• Nie Znaleziono Wyników

Czy w ycieczka do Norw egjj jest k w e ­ st ją tylko czasu i pieniędzy? Pew nie, że trzeba mieć do dyspozycji ze trz y ty g o ­ dnie — z H am burga na północ i pow rót do H am burga rów ne dw a tygodnie — i pew ną kw otę, leżącą ostatecznie w g ra­

nicach m ożliwych. Nowym czynnikiem, utrudniającym znacznie w yjazd z Czecho­

słow acji zagranicę, jest ograniczenie w y ­ w ozu w alut. Bez pozw olenia wolno w y ­ w ieźć 1.000 Kć m iesięcznie, a za tę kw otę daleko się nie zajedzie. T rzeba w ięc mieć pozwolenie Banku N arodow ego w P rad ze na w y w ó z k w o ty w iększej. B ank udziela

tego pozw olenia indywidualnie, to znaczy nie grupa cala, lecz k ażdy uczestnik sam musi się, o nie postarać. T rzeba załączyć świadectlwo lekarskie, że kuracja zagra­

nicą konieczna potrzebna, a m inisterstw o surow o przypom niało 'lekarzom, aby w y ­ daw ali św iad ectw a rzeczyw iście tam, gdzie zachodzi potrzeba.

P ew n a nauczycielka z pod P ragi opo­

w iad ała mi, jakie to kłopoty miała z uzy­

skaniem takiego zaśw iadczenia. Lekarz szkolny kategorycznie odmówił jej, bo na poratow anie niby nerw ów , zakładów w kraju dość i w y jazd zagranicę niepotrze­

w y staw ił jej odpowiednie zaśw iadczenie, na przedm ieściu Stellingen. ibzisiaj wogóle urządza się zw ierzyńce na w zó r hagen- dużej sali najprzód nabożeństw o katolic­

kie, potem ew angelickie, oba z przem o­

kiego zrzucono pośw ięcony dopołudnia w a w rzy n o w y w ieniec do m orza. — Po­

ka jednopiętrow ych drew nianych domów, które należały kiedyś do kupców nie­

65

przejeżdżali p rze z kolo- podbiegunowe (661/2° szerok. półn.), załoga okrętu u rzą­

dziła maskaradę-. Poprzebierali się, jak kto mógł, w prześcieradła, kołdry, jak u nas na balu m askow ym i urządzili po­

chód z m uzyką na pokładzie, obnosząc lalkę, k tó rą jeden ubrany za pastora, ochrzcił. P asażero w ie jak dzieci to w a rz y ­ szyli pochodowi i fotografowali.

Okręt zatrzym uje s'ę na m orzu a łodzie motorowe, które okręt w iezie ze sobą spuszczone na wodę, p rzew ożą nas do brzegu.Mamy z bliska obejrzeć sobie lodo­

wiec Svartisen, k tó ry już z daleka św ie­

cił w słońcu sw ym kolorem biało-zielo- nym. P o tym w łaśnie kolorze odróżnić można lodowiec od śniegu. P rzed staw m y

sobie góry, p okryte ogrom nem i m asami śniegu, k tó ry topnieje i którego> w ody wielką rzeką spływ ają na dół do m orza.

A te m asy śniegu zam arzają na lód, po­

dobnie i rzeka w biegu nagle zam arza. T a ­ ki szeroki pas grubego lodu sięga z góry, 1500 m w ysokiej, do doliny, do m orza.

Taki lodowiec S vartisen ma sob;e 600 kin2.

Z brzegu m am y 20 minut, dróżką przez brzozowy lasek. Stoim y niebaw em przed lodowcem. Co za m asy lodu, grubego na 6 m etrów i więcej! Je st porysow any, popękany w szczeliny i jaskinie. Komenda okrętu p rzestrzeg ała, t y się nie w d ra p y ­ wać na lód, bo m ożnaby się zapaść w jaką szczelinę. S vatisen tym czasem lśni się w słońcu, żarzy, gra kolorami, a

do-Kal. Zw , Ś1 K atolików .

łem sączy się w oda, k tó ra w kaskadach i z wielkim szum em spływ a do m orza.

S y ren a okręto w a w ola nas, to też w ra ­ camy. P o drodze spotykam y dzieciaki, ofiarujące przechodzącym turystom buk’e- ciki kw iatów . Jak że mile i sym patycznie różnią się te m ałe sprzedaw aczki od sw ych kolegów południow ych. W e W łoszech nie m ożna się opędzić od tych natrętów . N arzucają się z widokówkam i, czyszczą ci buciki, czy deszcz, czy nie deszcz, a odpędzisz, jednego, już dzięsięciu innych cię obstąpi. Tutaj całkiem inaczej. Stało to biedactw o p rzy drodze, bez słowa, skrom niutkie, spokojne, ledw ie w yciąga­

jąc rączkę i ofiarując kw iatuszek. Niejeden kupił z litości, m ogąc przecie zerw ać

ta-kisam p rzy drodze. P rzy ro da, surowa, w ycisnęła sw e piętno na charakterze nie- tylko tych m ałych, lecz i dorosłych, gdyż i później nie zdarzyło się nam, b y sję kto narzucał. Nie spotkaliśm y też ani jednego żebraka, k tó ry b y był w yciągał rękę o jał­

mużnę, cłjoć kraj ubogi. Spotkałem chło­

pa, k tó ry 'kosił siano. Znał język niemiec­

ki. D ow iedziałem się, że ukończył uniwer­

sy tet w Oslo, że był egzaminowanym profesorem język a norw eskiego i niemiec­

kiego. K ryzys panuje i u nich, nie znalazł posady i już od trzech lat musiał praco­

w ać na ojcowiźnie.

P rz y w siadaniu na łódź mieliśmy drob­

ny w ypadek. Łódź, przepełniona ludźmi, najechała p rzy brzegu na kamienie,

za-5 W fjordzie.

skrzypiało coś, za chwilę w oda zaczęła szeroka w stęga złocista, rozszerzająca się ku nam. P o jej obu stronach w oda p rz y ­ bierała kolor seledynow y, k tó ry dalej przechodził w kolor czarny. D w a razy.

jeszcze mieliśmy to niezapom niane zjaw i­

sko, byliśm y w szy sc y jak zaczarow ani.

padle. Strom em i serpentynam i, podobnie jak w T atrach, idziem y godzinę do góry.

67 W program ie naszej w y p ra w y m am y

zwiedzenie kilku fjordów . P rze d sta w so­

bie, kochany czytelniku, że rzeka w gó­

rach np. W isła w W iśle lub Olza w Isteb ­ nej zapadnie się na ty siąc m etrów . Bę- dziesz m iał jaki taki obraz fjordu. Rzeki, spływające z gór, p rz y ujściu do m orza, zapadły się. M orze w d arło się w te doliny na 100 lub 180 km w głąb kraju. To fjord.

Są to w ięc kanały, szersze lub w ęższe.

Woda w nich przepiękna, niebieska, na więcej niż 1.000 m głęboka. O kręt płynie wśród skał, że zdaje się m ógłbyś na p ra ­ wo lub lew o ręką, ich dotknąć. A góry, pokryte śniegiem,, po obu stronach w zno­

szą się praw ie prostopadle na 2.000 m.

szcza się poprostu na tych linach w wó- zeczkach na dół.

W raca m y w 2 tygodnie po w yjeździe, do H am burga. Na Łabie złap ała nas ogro­

mna burza. Dobrze, że nie na m o rz u . . . W porcie zjaw iają się na pokładzie urzę­

dnicy celni, każą na chybił trafił otw o­

rzyć w alizkę i przylepiają na niej k a r­

teczkę; m ożna w ysiadać.

Zrobiliśm y w ięcej niż 6.000 km. W po­

rów naniu do innych w y p raw w ycieczka do N orw egji jest praw dziw ym w ypo czy n­

kiem', bo płynie się spokojn5e, na zw iedza­

nie m iast i w ycieczki lądowe czasu pod- dostatkiem , nie m a tej h ecy jak p rz y m a­

sow ych w ycieczkach do Grecji czy W łoch.

Nordkap i słońce północne.

Woda, spadająca na 400 m prosto z góry, tw orzy w odospady szum iące, białe. R yk syreny w w ąskich fjordach odbija się do­

słownie tysiącznem echem, bo echo trw a ze 3 minuty, i zdaje się, jakbyśm y sły ­ szeli granie arm at, tak dobrze znane z czasów wielkiej w ojny. — Tam , gdzie fjord się kończy, leży osada, cz te ry czy pięć domów, na m apach zaznaczona jako miasteczko. Nieraz w y siad am y na ląd1, by przejść się lub przejechać autem lub dw u­

kołow ym w ózkiem dalej doliną. S p o strze­

gam y przy takiej przechadzce 2 stalow e liny, idące z g ó ry na dół. Na w yżynie w ypasa się bydło, a mleko lub ser

spu-Okręit nasz, „M onte R osa“, to parow iec, k tó ry nie m a się czego w stydzić. Istne cacko. Nowy, w ygodny, czysty. W sz y st­

ko tam jest. 1 restau racja i trafika i pocz­

ta, w ym iana pieniędzy, w łasna drukarnia, i lekarz i szpitalik, fryzjernia, sklep z po­

trzebam i fotograficznemu, księgarnia, bi- bljoteka i tej. W ikt doskonały i obfity, słu­

żba o k rętow a grzeczna i usłużna. Na sto­

le leży drukow any spis uczestników po­

dróży. Są to przew ażnie Niemcy, są też Francuzi, W łosi, Czesi, a jako ostatni, 839 pasażer figuruję ja, jedyny Polak, jako „Pole aus W arsch au “. M entalność niem iecka rozumuje, że P olak może być tylko z W arszaw y.

Ks. prof. Juroszek.

Choć grom niewiary ciągle uderza,

Powiązane dokumenty