• Nie Znaleziono Wyników

NĘDZE ZWYCIĘSTWA 113

nym kierunku i nie propagowali bezkarności gwałtu pod wodzą

„ s t a l o w y c h h e ł m ó w 11. Jednak postęp moralny byłby praw­

dopodobnie ponad nasze siły, gdybyśmy zechcieli poddawać się bez zastrzeżeń wszelkim reakcjom uczuciowym. Nasi ojcowie oczeki­

wali Mesjasza. Otóż Mesjasz jest w nas samych, trzeba go umieć tylko wyzwolić.

Wogóle bardzo wielu ludzi oddaje się na łaskę losu, gdy tym­

czasem, pokonany nieprzyjaciel, przygotowuje się do odwetu w ukryciu, a nawet i — w pełnem słońcu. Greckie państewka kolej­

no niszczyły się wzajemnie, aż póki Rzym nie zagarnął ich, w chwili całkowitego upadku, pod skrzydła swej bujnej, lecz nietrwałej cy­

wilizacji. Ten sam Rzym — pokonawszy Korynt i Kartaginę — do­

czekał się pewnego dnia losu swych o fiar. . . Znany to objaw po­

chodni w ruchu: to gaśnie, to znów płonie — jeżeli ogień nie zetlał w niej napraw dę. . .

Czyż jest człowiek, któryby się podjął ogłosić dziś przepowied­

nię, opartą na rozumowanych wnioskach — skoro z obu stron frontu panuje powojenny zamęt moralny, pomieszanie uczuć i p o jęć ?...

Pokonani przyznali się do wszystkich zbrodni, popełnionych prze­

ciwko ludzkości od początku wojny i od pogwałcenia neutralności Belgji (zagwarantowanej przysięgą). Teraz uciekają się do dzie­

cinnych kłamstw, aby umknąć przed zranionemi w swych najświęt­

szych uczuciach głosami sumienia narodów.

W ten sposób powiększają własną zbrodnię i sami wydają naj­

surowszy wyrok na siebie, starając się otwarcie odzyskać siły, by podwoić kłamstwa i okrucieństwa. Tymczasem nasze „humani­

tarne11 państwa, które z konieczności połączyły się, aby stawiać czo­

ło wszelkim gwałtom — obecnie nie widzą już bezpośredniego nie­

bezpieczeństwa, grożącego im ze strony wspólnego wroga. Dlatego powróciły one, jak mówił p. Lloyd George, d o t r a d y c y j n e j p o l i t y k i n i e p r z y j a ź n i .

Wzorem wszystkich narodów zaborczych, Anglja ugina się pod ciężarem podbojów. Połowa świata nie wystarcza Ameryce dla ulo­

kowania swych oszczędności, które częściowo są również i nasze.

Tymczasem Francja za to, że przelała najcenniejszą swą krew na polach bitew — spoczywa w bezruchu, w rękach usypiaczy. Dotych­

Blaski i Nędze Zwycięstwa 8

114 JERZY CLEMENCEAU

czas nie może zrozumieć, z jakiego powodu nastąpiło to osłabienie jej rozmachu historycznego? Dlaczego niedawni przyjaciele pod­

stępnie przekradli się do szeregów wroga? I bardzo wielu zadaje pytanie — dlaczego nas porzucają? Nie rozumieją oni, że przede- wszystkiem sami zapomnieliśmy o własnej sprawie. Powrócimy do tego jeszcze.

R O Z D Z I A Ł X.

TRAKTAT. — WYSIŁEK PREZYDENTA WILSONA

A nasi żołnierze wciąż ginęli na polach bitew, a prezydent Wil­

son wciąż zastanawiał się nad celem tych, jedynych w swoim rodza­

ju na przestrzeni dziejów, zmagań . . . Najpierw uznał je za niegod­

ne uwagi Ameryki. Jednak przeistoczyły się w kryzys światowy i aby znaleźć wyjście z niego — musiał zwerbować, aż czternastu reorganizatorów dotychczasowego porządku rzeczy.

Bez względu na ilość, oraz formę propozycyj Wilsona należy stwierdzić, że posiadają śmiały, specjalnie amerykański, charakter:

idea ustalenia w pełnym rozgwarze walki podstaw przyszłego po­

koju — mogła zrodzić się tylko za Oceanem. Każde z państw „sprzy- mierzonych“ i „stowarzyszonych1* mogło znaleźć gwarancje przeciw­

ko nadmiernie wybujałym zakusom wojowników. Nawet niemiec­

ka opinja zyskała, wiedząc jaki będzie ostateczny wynik załamania się jej odporności. Kilka osób skarżyło się, że zapomniano o nich w układzie; musieli jednak czekać ze swemi żalami do chwili uzy­

skania ostatecznego zwycięstwa.

Nie mam tu zamiaru rozprawiać na temat niezwykle skompli­

kowanych postanowień Traktatu, które ostatecznie wzięły górę nad innemi. Jest jednak rzeczą niezaprzeczalną, że prezydent Wilson najbardziej się przyczynił do ostatecznego ustalenia statutu nowej Europy. Zaważył on w decydującej chwili na szali zwycięstwa swe­

mi posiłkami wojskowemi, oraz niespotykaną w przeszłości potęgą oddziaływania słowa. Czyż można zatem było pozwolić na „o d- r ę b n y p o k ó j “ z chwilą, kiedy się wspaniałomyślnie zgodziło przy­

jąć na siebie taką odpowiedzialność? . . . Czyż można było pozwolić, aby każdy szukał wyjścia z sytuacji na własną rękę, a jeden pozo­

stał kozłem ofiarnym w szystkich?...

P. prezydent Wilson — natchniony rzecznik nowej, szlachetnej ideologji, której sam padł ofiarą — zamało znał tę leżącą u jego stóp

116 JERZY CLEMENCEAU

Europę. Miał on ustalić losy ludów, posiłkując się mieszaniną em- piryzmu, oraz idealizmu. Podobny system nie dziwił Amerykanina.

Dzięki zasadzie Monroe‘go, nie obawiał się, aby do niego dotarły od­

głosy z Europy, a równocześnie mieszał się do jej spraw wewnętrz­

nych w imię historycznej solidarności narodów cywilizowanych.

Prezydent Wilson wykazał maksimum dobrej woli w okoliczno­

ściach, których nie znał z założenia; ich późniejszego rozwoju nie mógł również przewidzieć.

Traktat Wersalski prawdopodobnie obroni się skutecznie przed trybunałem dziejów, zwłaszcza, jeżeli nie wejdą w grę późniejsze ustępstwa: były one swego rodzaju arcydziełem bezceremonjalności zwyciężonych, którzy zyskali ogromnie wskutek poparcia naszych dawnych sojuszników.

Jakaż jest główna zasługa tej próby stałej pacyfikacji? Oto po raz pierwszy w historji postanowiono oprzeć się na zasadach trwałej sprawiedliwości w stosunku do ludów, których życie prze­

szło pod znakiem gwałtów. Napoleon tworzył swoją Europę za jed­

nym zamachem. Jego traktaty, fabrykowane pośpiesznie, nie po­

siadały cech trwałości; zwracał jednak uwagę na to, aby przez pe­

wien czas nie podlegały dyskusji. Nie można się dziwić, że Traktat Wersalski w ogniu improwizacyjnej krytyki — nie zdołał ziścić na­

dziei, jakie w nim pokładano. Odważył się on jednak zaprowadzić generalną przebudowę rozsypującej się Europy. Może zresztą je­

szcze zawcześnie wydawać sąd o tem, co się zrobiło.

Prezydent Wilson niezainteresowany bezpośrednio w sporach terytorjalnych, a ponadto przejęty realizacją swego panaceum — mógł oddać i oddał sprawie ogromne usługi. Codzień też starał się nawiązywać nici zgody, która była przeważnie krótkotrwała. Jed­

nak dzięki nieustannej pomocy swego przyjaciela, zręcznego puł­

kownika House — zdołał usunąć cały szereg trudności, wyrastają­

szy zaszczyt swemu twórcy i propagatorowi. Jakże daleko odbiegli­

śmy od tej chwili, w której prezydent Wilson nie interesował się

„niejasnemi przyczynami tylu cierpień**! Błysk ognia niemieckich

BLASKI I NĘDZE ZWYCIĘSTWA 117