• Nie Znaleziono Wyników

...Trzeba być Rosjaninem, a nawet cesarzem, by się nie poddawać zmęczeniu petersburskim życiem w tej chwili: wieczorami takie festyny, jakie widuje się tylko w Rosji, rano dworskie gratulacje, ceremonie, przyjęcia, lub też uroczystości publiczne, parady na morzu i na lądzie, okręt o 120 armatach spuszczony na Newę przed całym dworem powiększonym o całe miasto:

oto, co pochłania moje siły i zajmuje moją ciekawość. Przy tak wypełnionych dniach korespondencja staje się niemożliwa.

Kiedy Ci mówię, że złączone miasto i dwór widziały spuszczenie okrętu na Newę – największego okrętu jaki się na niej pojawił – nie wyobrażaj sobie z tego powodu, że na tym święcie żeglugi były tłumy: czterysta czy pięćset tysięcy ludzi zamieszkałych w Petersburgu gubi się w obszernym obwodzie tego ogromnego miasta o sercu z granitu i spiżu, o ciele z gipsu i zaprawy murarskiej i o krańcach z malowanego drewna i zgniłych desek. Deski te są posadzone na kształt wału ochronnego wokół pustego moczaru. To miasto bajecznie wspaniałe, kolos na glinianych nogach, nie jest podobne do żadnej ze stolic cywilizowanego świata, chociaż aby je zbudować skopiowano je wszystkie. Ale człowiek będzie szukał na próżno wzorów na końcu świata, jego panami są gleba i klimat, one zmuszają go do robienia nowych rzeczy, chociaż wolałby tylko odtwarzać antyk.10

Widziałem Kongres Wiedeński, ale nie przypominam sobie żadnego przyjęcia, które dałoby się porównać pod względem bogactwa klejnotów, strojów, różnorodności i zbytku mundurów ani pod względem rozmachu i organizacji całej imprezy z bankietem wydanym przez cesarza w wieczór ślubu jego córki w tym samym spalonym rok temu pałacu Zimowym, który się odradza z popiołów na głos jednego człowieka.

Piotr Wielki nie umarł. Jego siła duchowa wciąż żyje, wciąż działa: Mikołaj jest jedynym władcą rosyjskim, jakiego miała Rosja od czasów założyciela jej stolicy.

...Ledwo odpocząwszy po balu dworskim mieliśmy wczoraj nową fetę w pałacu Michajłowskim, u wielkiej księżny Heleny, szwagierki cesarza.

...Wnętrze wielkiej galerii, gdzie tańczono, urządzone było z bajkowym zbytkiem. Tysiąc pięćset skrzyń i donic z najrzadszymi roślinami tworzyło wonny bukiet. W jednym z kątów sali, w gąszczu egzotycznych roślin, widniał basen ze świeżą i przezroczystą wodą, z której tryskał bez przerwy strumień. Ten wodotrysk oświetlony pękami świec, lśnił jak diamentowy pył i odświeżał powietrze poruszane bez przerwy ogromnymi gałęziami wilgotnych od deszczu palmowców i bananowców lśniących od rosy, a wicher walca unosił jego perły i rzucał je na mech pachnącego gaju. Rzekłbyś, wszystkie te cudzoziemskie rośliny o korzeniach ukrytych pod kobiercami zieleni rosną tu na własnym terenie, a orszak tancerek i tancerzy Północy przechadza się mocą czarów po tropikalnym lesie. Myślałem, że śnię. Nie był to tylko przepych, była to poezja. Blask tej czarodziejskiej galerii ustokrotniało także mnóstwo luster, jakiego nie widziałem jeszcze nigdzie... Nie wiadomo było, gdzie jesteśmy, znikneły granice, wszystko

10 . Bulwary nad Newą są z granitu, kopuła Świętego Izaaka z miedzi, pałac Zimowy i kolumna Aleksandra z pięknego kamienia, marmuru i granitu, posąg Piotra I ze spiżu

stawało się przestrzenią, światłem, złoceniami, kwiatami, refleksami, iluzją, ruchy tłumu i sam tłum mnożyły się w nieskończoność... Nie widziałem czegoś tak pięknego.

...Podziwiaj więc z wszystkich sił i to, co Ci opisuję, i to, czego Ci odmalować nie mogę.

Przed kolacją cesarzowa, siedząca pod baldachimem egzotycznej zieleni, dała mi znak, żebym się do niej zbliżył. Ledwo usłuchałem, gdy cesarz podszedł do czarodziejskiego basenu, którego wodotrysk oświetlał nas diamentowo, odświeżając wonnymi emanacjami. Wziął mnie pod rękę, zaprowadził o kilka kroków od fotela swojej żony i tam raczył gawędzić ze mną ponad kwadrans o interesujących rzeczach, bo ten władca nie rozmawia z kimś tak jak tylu innych władców, tylko po to, by było widać, że z kimś rozmawia. Najpierw powiedział mi kilka słów o dobrej organizacji fety. Odpowiedziałem mu, że przy tak aktywnym trybie życia jak jego dziwię się, że może znaleźć czas na wszystko, a nawet na to, by podzielać przyjemności tłumu.

– Na szczęście – podjął – machina administracyjna w moim kraju jest bardzo prosta; bo przy naszych odległościach utrudniających wszystko, gdyby forma rządów była skomplikowana, nie wystarczyłaby głowa jednego człowieka.

Byłem zaskoczony i pochlebiony tym tonem szczerości. Cesarz, który lepiej niż ktokolwiek słyszy to, czego mu nie mówią, prawił dalej, odpowiadając na moją myśl.

– Jeżeli mówię do pana w ten sposób, to dlatego, że wiem, że pan mnie może zrozumieć: my kontynuujemy dzieło Piotra Wielkiego.

– On nie umarł, Najjaśniejszy Panie, jego duch i wola rządzą jeszcze Rosją.

Gdy się rozmawia publicznie z cesarzem, w pełnym szacunku dystansie tworzy się grupka dworzan. Stąd nikt nie może słyszeć tego, co mówi władca, choć na nim właśnie spoczywają wszystkie spojrzenia.

To nie władca nas wprawia w zakłopotanie, gdy czyni nam zaszczyt mówienia do nas – to jego dwór.

Cesarz podjął: – Tę wolę bardzo trudno spełnić. Posłuszeństwo sprawia, że wierzy pan w jednolitość u nas – jest pan w błędzie, nie ma kraju o takiej różnorodności plemion, obyczajów, wyznań i ducha, jak Rosja. Odmienność pozostaje w głębi, na powierzchni jest jednolitość, więc jedność jest tylko pozorna. Widzi pan tu nieopodal dwudziestu oficerów, otóż tylko dwaj pierwsi z nich to Rosjanie, trzej następni to pojednani Polacy, część innych to Niemcy. Niekiedy nawet jakiś chan kirgiski przywozi mi syna, żeby się wychował wśród moich kadetów: oto jeden z nich – powiedział wskazując mi palcem chińską małpkę w dziwacznym stroju z aksamitu gęsto przetykanego złotem. To dziecko Azji wystrojone było w wysoką sztywną spiczastą czapkę o dużym rondzie, zaokrąglonym i podwiniętym, podobną do nakrycia głowy kuglarza.

– Dwieście tysięcy dzieci wychowuje się i kształci na mój koszt razem z tym dzieckiem.

– Najjaśniejszy Panie, wszystko w Rosji robi się na wielką skalę, wszystko tu jest kolosalne.

– Zbyt kolosalne dla jednego człowieka.

– Jaki człowiek był kiedykolwiek bliższy swemu narodowi?

– Ma pan na myśli Piotra Wielkiego?

– Nie, Najjaśniejszy Panie.

– Mam nadzieję, że pan nie poprzestanie na zobaczeniu Petersburga? Jakie są pańskie plany podróży po moim kraju?

– Najjaśniejszy Panie, pragnę wyjechać od razu po festynie w Peterhofie.

– By udać się dokąd?

– Do Moskwy i do Nowogrodu Niżnego.

– To dobrze, ale wybiera się pan tam za wcześnie: zamierza pan opuścić Moskwę przed moim przyjazdem, a ja bym się cieszył widząc tam pana.

– Najjaśniejszy Panie, te słowa Waszej Wysokości wpłyną na zmianę mojego planu.

– Tym lepiej, pokażemy panu nowe roboty, które prowadzimy na Kremlu. Moim celem jest uczynić architekturę tych starych gmachów bardziej odpowiednią do użytku, jaki się z nich robi dzisiaj. Pałac, zbyt mały, stawał się dla mnie niewygodny. Będzie pan również świadkiem interesującej ceremonii na równinie Borodina: mam tam położyć kamień węgielny pod pomnik, który wznoszę na pamiątkę tej bitwy.

Milczałem, i prawdopodobnie twarz mi spoważniała. Cesarz wbił we mnie wzrok, a potem podjął tonem pełnym dobroci z odcieniem delikatności, a nawet wrażliwości, który mnie wzruszył.

– Przynajmniej widok manewrów zainteresuje pana.

– Najjaśniejszy Panie, wszystko w Rosji mnie interesuje...

...Odszedłem z balu w pałacu Michajłowskim bardzo wcześnie. Wychodząc przystanąłem na schodach, gdzie chętniej bym został dłużej: był to gaj pomarańczowy w rozkwicie. Nigdy nie widziałem nic wspanialszego i lepiej zorganizowanego niż ten festyn, ale nie znam nic tak męczącego, jak przedłużający się podziw, o ile nie odnosi się ani do zjawisk przyrody, ani do dzieł sztuki.

Żegnam się z Tobą, by pójść na obiad do pewnego oficera rosyjskiego; jest to młody hrabia

XXX, który mnie zabrał dziś rano do muzeum mineralogicznego, chyba najpiękniejszego w Europie, bo kopalnie Uralu są niezmiernie bogate.

Tu nic nie można zobaczyć samemu, zawsze jest z nami ktoś tutejszy, by nam czynić honory urzędów i instytucji publicznych, a w ciągu roku niewiele dni sprzyja ich oglądaniu. W lecie naprawia się gmachy zniszczone zimnem, zimą bywa się w świecie, tańczy się, gdy się nie marznie. Pomyślisz, że przesadzam, jeżeli Ci powiem, że w Petersburgu wcale nie lepiej widzi się Rosję niż z Francji. Wyniszcz tę uwagę z jej paradoksalnej formy, a uzyskasz szczerą prawdę.

Z pewnością nie wystarczy przyjechać do tego kraju, by go poznać. Bez protekcji nie miałoby się pojęcia o niczym, a protekcja często nas tyranizuje i naraża na wyrobienie sobie fałszywych pojęć.11

11 O to im właśnie chodzi.