• Nie Znaleziono Wyników

NĘDZE ZWYCIĘSTWA 51

„Wreszcie generał Pershing zgodził się, że w czerwcu nadejdę

„w pierwszym rzędzie oddziały piechoty i karabinów maszynowych

„— odmawiał jednak stanowczo wszelkich ustępstw co do lipca i je-

„dynie zdołaliśmy uzyskać, że z początkiem czerwca rozpatrzymy

„jeszcze raz tę sprawę.“

17 maja wysłałem do p. Lloyd George‘a poniższy telegram:

„Postanowienia, powzięte w Abbeville, muszę ulec rewizji, ma-

„my bowiem otrzymać, w możliwie najkrótszych odstępach czasu,

„bardzo znaczne ilości piechoty amerykańskiej, wraz z oddziałami

„karabinów maszynowych; p. p r e z y d e n t W i l s o n i p. B a - ,,c k e r ł) z g o d z i l i s i ę n a to . Nie potrzebuję Panu dodawać, że

„generał Foch — z którym porozumiewałem się wczoraj w tej spra-

„wie — nalega ogromnie, aby posiedzenie Najwyższej Rady Wojen*

„nej odbyło się jak najprędzej. Przygotowuje on bowiem szereg

„kontrofensyw, narazie, z konieczności, w bardzo ograniczonym za­

k re s ie , póki nie dostanie odpowiedniej ilości żołnierzy.11

. 20 maja 1918 posyłam znów do p. Lloyd George‘a poniższy te­

legram:

„Jak wynika z depesz p. Jusserand‘a — którego wiadomości

„znalazły autorytatywne potwierdzenie lorda Reading‘a — PREZY­

D E N T WILSON JEST CAŁKOWICIE PO NASZEJ STRONIE

„W TEJ SPRAWIE. Na prośbę p. Jusserand‘a, aby w maju zwięk­

sz y ć ilościowo transport piechoty i oddziałów karabinów maszyno­

w y ch , odpowiedział, że uczyniłby to chętnie, gdyby nie uchwała

„konferencji w Abbeville, której nie chciałby się przeciwstawiać.

„Mniej więcej to samo zakomunikował p. Jusserand‘owi — p. Ba-

„cker.5)

„Wreszcie zaszczycił mnie swemi odwiedzinami generał Per­

s h in g (może na zlecenie Waszyngtonu), aby wyrazić obawę, że

„prawdopodobnie nie zrozumiano go na konferencji w Abbeville.

„Nie był nigdy uparty i z całę gotowością ustępuje wobec przedsta­

w ionych mu dowodów, że sprawa jest niecierpięca zwłoki.

„Odpowiedziałem mu, że mam nadzieję uzyskać zezwolenie

„na najbliższem posiedzeniu Najwyższej Rady Wojennej na wysyłkę

„100 tysięcy żołnierzy amerykańskich w czerwcu, — nie mówiąc już

52 JERZY CLEMENCEAU

„potrzeba wogóle zwoływać posiedzenia do Wersalu. Naturalnie

„nie chciałem zrezygnować z konferencji Najwyższej Rady Wo­

jen n e j.

„Powiedział mi wówczas, iż pójdzie do generała Focha i napew-

„no bardzo łatwo dojdę, do porozumienia. Tak się też stało."

1 czerwca 1918 roku zebrał się w Wersalu Najwyższy Komitet Wojenny, a 7 czerwca telegrafowałem do p. Jusserand‘a:

„Nie mamy powodu niczego ukrywać wobec rzędu w Waszyng­

to n ie . Nikt lepiej ode mnie nie rozumie konieczności, utworzenia

„odrębnych armij z żołnierzy amerykańskich i prezydent może być

„pewny, że poczyni się wszelkie ułatwienia w tym względzie. ..

„Nasze poprzednie wskazówki wynikały z dwóch, aż nadto zrozumia­

nych, powodów: po pierwsze — niecierpięcy zwłoki brak żołnierzy

„do walki; po drugie — ogromne korzyści, jakie w podobnych na-

„glęcych wypadkach, dawało praktyczne doszkolenie formacyj

„amerykańskich w ogniu walki, przed tworzeniem sztabów ge­

n eraln y ch ."8)

Przedstawiłem tu — jak mogłem najdokładniej — wypadki, które poprzedziły tę „ p o w a ż n ą r ó ż n i c ę p o g l ę d ó w “ pomię­

dzy marszałkiem Fochem, a mnę na temat natychmiastowego, względnie późniejszego zużytkowania wojsk amerykańskich. Naj- dziwniejszę sprawę w tej całej „ p o w a ż n e j r ó ż n i c y p o g l ę ­ domagałem się, aby wódz naczelny rozkazał amerykańskiemu gene­

rałowi — czemu przeciwstawiał się i wódz naczelny, i p. Poincare.7)

’) Generał Pershing musiał jeszcze czekać kilka tygodni zanim zrealizo­

wało się jego marzenie i powstała wielka amerykańska arm ja autonomiczna.

Mogłem tylko temu przyklasnąć. To też w tym pamiętnym dniu 27 lipca 1918 roku telegrafowałem do generała Pershinga:

„Serdeczne życzenia z powodu utworzenia pierwszej armji amerykańskiej.

Iłistorja czeka na Was. Nie zrobicie jej wstydu: J. CLEMENCEAU".

’) Będę starał się jaknajrzadziej wymieniać p. Poincarć‘ego. Kiedy się jednak bronię wobec zaczepek marszałka Focha, który zastawia się osobą Pre­

zydenta Rzeczypospolitej — muszę z konieczności odpowiadać równocześnie obu przeciwnikom.

BLASKI I NĘDZE ZWYCIĘSTWA 53 Byliśmy wszyscy trzej zgodni — generał Foch, p. Poincare i ja — że potrzebujemy jak najprędzej nowych sił wojskowych, na miejsce tych ludzi, którzy ginę, codzień na polu walki. Ale generał Foch i p. Poincare chcieli, aby ta „zgoda“ pozostała tylko . . . zgodę, ja na­

tomiast pragnęłem — przekuć ję w czyn. Moi przeciwnicy nie zamierzali przełamywać oporu generała Pershinga, gdyż mogłoby to doprowadzić do zerwania stosunków. Słowem — sędzili, że mia­

zywania w tym względzie Fochowi, a nawet — zbyt energicznego na- stawania na niego. Jakiż był wynik tej całej zawiertki z powodu za­

gadnienia, co do którego nie istniała, w gruncie rzeczy, różnica zdań wśród Aljantów? Oto nagle nałożono hamulec na wolę dwóch wo­

dzów, których obowiązkiem było rozkazywać.

Sedno sprawy tkwiło w tern, że walczyliśmy już od bardzo daw­

na, kiedy przyłączyły się do nas pierwsze kontyngenty wojsk amery­

kańskich, nie posiadających należytego doświadczenia. Powinni oni byli przedewszystkiem umożliwić nam odrobienie straconego czasu, idąc do walki w miarę, jak przybywali; tymczasem przyro­

dzona duma wielkiej demokracji chciała dać zorganizowaną całość, by zaważyć decydująco na szalach zwycięstwa podczas ostatniej walnej rozprawy. Pierwszy problem — pomocy z dnia na dzień —

stępy oficerów-instruktorów. Inspekcja francuskich obozów in­

struktorskich w Ameryce przez misję generała Berthelot‘a (koniec maja 1918 roku) dała pod każdym względem dobre wyniki. Stwier­

dziła, że wszyscy instruktorzy są doskonali; pracuje się tam z zapa­

łem i w najlepszej zgodzie, przyczem wytworzył się wprost wojow­

niczy entuzjazm. Szef misji złożył wyrazy uznania pułk. House‘mu, którego światły umysł znakomicie ułatwiał robotę.

Była tylko jedna ciemna plama: fanatyczny upór wybitnych wodzów amerykańskięh, zmierzający do opóźnienia przybycia gwia­

54 JERZY CLEMENCEAU

ździstego sztandaru na pole walki. Przewlekła organizacja wiel­

kiej armji amerykańskiej napsuła nam i Aljantom dużo krwi; miała ta arm ja — opowiadano — rozstrzygnąć za jednym zamachem cało­

kształt problemów militarnych. I oto zdarzyło się — kiedy wojna już była teoretycznie skończona — że śliczni i mężni żołnierze boha­

terskiej Ameryki przekonali się w Argonji, iż nie wystarcza szaleń­

cza odwaga dla uzyskania sukcesów strategicznych.

A uprzedzałem.8) Ich dziki nadpatrjotyzm nie chciał o niczem słyszeć; oczekiwali, ni mniej ni więcej, tylko na jakiś akt opatrzno­

ściowej strategji, który umożliwiłby im za jednym zamachem zacząć i skończyć wojnę w pełni chwały. W razie takiego cudu — gotów byłbym uwierzyć, że opinja publiczna zmusiłaby Senat do ratyfika­

cji Traktatu.

Zanim przystąpię do sprawy mej „niezgody1* * z marszałkiem Fo- chem muszę zaznaczyć, że sprecyzował on kilka następujących punktów:

„1. Dzięki swej mądrej, przyjacielskiej, a nawet serdecznej me­

to d zie współpracy wydobywał on z podległych mu armij zagranicz­

n y c h maksimum tego co mogły dać.’)

„2. Armja amerykańska była „doskonała**, pełna zapału**.

„3. Była jednak „niedoświadczoną, nowicjuszką, musiała bo-

„wiem nauczyć się tego — nad czem strawiliśmy kilka lat — w ciągu

„paru miesięcy, a może nawet — tygodni."

Tak przedstawiała się, zdaniem marszałka, arm ja amerykań­

ska w październiku 1918 roku. Jak teraz określa on stanowisko francuskiego Ministra Wojny i wodza naczelnego wojsk aljanckich?

„Co do tego ostatniego, to uważał — opowiada — że postępo­

w a łb y niesprawiedliwie, oraz nierozsądnie, gdyby w stosunkach

„z tą arm ją nie zdawał sobie sprawy z jej braku doświadczenia

„i traktował jako współwalczącą oddawna przy naszym boku."

•) Wszystkie amerykańskie powagi wojskowe były wyraźnie po stronie generała Pershinga, za jedynym wyjątkiem generała Bliss‘a. Domagali się oddzielnej armji amerykańskiej. Uzyskali ją. Kto jednak, jak ja, widział na własne oczy ten straszliwy zator pod Thiaucourt, może powiedzieć: winszujcie sobie, żeście jej wsześniej ni,e uzyskali.

•) Niema to, jak wystawiać sobie samemu świadectwa!

BLASKI I NĘDZE ZWYCIĘSTWA 55