• Nie Znaleziono Wyników

NĘDZE ZWYCIĘSTWA 93

REPUBLIKA FRANCUSKA.

Prezydent Rady Ministrów

Minister Wojny Paryż, 17 kwietnia 1919.

P r e z y d e n t K o n f e r e n c j i P o k o j o w e j d o P a n a M a r s z a ł k a F o c h a W o d z a N a c z e l n e g o a r m i j a l j a n c k i c h .

Mam zaszczyt powiadomić Pana, że Rada Najwyższa Mocarstw Sprzymierzonych i Stowarzyszonych postanowiła zaprosić delega­

tów niemieckich, zaopatrzonych we wszystkie pełnomocnictwa, aby przybyli do Wersalu w dniu 21 kwietnia wieczorem, celem odebra­

nia tekstu preliminarza pokojowego, ustalonego przez Mocarstwa Sprzymierzone i Stowarzyszone.

Należy zatem prosić rząd niemiecki za pośrednictwem p. ge­

nerała Nudant'a, aby natychmiast określił ilość, nazwiska, oraz cha­

rakter (misji poszczególnych delegatów, których zamierza wysłać do Wersalu; jak również — ilość, nazwiska i charakter (stanowiska) osób, które będą im towarzyszyć. Pan zechce łaskawie, Panie Mar­

szałku, wydać wszelkie zarządzenia w sprawie przewozu, oraz przy­

bycia delegacji niemieckiej.

Z drugiej strony władze bezpieczeństwa publicznego otrzy­

mały polecenie, aby czuwały i ochraniały delegację niemiecką w Wersalu, która wciąż jest przedstawicielką wrogów, aż do chwili podpisania preliminarzy pokojowych. Delegacja niemiecka będzie miała ściśle ograniczoną rolę, a należeć do niej mogą tylko osoby, posiadające określone zadania.

Zwrócono się do sztabu generalnego armji o wysłanie grupy oficerów, celem zapewnienia łączności pomiędzy delegacją niemiec­

ką, generalnym sekretarjatem Konferencji, oraz wszelkiemi zainte- resowanemi władzami francuskiemi.

P o d p i s a n o : J. CLEMENCEAU.

Marszałek nie wysłał mej depeszy.

Starał się usprawiedliwić swe nieposłuszeństwo względem Mi­

nistra Wojny i Przewodniczącego Konferencji Pokojowej w cha­

rakterystyczny sposób:

94 JERZY CLEMENCEAU

„Treść telegramu — powiada — była sprzeczna z obietnicę.,

„którę otrzymałem, że wysłucha mnie rada ministrów. Zresztę de-

„pesza była niejasna."

Marszałek nie odważył się opublikować powyższego tekstu te­

legramu, z którego wynika — wbrew jego twierdzeniu — że niema żadnych „ n i e j a s n o ś ć i". Wzywam wszystkich, występujęcych w jego imieniu, aby mi wytknęli choć jeden przecinek, o który mo- żnaby posprzeczać się!

Wypowiedzenie posłuszeństwa było niezwykle poważnem wy­

darzeniem. Powiem jednak, że błęd Focha w takiej chwili nabrał specjalnie tragicznych cech, również jako akt nieposłuszeństwa w stosunku do Aljantów, którzy powierzyli mu swoich żołnierzy.

To skłoniło prezydenta Wilsona do wygłoszenia następujęcego waż­

kiego zdania: „ N ie p o w i e r z ę a r m j i a m e r y k a ń s k i e j

„ g e n e r a ł o w i , k t ó r y o d m a w i a p o s ł u s z e ń s t w a sw e-

„m u r z ę d o wi.“

Straszne przejścia, których byliśmy świadkami, wzruszyły każdego do głębi; teraz wszakże, niepaal codzień widzimy, że bar­

szego rozwinięcia swej wieszczej tezy o francuskich działach nad Renem. Zamykał zatem drogę władzom aljanckim i sam się chwali tym aktem wojskowego nieposłuszeństwa. Coby powiedział, gdy­

bym mu odmówił swej pomocy dlatego, że ganiłem jednę z jego ope- racyj wojskowych? . . .

Zwlekałem wszakże. Osobiście wysłałem depeszę do Spa, wspominajęc o odmowie naczelnego wodza, aby pozostał dowód jego winy. Następnie rozmówiłem się z samym Marszałkiem, któ­

rego powiadomiłem o protestach rzędów aljanckich.

Na czele naszych armij nie mógł stać buntujęcy się wojskowy.

Poczyniłem zatem odpowiednie kroki zgodnie z wymaganiami chwili — nie wyłęczajęc nominacji nowego naczelnego wodza w oso­

bie marszałka Pćtain‘a. Dałem jednak Fochowi kilka dni na opa­

miętanie się. W międzyczasie otrzymałem od Aljantów upoważnie­

nie, abym go pozostawił na piastowanem stanowisku, j e ż e l i d a s ł o w o h o n o r u , że p o d o b n e r z e c z y n i g d y s i ę n i e p o ­

BLASKI I NĘDZE ZWYCIĘSTWA 95 w t ó r z ą . F o c h d a ł ż ą d a n e z o b o w i ą z a n i a . Zapom­

niał powiedzieć o tem. Sam sobie zaszkodził, gdyż nawet pośmier­

tne przyznanie się, posiadałoby znaczenie w danym wypadku.

To mu nie wystarczyło. Sądził, że zwracając po swej śmierci oskarżenia przeciwko mnie — zmusi nas do milczenia. Czyż można jednak powiedzieć, że byłem za surowy dla n ieg o ? ... Czy nie na­

leży raczej przyznać, że wybawiłem go z śmiertelnego k ło p o tu ?...

To samo uczyniłem podczas debaty nad sprawą C h e m i n d e s D a m e s , kiedy ciążyła nad nim tak ogromna odpowiedzialność!

Jeżeli czem zgrzeszyłem — to chyba tylko nadmiarem pobłażania.

Obawiam się wywołać zaniepokojenie w społeczeństwie i odebrać wojskom aljanckim ich wiarę w powodzenie.

Są jeszcze inne pytania, na które z ważnych względów nie mo­

gę dać odpowiedzi.

Chciałbym jednak wiedzieć, czy p. Raymond Poincarć, prezy­

dent Republiki, górując nad nami swym autorytetem — spełnił cią­

żący na nim obowiązek i zganił marszałka Focha za ten akt jawnego nieposłuszeństwa wojskow ego?... Co mogło zwolnić Marszałka z obowiązków, przewidzianych w Konstytucji, w prawodawstwie francuskiem i — z karności żołnierskiej ? . . . Czy prezydent Repu­

bliki powiedział coś, choć jedno słowo, podległemu sobie wojskowe­

mu, który zbuntował się przeciwko rządowi francuskiemu — aby tego wojskowego sprowadzić na drogę obowiązku? . . .

t

-i

ZAJŚCIE Z BELGJĄ.

„Gadulstwo jest szkodliwe." Niepotrzebne i niezbyt ścisłe w paru wypadkach, opowiadanie o poczynaniach wojskowych w bit­

wie nad Yzerą — wywołało niemiły dla Focha, lecz słuszny protest króla Belgów. Podkreśliłem piękną, rolę, jaką odegrał generał w tej bitwie. Dlaczego zapragnął wywyższyć się jeszcze ze szkodą na­

szych belgijskich przyjaciół, których bohaterstwo nie znało granic?

Albert I musiał sprostować wywody Focha co do postawy arm ji bel­

gijskiej, która trwała niezachwianie na swem stanowisku, spełnia­

jąc należycie otrzymany rozkaz królewski, aby walczyć aż do upa­

dłego.

W jednym z numerów M a t i n (z dnia 11 listopada 1926 roku) znajdujemy rozmowę p. Stefana Lauzanne z Marszałkiem Fochem, w której w następujący sposób sprecyzował swą słynną teorję. roz­

kazywania przez p o d d a w a n i e m y ś l i : „ N ie r o z k a z y w a ­ łe m z n ó w t a k b a r d z o , j a k l u d z i e s ą d z ą . P o d d a w a ­ łe m o t o c z e n i u s w o j e m y ś l i — CO NIE JEST BYNAJMNIEJ RÓWNOZNACZNE." Nawet niejednokrotnie zupełnie różne — ośmielę się dodać!

Podczas bitwy pod Ypres, w listopadzie 1914 roku, Foch mu­

siał, coprawda, zwalczać wahania marszałka French‘a i zrobił to wspaniale, z rozmachem, który uniemożliwił wszelki opór. Powie­

działem już, że Foch nie posiadał władzy naczelnego wodza, ale przywłaszczył ją sobie i temu mamy do zawdzięczenia zwycięstwo w decydującej chwili. Z przyjemnością składam mu otwarcie wy­

razy hołdu.

Nie mogło to jednak być dostatecznym powodem, aby przy­

pisać królowi Belgów win, których nie popełnił. Widziałem jego wspaniałą stanowczość w czasie najcięższych dni!

Blaski i Nędze Zwycięstwa 7

98 JERZY CLEMENCEAU

Otóż wydał on wówczas r o z k a z y z g o d n e z „ r a d a m i "

Focha, który twierdzi dziś, że musiał przezwyciężać wahania Króla.

„Król Belgów ze swej strony oświadczył mi na jednej z tajnych

„narad:

„— Jestem konstytucyjnie odpowiedzialny wobec mego narodu

„za straty arm ji i nie mogę jej poświęcać.

„— Wasza Królewska Mość zechce pamiętać o tej odpowiedzial­

n o ś c i — odrzekłem — gdyż napewno, cofając się właśnie, poświęci

„Swoją armję.

„Zostawiłem dla obu1) dwie kartki papieru, napisane w po­

sp iech u , na jakimś rogu stołu, o tej, mniej więcej identycznej, treści:

„ P o z o s t a n i e s i ę n a m i e j s c u . . . B ę d z i e s i ę b r o n i ć

„z a j m o w a n y c h p o z y c y j.“ To nie były rozkazy, a jedynie

„rady. Potrafiłem tak przekonać króla Belgów i angielskiego m ar­

s z a łk a o skuteczności tych rad, że wydali oni odpowiednie rozka-

„zy. I wyrażam przekonanie, że tym razem, chociaż nie miałem

„prawa rozkazywać, jednak — naprawdę rozkazywałem?) Sądzę,

„że nigdy bodaj tak nie rozkazywałem, jak właśnie nad Yzerą, gdzie

„nie posiadałem prawa do tego. Umiałem tylko znaleźć sposób wy-

„dawania rozkazów...“

Król Belgów nie jest gwałtowny z usposobienia, lecz, wzorem innych ludzi, nie zniósł zarzutu, na który nie zasłużył. Odpowie­

dział też natychmiast w następujący sposób:

Bruksela, Zamek, 13 listopada 1926 roku.

„Szanowny Panie Marszałku!

„Ze zdumieniem przeczytałem w L e M a t i n c o pisze p. Stefan

„Lauzanne o rozmowie, którą rzekomo miał on z Panem.

„Jak wynika z tego artykułu, Pan wyrażał przekonanie, że

„w listopadzie 1914 roku z a m i e r z a ł e m w y d a ć r o z k a z o d -

„ w r o t u a r m j i , g d y b y P a n w p o r ę n i e i n t e r w e n j o -

„ w a ł w t e j s p r a w i e .

„Nie mogę, w imię honoru armji, pozwolić, aby rozszerzały się

„podobne interpretacje wydarzeń.

*) Marszalek French byl z królem.

’) Wspomniałem o tern.