• Nie Znaleziono Wyników

Co pozostało z Berlina?

Część IV. Alternatywa

III. Na pograniczu filozofii politycznej

2. Co pozostało z Berlina?

1. Recepcja dzieła Isaiaha Berlina

Przed kilkoma laty miałamokazję rozmawiaćw Oksfordzie ze światowej sławy filozofem, Josephem Razem. Zapytałam go o jego ocenę dziedzictwaIsaiaha Berlina. Obu myślicieliłączy wszakbardzo wiele - pokrewna,pluralistyczna optyka na gruncie refleksji moralnej,niekwestionowanaorientacja liberalna, uzna­ nie wagi przynależności do wspólnoty, wreszcie wspólneżydow­ skie korzenie. Pamiętam, że rozmawialiśmy onajsłynniejszym eseju Berlina Two Conceptsof Liberty1. Joseph Raz wykrzyknął:

Weloved tohateit! [uwielbialiśmy gonienawidzić]. Dane mijuż było wcześniej poznać specyficznyklimat oksfordzkichdysku­ sji - owej finezyjnej szermierki intelektualnej, uprawianej przez wirtuozów zarówno filozoficznej analizy, jaki mistrzowskiej gry słów. Choć wypowiedź mojego rozmówcy w pełni wpisywała się w znajomy styl, to jednak wprawiła mnie w niemałe zdu­

mienie. „Dlaczego?”, zapytałam. Odpowiedź brzmiała: „Prze­ cież to jest okropny esej. Bardzozły”. W odczuciuJosepha Raza Berlin był raczej historykiem idei, popularyzatorem i znanym

1 1. Berlin, Two Concepts of Liberty [1958], w: tenże, Liberty, red.

H. Hardy, Oxford 2002, s. 166-217; polski przekład: I. Berl in, Dwie kon­

cepcje wolności, przeł. D. Grynberg, w: tenże. Cztery eseje o wolności.

Warszawa 1994, s. 178-233.

124 III. NA POGRANICZU FILOZOFII...

rozmówcą niż filozofem. To niemały paradoks, że z uwagi na znaczne podobieństwo poglądów w zakresie filozofii moralnej Raz jest przez niektórych interpretatorów uważany za kontynu­ atora Berlina. Notabene on sam stanowczoodżegnuje sięod ta­

kiego zaklasyfikowania swoich dokonań.

Joseph Raznie jest bynajmniej odosobniony w swej ocenie intelektualnego dziedzictwa Berlina. W Wielkiej Brytanii po­

dzielająna przykładmocno krytyczny wobec dorobku Berlina Roger Scruton; w Polsce zaś RyszardLegutko2.Opinie przywo­

łanych myślicieli nie dająjednak pełnego obrazu recepcji dzieła oksfordzkiego filozofa.Dość powiedzieć, że w rokpojegoodej­ ściu wpływowy periodyk „TheNew YorkReview of Books” zor­

ganizował sympozjum, w którym wzięły udział najznakomitsze współczesne nazwiska (m.in. Ronald Dworkin, Steven Lukes, Thomas Nagel, CharlesTayor, Michael Walzer i żyjący jeszcze wówczas Bernard Williams). Wtrakciedebaty nad dziedzictwem Berlina z ust CharlesaTaylora padły następujące słowa: „Teza Isaiaha o pluralizmie wartościnietylkouderzyła w rozmaiteto­ talitarne teorie wolności pozytywnej, lecz także poważnie za­

chwiałateoriami moralnymi, dominującymiw jegośrodowisku.

Jest paradoksem naszego intelektualnego świata [...], iż ta druga kwestia przeszła niezauważona.Podłożonobombę w akademii, alez jakichś powodów nie wybuchła”3. Ponad dekadę temu ta wypowiedź mogła się wydawać uzasadniona; nieodległa przy­

szłość miała jednakpokazać,że istotnie mieliśmy do czynienia z bombą,tyle że wyposażoną wopóźniony zapłon. Jużw2000 rokuRonald Dworkin, wielki ideowy przeciwnik Berlina,przy­

pisałjego dziedzictwu mianojednego z „dwóch najpotężniej­ szych współczesnychźródełoddziaływania nateorięliberalną”4.

Tymdrugim źródłemjestrzeczjasnarefleksja filozoficznaJohna 2 Zob. mój esej Traktat o wolności, s. 17-59.

3 Ch. Tayor, Plurality of Goods, w: The Legacy of Isaiah Berlin, red.

Μ. Lilia, FL Dworkin, R. B. Silvers, New York 2001, s. 117.

4 R. Dworkin, Sovereign Virtue: The Theory and Practice of Equality, Cambridge (Massachusetts), London 2000, s. 4-5.

2. COPOZOSTAŁOZ BERLINA? 125 Rawlsa. Samo zestawienie obrazujerangę, jaką dziełu Berlina nadał jego zdeklarowany antagonista. Nasuwa się myśl, iż oks-fordzki filozof najwyraźniej włożyłkij w mrowisko,skorojego ideebyływ stanie wzbudzić tak krańcowo odmienne odczucia.

Moja odpowiedźna tytułowe pytanie brzmi następująco. Oba najistotniejsze wątki twórczości Berlina, tojest liberalna kon­

cepcja wolności i pluralizm etyczny, wykazujązdumiewającą aktualność. Tak, także Berlinowska doktryna liberalna, oskar­

żana o anachroniczność,niedopracowanie i zaledwie szkicowy charakter. Co więcej, teraźniejszość odsłoniła takie elementy w obu pochodzących od Berlina koncepcjach, które otwierają noweperspektywy i zdająsię oferować odpowiedzi na wyzwa­

nia współczesności.

2. Dwa elementy nośne spuścizny Berlina:

wolność i pluralizm

Cóż może byćnowatorskiegow wykładzieinaugurującym rok akademicki 1958/59 na Uniwersytecie Oksfordzkim? Wygło­ szonym w ściśle określonym kontekście historycznym, w do­

datku przez osobę, którą owe okoliczności bezpośrednio do­

tknęły? Jest rzeczą oczywistą, że łotewski emigrant, naoczny świadek sowieckiej rewolucji, w wyniku której utraciła życie nieomal cała jego dalsza rodzina, niemógł uniknąć głębokiego zaangażowania w zimnowojennedyskusje i spory. Nie sposób właściwieodczytać słynnych Dwóch koncepcji wolności, owe­ go namiętnego apelu o ochronę liberalnie rozumianej wolności jednostki, bez uwzględnienia historycznego kontekstu, w jakim ów tekst się zrodził.Jakie jednak odniesienie do współczesności może mieć sformułowane w epoce zimnej wojnyostrzeżeniedo­ tyczące skutkówwypaczania pojęcia wolności? Z całą pewno­

ściąpozostajeono aktualne w Hayekowskim sensie, wyrażonym w jego znanej konstatacji, iż „nic nie gwarantujewolności;jej ceną jest ciągła czujność”. Niemniej aktualność Berlinowskiej koncepcji wolności znacznie wykracza poza przywołaną myśl

126 III. NA POGRANICZU FILOZOFII...

austriackiego noblisty. Stawiam tezę, iżjego pochodzący sprzed półwiecza esej zawiera kilka absolutnienowatorskich idei, wy­ biegających daleko wprzyszłość. Pod pewnymi względami myśl Berlina wyprzedza wpływoweideejego następców, wywierają­ ce formatywny wpływ na kształt współczesności. Dopiero dziś można ocenić, jaką to bombę- mówiąc słowami Charlesa Tay­ lora - podłożono onegdaj w akademii.

Popierwsze, Berlinjako jedynywśród myślicieliliberalnych mocno akcentował wagę przynależności jednostki do wspólno­

ty. Tęsknotę do „bycia między swoimi” określał mianem głę­ bokiej ludzkiejpotrzeby stanowiącej jeden z atrybutów ludzkiej natury. Z drugiej jednakstrony, w esejach poświęconych nacjo­

nalizmowi i dziedzictwu romantyzmu, ostrzegałprzed wybuja­

łymiformami identyfikacjijednostki z grupą. Warto zauważyć, żezarówno klasyczni,jak i współcześni Berlinowiliberałowie całkowicie odtych kwestii abstrahowali. Koronnym przykładem wśród dwudziestowiecznych myślicieli liberalnych jest John Rawls, postrzegający człowieka w kategoriachracjonalnejjed­

nostki, formującej swój indywidualny plan życiowy w oderwa­

niu od wspólnoty. Wszak to dopiero w kontekście debaty nad jego wydaną w 1971 roku Teorią sprawiedliwości wysunięto przeciwkoRawlsowskiej, liberalnej optycezarzut skrajnego in­

dywidualizmu i atomizmu, podkreślając znaczenie wspólnoty jako źródła tożsamości jednostki i jejkoncepcji dobra.W wyniku tej dyskusjiuformowałsię w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku odrębny kierunek w filozofii politycznej zwany komunita- ryzmem. Berlin mocno akcentował tekwestiekilka dekad wcze­ śniej; co więcej, jego ujęcie budziznacznie mniejwątpliwości.

W przeciwieństwie bowiemdokomunitarystów oksfordzki filo­ zof nie odwoływał siędowyidealizowanego obrazu abstrakcyj­

nej wspólnoty. Przedmiotem jego zainteresowania jako history­

kaidei były konkretne wspólnoty, żyjące w określonymmiejscu iczasie ihołdująceokreślonymkonstelacjomwartości.

Podejście Berlina znamionuje istotny zwrot w obrębie my­

śli liberalnej. Został on zainicjowany na długo przed atakiem

2. COPOZOSTAŁOZ BERLINA? 127 przypuszczonym przez komunitarystów na liberalny „atomizm”. Jeśli odnieść tytułowe pytaniedo kwestii wspólnotowości, to od­

powiedź będzie jednoznaczna - nie sposób dziś abstrahować od wytyczonejprzez Berlina ścieżki. Cokolwiek powiedziałby Jo­ sephRaz na temat własnej oryginalności, to niewątpliwie podąża on równoległą drogą. Stawiającswoją mocnątezę o społecznym zakorzenieniu wartości, pozostaje on bowiem równocześnie - takjak Berlin -niekwestionowanymliberałem. Zbliżoną opcję teoretyczną obrał także JohnGray, nie odżegnując się jednakod zaciągniętego u Berlina długu. Można sięzasadnie spodziewać, że z dziedzictwa oksfordzkiego filozofa będą w tym aspekcie czerpać także dalsi następcy; dzięki Berlinowi okazuje się, że możliwe jest identyfikowanie się z tradycją liberalną,a zarazem unikanie charakterystycznych dlań uproszczeń, z atomizmem społecznymnaczele.

Pora przejść dozapowiadanej eksplozji „bomby z opóźnio­

nym zapłonem”. Sięgnijmy do najzupełniej niewinnie wyglą­

dającego przypisu do Dwóch koncepcji wolności. Uwypukla­ jąc kontrastmiędzy dwoma pojęciami wolności - pozytywnym

inegatywnym - filozof opatruje go komentarzem,ujętym w for­

męrozbudowanego przypisu. Przytoczmywprostjegowybrane fragmenty:

Jest bardzo prawdopodobne, że istnieje wiele niewspółmiernych rodza­

jów i stopni wolności i że nie da się ich nanieść na jakąś pojedynczą skalę wartości. Co więcej, w przypadku społeczeństw trzeba rozstrzy­

gać takie (logicznie absurdalne) problemy, jak: „Czy zarządzenie X zwiększa wolność pana A bardziej niż panów B, C i D traktowanych łącznie?” [...] A jednak, chociaż nie potrafimy tego dokładnie zmie­

rzyć, mamy dobre powody, aby twierdzić, że przeciętny poddany króla Szwecji jest obecnie, na ogół, zdecydowanie bardziej wolny od prze­

ciętnego obywatela Hiszpanii lub Albanii. „[...] Niejasność pojęć i wie­

lość kryteriów, które należy uwzględnić, to cechy samego przedmiotu, a nie skutek naszych niedoskonałych metod pomiaru czy też nieumie­

jętności precyzyjnego myślenia’'}.

’ I. Berlin, Dwie koncepcje wolności..., s. 190-191.

128 III. NA POGRANICZU FILOZOFII...

Tytułemprzypomnienia - esejpochodzi z latpięćdziesiątych ubiegłegowieku; stąd przywołane przykłady Hiszpanii i Albanii należyodnieść do ówczesnego kontekstu historycznego.

Na czym jednak zasadza się zapowiadana „wywrotowość”

powyższego fragmentu? Kluczinterpretacyjnyzawarty jest już w pierwszymprzytoczonym zdaniu. Wyraża ono kluczowądla refleksji moralnej i politycznej Berlina tezę o niewspółmierno­ ści wartości. W jego przekonaniu istnieje wiele obiektywnych dóbr, których jednak niesposób w pełniuszeregować. Nie istnie­

jeżadnawspólnamiara, która by to umożliwiała. Nie ma także żadnego summiim bonum, które byłoby najwyższym dobrem dla wszystkich jednostek. Wielość i nieredukowalność ludzkichce­ lów iwartości sprawia,że wchodząone ze sobąw konflikty; nie ma wówczas możliwości odwołania siędo jakiegoś nadrzędnego kryterium, które pozwoliłoby na rozstrzygnięcie zaistniałej koli­ zji. Wspomnianetezy konstytuują nowe stanowisko w etyce, sy­ tuującesię między monizmem arelatywizmem. Berlin nadał mu mianopluralizmu wartości. Wizja, która wyłania się z plurali­ stycznego oglądu, to światbędący arenąnieuniknionych zderzeń, dylematówmoralnychi utraty, która z naturyrzeczy towarzyszy koniecznymwyborom między kolidującymi, ostatecznymiwar­ tościami. Torzeczywistość,wktórej z założenia niemożnamieć wszystkiego; gdzie nie wchodziw grę ani osiągnięcie harmonii, ani znalezienie jakiegoś „ostatecznego rozwiązania” ludzkich problemów. Wreszcie to świat na trwałe naznaczony brakiem, cierpieniem inieusuwalną możliwościąwystąpienia tragedii.

Wedle oksfordzkiego filozofa niewspółmierność może się zaznaczać na kilku różnych poziomach. Może się ona zaryso­ wywać międzyposzczególnymi wartościami w obrębie danego systemu moralnego(jak w przypadku kolizjimiędzy wymogiem walki o wolność ojczyzny a obowiązkiem opieki nad chorym rodzicem),między całościowymi stylamiżycia (jak wprzypad­ ku wyeksponowanego przez Machiavellego konfliktu między moralnością chrześcijańską a pogańską) i wreszcie - co szcze­

gólnie charakterystyczne dla refleksji Berlina - w obrębie

2. CO POZOSTAŁO Z BERLINA? 129 poszczególnychwartości. I takna przykład wolność słowa może kolidować - i często koliduje - z wolnością od ingerowania w sferę prywatności,zaś wolność dawania wyrazu w przestrzeni publicznej swoim przekonaniom religijnym z wolnością świato­ poglądową. A zatemniewspółmierność wkracza wsferę liberal­

nych zasadjako takich- wolności, sprawiedliwości, równości czy uprawnień. Obok dysharmonii między różnymi rodzajami wolności mogątakże wchodzićw grę kolizje zderzających się wymagań sprawiedliwości, rywalizujących ze sobą przejawów równości czy niemożliwych do pogodzenia roszczeń wynikają­

cych z konkurencyjnych uprawnień. Niemożliwe jest więc sfor­ mułowanie kompletnego systemu zasad, który miałby uniwersal­

nezastosowanie. Nie sposób racjonalnie rozstrzygać konfliktów, zarysowujących się w obrębie liberalnej moralności politycznej, przez odwołaniesię do abstrakcyjnej reguły czy teorii; kluczem dowyjścia z danejkolizji może być tylko konkretny kontekst sy­

tuacyjny, lub - w szczególnychokolicznościach - wręcz dokona­

nieradykalnego wyboru.Niewspółmierność wrazze wszelkimi konsekwencjami, związanymi z jej występowaniem,jest atrybu­ tem światawartości. Iluzją staje się zatemprzeświadczenie, iż sfera zasadliberalnychjest impregnowana najej oddziaływanie.

W tym właśnie punkcie najmocniej zaznaczają się niszczyciel­ skie konsekwencjewszczepieniatezy o niewspółmiernościwar­

tości dorefleksjispołecznej.

Oto zatem obszar, w którym dochodzi do brzemiennej w konsekwencje eksplozji podłożonej bomby. Berlinowska teza o niewspółmierności podważa współczesne, monumental­

ne koncepcje społeczne, pozostające w polu promieniowania fi­ lozofii Kanta. Należą do nichmiędzy innymi doktryny Ronal­

da Dworkina, Roberta Nozicka, Bruce’a Ackennana i przede wszystkimautoranajbardziej wpływowej dwudziestowiecznej koncepcji -Johna Rawlsa. Jego słynna teoriasprawiedliwości została wzniesiona na fundamencie tezy o prymacie słuszno­

ścinad dobrem,co zgodnie z zamysłem autora majej nadawać neutralnycharakter odnośnie do rywalizujących wizjidobrego

130 III. NA POGRANICZU FILOZOFII...

życia. Założeniem proponowanej przez Rawlsa strategii neu­

tralności jest odwoływanie się w sytuacjachkonfliktudozasad proceduralnych, które ustalająwarunki, na jakich możnadążyć do kolidujących ze sobą dóbr. Zatem w przekonaniu Rawlsa za­ sady sprawiedliwości nie tylko stawiają czoło faktowi plura­ lizmu ludzkich celów i wartości, ale oferujątakże możliwość racjonalnego rozstrzygania problemów, do jakich może prowa­ dzićwielość iróżnorodność budowanych przez jednostki indy­ widualnych planów życiowych. Tym samym umożliwiają one pokojową koegzystencję odmiennych sposobów życia. Szko­ puł wtym, że zgodnie z Berlinowską tezą o niewspółmierno­

ści wartości każda z regulatywnych zasad liberalnych jest sama wsobie potencjalnąareną konfliktu.

Tak oto z pozoru niewinna idea, wyrażona w przypisie do rzekomo anachronicznego już dziś eseju, niejako jednym ru­

chem burzy całą plejadę współczesnych teorii. Trzeba dodać, że wszystkie one zostały sformułowane kilkanaście czy kil­

kadziesiąt latpo ukazaniu sięDwóch koncepcji wolności i że wciąż jeszczezdecydowanie dominują we współczesnej myśli liberalnej. Zainicjowany przez Berlinanurt, jakkolwiek uprze­

dziłzrodzony później kierunekmyślenia,dopiero toruje sobie drogę.

Sceptyczny czytelnik może w tym miejscu wyrazić nastę­ pującą wątpliwość - i cóż z tego, że teza o niewspółmierno­ ści stawia pod znakiem zapytania współczesną filozofię moral­ ną i polityczną, inspirowaną kantyzmem? Myśliciele spierają się ze sobą od wieków; niema rozwojubez twórczej dyskusji.

Rywalizujące perspektywy filozoficzne sąod czasówgreckich nieodłączną cząstką tradycji europejskiej. Jedyny destrukcyj­ ny skutek, jaki możebyć następstwem podłożonej przez Ber­

lina bomby intelektualnej, tozachwianie pewnej liczby karier akademickich. Jednak i taka konsekwencja jest mocno wąt­ pliwa. Wszak ścieranie się opinii i poglądów to żywioł aka­ demików; stąd „nakręcanie dyskusji” to niejako woda na ich młyn. Zasadnicze pytanie,jakie się nasuwa, to: Czyprzyjęcie

2. COPOZOSTAŁO Z BERLINA? 131 Berlinowskiej, czy też na przykład Rawlsowskiej perspekty­

wy etycznej majakikolwiek związek z realnym życiem i czy zgłębianie tej problematyki może być w czymkolwiek przydat­

ne? Bojeśli nie,to pozostawmyintelektualistom ich ulubione rozrywki i nie marnujmy czasu i energii na jałowe „trzaskanie kostkąRubika”.

Moja odpowiedź na powyższąwątpliwość jest następująca.

Po pierwsze, to właśnie życie i konstytuująceje codzienne do­

świadczenie uczy nas,że niewolno lekceważyć siły idei. Pisał o tym przejmująco Isaiah Berlin, przywołując ulubioną myśl Heinego: „koncepcjefilozoficznepielęgnowane w zaciszu pro­ fesorskich gabinetów mogą zniszczyć cywilizacje”6.Ówpoten­

cjalnie niszczycielski aspekt idei nie wyczerpuje racji, dla któ­

rych zasługują one na baczną uwagę. Jak bowiemcelnie piszę Andrzej Szahaj„Czy chcemy [...]tego czy nie, wciąż myślimy Platonem,jak ijego europejskimi dziedzicami: Kartezjuszem, Kantem czy Husserlem”7. Warto zatem uświadomić sobie, ja­

kie, być może niezwerbalizowane, założenia są uwikłane w na­ szych poglądach czy opiniach? Innymi słowy - kim myślimy?

Jakie mogą być potencjalne konsekwencje głoszonych przeznas przekonań? Po drugie, nie jest prawdą jakoby doktryny, zbudo­ wane na fundamencie wywodzącejsięodKanta czystej filozofii prawa, nie miałyrealnego przełożenianacodzienne ludzkie do­

świadczenie.Elementem nośnym bowiem wszystkich tychteo­ rii,wspierającychsię czy to nakoncepcjiumowy społecznej, czy fundamentalnych praw, czy wreszcie podstawowych wolności, jest z natury rzeczy paradygmat prawniczy. W związku z tym przyczyniająsię one wydatnie dojego promieniowania. A to jest aspekt o niezwykłej sile formatywnej, wywierający niekwestio­

nowanywpływna kształtwspółczesności. Z odpowiedzią na py­

tanie,czyówwpływ niesie ze sobąpozytywne skutki, czywręcz 6 Tamże, s. 179.

7 A. Szahaj, Ponowoczesny liberalizm Johna Graya a problem wielokul­

turowości, w: tenże, Epluribus unum? Dylematy wielokulturowości i po­

litycznej poprawności, Kraków 2004, s. 94, Horyzonty Nowoczesności, 36.

132 III. NA POGRANICZU FILOZOFII...

przeciwnie -mocno niepokojące konsekwencje - zmierzymysię wdalszej części rozważań. Nie jest także prawdą, jakobyzaini­ cjowanyprzez Berlina nowy nurt w filozofii moralnej nie miał żadnego związku ze zwykłym życiem - takim jakiego doświad­ czamy na co dzień. Przeciwnie, rzucając światło na uwikłane w nim konflikty, poczucierozdarcia i cierpienie, owanowator­ ska perspektywa etyczna pozwala je zinterpretować i zrozumieć, a tym samym podsunąć jakieś drogi wyjścia z nękających nas dylematów.

3. Dziedzictwo Berlina a fenomen jurydyzacji życia

W moim głębokim przekonaniu obydwa główne wątki, współ­

tworzące spuściznę Berlina, mają bezpośrednie odniesienie do współczesności. Co więcej, pokuszę się o mocne stwierdzenie, że -jak rzadko kiedy - właśnie dziśpotrzebujemy przemyśleń akurat tegofilozofa. Paradoksalnie, przekonujące uzasadnienie tej tezy można znaleźć w pisarstwiejednego z najbardziej za­

jadłych krytyków Berlina, to jest RyszardaLegutki. Sięgnijmy do publicystyki tegoż autoratraktującej oobserwacjach zebra­ nych przezeń w trakcie stażunaukowego w USA. Dotyczą one przemożnego wpływu,jaki charakterystyczna dlaamerykańskiej praktykiprawniczej instytucja uprawnień(czylirightś) wywiera nastosunki międzyludzkie:

Kiedy kobieta zrywa z mężczyzną, a ten nie daje za wygraną, telefonu­

je do niej, przychodzi do niej do pracy itd., nazywa się to w Ameryce stalkingiem. Za stalking można wylecieć z pracy albo trafić do krymi­

nału. Że nie jest to tylko teoria, przekonał się o tym pewien profesor.

[... ] Otóż ówże profesor [... ] związał się ze studentką. Po jakimś czasie studentka uznała, że staje się zbyt emocjonalnie od niego uzależniona, co, jak stwierdziła, stawiało ją w niekorzystnej sytuacji. Zerwała więc związek. Profesor stara) się ją zatrzymać. Wtedy ona złożyła zażalenie, w którego efekcie profesorowi prawnie zakazano zbliżania się do by­

łej narzeczonej, gdyż to wprawiało ją w emocjonalne stresy. Profesor jednak nie ustąpił i spróbował innej drogi. Wysłał jej przez kwiaciar­

nię wielki bukiet za 50 dolarów [...]. Za kilka godzin porą wieczorną

2. CO POZOSTAŁO Z BERLINA? 133

zjawili się u niego w domu policjanci, nałożyli mu kajdanki i odwieźli do więzienia, skąd wyszedł następnego ranka po złożeniu kaucji 50 ty­

sięcy dolarów. Grozi mu proces o stalking i sprawa dyscyplinarna na uniwersytecie".

Powyższarelacja jest dla Legutki punktem wyjścia do wni­ kliwych uwag na temat dającego do myślenia zjawiska, któ­

re można zaobserwować w amerykańskim życiu publicznym.

Przytoczona historia unaocznia fakt, iż w Stanach Zjednoczo­

nych „prawoi sądyodgrywają coraz większą rolę, a obyczaj co­ raz mniejszą; wszak jeszcze do niedawna burzliwe i skompli­ kowane relacje damsko-męskiezałatwiano zupełnie inaczej, nie mieszając do tego sądów”9. Zdaniem Legutki źródłem tej ten­ dencji jest inwazja ideologii i polityki w intymne związki mię­ dzy ludźmi. Warto przytoczyć jeszcze jeden obszerny fragment jego przemyśleń. Mimo ich swobodnej, publicystycznej formy dostarczają one znakomitego komentarza dorozważań nad natu­ rą ispołecznymi konsekwencjami sporów prowadzonych w ka­ tegoriachuprawnień:

’ R. Legutko, Frywolny Prometeusz, Kraków 1995, s. 133.

’ Tamże, s. 134.

10 Tamże.

To, co dzieje się między kobietą i mężczyzną, czy między rodzica­

mi a dzieckiem, jest dzisiaj przedmiotem stałej obserwacji ze strony

mi a dzieckiem, jest dzisiaj przedmiotem stałej obserwacji ze strony

Powiązane dokumenty