• Nie Znaleziono Wyników

nie podporządkowane tylko jednej teorii czy podejściu, inaczej znowu Powracamy na poziom ogólnych zaleceń metodologicznych i rzeczywista

1.13. POST SCRIPTUM 1992-93

Układając te książkę zastanawiałam się, czy publikować powyższy tekst w takiej postaci, w jakiej został ogłoszony w roku 1985 (a podsumowywał moje doświadczenie badawcze z dziesięciolecia poprzedzającego), wraz ze wszystkimi zawartymi w nim naiwnościami, uproszczeniami i brakami teoretycznymi w stosunku do nawet wówczas dostępnej w Polsce refleksji metasocjologicznej (metateoretycznej), niekonsekwencjami, oraz wyrazem językowym owych wszystkich ułomności - niespójnością siatki pojęciowej.

Zdecydowałam się na włączenie tutaj wersji ówczesnej (poddanej drobnym Poprawkom redakcyjnym i aktualizacji przypisów), ale opatrzonej niniej-szym autokrytycznym komentarzem. Tekst poddaję więc ponownemu badaniu (w myśl postulatu Reasona i Rowana - research), by skontrolować pewien etap własnych poszukiwań zawodowych. Tak również można rozumieć znaczenie kryterium „samowiedzy" badacza jako k r y t y c z n e retrospektywne s a m o b a d a n i e .

Najkrócej rzecz ujmując, moje ówczesne wywody cechuje zależność przez negację, aby użyć sformułowania Jerzego Szackiego - od koncepcji i aparatury pojęciowej socjologii „pozytywistycznej": stąd trwanie przy przestarzałych nazwach wzorców („pozytywistyczny" versus „humanistycz-ny", posługiwanie się takimi terminami, jak przede wszystkim opozycja ,,ilościowe" - „jakościowe", „ m o d e l " , „operacjonalizacja", „weryfikacja",

"procedury weryfikacyjne", „trafność" („wewnętrzna" i „zewnętrzna")

"Wnioskowanie", a nawet użytkowanie pojęcia „empiria". Jeśli spojrzeć na głębsze struktury sposobu myślenia autorki, to widać tę zależność także

71

poprzez objawy poważniejsze: świadczy o niej sama potrzeba tworzenia

„modelu", przypisywanie tego typu konstrukcjom centralnej niemal roli w procesie badawczym, co - wbrew deklaracjom wstępnym - nadal utrzymywało odrzucany jakoby przeze mnie prymat Metody nad przed­

miotem badań, choć paradoksalnie - model ten został tak pomyślany, by pozostawać w zgodzie z wymogami współczesnej socjologii „jakościowej' • Dalej - proponowane sposoby interpretowania uzyskanej wiedzy są bliższe tradycyjnej indukcji (bądź nawet wnioskowaniu hipotetyczno-dedukcyj' nemu, skoro model przybiera postać aprioryczną, gdyby miał być stosowany w innych, niż te, z których był wyrósł, badaniach). Nie można uchylić tej krytyki, nawet jeśli spojrzy się na proponowany „ m o d e l " jako na strukturę elastyczną i otwartą na nowe (przyszłe) doświadczenia badawcze, strukturę metaproceduralną, czysto formalną.

Jeśli chodzi o niekonsekwencje teoretyczne, to wydaje się, że charak­

terystykę wzorca „humanistycznego" powinno się było zacząć od jego analiz współczesnych, abstrahując od dziewiętnastowiecznych źródeł, czyli próbu­

jąc zdać sprawę z zawartej już wtedy w literaturze wiedzy dotyczącej owych założeń ukrytych, a współtworzących ten właśnie - „humanistyczny' wzorzec.

Rzecz sygnalizuję jedynie (w przypisie 1), podważając - za Edmundem Mokrzyckim [1984] - sens posługiwania się opozycją socjologia „pozytywi­

styczna" versus „humanistyczna", zamiast wyciągnąć wnioski z precyzyjnych argumentów tego autora, który już wtedy wskazywał na fundamentalną w s p ó l n o t ę z a ł o ż e ń socjologii „naturalistycznej" i „antynaturalistycz-nej". Mokrzycki pisał: „Socjologia humanistyczna" miała być nazwą wiedzy pewnego rodzaju, a nie socjologii pewnego e t a p u [tamże s. 42, wyróżn.

A.W.\. Charakteryzując wzorzec „humanistyczny" przyjęłam to pierwsze, tradycyjne, rozumienie, tracąc niejako szansę znacznie ciekawszego i bogat­

szego w treści, istotniejszego również, wywodu, który Mokrzycki prze­

prowadzał. Autor ów wskazywał na założenia wspólne obu wzorców następująco: a h i s t o r y z m w ujmowaniu zjawisk kultury (poszukiwanie niezmiennych właściwości nauki i/lub humanistyki); będący skutkiem aprobującego przyjęcia przez „humanistów" założenia pozytywistycznej filozofii nauki, w którym uznaje się „jedność nauki", czego konsekwencję stanowiło z kolei przejęcie pozytywistycznej „wizji świata kultury" lub słabiej - uznanie tej wizji za „pochodną rekonstrukcji pozytywistycznej".

Inną konsekwencją nieuświadamianej (a przynajmniej w owym czasie rzadko wykładanej, artykułowanej) wspólnoty założeń fundamentalnych

72

stała się - wyliczał Mokrzycki - n o r m a t y w n o ś ć wzorca „humanistycz­

­­o", która to cecha - tak jak we wzorcu „pozytywistycznym" - z koniecz-ości „prowadzi do reglamentacji myśli [i, dodajmy, ograniczenia konkret­

nej praktyki badawczej - A.W.] innego rodzaju" [tamże, s. 45-46]. Stąd właśnie - kontynuował swą wiwisekcję Mokrzycki: „Jakkolwiek paradok-salnie to brzmi, sprawa rozumienia [...] ma swe źródło w pozytywistycznej

filozofii nauki, a ściślej mówiąc, jest produktem ubocznym pozytywistycz-nego programu usuwania z nauki wszelkiego rodzaju «irracjonalizmów»"

[tamże, s. 46]. „Gdyby tak nie było - pisze Mokrzycki - badania nad rozumieniem poszłyby prawdopodobnie w innym kierunku, [...] nie byłyby

tak silnie podporządkowane potrzebie wykazania r a c j o n a l n o ś c i tej procedury" [tamże, wyróżn. A. W.] No właśnie - oto zależność, przez negację, od uniwersum już nie tylko pojęciowego, ale ś w i a t o p o g l ą d o -wego przeciwnika, łącznie z wysokim wartościowaniem w tym światopo­

glądzie nauki jako pewnej formy aktywności ludzkiej24.

Nie inaczej zachowałam się jako badacz i autor refleksji metasocjologicz-nej - toutes les proportions gardees - próbując uzasadnić „naukowość"

24 Nie mogę się powstrzymać, by nie przywołać w tym miejscu jeszcze wcześniejszych od przedstawianych wyżej analiz metateoretycznych, prowokacji Mokrzyckiego: „Dla wielu zabrzmieć to może absurdalnie, zaryzykuję jednak twierdzenie, że dobrym punktem wyjścia dla odnowy myśli socjologicznej byłaby rezygnacja z przywileju [a jednak „przywileju", A. W]

nazwy nauka. Przywilej ten niestety zbyt drogo socjologię kosztował", gdyż: „wchodzenie do ,,wielkiej rodziny nauki» odbywało się kosztem zatraty własnej osobowości i co za tym idzie, własnych możliwości poznawczych. Sądzę, że socjologia zyskałaby na wartości i na dłuższą metę - umocniła swój prestiż przyjmując prowokacyjną dewizę Jacoba Burkharda: [...] jesteśmy n i e n a u k o w i i nie dysponujemy ż a d n ą m e t o d ą , a w każdym razie nie taką, jak inni"

[Mokrzycki 1980, s. 270-271, wyróżn. A.W.]. Żeby ogłosić taką prowokację w roku 1980, trzeba było wiele odwagi. Jak wykazywałam w rozdziale poświęconym nowemu wzorcowi badań społecznych w Polsce, publiczne dystansowanie się wobec „naukowości" jako uzasadnienia własnych poczynań badawczych, wystąpiło w naszym środowisku socjologicznym dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych. Dziś już nie szokuje takie spostrzeżenie, jak np. M.

Czyżewskiego, który analizując krytycznie recepcję socjologii interpretatywnej w naszym kraju powiada: „Dalszy rozwój badań interpretatywnych mógłby, w moim odczuciu, w większym stopniu opierać się na pomysłowości i i n d y w i d u a l n o ś c i badacza, nawet za cenę formułowania ryzykownych wniosków badawczych. Ożywczo mogłoby także podziałać na socjologię interpretatywną odnowienie jej związków z f i l o z o f i ą i l i t e r a t u r ą p i ę k n ą "

[w: Giza-Poleszczuk, Mokrzycki (red.) 1990, s. 190, wyróżn. A.W.]. Stanowisko Czyżewskiego można nazwać posejentystycznym, lub, jak wolą inni, „postmodernistycznym"; por. również zmierzające w podobnym kierunku rozważania nad możliwymi postaciami socjologii - bardziej ,,naukową" i bardziej „literacką" w: W. Lepenies [1988].

73

proponowanego przeze mnie modelu postępowania badawczego, zwłaszcza w części poświęconej „weryfikacji". Nadto - jak dziś to oceniam - użyt-kowanie pojęcia „ e m p i r i i " , oraz samo posługiwanie się nim, również wyrażało w moich ówczesnych rozważaniach własne obciążenia kategoriami i wymogami socjologii „pozytywistycznej". Dziś używałabym pojęcia

„praktyka", „postępowanie badawcze", czy nawet „działania badawcze w sensie fronesis, co pozwoliłoby mi przezwyciężyć opozycję teoria- empiria.

tak charakterystyczną dla wzorca „pozytywistycznego". W aktywności badacza - „humanisty" teoretyczność bądź praktyczność można uznać jedynie za a s p e k t y jego wysiłków poznawczych, w pewnych etapach badawczych nierozdzielne (np. gdy „interpretuje"). W pojęciu „empirii zawarta jest też - jako przesłanka ukryta Gouldnera i zarazem jako nawyk przejęty z badań głównego nurtu - pewna o g r a n i c z o n a k o n c e p c j a r z e c z y w i s t o ś c i - racjonalna lub racjonalistyczna. Jak wiemy z doświad­

czenia potocznego, rzeczywistość jedynie bywa, a nie jest racjonalna; nie sposób zatem posługując się terminem „empiria" abstrahować od prob­

lemów założeń epistemologicznych i ontologicznych, których przejawem może być nasza aparatura pojęciowa, czy szersze koncepcje, którymi się posługujemy. Trzeba wyłożyć, jak się ,,e m p i r y c z n o ś ć" rozumie25.

25 Kompetentną krytykę założeń metateoretycznych przyjmowanych jawnie lub wykrywa­

nych analitycznie ex post u poprzedników i współczesnych w antropologii, zawiera praca M. Buchowskiego i W. Burszty: O założeniach interpretacji antropologicznej, Warszawa 1992.

Charakteryzując najnowszą fazę rozwoju antropologii autorzy powiadają, że cechuje ją tendencja do eksponowania problematyki epistemologicznej, w tym wynikającej ze sporu pomiędzy „relatywistami" i „racjonalistami" („obiektywistami"), który to spór uznają za

„nierozstrzygalny" (tamże, s. 88). Ową ostatnią konstatację uważam za dyskusyjną, zależna.

z kolei od założeń metateoretycznych przyjętych przez autorów, których są zresztą w pełni świadomi. Ową „nierozstrzygalność" orzec bowiem trzeba, o ile chce się pozostać przy nauce jako wartości i jako pewnym „bycie" - pewnej formie wytworów kultury zachodniej; autorzy mówią dokładniej: „kulturze naukowej", zdając sobie sprawę z tego, że funkcjonujące dziś, dodam - po wszystkich sporach, niejako mimo, lub wbrew nim - ujmowanie „nauki" jest wytworem historycznym zachodniej kultury. Jest przeto wyborem autorów, że chcą trwać przy tak rozumianej naukowości; że wymagają sami od siebie przyjęcia „«scjentocentrycznych»

przesądów". Wobec anythinggoes postmodernistycznej nauki o człowieku autorzy wolą wybrać opcję „samoograniczajacą się"; dyscyplinę, dzięki której postawią przed samymi sobą

„nieprzekraczalne granice dopuszczalnych artykulacji językowo-pojęciowych" (tamże, s. 89), gdyż trwają przy prawomocności naukowej jako wartości. Stąd też zapewne aparatura pojęciowa, którą się posługują, charakteryzując pewien podnurt dociekań antropologicznych, a który za swój przedmiot ma obszary tego co nieracjonalne lub irracjonalne z punktu widzenia zachodniej racjonalności, czy węziej - racjonalności naukowej w przyjętych na Zachodzie

74

„Rozumienie" w poszczególnych swych postaciach - nasze wciąż

Podstawowe narzędzie we wzorcu alternatywnym - może ponadto stać się

również podkategorią badań e m p i r y c z n y c h , służących celom

metateo-retycznym, o ile nasze pojmowanie „rzeczywistości" poszerzymy o sferę

ekspresji symbolicznych, czy to „racjonalną" czy „pozaracjonalną".

Anali-za, czyli rozumienie tekstu, np. biografii, może być w tym poszerzonym

sensie także e m p i r y c z n e , przy czym postulat wzorca

„humanistycz-nego", by badacz kontaktował się b e z p o ś r e d n i o z rzeczywistością

badaną, jest zachowany. Konstatacja, zdawałoby się, oczywista, w świetle

choćby fenomenologii Schutzowskiej, Gadamerowskiej hermeneutyki lub

współczesnej socjologii wiedzy [Krasnodębski 1986, Rosner 1991, Sójka

1991, Giza 1991], będących przecież z gruntu refleksją nad doświadczeniem

i możliwościami jego zastosowania w naszej pracy. Tego typu refleksji

w ówczesnych moich rozważaniach zabrakło, mimo że np. podstawowe

teksty Gadamera były już wtedy dostępne [Gadamer 1979]. Zbyt wąsko

Pojmowałam bowiem w tym czasie już nie tylko „metodologię" lub

,,empirię", ale także to, czym może być alternatywne uprawianie socjologii.