WYKONAŁO SIĘ!
W spaniała rzeźba w kościele N. P. Marji w Krakowie.
51
K?aeik h u m o r u .
Dialog.
P ostaw isz jeszcze jedno piw o?
Kto?
Ty.
Ja ? Tak.
Nie!
O bjektyw izm .
Na roku spokojnej ulicy stoi kataryniarz i zawzięcie kręci kor
bą. Ma obwiązaną głow ę i budzi litość. Jeden z przechodniów p od chodzi doń, daje mu jałmużnę i pyta:
— Dlaczego, staruszku, macie obwiązaną g ło w ę ?
— Przecież nie wytrzymałbym przez cały dzień, słuchając tej kociej muzyki.
*
Pewien ojciec często pisał do syna, a ten rzadko odpisyw ał.
Raz napisał mu ojciec w liście:
„posyłam ci 100 koron" a nic nie p o sła ł Wnet przyszedł od syna list z zapytaniem: ,a gdzie są pieniądze? bom list bez nich o - trzymał '. Na to ojciec mu odpisał:
„pieniądze są u mnie, a dostaniesz je leniuchu, gdy będziesz grzecz
niejszy.
Na Kubie.
F ry zjer: — Do jakiej partji politycznej należy pan dobrodziej?
— Klient: — D o pańskiej!...
F ry zjer: — D obrze! Ale przecież pan dobrodziej nie wie, do jakiej partji ja n a le ż ę ...
-— Klient: — Tak! Ale pan m a b rz y t
w ę w ręce!
*
Porada bezpłatna.
— Ach doktorze, dobrze, że cię sp oty
kam... P o rad ź mi co na katar.
— Noś pan chustkę do nosa.
— C zy w y sta rc z y ?
— Jak nie w y sta rc z y jedna, noś pan dwie.
W szkole.
— N auczyciel: Dokąd przyjdzie czło
w iek po śm ierci?
— Uczeń: Na cm entarz.
Wyznanie.
P o d ży ły już kaw aler do młodej panny:
—G dybyś, droga pani, została moją żoną, to bym cię na rękach przez całe życie nosił!
— To pan tak silny?
— Tak, pani, m am siłę — czterech koni.
— Nigdy bym nie p rz y p u sz c z a ła ... Na jednego, co praw d a — to pan wygląda....
W irytacji.
W restauracji siedziało tylko dwóch gości, a mimo to poszli poskarżyć się w łaścicielow i na brak należytej obsługi.
G ospodarz ziry to w an y biegnie na salę i na cały głos w oła na kelnerów :
— Co u djabła! głupim dwom gościom nie możecie dać rady, a co będzie dopie
ro, gd y sala będzie pełna?
den z jego kolegów przem aw iał nad otw artym grobem. M owę sw ą zakończył słow am i:
— B ądź zdrów , nieboszczyku!
# Z zasady.
__P anie Piperholz, może mi pan zaży-ruje w eksel?
— Nie.
— D laczego?
— Z zasady.
— A cóż to za zasad a?
— Zasada taka: „nie żyruj, bo potem nie będziesz miał co żerow ać . . . “
Nasze służące.
P an i: — M arysiu, czy nie słyszałaś, już trz y ra zy dzwoniono, a ty nie o tw ie
rasz, dlaczego?
M arysia: — P ro szę pani, to pew nie mój narzeczony. Nicpoń, obraził mnie w czo
raj, niech za karę za drzw iam i p o s to i. . . To zależy.
— P an ie Janie, czy to bardzo m ęcząca rzecz jeździć na ro w erze?
— To zależy.
— Od czego?
— Jeżeli się przejadzie kogo na ulicy i ciągną za to do policji, piszą protokóły
— to m ęcząca. Jeżeli zaś uda się uciec — to nie.
go żebraka, rzew nie płaczącego.
— Co ci się stało, m ały ? — zapytuje m iłosierny jegomość.
— A b o . . . b o . . . proszę pana, ten chłopak co tam pędzi, ukradł mi papier.
— Jaki p apier?
— Papier, w którym było zaśw iadczo
ne, jako ja jestem głuchoniem y od uro
dzenia ___
* Z?gadki.
— M oryc, co to jest: zaczyna się na
„j“, a kończy się na „w “ ?
— Uj, to jest przecie takie łatw e! To jest jedna p ara b u t ó w ! ...
— T ak ? To, jak jesteś taki m ądry, to powiedz mi, co to jest: zaczyna się na
„d “ a kończy się na „w “. Może stać pod łóżkiem, pod stołem , lub w szędzie. Nie w iesz?
— Uj, przecie to takie łatw e! To jest druga p ara b u tó w ! . . .
W oczek iw ana zw ycięzcy.
— Cóż tak w ciąż stoisz nad w odą?
— Ano, bo w idzisz przed tygodniem
\ założyło się dwóch szkotów , k tó ry z nich dłużej pod, w odą w y trz y m a i żaden z nich dotychczas z w ody nie w yszedł.
*
Mieszczanin i wieśniak.
M ieszczanin: — Co to za śliczne po
w ietrze m acie tu na wsi! O ile tu świeżej oddychać, jak w mieście!
W ieśniak: — T o się w ie; w łaśnie też m ów iłem do -mojej starej: Dlaczego to tych wielkich m iast nie budują na w si?
* Cud się stał.
W pew nem mieście był robotnik nad
zw yczaj m ałego w zrostu. Lubił się upijać.
Pew nego w ieczo ra w rócił pijany do domu i położył się do łóżka. W ódka spraw iła, że p rz ew ra cał się na w szy stk ie strony.
N areszcie zaw ołał do żony:
— M atka! m atka!
— Cóż takiego? — py ta go żona.
— Cud się stał wielki! U rosłem tej no
cy! I pierzyna mi za k ró tk a i łóżko mi za krótkie!
N ieboraczek leżał w poprzek łóżka.
*
(Hum oreska.) przysw ajał sobie wilgoć, gdziekolw iek takow ą zastał, w butelkach, kuflach, kie
nakże było to rzeczą arcyniebezpieczną, gdy w mieście obaj, pan i w oźnica z a
M usimy zaczekać, aż rozwidnieje.
Jan zeszedł z kozła, m rucząc coś pod nosem , że — zaraz to mówił, iż tak bę
dzie — potem przyw iązał konie, nakrył deram i i w szedł do powozu i tak razem zasnęli snem spraw iedliw ego.
Z rana ekonom w yszedł z domu, a
W śród w ysp Oceanji znajduje się archi
pelag, tak zw ane W yspy Adm iralskie, do których należy Nowa P om eranja, M ie
szkańcy tych w ysp należą może do naj
dzikszych ludów na całym świecie, a naj
b rzy d szą ich w adą jest ludożerstw o.
S kądże biorą ludzi na pożarcie? Oto urządzają zw ykłe w ypraw y; łow ieckie na swoich sąsiadów . D otarłs>y do jakiejś
osa-śliwe dzieci, nie m ogące się bronić, ani uciekać.
W pierw szej chwili biedne ofiary zo
staną ukryte w leśnej gęstwinie, potem w przeciągu kilku dni odbyw ają się p ra
w dziw e szatańskie u czty i igrzyska, w o
jow nicy na dalsze podążają łowy.
Na obrazku w idzim y przygotow anie do takiej ludożerczej uczty. Oto dzicy
poj-Przygotowanie do uczty ludożerczej.
dy, zw ykle w dość odległych okolicach, gdyż w bliższych w szy stk a ludność zo
stała już w yjedzona, oblęgają ową osadę, staw iają czaty na ścieżkach i drogach, prześlizgują się do m ieszkań i starają się uniemożliwić ucieczkę nieszczęśliw ym ofiarom. P otem na dany znak wpadają w szy sc y do wioski, zabijają dorosłych m aczugami i chw ytają żyw cem
nieszczę-mali m isjonarza, k tó ry p rzy b y ł na te w y spy, aby ich pouczyć o P an u Bogu i w ie
rze Jego świętej, ab y im w sk azać drogę do nieba. Zam iast w dzięczności ze strony dzikusów za słow a miłości ma go spotkać śm ierć okrutna, a potem pożarcie przez tych, k tórym chciał dobrze czynić. Jeden z nich prow adzi go na m iejsce stracenia, inni w yp raw iają szatańskie harce i gotują się do k rw aw ej uczty.
On nie wie.
— Kasiu, przyniosłem ci dwa jabłka, co je od pana otrzym ałem .
— A jakie śliczne? No to ja jedno, a ty drugie.
— E, nie chcę,, w eź oba i zjedz!
— A czem u nie chcesz?
— Bo jedno spadło do gnojówki, a nie wiem które.
Ostrożny Staś.
— M amusiu, czy ten ząb, k tó ry mi ju
tro w y rw ie dentysta, też jeszcze muszę um yć?
*
Nasze dzieci.
— Gdzieś podział łupinę banana? — py ta w tram w aju m atka m ałego Fredzia.
— Jest w kieszeni u tego pana, który siedział obok mnie.
T R Z E J B R A C I A .
(Bajka z tysiąca i jednej nocy, która jednakże i w obecnych czasach wydarzyć się może.) (Dla rolników.)
55
U bram y potężnego m iasta kalifów, stary i w ychudzony stróż temi sło w y po
witał obcego przy b y sza, na zgrabnym koniu siedzącego i dom agającego się otw arcia bram y:
— Nieszczęsny, pocóż p rz y b y w asz?
Chcesz pom nożyć naszą nędzę a siebie samego zm arnow ać?
Zdziwiony p rzyby sz zapytał, co się stało i taką na to zapytanie odebrał od
powiedź:
— Snać z daleka p rz y b y w asz cudzo
ziemcze, że nie wiesz, jakie nieszczęście spadło na kraj potężnego naszego kalifa:
oto choć Bóg M ahom eta każe św iecić słońcu jak dawniej, a dcbre duchy z sy łają deszczu ile potrzeba — jednak zboże nasze i proso nie daje takich plonów, jak dawniej i rok rocznie naw iedza nas klęska głodu, k tóra zabiera dzieci nasze a wojow ników naszych, osłabionych i bez
bronnych w ydaje w ręce nieprzyjaciół.
—■ A czy nie próbow aliście środków jakich przeciw ko tej klęsce? — zapytał obcy przybysz.
— Na brodę proroka, tak! P rze k lę ta była ziem ia nasza już od lat. Tedy ogło
sił w ładca, Ałłah niechaj go strzeże, że odda córkę sw ą za żonę temu, kto złe duchy odpędzić zdoła. Ale nie pom ogły żadne środki a tak i nadal głód cierpieć musimy.
P rzy b y sz słuchał uw ażnie relacji stró ża, k tó ry długo i szeroko opow iadał całą spraw ę: jak najprzód kapłani i m ędrcy zaklęciami chcieli oddalić klęskę, lecz to w szystko było napróżno a kalif i lud od
dali się zupełnem u zw ątpieniu i rozpaczy.
W tedy zdarzyło się, że przybyli do m ia
sta dw aj cudzoziem cy ze W schodu, a każ
dy z nich miał z sobą w orek tajem niczy.
Kazali oni zaprow adzić się. przed kalifa, którem u zw ierzyli się, że zapom ocą za
w artości sw ych w o rk ó w odw rócą klęskę i kraj uczynią tak bogatym , jakim był dawniej.
— Jakże się nazyw ali ci dwaj i cóż osiągnęli? — w yk rzy k n ął przybysz.
— Jeżeli znałeś ich kiedy —. odrzekł stró ż — ted y pożałuj ich z głębi serca;
jeden z nich nosi m iano „fosforu", drugi zaś „azotem " kazał się nazyw ać. Obaj oni te ra z w e w ięzieniu ślęczą, albowiem okazało się, że płonne b y ły ich obietnice.
Ten, któ reg o „azotem " zowią, obiecyw ał, że w y tw o rz y on zboże tak w ysokie, ja
kiego jeszcze nikt nie w idział; drugi zaś m ów ił: cóż w am pomoże, gdy źdźbła bę
dą w ysokie a kło sy puste? i obiecyw ał w y tw o rz y ć ziarna wielkie i dorodne, jak orzechy laskowe. M ądry kalif p rzezna
czył dla każdego z nich po jednej p ro wincji, gdzieby mogli w ypróbow ać skute
czność cudow ną sw ych środków . I rze
czyw iście po roku sp rzątał „azot" źdźbła w y ż sz e od chłopa a ziarna zaś, które sp rz ątał „fosfor", wielkie b y ły jak głóg.
Lecz. w drugim roku m niejsze już by ły tak źdźbła, jak i ziarna, a w trzecim roku już taki sam był nieurodzaj, taka sam a klęska i nędza, jak przedtem . W ted y roz
gniew ał się kalif i obydw óch chw alców w trą cił do więzienia, gdzie dotąd p rze
byw ają.
— O, prow adź mnie do kalifa! — za
w ołał przybysz.
— N ieszczęsny ! Czy chcesz się w trącić w przepaść nieszczęścia? Co uczynić z a m ierzasz?
Lecz cudzoziem iec nie skłaniał swego ucha ku przestrogom stróża. Gdy p rzy w iedziono go do stóp tronu, skłonił się głęboko przed kalifem i w te przem ówił s ło w a :
— W ładco w iernych! S ły szałem o klę
sce, k tó ra naw iedziła kraj twój i pragnę ci dopomódz.
A na tó sułtan:
— A czy sły szałeś tak że o cudzoziem cach, k tó rzy w lochach moich jęczą? Ci tak sam o przem ądrzale mówili, jako i ty ; czy chcesz dzielić ich losy?
— S tanie się, jak chce Ałłah! — rzekł cudzoziem iec. — O bdarz tam ty ch w olno
ścią a ja w espó ł z nimi uratuję ziemie twoje. Tam ci nie są oszustam i, jak za
pew ne sądziłeś, oni tylko działali nie
m ądrze: sam olubstw o i niezgoda b y ły będziecie sprzeczać 0l posiadanie worków ' i rozłączycie się w niezgodzie. T ylko je talizm anu skutkuje tylko w tenczas, jeżeli
azot, fosfor i potas działają wspólnie, a
O bdarzeni sowicie, pożegnali Kalifa
57 trzej bracia, cenieni i szanow ani przeż w y sia ł kalif gońców, aby sprow adzili do
wszystkich. kraju trzech braci, zw anych: p o t a s ,
A gdy. nadszedł czas siew ów , w ted y k w a s f o s f o r o w y i a z o t .