• Nie Znaleziono Wyników

Problem realizmu w literaturze i kulturze dziecięcej

„Problematyka realizmu w kilkunastu ostatnich latach stała się jakby niemodna, stosunkowo rzadko bywa podejmowana, a sam termin «re- alizm» traktowany jest niczym wstydliwy"1. Komentarz, choć skiero­ wany pod adresem dorosłych badaczy literatury, doskonale diagnozu­ je sytuację twórczości dla dzieci. W czasach wszędobylskiej fantastyki rozpatrywanie konwencji spokrewnionej z kategorią mimesis może wydawać się nietaktem. Może narazić na zarzut anachroniczności, by­ cia nie „na fali". Trudno jednak oponować, gdy słyszy się o współcze­ snym kryzysie realizmu. Wystarczy krótki rekonesans po literaturze i kulturze dziecięcej kilku ostatnich dekad, aby zauważyć ekspansję fa­ buł „fantastykopodobnych". Częściej dziecko trafia do Nibylandii niż na osiedle podobne do własnego, preferuje bardziej towarzystwo du­ cha Kacpra, małej czarownicy Will - strażniczki Kondrakaru, mistrza Yody aniżeli postaci „z życia wziętych". Aby uniknąć demonizacji zja­ wiska, przyznać trzeba, iż obok tej szablonowej i skomercjalizowanej produkcji egzystują znakomite i wysokoartystyczne utwory. Rację ma również Ryszard Waksmund, zauważając większą elastyczność i wa­ chlarz możliwości, jakie dała dwudziestowiecznym twórcom literatury dziecięcej fantastyka. Była siłą napędową dla gatunkowych, stylistycz­ nych i estetycznych eksperymentów, impulsem wielu artystycznych modernizacji2. Przyniosła baśń literacką, powieść fantastyczną,

fanta-1 A. Martuszewska, Kłopoty z realizmem (nie tylko pozytywistycznym), „Pamiętnik Lite­ racki" 2000, z. 2.

2 Por. R. Waksmund, Literatura dziecka w „stuleciu dziecka". Próba podsumowania, [w]:

Kultura literacka dzieci i młodzieży u progu XXI ivieku, red. J. Papuzińska, G. Lesz­ czyński, Warszawa 2002.

69

sy, nouveau roman, fantastykę grozy etc. Nawet środowisko psycholo­ gów rozwojowych, psychiatrów i pedagogów bardziej od opowieści realistycznych zawierza terapeutycznym walorom baśni czy fantasy3. Zjawisko literackiego realizmu nie spotykało się również ze szcze­ gólnym zainteresowaniem teoretyków czy historyków twórczości dla dzieci i młodzieży, skupionych przede wszystkim na badaniu chwy­ tów bądź konwencji z kręgu fantastyki4.

W konfrontacji z fantastyką realizm wypada blado, przewidywal­ ny i nudny, zawsze pozostaje w cieniu tej pierwszej. Na przestrzeni skromnych dziejów literatury dziecięcej zyskał dwa oblicza: pierwsze sprowadzić można do formuły „czytaj i ucz się", sedno drugiego do „przemyśl, baw się i snuj refleksje". Zamyka się w nich cala tradycja prozy dla dzieci, od powiastek Klementyny z Tańskich Hoffmanowej, powieści historycznych Zuzanny Morawskiej, poprzez Awanturę o Basię Kornela Makuszyńskiego i Niespokojne godziny Ireny Jurgielewiczowej. Pierwsze zawdzięcza utylitarystom oświeceniowym i pozytywistycz­ nym, drugie modernistom. Realistyczne pisanie i widzenie świata wiek XIX kształtował w opozycji do nierealistycznego, iluzję prawdy przeciwstawił kłamstwu, urojeniu. Utożsamiany często z wypaczo­ nym pojęciem mimetyzmu miał dawać gwarancję „prawomyślnego" przekazu literackiego. Pionierzy w badaniach nad twórczością dla dzieci, często równocześnie pedagodzy, próbowali zniechęcać do czy­ tania fantastycznych fabuł, spychanych systematycznie do kategorii zabobonu i niewiedzy. Widzieli w niej wroga rozumu i wiedzy. Dużo czasu minęło, nim uświadomili sobie, że wychowankowie potrzebują i mimesis, i fantazji. Mimo tych kampanii, głównie przeciwko baśniom, prowadzonym jeszcze w „stuleciu dziecka", realizm ustępował stop­ niowo miejsca sile wyobraźni w utworach dla młodszych czytelników. W jego dominium pozostają m.in. powieści dla dziewcząt, powieści łotrzykowskie i historyczne, proza obyczajowo-psychologiczna, przy- godowo-sensacyjna ad usum Delphini. Przedstawia teren z pozoru mało interesujący do badawczych eksploracji, zainteresowanie eks­ pertów koncentruje się głównie wokół tematyki, modelu bohatera, obecności lejtmotywów itp. Tymczasem wiele utworów utrzymanych

3 Mam na myśli słynną koncepcję B. Bettelheima przedstawioną w dziele Cudowne i po­

żyteczne. O znaczeniach i wartościach baśni. Fantasy terapią zajmuje się np. H. Dy-mel-Trzebiatowska w artykule Nie chrońmy kanionów przed wichurami. Kilka słów

o fantasy terapii, „Guliwer" 2003, nr 4.

4 Do nielicznych podejmujących kwestię realizmu w prozie dziecięco-młodzieżowej należą prace J.Z. Białka, K. Kuliczkowskiej, R. Waksmunda.

w konwencji realistycznej stanowi interesujące pole doświadczalne dla nowatorów usiłujących doganiać przemiany zachodzące w literaturze ogólnej. Twórczość „spod znaku dziecka" nie pozostaje bowiem obo­ jętna na to, co dzieje się w utworach dla dorosłych, także i tutaj mime- tyczność (termin często używany wymiennie z realizmem5) stała się obiektem twórczych poszukiwań. W rozważaniach nad naturą reali­ zmu w twórczości adresowanej do niedorosłych nie sposób pominąć problemu mimesis.

Kilkuletnie dziecko ma podwójną naturę: czarodzieja i naśladow­ cy, o czym była mowa w rozdziale drugim. Spaceruje z chmurami, strą­ ca gwiazdy, przenosi góry. Z uwagą wpatruje się równocześnie w rze­ czywistość zewnętrzną, intensywnieją przeżywa, kopiuje, ale i twórczo modyfikuje. Dziecięcy mimetyzm uczy świata przyszłego dorosłego, pozwala kompletować własną „bazę danych". Umożliwia przy tym, co wydaje się istotniejsze, przyglądanie się sobie w zwierciadle rze­ czywistości i w rezultacie wyodrębnienie własnego „ja". „Dziecko na poziomie prymamym jest zdolne do odebrania reguł gry i teatru mi­

mesis"6 - konstatuje Jerzy Cieślikowski. Pierwsze lata życia przebiegają niewątpliwie w atmosferze „teatru mimesis", akt pierwszy rozpoczyna „antropomorficzne mimesis palców", niepowtarzalne misterium anato­ mii, a zarazem manifestacja poprzez znaki swego udziału w kulturze, dopowiada nasz wielki pajdolog (tak tytułował się sam Cieślikowski)7. Z czasem palce ustępują pola zabawkom, mebelkom, lampie w kształ­ cie księżyca, rowerkowi, czyli składnikom tzw. subkultury malucha. Doświadczenie imitatio z tej pozycji zapisało w pamięci wiele byłych latorośli, wśród nich kilkuletni syn szacownej hanzeatyckiej rodziny Tomasz Mann. Na długo zanim zasiadł do pisania Czarodziejskiej góry, całymi godzinami odgrywał rolę kupca za ladą miniaturowego skle­ pu - zabawki, „zarządzał" spichlerzem, który do złudzenia przypomi­ nał te należące do jego ojca. Bardziej wysublimowaną formą rozrywki stały się wkrótce zabawy w greckich bogów - efekt fascynacji epo­ sami Homera8. Dla jednego z genialnych artystów ubiegłego wieku

5 Zob. np. Mimesis w literaturze, kulturze i sztuce, red. Z. Mitosek, Warszawa 1992; Z. Mi-tosek, Mimesis. Zjawisko i problem, Warszawa 1997.

6 J. Cieślikowski, Zabawa jako struktura pewnych tekstów literackich dla dzieci, [w:] tegoż,

Literatura osobna, wybór R. Waksmund, Warszawa 1985, s. 67.

7 Autor Wielkiej zabawy... dostrzega „zasługi" palców w budowaniu subkultury ota­ czającej dziecko, nazywa je „przedmiotami semiotycznymi". Akcentuje obecność tego tematu już w mitach i baśniach. Tamże, s. 71-73.

71

Tadeusza Kantora przygoda ze sztuką zaczęła się od wizyty na stacji kolejowej i zabawy w pociąg (własnoręcznie wykonany w tym celu rekwizyt - tekturową lokomotywę z wagonami, poruszaną za pomocą sznurka, ustawioną na większym pudle, nazwał autor Umarłej klasy pierwszą ruchomą sceną wykonaną w życiu)9. Aktywność tę uwzględ­ nia także oryginalna typologia dziecięcych zabaw autorstwa Rogera Caillois. Napotykamy tutaj przecież mimicry, osobną grupę gier naśla­ dowania, przebierania się, maski. Wyraża się w nich naturalny talent improwizatorski oraz instynkt ludyczny, cel zasadniczy sprowadza się jednak do chęci wejścia „za kulisy" świata dorosłych10.

Potrzeba odtwarzania w przypadku niedorosłych ściśle współgra z ciekawością — silą napędową wszelkiej aktywności. Wyostrzone oko i ucho małego dziecka chłonie sygnały z otoczenia, poddaje się pier­ wotnemu pędowi do odkrywania. Stąd w jego ręku szkiełko, namiast­ ka optycznego przyrządu, pasja zaglądania do środka rzeczy, penetro­ wanie tajemniczych miejsc: szaf, strychów, szuflad itp.

Spadkiem po starożytnych zmaganiach z problemem artystycz­ nej mimesis jest wciąż powtarzane w środowisku teoretyków sztuki i filozofów naiwnie brzmiące pytanie: jak ją rozumieć? Słychać różne odpowiedzi, najczęściej widzą w niej naśladowanie, powtórzenie rze­ czywistości (Platon, Arystoteles), imitowanie (Cervantes), jeszcze inni reprezentację (Paul Ricoeur). Zgodnym głosem podkreśla się jednako­ woż wieloznaczność i sprzeczności, jakie niesie ze sobą wspomniana kategoria. W tym arcyklasycznym dla estetyki zjawisku mimesis, co zauważył już Platon, obowiązuje scenariusz zabawy. Z jego strony, dodajmy, nie był to bynajmniej komplement, raczej argument potwier­ dzający tezę wielkiego filozofa o niebezpieczeństwie ulegania ludzkiej skłonności do naśladownictwa w sztuce. Uczeń Platona, Arystoteles, mniej radykalny od mistrza, akceptował imitatorską pasję człowieka artysty. Posunął się dalej, czyniąc mimesis kluczowym pojęciem w swej koncepcji sztuki, dostrzegł także, bez cienia lekceważenia, ludycz- ność za nim stojącą. Największa rewelacja zawierała się tymczasem

9 Zob. K. Pleśniarowicz, Kantor. Artysta końca wieku, Wrocław 1997. Przypomnieć wy­ pada, jak wielką rangę nadał Kantor pajdialności w swojej sztuce. To dzieciństwo dało początek słynnej Kantorowskiej zasadzie teatralizacji własnego „ja". Porusza ten temat praca Alicji Baluch Dziecko i świat przedstazuiony, czyli tajemnice dziecięcej

lektury, Warszawa 1987 (wyd. 2 poszerzone - Wrocław 1994).

10 Zob. R. Caillois, Żywioł i ład, przeł. A. Tatarkiewicz, Warszawa 1973, s. 309. Wyróżnia on jeszcze trzy inne grupy gier i zabaw: agon (gry współzawodnictwa i walki),

w stwierdzeniu Stagiryty, iż mimesis nie oznacza wyłącznie biernego kopiowania, przeciwnie, niesie ze sobą swobodę ujmowania rzeczywi­ stości w dziele, występującym raczej w roli jej „reprezentacji" aniżeli repliki (oczywiście obwarowanej pewnymi warunkami, np. klauzulą typów ości i prawdopodobieństwa). W Arystotelesowskim mimesis za­ kodowana jest tak naprawdę aktywność i twórczość - zauważa fran­ cuski hermeneuta Ricoeur11. Powyższa dygresja uświadamia nam stalą obecność pajdialnego pierwiastka w naukowej refleksji na temat relacji: dzieło i jego model. Odtwarzaniu gotowych matryc towarzyszy więc tęsknota za kreacją. Aby powiedzieć kiedyś „myślę, więc jestem", naj­ młodszy winien wcześniej dokonać innego odkrycia: „tworzę, więc je­ stem". Szczególnym a zarazem najstarszym aktem twórczym, najdaw­ niejszą formą kreaq'i jest działanie magiczne. Etap Kajtusia Czarodzieja wiąże się z opanowaniem świata i wchłonięciem go. A zbudowanie trwałych fundamentów egzystencji małego człowieka, o czym prze­ konuje twórca Kajtusia Janusz Korczak, poprzedza zniszczenie wielu wysp i zamków na Wiśle. Na czarodziejskie próby ściśle nakładają się zdobyte wzory, które wymagają różnych kostiumów, gestów i ruchów podpatrzonych u innych. Zatem obydwa typy zachowań sprowadzają się do wspólnego mianownika: zbliżenia do wiedzy o sobie i o świecie. Mieszczą się one ponadto, mówiąc językiem Cieślikowskiego, na ma­ pie dziecięcego folkloru pod pięknym hasłem „wielkiej zabawy".

Realistyczny w słowniku dziecięcym często oznacza „z życia wzięty". Kiedy mówią „z życia", mają na myśli: „z otoczenia, na fak­ tach autentycznych (sic!), możliwy, prawdopodobny, prawdziwy", przedszkolaki idą dalej mówiąc: „to naprawdę się zdarzyło", awan­ sują fikcję do rangi prawdy obiektywnej12. Czas odbiera im nieste­ ty tę uroczą pewność. Dopóki „siwi panowie" z wiersza Zbigniewa Herberta nie uświadomią im dorosłego, naukowego punktu widze­ nia, zawierzają własnej intuicji. Zastanawia, jak łatwo młody czytelnik identyfikuje dyrektywy kierujące wykreowanym światem, wystarczą pierwsze zdania utworu: „Na naszej ulicy mieszkał obywatel trzyna­ stoletni. Znajomi chłopcy powiedzieli mi, że nazywa się Marek Piegus i że chodzi do szóstej klasy" (Edmund Niziurski, Niewiarygodne przy­

gody Marka Piegusa); „Patrzcie, oto spoza wzgórza wychodzą trzy po­

11 Informacje te podaję za: Arystoteles, Poetyka, przel. i oprać. H. Podbielski, Wrocław 1983; Z. Mitosek, Teorie badań literackich, wyd. 5, Warszawa 2004, s. 21-42; A. Mel-berg, Teorie mimesis: repetycja, przeł. J. Balbierz, Kraków 2002.

12 Potwierdziły to badania prowadzone przeze mnie w latach 2002-2003 wśród uczniów Szkoły Podstawowej w Sułkowicach (woj. małopolskie).

73

stacie. Cóż za dziwaczni podróżni!" (Wojciech Żukrowski, Porwanie

w Tiutiurlistanie); „Poranek był taki, jaki powinien być, kiedy się idzie na koniec świata" (Anna Onichimowska, Koniec świata i poziomki); „Czy potrafię ją opisać? To bardzo trudne zadanie [...]. Ona, moja babcia. A więc będę musiał używać... czarów" (Jan Edward Kucharski, Moja

babcia czarownica)'7,, aby wychwycić mniej lub bardziej wyraźne sygnały fantastyki czy realizmu. Pewność wzrasta wprost proporcjonalnie do zdobywanej wiedzy o empirii, im starszy adresat, tym większe kom­ petencje w porównywaniu świata przedstawionego utworu z rzeczy­ wistością realną. Zdaniem Andrzeja Zgorzelskiego w tych incipitach zawiera się jednocześnie specyficzna umowa, układ między autorem i czytelnikiem, na mocy którego druga strona „zawiesza swoją niewia­ rę"13 14. Przypadek młodego odbiorcy słowa drukowanego wygląda zde­ cydowanie inaczej, u zarania swej przygody z lekturą podchodzi do niej z pełną wiarą i zaufaniem, oddaje się jej, „wchodzi całym sobą", ignoruje bariery fikcyjności, staje się jej „uczestnikiem"15.