• Nie Znaleziono Wyników

...Dziś uzupełniłem swoją podróż systematycznym i szczegółowym oglądaniem Kremla przy pomocy MXXX, któremu mnie polecono. Wciąż ten Kreml! Dla mnie to cała Moskwa, cała Rosja!

Kreml to osobny świat!

Nigdy nie widziałem Konstantynopola, ale myślę, że po tym mieście Moskwa jest najbardziej frapującą ze stolic Europy. To Bizancjum lądowe. Bogu dzięki, place starej stolicy nie są olbrzymie jak petersburskie, gdzie rzymski Święty Piotr by się zgubił. W Moskwie gmachy i pomniki są mniej rozsiane i dlatego wywierają mocniejsze wrażenie. Despotyzmowi linii prostych i symetrycznych planów oparła się tutaj historia i natura. Moskwa jest przede wszystkim malownicza. Niebo, nie będąc bezchmurne ma zabarwienie srebrzyste i lśniące. Wzory wszystkich rodzajów architektonicznych nagromadzone są tutaj bez ładu i składu, żaden monument nie jest doskonały, niemniej całość przejmuje nas, nie podziwem, lecz zdumieniem.

Nierówności terenu mnożą punkty widzenia. Cerkwie ze swymi kopułami, których liczba jest zmienna i nieraz bardzo przekracza sakramentalną liczbę nakazaną architektom przez prawosławie, iskrzą się w powietrzu magicznymi aureolami. Mnóstwo złotych piramid i dzwonnic w kształcie minaretów rysuje na niebie sylwety lśniące w słońcu. Orientalny pawilon, hinduska kopuła przenoszą nas do Delhi, baszta, wieżyczka sprowadzają nas do Europy czasu wypraw krzyżowych. Wartownik czuwający na wieży strażniczej przywodzi na myśl muezzina wzywającego wiernych do modłów, wreszcie, aby całkiem zmącić nam myśli, krzyż błyszczący wszędzie, nakazujący ludziom uklęknąć przed Słowem, wygląda, jakby spadł tutaj z nieba w sam środek gromady Azjatów, by poprowadzić ich wszystkich razem na wąską drogę zbawienia.

Zapewne przed tym właśnie poetycznym obrazem pani de Stael zawołała: Moskwa jest Rzymem Północy!

Powiedzenie nietrafne, bo pod żadnym względem nie można przeprowadzić paraleli między tymi dwoma miastami. Zjawiwszy się w Moskwie myślimy o Niniwie, Palmirze, Babilonie, a nie o arcydziełach sztuki znajdujących się w Rzymie pogańskim czy chrześcijańskim. Historia i religia tego kraju także nie kierują umysłu podróżnika ku Rzymowi. Rzym jest bardziej odmienny do Moskwy niż Pekin.

...Nie jestem przesycony widokiem Kremla od zewnątrz; jego dziwaczne budowle, zdumiewające mury obronne, mnóstwo łuków, widet, dzwonnic, strzelnic odkrywanych na każdym kroku postawionym wokół tego baśniowego monumentu, niezwykłe rozmiary wszystkich tych rzeczy, nagromadzenie ich brył, pęknięcia w ich murach robią na mej wyobraźni wciąż nowe wrażenie. Mury zewnętrzne nierówno zarysowane, wspinające się i schodzące w dół w zależności od głębokich i stromych załamań pagórków i kotlin, tyle spiętrzonych kondygnacji budynków o dziwnym stylu tworzą jedną z najoryginalniejszych i najpoetyczniejszych dekoracji świata. To nie ja, to malarze powinni pokazać Ci te cuda, brak mi słów, by opisać ich efekt, są to rzeczy, które potrafią ocenić tylko oczy. Wszelako malarz musiałby wybrać swoje punkty widzenia z rozwagą, bo oglądany od zewnątrz, Kreml jest cudowny – od wewnątrz płaski i pospolity. Jak Ci wyrazić moje zaskoczenie, kiedy wchodząc do środka tego czarodziejskiego

miasta zbliżyłem się do nowoczesnego budynku zwanego Skarbcem i zobaczyłem przed sobą pałac o ostrych kątach, o sztywnych liniach i o greckich frontonach ozdobionych korynckimi kolumnami? Ta zimna imitacja antyku, której powinienem był się spodziewać, wydała mi się tak groteskowa, że cofnąłem się o kilka kroków.

...W końcu zdecydowałem się zbliżyć do greckich perystylów i korynckich kolumn Skarbca i mijając z zamkniętymi oczyma te arcydzieła złego smaku wszedłem do słynnego Arsenału, gdzie się znajdują ustawione jak w gabinecie osobliwości najciekawsze zabytki historyczne Rosji.

Co za kolekcja zbroi, waz i klejnotów narodowych! Co za obfitość koron i tronów, zgromadzonych w jednym miejscu! Sposób rozmieszczenia tych przedmiotów jeszcze potęguje wywierane przez nie wrażenie. Nie można powstrzymać podziwu dla smaku tej dekoracji, a co więcej, inteligencji politycznej, co kierowała tak pysznym układem tylu insygniów i trofeów, ale pycha patriotyczna jest najbardziej uzasadnioną z wszystkich rodzajów pychy. Można wybaczyć namiętność, która pomaga spełnić tyle obowiązków. Jest w tym głęboką myśl, rzeczy są tylko jej symbolem.

Korony spoczywają na poduszkach umieszczonych na piedestałach, a trony na estradach pysznią się pod ścianami. Tej ewokacji przeszłości brak tylko obecności ludzi, dla których zostały zrobione wszystkie te rzeczy. Ich brak zastępuje kazanie o marności spraw ludzkich.

Kreml bez swoich carów to teatr bez światła i bez aktorów.

Najczcigodniejszą, jeżeli nie najokazalszą z koron jest korona Monomacha, przywieziona z Bizancjum do Kijowa w roku 1116.

Potem idą korony za koronami, ale wszystkie są podporządkowane koronie cesarskiej. W tej królewskiej konstelacji znajdują się korony państw Kazania, Astrachania, Gruzji, Krymu: widok tych satelitów królewskości, trzymanych w godziwej odległości od górującej nad nimi wszystkimi gwiazdy, jest niezwykle imponujący: wszystko w Rosji jest emblematem, to kraj poetyczny – poetyczny jak ból! Cóż wymowniejszego niż łzy, co płyną wewnątrz i spadają na serce? Korona Syberii znajduje się wśród tylu innych koron. Ta pochodzi z rosyjskiej fabryki, jest to urojone insygnium, złożone tutaj dla upamiętnienia wielkiego faktu historycznego, dokonanego przez awanturniczych kupców i wojowników za panowania Iwana IV, okresu, w którym się odbyło nie odkrycie, lecz podbój Syberii. Wszystkie te korony są obsypane najcenniejszymi i największymi kamieniami świata. Łono tej rozpaczliwej ziemi otwarło się, by dostarczyć strawy dla pychy wyrosłego na niej despotyzmu.

Tron i korona Polski też mają swoje miejsce na tym pysznym firmamencie cesarskim i królewskim... Tyle klejnotów zamkniętych na małej przestrzeni błyszczało przed mymi oczami, jak ogon pawia. Co za krwawa próżność! – powtarzałem sobie po cichu przy każdym nowym cudzie, przy którym zatrzymywali mnie moi przewodnicy...

Zafrapowały mnie zwłaszcza korony Piotra I, Katarzyny I i Elżbiety: co tam złota, diamentów... i kurzu!!! Gdzie są teraz noszące je głowy? Jabłka cesarskie, trony, berła, wszystko tu jest zgromadzone, by świadczyć o wielkości rzeczy i o nicości ludzi, a gdy pomyślimy, że ta nicość rozciąga się nawet na państwa, nie wiemy, jakiej uchwycić się słomki w potoku czasu.

...Wazy cyzelowane w stylu Benvenuta Celliniego, czary zdobione drogimi kamieniami, przedziwne hafty, szkło z wszystkich krajów i wszystkich wieków... Jest ich wielka obfitość w tym wspaniałym zbiorze, którego prawdziwy amator nie obejrzałby nawet przez tydzień. Prócz tronów czy foteli wszystkich książąt rosyjskich wszystkich wieków widziałem tu również czapraki ich koni, ubiory, meble, i te rzeczy mniej lub bardziej bogate, mniej lub bardziej rzadkie, olśniewały mi oczy. Przypomnij sobie pałace z Tysiąca i jednej nocy: nie ma innego sposobu opisania Ci baśniowego, po prostu czarodziejskiego wnętrza, ale tutaj barwność historii przyczynia się jeszcze do wrażenia wywieranego przez tyle cudów! Ileż tu interesujących faktów

malowniczo zarejestrowanych i poświadczonych czcigodnymi relikwiami!... Poczynając od kunsztownego hełmu świętego Aleksandra Newskiego a kończąc na noszach, na których niesiono Karola XII do Połtawy, każdy przedmiot ożywia nam jakieś ciekawe wspomnienie, jakiś osobliwy fakt. Ten Skarbiec jest prawdziwym albumem kremlowskich olbrzymów.

Kończąc oglądanie tych dumnych pamiątek czasu przypomniałem sobie, jak w natchnieniu, pewien ustęp z Montaigne'a, który przepisuję dla Ciebie, aby uzupełnić ciekawym kontrastem ten opis wspaniałości moskiewskiego Skarbca. Ty wiesz, że nigdy nie podróżuję bez Montaigne'a.

„Za dawnych czasów książę moskiewski winien był tę część Tatarom, że kiedy wyprawiali doń posłów, miał iść naprzeciw nim piechotą i podać im kubek mleka klaczy (napój, który miłują nad wszystko); a jeśli pijąc upuścili jaką kroplę na grzywę konia, trzeba mu było oblizać ją językiem”.

„Armię, którą cesarz Bajazet wyprawił do Rosji, zaskoczyła taka nawałnica śniegu, iż chcąc się osłonić i ocalić przed zimnem, wielu postanowiło zabić i wypatroszyć swoje konie, aby się tam zaszyć i skrzepić tym żywym ciepłem”. (Tłum. T. Boy-Żeleński)

Cesarz Wszechrosji ze wszystkimi swoimi tronami, z całą swoją dumą jest jednak tylko następcą tych samych wielkich książąt, których tak upokorzono w XVI wieku, a i to stał się nim wskutek spornych spraw, bowiem pomijając już nawet elekcję Trubeckiego, unieważnioną przez intrygi rodziny Romanowów i ich przyjaciół, dzieci Katarzyny II dostały się na tron dzięki zbrodniom wielu pokoleń książąt. Zatem nie bez powodu ukrywa się historię Rosji przed Rosjanami, a chciałoby się ją ukryć przed światem.

... W okresie, kiedy wielcy książęta moskiewscy dźwigali na klęczkach hańbiące jarzmo nałożone im przez Mongołów, w Europie kwitnął duch rycerski, zwłaszcza w Hiszpanii, gdzie lała się krew strumieniami za honor i niezależność chrześcijaństwa. Nie sądzę, żeby mimo średniowiecznego barbarzyństwa znalazł się w Europie choć jeden król, zdolny do zbezczeszczenia władzy przyjęciem warunków narzuconych wielkim książętom Moskwy w XII, XIV i XV wieku przez ich panów, Tatarów. Raczej stracić koronę niż poniżyć królewski majestat: oto co powiedziałby król francuski, hiszpański czy każdy inny w starej Europie. Ale w Rosji chwała jest świeżej daty, jak wszystko inne. Czas trwania inwazji podzielił historię tego kraju na dwie zupełnie odmienne epoki: historię niezależnych Słowian – i historię Rosjan zaprawionych do tyranii przez trzy wieki niewoli. A tę dwa narody nie mają, prawdę mówiąc, nic wspólnego prócz imienia z dawnymi szczepami połączonymi przez Waregów w jeden naród.

Szczepy te były niepodległe, obecni Rosjanie – bynajmniej.

...Gdzie indziej oczekiwały mnie inne cuda: zwiedziłem senat, cesarskie pałace, dawny pałac patriarchy – w nich wszystkich nie ma nic ciekawego prócz nazw – i wreszcie kanciasty pałacyk, będący klejnotem i zabawką. Jego budowa przypomina trochę arcydzieła mauretańskiej architektury, błyszczy wytwornością wśród otaczających ciężkich brył, rzekłbyś karbunkuł oprawiony w zwykły kamień. Ten pałac jest wielopiętrowy, piętra niższe są szersze od wyższych, co mnoży tarasy i nadaje całej budowie formę piramidy o bardzo malowniczym wyglądzie.

Każde piętro jest cofnięte wobec niższego, a ostatnie, będące szczytem piramidy, jest tylko pawilonikiem. Na każdym z pięter fajansowe płyty werniksowane na modłę arabską rysują linię architektoniczną z wielkim smakiem i precyzją, niestety te ornamenty są współczesne. Wnętrze zostało niedawno przemeblowane, oszklone, pomalowane, całkowicie odrestaurowane, dość pomysłowo.

Niepodobna przekazać Ci kontrastu wywołanego przez tyle różnych budynków zgromadzonych w jednym punkcie, będącym centrum olbrzymiego miasta, a wśród tej mieszaniny odmalować Ci wygląd tego pałacu, świeżo odnowionego, ale o ornamentyce w dawnym stylu, zbliżonym do gotyku i pomieszanym z arabskim: tu świątynią grecka, tam

twierdze gotyckie, dalej hinduskie wieże, chińskie pagody, a wszystko dziwacznie stłoczone w ogrodzeniu zamkniętym cyklopicznymi murami – oto co należałoby pokazać Ci jednym słowem, jak się to spostrzega jednym spojrzeniem.

Słowa malują przedmioty tylko za pomocą przywoływanych wspomnień; otóż żadne z twoich wspomnień nie może ci posłużyć do wyobrażenia sobie Kremla. Trzeba być Rosjaninem, by zrozumieć podobną architekturę.

Dolne piętro tego arcydzieła jest prawie całkiem wypełnione ogromnym sklepieniem, wznoszącym się na jednym filarze, który zajmuje środek izby. Jest to sala tronowa, tu się udają cesarze opuściwszy cerkiew po koronacji. Tu wszystko przypomina o wspaniałości dawnych carów i wyobraźnia jest zmuszona przenosić się w czasy Iwanów i Aleksych: jest to naprawdę moskiewskie. Malowidła, całkiem nowe, pokrywające ściany tego pałacu wydały mi się jednak dość gustowne; całość przypomina rysunki porcelanowej wieży w Pekinie.

Ta grupa budowli czyni z Kremla jedną z najbardziej teatralnych dekoracji świata, ale żaden z gmachów stłoczonych na tym rosyjskim forum nie wytrzymałby szczegółowej analizy, tak samo jak te, co są rozproszone w pozostałych częściach miasta. Na pierwszy rzut oka Moskwa wywiera niezwykłe wrażenie. Byłoby to najpiękniejsze z miast dla doręczyciela depesz, cwałującego wzdłuż murów jej wszystkich cerkwi, klasztorów, pałaców, zamków obronnych, które bynajmniej nie odznaczają się dobrym smakiem, ale które na pierwszy rzut oka wyglądają na siedziby nadprzyrodzonych istot.

Niestety dziś się buduje na Kremlu nowy pałac, aby uczynić dawną siedzibę cesarza bardziej wygodną, ale czy zadano sobie pytanie, czy to świętokradcze ulepszenie nie popsuje jedynego na świecie całokształtu dawnych budowli świętej twierdzy? Obecna siedziba cesarza jest mierna, zgoda, ale chcąc temu zaradzić narusza się najszacowniejsze budowle starego sanktuarium narodowego, co jest profanacją. Ja bym na miejscu cesarza raczej zawiesił swój pałac w powietrzu niż bym usunął jeden kamień ze starych murów Kremla.

...W dodatku tę profanację spełnia się z koniecznym szacunkiem, który mi czyni ją jeszcze ohydniejszą. Zamierza się pozostawić stary gmach, to znaczy, że nie zostanie zniszczony, lecz żywcem pogrzebany w jakimś pałacu. Taki środek stosuje się tutaj, by pogodzić oficjalny kult przeszłości z zamiłowaniem do komfortu, świeżo importowanym z Anglii. Ten sposób upiększania narodowego miasta Rosjan jest najzupełniej godny Piotra Wielkiego. Czy założycielowi nowej stolicy nie wystarczyłoby opuścić dawną? Nie, oto jego następcy ją demolują pod pretekstem upiększania.

Cesarz Mikołaj mógłby zdobyć osobistą sławę: zamiast wlec się drogą wytyczoną przez kogoś innego, mógł po prostu opuścić pałac Zimowy spalony w Petersburgu i przenieść na zawsze rezydencję cesarską na Kreml taki, jaki jest, a dla potrzeb swego domu, dla wielkich dworskich obchodów, mógłby zbudować poza murami świętego przybytku wszelkie pałace, jakie uznałby za konieczne. Tym powrotem naprawiłby błąd cesarza Piotra, który zamiast ciągnąć swoich bojarów do sali widowiskowej zbudowanej dla nich nad Bałtykiem, mógł i powinien był cywilizować ich u siebie, wykorzystując godne podziwu elementy, które natura dała mu do dyspozycji, a które on zlekceważył z pogardą i z lekkomyślnością niegodnymi człowieka wyższego, jakim był pod wieloma względami. Toteż z każdym krokiem stawianym przez cudzoziemca na drodze z Petersburga do Moskwy Rosja ze swymi niezmierzonymi terytoriami, ze swymi ogromnymi bogactwami rolniczymi rośnie w jego umyśle, podczas gdy Piotr Wielki maleje. Monomach w XI wieku był władcą prawdziwie rosyjskim, Piotr I w XVIII dzięki swej fałszywej metodzie doskonalenia jest tylko hołdownikiem zagranicy, małpą Holendrów, naśladowcą cywilizacji, którą kopiuje ze skrupulatnością dzikusa. Albo Rosja nie spełni tego, co nam się wydaje jej losem, albo Moskwa któregoś dnia stanie się z powrotem stolicą państwa, bo tylko ona ma w

sobie ziarno rosyjskiej niepodległości i oryginalności. Tam jest korzeń drzewa, tam powinno wydać swoje owoce – szczep nigdy nie uzyskuje mocy ziarna.

Gdybym kiedyś zobaczył tron rosyjski majestatycznie przeniesiony do jego prawdziwej siedziby, do centrum państwa rosyjskiego, Moskwy, gdyby Petersburg pozwoliwszy swym gipsom i pozłotom obrócić się w proch w rujnującym bagnie, do którego je przywieziono, stał się z powrotem tym, czym powinien był być zawsze – wspaniałym składem handlowym między Rosją a Zachodem, podczas gdy z innej strony Kazań i Niżny posłużyłyby za drabinę między Rosją a Wschodem, powiedziałbym: naród słowiański pokonawszy dzięki słusznej dumie próżność swych władców, żyje nareszcie własnym życiem. Konstantynopol nań czeka; tam sztuki piękne i bogactwa nagrodzą w naturalny sposób wysiłki ludu powołanego do tym większej potęgi, tym większej chwały, że tak długo był nieznany i zrezygnowany.

Czy można sobie wyobrazić majestat stolicy rozpartej w środku równiny liczącej wiele tysięcy mil, równiny rozciągniętej od Persji do Laponii, Astrachania i Morza Kaspijskiego aż do Uralu i Morza Białego z portem w Archangielsku? Potem, zniżając się ku krajom bardziej nadającym się do mieszkania, ta równina biegnie wzdłuż Bałtyku, gdzie się znajdują Sankt-Petersburg i Kronsztad, dwa arsenały Moskwy, wreszcie rozciąga się na zachód i na południe, od Wisły do Bosforu, który czeka na Rosjan. Konstantynopol służy za bramę łączącą Moskwę, święte miasto Rosjan, ze światem!... Z pewnością majestat tego królewskiego miasta z wszystkimi jego filiami zwróconymi w cztery strony świata byłby imponujący wśród wszystkich potęg świata i usprawiedliwiałby świetny emblemat koron z kremlowskiego Skarbca.

Cesarz Mikołaj, mimo wielkiego zmysłu praktycznego i głębokiej mądrości, nie dojrzał najlepszego sposobu osiągnięcia celu. Przychodził od czasu do czasu pospacerować na Kreml, ale to nie dość, powinien uznać konieczność osiedlenia się tam na stałe. Możliwe, że ją uznał, ale nie miał siły zdobyć się na takie poświęcenie: jest to wielki błąd. Za Aleksandra Rosjanie spalili Moskwę, aby ocalić ojczyznę; za Mikołaja Bóg spalił pałac w Petersburgu, aby pchnąć naprzód los Rosji – a Mikołaj nie odpowiedział na wołanie Opatrzności. Rosja jeszcze czeka!...

...Widok z góry z tarasu Kremla jest wspaniały, trzeba go podziwiać przede wszystkim wieczorem. Właśnie wróciłem sam pod dzwonnicę Iwana Wielkiego, wieżę Wielikij, najwyższą na Kremlu i chyba w całej Moskwie; widziałem stamtąd zachód słońca i będę tam często wracał, gdyż nic mnie tak nie interesuje w Moskwie jak Kreml.

Nowe drzewa, którymi kilka lat temu obsadzono większość jego murów, są wielce gustowną ozdobą upiększającą kupieckie miasto, miasto zupełnie nowoczesne, a jednocześnie obramiają staroruski Alkazar. Drzewa podkreślają malowniczy wygląd pradawnych wałów obronnych. W grubych murach tego baśniowego zamku są wielkie przestrzenie, widzimy w nich schody, których śmiałość i wysokość skłania do marzeń, oko ściga tam całą rzeszę zmarłych, których wskrzeszamy w duchu, którzy przebiegają tarasy, schodzą po łagodnych zboczach i opierają się o balustrady na szczycie starych wież, wznoszących się na sklepieniach, co zdumiewają rozmachem i trwałością. Stąd pochylając głowę rzucają na świat zimne, pogardliwe spojrzenie śmierci. Im dłużej obserwuję te nierówne bryły, o nieskończonej rozmaitości form, tym bardziej podziwiam ich biblijną architekturę i poetycznych budowniczych.

Gdy słońce znika za drzewami promenady, jego promienie jeszcze oświetlają szczyt pałacowych wieżyczek i cerkwi błyszczących w ciemnym błękicie nieba z wszystkimi dzwonnicami: to czarodziejski obraz.

W środku plant otaczających od zewnątrz mury widzimy sklepienie, które Ci już opisałem, ale które mnie zadziwiło przed chwilą, jak bym dostrzegł je po raz pierwszy: to monstrualny tunel.

Opuszczamy miasto o nierównym terenie, miasto najeżone wieżami wznoszącymi się aż pod obłoki, zagłębiamy się w ciemną, zakrytą drogę, wchodzimy w ten mroczny tunel o długim

stromym zboczu, a wszedłszy na szczyt znajdujemy się pod niebem i patrzymy z góry na inną część miasta, dotychczas nie zauważoną, która się stapia z ruchliwym kurzem ulic i promenad i rozciąga się pod naszymi stopami na brzegu na pół wyschniętej od upału rzeki Moskwy. Kiedy ostatnie promienie słońca prawie już gasną, widzimy, jak reszta wody, zapomniana w korycie tej pylnej rzeki, zabarwia się ogniście. Wyobraź sobie to naturalne lustro, obramione wdzięcznymi wzgórzami, których masywy są odrzucone ku krańcom pejzażu, jak brzegi obrazu: to imponujące! Niejeden z tych odległych gmachów, między innymi przytułek dla znalezionych dzieci, jest wielki jak całe miasto. Są to zakłady dobroczynności, szkoły, fundacje religijne.

Wyobraź sobie Moskwę z jej kamiennym mostem, wyobraź sobie stare klasztory z niezliczonymi kopułami, z metalowymi wieżyczkami przypominającymi ponad świętym miastem wiecznie rozmodlonych, kolosalnych kapłanów, wyobraź sobie łagodny dźwięk dzwonów, które brzmią w tym kraju wyjątkowo harmonijnie, pobożny szmer zlewający się z ruchami spokojnego, choć licznego tłumu, zawsze ożywionego, ale nigdy nie podnieconego cichym, szybkim biegiem koni i powozów, których liczba jest tak wielka w Moskwie jak w Petersburgu – a będziesz miał pojęcie o słońcu, co opada w kurz tego starego grodu. Wszystko to sprawia, że w każdy letni wieczór

Wyobraź sobie Moskwę z jej kamiennym mostem, wyobraź sobie stare klasztory z niezliczonymi kopułami, z metalowymi wieżyczkami przypominającymi ponad świętym miastem wiecznie rozmodlonych, kolosalnych kapłanów, wyobraź sobie łagodny dźwięk dzwonów, które brzmią w tym kraju wyjątkowo harmonijnie, pobożny szmer zlewający się z ruchami spokojnego, choć licznego tłumu, zawsze ożywionego, ale nigdy nie podnieconego cichym, szybkim biegiem koni i powozów, których liczba jest tak wielka w Moskwie jak w Petersburgu – a będziesz miał pojęcie o słońcu, co opada w kurz tego starego grodu. Wszystko to sprawia, że w każdy letni wieczór