• Nie Znaleziono Wyników

(ZARYS PROBLEMATYKI)

Codzienne relacje zachodz¹ce wœród duchowieñstwa to bez w¹tpienia ciekawy temat badawczy. Wiele materia³u czeka na historyka w archiwach koœcielnych, niestety stopieñ zarchiwizowania ich zasobu oraz w niektórych przypadkach swoista ich reglamentacja nie zawsze umo¿liwia pe³ne jego wykorzystanie. Niejedno kryj¹ archiwa rosyjskie w Petersburgu i Moskwie.

Niniejszy artyku³, co nale¿y podkreœliæ, oparty na wyrywkowym materiale Ÿró-d³owym, stanowi jedynie zasygnalizowanie problematyki godnej szerszego pod-jêcia i jako taki nie roœci sobie pretensji do formu³owania ogólnych wniosków.

Spo³ecznoœæ ksiê¿y nie by³a wolna od zjawisk i uczuæ, które – wydawa³o-by siê – powinny wydawa³o-byæ obce ludziom Koœcio³a. Zawiœæ, zazdroœæ, niezdrowe ambi-cje, wygórowane aspiraambi-cje, gorsz¹cy tryb ¿ycia, konflikty zwierzchnik–pod-w³adny, zbytnia troska o sprawy doczesne, uleganie ró¿nym innym

namiêtno-œciom – wszystko to nie by³o obce kap³añskiej spo³ecznoœci, od seminarium po godnoœæ biskupi¹. Przyk³adów dostarczaj¹ pamiêtniki oraz prasa koœcielna tamtego okresu. Spoœród pamiêtników, wspomnieñ i dzienników mo¿na wy-mieniæ te spisane przez arcybiskupów warszawskich Zygmunta Szczêsnego Feliñskiego (1862–1883, od 1863 na zes³aniu) i Wincentego Choœciak-Popiela (1883–1912), ks. Karola Mikoszewskiego z archidiecezji warszawskiej, bisku-pa kamienieckiego Piotra Mañkowskiego (1918–1926) i ks. Teofila Skalskie-go, oboje z diecezji ³ucko-¿ytomierskiej, ks. Jana Kurczewskiego z diecezji

Krzysztof Lewalski

54

wileñskiej, ks. Ignacego Charszewskiego z diecezji p³ockiej oraz ks. Jana Gajkowskiego z diecezji sandomierskiej. Oczywiœcie nie jest intencj¹ autora jednostronne ukazywanie czy sprowadzanie codziennych relacji duchowieñ-stwa tylko do sytuacji konfliktowych czy moralnie nagannych, bo, bez w¹t-pienia, nie one dominowa³y w tych relacjach. Chodzi raczej o ukazanie, i to oczami samych duchownych, spo³ecznoœci nie tyle heroicznej, co ludzkiej, z krwi i koœci, nie zapominaj¹c jednoczeœnie o ró¿norodnych kontekstach i skali zjawisk. Trzeba pamiêtaæ, ¿e opinie wypowiadane przez jednego du-chownego o innym, wymienianym z imienia i nazwiska, i to czasem bardzo z³oœliwe i k¹œliwe, mówi¹ nieraz wiêcej o opiniuj¹cym ni¿ o opiniowanym.

W takim przypadku mniej wa¿na staje siê zasadnoœæ danej opinii, a bardziej sam fakt jej pojawienia siê i rola jak¹ spe³nia³a w œrodowisku. Naturalnie, obok opinii skrajnie subiektywnych, literatura pamiêtnikarska dostarcza równie¿ s¹dów bardziej zobiektywizowanych. Poza tym kiedy mowa o wieku XIX, to nale¿y pamiêtaæ o rzeczywistoœci zaborów, która oznacza³a brak mo¿-liwoœci swobodnego rozwoju ¿ycia narodowego i koœcielnego, w konsekwencji nadaj¹c relacjom miêdzyludzkim dodatkowych kontekstów. Z pewnoœci¹ maj¹ jak¹œ racjê ci badacze, którzy ³¹cz¹ sytuacjê Koœcio³a katolickiego pod w³adz¹ caratu z rozluŸnieniem koœcielnej dyscypliny, ale te¿ nie mo¿na wszystkiego t³umaczyæ kontekstem niewoli i polityki zaborcy i popadaæ w ³atwe usprawiedliwianie. Nie mo¿na przecie¿ twierdziæ, ¿e wszystko dzia³o siê wbrew woli jednostki i w ¿adnym przypadku nie mo¿na by³o zmieniæ biegu konkretnych spraw, chocia¿by przez zwyk³e przyzwoite zachowanie siê.

Wœród dziedzin, które stanowi³y sferê manipulacji w³adz i mog³y wp³ywaæ na pojawianie siê konfliktów wœród duchowieñstwa by³a kwestia uposa¿enia ksiê¿y niekorzystnie przez w³adze uregulowana po powstaniu styczniowym oraz wp³ywanie na politykê kadrow¹ Koœcio³a poprzez narzucanie w³asnych kandydatów na ró¿ne urzêdy koœcielne. Dzia³o siê tak na przyk³ad po zaist-nieniu wakatu na stolicy biskupiej, kiedy ró¿nymi sposobami naciskano na cz³onków kapitu³y, aby wybierali na urz¹d tymczasowego administratora die-cezjalnego osobê uleg³¹ wobec w³adz. Aby osi¹gn¹æ zamierzony cel, w³adze bez w¹tpienia wykorzystywa³y ludzkie s³aboœci poszczególnych ksiê¿y. Car-ska policja polityczna próbowa³a wykorzystywaæ wszelkie Car-skandale, jakie pojawia³y w zwi¹zku z utrzymywaniem przez ksiê¿y na plebaniach gospodyñ i w ogóle z kwesti¹ celibatu. Zdarza³y siê te¿ wœród duchowieñstwa jednostki, pozyskane przez policjê jako tajni agenci1.

W pamiêtnikach arcybiskupa Z. Feliñskiego mo¿na odnaleŸæ fragmenty, mówi¹ce o osobach duchownych ¿¹dnych w³adzy i zaszczytów: „Partiê, zwan¹ pospolicie rz¹dow¹, nazywamy tu z umys³u karierowiczami – dla wykazania,

¿e g³ówn¹ pobudk¹ nale¿¹cych do tej kategorii ksiê¿y nie by³o bynajmniej przywi¹zanie do tronu lub czeœæ dla ustanowionej od Boga w³adzy, lecz

jedy-1 S. Wiech, Spo³eczeñstwo Królestwa Polskiego w oczach carskiej policji politycznej (1866–1896), Kielce 2002, s. 64, 72–73.

55

Miêdzy sacrum a profanum, czyli jak to wœród braci kap³añskiej bywa³o...

nie chêæ dojœcia pod opiekuñczym skrzyd³em rz¹du do infu³y, a przynajmniej do t³ustej prebendy. Wiernoœæ tronowi by³ to po prostu wygodny p³aszczyk do os³onienia szpetnej moralnej nagoœci tego rodzaju charakterów, co same wstydzi³y siê w g³êbi serca swego sobkostwa”2. Podobnie w pamiêtnikach pisa³ arcybiskup Popiel: „duchowni regaliœci [...] nadskakiwali rz¹dowi i da-wali mu niecne rady w nadziei otrzymania promocji na biskupów, a kiedy w Rzymie takowej im odmówiono, rz¹dzili diecezjami pod tytu³em biskupów nominatów, a choæ rz¹d powiêksza³ im pensje i obsypywa³ zaszczytami, to wobec duchowieñstwa nie powiêksza³o to ich szacunku, owszem ci¹gle byli krytykowani przez podw³adnych”3. Wœród szeregowego duchowieñstwa tak¿e zdarza³y siê czarne owce. Ksiê¿a popadaj¹cy w konflikt ze swoimi prze³o¿o-nymi, sprzeniewierzaj¹cy siê dyscyplinie koœcielnej, ¿yj¹cy niemoralnie czy ob³¹kani umieszczani byli w miejscach odosobnienia, najczêœciej w klaszto-rach. W latach 1836–1852 takim miejscem dla ksiê¿y z terenu Królestwa Polskiego by³ Instytut Ksiê¿y Demerytów w Liszkowie w diecezji augustow-skiej, mieszcz¹cy siê w budynkach klasztoru podominikañskiego. W 1852 r.

demeryci przeniesieni zostali do klasztoru pobenedyktyñskiego na £ysej Gó-rze w guberni radomskiej4. Nowa nazwa domu brzmia³a „Instytut Ksiê¿y Zdro¿nych na £ysej Górze”. Uleg³ on formalnej likwidacji w lutym 1865 r.5 O lokatorach £ysej Góry w 1863 r. pisa³ w swoich pamiêtnikach ks. K. Miko-szewski: „Pomiêdzy wiêŸniami by³o tam dwóch kap³anów, którzy konsystorzom i biskupom wypowiadali z ca³¹ œmia³oœci¹ ich nadu¿ycia i wskutek samow³ad-noœci despotycznej ich w³adzy rzuceni byli do wiêzienia. [...] Inni popadali do wiêzienia wskutek pijañstwa lub stosunków wystêpnych z kobietami”6.

Nie wszyscy trafiali do centralnego oœrodka, pokutê b¹dŸ karê mogli te¿

odbywaæ w innych klasztorach. Sytuacja ta uleg³a zmianie po powstaniu styczniowym, kiedy rz¹d zamkn¹³ wiele klasztorów, zakazuj¹c jednoczeœnie przebywania w istniej¹cych osobom innym ni¿ zakonnicy i pracownicy œwiec-cy. Oznacza³o to, ¿e biskup nie móg³ umieszczaæ wystêpnych ksiê¿y w klasz-torach, w praktyce jednak tam w³aœnie byli odsy³ani7. Formalnie od 1877 r.

2 Z. S. Feliñski, Pamiêtniki, oprac., przygot. do druku i optrzy³. przedm. E. Koz³owski, Warszawa 1986, s. 401.

3 W. Choœciak-Popiel, Pamiêtniki, wyd. J. Urban, Kraków 1915, t. 1, s. 237.

4 W. Jemielity, Instytut Ksiê¿y Demerytów w Liszkowie 1836–1852, „Analecta Cracovien-sia”, t. 27, 1995, s. 419–429.

5 W. Wójcik, Domy demerytów w Królestwie Polskim (1836–1885), „Prawo Kanoniczne”, 24 (1981), nr 3–4, s. 230; A. Massalski, Miejsce pokuty i poni¿enia. Instytut Ksiê¿y Zdro¿nych (1853–1863) i wiêzienie rosyjskie (1886–1914) na Œwiêtym Krzy¿u, [w:] Klasztor na Œwiêtym Krzy¿u w polskiej kulturze narodowej, pod red. ks. D. Olszewskiego i R. Gryza, Kielce 2000, s. 175, 186.

6 K. Mikoszewski, Pamiêtniki moje, oprac., przedm. i przyp. R. Bender, Warszawa 1987, s. 85–86.

7 W latach 1867–1885 ksiê¿a demeryci przebywali w klasztorze w Wysokim Kole w diece-zji sandomierskiej, ale jak pisze W. Wójcik by³ to „twór ró¿ny od domu demerytów w Liszkowie czy na £ysej Górze”. Unikano tam nazwy „demeryt”, a pos³ugiwano siê okreœleniem „rekolek-tant”, a niektórzy z pensjonariuszy uwa¿ali siê za emerytów i ¿¹dali wy¿szej pensji, W. Wójcik, op. cit., s. 231.

Krzysztof Lewalski

56

biskupi mogli, po uzgodnieniu z rz¹dem, ukaranych ksiê¿y kierowaæ do klasztorów8. Zdarza³o siê, ¿e w³adza diecezjalna zwraca³a siê do policji o pomoc w doprowadzeniu na miejsce pokuty ksiê¿y szczególnie opornych i takow¹ uzyskiwa³a9. Po 1905 r. policja zaczê³a siê od niej uchylaæ. Poza tym nadzór nad osadzonymi ksiê¿mi musia³ szwankowaæ, skoro w styczniu 1907 r.

biskup kujawsko-kaliski, S. Zdzitowiecki, w piœmie do ministra spraw we-wnêtrznych, Piotra Sto³ypina, stwierdza³, ¿e w interesie nie tylko Koœcio³a, lecz tak¿e pañstwa by³o przeciwdzia³anie wp³ywowi zdro¿nych ksiê¿y na ludnoœæ. Bardzo czêsto bowiem zdarza³o siê, ¿e d³ugoletnia praca sumiennego kap³ana by³a niweczona przez wybryk jednego zepsutego duchownego.

W diecezji kujawsko-kaliskiej umieszczani byli oni w istniej¹cych jeszcze klasztorach we W³oc³awku i Kole. Biskup zwraca³ uwagê, ¿e ich obecnoœæ niekorzystnie wp³ywa³a na morale ludnoœci fabrycznej, licznie zamieszkuj¹-cej te miasta. Dodatkowo w sytuacji, kiedy nowe regulacje prawne umo¿li-wia³y biskupom pe³n¹ swobodê w umieszczaniu zdro¿nych ksiê¿y w klaszto-rach, lecz w³adza pañstwowa odmawia³a wszelkiej pomocy w doprowadzeniu ich w miejsce odosobnienia, by³o jasne, ¿e ksiê¿a ci oci¹gali siê z przybyciem do tych miejsc, wystawiaj¹c na szwank autorytet i w³adzê biskupi¹. Wszyst-ko to sprawi³o, ¿e w jednym z klasztorów, po³o¿onym w ustronnym miejscu, postanowiono urz¹dziæ dom dla zdro¿nych ksiê¿y ze wszystkich diecezji Kró-lestwa Polskiego, w którym panowa³aby surowa dyscyplina i nale¿yty nadzór.

Z takie miejsce bp Zdzitowiecki uzna³ po³o¿ony wœród lasów klasztor w Obo-rach w guberni p³ockiej10. Czy projekt ten doszed³ do skutku, nie wiadomo.

Zdaje siê, ¿e w³adza nie kwapi³a siê do czegoœ, co wi¹za³oby siê z dodatkowy-mi wydatkadodatkowy-mi z pañstwowej kasy.

Osobowoœæ i charakter rz¹dcy diecezji oraz jego polityka kadrowa, mog³y mieæ wp³yw na powstawanie wœród duchowieñstwa i w kapitule zwalczaj¹-cych siê grup, których rywalizacja wzmaga³a siê w okresie wakatu na urzê-dzie biskupim. By³o zrozumia³e, ¿e biskup obejmuj¹cy diecezjê otacza³ siê grup¹ zaufanych duchownych. Od umiejêtnoœci jednak doboru tych ludzi zale¿a³a m.in. dobra atmosfera wœród duchowieñstwa. Wszyscy razem two-rzyli barwn¹ galeriê postaci. W pamiêtnikach ks. J. Gajkowskiego znajduje-my charakterystyki trzech biskupów sandomierskich: Antoniego Sotkiewicza (1883–1901), Stefana Zwierowicza (1902–1908) i Mariana Ryxa (1910–1930).

Autor obok pozytywnych cech wymienia³ te¿, jego zdaniem, negatywne cechy ich charakteru czy osobowoœci: Sotkiewicz oczytany, pracowity i inteligentny, by³ jednoczeœnie biurokrat¹, nazbyt lojalistycznie nastawionym wobec w³adz, Zwierowicz pobo¿ny i serdeczny, ale bez orientacji w stosunkach

miejsco-8 Tak¿e w³adza cywilna mog³a kierowaæ do klasztorów, jako miejsca odbywania kary, ksiê¿y skazanych za polityczn¹ nieprawomyœlnoœæ.

9 W. Jemielity, Mianowanie i przenoszenie ksiê¿y w Królestwie Polskim po powstaniu styczniowym, „Roczniki Teologiczno-Kanoniczne”, t. 34, 1987, z. 4, s. 62–63.

10 Gosudarstwiennyj Archiw Rossijskoj Fiederacji – Moskwa (dalej: GARF), f. 5152, op. 1, d. 61, k. 50–50v.

57

Miêdzy sacrum a profanum, czyli jak to wœród braci kap³añskiej bywa³o...

wych11, Ryx wprawdzie inteligentny, ale lawirant i karierowicz12. Ks. Józef Umiñski, znany historyk Koœcio³a, w latach 1907–1913 kleryk seminarium duchownego w P³ocku, po wielu latach tak charakteryzowa³ biskupa diecezji kujawsko-kaliskiej Stanis³awa Zdzitowieckiego (1902–1927): „Ujemn¹ i nie-raz bardzo przykr¹ stron¹ jego charakteru by³a nieopanowana wybuchowoœæ.

Uniesiony gniewem potrafi³ najlepszego podw³adnego kap³ana, a nawet i dostojnika kapitulnego zwymyœlaæ od ostatnich. £atwo tych, co go sobie zjednali, ponad miarê wywy¿sza³ i zaufaniem obdarza³, ale te¿ ³atwo za lada podmuchem niechêci potrafi³ ich w sposób niekiedy gorsz¹cy str¹ciæ. Przy tym wszystkim jednak mia³ dobre serce, uraz nie pamiêta³, i nie s³ychaæ, aby mœci³ siê na kimkolwiek”13. O biskupie kieleckim zaœ Augustynie £osiñskim pisa³: „Natura wybitnie wschodnia – przyby³ do Kielc z Petersburga. Auto-krata – nie znosi³ ¿adnego sprzeciwu. Diecezj¹ sw¹ wizytowa³ nie inaczej jak more apostolorum, chodz¹c od parafii do parafii pieszo. Pomocnicy jego mogli u¿ywaæ do tego celu pojazdów. Za z³e mu miano niektóre zbyt ostre i bez-wzglêdne (satrapiczne) posuniêcia w stosunku do niektórych mniej nadska-kuj¹cych mu ksiê¿y [...]”14. Z wielk¹ niechêci¹ o ludziach skupionych wokó³ biskupa p³ockiego, Jerzego Szembeka (1901–1903), pisa³ ks. I. Charszewski:

„Jedynie garstka obsypanych przez biskupa godnoœciami œwieci mu boki, ci zaœ doszli do ³ask biskupich za pomoc¹ pochlebstwa na które biskup jest niezmiernie ³asy, nawet w koœciele”. „Jednym z »piesków ultralojalnych« bi-skupa jest ks. [Adolf] Szel¹¿ek”. „Po¿¹da w³adzy dla siebie, nie siebie dla w³adzy”. „D¹¿y ca³¹ si³¹ pary do biskupstwa, którego po¿¹da”. „[...] gwa³tow-nik, despota, z zaciêciem tyrana i pysza³ek nies³ychany i przy tym znienawi-dzony powszechnie”15. Inny przyk³ad, z diecezji ³ucko-¿ytomierskiej, m³ody i chorobliwie ambitny ks. Micha³ Zdanowicz, zdobywaj¹c zaufanie najpierw biskupa Karola Niedzia³kowskiego, a potem biskupa sufragana Longina ¯ar-nowieckiego, wywiera³ niekorzystny wp³yw na bieg spraw w diecezji. Tego ostatniego, jak pisa³ ks. T. Skalski, doskonale „za nos wodzi³, sprawy na tym cierpia³y, a duchowieñstwo szemra³o, ¿e w rêku przebieg³ego i niepewnego m³okosa siê znalaz³o. Zdanowicz zbyt ryzykownie w jakiœ niepraktykowany dot¹d kontakt zacz¹³ wchodziæ z Rosjanami, a szczególniej z naczelnikiem

11 Biskup Stefan Zwierowicz przyby³ do Sandomierza w 1902 r. z diecezji wileñskiej, z któr¹ zwi¹zany by³ od 1861 r.

12 K. Burek, „Pamiêtnik” i „Dziennik” ksiêdza Jana Gajkowskiego, [w:] Ks. Jan Kanty Gajkowski (1866-1919). Kap³an, pisarz, spo³ecznik. Materia³y z sesji, Sandomierz 22 paŸdzierni-ka 1999 r., pod red. K. BurpaŸdzierni-ka, Sandomierz 2000, s. 69.

13 J. Umiñski, Episkopat polski z pierwszej po³owy XX wieku, maszynopis na prawach rêkopisu w Towarzystwie Naukowym Toruñskim, k. 15–16.

14 Ibidem, k. 33.

15 Archiwum Diecezjalne w P³ocku (dalej: ADP³.), Rêkopisy ks. Ignacego Charszewskiego, zeszyt 44 (1.11.1903 – 18.07.1904), k. 3–4v. Adolf Szel¹¿ek w latach 1918–1925 sufragan p³ocki, od 1925 biskup ³ucki. W latach 1889–1893 odbywa³ studia w Akademii Duchownej w Petersburgu, gdzie uzyska³ tytu³ magistra teologii z not¹ „primus cum exima laude”, a jeden z ówczesnych profesorów mawia³ o ks. Szel¹¿ku: „To nie Szel¹¿ek lecz Dukacik”, M. M. Grzybowski, Adolf Piotr Szel¹¿ek, biskup ³ucki (w 45. rocznicê œmierci), „Studia P³ockie”, t. 24, 1996, s. 187–188.

Krzysztof Lewalski

58

kancelarii gubernatora i policmajstrem miasta. Spijali z nim butelkami moc-ne koniaki i niby w taki sposób ³atwiej rozwi¹zywa³ pewmoc-ne konflikty, ale by³a obawa, ¿e nie on ich, ale oni raczej go w pole wyprowadz¹, gdy¿ w gruncie rzeczy Zdanowicz by³ i niepraktycznym, i g³upim tylko zarozumialcem”16. Sam ks. Skalski odczu³ na sobie intrygi ks. Zdanowicza. S³aboœæ biskupa Niedzia³kowskiego do ks. Zdanowicza sprawi³a, ¿e ten obdarzy³ go tytu³em kanonika honorowego kapitu³y, co wywo³a³o konsternacjê cz³onków kapitu³y, poniewa¿ zgodnie z prawem koœcielnym wymagana by³a konsultacja biskupa z kapitu³¹. Z uwagi na jej brak, sekretarz kapitu³y, tj. w³aœnie ks. Skalski, z³o¿y³ biskupowi memorandum, w którym dowodzi³, ¿e nominacja kanonicz-nie by³a kanonicz-niewa¿na. Dotknê³o to ks. Zdanowicza oraz jego protektora, sufraga-na ¯arnowieckiego, do tego stopnia, ¿e sugerowali biskupowi Niedzia³kow-skiemu usuniêcie Skalskiego z seminarium i konsystorza jako zara¿onego modernizmem, gdy¿ sprzeciwia siê decyzjom biskupa. Niedzia³kowskiego jed-nak w porê uœwiadomiono17. Po jego œmierci jednak „walka wrza³a, a nie wszyscy i nie zawsze szlachetn¹ w niej i godziw¹ pos³ugiwali siê broni¹. Gdy jedni zabiegali o to, by nominacjê biskupa ¯arnowieckiego w Rzymie przefor-sowaæ, drudzy przewa¿nie pracowali nad tym, by do niej nie dopuœciæ”18. Fina³ by³ taki, ¿e ¯arnowiecki nigdy ordynariuszem nie zosta³, a ks. Zdano-wicz porzuci³ stan kap³añski i ¿y³ z pewn¹ Rosjank¹19. Podobnych przyk³a-dów ludzkich s³aboœci i wad dostarczaj¹ wspomnienia pra³ata kapitu³y kate-dralnej w Wilnie, ks. J. Kurczewskiego. Pisa³ on m.in. o nagannej polityce kadrowej ks. Piotra ¯yliñskiego, administratora diecezji w latach 1866–1883, prowadz¹cej do konfliktu z wyk³adowcami seminarium duchownego, gdy¿

sprzeciwiali siê oni forsowaniu przez administratora w¹tpliwych moralnie kandydatur do stanu duchownego20. Trzeba w tym miejscu dodaæ, ¿e ks.

¯yliñski nie zapisa³ siê chlubnie w dziejach Koœcio³a wileñskiego. Wystarczy wspomnieæ, ¿e administratorem zosta³ po deportacji biskupa wileñskiego Adama Krasiñskiego jako kandydat narzucony przez w³adze carskie i nie uznany przez Stolicê Apostolsk¹, która ekskomunikowa³a go w 1875 r. Sym-patii nie przysparza³o mu jego zaanga¿owanie siê w akcjê wprowadzania do liturgii koœcielnej jêzyka rosyjskiego21.

Wœród duchownych zdarza³y siê osoby o duszy bardziej artysty ni¿ teolo-ga czy duszpasterza, którym nieco ci¹¿y³a dyscyplina koœcielna. Pragnê³y one

16 T. Skalski, Terror i cierpienie. Koœció³ katolicki na Ukrainie 1900–1932. Wspomnienia, oprac. J. Wo³czañski, Lublin; Rzym; Lwów 1995, s. 88–89.

17 Ibidem, 89–90; P. Mañkowski, Pamiêtniki, Warszawa 2002, s. 234.

18 P. Mañkowski, op. cit., s. 238.

19 T. Skalski, op. cit., s. 94.

20 H. Witkowski, Biskupi i zarz¹dcy diecezji wileñskiej we „Wspomnieniach z przesz³oœci 1854–1914” ks. Jana Kurczewskiego, „Zapiski Historyczne”, t. 64, 1999, z. 2, s. 51–52.

21 B. Kumor, Koœció³ i katolicy w Cesarstwie rosyjskim (do 1918 roku), [w:] Odrodzenie Koœcio³a katolickiego w by³ym ZSRR. Studia historyczno-demograficzne, pod red. E. Walewan-dra, Lublin 1993, s. 28; A. Boudou, Stolica Œwiêta a Rosja. Stosunki dyplomatyczne miêdzy nimi w XIX stuleciu. T. 2: 1848–1883, Kraków 1930, s. 436 i nast.

59

Miêdzy sacrum a profanum, czyli jak to wœród braci kap³añskiej bywa³o...

korzystaæ z niektórych, nie zawsze zas³uguj¹cych na potêpienie, uroków ¿y-cia œwieckiego. Cytowany ju¿ ks. I. Charszewski z diecezji p³ockiej chêtnie wyrywa³ siê do Warszawy, aby móc mi³o spêdziæ czas. Zreszt¹ nie tylko on.

Tak o tym pisa³ w swoich dziennikach: „Na stacji spotka³em dwóch ksiê¿y, równie¿ jad¹cych do Warszawy na koncert w Filharmonii [...]. Jakby mi kto pary poda³, wybieg³em ¿wawo z hotelu i na doro¿kê: do Filharmonii –

zawo-³a³em. Teraz bêdê móg³ œpiewem i muzyk¹ napawaæ siê swobodnie, mogê ca³¹ duszê wra¿eniom s³uchowym na oœcie¿ otworzyæ. [...]. By³em w Teatrze Wiel-kim po raz pierwszy na balecie. Grano, raczej tañczono »Luiza« czyli »Córka

Ÿle strze¿ona«. Interesowa³ mnie balet jako balet; sama rzecz niezbyt zajmu-j¹ca, zw³aszcza wobec np. takiego baletu jak »Twardowski«. Có¿, kiedy nie mogê nigdy na coœ lepszego trafiæ, gdy przyjadê do Warszawy”22. Trudne chwile dla ksiêdza Charszewskiego nasta³y wraz z objêciem biskupstwa p³oc-kiego przez, jak mawia³ „zacofanego o jakie co najmniej pó³ wieku”, ks.

Apolinarego Wnukowskiego, któremu „z pod fioletów biskupich wyziera daw-ny regens, i to regens ¿ytomierski”23. Biskup Wnukowski nie tolerowa³ wdzierania siê w szeregi duchowieñstwa œwieckiego ducha, poniewa¿, jak pisa³ w liœcie do duchowieñstwa, „Ludzie œwieccy szukaj¹ w ksiêdzu nie poety, artysty lub literata, ale przede wszystkim pragn¹ w nim znaleŸæ kato-lickiego kap³ana, nauczyciela rzeczy œwiêtych i bo¿ych”24. Ks. Charszewski w zwi¹zku z tym notowa³ w swoich dziennikach: „Oczywiœcie biskup jest przeciwnikiem, miêdzy innymi biernego i czynnego udzia³u ksiêdza na kon-certach. Za Szembeka [poprzednik biskupa Wnukowskiego – K.L.], który sam na koncerty w P³ocku uczêszcza³, utar³a siê zasada przeciwna. [...]. Gdyby wypad³o œciœle i konsekwentnie przeprowadzaæ zasady tego ostatniego [bi-skupa Wnukowskiego – K.L.], tedy nale¿a³o z góry od kap³añstwa wy³¹czyæ aspirantów obdarzonych tym lub owym talentem, poza ascez¹ i teologi¹, jak najbardziej teologiczn¹. [...] wie z doœwiadczenia, ¿e kto siê poœwiêca literatu-rze, nauce, musi sprzeniewierzaæ siê obowi¹zkom”. [...]. S³owem, pod nowymi rz¹dami perspektywa dla mnie nieœwietna. Chyba, ¿e biskup »wyrobi siê«, ¿e z czasem ulegnie wp³ywom inaczej myœl¹cego otoczenia p³ockiego. Tymcza-sem biskup chce widzieæ w ksiê¿ach nadludzi, pop³aca u niego tylko nadprzy-rodzonoœæ”25. Podobne problemy, jak ks. Charszewski, mieli mi³oœnicy Melpo-meny w Sandomierzu – w 1910 r. konsystorz diecezji sandomierskiej wyda³ zakaz uczêszczania duchowieñstwu na widowiska teatralne pod groŸb¹ su-spensy. Wy³¹czone spod zakazu by³y jedynie koncerty i przedstawienia ama-torskie oraz organizowane w celach dobroczynnych26. Ze swych szerokich

22 ADP³., Rêkopisy ks. Ignacego Charszewskiego, zeszyt 44, k. 10v, 12v, 33v–34.

23 Ibidem, zeszyt. 46 (26.02 – 23.10.1905), k. 5v–6.

24 ADP³., Akta rypiñskie, list biskupa Wnukowskiego do duchowieñstwa z 10 stycznia 1905 r., krótko po objêciu rz¹dów w diecezji p³ockiej.

25 ADP³, Rêkopisy ks. Ignacego..., zeszyt 46, k. 5v, 6v, 7.

26 „Kronika Diecezji Sandomierskiej” (dalej: KDS), R. 3, 1910, nr 10 (Z kancelarii konsy-storza diecezjalnego), s. 429.

Krzysztof Lewalski

60

kontaktów towarzyskich oraz jako bywalec salonów warszawskich znany by³ ks. Zygmunt Che³micki, kanonik kapitu³y warszawskiej. W opinii sporz¹dzo-nej w kancelarii warszawskiego genera³-gubernatora napisano o nim zapew-ne nie bez ironii, ale te¿ nie bez podstaw: „lubi zabawiæ siê, myœliwy, nadska-kuje damom, polityk¹ ani Koœcio³em siê nie interesuje”27. Ks. Remigiusz D¹browski, kapelan arcybiskupa Aleksandra Kakowskiego, w swoich wspo-mnieniach pisa³, ¿e niektórzy oczerniali ks. Che³mickiego, zarzucaj¹c mu niemoralnoœæ. Pos¹dzany by³ nawet o przynale¿noœæ do masonerii. W opinii Kakowskiego, oszczerstwa dotycz¹ce ¿ycia osobistego ks. Che³mickiego by³y intryg¹ ¯ydów, którzy mieli mœciæ siê za to, ¿e „ochrzci³ wielu ich rodaków”28. Coœ jednak byæ musia³o, skoro doradca Watykanu w sprawach Koœcio³a w Królestwie Polskim i w Rosji, ks. pra³at Kazimierz Skirmunt, w 1914 r.

przestrzega³ przed nominacj¹ kanonika Che³mickiego na biskupstwo m.in.

z uwagi na kompromituj¹ce go w przesz³oœci zwi¹zki z pewn¹ kobiet¹29. Do innych namiêtnoœci, którym ulegali niektórzy duchowni, nale¿a³o pa-lenie tytoniu. Biskup Piotr Mañkowski, w latach 1896–1899 alumn semina-rium ¿ytomierskiego, w swoich pamiêtnikach pisa³, ¿e nie by³o ono obce seminarzystom. W zasadzie w seminarium nie wolno by³o paliæ, ale niektórzy z kleryków opanowanych na³ogiem posiadali ciche dyspensy, pod warunkiem,

¿e paliæ bêd¹ w ukryciu. W takiej sytuacji kupowanie tytoniu te¿ musia³o odbywaæ siê w konspiracji, a w przypadku wpadki towar ulega³ konfiskacie.

Pamiêtnikarz uwa¿a³, ¿e takie pó³œrodki by³y „wysoce niepedagogiczne i nie-w³aœciwe”, poniewa¿ nale¿a³o sprawê uregulowaæ jednoznacznie: albo palenie tolerowaæ, albo go zakazaæ i konsekwentnie zakazu przestrzegaæ. Z czasem wyznaczono specjalny pokój, w którym wolno by³o paliæ30. Wyrozumia³oœæ wobec palaczy w seminarium mo¿e t³umaczyæ fakt, ¿e jeden z rektorów, ks. Erazm Szatrzycki, sam by³ wielkim amatorem tytoniu, „umia³ te¿ – pisze Mañkowski – we w³aœciwy sobie, dowcipny sposób wyg³aszaæ apologiê tego na³ogu: papieros spalaj¹cy siê przypomina³ mu znikomoœæ rzeczy doczesnych, widok dymu, ku górze siê wznosz¹cego, podnosi³ ducha na wy¿yny, a wresz-cie... tym siê cz³owiek ró¿ni od œwini, ¿e papierosy pali”31. Na pocz¹tku XX wieku czêœæ duchownych dostrzega³a potrzebê zmiany modelu kszta³cenia w seminariach przysz³ych duszpasterzy. Ich zdaniem nie przystawa³ on do zmieniaj¹cych siê wymogów ¿ycia spo³ecznego. Inni z kolei uwa¿ali, ¿e nie trzeba nic zmieniaæ. Echo tych dyskusji odnajdujemy w dziennikach

Pamiêtnikarz uwa¿a³, ¿e takie pó³œrodki by³y „wysoce niepedagogiczne i nie-w³aœciwe”, poniewa¿ nale¿a³o sprawê uregulowaæ jednoznacznie: albo palenie tolerowaæ, albo go zakazaæ i konsekwentnie zakazu przestrzegaæ. Z czasem wyznaczono specjalny pokój, w którym wolno by³o paliæ30. Wyrozumia³oœæ wobec palaczy w seminarium mo¿e t³umaczyæ fakt, ¿e jeden z rektorów, ks. Erazm Szatrzycki, sam by³ wielkim amatorem tytoniu, „umia³ te¿ – pisze Mañkowski – we w³aœciwy sobie, dowcipny sposób wyg³aszaæ apologiê tego na³ogu: papieros spalaj¹cy siê przypomina³ mu znikomoœæ rzeczy doczesnych, widok dymu, ku górze siê wznosz¹cego, podnosi³ ducha na wy¿yny, a wresz-cie... tym siê cz³owiek ró¿ni od œwini, ¿e papierosy pali”31. Na pocz¹tku XX wieku czêœæ duchownych dostrzega³a potrzebê zmiany modelu kszta³cenia w seminariach przysz³ych duszpasterzy. Ich zdaniem nie przystawa³ on do zmieniaj¹cych siê wymogów ¿ycia spo³ecznego. Inni z kolei uwa¿ali, ¿e nie trzeba nic zmieniaæ. Echo tych dyskusji odnajdujemy w dziennikach