• Nie Znaleziono Wyników

W poszukiwaniu realizmu magicznego

Władek osobiście lubił ten swój „obowiązek". Bądź co bądź, choć Joance wydawał się strasznie stary i dorosły, miał dopiero jedenaście lat i całe to wieczorne mycie siostry było dla niego po prostu pierwszorzędną za­ bawą, tak że czasem rozbawiony przegapił swój „najważniejszy moment dnia", a mianowicie Dziennik Telewizyjny. Bo Władek nade wszystko interesował się polityką, a taki był oblatany w najważniejszych wyda­ rzeniach międzynarodowych, że zdarzyło mu się zapędzić w kozi róg najwytrawniejszych polityków miasteczka [..J43.

Leżałam, widziałam firanki, które trzeba będzie wyprać przed Bożym Ciałem, gdy procesja przejdzie obok nas. Po firankach chodziło kilka obrzydliwych much. Sufit był żółty i pęknięty. Na ścianie wisiał obraz Pana Jezusa modlącego się na krzyżu44.

Centrum Handlowe znajdowało się na dalekich przedmieściach i jadąc tam mijało się mnóstwo o wiele ciekawszych miejsc: oblepione wielkimi plakatami kina, eleganckie restauracje, baseny czynne do nocy, fabryki z wysokimi na sto pięter kominami, długie murowane ściany pokryte kolorowymi napisami [...]. A kiedy się tam już dojechało, trzeba było wy­ patrzyć miejsce do parkowania, jak najbliżej wejścia, pamiętać o zabraniu z samochodu torebki i radia i odszukać w portmonetce pieniążek do wiel­ kiego kosza na kółkach45.

42 Por. M. Szewczyk, Realizm magiczny: geneza - terminologia - praktyka literacka (różnorod­

ność programowo-artystyczna), „Przegląd Humanistyczny" 2001, z. 3, s. 48. 43 M. Tomaszewska, Bal u zegarmistrza Teofila, wyd. 2, Warszawa 1987, s. 20. 44 Z. Domolewski, Zosia pleciona, Poznań 2003, s. 240.

45 R. Witek, Plaża tajemnic, Kraków 2004, s. 11; dalej cytuję wg tego wydania, w nawia­ sach zaznaczono numer strony.

Przytoczone opisy szczelnie wypełniają informacje topograficzno- -temporalne i obyczajowe. Wiemy, że dotyczą małego miasteczka, wsi, dużej aglomeracji, podają wiele szczegółów, na podstawie których moż­ na precyzyjnie określić czas akcji, wstępnie scharakteryzować postacie. Zidentyfikujmy jednak najpierw ich autorów. Pierwszy fragment po­ chodzi z powieści Marty Tomaszewskiej Bal u zegarmistrza Teofila, dru­ gi z Zosi plecionej Zdzisława Domolewskiego, ostatni jest jedną z pierw­ szych sekwencji Plaży tajemnic Rafała Witka. Mimo oczywistych różnic stylistycznych czy narracyjnych mają wspólny cel: przekonać o swoim prawdopodobieństwie, uciekają się przy tym do różnych zabiegów. Proponuję baczniej im się przyjrzeć. W cytacie z Balu u zegarmistrza

Teofila pojawia się rodzeństwo Władek i Joanka. Dzieli ich najprawdo­ podobniej różnica pięciu, sześciu lat. Starszy brat jest odpowiedzial­ ny, spoczywa nań obowiązek niemal rodzicielskiej opieki nad siostrą. Jego „dorosłe" zainteresowania polityką (codzienny rytuał oglądania dziennika telewizyjnego) oraz umiejętność prowadzenia dysput na ten temat mają dodatkowo sugerować chłopca dojrzałego ponad swój wiek. Narrator podkreśla jednocześnie dobre relacje między rodzeń­ stwem, skoro nawet wieczorne mycie prowokować może „pierwszo­ rzędną zabawę". Zupełnie innym nastrojem emanuje passus z powieści Domolewskiego. Opis wywołuje naturalistyczne asocjacje, wzmocnione kwalifikatorem „obrzydliwe". Warto zwrócić uwagę na usytuowanie narratora-obserwatora (czy raczej obserwatorki), który znajdując się w pozyq'i leżącej, patrzy do góry, czym „umieszcza" w jednej linii wi­ zerunek Chrystusa oraz brudną firankę. Na oczach czytelnika dokonuje się swoista konfrontacja sacrum (Boże Ciało, ukrzyżowany Zbawiciel) z profanum. Wszelako uwaga o praniu firanek, muchach, „żółtym i pęk­ niętym" suficie, odwołuje się explicite do potocznego doświadczenia czytelnika. W ruchu znajduje się natomiast narrator Plaży tajemnic, dla­ tego jego widzenie miasta ma charakter migawkowy, a obrazy zmienia­ ją się jak w kalejdoskopie. Wyposażony w dziecięcą optykę, dzieli się bardzo konkretnymi spostrzeżeniami bez jakiejkolwiek symbolicznej głębi na temat lokalizaq'i centrum handlowego, mijanych po drodze budynków, kłopotów z parkowaniem, środków ostrożności (parkin­ gowi złodzieje) itd. Przytacza zatem autentyczne szczegóły realnego, dodajmy, jakże współczesnego życia.

Dość jednoznacznym znakiem czasu pierwszego z cytowanych fragmentów jest wzmianka o „podstawowym źródle informacji" w PRL-u, czyli dzienniku telewizyjnym, co zawęża możliwą perspek­ tywę czasu wydarzeń do około 1989 roku. W Zosi plecionej pojawia się

127

sygnał kalendarza liturgicznego - zbliżające się święto Bożego Ciała. To oczywiście nie wszystkie zabiegi służące uprawdopodobnieniu li­ terackiej fikcji, pominięto dotychczas najważniejszy, tj. stylizację wy­ powiedzi na potoczną i żywą polszczyznę, a w przypadku utworu Witka stylizacji na naiwnie dowcipny język, jakim może posługiwać się dzisiaj mała dziewczynka. Kwestii tej nie będę rozwijać, nie sta­ nowi ona bowiem ważnego ogniwa dalszych obserwacji. Pewne jest, iż odwołanie się do wiedzy z autopsji, opisywanie codziennych, zwy­ czajnych czynności i miejsc, operowanie językiem mówionym czy zna­ kiem czasu historycznego, zdąża do stworzenia w prezentowanych utworach iluzji codzienności zakorzenionej w koncepcji tradycyjnego mimetyzmu. Takich szczegółowych analiz fragmentów zapewniają­ cych o życiowym prawdopodobieństwie powieści Tomaszewskiej, Domolewskiego i Witka mogłabym przytoczyć więcej. Do tego powró­ cę jeszcze nieco dalej.

Omawiając próby uwierzytelniania „autentyzmu" fikcji literackich, dotknęliśmy istotnego problemu stylu utworów realistycznych. Część dwudziestowiecznych teoretyków ogłosiła naturalną śmierć realizmu, byli też tacy, którzy postanowili zweryfikować poglądy i podejście do konwencji. Skupienie uwagi na zagadnieniu stylu mimetycznego, miast poszukiwania wątpliwych dowodów jego istnienia w treści, za­ proponował Auerbach. W Mimesis analizował, jak wiadomo, dzieła da­ lekie od XIX-wiecznego rozumienia mimetyzmu (np. Odyseję Homera,

Gargantuę i Pantagruela Rabelais'go). Swoją historycznoliteracką pe­ netrację podporządkował swoiście pojmowanej kategorii „motywu". W przeciwieństwie do słynnych śródziemnomorskich toposów wyod­ rębnionych przez Curtiusa, tropił raczej pewne motywy znaczeniowo- -sty lis tyczne, choćby połączenie bytu materialnego i duchowego w epo­ pei Rabelais'go albo mieszanie patosu z powszedniością w Hamlecie*6. Nie chcąc wdawać się w szczegółowe eksplikacje, przypomnę tylko, że kwestią realistycznego stylu zajmowali się również strukturaliści Roman Jacobson i Roland Barthes, a wśród rodzimych badaczy Wiktor Weintraub. Wszyscy oni, pochyleni co prawda bardziej nad organiza­ cją językową dzieła, zauważyli stałą obecność tzw. zbędnego szcze­ gółu, nieistotnego dla intrygi, niewnoszącego nic nowego do fabuły46 47.

46 Zob. Z. Żabicki, Ericha Auerbacha historia realizmu (wstęp tłumacza do pierwszego wyda­

nia polskiego), [w:] E. Auerbach, Mimesis. Rzeczyioistość przedstawiona w literaturze

Zachodu, przeł. i przedmową opatrzył Z. Żabicki, wyd. 2, Warszawa [b.r.], s. 8-9. 47 Zasadę „niepotrzebnego szczegółu" omawia W. Weintraub w artykule Wyznaczniki

Dzięki niemu udaje się jednak pisarzowi spreparować ową iluzję życia, oddać wrażenie bycia w realnej rzeczywistości. Trudno oprzeć się wra­ żeniu już na podstawienie tych krótkich ułamków tekstów, iż autorzy omawianych powieści zadbali o takie szczegóły. Ani brudna firanka w oknie, ani pieniążek do sklepowego wózka w żaden sposób nie po­ suwają akcji naprzód.

Coś z narratorów-detalistów mają przedszkolaki, potrafią reje­ strować różne dziwne drobiazgi, mikroskopijną, w oczach rodzica, sprężynkę w ulubionej zabawce, leżący w trawie kapsel, zachwyt może wywołać guzik przy maminej bluzce. Magnesem bywa jaskrawy kolor albo połysk, czasami kształt. Rodzą się z tego prawdziwe pasje kolekcjonowania takich bibelotów, z których wiele nabiera wartości sentymentalnej.

Problemy z uchwyceniem znamion konwencji i stylu realistyczne­ go w literaturze dziecięco-młodzieżowej są zasadniczo podobne, acz­ kolwiek niedorośli odbiorcy preferują zdecydowanie bardziej literac- kość niż ucieczkę od niej. Oglądają z zainteresowaniem świat „umeblo­ wany" bliskimi i przyjaznymi przedmiotami w zasięgu ręki. Niemniej ważne dla niedorosłych jest precyzyjne opisywanie nowych dla nich rzeczy, bo w ten sposób je poznają, uczą się. Rozszerza się nadto gra­ nica ich bezpieczeństwa48. Dzieciństwo i wczesna młodość kultywuje miejsca, chwile, rzeczy obecne, karmi się dotykalną teraźniejszością w równym stopniu co wyobraźnią. Jeśli młodzi odbiorcy czytają utwór o współczesności, lubią dowiadywać się, że Dzidzia z Plaży tajemnic nie cierpi fast foodów, mama Zosi „plecionej" ogląda serial na Polsacie, a jej nadpobudliwy kolega zachowuje się, jakby ktoś „podłączył mu baterie Duracell". Cenią historie, które dzieją się w określonych, zna­ nych albo łatwych do wyobrażenia czasoprzestrzeniach. Osadzenie w konkretnych realiach trącić może pozytywistycznym mimetyzmem, ale pomaga odbiorcy orientować się później również w świecie poza- literackim, ponadto pobudza jego zainteresowanie fabułą. Podwójnie ważny to czynnik dla nastolatka wkraczającego w dorosłość. Pragnie wtedy dla równowagi opuścić baśniowe rejony Blabaqi i Bajdocji, by znaleźć się w miasteczku podobnym do swojej miejscowości, gdzie czasami „diabeł mówi dobranoc", krzyżują się cztery ulice, a niedawno

wyd. II poszerzone, Wrocław 1987, s. 274-287. Por. też Z. Mitosek, Realizm, [w:]

Słownik literatury polskiej XX wieku..., dz. cyt., s. 909-921.

48 Por. M. Błażejewski, Przestrzenie biblioterapii, „Albo Albo. Problemy Psychologii i Kul­ tury" 2003, nr 4.

129

zamknięto jedyny w okolicy zakład produkcyjny. Lubi czytać o tym, co dotyczy go bezpośrednio, czyli marzeniach o komputerze, butach firmy Adidas, pracy dla ojca, szkłach kontaktowych zamiast znienawi­ dzonych okularów etc. Jak pamiętamy, tendencją do izolowania się od współczesności proza dla nastolatków broniła się przed prymitywną indoktrynacją w dobie Gomułki i Gierka. Trudno było długo wyzbyć się tej przypadłości, dopiero koniec lat osiemdziesiątych uświadomił czytającym istnienie kolejek po mięso, talonów na samochody, brak przysłowiowego papieru toaletowego tudzież obecność cenzury itd .4'J

Amerykańska teoretyk Wendy B. Faris wśród cech najbardziej reprezentatywnych dla prozy realizmu magicznego wymienia suge- stywność właśnie w tworzeniu iluzji codzienności. Oznacza to, że wy­ kreowana piórem autorów rzeczywistość do złudzenia przypomina tę realną za sprawą zwyczajnych, nawet banalnych czynności i przed­ miotów, w opozycji do fikcji fantastycznych, które tworzą alternatyw­ ne, z zasady diametralnie różne światy49 50. Założenie zatem ze wszech miar zgodne z koncepcją tradycyjnie rozumianej mimesis. Zacytowane na wstępie fragmenty nie mogą być wystarczającym dowodem na rea­ listyczne, a tym bardziej realistycznomagiczne uzasadnienie świata przedstawionego owych utworów, jakkolwiek zwiastują staranność w projektowaniu mimetycznych reguł fikcji. Idąc dalej tym tropem, proponuję skupić się na bardziej szczegółowej analizie realistycznej konwencji w tekstach sygnalizowanych na początku tej części roz­ działu, uzupełnionych o inne egzemplifikacje. Przyjmuję bowiem jako punkt odniesienia tezę, sformułowaną expressis verbis przez większość teoretyków, o silnym zakorzenieniu tendencji w weryzmie, czego do­ wodzi sam termin51. Wydaje się ona mieć uzasadnienie w badaniu rea­ lizmu magicznego w literaturze dziecka.

Ponieważ wiele z tych tekstów nie jest bliżej znanych, dlatego wy­ wody uzupełnią obserwacje dotyczące struktury gatunkowej, treści, konstrukcji fabuły oraz formy narracji. Świadomie rezygnuję tu z prób interpretacji utworów, której poświęcam kolejne rozdziały. Swoistym motywem przewodnim jak również spoiwem rozważań będzie ponad­ to kategoria cudowności „niespodziewanej", opartej na efekcie

zasko-49 Por. G. Leszczyński, Kompleks mentora. Powieść dla młodzieży u schyłku tysiąclecia, [w:]

Sezamie, otwórz się! Z nowszych badań nad literaturą dla dzieci i młodzieży w Polsce i za granicą, red. A. Baluch, K. Gajda, Kraków 2001, s. 52.

50 Por. W.B. Faris, dz. cyt., s. 167-185. Podaję za: T. Pindel, Zjawy, szaleństwo i śmierć. Fan­

tastyka i realizm magiczny w literaturze hispanoamerykańskiej, Kraków 2003, s. 240. 51 Por. rozdział 1.

czenia. Wstępna próba deskrypcji tendencji realnomagicznej w prozie dziecięcej obliguje dodatkowo do poruszania się na styku fantastyki baśniowej, weird fiction, oniryzmu, wyobrażeń, marzeń na jawie zwa­ nych fantazmatami52, stąd wysuwane wnioski będą miały charakter bardziej hipotez niż definitywnych ustaleń. Ostateczny cel sprowadza się do próby wyodrębnienia właściwości realizmu magicznego w pro­ zie dziecięcej.

Ekspozycja powieści Plaża tajemnic Rafała Witka53 zaintryguje i dorosłego, i tego mniejszego czytelnika:

Gdybyście chcieli dowiedzieć się czegoś o Dzidzi, to pewnie na początku zapytalibyście: ile Dzidzia ma lat, jak wygląda, gdzie mieszka? Ale odpo­ wiedzi na te pytania - argumentuje następnie narrator - nie wyjaśniłyby wam wiele, bo przecież świat pełen jest dziewięcioletnich dziewczynek o czarnych oczach i ciemnych włosach, mieszkających z rodzicami, star­ szymi siostrami i kotkami w małych domkach na przedmieściach [s. 5].

W pełnym przekory tonie, zręcznie pozbawia spodziewanego do­

ssier ciemnookiej Dzidzi. Dyskretnie podważa standardy tradycyjnego początku, natrząsa się poza tym ze słynnej zasady typowości (spadku po pozytywistycznym realizmie). Położenie akcentu na zwyczajność i przeciętność dziewczynki wywołuje zgodnie z zamysłem narratora efekt przeciwny. Tym bardziej, że dalej dowiadujemy się o cechach szczególnych Dzidzi - linii życia w kształcie znaku zapytania, zamiło­ waniu do rozwiązywania zagadek i czytania horoskopów. Ten element tajemnicy, zaakcentowany w tytule, nie przeszkadza jej być normalną, choć wyjątkowo żywą, nieco nawet rozbrykaną dziewięciolatką, która z łatwością wdrapuje się na najwyższe drzewo, przyjaźni z sympa­ tyczną Kaszoliną i lubi herbatę rumiankową. Jest też Dzidzia wyjąt­ kowo krytycznym recenzentem świata współczesnego, nastawionego

52 Pojęcie fantazmatu do badań psychiatrycznych wprowadził Freud, zainspirowany

notabene studiami nad niemieckim romantyzmem. Freudowską teorię marzeń na jawie zainteresowało się literaturoznawstwo za sprawą tzw. krytyki fantazma­ tycznej Marii Janion. Definicję fantazmatu podaje Słownik psychoanalizy autor­ stwa J. Laplanche'a i J.-B. Pontalisa, przeł. E. Modzelewska, E. Wojciechowska, Warszawa 1996, s. 52-56. Projekt krytyki fantazmatycznej Maria Janion przedsta­ wia [w:] Prace wybrane. Zło i fantazmaty, t. 3, Kraków 2001, s. 157-184.

53 Rafał Witek to poeta i prozaik (rocznik 1971). Jego pierwsza powieść dla dzieci Zwy­

kła dziewczynka ukazała się w 2002 roku. Plaża tajemnic zdobyła I nagrodę w kon­ kursie Wydawnictwa Znak „Popisz się przed dzieckiem" w 2004 roku. Więcej in­ formacji o autorze można znaleźć na jego stronie [dostęp: 10.05.2005] http://www. kultura.org.pl/print.php?nid=1452; http://www.znak.com.pl/book.php?id=1485 .

131

na konsumpcjonizm i komercję. Wyposażona w poczucie humoru niesfornego Mikołajka, wyśmiewa przyzwyczajenia rówieśników wę­ drujących na szkolnych wycieczkach do „mekki szybkiego jedzenia", tutaj żartobliwie nazwanej „McSzokiem". Wiecznie zagonionym doro­ słym wytyka upodobanie do relaksu w formie weekendowych zaku­ pów w centrach handlowych, innym razem protekcjonalny stosunek do dzieci.

Plaża tajemnic którą z powodu niewątpliwych pokrewieństw z serią Goscinny'ego można uznać za połączenie powieści łotrzy- kowskiej i przygodowej dla młodszych dzieci, trzyma się porządku mimetycznego. Nic nie zakłóca prawdopodobieństwa sekwencji pro­ stych codziennych czynności: śniadanie w towarzystwie tatusia, lekcje w szkole, wycieczka do parku, zakupy z siostrą itd. Konsekwentnie jednak narrator moduluje atmosferę niezwykłości wokół dziewczynki. Dowiadujemy się na przykład o jej „szóstym zmyśle", kiedy przewidu­ je ulewę w środku słonecznego dnia albo na podstawie ilości piegów na nosie przyjaciółki wróży piękną pogodę. Najistotniejszym stymula­ torem magiczności okazuje się wprowadzenie wątku zagadkowej ksią­ żeczki opatrzonej tytułem Wiersze dla niegrzecznych dzieci. Trafia do rąk dziewczynki w niewyjaśniony sposób, łatwo przewidzieć, że nie jest to zwyczajne dziełko i nieprzypadkowo znalazło się w posiadaniu kogoś o linii życia w kształcie znaku zapytania. Obecność tego wątku przy­ wołuje na myśl inne ważne „księgi", np. „pergaminową", własność Wielkiego Czarodzieja, bezmyślnie zbezczeszczoną w baśni Przedziwne

przygody duszka Dzińdzińnika Ewy Szelburg-Zarembiny, „bułeczkową" lekturę Hansa Thomasa - bohatera Przepowiedni Dżokera Gaardera, opo­ wieść o Fantazjanie, czytaną przez Bastiana w Niekończącej się historii

od A d o Z Endego. Romantycznie hamletowskie zatopienie w lekturze tajemniczej książki zabawnie opisał Wiktor Woroszylski w awangar­ dowej powieści Cyryl, gdzie jesteś? Uruchamia równocześnie bogatą symbolikę księgi, w tradycji judeo-chrześcijańskiej określanej epitetem świętej, księgi stworzenia czy księgi natury (pojęcia rozpowszechnio­ ne za sprawą kultury średniowiecznej). Przypomina się też znana od czasów hellenistycznych metafora świata-księgi, ponadto księga, jako archetypiczny wzorzec54.

54 O archetypie księgi w literaturze „osobnej" na przykładzie baśni Marii Konopnickiej O krasnoludkach i o sierotce Marysi pisze Alicja Baluch w Archetypach literatury

dziecięcej, Kraków 1992. For. też E.R. Curtius, Literatura europejska i łacińskie średnio­

W powieści Witka książeczka przybiera kształt interesującego wierszowanego Fasti (kalendarza). Co więcej, koncept polega na jego niekompletnej formie, posklejanych stronicach, pod których numera­ mi ukryte są kolejne daty. Czytanie oraz uzupełnianie książeczki staje się głównym elementem scalającym fabułę, ponadto implikuje owo „niezwykłe dzianie się", czyli przygody. Splatają się ze one szkolnymi hecami, przezabawną historią o kupowaniu brylantowego naszyjnika, poszukiwaniem zaginionego kota, wyprawą wakacyjną nad morze do dziadków, by wymienić najciekawsze. Nawiasem mówiąc, przygoda wychodzi poza ramy powieści. Zyskuje jeszcze bardziej namacalny dla małego odbiorcy kształt. Autor przygotował wespół z wydawcą nie­ spodziankę, dołączając do powieści mały tomik błyskotliwych i rado­ snych wierszyków pod tym samym tytułem Wiersze dla niegrzecznych

dzieci, czym - jak wyraziłby się twórca Wielkiej zabawy - przedłuża przygodę i zabawę z lekturą. Utwór i jego forma edytorska ujaw­ niają więc intersemiotyczyną naturę, zasadniczą cechę - dowodził Cieślikowski - literatury dziecka.

Aby skompletować „kalendarz", dziewczynka musi wyjść na wy­ sokie drzewo w parku, gdzie tkwi piętnasta stronica, bądź odszyfrować tekst ukryty w rysunku. Trzy źródła pomagają nadto wkleić brakujące stronice: list z butelki wyrzuconej przez morze, fragment zasłyszanej audycji radiowej oraz najważniejsze - odnaleziony oryginał magicznej książeczki. Określenie magiczna uzasadnia nadzwyczajny wpływ na rzeczywistość wykreowaną w utworze, w której odzywa się niejako formuła biblijnej sprawczej mocy słowa. Wierszyki z zagadkowej ksią­ żeczki antycypują kolejne zdarzenia, zawierają prefiguracje przyszłych obrazów, ona sama staje się zaś swoistą „księgą tworzenia". Mamy więc do czynienia z wyraźnie fantastycznym wątkiem.

W roli drugiego równorzędnego bohatera powieści Witek obsadził małego, uroczego Zyzia (całkowite przeciwieństwo swojego imiennika z Cyryla... Woroszylskiego), chłopca ze snów Dzidzi. Unikając nadmier­ nego skupienia się wyłącznie na treści utworu, warto przyjrzeć się tej postaci. Istnieje w snach Dzidzi w bardzo lirycznie nakreślonej warstwie onirycznej utworu, która została starannie oddzielona od fikcji realnej. Właściwie funkcjonuje w formie równolegle prowadzonej fabuły. Już podczas pierwszego spotkania okazuje się, iż chłopiec pierwotnie był bo­ haterem snu kogoś zupełnie innego, jest, by tak rzec, „snem przemiesz­ czonym", poszukującym pierwszego „właściciela", a zarazem twórcy. Dość oryginalny to pomysł - wyemitowany i wypuszczony senny obraz wchłonięty przez podświadomość innej osoby. Stanowi wyraźne novum

133

w tradycji polskiego oniryzmu dziecięcego. Głębsza refleksja na ten te­ mat znajdzie się w kolejnej części rozdziału. Ten obszerny rekonesans po materii utworu prowadzi do jeszcze jednego interesującego przeja­ wu cudowności w dowcipnej, pełnej przygód fabule.

Mimo szczelnej granicy między snem a jawą, ten pierwszy rzutuje na realność. Ba! Przenika do niej w postaci niepodważalnego corpus

delicti, tj. magicznej książeczki, znikającego horoskopu z kolorowego czasopisma (nomen omen dla „trzynastego znaku zodiaku"), listu w skrzynce pocztowej. Sprawcą wszystkich „cudów" jest wyśniony chłopiec. Na tym nie koniec niespodzianek. Otóż „właścicielem" snu, więcej, samym Zyziem, okazuje się realnie istniejący ekscentryczny, lecz dobroduszny staruszek, „co zapomniał,/Że od dawna jest do­ rosły..." Znany jako Plażowy Dziadek, swoim dziwacznym wyglą­ dem - „zestawem plastikowych wisiorków na szyi, wielkim zegar­ kiem oraz karnawałowymi okularami z doczepionym klaunowskim nosem" [s. 77] - wprawia w zdumienie Dzidzię i Koszalinę. Jeszcze większe zaskoczenie wywołuje odkrycie w domu staruszka fotografii przyjaciela ze snów — Zyzia. Można traktować sny bohaterki w wy­ miarze „szczególnie motywowanej anegdoty", korzystając z terminu Aleksandry Okopień-Sławińskiej55, która w oczywisty sposób rzutuje na fabułę toczącą się na jawie. Pomaga zrozumieć relacje: sen-jawa, ale z drugiej strony komplikuje „wewnętrzny układ sensów"56 w utworze. Dlatego ostateczne odkrycie sensu zależności między śnioną a realną historią jest raczej zadaniem dla dorosłego czytelnika. Podwójną funk­ cję, pośrednika między rzeczywistością jawy a uśpienia oraz łagod­ nego mentora-przewodnika w wymiarze archetypicznym57, pełni Pani Zagadka. Enigmatyczna, dawna opiekunka przekornej Dzidzi, nieco w typie sławnej wróżki guwernantki Mary Poppins, aczkolwiek w od­ różnieniu od swej literackiej krewniaczki nie posiada wyraźnych cech magicznych. Jej specjalnością jest natomiast niespodziewane znikanie i pojawianie się, zawsze w pobliżu byłej wychowanki. Swoją osobą także podsyca klimat niepewności i enigmy.

Abstrahując od motywacji onirycznej, przykładem cudowności jest magiczne okno „dobrej pogody". O ile wszystkie okna w zwy­ czajnym przecież domku Dzidzi i jej rodziny przygnębiają widokiem

55 A. Okopień-Stawińska, Sny i poetyka, „Teksty" 1972, nr 2, s. 8. 56 Tamże, s. 9.

57 Por. A. Baluch, O mitycznej roli przewodnika, [w:] tejże, Archetypy literatury dziecięcej, dz. cyt., s. 61-68.

deszczu, o tyle okno w garderobie zachwyca dziecko oślepiającym