• Nie Znaleziono Wyników

NĘDZE ZWYCIĘSTWA 127 innych, chociaż sam nie posiada poparcia. Nie rozstroi go też ani

dzieciństwo dzielnego żołnierza pod wpływem nerwowych ataków, ani gadatliwość kilku skrybów do wszystkiego.

Z chwilą,, gdy nadchodzi moment prowizorycznej stabilizacji — czy kto chce, czy nie — podstawowe zagadnienie znajdzie się w wi­

rze gmatwaniny. Kryje ona nieraz pod pozorem sprzeczności po­

krewne poglądy, lub też odległe — o różnych skutkach. Rzadko kto zatroszczy się, by je rozpatrzeć i kolejno zużytkować. Wszyscy ci znakomici mężowie, których pozdrowiłem przelotnie, mogą podle­

gać gwałtownym porywom, pod wpływem swych przemożnych in­

teresów narodowych. Boć bliższą jest przecież dla człowieka ojczy­

zna niż filozof ja . . . A kiedy nadchodzi godzina „powszechnej stabi­

lizacji" ze wszystkich stron i wszelkiemi sposobami narzucają się różne kompromitacje.

Zdaniem Clausewitza wojna i pokój rodzą się z tego samego nastroju umysłów; są to zupełnie identyczne głębokie prądy, zdąża­

jące do tego samego celu, a posiłkują się jedynie odmiennemi środ­

kami. Ta opinja poczyna się coraz więcej szerzyć wśród narodów;

spostrzegają bowiem, że istnieją pewne objawy o mniej lub więcej trwałym charakterze. Zrobiono wielki krok ku zrozumieniu czem może być organizacja pokojowa. Ale zrozumienie od czynu dzieli mniej więcej taka sama przestrzeń, jak nieświadomość — od pojmo­

wania.

Monarcha orzeka na zasadzie opinji swoich doradców; nato­

miast demokracja parlamentarna* decyduje na podstawie hałaśli­

wości sprzecznych poglądów, co nie przyczynia się bynajmniej do utrzymania równowagi.

Już sam fakt, że wielkie zagadnienia omawia się jawnie — jest nowością. Traktat Wersalski — tak szkalowany przez polityków, którzy nie wygrali wojny i przez naczelnego, wodza, który znów oce­

nia pokój wyłącznie z wojskowego punktu widzenia — posiada jed­

nak więcej tytułów do chwały niż sławny Traktat Westfalski.

W Wersalu uchwalono, a nawet częściowo wprowadzono w życie, za­

sadę sprawiedliwości w stosunku do narodów uciemiężonych, wsku­

tek ciągłych gwałtów w historji. Nie wystarcza, zdaje się, dla spe­

cjalistów od wprowadzania zasad pokoju nawspak, że zrezygnowano bezwarunkowo z systemu przemocy, aby zaszczepić w życiu między- narodowem pierwsze zasady porządku prawnego. Zresztą ci

pano-128 JERZY CLEMENCEAU

wie nic innego nie robili, tylko krok za krokiem cofali się z wywal­

czonych przez naszych dzielnych żołnierzy pozycyj.

Marszałek Foch nie spostrzegł (czemu się nie dziwię), a również i p. Poincarć (co już mnie trochę zaskoczyło) — że po aktach gwał­

tu z 1914 roku i po krwawych przejawach barbarzyństwa niemiec­

kiego były możliwe tylko dwa rozwiązania zagadnienia pokoju: jed­

no, polegające na utrzym aniu przez koalicję odebranej Niemcom władzy militarnej; drugie — na powołaniu do życia reprezentacyj­

nego związku prawnego w Europie, zdolnego stworzyć nieprzezwy­

ciężoną zaporę dla gwałtów zaborczych. Nie można było zachować s t a t u s q u o a n t ę , bowiem narazilibyśmy się na te same awan­

tury co poprzednio; również nie do pomyślenia było utrzymanie pod jakąkolwiek postacią zwycięskiej koalicji, gdyż posiadała ona cha­

rakterystyczną cechę: nie mogła zdobyć się na sprawowanie władzy.

Europa posiada dawne tradycje rozwoju kulturalnego i szczyci się, że otrzymała z praźródeł historji hasła idealizmu cywilizowa­

nego. Hasła te, za przewodem szumnych słów, zmierzają ku niezna­

nym przeznaczeniom jakiegoś nadludzkiego człowieczeństwa, opar­

tego raczej na frazesach, niż na faktach. Azja, której początki giną w największej pomroce dziejów, zalała całą ziemię nadmiarem swych syntez o odwiecznej walce dobra ze złem, której wyniki — mniej lub więcej sprecyzowane — składają się na tak zwaną przez nas cywilizację. Jest ona zatem powszechną grą uczuć, celem stwo­

rzenia człowieka o wyższym poziomie.

Różne mamy kraje, a ich zamierzenia są niera? niecierpiące zwłoki i, aż nadto częste, przeciwstawne. Ukrywają się one pod pła­

szczykiem literackiej bezinteresowności, przyczem najpiękniejsze zasady powszechnej sprawiedliwości zdołały stracić wszystkie swoje cechy ideologiczne; wywołują one tylko nowe zamieszania, mniej lub więcej zręcznie zamaskowane.

Wystarczy zorjentować się co może sobie przyswoić przeciętny umysł z wyższej szkoły wydziałowej, aby zrozumieć, że marszałka Focha nie interesowało zupełnie uogólnienie praw ludzkich w poję­

ciach wojny i pokoju. Mgigłby się jednak łatwo przekonać, otwie­

rając roczniki naszych dziejów w jakiemkolwiek miejscu — że bez końca, zgodnie z odwieczną zasadą zmienności rzeczy, rozejm na­

stępował tam po wojnie, a wojna — po rozejmie. Wywołało to tylko chwilowe zmiany stanu prawnego na korzyść silniejszego.

llŁ*Illustration“Par. Rotograwura Sp. Akc. DrukarniaPolskawPaansniu. POINCARE, CLEMENCEAUi GEN. PERSHING defiluprzedsztandarami 25pułkówfrancuskich, krychżołnierzebraliudział w wojnie o niepodległość StanówZjednoczonych.

129 W Wersalu postawiono pytanie, czy — po tym największym przelewie krwi i wyładowaniu sentymentalizmu — nie nadeszła właśnie odpowiednia chwila, aby szukać dróg trwałego pokoju dla społeczeństw, niszczonych ogniem i mieczem przewlekłego barba­

rzyństwa? Poprzez zaburzenia wojenne pragnęliśmy doprowadzić do utrwalenia zasad pokoju.

Widzę doskonale, że marszałek Foch zamierzał podjęć się dzie­

ła, którego Napoleon nie mógł dokonać. Zanim skończę, chciałbym jednak wiedzieć, dlaczego sam Napoleon — posiadający za sobą, tyle świetnych zwycięstw — nie mógł zrealizować swego marzenia mili­

tarnego ani nad Renem, ani też gdzie indziej ? Widzę w tern po dziś dzień streszczenie wszelkich zamierzeń wojskowych, wszystkich epok. Nie dziwię się również zupełnie, że wodzowie — ci niepopra­

wni tradycjonaliści — hołdują z nieodmiennym uporem swym sta­

łym upodobaniom obronnym; wciąż jednak posiłki zawodzą i wciąż jesteśmy świadkami niepowodzeń.1)

Zadatki siły są głęboko zakorzenione w człowieku i w całym świecie. Prawo — to siła zorganizowana. Tylko zaborcy — z po­

śpiechem, godnym lepszej sprawy — popełniają wszystkie gwałty, na które m ają monopol, pod płaszczykiem rzekomej sprawiedli­

wości.

Najważniejszem zagadnieniem było dla nas, zwycięzców — gdy nadeszła chwila układów — ustalenie pokoju na podstawie wspólności interesów dwóch, trzech, czterech i t. d. stron, wzorem przyjętej zasady podczas wojny. Możecie być pewni, że każdy ze swej strony myślał już o tern w godzinach grozy, czy też — codzien­

nego niepokoju. Jednak wówczas chodziło przedewszystkiem o to, aby wyżyć, a dopiero później można było zastanowić się, co robić z ocalonem życiem.

Dla Francji i Anglji wybiła decydująca godzina; oba narody stawiały wszystko na jedną kartę. Rzuciliśmy na szalę maksymalne zasoby krwi i dóbr doczesnych. Cóż z tego wynikło? Oto zwycię­

żeni niewygodne dla siebie traktaty oceniają zawsze jako „ś w i s t-BLASKI I NĘDZE ZWYCIĘSTWA

*) Na trzy dni przed katastrofą pod C h e m i n d e s D a m e s jeden z wy­

bitniejszych oficerów sztabu generalnego mówił mi: „Przynajmniej jest jedno miejsce, C h e m i n d e s D a m e s , o które możemy być zupełnie spokojni'1.

Blaski i Nędze Zwycięstwa

130 JERZY CLEMENCEAU

k i p a p i e r u “.‘) Po stronie zwycięzców natomiast, Imperjum Bry­

tyjskie, władca mórz i kontynentów, nie pozwoli się już wciągnąć w orbitę spraw wojny i pokoju. Ameryka za stosunkowo niewielki haracz krwi, wzbogaciła się ponad wszelką miarę i to, w dodatku, naszym kosztem! Nam przypadła w udziale walka o prawo, nasze i wszystkich pokonanych narodów; zupełnie jak w okresie wielkich dni Rewolucji Francuskiej, która zatrzymała żołnierzy z Bruńświ- ku w Valmy. Strasburg przyjął nas takim radosnym porywem, wśród tańców i śpiewów, że lord Derby, wskazując na tłum, powie­

dział mi: „W s p o m n i a n o o p l e b i s c y c i e — t o ć go m a m y !"

Ileż tam również (jak zresztą wszędzie!) straciliśmy od tego czasu!

Wiedzą o tern doskonale wszyscy Francuzi. Czy, doprawdy, niema wśród nich nikogo, aby odpowiednio zareagow ał?...

W związku z omawianiem granicy z 1814 roku powstała sprawa podbojów. Trzeba było jeszcze pamfletu Focha na rzecz dziwacz­

nego pomysłu, że pokój, zwracający Alzację i Lotaryngję, dał nam tylko „granicę'należną zwyciężonym". Któż ośmieliłby się rzucić to bluźnierstwo po Traktacie Frankfurckim ?...

Pozostało nam — jako najwyższa zdobycz — prawo narodów do rządzenia się we własnym zakresie. Sama idea pokonała wszelkie przeszkody, ponieważ obejmowała problem ostatecznego oswobodze­

nia narodów. Chodziło poprostu o przywrócenie należnego powa­

żania każdemu z osobna i wszystkim razem, o uznanie praw narodo­

wych indywidualności, oraz przyjęcie ich do wielkiej rodziny ludów cywilizowanych. Ponieważ hasłem zwycięstwa było poskromienie gwałtu — chodziło zatem, aby wyzwolenie nie pokrywało się z aneksją zawojowanego obszaru. Niestety! trzeba mieć odwagę i przyznać się, że, rozpoczynając wojnę, nie posiadaliśmy programu oswobodzenia ludów.

Swego czasu zalecałem zawarcie sojuszu z Anglją, jednak nie dało się przeprowadzić tego planu.* *) Carowi były potrzebne nasze

*) Bismarck doszedł do tego, że szczycił się nawet fałszerstwami. D e p e s z a E m s k a jest niemniejszą zbrodnią, niż gwałt popełniony na Belgji. Cynizm powiedzenia o „ ś w i s t k u p a p i e r u " po wieczne czasy będzie w dziejach ludzkości związany z Niemcami. Jest to, jak u lady Makbet, niezatarte piętno hańby.

•) W związku ze słynną misją lorda Haldane widać było nawet, że Anglja pragnie utrwalić podbój Alzacji i Lotaryngji przez Niemców.

BLASKI I NĘDZE ZWYCIĘSTWA 131