Część IV. Alternatywa
III. Na pograniczu filozofii politycznej
2. Co pozostało z Berlina?
1. Recepcja dzieła Isaiaha Berlina
Przed kilkoma laty miałamokazję rozmawiaćw Oksfordzie ze światowej sławy filozofem, Josephem Razem. Zapytałam go o jego ocenę dziedzictwaIsaiaha Berlina. Obu myślicieliłączy wszakbardzo wiele - pokrewna,pluralistyczna optyka na gruncie refleksji moralnej,niekwestionowanaorientacja liberalna, uzna nie wagi przynależności do wspólnoty, wreszcie wspólneżydow skie korzenie. Pamiętam, że rozmawialiśmy onajsłynniejszym eseju Berlina Two Conceptsof Liberty1. Joseph Raz wykrzyknął:
Weloved tohateit! [uwielbialiśmy gonienawidzić]. Dane mijuż było wcześniej poznać specyficznyklimat oksfordzkichdysku sji - owej finezyjnej szermierki intelektualnej, uprawianej przez wirtuozów zarówno filozoficznej analizy, jaki mistrzowskiej gry słów. Choć wypowiedź mojego rozmówcy w pełni wpisywała się w znajomy styl, to jednak wprawiła mnie w niemałe zdu
mienie. „Dlaczego?”, zapytałam. Odpowiedź brzmiała: „Prze cież to jest okropny esej. Bardzozły”. W odczuciuJosepha Raza Berlin był raczej historykiem idei, popularyzatorem i znanym
1 1. Berlin, Two Concepts of Liberty [1958], w: tenże, Liberty, red.
H. Hardy, Oxford 2002, s. 166-217; polski przekład: I. Berl in, Dwie kon
cepcje wolności, przeł. D. Grynberg, w: tenże. Cztery eseje o wolności.
Warszawa 1994, s. 178-233.
124 III. NA POGRANICZU FILOZOFII...
rozmówcą niż filozofem. To niemały paradoks, że z uwagi na znaczne podobieństwo poglądów w zakresie filozofii moralnej Raz jest przez niektórych interpretatorów uważany za kontynu atora Berlina. Notabene on sam stanowczoodżegnuje sięod ta
kiego zaklasyfikowania swoich dokonań.
Joseph Raznie jest bynajmniej odosobniony w swej ocenie intelektualnego dziedzictwa Berlina. W Wielkiej Brytanii po
dzielająna przykładmocno krytyczny wobec dorobku Berlina Roger Scruton; w Polsce zaś RyszardLegutko2.Opinie przywo
łanych myślicieli nie dająjednak pełnego obrazu recepcji dzieła oksfordzkiego filozofa.Dość powiedzieć, że w rokpojegoodej ściu wpływowy periodyk „TheNew YorkReview of Books” zor
ganizował sympozjum, w którym wzięły udział najznakomitsze współczesne nazwiska (m.in. Ronald Dworkin, Steven Lukes, Thomas Nagel, CharlesTayor, Michael Walzer i żyjący jeszcze wówczas Bernard Williams). Wtrakciedebaty nad dziedzictwem Berlina z ust CharlesaTaylora padły następujące słowa: „Teza Isaiaha o pluralizmie wartościnietylkouderzyła w rozmaiteto talitarne teorie wolności pozytywnej, lecz także poważnie za
chwiałateoriami moralnymi, dominującymiw jegośrodowisku.
Jest paradoksem naszego intelektualnego świata [...], iż ta druga kwestia przeszła niezauważona.Podłożonobombę w akademii, alez jakichś powodów nie wybuchła”3. Ponad dekadę temu ta wypowiedź mogła się wydawać uzasadniona; nieodległa przy
szłość miała jednakpokazać,że istotnie mieliśmy do czynienia z bombą,tyle że wyposażoną wopóźniony zapłon. Jużw2000 rokuRonald Dworkin, wielki ideowy przeciwnik Berlina,przy
pisałjego dziedzictwu mianojednego z „dwóch najpotężniej szych współczesnychźródełoddziaływania nateorięliberalną”4.
Tymdrugim źródłemjestrzeczjasnarefleksja filozoficznaJohna 2 Zob. mój esej Traktat o wolności, s. 17-59.
3 Ch. Tayor, Plurality of Goods, w: The Legacy of Isaiah Berlin, red.
Μ. Lilia, FL Dworkin, R. B. Silvers, New York 2001, s. 117.
4 R. Dworkin, Sovereign Virtue: The Theory and Practice of Equality, Cambridge (Massachusetts), London 2000, s. 4-5.
2. COPOZOSTAŁOZ BERLINA? 125 Rawlsa. Samo zestawienie obrazujerangę, jaką dziełu Berlina nadał jego zdeklarowany antagonista. Nasuwa się myśl, iż oks-fordzki filozof najwyraźniej włożyłkij w mrowisko,skorojego ideebyływ stanie wzbudzić tak krańcowo odmienne odczucia.
Moja odpowiedźna tytułowe pytanie brzmi następująco. Oba najistotniejsze wątki twórczości Berlina, tojest liberalna kon
cepcja wolności i pluralizm etyczny, wykazujązdumiewającą aktualność. Tak, także Berlinowska doktryna liberalna, oskar
żana o anachroniczność,niedopracowanie i zaledwie szkicowy charakter. Co więcej, teraźniejszość odsłoniła takie elementy w obu pochodzących od Berlina koncepcjach, które otwierają noweperspektywy i zdająsię oferować odpowiedzi na wyzwa
nia współczesności.
2. Dwa elementy nośne spuścizny Berlina:
wolność i pluralizm
Cóż może byćnowatorskiegow wykładzieinaugurującym rok akademicki 1958/59 na Uniwersytecie Oksfordzkim? Wygło szonym w ściśle określonym kontekście historycznym, w do
datku przez osobę, którą owe okoliczności bezpośrednio do
tknęły? Jest rzeczą oczywistą, że łotewski emigrant, naoczny świadek sowieckiej rewolucji, w wyniku której utraciła życie nieomal cała jego dalsza rodzina, niemógł uniknąć głębokiego zaangażowania w zimnowojennedyskusje i spory. Nie sposób właściwieodczytać słynnych Dwóch koncepcji wolności, owe go namiętnego apelu o ochronę liberalnie rozumianej wolności jednostki, bez uwzględnienia historycznego kontekstu, w jakim ów tekst się zrodził.Jakie jednak odniesienie do współczesności może mieć sformułowane w epoce zimnej wojnyostrzeżeniedo tyczące skutkówwypaczania pojęcia wolności? Z całą pewno
ściąpozostajeono aktualne w Hayekowskim sensie, wyrażonym w jego znanej konstatacji, iż „nic nie gwarantujewolności;jej ceną jest ciągła czujność”. Niemniej aktualność Berlinowskiej koncepcji wolności znacznie wykracza poza przywołaną myśl
126 III. NA POGRANICZU FILOZOFII...
austriackiego noblisty. Stawiam tezę, iżjego pochodzący sprzed półwiecza esej zawiera kilka absolutnienowatorskich idei, wy biegających daleko wprzyszłość. Pod pewnymi względami myśl Berlina wyprzedza wpływoweideejego następców, wywierają ce formatywny wpływ na kształt współczesności. Dopiero dziś można ocenić, jaką to bombę- mówiąc słowami Charlesa Tay lora - podłożono onegdaj w akademii.
Popierwsze, Berlinjako jedynywśród myślicieliliberalnych mocno akcentował wagę przynależności jednostki do wspólno
ty. Tęsknotę do „bycia między swoimi” określał mianem głę bokiej ludzkiejpotrzeby stanowiącej jeden z atrybutów ludzkiej natury. Z drugiej jednakstrony, w esejach poświęconych nacjo
nalizmowi i dziedzictwu romantyzmu, ostrzegałprzed wybuja
łymiformami identyfikacjijednostki z grupą. Warto zauważyć, żezarówno klasyczni,jak i współcześni Berlinowiliberałowie całkowicie odtych kwestii abstrahowali. Koronnym przykładem wśród dwudziestowiecznych myślicieli liberalnych jest John Rawls, postrzegający człowieka w kategoriachracjonalnejjed
nostki, formującej swój indywidualny plan życiowy w oderwa
niu od wspólnoty. Wszak to dopiero w kontekście debaty nad jego wydaną w 1971 roku Teorią sprawiedliwości wysunięto przeciwkoRawlsowskiej, liberalnej optycezarzut skrajnego in
dywidualizmu i atomizmu, podkreślając znaczenie wspólnoty jako źródła tożsamości jednostki i jejkoncepcji dobra.W wyniku tej dyskusjiuformowałsię w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku odrębny kierunek w filozofii politycznej zwany komunita- ryzmem. Berlin mocno akcentował tekwestiekilka dekad wcze śniej; co więcej, jego ujęcie budziznacznie mniejwątpliwości.
W przeciwieństwie bowiemdokomunitarystów oksfordzki filo zof nie odwoływał siędowyidealizowanego obrazu abstrakcyj
nej wspólnoty. Przedmiotem jego zainteresowania jako history
kaidei były konkretne wspólnoty, żyjące w określonymmiejscu iczasie ihołdująceokreślonymkonstelacjomwartości.
Podejście Berlina znamionuje istotny zwrot w obrębie my
śli liberalnej. Został on zainicjowany na długo przed atakiem
2. COPOZOSTAŁOZ BERLINA? 127 przypuszczonym przez komunitarystów na liberalny „atomizm”. Jeśli odnieść tytułowe pytaniedo kwestii wspólnotowości, to od
powiedź będzie jednoznaczna - nie sposób dziś abstrahować od wytyczonejprzez Berlina ścieżki. Cokolwiek powiedziałby Jo sephRaz na temat własnej oryginalności, to niewątpliwie podąża on równoległą drogą. Stawiającswoją mocnątezę o społecznym zakorzenieniu wartości, pozostaje on bowiem równocześnie - takjak Berlin -niekwestionowanymliberałem. Zbliżoną opcję teoretyczną obrał także JohnGray, nie odżegnując się jednakod zaciągniętego u Berlina długu. Można sięzasadnie spodziewać, że z dziedzictwa oksfordzkiego filozofa będą w tym aspekcie czerpać także dalsi następcy; dzięki Berlinowi okazuje się, że możliwe jest identyfikowanie się z tradycją liberalną,a zarazem unikanie charakterystycznych dlań uproszczeń, z atomizmem społecznymnaczele.
Pora przejść dozapowiadanej eksplozji „bomby z opóźnio
nym zapłonem”. Sięgnijmy do najzupełniej niewinnie wyglą
dającego przypisu do Dwóch koncepcji wolności. Uwypukla jąc kontrastmiędzy dwoma pojęciami wolności - pozytywnym
inegatywnym - filozof opatruje go komentarzem,ujętym w for
męrozbudowanego przypisu. Przytoczmywprostjegowybrane fragmenty:
Jest bardzo prawdopodobne, że istnieje wiele niewspółmiernych rodza
jów i stopni wolności i że nie da się ich nanieść na jakąś pojedynczą skalę wartości. Co więcej, w przypadku społeczeństw trzeba rozstrzy
gać takie (logicznie absurdalne) problemy, jak: „Czy zarządzenie X zwiększa wolność pana A bardziej niż panów B, C i D traktowanych łącznie?” [...] A jednak, chociaż nie potrafimy tego dokładnie zmie
rzyć, mamy dobre powody, aby twierdzić, że przeciętny poddany króla Szwecji jest obecnie, na ogół, zdecydowanie bardziej wolny od prze
ciętnego obywatela Hiszpanii lub Albanii. „[...] Niejasność pojęć i wie
lość kryteriów, które należy uwzględnić, to cechy samego przedmiotu, a nie skutek naszych niedoskonałych metod pomiaru czy też nieumie
jętności precyzyjnego myślenia’'}.
’ I. Berlin, Dwie koncepcje wolności..., s. 190-191.
128 III. NA POGRANICZU FILOZOFII...
Tytułemprzypomnienia - esejpochodzi z latpięćdziesiątych ubiegłegowieku; stąd przywołane przykłady Hiszpanii i Albanii należyodnieść do ówczesnego kontekstu historycznego.
Na czym jednak zasadza się zapowiadana „wywrotowość”
powyższego fragmentu? Kluczinterpretacyjnyzawarty jest już w pierwszymprzytoczonym zdaniu. Wyraża ono kluczowądla refleksji moralnej i politycznej Berlina tezę o niewspółmierno ści wartości. W jego przekonaniu istnieje wiele obiektywnych dóbr, których jednak niesposób w pełniuszeregować. Nie istnie
jeżadnawspólnamiara, która by to umożliwiała. Nie ma także żadnego summiim bonum, które byłoby najwyższym dobrem dla wszystkich jednostek. Wielość i nieredukowalność ludzkichce lów iwartości sprawia,że wchodząone ze sobąw konflikty; nie ma wówczas możliwości odwołania siędo jakiegoś nadrzędnego kryterium, które pozwoliłoby na rozstrzygnięcie zaistniałej koli zji. Wspomnianetezy konstytuują nowe stanowisko w etyce, sy tuującesię między monizmem arelatywizmem. Berlin nadał mu mianopluralizmu wartości. Wizja, która wyłania się z plurali stycznego oglądu, to światbędący arenąnieuniknionych zderzeń, dylematówmoralnychi utraty, która z naturyrzeczy towarzyszy koniecznymwyborom między kolidującymi, ostatecznymiwar tościami. Torzeczywistość,wktórej z założenia niemożnamieć wszystkiego; gdzie nie wchodziw grę ani osiągnięcie harmonii, ani znalezienie jakiegoś „ostatecznego rozwiązania” ludzkich problemów. Wreszcie to świat na trwałe naznaczony brakiem, cierpieniem inieusuwalną możliwościąwystąpienia tragedii.
Wedle oksfordzkiego filozofa niewspółmierność może się zaznaczać na kilku różnych poziomach. Może się ona zaryso wywać międzyposzczególnymi wartościami w obrębie danego systemu moralnego(jak w przypadku kolizjimiędzy wymogiem walki o wolność ojczyzny a obowiązkiem opieki nad chorym rodzicem),między całościowymi stylamiżycia (jak wprzypad ku wyeksponowanego przez Machiavellego konfliktu między moralnością chrześcijańską a pogańską) i wreszcie - co szcze
gólnie charakterystyczne dla refleksji Berlina - w obrębie
2. CO POZOSTAŁO Z BERLINA? 129 poszczególnychwartości. I takna przykład wolność słowa może kolidować - i często koliduje - z wolnością od ingerowania w sferę prywatności,zaś wolność dawania wyrazu w przestrzeni publicznej swoim przekonaniom religijnym z wolnością świato poglądową. A zatemniewspółmierność wkracza wsferę liberal
nych zasadjako takich- wolności, sprawiedliwości, równości czy uprawnień. Obok dysharmonii między różnymi rodzajami wolności mogątakże wchodzićw grę kolizje zderzających się wymagań sprawiedliwości, rywalizujących ze sobą przejawów równości czy niemożliwych do pogodzenia roszczeń wynikają
cych z konkurencyjnych uprawnień. Niemożliwe jest więc sfor mułowanie kompletnego systemu zasad, który miałby uniwersal
nezastosowanie. Nie sposób racjonalnie rozstrzygać konfliktów, zarysowujących się w obrębie liberalnej moralności politycznej, przez odwołaniesię do abstrakcyjnej reguły czy teorii; kluczem dowyjścia z danejkolizji może być tylko konkretny kontekst sy
tuacyjny, lub - w szczególnychokolicznościach - wręcz dokona
nieradykalnego wyboru.Niewspółmierność wrazze wszelkimi konsekwencjami, związanymi z jej występowaniem,jest atrybu tem światawartości. Iluzją staje się zatemprzeświadczenie, iż sfera zasadliberalnychjest impregnowana najej oddziaływanie.
W tym właśnie punkcie najmocniej zaznaczają się niszczyciel skie konsekwencjewszczepieniatezy o niewspółmiernościwar
tości dorefleksjispołecznej.
Oto zatem obszar, w którym dochodzi do brzemiennej w konsekwencje eksplozji podłożonej bomby. Berlinowska teza o niewspółmierności podważa współczesne, monumental
ne koncepcje społeczne, pozostające w polu promieniowania fi lozofii Kanta. Należą do nichmiędzy innymi doktryny Ronal
da Dworkina, Roberta Nozicka, Bruce’a Ackennana i przede wszystkimautoranajbardziej wpływowej dwudziestowiecznej koncepcji -Johna Rawlsa. Jego słynna teoriasprawiedliwości została wzniesiona na fundamencie tezy o prymacie słuszno
ścinad dobrem,co zgodnie z zamysłem autora majej nadawać neutralnycharakter odnośnie do rywalizujących wizjidobrego
130 III. NA POGRANICZU FILOZOFII...
życia. Założeniem proponowanej przez Rawlsa strategii neu
tralności jest odwoływanie się w sytuacjachkonfliktudozasad proceduralnych, które ustalająwarunki, na jakich możnadążyć do kolidujących ze sobą dóbr. Zatem w przekonaniu Rawlsa za sady sprawiedliwości nie tylko stawiają czoło faktowi plura lizmu ludzkich celów i wartości, ale oferujątakże możliwość racjonalnego rozstrzygania problemów, do jakich może prowa dzićwielość iróżnorodność budowanych przez jednostki indy widualnych planów życiowych. Tym samym umożliwiają one pokojową koegzystencję odmiennych sposobów życia. Szko puł wtym, że zgodnie z Berlinowską tezą o niewspółmierno
ści wartości każda z regulatywnych zasad liberalnych jest sama wsobie potencjalnąareną konfliktu.
Tak oto z pozoru niewinna idea, wyrażona w przypisie do rzekomo anachronicznego już dziś eseju, niejako jednym ru
chem burzy całą plejadę współczesnych teorii. Trzeba dodać, że wszystkie one zostały sformułowane kilkanaście czy kil
kadziesiąt latpo ukazaniu sięDwóch koncepcji wolności i że wciąż jeszczezdecydowanie dominują we współczesnej myśli liberalnej. Zainicjowany przez Berlinanurt, jakkolwiek uprze
dziłzrodzony później kierunekmyślenia,dopiero toruje sobie drogę.
Sceptyczny czytelnik może w tym miejscu wyrazić nastę pującą wątpliwość - i cóż z tego, że teza o niewspółmierno ści stawia pod znakiem zapytania współczesną filozofię moral ną i polityczną, inspirowaną kantyzmem? Myśliciele spierają się ze sobą od wieków; niema rozwojubez twórczej dyskusji.
Rywalizujące perspektywy filozoficzne sąod czasówgreckich nieodłączną cząstką tradycji europejskiej. Jedyny destrukcyj ny skutek, jaki możebyć następstwem podłożonej przez Ber
lina bomby intelektualnej, tozachwianie pewnej liczby karier akademickich. Jednak i taka konsekwencja jest mocno wąt pliwa. Wszak ścieranie się opinii i poglądów to żywioł aka demików; stąd „nakręcanie dyskusji” to niejako woda na ich młyn. Zasadnicze pytanie,jakie się nasuwa, to: Czyprzyjęcie
2. COPOZOSTAŁO Z BERLINA? 131 Berlinowskiej, czy też na przykład Rawlsowskiej perspekty
wy etycznej majakikolwiek związek z realnym życiem i czy zgłębianie tej problematyki może być w czymkolwiek przydat
ne? Bojeśli nie,to pozostawmyintelektualistom ich ulubione rozrywki i nie marnujmy czasu i energii na jałowe „trzaskanie kostkąRubika”.
Moja odpowiedź na powyższąwątpliwość jest następująca.
Po pierwsze, to właśnie życie i konstytuująceje codzienne do
świadczenie uczy nas,że niewolno lekceważyć siły idei. Pisał o tym przejmująco Isaiah Berlin, przywołując ulubioną myśl Heinego: „koncepcjefilozoficznepielęgnowane w zaciszu pro fesorskich gabinetów mogą zniszczyć cywilizacje”6.Ówpoten
cjalnie niszczycielski aspekt idei nie wyczerpuje racji, dla któ
rych zasługują one na baczną uwagę. Jak bowiemcelnie piszę Andrzej Szahaj„Czy chcemy [...]tego czy nie, wciąż myślimy Platonem,jak ijego europejskimi dziedzicami: Kartezjuszem, Kantem czy Husserlem”7. Warto zatem uświadomić sobie, ja
kie, być może niezwerbalizowane, założenia są uwikłane w na szych poglądach czy opiniach? Innymi słowy - kim myślimy?
Jakie mogą być potencjalne konsekwencje głoszonych przeznas przekonań? Po drugie, nie jest prawdą jakoby doktryny, zbudo wane na fundamencie wywodzącejsięodKanta czystej filozofii prawa, nie miałyrealnego przełożenianacodzienne ludzkie do
świadczenie.Elementem nośnym bowiem wszystkich tychteo rii,wspierającychsię czy to nakoncepcjiumowy społecznej, czy fundamentalnych praw, czy wreszcie podstawowych wolności, jest z natury rzeczy paradygmat prawniczy. W związku z tym przyczyniająsię one wydatnie dojego promieniowania. A to jest aspekt o niezwykłej sile formatywnej, wywierający niekwestio
nowanywpływna kształtwspółczesności. Z odpowiedzią na py
tanie,czyówwpływ niesie ze sobąpozytywne skutki, czywręcz 6 Tamże, s. 179.
7 A. Szahaj, Ponowoczesny liberalizm Johna Graya a problem wielokul
turowości, w: tenże, Epluribus unum? Dylematy wielokulturowości i po
litycznej poprawności, Kraków 2004, s. 94, Horyzonty Nowoczesności, 36.
132 III. NA POGRANICZU FILOZOFII...
przeciwnie -mocno niepokojące konsekwencje - zmierzymysię wdalszej części rozważań. Nie jest także prawdą, jakobyzaini cjowanyprzez Berlina nowy nurt w filozofii moralnej nie miał żadnego związku ze zwykłym życiem - takim jakiego doświad czamy na co dzień. Przeciwnie, rzucając światło na uwikłane w nim konflikty, poczucierozdarcia i cierpienie, owanowator ska perspektywa etyczna pozwala je zinterpretować i zrozumieć, a tym samym podsunąć jakieś drogi wyjścia z nękających nas dylematów.
3. Dziedzictwo Berlina a fenomen jurydyzacji życia
W moim głębokim przekonaniu obydwa główne wątki, współ
tworzące spuściznę Berlina, mają bezpośrednie odniesienie do współczesności. Co więcej, pokuszę się o mocne stwierdzenie, że -jak rzadko kiedy - właśnie dziśpotrzebujemy przemyśleń akurat tegofilozofa. Paradoksalnie, przekonujące uzasadnienie tej tezy można znaleźć w pisarstwiejednego z najbardziej za
jadłych krytyków Berlina, to jest RyszardaLegutki. Sięgnijmy do publicystyki tegoż autoratraktującej oobserwacjach zebra nych przezeń w trakcie stażunaukowego w USA. Dotyczą one przemożnego wpływu,jaki charakterystyczna dlaamerykańskiej praktykiprawniczej instytucja uprawnień(czylirightś) wywiera nastosunki międzyludzkie:
Kiedy kobieta zrywa z mężczyzną, a ten nie daje za wygraną, telefonu
je do niej, przychodzi do niej do pracy itd., nazywa się to w Ameryce stalkingiem. Za stalking można wylecieć z pracy albo trafić do krymi
nału. Że nie jest to tylko teoria, przekonał się o tym pewien profesor.
[... ] Otóż ówże profesor [... ] związał się ze studentką. Po jakimś czasie studentka uznała, że staje się zbyt emocjonalnie od niego uzależniona, co, jak stwierdziła, stawiało ją w niekorzystnej sytuacji. Zerwała więc związek. Profesor stara) się ją zatrzymać. Wtedy ona złożyła zażalenie, w którego efekcie profesorowi prawnie zakazano zbliżania się do by
łej narzeczonej, gdyż to wprawiało ją w emocjonalne stresy. Profesor jednak nie ustąpił i spróbował innej drogi. Wysłał jej przez kwiaciar
nię wielki bukiet za 50 dolarów [...]. Za kilka godzin porą wieczorną
2. CO POZOSTAŁO Z BERLINA? 133
zjawili się u niego w domu policjanci, nałożyli mu kajdanki i odwieźli do więzienia, skąd wyszedł następnego ranka po złożeniu kaucji 50 ty
sięcy dolarów. Grozi mu proces o stalking i sprawa dyscyplinarna na uniwersytecie".
Powyższarelacja jest dla Legutki punktem wyjścia do wni kliwych uwag na temat dającego do myślenia zjawiska, któ
re można zaobserwować w amerykańskim życiu publicznym.
Przytoczona historia unaocznia fakt, iż w Stanach Zjednoczo
nych „prawoi sądyodgrywają coraz większą rolę, a obyczaj co raz mniejszą; wszak jeszcze do niedawna burzliwe i skompli kowane relacje damsko-męskiezałatwiano zupełnie inaczej, nie mieszając do tego sądów”9. Zdaniem Legutki źródłem tej ten dencji jest inwazja ideologii i polityki w intymne związki mię dzy ludźmi. Warto przytoczyć jeszcze jeden obszerny fragment jego przemyśleń. Mimo ich swobodnej, publicystycznej formy dostarczają one znakomitego komentarza dorozważań nad natu rą ispołecznymi konsekwencjami sporów prowadzonych w ka tegoriachuprawnień:
’ R. Legutko, Frywolny Prometeusz, Kraków 1995, s. 133.
’ Tamże, s. 134.
10 Tamże.
To, co dzieje się między kobietą i mężczyzną, czy między rodzica
mi a dzieckiem, jest dzisiaj przedmiotem stałej obserwacji ze strony
mi a dzieckiem, jest dzisiaj przedmiotem stałej obserwacji ze strony