Był ranek czerw cow y.
W ybiła godzina trzecia, kiedy ze snu się ocknął „oberhajer" Harok. Już w ie
czorem, długo nie mógł uisnąć. G ryzły go różne troski a tera z — ledwie św itać za
częło, znów te troski go obsiadły, bu
dząc go ze snu. Szczególnie dziś rozm y
ślał nad sw ojem życiem. Dlaczego to ży cie tak ucieka? Zda mu się, że tc tak niedawno, kiedy był kaw alerem , a tu prawie dziś idzie z synem najm łodszym Francikiemi na kopalnię, bo go przyjęto do pracy. O statnie dziecko idzie z domu za chlebem. Boże mój — w ierzyć się nie c h c e . . .
Tak dumał, leżąc na łóżku. Miał czw o- 1 ro dzieci: trzech synów i córkę. N ajstar
szy Tonek był rzeźnikiem . Ż onaty już był, wiodło mu się dobrze. Ożenił się bogato, bo jako rzeźnik umiał składać pieniądze, to też i sw oich miał na tyle, aby rzeźnię otw orzyć. A interes szedł mu św ietnie. Drugi syn Karlik był przy wojsku. I tem u było dobrze. Umiał się obracać m iędzy ludźmi, to te ż i przy wojsku zaraz się przyzw yczaił, a że miał szkołę w y działow ą skończoną, został „za zupe“ dalej w wojsku. B ył starszym feld- weblem i o pow rocie do domu ani nie chciał słyszeć. T rzecią była Hela. Ta była zam ężna dw a lata. Spodobała się piekarzowi Zorychcie. a że on sam i jego rodzice byli uczciwi ludzie, to też bez wahania dał mu ją. Ci bardzo dobrze żyli — piekarnia ich bogaciła. Nad temi trzem a dziećmi, cieszyli się obaj H aro- kowie. Najm łodszy Francik, ten spraw iał
najw iększy kłopot Harokom . Mieli zaw sze ten zam iar, że dziecka nie dają na kopalnię. H aroczka m iała F rancika ogro
mnie rada. Może dlatego, że był najm łod
szy i bała się o niego, żeb y mu się co złego nie stało na kopalni — a Harok, ten w iedział najlepiej, jaki ten chleb gór
niczy, czarny, skąpy, tw ard y, niebezpie
czny i ciężki — z jakim trudem trzeba go zdobyw ać, bo już niedługo a będzie lat czterdzieści, jak na kopalni pracuje.
Niejedno p rzeży ł i w idział na kopalni a szczególnie w tedy, kiedy o m ały m oment a byłby p rzyszed ł o życie.
B yło to tak. B ył strzelcem . W jego rajonie pracow an o na przekopie. P am ię
ta, jakby to dziś było. Zmiana m iała się ku końcowi, kiedy w ozacz przy szedł po niego, bo było trzeb a ośm strza łó w od
dać. W ziął dynam it z m agazynu z torbą, zaw iesił na ramieniu, na drugie ram ię m aszynkę i poszedł. Kopacze mieli już w szy stk o przygotow ane i obficie cały przodek zlany wodą. H arok obejrzał w szystko, zm ierzył stan pow ietrza św ia
tłem lam py i zaczął ładow ać dynam it.
Kopacze mti pomogli, no i raz dw a było w szy stk o gotow e. P rze w o d y strzałów spoił razem i zapiął na p rzew ody głó
wne. B ył bardzo ostrożny. W iedział z czem robi. Czcił szczególnie św. B ar
barę. To też zaw sze w estchnął do niej, jako patronki górników , aby go miała w sw ej opiece. T ak też i w ted y zrobił.
Św. B arb a ra go też strzegła. Nim od
szedł z przodku, jeszcze ra z obejrzał w szystko , szczególnie zm ierzył powietrze
lampą, czy gazów niema. Kopacze za debaty szychtm istrz zagadnął Haroków, że m ając trzech synów , żadnego z nich
południowej zmianie. Kiedy się zmiana skończyła, kopacze odeszli pod szyb, by
43
drugą ręką otacza płaszczem sw oim chło
pię i uśm iechnięta bierze go w e swoją opiekę. Zachw ycony tym obrazem , widzi, że górnik ten, to ojciec, a chłopię, to on i jak to słodkie oblicze śwr. B a rb a ry do niego zw rócone zda się przem aw iać: Tyś moją w łasnością, bo ojciec ciebie mnie oddaje —- tak się rozm arzył, że mimo- woli sk ład a ręce i szepce: Św. B arbaro, bierz mnie w sw ą opiekę, Twoim chcę być i Twoim na zaw sze zostanę. Nic ni 3 słyszał, nic nie w idział, zap atrzo n y w jej św ięte oblicze snuł przedziw ne o brazy przyszłości, a św. P a tro n k a górników od tej chwili roztoczyła nad nim sw ą opiekę.
P rzeżeg nał się nabożnie, gdy klatka ru
szyła i w ciągu m inuty znalazł się pod szybem.. Nowe dziw y chw yciły go za ser
ce. Te ganki na w szy stk ie stron y wido
czne, w m dław em św ietle elektrycznem, zrazu podm urow ane, później drzewem za
budow ane, w niosły duszę jego w istną krainę now ych św iatów . Tu i tam całe rz ęd y w ózków pełnych lub próżnych, czek ały na sw ą kolej, konie wyprow a
dzano ze stajni i zaprzęgano, w dali mi
g ały św iatła rozchodzących się górników a w szędzie poza obrębem św iatła ciem
ności ogrom ne. Gdzieindziej przebiegła m ysz i p rzy k u w ała myśli Francika, że
.... więc chodźmy wraz jak każe los, na szyb niech każdy bieży.
Dopiero zapalenie św iec na ołtarzu przez jednego z dozorców i w spólna m odlitwa górników ocknęła go z zadumy.
P o m odlitw ie zaczęło się cechow anie górników w wielkim katalogu przez szychtm istrza i powoli górnicy odchodzili ku szybow i. Francik został przydzielony starem u W idernow i, tym czasow o do po
lewania. Koledzy, ten i ów górnik coś mu powiedział na odchodnem, H anys S aw e
rów pom ógł mu przy odbiorze lam py i znaczku, ażeby num eru jaki mu przypadł nigdy nie zapom niał i tak ani F rancik nie w iedział, kiedy ca ły oszołom iony sta nął w klatce, k tó ra powoli, m ajestatycznie zanurzyła się w ciemnej p aszczy szybu.
takie drobne stw orzenie m oże być w ko
palni.
R ozm arzony tylu cudami szedł za sta
rym W iderną, a H anys Saw erów , postę
pując z nim, ciągle mu coś pokazywał i tłum aczył. Zbliżali się do celu pracy i tu dopiero F rancik podziw iał ganki w y
kute w sam ym węglu. Nie mógł sobie przedstaw ić tego ogrom u w7ęgla, które b ły szczało migotliwie w św ietle lampki, tysiącam i iskierek, jak roje świętojańskich robaczków . W iderna zatrzy m ał się przed jednym gankiem, zagrodzonym łatami, na który ch w idoczny b y ł z d rzew a zrobiony duży krzyż, w apnem czysto natarty. Tu mu H anys tłum aczył, co to znaczy taki
znak. Gdzie ten k rzyż zobaczysz, tam ci górniczy w ielce trudny, niebezpieczny, żm udny, w y ciskający gw ałtem pot z czo
O krzykiem „Szczęść B oże!“ zakończył bardziej zm ieszany, opow iedział w szystko.
B ył raz w C ieszynie przed rokiem.
nizm w yczerpane. Szczególnie serce sła
be i kto wie, m oże będzie w krótce para
47 natutfa rodziców , przeciw na porzuceniu jego stanow iska, gniotły go ogromnie. Od zmianę popołudniową. I ksiądz proboszcz przedtem dysponow ał H aroka n a śm ierć.
teraz u H aroka zrozumieli, co to się stało a najbardziej Francik tera z widział, że ojciec sw ą śm iercią w yprosił mu u św.
B a rb a ry opiekę' jej, Ona go uchroniła, teraz rozum iał dziw ne senne w idzenie w kopalni, o tw arły się mu oczy na w sz y s t
ko i zrozum iał ostatnie słow a ojca. Nie w rócę na kopalnię! Nigdy! I mimowoli pada zem dlony obok łoża, na którem spo
czy w ały zw łoki ojca. Rzucorip się go cu
cić, przeniesiono do innego pokoju, gdzie za godzinę optrzytom niał.
K atastrofa ta w dziejach górnictw a nie m iała równej sobie. Objęła szyb F ra n ciszki i szyb Jan-K arol. Skutki b y ły s tra szne. Mało co jeden w ybuch zniszczył, to następny dopełnił. P ie rw sz e akcje ra
tunkow e zginęły, drugim wybuchem ude
rzone. W ięcej niż 200 górników straciło życie. K arw ina i okolica pog rążyły się w ogrom nej żałobie. S traszn e sceny odgry
w a ły się na pow ierzchni, a jeszcze gor
sze tam w kopalni, gdzie biedni górnicy p rzy życiu zostali, a drogę mieli odciętą.
Pióro tego nie opisze.
Górnik to bohater nad bohatery! Cześć ci górniku po w szystk ie czasy, że dla dobra całej ludzkości niesiesz takie ofia
ry! O by ludzkość uznała twoje poświę
cenie.
Francik więcej kopalni nie oglądał.
Osiadł w Boguminie.