoliccy księża. Było to początkiem otw artego rozdw ojenia m iędzy katolikami i ew angelikam i. Zw ołano W alne Zgrom a­

dzenie Zw iązku Śląskich Katol. w dniu 20 lutego 1904 w ybrano now y W ydział, k tó ry niebaw em w ydał odezw ę do ludu śliskiego, w zyw ającą do skupiania się przy sztandarze religijnym i narodow ym , do w alki przeciw ko w rogom kościoła i w rogom narodow ości. Po pierw szy raz w spom niano w tej odezw ie o „pobratym - cach“ Czechach, któ rzy starają się Śląsk zagarnąć.

zentantó w i ź a strzeg a Sobie zupełną s a ­ modzielność.

Zw iązek jednak nie w yrzekł się p rzez to p ra cy narodowej, ow szem teraz dopiero postanow ił użyć w szy stk ich sil, celem organizacji ludu i u trzym ania go w obozie narodow ym . Ks. Londzin począł organi­

zow ać oddziały m iejscowe, a wraz z in­

nym i zw rócił uwagę n a Dziedzictwo Błog.

Jana S arkandra i na jego dom. W czasie, g dy księża zajęci byli spraw am i polity- cznem i i spraw am i M acierzy, rozpano­

szyli się Niemcy w tymi domu. Różne nie­

m ieckie katolickie „V ereiny“, powołując się na to, że na zakupno tego domu dal

grzecznie, ale Niemców już do domu nie- wpuszczono.

Jeszcze z drugiej stro n y groziła Dzie­

dzictwu m aterjalna szkoda. D rukarze:

Feitzinger w Cieszynie, O rel w e Frydku .

cesach sądow ych, zm uszono nieuczciw ych kupców do w ydania w ydrukow anych ksią­ ogniskiem polskiego katolickiego ruchu, a ruch ten był w ów czas wielki. Z aczęły się zgrom adzenia, poczęto organizow ać Zw ią­

zek i ludność. Ks. Lc-ndzin w p ra cy się rozdw ajał. Tym czasem zreform ow ano or­

dynację w y b o rczą do R ady P ań stw a, i w prow adzono równe, pow szechne, bezpo­

średnie praw o w yborcze i rozpisano w y ­ sko-jabłonkow skim postaw iono kandydata mało znanego i niezbyt obrotnego. Ksiądz

szyńskiego w yszedł jako poseł socjalista polski dr. Kunicki, a taksam o w e frysz-

ganizow ana 25-letnia rocznica założenia Związku Śląskich Katolików zebrała koło 15.000 ludu polskiego w Cieszynie i na w iecu na B obrku w dniu 6 w rześnia 1908.

N astępne w y b o ry do Sejmu Śląskiego w r. 1909, jeszcze w edług daw nej kurial­

nej ordynacji, przeprow adzono zgodnie z T o w arzy stw em Ludowem . Z w yborów tych w yszli z ram ienia bloku narodowego w pow iecie frysztackim p. Franciszek Halfar, w powiecie cieszyńsko-jabłonkow - skim dr. Jan M ichejda. Lecz kandydujący

jącego szczerze kandydaturę ks.- Lon­

dzina. nieustanne pośw ięcenie dla społeczeństwa.

Nie m a on ani jednej chwili dla siebie, dla

BO

Sprawie m usiał staczać zacięte w alki z Niemcami i całem i m iesiącami pracow ać, zabiegać i odpierać coraz to now e p rz e­

szkody.

Nie zapom niał tak że o p ra cy nad o rga­

nizacją społeczną ludności, jako skarbnik Błog. Jana S ark an d ra stara ł się zaw sze, aby to to w arzy stw o było źródłem zdro­

wej o św iaty dla polskiej katol. ludności.

P o n iew aż drukow anie w ydaw nictw n a tra ­ fiało zaw sze na przeszkody, postanow ił w y d ział otw o rzy ć w łasną drukarnię.

Energicznym zabiegom ks. Londzina uda­

ło się po pokonaniu niezliczonych p rz e­

szkód uzyskać dla tej drukarni po dwu latach koncesję w roku 1913. D rukarnia ta by ła pod szczególną jego opieką.

Ks, Londzin był niezrów nanym p rz y ja­

cielem m łodzieży, ileż to studentów ko­

rzy stało z jego w sparć. B ędąc kuratorem Sodalicji P a ń i Panien, organizuje i za­

k łada p rzy ich pom ocy w roku 1902 bez­

p łatną kuchnię dla studentów . W r. 1904 pow ołuje do życia „O piekę nad k ształcąca

się m łodzieżą katolicką imienia B łogosła­

w ionego M elchiora Grodr.eckiego“, u trz y ­ muje tę organizację i doprow adza w re ­ szcie do budow y internatu tego to w arzy - , stw a na B obrku w roku 1913. Setki stu­

dentów zaw dzięczało temu internatow i możliwość ukończenia studyj.

Ks. Londzin jest rów nocześnie patronem Zw iązku Katolickiej M łodzieży i Związku N iew iast Katolickich, przeprow adza ich organizację i opiekuje się jej rozwojem.

Później podczas w ojny organizuje polską Rodzinę opiekuńczą i przyczy nia się do u ratow ania w ielu siero t i w dów przed najw iększą nędzą.

W szy stk o dla ludu! — było jegO' dewizą życiow ą, a tę dew izę przeprow adzał kon­

sekw entnie. Nie znał dla siebie żadnych w ygód i rozryw ek . C ałe jego życie, to nieustanna p raca dla idei, dla dobra i pod­

niesienia polskiego ludu śląskiego, z któ­

rego pochodził, którego najwierniejszym zaw sze pozostał synem .

I 3$ IH

i $ i

i $ i

ś i

$ r a

ś 111

$ i

$ RS

$ 1

$ I I

$ III

i

$ rai

$ i

ś i

i i

^ i

$ i

ę

~

$

Powiązane dokumenty