• Nie Znaleziono Wyników

Myślisz, że w takim niespełna stutysięcznym mieście - w którym nie sposób zdobyć

wysokiej jakości wiedzy, bo środowisko

naukowe jest absolutnie żadne i nawet

autobus jeździ co pół godziny z obsuwami –

jest miejsce na prowadzenie dialogu opartego

o cywilizowany konflikt społeczny?

xzcksjckdsljfds

Czyli nie tyle pozwalajmy na konflikt, tylko pogódźmy się z tym, że on jest?

Oczywiście, że jest. My powinniśmy tylko znaleźć metody by uwalniał się w możliwie jak najbardziej humani-styczny, cywilizowany sposób. Żeby nie doprowadzał do rozlewu krwi. To nagminne unikanie konfliktu, uda-wanie, że jest niepotrzebny, sprawia, że neoliberalizm tworzy doskonałe podstawy do wzrostu faszyzmu – co zresztą widzimy ostatnio w całej Euro-pie. Bo zakłada odgórne, pseudo-kom-promisowe rozwiązania. Wymiata konflikt, klasy i wszystkie inne cechy społeczne pod dywan.

I koniec historii. Nie ma prawicy, lewi-cy – my wam powiemy co macie robić i jak macie żyć. Wy musicie „tylko” indywidualnie zapracować sobie na swój los.

Człowiek kształtowany kULtUrą

Myśl, która przeszła mi jakiś czas temu przez głowę, teraz do mnie wróciła. W kwietniu mój kolega grał w CRK. To była jakaś okazja, żeby przyjrzeć się Twojemu pierwotnemu środowi-sku - wcześniej raczej nie zdarzało mi się tam bywać ze znajomymi. Nie dlatego, żebyśmy mieli do CRK jakąś niechęć, absolutnie nie - ale jednocze-śnie nie mieliśmy też takiej potrzeby.

najbardziej idealistyczne koncepcje. I tym samym wszystkie - choćby nawet zakładające demokrację, ale odgórną: w sensie my powiemy wam jak macie żyć - są skazane na zamordyzm i na autokratyzm.

Prawda. Dlatego ja widzę koniecz-ność promowania konfliktu, jako me-tody kontroli nad władzą. I mam tu na myśli właśnie taki pozytywny konflikt – który przynieść może pozytywne, słodkie i dojrzałe owoce. Bez przyjęcia tego instrumentu jako koniecznego nie jesteśmy w stanie myśleć ani o mą-drym mieście, ani o mąmą-drym państwie, ani tym bardziej o racjonalnej demo-kracji. Nie osiągniemy efektu pełnej partycypacji, dopóki my - potencjalni technokraci, eksperci – nie nauczymy się sami wychodzić z inicjatywą do konfliktu. Prezentować wizje i projek-ty społeczeństwu na takim etapie, aby mogli nie tylko je „skonsultować”, ale drastycznie się z nimi nie zgodzić, kłó-cić. Żebyśmy wzajemnie mogli się od siebie uczyć i wyciągać wnioski.

Właśnie o to chodzi, żeby mieli prawo. Rzecz w tym, że jeśli my tego nie prze-widzimy, to oni tak czy inaczej w pe-wien sposób sobie to prawo odbiorą. Pozostaje pytanie, w jaki sposób to się wydarzy? Historia pokazuje nam, że mogą dochodzić do tych praw bar-dzo brutalnie. Wtedy nie będziemy już mogli mówić o cywilizowanym kon-flikcie – tylko o drastycznych konse-kwencjach swoich zaniedbań

xzcksjckdsljfds

Jak już tam trafiłem, doznałem kon-fliktu wewnętrznego. Zawsze bardzo silnie walczyłem z dychotomicznym sposobem patrzenia na świat, na za-sadzie, że jest prawa i lewa strona i po tej prawej - i lewej stronie rów-nolegle niejako roznoszą się poglądy. Są więc ludzie centrolewi, centropra-wi. Potem ktoś, z bardziej stabilnych intelektuistów wyraźnie po lewej lub prawej stronie, jak Zandberg i Pereira. W końcu są też i nacjonaliści, których nie toleruję – ale nie da się ukryć są. Skrajna prawica.

Natomiast zawsze jak lew broni-łem, tak zwanej, skrajnej lewicy. Bo uważałem, że jeśli ktoś przyjmuje taką postawę –to dlatego, że wystąpiła taka potrzeba społeczna. I tak tam siedząc zrozumiałem, że się myliłem! Zaobserwowałem tam bowiem grupę ludzi, którzy całym swoim jestestwem informowali mnie wizualnie, że są - albo chcą uważać się - za antysys-temowców z lewej strony. Tych anar-chistów, którzy przeciwstawiają się kapitalistycznemu materializmowi budowanemu na wolnym rynku. I by-łoby to raczej odbierane przeze mnie pozytywnie, gdyby nie to, co krzyczeli i jak krzyczeli – bo każdy ich ruch i sło-wo sprawiał, że dostrzegalna stawa-ła się miałkość ich postaw. Mówiąc wprost - oni zachowywali się podob-nie jak ci nacjonaliści, których znam... nie, to jest złe określenie.

Jak te dzieciaki wychowane w blo-kach w latach 90., które dzisiaj patrzą z sympatią na ruch narodowy - nie

dla-tego, że to było jedyne rozwiązanie - tylko dlatego, że nikt im nie złożył lepszej oferty. Ja też się wychowałem na takim blokowisku, miałem takie dzieciaki za sąsiadów i oni nie byli z natury źli. Natomiast dzisiaj myślą w ten sposób, bo nie mieli dostępu do tych książek, które myśmy czytali. W tej pieprzonej, ekskluzywnej rze-czywistości wczesnego kapitalizmu w Polsce, nie otrzymali takiej oferty rozwojej.

Ale to jest jasne, tego mi nie musisz tłumaczyć.

Właśnie. I nagle widzę po drugiej stro-nie ludzi, którzy krzyczą o antypań-stwowości i wykrzykują nie dlatego, żeby inni ich słyszeli, tylko bardziej - żeby miedzy sobą pokazać pozycję w stadzie, bo to nie było nawet ple-mienne, to już było stadne. A potem zaczynają się zachowywać jak ci łysi goście po prawej stronie: zaczynają się bić nawzajem, a nawet zaczepiać ludzi, którzy przechodzą. A ja zdaje sobie sprawę, że przed swoimi cen-trowymi znajomymi - z klasy śred-niej - musiałbym przyznać, że Ci niby anarchiści prezentują te same skrajne postawy, tylko z drugiej strony.

No tak, bo idealizowałeś akurat tę stronę. Chodzi o to, że my musimy pil-nować żeby procesy i procedury spo-łeczne działały na korzyść ludzi, ale każdy może przybrać łatki ideologicz-ne - i to nie powinno mieć aż takiego