• Nie Znaleziono Wyników

Pierwotna równość i wolność wieśniacza oraz czynniki prowa

dzące do ich zaniku.

P ierw otną wolność i rów ność w ieśniaczą w yprow adziliśm y wyżej z fa k tu zajm ow ania ziem pod upraw ę rolną przez rody z pow ierza­

niem prow adzenia gospodarki rolnej pojedyńczym rodzinom . Zazna­

czyliśm y przy tym , że o bezwzględnej równości nie mogło tu być mo­

w y wobec różnych uzdolnień do pracy, różnej liczebności oraz róż­

nych potrzeb oddzielnych rodzin. W olność w ty m u s tro ju była rów ­ nież ograniczoną przez u stró j rodowy i plem ienny z nadbudow am i ponad w sią różnych czynników nadrzędnych. Słabość ty ch czynników w zaraniu dziejów pozostaw iała duże pole dla wolności w łonie wsi i dlatego też postaw iliśm y tw ierdzenie, że równość i wolność we wsi pierw otnej była znacznie w iększą niż to w idzim y w n astęp stw ie roz­

w oju historycznego. Równość i wolność, choć m a ją swe jednakow e pierw otne pochodzenie i łączą się z c h a ra k te re m rodzinno-gospodar- czym wsi, nie idą wcale poprzez dzieje w nierozerw alnym związku.

Już dwa rodzaje rodzin — w ielka i m ała — s to s u ją w niejednakow y sposób podstaw y równości i wolności. W m ałych rodzinach władza w iejsk a m niej w nika w spraw y każdej rodziny pojedynczej niż to czyni głowa rodziny wielkiej w stosunku do je j członków. N ato m iast głowa te j rodziny lepiej zabezpiecza rów ność pom iędzy pojedynczym i rodzinam i, niż to się dzieje w wolnej wsi rodowej o typie m ałych ro­

dzin.

N ajw ażniejsza tru d n o ść w utrzy m an iu wolności i równości w ży­

ciu rodowej wsi pierw otnej w ypływ a z tego, że skoro w ieśniacy zdo­

ła ją w łasną zgodną p racą upraw ić i dokonać sprzętów , skoro zdołają wychow ać inw entarze, przezim ować i rozm nożyć, p ow staje niebez­

pieczeństw o zachow ania go przed napaściam i zw ierza i ludzi — in­

24) B u j a k F. , P a z d r o Z., P r ó c h n i e k - i Z. i S o b i ń- s k. i S.: P olska współczesna. Lwów 1926 (wyd. I I ) , str. 159,

nych w ieśniaków , a gorzej jeszcze — przed napaściam i koczowników oraz obcych drużyn wojowniczych.

P rzed drobnym zwierzem , a naw et przed szkodam i polnym i ze stro n y grubszego zw ierza rodzina może się obronić przy pomocy są­

siadów. Ale już w ilki stanow ią często niebezpieczeństw o dla całych osad lub całych w si dziś naw et, a daw niej było to niebezpieczeństwo dużo bardziej bezpośrednie. O brona przed w ilkam i w ym aga organiza­

cji bojow ej w ieśniaków z pościgam i i obławami. Z konieczności w y­

m ag a to, by ktoś wsi przewodził, ktoś, kto m iałby posłuch i sam gó­

row ał nad innym i odwagą, siłą i zdolnością organizacyjną, a to znów pociąga za sobą naruszenie swobody i równości.

ż e w alka ze zw ierzem stanow iła poważny czynnik w rozw oju sto­

sunków pierw otnych i że n a je j tle u ra s ta ły jed n o stk i dzielniejsze do rzędu isto t g ó rujących nad otoczeniem, w idać to z licznych we w szystkich k ra ja c h baśni o bohaterach, zw alczających smoki i o trz y ­ m ujących w nagrodę władzę i zaszczyty.

Jeszcze pow ażniejszą tro s k ą od zabezpieczenia życia, płodów i do­

b y tk u przed zwierzem była tro s k a zabezpieczenia się od napaści i r a ­ bunku ze stro n y sąsiadów oraz dalszych grom ad ludzkich. Nie każda wieś m iała jednakow o sp rz y ja ją c e w arunki. Je d n a zebrała plonów w ię­

cej, d ru g a m n ie j; jed n ej się inw entarz przychow ał, d ru g iej poupadał.

Jeżeli ta k było we w siach do jednego rodu należących, w zajem na po­

moc regulow ała te nierówności, o ile były zbyt jask ra w e . Ale, gdy są­

siadow ały w sie przynależne do różnych rodów, pow staw ała pokusa i obawa, by n ad m iar u jednych nie spowodował rab u n k u przez innych.

W szak i dziś, gdy gospodarz widzi, że dobytek jego m arn ieje z nie­

do statk u , a u sąsiada (zw łaszcza w iększej w łasności) je s t obfitość paszy, nie ustrzeże się, by je j sobie nie przyw łaszczyć. W czasach pierw otnych tak ie przyw łaszczanie sobie cudzego dobytku było nie­

u stan n ie n a porządku dziennym . N ajb ard ziej groźnym było ono, skoro jedne rody pilniej zajm ow ały się gospodarstw em rolnym , a drugie tkw iły przew ażnie w p a ste rstw ie . N iebezpieczeństw a, jak ie z tak ie j różnicy w ypływ ały dla rolników, p rzed staw ia W. K am ieniecki w p ra ­ cy już przytoczonej: „P rzejście ze sta n u koczowniczego do stałego osadnictw a nie odbywa się od razu w całym plem ieniu p ierw otnym ; zachodzi tu raczej ew olucja indyw idualna: jed n o stk i spokojniejsze, pracow itsze o siad ają pierw sze, tw orząc całe ją d ro zw iązane z ziem ią".

„Dookoła przez długie dziesiątki czy setki la t w iru ją , ja k m gław ica

p lan etarn a, hordy koczowników". A więc, zdaniem a u to ra , najpierw ' rolnik posiadł ziemię. „K onflikt m iędzy obiem a grupam i je s t nieunik­

niony". „Zwycięstwo m usiało przypaść w udziale koczownikom, przy ­ szłemu stanow i rycerskiem u. D okonyw ują oni podboju ludności rol­

niczej i p ow staje państw o p ierw o tn e"25).

M amy tu ta j przedstaw ione, w ja k i sposób bez podboju zew nętrz­

nego dokonywać się może ta k silny podział ludności społeczeństw a pierw otnego, że rolnicy sp a d ają do stanow iska drugorzędnego i pod­

władnego, jedynie w w yniku odrębnych stopni w przechodzeniu do osiadłego try b u życia.

Ale i rolnicy jak o w ieśniacy również nie są wolni od pokusy, by próbować szczęścia pow iększenia swoich zasobów w dobytku i plonach za pomocą rab u n k u u tych, k tó rz y m ieli w iększe i lepsze zapasy pro ­ duktów i środków w y tw a rz an ia : „B izancjum spotykało się z n a jśc ia ­ mi nie tylko koczowników, ale i rolników słow iańskich, k tó rz y sy s te ­ m atycznie rok za rokiem czynili w ypraw y zbrojne, by zdobywać b y ­ dło, paszę i zboża u rolników n a pograniczu i zagarniali coraz więcej ziemi i p astw isk pod sw oje siedziby, w ycieśniając daw niej osiadłą lud­

ność m iejscow ą".

Po zajęciu g ru n tu pod upraw ę w ciągu kilku pod rząd pokoleń zwykle n a stę p u je ciasnota g ru n tu i względne przeludnienie. Z am iast zajm ow ać pod upraw ę coraz lichsze i m niej w y dajne g ru n ty , łąki i pa­

stw iska, czyż nie prościej pójść grom adą naprzód, zająć ju ż daw niej przez innych upraw iane g ru n ta . W ym aga to w ysiłku zbiorowego, o r ­ ganizacji, wodzów. Obecne w plem ieniu elem enty koczownicze, o k tó ­ ry ch pisze K am ieniecki, stanow ią gotowe k a d ry do tak ic h w ypraw . Gdy b ra k ty c h k a d r w śród jednoplem ieńców , z ja w ia ją się hordy ob­

ce, k tó re p o ry w ają za sobą elem enty rolnicze, przew odząc ’m i osa­

dzając na nowych g ru n ta c h .

M amy zatem nowe źródła ograniczenia swobody i równości. Są wodzowie i szeregowcy, są zwycięzcy i zwyciężeni, są przepędzeni z w łasnych g ru n tó w i są zwyciężeni i poddani, są niewolnicy.

Zanik wolności i równości ludności w iejskiej je s t tłóm aczony n a j ­ powszechniej jako w ynik podboju jednych plem ion przez drugie, przy czym plem iona podbite uw ażane są najczęściej za bardziej ro ln i­

cze i osiadłe, a podbijające za bardziej p astersk ie. Pogląd ten je s t

25) K a m i e n i e c k i , s t r . 6.

zasadniczo błędny. W praw dzie przytoczony przez nas wywód W. K a­

m ienieckiego o podboju rolników przez koczowników z w łasnego ple­

m ienia pow stałych, zdaje się potw ierdzać m niem anie, jakoby rolnicy padali o fia rą przem ocy ludności nierolniczej. Jeżeli idzie o Słowian, to isto tn ie w idzim y podobne zjaw isko u Bułgarów , a po części u ludności ru sk ie j. Ale nie zawsze rolnicy u leg ają przem ocy koczowników. Często ich odrzu cają od siebie, albo u leg ają im tylko chwilowo i pozornie N a to m ia st sam i rolnicy nie zawsze czekają, aż ich ktoś podbije i zor­

g anizuje, nie zawsze s ta ją się o fia rą przem ocy koczowników swoich czy obcych. Przede w szystkim błędnym je s t utożsam ianie w ojow nika koczownika i p a ste rza w przeciw staw ieniu do spokojnych osiadłych rolników. Zaprzeczeniem tego m niem ania są Germanowie, k tórzy byli zbiorem plem ion wcale nie pastersk ich , a rolniczych, plemion je ­ dnocześnie w ojowniczych i częściowo koczujących. Plem iona g e rm a ń ­ skie w w ędrów kach swoich zakładały wsie i z upodobaniem oddawały się rolnictw u przy pomocy w łasnych współplemieńców. Anglowie i Sa­

si, k tó rz y zdobyli W. B ry tan ię i zastali w niej osiadłą ludność celtyc­

ką, w ytw orzyli, jak o zdobywcy, sam i ludność w ieśniaczą rolną, prze­

pędziw szy Celtów w góry lub pozostaw iając ją obok swoich wsi, jako m ałorolnych oraz jako wyrobników.

Litw ini, P ru sacy , Jadźw ingow ie, n ap ad ający na Polskę i zabiera­

jąc y z niej dobytek oraz ludzi do niewoli, nie byli to koczownicy, a ludność osiadła, przyw iązana do swoich siedzib, ludność zorganizo­

wana wsiowo. U bóstw o w łasnych ziem pchało ich do rab u n k u w śród plem ion sąsiednich, w y ra b ia jąc bitność i ruchliwość.

Obok zatem tego czynnika, że elem enty koczownicze sw oje czy obce zagrażały spokojowi i wolności ludności rolniczej, pow staw ała konieczność obrony przed rucham i plemion rolniczych poszukujących zdobyczy lub lepszych i obszerniejszych siedzib dla n adm iaru sw ojej ludności. Obronę ta k ą m ogli dawać bądź koczownicy w łasnoplem ienni zapraw ieni do w y p raw w ojennych, bądź elita ludności rolniczej powo­

ływ ana do obrony z ra c ji w ypróbow ania dzielności w w alkach z dzi­

kim i zw ierzętam i, z ra c ji większości zamożności, z ra c ji wreszcie obra­

n ia przez ludność sam ą, a w łaściw ie przez je j starszyznę, dla speł­

nienia powinności w alki obronnej.

W te n sposób czy to drogą podboju w ew nętrznego, czy zew nętrz­

nego, czy drogą zajęcia przez rolników zdobywczych ziem lepszych i obszerniejszych, a pozostaw ieniem gorszych i ciaśniej szych zwycię­

żonym, czy drogą tw orzenia się h ie ra rh ii obronnej plem iennej, rów ­ ność i wolność w ieśniacza ulegała opanow aniu przez czynniki rozwo­

jowe, przynoszące podziały i nierów ności ludności w iejskiej i opano­

w anie w si przez czynniki nadrzędne.

Zarówno dro g ą ulegania podbojowi, ja k drogą bronienia się przed nim, a również drogą zdobyw ania sobie now ych lepszych siedzib, za­

nikała pierw o tn a rów ność i wolność.

Podbój, obrona przed nim, zajm ow anie cudzych lepszych g ru n ­ tów — są to zagadnienia ludnościowe p rzejaw iające się w fa k ta c h n a tu ry politycznej, pow odujące głębokie zm iany u s tro ju społecznego.

Z m iany te odbyw ały się n a tle pierw otnego u s tro ju rodowego, k tó ry stanow ił środow isko um ożliw iające różniczkow anie się rodzin oraz uzależnianie jednych od drugich. Obok czynnika ludnościowego, p ro ­ wadzącego do różniczkow ania się społeczeństw a pod względem poli­

tycznej przew agi jednych nad drugim i, w u s tro ju rodow ym stale od­

działyw ał czynnik różniczkow ania się co do zamożności. Czynnikiem, k tó ry odgryw ał najw iększą rolę w ty m względzie w sam ych począt­

kach dziejów wsi, gdy jeszcze była łatw ość w zajm ow aniu dowolnej ilości g ru n tu , były to różnice co do sta n u pogłowia bydlęcego. Bez in­

w e n ta rz a roboczego obfitość g ru n tu nie m iała żadnej w artości gospo­

darczej. D la zdobyw ania sobie potrzebnego in w en tarza uciekano się niekiedy do rab unku, o czym w spom inaliśm y. Ale nie był to zwyczaj pow szechny i stały. W stosunkach gospodarczych ludzie sz u k ają b a r­

dziej norm alnych i dostępnych sposobów rozw iązyw ania trudności swego położenia. Gdy jedni m ają bydła za dużo, a drudzy za mało, nic prostszego, że ci drudzy pożyczają je u pierw szych n a umówio­

nych w arunkach. Do tego czynnika przew agi jednych rodów nad d ru ­ gim i w zakresie posiadanego bydła przyw iązuje dużą rolę P reisk er, uw ażając, że czynnik te n odegrał szczególnie silny wpływ n a różnicz­

kow anie w si u Słowian i n a w yłonienie się u nich osobnej w a rstw y szlacheckiej28).

Dużo w iększą rolę od różnic w zakresie posiadania inw entarzy roboczych i użytkow ych odgryw ało posiadanie już wyczynionej pod pług roli w obfitości w iększej od w łasnych potrzeb. W ięcej in w en ta­

rz y roboczych m iały te rodziny, k tó re posiadały lepsze i obszerniejsze

2(i) P r e i s k e r : Neue Forschungen zur Social- und W irtsch aftsg e-schichten der Slaven.

p astw isk a i łąki, zabezpieczały lepsze przezim owanie i zdołały uchro­

nić się lepiej od pomorów. W ięcej wyczynionego g ru n tu m iały te ro­

dziny, k tó re m iały łatw iejszą do upraw y ziemię oraz więcej in w enta­

rzy i ludzi do pracy. Gdy we wsi niektóre rodziny stra c iły w łasny in­

w entarz roboczy, mogły one szukać takiego, kto im pożyczy. O ile to był gospodarz pobliski, pożyczka ta k a m ogła łatw o dojść do sk u tk u n a dogodnych dla obu stro n w arunkach. Ale gdy w pobliżu tru d n o było o ta k ą pożyczkę, trz e b a było szukać dalej pomocy, a w tedy n a ­ tra fia ła się możliwość nie tylko dopożyczenia inw entarza, ale przenie­

sienia się na cudzy g ru n t. Mógł on być lepszym , lepiej położonym od w łasnego, mieć lepsze przynależne pastw isko i łąki, zapew niał więc łatw iejsze zagospodarow anie się aniżeli utrzy m an ie się z dopożyczo- nym inw entarzem n a swToim.

Czynnik osadzania się na cudzym gruncie był n ajw ażniejszą pod­

staw ą spadania w ieśniaków do rzędu ludności zależnej i podległej.

Przez przeniesienie się na cudzy g ru n t tra c ił w ieśniak związek z w ła­

snym rodem w ieśniaczym i staw ał się dodatkiem do innego rodu, przyczyniając się do w yw yższenia się tego rodu ponad inne.

Osadzanie się n a cudzym gruncie wym agało, by pewne rody po­

siadały, ja k powiedzieliśmy, więcej w yczynionego g ru n tu . W później­

szej fazie rozw oju stosunków , gdy brakło już wolnych g ru n tó w nie- w yczynionych, spotykam y się z osiadaniem n a gruncie niew yczynio­

nym z pod lasu. Ale w czasach pierw otnych, o k tó ry c h obecnie mó­

wim y, osadzanie się na cudzym gruncie niew yczynionym nie mogło znaleźć uspraw iedliw ienia gospodarczego. Rodom w ieśniaczym w owych czasach g ru n tu w ogóle nie brakow ało, brakow ało in w enta­

rzy i g ru n tu dogodnego i łatw ego do upraw y.

W spom inaliśm y, że n iektóre rody m iały ten g ru n t w nadm ia­

rze, ta k że m ogły go zaofiarow ać poszukującym . Skąd się w ytw orzyć mógł ten nadm iar. Z dogodnego szczęśliwego położenia, ze zdrow ej, a licznej rodziny, dobrze do pracy w drożonej przez jej głowę, ale przede w szystkim z k o rzy sta n ia z pomocy obcych rą k ludzkich. Jakie to były ręce? Po części biedniejsi rodowcy z sam ej wsi, ci, k tó rz y po­

trzebow ali pożyczać inw entarze i zboże n a przednów ku, a za te pomo­

ce chętnie odrabiali pracą. Ale te w szystkie czyaniki, ja k lepsze po­

łożenie, w iększa rodzina, lepsza głowa kierow nicza i odrobki — nie w y starczyłyby dla stw orzenia głębszych różnic w posiadaniu ziem upraw nych, łąk i pastw isk, gdyby nie niewolnictwo, k tó re widzim y

w sam ym zaraniu życia gospodarczego, i k tó re wcisnęło się w u stró j wsi na sam ym początku je j rozw oju. Czynnik ten je s t ta k w ażny, że poświęcim y m u osobny rozdział.