• Nie Znaleziono Wyników

Podróżować końmi pocztowymi po drodze z Petersburga do Moskwy to doświadczać całymi dniami wrażenia, jakiego się doznawało zjeżdżając w Paryżu diabelskim młynem.

...Droga ta, szersza od dróg w Anglii, jest tak samo gładka, choć mniej wygodna, a ciągnące nas konie są małe, ale żwawe.

Mój feldjeger ma poglądy, postawę i twarz, które mi nie pozwalają zapomnieć o duchu panującym w jego kraju. Gdy dojeżdżaliśmy do drugiej stacji, jeden z naszych koni, zaprzęgniętych obok siebie, potknął się i wpadł pod koło. Na szczęście woźnica, pewien pozostałych koni, natychmiast je wstrzymał. Mimo że lato już na odlocie, w środku dnia jest jeszcze bardzo gorąco, a powietrze duszne z powodu kurzu. Myślę, że koń ten dostał porażenia słonecznego, i jeżeli mu się nie puści natychmiast krwi, padnie. Wołam więc feldjegra i wyjmując z kieszeni futerał zawierający lancet weterynarski podaję mu go ze słowami, żeby zaraz zrobił z niego użytek, jeżeli chce uratować biedne zwierzę. Feldjeger odpowiada mi z przekorną flegmą, nie biorąc podawanego mu narzędzia, nie patrząc na zwierzę:

– To całkiem zbyteczne, jesteśmy na stacji.

Po czym, zamiast pomóc nieszczęśliwemu pocztylionowi wyciągnąć zwierzę spod koła, wchodzi do pobliskiej stajni, żeby zamówić świeży zaprzęg.

Człowiek ten, Inflantczyk z pochodzenia, na moje szczęście mówi po niemiecku. Pod pozorami oficjalnej grzeczności, poprzez uniżony sposób mówienia, czyta się w jego myślach wielkie zuchwalstwo i upór. Budowę ma słabowitą, włosy koloru lnu dodają jego rysom dziecięcej miękkości, której zaprzecza twardy wyraz fizjognomii, a zwłaszcza oczu o spojrzeniu fałszywym i okrutnym; są szare, obrzeżone niemal białymi rzęsami. Czoło wypukłe, ale niskie, gęste jasne brwi, jakby wypłowiałe, twarz sucha, cera byłaby jasna, ale jest ogorzała od stałego działania powietrza i wiatru; usta delikatne, zawsze zaciśnięte. Kiedy milczy, wargi są tak cienkie, że je widać tylko wtedy, gdy mówi. Mundur koloru zgniłej zieleni, czysto utrzymany, dobrze skrojony, ściśnięty wokół bioder skórzanym pasem zapiętym z przodu na sprzączkę, daje mu pewien rodzaj elegancji. Chód ma lekki, ale umysł niezwykle ociężały.

...Ten feldjeger nie budzi we mnie zbytniego zaufania. Oficjalnie nazywa się moim opiekunem i przewodnikiem, ale ja widzę w nim ukrytego szpiega i myślę, że w każdej chwili może otrzymać rozkaz ujawnienia się jako strażnik lub żandarm... Takie myśli mogłyby zakłócić przyjemność podróżowania, ale, jak Ci już mówiłem, przychodzą mi do głowy tylko wtedy, gdy piszę, a w drodze porywający mnie ruch i szybko zmieniające się rzeczy nie pozwalają mi myśleć o niczym.

Mówiłem ci już także, że Rosjanie między sobą prześcigają się w grzeczności i w brutalności, wszyscy się pozdrawiają i biją ze sobą. Oto wśród mnóstwa innych przykład wymiany komplementów i złego traktowania. Pocztylion, który mnie zawiózł dopiero co na stację pocztową skąd piszę do Ciebie, przed odjazdem poniósł, nie wiem za jaką przewinę, karę, do której ponoszenia jest bardziej nawykły niż ja do widoku, gdy jeden człowiek zadaje ją

drugiemu. Ten więc, całkiem jeszcze młody, można powiedzieć nawet zupełne dziecko, przed odjazdem ze mną został mocno skopany i zbity pięściami przez swego kolegę, zarządcę stajni.

Ciosy były mocne, bo z daleka słyszałem ich dudnienie o pierś biedaka. Kiedy oprawca i mściciel pocztowy zmęczył się swoją robotą, sponiewierany nieszczęśnik powstał bez słowa, zdyszany, drżący, poprawił sobie włosy, pozdrowił swego zwierzchnika i zachęcony doznanym potraktowaniem rączo wsiadł na kozioł, by przebywać potrójnym galopem cztery i pół do pięciu mil na godzinę.

Cesarz przebywa mil siedem. Pociągi kolei żelaznej z trudem nadążałyby za jego powozem.

Ile ludzi musi zostać pobitych, ile koni musi zdechnąć, by umożliwić tak zdumiewającą szybkość, i to na przestrzeni stu osiemdziesięciu mil za jednym zamachem!...

...Lud rosyjski przypomina mi ludzi obdarzonych wdziękiem, którzy sądzą, że są zrodzeni wyłącznie dla siły: przy nonszalancji mieszkańców Wschodu ma wyczucie sztuk pięknych, co jest równoznaczne z twierdzeniem, że natura dała tym ludziom potrzebę wolności; zamiast tego ich władcy robią z nich maszyny do gnębienia. Byleby człowiek wzniósł się o włos ponad masy, a od razu zdobywa prawo – więcej, obowiązek – maltretowania innych ludzi, którym ma przekazywać ciosy spadające nań z góry, szukając w przykrościach sprawianych przez siebie zadośćuczynienia za przykrości znoszone. Tak oto schodzi ze szczebla na szczebel duch nieprawości aż do podstaw tego nieszczęsnego społeczeństwa, istniejącego tylko wskutek przemocy i to takiej, co zmusza niewolnika do kłamania samemu sobie, żeby się odwdzięczyć tyranowi. I z tylu dowolnych czynów, z jakich składa się każde indywidualne istnienie, rodzi się to, co się tutaj nazywa porządkiem publicznym, to znaczy ponure milczenie, cisza przerażająca, bo podobna do ciszy grobu – ale Rosjanie są dumni z tego spokoju. Skoro człowiek nie zgodził się chodzić na czterech łapach, musi się czymś chlubić, choćby po to, by zachować prawo do miana rozumnej istoty... Jeśliby komuś udało się dowieść mi, że dla uzyskania wielkich rezultatów w polityce konieczna jest niesprawiedliwość i przemoc, wywnioskowałbym z tego, że patriotyzm nie jest bynajmniej cnotą obywatelską jak twierdzono dotychczas, lecz zbrodnią obrazy ludzkości.

Rosjanie usprawiedliwiają się we własnych oczach myśląc, że znoszony przez, nich ustrój sprzyja ich ambitnym nadziejom, ale każdy cel osiągany tylko takimi środkami jest zły. Ten lud jest interesujący, dostrzegam u osobników z najniższych klas pewien rodzaj dowcipu w mimice, giętkości i żwawości w ruchach, subtelności, melancholii, wdzięku w fizjognomiach, świadczące o tym, że są to ludzie rasowi – a uczyniono z nich bydło robocze. Czy ktoś mnie przekona, że trzeba złożyć resztki tego bydła ludzkiego do ziemi, aby ziemia się użyźniała przed długie lata, zanim zdoła wyprodukować pokolenia godne zebrania owoców chwały, którą Opatrzność obiecuje Słowianom? Opatrzność nie pozwala uczynić małego zła nawet w nadziei uzyskania największego dobra.

...Jeżeli absolutna władza jest tylko fikcją schlebiającą miłości własnej człowieka kosztem godności całego narodu, należy ją obalić; jeżeli jest rzeczywistością, kosztuje za drogo nie służąc niczemu.

Chcecie rządzić ziemią jak starożytne społeczeństwa: drogą podboju. Zamierzacie zawładnąć zbrojnie krajami wybranymi przez was i stamtąd uciskać resztę świata przerażeniem.

Rozszerzanie potęgi, o którym marzycie, nie jest bynajmniej rozumne, nie jest bynajmniej moralne, i jeżeli Bóg wam je przygna, będzie to nieszczęściem dla świata.

Gdybyśmy byli skazani na znoszenie hańby nowej inwazji, tryumf zwycięzców świadczyłby w moich oczach tylko o winach zwyciężonych.

...Na widok tylu nieuniknionych cierpień, tylu koniecznych okrucieństw, tylu łez nie otartych, tylu nieprawości dobrowolnych i mimowolnych, bo tu niesprawiedliwość jest w powietrzu;

wobec widowiska tych klęsk, co spadają nie na jedną rodzinę, nie na jedno miasto, lecz na całe plemię, na lud zamieszkujący jedną trzecią kuli ziemskiej, zrozpaczona dusza musi się odwrócić od ziemi i zawołać: „To prawda, Boże! Królestwo Twoje nie jest z tego świata”.

Widok tego społeczeństwa, którego wszystkie sprężyny są napięte jak mechanizm gotowej do strzału broni, przeraża mnie aż do zawrotu głowy.

Klin, miasteczko o kilka mil