• Nie Znaleziono Wyników

międzynarodowej w kontekście wydarzeń lat dziewięćdziesiątych XX wieku i początku XXI wieku

Pojęcie cywilizacji, rozwinięte w XVIII wieku przez myślicieli francu­ skich, jako przeciwieństwo „barbarzyństwa”, stanowiło przez późniejsze stulecia normę, według której oceniano poszczególne społeczeństwa, czy są na tyle rozwinięte, by stać się podmiotem zdominowanego przez Eu­ ropę systemu międzynarodowego.1 Dopiero w drugiej połowie XIX wieku, co bardziej światli zaczęli dostrzegać inne obszary kulturowe, które były wystarczająco ukształtowane, by nazwać je cywilizacjami.

Definicji pojęcia cywilizacja jest bardzo wiele, każda jednak kładzie na­ cisk na kulturę, w obrębie której dana cywilizacja się kształtuje. Zarówno kultura, jak i cywilizacja odnoszą się do stylu życia danych narodów, do wartości, norm, sposobów myślenia i instytucji, do których przez kolejne pokolenia dana społeczność przywiązuje podstawowe znaczenie.2

Cywilizacja jest dla jednostki najszerszą płaszczyzną identyfikacji, z którą się silnie utożsamia. Określa ją historia, obyczaje, instytucje spo­ łeczne, czasami język i oczywiście religia. Wszystkie wielkie cywilizacje kształtowały się w oparciu o wielkie religie. I chociaż teraz w obrębie cywilizacji zachodniej religia zeszła na plan dalszy, nadal dla innych ob­ szarów cywilizacyjnych odgrywa ona rolę pierwszorzędną.

1 S. Huntingtom, Zderzenie cywilizacji, W arszawa 2004, s. 47. 2 F. Braudel, H istoria i trwanie, W arszawa 1971, s. 291.

104 M agd alen a G ołębiowska-Smiałek

Współcześnie możemy wyodrębnić siedem cywilizacji: zachodnią, is­ lamską, chińską, japońską, indyjską, prawosławną i afrykańską.3

Cywilizacja zachodnia, której początek datuje się na VII wiek naszej ery, a rozkwit na wiek XIV, składa się z trzech głównych elementów: Europy, Ameryki Północnej i Ameryki Łacińskiej (choć ta, ponieważ przebyła inną drogę niż Europa i Ameryka Północna, zachowuje swoją odrębną tożsamość).

W XIX wieku Stany Zjednoczone określały się raczej w opozycji do wartości europejskich kojarzonych z uciskiem, konfliktem klasowym, hie­ rarchią i zacofaniem. Ojcowie założyciele postawili na wolność i równość szans, na przyszłość. Twierdzono nawet, że Ameryka tworzy swoja własną cywilizację, co wynikało w znacznej mierze z jej niewielkiego kontaktu z innymi obszarami cywilizacyjnymi, które z kolei w owym czasie były obiektem ambicji państw europejskich.4

Dopiero XX wiek i dwie wielkie wojny spowodowały ostateczne sca­ lenie dwóch (amerykańskiej i europejskiej) wizji porządku światowego. Sukces we wspólnej walce o zwycięstwo nad reżimami totalitarnymi (powstałymi częściowo w obrębie cywilizacji zachodniej, ale godzącymi bezpośrednio w jej fundamentalne wartości wolności jednostki, demo­ kracji i liberalizmu) spowodował, że cywilizacja zachodnia kreując wspólne organizacje polityczne, ekonomiczne, militarne i społeczne podjęła próbę wprowadzenia na świecie zasad cywilizacji uniwersalnej, której podstawowe wartości byłyby wspólne dla całego systemu między­ narodowego.

Terminu „Zachód” używa się dziś powszechnie na określenie tego, co dawniej nazywano obszarem zachodniego chrześcijaństwa. Takie geograficzne określenie wyizolowuje tę cywilizację z kontekstu historycz­ nego i kulturowego. Jak wiadomo, nie można w takich kategoriach spój­ nie traktować Europy kontynentalnej, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjedno­ czonych. Różnice między Starym Światem, czyli Francją, Niemcami, Włochami, Hiszpanią a częścią anglosaską były i są widoczne. Ale to właśnie procesy, które miały miejsce w XX wieku, scaliły te różne kultu­ ry narodowe do poziomu rozpoznawanej z zewnątrz jedności. Potwier­

3 M. M elko, The N ature o f Civilisation, Boston 1969, s. 133. 4 M. Lerner, A m erica as a Civilisation, New York 1957.

dzenie tego można łatwo znaleźć przyglądając się sytuacji w krajach— satelitach byłego systemu sowieckiego. Te, które należały historycznie do obszaru zachodniego chrześcijaństwa, bez wielkiego namysłu po upadku ZSRR zwróciły się w kierunku Europy i Stanów Zjednoczonych, przyj­ mując z utęsknieniem wyczekiwane wartości stanowiące fundament właśnie dla Zachodu.

Na homogeniczność Zachodu niewątpliwie oprócz religii najwięk­ szy wpływ miały kultura z jej klasycznymi korzeniami, system prawa, administracja, stosunki panujące w rolnictwie, system własności ziem­ skiej. Nawet w okresie największych wojen między państwami narodo­ wymi czynniki te powodowały zbliżony rozwój tych państw, pchając je w kierunku stworzenia w XX wieku układu międzynarodowego zakła­ dającego równorzędność partnerów, który wchodząc w relacje z kraja­ mi niezachodnimi, oparty był o zasadę dominacji i podporządkowania.

Nie sposób omówić wszystkie etapy, przez które przeszła cywilizacja zachodnia w ciągu stuleci, od „państw wojujących” aż po wkroczenie w etap tworzenia systemu uniwersalnego składającego się z dwóch qu- asi-państw: Europy i Stanów Zjednoczonych, połączonych ze sobą niezwykle złożoną siecią formalnych i nieformalnych więzi instytucjonal­ nych. Dawniej nazywano je imperiami, obecnie jednak, ponieważ poli­ tyczną formą cywilizacji zachodniej jest demokracja, wyłaniający się w drugiej połowie XX wieku twór nie powinien być tak nazywany.5 Jed­ nak analizując zasady polityki zagranicznej tych dwóch podmiotów, trudno nie dostrzec ich mocarstwowych ambicji.

Minione stulecie upłynęło pod znakiem ideologii, z których wszystkie powstały w obrębie cywilizacji zachodniej. To właśnie konflikty między nimi i zwycięstwo liberalizmu stworzyły dzisiejszy obraz świata, w którym Zachód rozwinął się do poziomu społeczności międzynarodowej, czyli takiej, w której państwa nie tylko mają ze sobą dostateczny kontakt, by wpływać na swoje decyzje, ale swoje interesy i wartości definiują jako wspólne.6 Pokrywa się to z nieco bardziej szczegółowymi definicjami poję­ cia cywilizacja, w których określa się ją, jako rodzaj moralnego środowiska,

5 S. Huntington, op. cit., s. 69. 6 Ibidem, s. 71.

106 M agd alen a G ołębiowska-Smiałek

skupiającego pewną liczbę narodów, gdzie każda z narodowych kultur jest tylko szczególną formą całości.7

Charakter świata w XX wieku zmieniał się od imperialnego przed i wojną światową, przez dwubiegunowy w okresie zimnej wojny, aż po wielobiegunowy z chwilą upadku ZSRR. Zarówno w pierwszej, jak i drugiej fazie Zachód odgrywał rolę wiodącą, najpierw jako „cywili­ zowany — więc lepszy”, później jako strażnik fundamentalnych warto­ ści wolności i poszanowania prawa. Problem z określeniem nowej roli pojawił się wraz z nastaniem ery wielobiegunowej. Jak realizować idee systemu uniwersalnego w świecie, w którym odżywają bądź budzą się ambicje innych obszarów cywilizacyjnych, a dodatkowo na spójnym przez ostatnie pięćdziesiąt lat obszarze euroatlantyckim pojawiają się rysy.

Koncentrując się w tym referacie na wspólnej polityce państw Za­ chodu, pominę oczywiste różnice kulturowe między nimi.

Stany Zjednoczone weszły w XX wiek hołdując zasadzie izolacjoni- zmu, wynikającej z Doktryny Monroe, która ograniczała interesy Wa­ szyngtonu do Półkuli Zachodniej. I wojna światowa zakończyła się dla Stanów krótką erą wilsonizmu. Zaangażowanie w sprawy o znaczeniu światowym było jednak krótkie. Pojęcie stanowiące fundament dla bry­ tyjskiej i francuskiej polityki zagranicznej, czyli strefy wpływów, nadal pozostały Amerykanom zupełnie obce i kojarzyły się z przegraną Euro­ pą. Dopiero F. D. Roosevelt decydując o włączeniu się Stanów do II wojny światowej po stronie Wielkiej Brytanii i Francji, na dobre wprowa­ dził Amerykę na scenę międzynarodową.

Trudno dziś powiedzieć, czy gdyby nie wybuch zimnej wojny, Stany pozostałyby na niej, czy dalej rozwijałyby się jako mocarstwo regionalne. Niemniej w drugiej połowie lat czterdziestych minionego wieku tylko one były w stanie odbudować świat zachodni, a przede wszystkim zagwaran­ tować Zachodowi ochronę jego fundamentalnych wartości, zapisanych w Karcie Atlantyckiej i Karcie Narodów Zjednoczonych.

Dwubiegunowy podział świata w kontekście studiów nad procesami cywilizacyjnymi był okresem szczególnym. Właściwie oderwał je od natu­

7 E. Durkheim, M. M auss, N ote o f the N otion o f Civilisation, Social Research, 38 (1971), s. 808-813.

ralnej międzypaństwowej rywalizacji podporządkowując stosunki między nimi konfliktowi ideologicznemu. Zjednoczenie się „wolnego” świata na wspólnym froncie przeciwko komunizmowi z jednej strony niewątpliwie przyczyniło się do powszechnego umocnienia zasadniczych wartości Za­ chodu w tym obszarze, z drugiej jednak źle wpłynęło na określenie bardzo istotnego w stosunkach międzynarodowych interesu narodowego po­ szczególnych państw, o czym będzie mowa dalej.

Paradygmat zimnej wojny sprowadzający się do globalnej rywalizacji między supermocarstwami, podporządkował geopolitykę strategii po­ wstrzymywania, którą wprowadził w życie Harry S. Truman. Truman ogłosił swoją doktrynę „jako politykę Stanów Zjednoczonych mającą na celu pomoc dla wolnych narodów, które przeciwstawiają się próbom ich podporządkowania zbrojnej mniejszości lub naciskom z zewnątrz”8. W swoim przemówieniu prezentującym przed Kongresem zasady polity­ ki powstrzymywania Truman odwołał się do ochrony wolnych instytucji politycznych, reprezentatywnych rządów, wolności jednostki i swobód obywatelskich, czyli wszystkich tych wartości, które scalają państwa Za­ chodu i wyodrębniają je na scenie międzynarodowej.9 W ślad za tymi deklaracjami nastąpiła dalsza integracja między Stanami Zjednoczonymi a dawnymi mocarstwami Europy. Plan Marshalla przyczynił się do roz­ woju silnych więzi gospodarczych między partnerami, a rozwój NATO wzmocnił poczucie bezpieczeństwa i ochrony wyżej wspomnianych wartości. Poważnie osłabiona Europa stała się beneficjentem potęgi amerykańskiej i po raz pierwszy w historii zrzekła się mocarstwowych ambicji, cedując je poniekąd na Waszyngton, a tym samym zezwalając Ameryce na zajęcie miejsca lidera we wspólnocie euroatlantyckiej.

Wychodząc dosyć szybko z powojennego kryzysu, kraje Europy za­ chodniej nabrały przekonania, że system, w którym funkcjonują, jest słuszny, przynosi określone profity i wprowadza stosunki międzynarodo­ we w nową erę. Sojusz ze Stanami przynosił im określone, wymierne ko­ rzyści przede wszystkim w sferze ekonomicznej i politycznej. Społeczność międzynarodowa, o której wcześnie była mowa, realnie zaczęła istnieć; Stany Zjednoczone odgrywały w niej rolę pierwszoplanową, a Europa

8 Public\Papers o f the Presidents o f the United States, H arry S. Truman, 1.1947, U.S. GPO, Washington, D.C. 1963, s. 178.

108 M agd alen a G ołębiowska-Smiałek

stopniowo zaczęła budować swoją nową „zjednoczoną” tożsamość, nie pozostającą w żadnej sprzeczności z amerykańską.

Upadek starego porządku i dramatyczne doświadczenia II wojny światowej wznieciły od nowa dyskusję nad potrzebą prawdziwego zjed­ noczenia państw starego kontynentu. Proces ten, rzecz jasna, nie był łatwy, przebiegał etapami i w pierwszym okresie dotyczył głównie po­ wiązań ekonomicznych, politykę zagraniczną pozostawiając prymatowi Waszyngtonu i realiom zimnowojennym.

Analizując starania ze strony wielkich mężów stanu, można łatwo do­ strzec poczucie przynależności do jednej wspólnoty. Wyjątkowo trafnym, dobitnie świadczącym o wspólnych korzeniach, wydaje mi się fragment wybitnej książki Roberta Schumana, Pour 1’Europe, opublikowanej w 1963 roku: „Demokracja zawdzięcza swoje istnienie chrześcijaństwu. Zrodziła się wtedy, kiedy człowiek został wezwany do zrealizowania w swoim życiu doczesnym godności osoby ludzkiej w wolności indywi­ dualnej, z poszanowaniem praw każdego, przez praktykę miłości brater­ skiej wobec wszystkich. Demokracja jest związana z chrystianizmem doktrynalnie i chronologicznie i tak jak ono, ogłosiła pierwszeństwo wartości wewnętrznych”10. Abstrahując od światopoglądu Schumana, ukształtowanego w duchu chrześcijańskiej demokracji, porywający był idealizm obecny również w wypowiedziach innych twórców podstaw zjednoczenia Europy, takich jak: Richard Coudenhove-Kalergi, Arisitde Briand, Konrad Adenouer czyjaen Monnet.

Podobny idealizm łatwo odnaleźć w ówczesnej polityce amerykańskiej. Jedynie tak idealistyczny kraj, tak pionierski i relatywnie niedoświadczony, mógł wysunąć program globalnej gospodarczej odbudowy opierając się wyłącznie na własnych środkach. A jednak samo nakreślenie tego rodzaju wizji pobudziło powszechne zaangażowanie narodów i doprowadziło pokolenie zimnej wojny aż do ostatecznego zwycięstwa.11

Koniec dwubiegunowego podziału świata doprowadził do rozbicia wcześniej obowiązującego paradygmatu dwóch supermocarstw. Wojna w Zatoce udowodniła, że na świecie jest tylko jedno mocarstwo, ale za to

10 J . Łukaszewski, Cel: Europa, Noir Sur Blanc, W arszawa 2002, s. 119. 11 H. Kissinger, Dyplomacja, Philip Wilson, Warszawa 1996, s. 495.

pretendujących do tego statusu stoi w kolejce kilka następnych, w tym Zjednoczona Europa.

Początkowo wydawało się, że wreszcie nastanie era prawdziwego wilsonizmu, w której, zgodnie ze słowami Georga Busha, przyświecać będzie wizja nowego partnerstwa narodów, opartego na konsultacjach, współpracy w ramach międzynarodowych i regionalnych organizacji, opartej o rządy prawa i wspieranej przez sprawiedliwy podział kosztów i zobowiązań. Partnerstwa, którego celem jest rozwój demokracji, wzrost dobrobytu, pokój i redukcja zbrojeń.12 W podobnym duchu mówił trzy lata później Bill Clinton: „Dziś chcemy zwiększyć krąg narodów, które korzystają ze zdobyczy demokracji, gdyż marzymy 0 dniu, gdy poglądy i energia każdego mieszkańca naszej planety znajdą pełny wyraz w świecie współpracujących ze sobą i żyjących w pokoju państw”.13 Jest to dowód na to, że Ameryka po raz trzeci planowała tworzyć nowy porządek świata, przebudować międzynarodowe oto­ czenie na amerykańską modłę. Kiedy działo się to po raz pierwszy, Wilsona zastopowali izolacjoniści, Trumanowi przeszkodziły ekspan- sjonistyczne zapędy Stalina, teraz na drodze staje powszechny brak zgody na Pax Americana.

Lata dziewięćdziesiąte w Europie upłynęły pod znakiem cora2 silniej­ szej integracji między jej tradycyjnymi podmiotami i przygotowań do przyjęcia nowych członków. Traktat z Maastricht ratyfikowany 7 lutego 1992 roku, obowiązujący od listopada 1993, był formalnym zwieńcze­ niem starań o zjednoczoną Europę. Oprócz porozumień gospodarczych ustanowił Unię Europejską, tworząc filary wspólnej polityki zagranicznej 1 bezpieczeństwa oparte o propozycje unii politycznej przedstawione przez prezydenta Fransois Mitteranda, kanclerza Helmuta Kohla i rząd belgijski. Pod wpływem brytyjskim wszystkie odniesienia do federalizmu zostały usunięte z tekstu. Mimo to napotkał on wiele kłopotów w trakcie ratyfikacji, tym bardziej że zbiegł się ze spadkiem popularności samej Wspólnoty związanym z bezradnością w Jugosławii, niestabilnością walu­ tową oraz sporem towarzyszącym negocjowaniu Układu Ogólnego

12 Przemówienie na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ 1.10.1990, „Dispatch” (U.S.Departament o f State), t .l, nr 6 (October 8, 1990), s.152.

13 Przemówienie na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ, 27.09.1993, ibidem , t. 4, nr 39, (September 27, 1993), s. 650.

110 M agd alen a G ołębiowska-Smiałek

w sprawie Ceł i Handlu (GATT). Jeszcze więcej zamieszania wewnątrz samej Unii spowodował dokument zatytułowany Reflections on European Policy, sporządzony przez chrześcijańskich demokratów zasiadających w Bundestagu. Dokument zwrócił uwagę na istnienie „trzonu [państw członkowskich UE] dążącego do głębszej integracji i ściślejszej współ­ pracy” i apelował o dalsze jego wzmocnienie w celu „zapobieżenia siłom odśrodkowym powstałym w wyniku ciągłego poszerzania Unii”. W dal­ szej części precyzował, że za trzon uznaje się Niemcy, Francję i kraje Beneluksu (tj. pierwotny skład Szóstki z wyłączeniem Włoch)14. Takie postawienie sprawy wywołało oburzenie innych państw członkowskich. Dokument dawał też jasno do zrozumienia, że wśród najbardziej precy­ zyjnych i surowych wymogów przynależności do „trzonu” są kryteria zbieżności dla trzeciego etapu Unii Gospodarczo-Walutowej, określanej jako punkt zwrotny unii politycznej. Pokrywa się to z często spotykaną wśród politologów opinią, że wraz z Traktatem z Maastricht kwestie polityczne zostały niejako „zawieszone”, pozostając w sferze dyskusji gabinetowych. Zmiana czynników mających zasadniczy wpływ na sto­ sunki polityczne z geostrategicznych na ekonomiczne stanowiła ku temu wyraźną przyczynę. Gwałtowny wzrost ekonomiczny na Dalekim Wschodzie, między innymi w Chinach, spowodował, że droga ku mocar- stwowości prowadzi przede wszystkim przez budowanie potęgi ekono­ micznej, mniej politycznej.

W minionej dekadzie Stany Zjednoczone wydawały się to rozumieć, widząc w Zjednoczonej Europie konkurenta, nie rywala. W końcu bowiem dzielenie się zasobami oraz rozwój społeczeństw to specyficz­ ne amerykańskie cele od czasów Planu Marshalla. Tym bardziej, że Sojusz Północnoadatycki jest nadal dla Ameryki najważniejszą płasz­ czyzną jej międzynarodowych stosunków. Stanowi środek do globalne­ go zaangażowania USA, umożliwiając Ameryce odgrywanie roli głów­ nego arbitra w regionie euroazjatyckim oraz jest koalicją, która w skali globu dysponuje ogromną siłą i wpływami. Razem Stany i Europa nadal mają szansę stanowić oś globalnej stabilności, a posiadając naj­

większe światowe zasoby kapitału intelektualnego i technologicznej innowacyjności, są lokomotywą gospodarki światowej.15

Świat, w którym Ameryka znalazła się po wygranej zimnej wojnie, pod wieloma względami przypomina osiemnasto- czy dziewiętnastwieczną Europę i sposoby uprawiania polityki, które amerykańscy politycy i myśli­ ciele zawsze kwestionowali. Gdy nie występuje istotne zagrożenie ideolo­ giczne czy strategiczne, narody rozwijają politykę zagraniczną w systemie międzynarodowym opartą o zasadę ich bezpośredniego interesu narodo­ wego. W systemie międzynarodowym, w którym pięć albo sześć państw pretenduje do rangi mocarstwa, a dodatkowo otoczonych jest siecią mniej­ szych, porządek najprawdopodobniej wyłoni się jak kiedyś, ze ścierania i równoważenia rywalizujących interesów narodowych.16 Dlatego wilso- nizm nie mógł w żadnym wypadku stać się jedynym filarem postzimnowo- jennej polityki. Ważnym drogowskazem dla poszczególnych podmiotów systemu międzynarodowego powinien być jasno określony interes naro­ dowy.

Ataki z 11 września 2001 roku i wojna z terroryzmem, którą Goerge W. Bush, w koalicji z Wielką Brytanią, wypowiedział bez zgody ONZ i przy wyraźnym sprzeciwie Francji i Niemiec, spowodowały ujawnienie się różnic w określeniu interesów narodowych państw pretendujących do odgrywania największej roli na scenie międzynarodowej. Przede wszyst­ kim Francja dała wyraz dużej sprzeczności z wizją amerykańską, widząc w tym szansę dla wzmocnienia swojej pozycji, jeśli nie w kierunku mo­ carstwa o charakterze globalnym, to przynajmniej regionalnym. Zbiegło się to z ogólnym wzrostem postaw antyamerykańskich, które zdaniem profesora Kena Jowitta, mają wiele wspólnego z zawiścią wobec amery­ kańskiej potęgi i ze strachem wynikającym z faktu używania przez USA sił wojskowych, które pod względem zaawansowania technologicznego nie mają sobie równych.17

Pojawiają się również opinie, że antyamerykański resentyment na kontynencie europejskim podyktowany jest zmęczeniem ideą integracji. Dziś dawne zagrożenia przestały istnieć, więc niektórzy Europejczycy

15 Z. Brzeziński, O P olsce, Europie i święcie 1988-2001, W arszawa 2002, s. 368. 16 H. Kissinger, op. cit., s. 885.

112 M agd alen a G ołębiowska-Śmiałek

szukają swej tożsamości w przeciwstawieniu się Stanom Zjednoczonym. Nawet Euro postrzegane jest jako konkurent wobec dolara.18

Dramatyczne konsekwencje ingerencji w Iraku, błędy, jakie popełniła administracja Busha po obaleniu Saddama Husaina, potęgują wrogość wobec Ameryki do tego stopnia, że można odnieść wrażenie rozłamu w obszarze cywilizacji zachodniej, a przynajmniej pustki w zachodniej polityce zagranicznej. O ile pierwsze stwierdzenie wydaje się grubo przesa­ dzone, a poglądy zawarte w książce Świat, w którym jesteśmy autorstwa wybit­ nego publicysty brytyjskiego, Willa Huttona, o zasadniczej odmienności cywilizacji amerykańskiej od europejskiej w kontekście jej rozwiązań spo­ łeczno-gospodarczych, zdaniem innego znanego politologa, profesora Ralfa Dahrendorfa, są zupełnie nieprawdziwe, o tyle drugi wniosek wydaje się bardziej uzasadniony.

W toczących się debatach politycznych mających określić wspólna poli­ tykę Zachodu brak konkretnych pomysłów i postanowień. Tzw. strategia lizbońska, zgodnie z którą Europa powinna przekształcić się w najbardziej konkurencyjną gospodarkę światową (pomijając w tej chwili realne działa­ nia, a właściwie brak działań w tym kierunku ze strony Niemiec, Francji czy Włoch) jest wymierzona przeciwko potędze Stanów Zjednoczonych, którym wcześniej Europa oddawała prymat na scenie globalnej. Dalej - pomimo przewidywanej w konstytucji funkcji europejskiego ministra spraw zagranicznych, nie widać, aby kraje UE określiły, w jakich sprawach są w stanie się porozumieć i uzgodnić wspólne interesy. Państwa te przez wiele lat prowadziły politykę zagraniczną na własną rękę, wcześniej podpo­ rządkowując ją amerykańskiej strategii powstrzymywania, później szcze­ gólnie dbając o stosunki z krajami tradycyjnie z nimi powiązanymi. Zresztą mimo krytyki amerykańskich działań na Bliskim Wschodzie, nie widać ani konkretów, ani entuzjazmu dla wspólnej europejskiej polityki w tym rejo­ nie.

Podobnie Waszyngtonowi brakuje w tej chwili planu wyjścia z zaist­ niałej sytuacji i na pewno następna administracja będzie musiała jasno określić interes narodowy Ameryki. Niemniej w kontekście nowych, coraz mniej znanych i przewidywalnych wyzwań (na przykład zamachy terrorystyczne w Madrycie w marcu 2004, czyli fundamentalizm islamski,

polityka wobec Rosji, Ukrainy, etc.), fundamentalne wartości dla Stanów i Europy nadal są wspólne i tak samo wspólna pr2ynajmniej na poziomie ogólnym pozostaje i powinna pozostać ich polityka. Wbrew pozorom to właśnie sytuacja w Iraku może stworzyć taką szansę. Zdaniem Henning Tawes, dyrektora polskiego przedstawicielstwa Fundacji Konrada Ade-