• Nie Znaleziono Wyników

Przestrzeń publiczna – pytanie o inkluzywność

Projekt Plater-Zyberka zakładał daleko posunięte otwarcie hipodromu, zamknięcie czę-ści treningowo-mieszkalnej – mieszkańcy-pracownicy mieli mieć własne gospodarstwo, tereny rekreacyjne oraz ośrodki życia społecznego. Układ ten ciekawie odzwierciedlał po-dział na miejską, publiczną inkluzywną część obiektu oraz przypominającą wciąż folwark (prywatna stajnia zamożnego właściciela i jego najemni pracownicy pochodzący w więk-szości z terenów jego rodowego majątku), część wiejską, opartą na autonomicznie w za-kresie zaspokajania swoich potrzeb wspólnocie. W tym rozdziale pragnę naszkicować jak w innej niż przewidywał autor projektu rzeczywistości społecznej – w czasach PRL-u, transformacji ustrojowej i obecnie zmieniała się dostępność tych terenów.

Zarówno w czasach PRL-u jak i obecnie teren ten należy do państwa (choć nie od razu – Towarzystwo Zachęty do Hodowli Koni istniało do 1950 roku i do tego czasu tor był „prywatny” jak mówią najstarsi mieszkańcy). Stan prawno-własnościowy nie oznacza jednak, że tory są dostępne dla wszystkich.

Dostanie się do środka części widowiskowej przed ‘89 rokiem było możliwe przez dwie bramy otwierane trzy razy w tygodniu. W czasach, w których przestrzeń publiczna koja-rzyła się głównie z pochodami i demonstracjami, w te dni, teren hipodromu był dla wielu warszawiaków właśnie odświętną przestrzenią publiczną rozumianą dosłownie - miejsce spotkania z innymi i swobodnej ekspresji. Tę funkcję po dziś dzień podkreśla część pu-bliczności używając brytyjskiego określenia – „meeting wyścigowy”. W południe autobusy pełne ludzi wjeżdżały w aleję od strony Puławskiej, a tłumy pieszych ciągnęły od strony pętli tramwajowej „Wyścigi” przez bramę od al. Wyścigowej. W pozostałe dni tygodnia, inaczej niż w krajach kapitalistycznych, ten wielki teren zielony był zamknięty i odizolo-wany od życia miejskiego. Pustoszał z powodu braku innego typu oferty konsumpcyjno--rozrywkowej oraz klubów hodowców i właścicieli.

Do lat 70-tych cały kompleks otaczały nieliczne gospodarstwa rolne więc dlatego, we-dle wspomnień mieszkańców, nikt nie próbował też zaglądać do części mieszkalno-trenin-gowej. Hektary zamkniętej zieleni nie stanowiły uszczerbku na dostępie dla kogokolwiek do terenów rekreacyjnych i przyrody, której w koło było w bród. Prowadzących do całe-go obiektu bram pilnowali emerytowani mieszkańcy, zwani dziadkami i babciami, którzy znali wszystkich mieszkańców z widzenia, a w razie pojawienia się intruza spisywali jego dane. Mieszkańcy też rzadko wyjeżdżali „na miasto”. Niemal wszyscy pochodzili z bied-nych chłopskich rodzin z różbied-nych stron Polski i całe ich życie społeczno-zawodowe w War-szawie wiązało się tylko z tym terenem.

Reprezentacyjna w założeniach brama wjazdowa od ulicy Puławskiej miała wprowa-dzać przybyszów z miasta na obsadzoną drzewami sześciopasmową aleję oraz chodniki, które biegną równolegle do toru zielonego aż do furt wejściowych na trybuny II i I. Jednak pod koniec lat 70., przy projektowaniu Ursynowa, który znajduje się po drugiej stronie ul.

Puławskiej, nie pomyślano o włączeniu obiektu w krwiobieg dzielnicy. W związku z tym po dziś dzień nie ma żadnych przejść dla pieszych na całej wysokości toru. Choć formal-nie ZTWK należy do Ursynowa, przekroczeformal-nie ul. Puławskiej jest możliwe tylko przez

jedno, odizolowane od osiedli przejście podziemne, które pod ulicznymi estakadami, które prowadzą na Ursynów. Od lat jest ono w całości wymalowane graffiti i znajduje się tu noclegowania dla bezdomnych mężczyzn. W rezultacie w dni wyścigowe reprezentacyj-na brama i aleja służą tylko publiczności zmotoryzowanej6. Brak łączności z Ursynowem przypieczętowuje fakt, że w dni wyścigowe organizatorzy nie otwierają w bramie głównej od Puławskiej furtki dla pieszych. Dla większości mieszkańców Ursynowa nie ma też do-godnego połączenia komunikacyjnego, które zatrzymywałoby się z którejkolwiek strony obiektu. Podsumowując układ miejski, który powstał tu w II połowie XX wieku sprawia, że front ZTWK jest użyteczny tylko dla zmotoryzowanych jadących z centrum.

Rysunek 7. Trybuna II. Lata 1955-1965

Źródło: NAC.

Radykalne zmiany w kwestii otwierania się terenu treningowo-mieszkalnego przynio-sły lata transformacji ustrojowej. Transformacja przyniosła rozszczelnienie granic osiedla i doprowadziła do jego stopniowej degradacji (której współsprawcą jest też upływający czas).

Po pierwsze, likwidacja PGR-u oznaczała, że zaprzestano własnej produkcji rolnej oraz zlikwidowany został centralny system dystrybucji pasz, siana itp. Obecnie każda stajnia, jako oddzielna firma, skazana jest na zaopatrywanie się u podmiotów zewnętrznych, które muszą wjeżdżać z towarami na teren obiektu. Również funkcje porządkowe czy naprawcze realizują podmioty zewnętrzne najmowane przez administratora. Po drugie, „miasteczko”

straciło formalno-prawny status osiedla pracowniczego, pojawiło się, co prawda niewiele rodzin nie związanych z wyścigami. Zanim Totalizator Sportowy Sp. z o.o. Oddział Wy-ścigi Konne Warszawa-Służewiec został administratorem obiektu w 2008 i pojawiła się ochrona, zniknęli dawni wartownicy i każdy mógł wejść na teren wyścigów. Dziczejące za-rośla ściągały amatorów używek starego i nowego typu. Izolowani dotąd trenerzy i dżokeje

6 Od kiedy torami administruje TS brama jest też otwierana na czas trwania wydarzeń organizowanych przez podmioty, które podnajmują obiekt od Totalizatora Sportowego takie jak: imprezy masowe oraz zamknięte eventy firmowe.

stali się łatwo na miejscu dostępni dla tych, którzy próbowali „nawiązać współpracę.” Po trzecie, bankructwa i oszczędności zmusiły trenerów do szukania darmowej siły roboczej.

Wraz z latami 90-tymi pojawiła się duża grupa tzw. amatorów – miłośników jeździectwa

„z miasta”, którzy w zamian za pomoc przy pracach w stajni mają możliwość dosiadania koni i tak w dwójnasób uzupełniają braki kadrowe. Kolejną kategorią nowych użytkowni-ków terenu stali się hodowcy i właściciele koni wyścigowych, którzy mniej lub bardziej re-gularnie oglądają treningi i uczestniczą w życiu stajni. Dziś, choć od kilku lat terenu pilnuje ochrona wynajęta przez administratora, a regulamin wiszący na bramach ogranicza wejścia do określonych godzin i wskazuje szereg zachowań zabronionych, zwyczaj wpuszczania

„obcych” na teren pozostał. Za to od mieszkańców administrator wymaga posiadania prze-pustek umożliwiających wjazd pod własne domy.

Po czwarte, utracie funkcji przemysłowych Służewca towarzyszyło pojawianie się no-wych. Degradacji „miasteczka wyścigowego” towarzyszyła gentryfikacja tuż za murem.

Od lat 90-tych wokół toru zaczął zaciskać się pierścień apartamentowców. Ważnym źró-dłem degradacji terenu stały się przez lata niestabilne formy jego własności i władania.

Obecnie jest niezbywalną własnością osoby Skarbu Państwa Polskiego Klubu Wyścigów Konnych i podlega administracji Totalizatora Sportowego Sp. z o.o. Oddział Wyścigi Kon-ne Warszawa-Służewiec, co sprawia, że jest w zasadzie eksterytorialny wobec miasta. Od-wrotnie niż w PRL-u, nie ma tu teraz urządzeń o charakterze publicznym, jak place zabaw.

W wielu miejscach brak oświetlenia i wieczorem osiedle spowijają ciemności. Na terenie osiedla nie ma ani jednego kosza na śmieci. Mieszkańcy kompensują to własnymi aranża-cjami ławeczek i ogródków.

Podsumowując, hipodrom zamknięty w okresie zimowym uchyla podwoje dla warsza-wiaków w weekendy od kwietnia do listopada. Po transformacji ustrojowej wyścigi konne odbywają się już tylko w weekendy. Za to epizodycznie otwiera się jako przestrzeń komer-cyjna na imprezy typu Orange Warsaw Festival. W przypadku osiedla i stajni ich społeczne granice ulegały rozszczelnieniu od lat 70. Wpierw poprzez powiązania funkcjonalne (skle-py, szkoły, parafia) ze Służewcem, następnie na skutek wieloletnich chaotycznych zmian form własności i finansowania tego terenu. Ponadto wraz z transformacją ustrojową na-stąpiło w okolicy zagęszczenie funkcji mieszkaniowych i usługowych. W rezultacie część nowych bezpośrednich sąsiadów toru wchodzi „za mur” na spacery z wózkami, z psami, uprawiają tam biegi i jazdę na rowerze. Doprowadza to sporadycznie do płoszenia koni i groźnych sytuacji.

Z perspektywy oczekiwań stawianych przed przestrzenią publiczną: aby była dostępna, wielofunkcyjna i dobrej jakości, trudno uznać ZTWK za akceptowalną. Fizyczne bariery:

mur, szlabany przy bramach wjazdowych, pasy zieleni, brak oznakowań, małej architektu-ry, a także bariery społeczne związane z odmiennym stylem i rytmem życia zamieszkującej tu zbiorowości, sprawiają, że przybysz z zewnątrz czuje się tu intruzem.

Trzeba zresztą podkreślić, że owa „publiczna perspektywa” jest zewnętrza, ponieważ dla większości ludzi „z wewnątrz” oczywistym jest, że to miejsce nie ma i nie może mieć publicznego. Był i jest miejscem „dedykowanym treningowi”, „zakładem pracy” oraz

„przestrzenią, w której głównym bohaterem jest koń, a nie człowiek”.